Jump to content
Dogomania

krwawienie po operacji i żal za krzywdę


martavantos

Recommended Posts

[quote name='martavantos'][B][FONT=Comic Sans MS]27.04 Vantos miał operację. Już wczesniej wspominałam ze jest wnętrem. Miał operacje o 14.00 trwała ok 2h. Wsadzilismy go do samochodu i pojechalismy do domu. Miał zabieg w Szczecinie a my mieszkamy w Goleniowie(ok 40km ood Szczecina),kiedy dojechalismy do domu , zobaczyłam sporo krwi na jego nogach i kocu. OD razu zadzwoniłam do pierwszego lepszego weta w GOleniowie, a on nie chciał nam udzielic pomocy!!!!![/FONT][/B]
[B][FONT=Comic Sans MS]Ale tak na niego na wrzeszczałam ze nas w koncu przyjął. Tłumaczył ze to nie on wykonał zabieg. No wiecie co! :shake: [/FONT][/B]
[B][FONT=Comic Sans MS]Po obejrzeniu rany stwierdził ze nic psu nie jest.:-( [/FONT][/B]
[B][FONT=Comic Sans MS]Kiedy juz dotarlismy do domu, połozył sie spokojnie.W tym czasie zadzwoniłam z płaczem do mojej mam ze cos jest nie tak. Gdy wrociła i obejrzała rane , przeraziła się. Krew leciał jak z kranu . Myslelismy że spełzła mu podwiązka. JEchalismy 140 km/h i był drugi raz operopwany:-( :-( [/FONT][/B]
[B][FONT=Comic Sans MS]CZy mieliscie tak sytuacje ?[/FONT][/B]
[B][FONT=Comic Sans MS]CZy moge ubiegac sie o zwrot kosztów?[/FONT][/B]
[B][FONT=Comic Sans MS]NIgdy w zyciu nic takigo nie przezyłam:-( :shake: , moja mama myslał ze bede miała zawał. o niczym innym nie mówiłam, nie myslałm. TEgo uczucia i sytuacji nieda sie opisac w taki sposób aby wywierała wrazenie. Tylko płakałam, bujałam sie w tył i w przód na krzesle nikt nie był mnie wstanie mnie uspokojic. Myslałam ze umrze.:-( :-( W klinice powiedzieli ze moze miec skaze bo nie zrobili próby krzepnięcia.ęn dzien był tragiczny:-( [/FONT][/B]
[B][FONT=Comic Sans MS]TYlko rozpaczałam i kiedy dalej o tym mysle chce mi sie płakac:-( [/FONT][/B]
[B][FONT=Comic Sans MS]To było powodem mojej nie obecnosci na dgm:-( [/FONT][/B][/quote]


przeżyłam dokładnie to samo co TY....pod koniec kwietnia (przed długim weekendeem majowym...suńka po operacji (znajda zresztą na tymczasie u mnie) po sterylce...przywiozłam do domu a ona krwawi i krwawi...dzwonię do lecznicy a oni że to nic...może krwawić...ale za kilka godzin...całe koce mokre od krwi...nie jedną operację psiaka przechodziłam i nigdy tak nie było....wieczorem psa do auta i do weta....on obejrzał...i mówi, że ok.....
na drugi dzień....kuchnia cała we krwi...ja z psem do weta......a tu się okazuje, że druga operacja bo coś tam...nie bardzo z psem......po tej drugiej........byłoby znowu to samo co po pierwszej......echhhhhhhh...pisoac się nawet nie chce....co ja przez te kilka dni przeszłam........dlatego doskonale Cię rozumiem

Link to comment
Share on other sites

Ja też miałam podobnie. To znaczy nie do końca ja, a własciciele psa, którego wyadoptowałam i umową adopcyjną zobowiązałam do kastracji...
To bardzo przykry dla mnie temat, bo dużo przeszłam, żeby w ogóle wyegzekwować to zobowiązanie, a tu takie kwiatki :shake:

Pies był krojony podczas akcji sterylizacji w dobrej lecznicy, przez dobrego chirurga. Operacja poszła dobrze, około 14-tej piesek juz był w domu. A wieczorem... wylądował w szpitalu z krwotokiem z rany :shake:

Następnego dnia oglądał go chirurg, pies podobno prawie nie miał szwów.
Trudno mi oceniać po czyjej stronie leży wina - lecznicy, czy może właściciele czegoś nie dopilnowali? Ponoć Bezyk po przyjeździe do domu pocierał, a raczej próbował pocierać brzuszkiem o dywan, ale czy w taki sposób mógł pozbyć się szwów? :niewiem: Noc po operacji spędził w szpitaliku, może wtedy coś stało się z raną, bo przecież nierealne jest, żeby non stop był wtedy pod obserwacją :niewiem:

Od tamtego czasu nie mam kontaktu z jego właścicielami, są na mnie śmiertelnie obrażeni, a mnie jest po prostu głupio zadzwonić :shake:

Morał na przyszłość? Trzeba bardzo dokładnie oglądać ranę, jak się odbiera psa z lecznicy i pytać dokładnie o każdy szczegół, który nas niepokoi, o każdą zaschniętą kropelkę krwi, czy wystająca nitkę szwu. Pytać dokładnie co pies może, a czego nie może robic po operacji...
Może i wyjdzie się na idiotę, ale przynajmniej ryzyko, że lekarz coś przeoczył, czy, że my czegos nie dopilnujemy - maleje do minimum...

Link to comment
Share on other sites

Martavantos, nie wiem czy Cie to pocieszy (chyba pociecha watpliwa), ale mieszkam w Szwecji i przeszlam podobna sytuacje - moja suka dostala zapalenia macicy, standardowa sprawa, operowana w swietnej klinice - po odebraniu ciekla jej ropa z rany. Pojechalismy spowrotem - zeby skrocic cala historie - otwierali ja jeszcze 2 razy plus raz ekstra zszywali (suka miala caly czas kolnierz wiec nie mogla sie sama uszkodzic), po czym rachunek sie potroil - cos co mialo kosztowac 6000koron (ok 2700zl) zamknelo sie w 17000. Ubezpieczenie pokrylo na szczescie wieksza czesc - i nie zaprotestowali, nikt nie obwinial lekarzy :-(, to sie podobno "zdarza".
Ja juz do tej kliniki nie chodze.....

Link to comment
Share on other sites

Może to akurat był wypadek przy pracy, ale...
Byłoby chyba nieźle, gdyby zaistniał wątek "czarne kwiatki- weterynarze", tam należałoby umieszczać opisy wyjątkowo drastycznych zaniedbań/ błędów/chamstwa wetów.
Tylko mod chyba nie pozwoli...:cool1:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ulvhedinn']Może to akurat był wypadek przy pracy, ale...
Byłoby chyba nieźle, gdyby zaistniał wątek "czarne kwiatki- weterynarze", tam należałoby umieszczać opisy wyjątkowo drastycznych zaniedbań/ błędów/chamstwa wetów.
Tylko mod chyba nie pozwoli...:cool1:[/quote]Regulamin nie pozwoli żeby ich wymieniać z nazwiska i to z wielu ważnych powodów. Natomaist jeśli chcecie sobie założyć wątek, w którym będziecie takie historie opisywać bez wymieniania weta czy lecznicy w sposób jednoznacznie identyfikujący - to proszę bardzo.

Prawdę mówiąc, bardzo często, gdy czytam takie historie, to raczej uderza mnie naiwność albo wręcz głupota - sorry - właściciela niż brak kompetencji weta. Jak pies krwawi i krwawi tak, że można wyżymać kocyki, to nie dzwoni się do weta, tylko się do weta jedzie i to natychmiast. A jeśli jakiś wet powie, że to normalne, to się jedzie do innego. Trudno sobie wyobrazić zbyt wielu wetów, którzy powiedzieliby, że tak drastyczne krwawienie jest normalne, więc nasuwa się pytanie, jak w rzeczywistości to krwawienie wyglądało - szczególnie zważywszy, że pies je przeżył. I tak dalej.

Po kilku przypadkach, w które miałam niestety bliższy wgląd jestem przekonana, że prawda często ma co najmniej dwie strony, bo różni ludzie odbierają różne wydarzenia bardzo różnie (nawet naoczni, bezinteresowni świadkowie często podają bardzo różne relacje tego samego wydarzenia). I należy pamiętać, że w takich opisach jak tutaj widzimy tylko jedną z tych stron.

Link to comment
Share on other sites

Wiem, wiem modzie kochany... Tylko czasami są takie historie, że naprawdę należałoby ostrzec inych "do tego weta lepiej nie jechać, bo..." Mam szczególny uraz do pewnych wetów (N....n, Rz...a:evil_lol: ) po historii Aksy. Według mnie trzymanie psa ze złamanym kręgosłupem przez 10 dni bez pomocy jest raczej jednoznacznie naganne i okrutne.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='asher']Morał na przyszłość? Trzeba bardzo dokładnie oglądać ranę, jak się odbiera psa z lecznicy i pytać dokładnie o każdy szczegół, który nas niepokoi, o każdą zaschniętą kropelkę krwi, czy wystająca nitkę szwu. Pytać dokładnie co pies może, a czego nie może robic po operacji...
Może i wyjdzie się na idiotę, ale przynajmniej ryzyko, że lekarz coś przeoczył, czy, że my czegos nie dopilnujemy - maleje do minimum...[/quote]Nie wyjdzie się na idiotę - to bardzo dobre rady i dla mnie zaskakujące jest to, że ktoś może wyjść od weta z psem po operacji bez takiej dokładnej rozmowy.

Ja się pytam o wszystko, wszystko kwestionuję i ciągle polecam innym, żeby tak właśnie podchodzili do leczenia (nie tylko zresztą psa, ale równiez siebie samych). Takie rozmowy nie tylko pomogą uniknąć wielu nieszczęśliwych zdarzeń - bo w końcu weci to też tylko ludzie i błedy zdarzają im się tak samo często, jak każdemu z nas - ale jeszcze, wbrew pozorom, pomogą wytworzyć najlepsze możliwe relacje i obustronne zaufanie pomiędzy nami i naszymi wetami.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Flaire']Nie wyjdzie się na idiotę - to bardzo dobre rady i dla mnie zaskakujące jest to, że ktoś może wyjść od weta z psem po operacji bez takiej dokładnej rozmowy.

Ja się pytam o wszystko, wszystko kwestionuję i ciągle polecam innym, żeby tak właśnie podchodzili do leczenia (nie tylko zresztą psa, ale równiez siebie samych). Takie rozmowy nie tylko pomogą uniknąć wielu nieszczęśliwych zdarzeń - bo w końcu weci to też tylko ludzie i błedy zdarzają im się tak samo często, jak każdemu z nas - ale jeszcze, wbrew pozorom, pomogą wytworzyć [B]najlepsze możliwe relacje i obustronne zaufanie pomiędzy nami i naszymi wetami[/B].[/QUOTE]
Amen :)
Moją wet właśnie dlatego wybrałam, że bardzo dobrze się dogadujemy. Nic mi nie przyjdzie ze świetnego weta, z którym nie mam kontaktu, a co za tym idzie, nie potrafię mu zaufać. A bez wzajemnego zaufania, całe leczenie jest do luftu, bo albo biega się od lecznicy do lecznicy szukając innej diagnozy, albo lekceważy się zalecenia weta, bo "ja wiem lepiej"... :roll:

Link to comment
Share on other sites

[B]Flaire[/B], wszystko pieknie, tyle, że:
po pierwsze - znakomita większość ludzi po prostu ufa weterynarzom, a na dodatek nie znają się na weterynarii, czy konkretnie chirurgii i nie zawsze są w stanie zauwazyć rzeczy, które powinny spowodowac ich niepokój. Dlatego własnie napisałam, żeby niepokoić się właściwie [U]o wszystko, bez względu na to, czy faktycznie mamy jakieś podejrzenia, czy nie[/U].
Po drugie - nie każdy weterynarz chętnie udziela odpowiedzi takim "upierdliwcom". I wtedy właśnie człowiek czuje się jak natrętny idiota...
Mieszkamy w dużym mieście, jak nam wet nie odpowiada, to go zmieniamy. W małych miasteczkach, czy wręcz na wsiach ludzie nie mają takiego wyboru.
Po trzecie - nie zawsze wydaje psa ta sama osoba, która go operowała, więc nie zawsze umie odpowiedziec na pytania (vide ostatni zabieg Sabiny, pani doktor nawet nie umiała mi powiedzieć, czy mogę w tym dniu sukę nakarmić, a jesli tak, to czy mogę dac jej twardą suchą karmę... :roll: ).
W przypadku Bezyka wydawała go młoda dziewczyna, nie jestem nawet pewna, czy była lekarką, czy tylko technikiem wet. Zapytana o dodatkowe zabezpieczenie rany stwierdziała, że kołnierz wystarczy... Ja nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kastrowanym psem, do głowy mi nie przyszło, że może pocierać raną o dywan. Moja Sabina, choć cięcie było na dole brzucha - nic takiego nie robiła. Kaftanik założyłam jej dodatkowo tylko wtedy, gdy rana była na górze brzucha, bo umiała sięgnąc do niej tylnymi łapami...
Po czwarte - nie wiem, jak ty reagujesz na sytuację, kiedy Twój pies trafia na stół operacyjny. U mnie zawsze wiąże się to ze strasznymi nerwami i kiedy wreszcie dostaję wybudzonego zwierzaka, to nie w głowie mi zadawanie pytań, po prostu nie umiem zebrać myśli, tak bardzo się cieszę, ze już po wszystkim...

Więc sama widzisz, że łatwo się pisze na forum, a rzeczywistośc nie zawsze jest tak różowa...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='asher'][B]Flaire[/B], wszystko pieknie, tyle, że:
po pierwsze - znakomita większość ludzi po prostu ufa weterynarzom[/quote]Ja też ufam, ale przede wszystkim zdaję sobie sprawę, że są oni zwykłymi śmiertelnikami, tak jak każdy inny.

[quote name='asher']a na dodatek nie znają się na weterynarii, czy konkretnie chirurgii i nie zawsze są w stanie zauwazyć rzeczy, które powinny spowodowac ich niepokój. Dlatego własnie napisałam, żeby niepokoić się właściwie [U]o wszystko, bez względu na to, czy faktycznie mamy jakieś podejrzenia, czy nie[/U].[/quote]Ja też się nie znam i właśnie dlatego zgadzam się z Tobą, że trzeba pytać o WSZYSTKO i nie troszczyć się o to, że się wyjdzie na idiotę.

[quote name='asher']Po drugie - nie każdy weterynarz chętnie udziela odpowiedzi takim "upierdliwcom". [/quote]No to rzeczywiście jest problem, szczególnie jeśli naprawdę nie ma jak zmienić weta. Ale brak możliwości zmienienia weta to już troszkę inny problem, bo dotyczy nie tylko wetów, z którymi nie można się dogadać, ale również tych, którzy wykażą się brakiem kompetencji. Ja kiedyś jeździłam do weta ponad godzinę - fakt, nie każdy ma takie możliwości - ale mnie chodzi o to, że jeśli się ja ma, to warto pojechać dalej żeby znaleźć weta, a którym się potrafi dogadać. Natomaist brak takich możliwości to w ogóle inna dyskusja, bo na to już raczej nic nie poradzisz...

[quote name='asher']Po trzecie - nie zawsze wydaje psa ta sama osoba, która go operowała, więc nie zawsze umie odpowiedziec na pytania (vide ostatni zabieg Sabiny, pani doktor nawet nie umiała mi powiedzieć, czy mogę w tym dniu sukę nakarmić, a jesli tak, to czy mogę dac jej twardą suchą karmę... :roll: ). [/quote]Ale w tym przypadku zawsze możesz poprosić o kontakt z wetem, który operował i jego zapytać... ;-)

[quote name='ahser']W przypadku Bezyka wydawała go młoda dziewczyna, nie jestem nawet pewna, czy była lekarką, czy tylko technikiem wet. Zapytana o dodatkowe zabezpieczenie rany stwierdziała, że kołnierz wystarczy... Ja nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kastrowanym psem, do głowy mi nie przyszło, że może pocierać raną o dywan. [/quote]Ale co byś zrobiła, gdybyś zobaczyła, że pociera? ;-) To pytanie retoryczne, bo ja zgaduję, że wiem, co byś zrobiła. Tu chyba wystarczy zdrowy rozsądek...

[quote name='asher']Po czwarte - nie wiem, jak ty reagujesz na sytuację, kiedy Twój pies trafia na stół operacyjny. [/quote]Oj, chyba wiesz... ;-)

[quote name='asher']U mnie zawsze wiąże się to ze strasznymi nerwami i kiedy wreszcie dostaję wybudzonego zwierzaka, to nie w głowie mi zadawanie pytań, po prostu nie umiem zebrać myśli, tak bardzo się cieszę, ze już po wszystkim..[/quote]Ja staram się zadać jak najwięcej pytań z góry, resztę, w miarę jak o nich myślę, zapisuję na karteczce. A potem, gdy jeszcze jakieś mam, dzwonię do lecznicy. (Oczywiście tu też zakładam, że mam telefon albo lecznicę pod nosem).

[quote name='asher']Więc sama widzisz, że łatwo się pisze na forum, a rzeczywistośc nie zawsze jest tak różowa...[/quote]Mnie się wydaje, że większość z osób, które mają możliwości pisania na forum mają również możliwości dobrej opieki wet. dla swoich zwierząt. Ale taka dobra opieka wymaga zaangażowania i aktywnego udziału właścicieli - samo ślepe ufanie komukolwiek - żeby był nie wiem jak kompetentny i uczciwy - nie wystarczy. I to właśnie staram się przekazać w bardzo wielu moich postach.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Flaire']Ale w tym przypadku zawsze możesz poprosić o kontakt z wetem, który operował i jego zapytać... ;-)[/quote]
Mogę. Ale gdybym nie mogła? Ja nie piszę tylko o sobie... I bez względu na to, czy mogę, czy nie mogę, moim zdaniem taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.
W tym konkretnym przypadku, ponieważ sprawa dotyczyła tylko plomby w zębie, uznałam, że raczej nie ma przeciwskazań, żeby Sabinę wieczorem nakarmić, ale na wszelki wypadek podałam jej rozmoczona karmę...

[quote name='Flaire']Ale co byś zrobiła, gdybyś zobaczyła, że pociera? ;-) To pytanie retoryczne, bo ja zgaduję, że wiem, co byś zrobiła. Tu chyba wystarczy zdrowy rozsądek...[/quote]Nie wystarczy... Moim zdaniem potrzebna jest też wiedza. Ja z tego wszystkiego nawet nie pamiętam, czy wspomniałam właścicielom Bezyka o tym, ze w razie czego można zabezpieczyć ranę majtkami, czy nie... Prawdopodobnie nie wspomniałam.
A gdybym ja była zielona całkiem i nie wiedziała nic o kaftanikach pooperacyjnych, itp, to pewnie założenie czegoś takiego psu do głowy by mi nie przyszło, a jakby przyszło, to może bałabym się, ze tak nie można robić? :niewiem:
Wiesz, znakomita większość ludzi uważa, że nic tak nie pomoże na gojenie się rany, nawet pooperacyjnej, jak psi język! I gdyby nie to, ze oba moje psy dośc często miały róznego rodzaju powazniejsze rany - to być może nadal zyłabym w tym przekonaniu... A przecież ot tak weterynarze o tym nie mówią, jakby wychodzili z założenia, że to jest wiedza powszchna i oczywista... A nie jest.

[quote name='Flaire']Oj, chyba wiesz... ;-)

Ja staram się zadać jak najwięcej pytań z góry, resztę, w miarę jak o nich myślę, zapisuję na karteczce. A potem, gdy jeszcze jakieś mam, dzwonię do lecznicy. (Oczywiście tu też zakładam, że mam telefon albo lecznicę pod nosem).[/quote]No trochę wiem ;) Ale u mnie stres zaczyna się już w momencie wyznaczenia daty operacji, a kończy dopiero wraz ze zdjeciem szwów... ;)
I szczerze mówiąc jeszcze chyba ANI RAZU, nie zdarzyło mi się wyjśc z lecznicy dowiadując się wszystkiego, co chciałam... Zawsze po powrocie do domu przypominam sobie o jakichś sprawach, o które mialam spytać...
A karteczki są w porządku, trzeba jeszcze tylko o nich pamietać ;)

Link to comment
Share on other sites

a co powiedzieć jak wet odmawia pomocy??
W zeszłym roku byliśmy z TZem na urlopie...sucz nasza dostała najprawdopodobniej skrętu żołądka. Trafiliśmy do weta wioskowego (byliśmy na urlopie w zapadłej wsi bieszczadzkiej) jedyne co mogła pomóc to danie leków rozkurczających. Ale chwalę ja bo obdzwoniła wszystkich chyba wetów w województwie. W większości lecznic odmówiono przyjęcia naszej suki...dopiero w Rzeszowie ludzie się ulitowali i powiedzieli :' Przyjeżdżajcie z nią". Jechaliśy 120 km po nocy do lecznicy. Niestety nie zdążyliśmy...................................

Link to comment
Share on other sites

[quote name='asher']Mogę. Ale gdybym nie mogła?[/quote] Nie rozumiem tu sytuacji - jak może się zdarzyć, żebyś nie mogła poprosić o kontakt z wetem, który operował Twojego psa? Poprosić można zawsze...

[quote name='asher']A gdybym ja była zielona całkiem i nie wiedziała nic o kaftanikach pooperacyjnych, itp, to pewnie założenie czegoś takiego psu do głowy by mi nie przyszło, a jakby przyszło, to może bałabym się, ze tak nie można robić? :niewiem: [/quote]Ale chyba zdrowy rozsądek podpowiedziałby Ci, że trzeć ranę pooperacyjną o dywan, czy cokolwiek innego - to nie jest dobry pomysł... ;-) I starałabyś się temu zapobiec? Dla mnie jest oczywiste, że to może sie źle skończyć i raczej nie opieram się tu na żadnej wiedzy. ;-) Gdyby Misia próbowała trzeć ranę o dywan to na pewno bym jej tego zabroniła, jeszcze zanim dowiedziałam sie o sytuacji Beżyka - bo dla mnie jest oczywiste, że to może doprowadzić do otwarcia rany. Ktoś, kto na to by pozwalał wykazuje, moim zdaniem, brak wyobraźni i właśnie zdrowego rozsądku.

[quote name='asher']Wiesz, znakomita większość ludzi uważa, że nic tak nie pomoże na gojenie się rany, nawet pooperacyjnej, jak psi język![...]A przecież ot tak weterynarze o tym nie mówią, jakby wychodzili z założenia, że to jest wiedza powszchna i oczywista... [/quote]No niestety rzeczywiście ludzie wierzą, że psi język pomaga w gojeniu - nie dawniej jak wczoraj czytałam taką radę tu, na dogomanii... :roll: Ale normalni weterynarze chyba raczej zawsze mówią, żeby nie pozwalać psu dobierać się do rany pooperacyjnej - w końcu dlatego zalecają te kołnierze...

Mnie w całej tej dyskusji chodzi o jedną ważną rzecz, tę samą zresztą, do której staram się doprowadzić w niemal każdej tutaj dyskusji: żebyśmy, czyli klienci weterynarzy, starali się być konsumentami światłymi, żebyśmy zdawali sobie sprawę, że my za te usługi płacimy i mamy prawo wymagać. Konkretna lecznica czy lekarz mogą coś robić w sposób, który nam nie pasuje, ale my, płacąc za ich usługi, mamy prawo wymagać, żeby robili to "po naszemu". Tak więc na przykład lecznica, w której leczę moje psy, nie zaleca rutynowo badań przedoperacyjnych, niemniej ja wymagam od nich takich badań zanim moje psy sa operowane. Dalej - rutynowo golą psie łapy pod wenflony, ale ja wymagam, żeby łap moich psów nie goili - i już nawet się o to nie pytają, chyba że żartem. Ponieważ lubią trzymać psy długo po narkozie - z czym akurat sie zgadzam - często wydaje psa nie ten lekarz, który go operował, ale ja zawsze upewniam się, że będę mogła po zabiegu porozmawiać z lekarzem, który psa operował - i nigdy nie było z tym problemu. Wolą, jeśli psy na zabieg zostawia się nie tuż przed zabiegiem, ale w godzinach porannych i mnie to akurat nie przeszkadza, ale Ty, asher, wolisz psa przyprowadzić tuż przed zabiegiem i tego wymagałaś i nie było problemu.

I właśnie o to mi chodzi - żeby pomóc ludziom stać się światłymi, świadomymi konsumentami usług weterynaryjnych, takimi, którzy od weterynarzy wymagają takiego a nie innego postępowania, standardów jak najbardziej zbliżonych do tych, których wymagaliby dla siebie samych. A przede wszystkim, przekonać ich, że to głównie oni sami, czyli właściciele - nie weci! - są odpowiedzialni za zdrowie własnych zwierząt, a weterynarze tylko służą jako pomoc w tym zadaniu.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='mila_2']a co powiedzieć jak wet odmawia pomocy??
W zeszłym roku byliśmy z TZem na urlopie...sucz nasza dostała najprawdopodobniej skrętu żołądka. Trafiliśmy do weta wioskowego (byliśmy na urlopie w zapadłej wsi bieszczadzkiej) jedyne co mogła pomóc to danie leków rozkurczających. Ale chwalę ja bo obdzwoniła wszystkich chyba wetów w województwie. W większości lecznic odmówiono przyjęcia naszej suki...dopiero w Rzeszowie ludzie się ulitowali i powiedzieli :' Przyjeżdżajcie z nią". Jechaliśy 120 km po nocy do lecznicy. Niestety nie zdążyliśmy...................................[/quote]mila_2, bardzo mi przykro... :-( Niestety, gdy nagły przypadek stanie się na odludziu - czy Tobie, czy psu - pomoc często może być daleko... Właścicielka córki mojej Misi jest z Białorusi i jeździ tam odwiedzić swoich rodziów. Chciałaby bardzo pokazać im Apcię, ale jej tam nie zabiera, właśnie dlatego, że boi się, że gdyby coś jej się stało, nie miałaby możliwości jej leczenia, bo tam weterynaria podobno jeszcze dziewietnastowieczna jest... :roll:

Nie wiem, dlaczego tamci weterynarze "odmówili", ale przy skręcie żołądka konieczna jest operacja, więc może nie mieli odpowiedniego sprzętu bądź wiedzy? A może, jeśli byli po długim i ciężkim dniu pracy, obawiali się, że zamiast pomóc Twojej suni mogą się przyczynić do jej zgonu? Nie wiem. Może po prostu im się nie chciało :niewiem: - mam nadzieję, że nie to było powodem.

Link to comment
Share on other sites

tłumaczyli się, że sa sami na dyżurze...a jednak Ci lekarze z Rzeszowa mimo że wiedzieli że będziemy koło północy u nich byli w stanie czekać na nas...a inni kazali nam szukać gdzie indziej. Ja nie mam do nikogo pretensji - może tak po prostu miało być. Żal mi tylko Laćki...męczyła się 3 godziny:( a my nie mogliśmy jej pomóc:(

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...