Jump to content
Dogomania

Jett Garet III, jr. Kraków - w NOWYM DOMKU-od 07.04.06-GARETOWE OPOWIEŚCI-udręczonej


Recommended Posts

  • Replies 1.7k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

Dziękuję,moje cudne. :loveu:[FONT=Arial]28.04.2009 wtorek[/FONT]

[FONT=Arial]Historia z wystawą zaczęła się od wizyty u nas Kasi, mojej stosunkowo nowej przyjaciółki, pracującej w MOK. [/FONT]
[FONT=Arial]Robi świetne zdjęcia i wszyscy chętnie wykorzystujemy jej talent i aparat. Gdybym miała polegać na swoich umiejętnościach, organizowane przeze mnie imprezy byłyby pozbawione dokumentacji fotograficznej. [/FONT]
[FONT=Arial]Kasia przyjechała z aparatem, udało jej się nawet uchronić go przed Garetem, choć nie było to łatwe, bo rzucał się jej w objęcia w nieprzewidywalnych momentach, natarczywie domagając się buzi. [/FONT]
[FONT=Arial]Mimo czarnej przeszkody zrobiła kilka zdjęć. W jakiś czas później zadzwoniła i oznajmiła, że mam wystawę podczas Wiosny Poetyckiej, protesty na nic, bo rzecz jest postanowiona i program zatwierdzony. Ciężko przerażona i lekko zszokowana pogodziłam się z losem. [/FONT]
[FONT=Arial]Nie znoszę publicznych wystąpień. To znaczy, służbowo mogę, jeśli muszę, ale gdy rzecz dotyczy mnie osobiście, cofam się do czasów przedszkola i zamieniam emocjonalnie w sztywne z nieśmiałości dziecko. [/FONT]
[FONT=Arial]Czas płynął, gołe ściany przypominały o nadchodzącej nieuchronnie katastrofie. Dzień przed warczałam nawet na Gareta. Patrzył na mnie zdumiony, kompletnie nie jarząc, o co chodzi. Nawet próby uprawiania seksu przerzucił ze mnie na moją kołdrę, która nie miała dziwnych fanaberii i zachowywała się z kojącą potulnością. [/FONT]
[FONT=Arial]Ja tymczasem sokolim okiem obserwowałam swój organizm. Hm, czyżbym miała gorączkę? Chrypka wywołana cowiosennym suchym zapaleniem gardła wyraźnie zamieniała się w afonię. Nawet kląć nie mogłam. Kto wie, co rozwinie się do rana. Pewnie nie będę mogła wyjść z domu... [/FONT]
[FONT=Arial]Do rana nie rozwinęło się jednak nic gorszego oprócz obłędu. Postanowiłam zachować się dorośle i stawić czoła koszmarowi. Zresztą do popołudnia wszystko jeszcze mogło się wydarzyć. Na przykład jakieś drobne zwichnięcie stawu skokowego. [/FONT]
[FONT=Arial]Wybieranie ubrania odpowiednio maskującego doprowadziło mnie do rozpaczy. Garet jak szalony biegał za mną po schodach do garderoby i z powrotem, radośnie klekocząc noszonym w zębach kółkiem z błony. Jego kretyńskie rozradowanie doprowadzało mnie do jeszcze większej furii. Wreszcie wybrałam zgniłozieloną sukienkę z dzianiny. Dzianina ma to do siebie, że można założyć rozmiar L i wciąż pasuje, chociaż kiecka robi się krótsza o pół metra... Na to niesymetryczne, fantazyjne wdzianko z czarnego lnu, litościwie maskujące... Jeszcze dizajnerska biżuteria i wyglądałam jak Demis Russos w najbardziej optymistycznych czasach. Śladu po jęczmieniu na oku prawie nie było widać. [/FONT]
[FONT=Arial]Dzień nie mógł zdecydować się co do aury, o czym przekonałam się w drodze na przystanek, doznawszy odmrożeń. [/FONT]
[FONT=Arial]W naszej piwnicy temperatura oscylowała w okolicy zera. Na papierosa poszłyśmy z Grazią do korytarzyka, gdzie ludzie znoszą worki z ubraniami dla podopiecznych. [/FONT]
[FONT=Arial]-Kurde, nie dożyję do piątej, zdechnę z zimna – wychrypiałam, szczękając skocznie zębami. – Może powinnam się tu w coś zaopatrzyć?[/FONT]
[FONT=Arial]Spojrzałyśmy na zwały ciuchów i jednocześnie skupiłyśmy uwagę na sztucznym, czerwonym futerku, cokolwiek sfatygowanym, ale wciąż cieszącym oko świeżą barwą. [/FONT]
[FONT=Arial]-To – rzekła z mocą Grażyna. –W końcu artystka ma prawo wyglądać oryginalnie. [/FONT]
[FONT=Arial]Taa... – mruknęłam w kontemplacyjnej zadumie. [/FONT]
[FONT=Arial]-I ten brązowy szalik w kratkę – dodała Grazia dziwnie stłumionym głosem. [/FONT]
[FONT=Arial]-Idealny – zgodziłam się. [/FONT]
[FONT=Arial]-I może jeszcze jakiś kapelusz... z szerokim rondem... – szepnęła słabo. W oko jednak wpadła nam tylko zimowa czapeczka z polaru, w biało-niebieskie wzory. [/FONT]
[FONT=Arial]Kiedy opanowałyśmy histeryczny atak śmiechu, pomyślałam, że kombinowałyśmy nieźle. Po dodaniu kaftana bezpieczeństwa na pewno bym się ogrzała. No i moja nieobecność na imprezie byłaby usprawiedliwiona. [/FONT]
[FONT=Arial]W sali widowiskowej MOK-u było równie zimno, jak w naszej piwnicy. Czerpałam energię z siedzącej obok naszej cudownej pani burmistrz, w której zakochałam się na zabój od pierwszego wejrzenia ponad dwa lata temu. Zanim skończyła się część związana z wiosną poetycką, straciłam władzę we wszystkim, mózgu nie wyłączając. Kaję usiłowałam przedstawić Adamowi, który wybałuszył na mnie oczy w pełnym zakłopotania osłupieniu, a potem, co gorsza, Magdzie, która dla odmiany obiecała, że powyrywa mi te śliczne kudły z głowy za to, że nic o wystawie nie powiedziałam. Renata była rozżalona z tego samego powodu. Później okazało się, że wielu ludzi było urażonych dziwnie zgodnie. Nie mówiłam nic ani nikogo nie zapraszałam, bo uznałam, że dzień powszedni jest dla większości nie do przyjęcia, znajomi i przyjaciele i tak widzieli prawie wszystko na ścianach, a chwalić się w gruncie rzeczy nie ma czym. Nawet Kaję usiłowałam odwieść od przyjazdu, po co ma opuszczać zajęcia? W końcu na mnie nawarczała, że w chory sposób uporczywie umniejszam wszystkie swoje osiągnięcia. [/FONT]
[FONT=Arial]Muszę przyznać, że obecność dziecka i przyjaciół okazała się bardzo wspierająca i kojąca, a gdy w sali wystawowej przywitał się ze mną Artur, jak zwykle wyluzowany, pogodny i z ciekawością asymilujący nowe doświadczenia, poczułam się tak, jakbym włożyła wygodne, miękkie buty. Zaraz jednak na powrót straciłam przytomność, bo Ilona wygrzebała mnie z kąta i ustawiła za stołem prezydialnym. [/FONT]
[FONT=Arial]-Błagam cię, nie każ mi nic mówić – szepnęłam rozpaczliwie półgębkiem. [/FONT]
[FONT=Arial]-Dobrze – zlitowała się i „wzięła” słowo. [/FONT]
[FONT=Arial]Stałam, uśmiechając się debilnie (mam tak nerwicowo), pozbawiona słuchu i przytomności. No super, wspaniałe świadectwo wielu lat psychoterapii...[/FONT]
[FONT=Arial]Frazę, że jestem osobą niezwykle ciepłą, bardzo skromną i mam gołębie serce, zapamiętałam tylko dlatego, że moja piękna córka, obładowana kwiatami, dostała za moimi plecami ataku histerycznego śmiechu. Wyjaśniła potem, że to wszystko prawda, ale gołębie serce kojarzy się zwykle z łagodnością, a gdyby ktoś usłyszał, jak potwornie potrafię kląć...[/FONT]
[FONT=Arial]Potem przemawiała moja ukochana pani burmistrz. Niestety, zarejestrowałam tylko frazę, że jestem skarbem, a to wyłącznie z zaskoczenia. W takich sytuacjach pojawia się we mnie lęk, że lada moment wyjdzie na jaw, jak mierna i niekompetentna jestem, wszyscy się nagle zorientują, że nic nie wiem, nic nie umiem i nic nie potrafię. Uuuu... jak się nabywa poczucia własnej wartości?! Cena promocyjna w sklepie internetowym? [/FONT]
[FONT=Arial]...-I byłam jakby w stanie fugi – skarżyłam się dzień później mojej terapeutce. –Prawie nic nie pamiętam, stałam tam z debilnym uśmiechem na twarzy, marząc o tym, żeby zakopać się dwa metry pod ziemię![/FONT]
[FONT=Arial]Sprowadzona do pionu jestem już prawie pewna, że następnym razem zdołam zachować się na poziomie. [/FONT]
[FONT=Arial]Przez kilka dni nocami malowałam, żeby podołać zamówieniom na obrazy. Garet, odstawiony brutalnie od piersi, popadł w intensywny amok seksualny, a deprywacja potrzeb zamieniła go w potwora zdolnego przelecieć wszystko, łącznie z kaloryferem. Na szczęście odpuścił Irenie, bo oboje wylądowalibyśmy w przytulnym otoczeniu pojemnika na śmieci, pod modrzewiem, który jest ością w oku mojego najbliższego sąsiada, jako że zrzuca mu na parking odrażające igły. Igły te kolidują w przerażający sposób ze stosem butelek po wódce, które zrzucają z samochodu jego pracownicy, przeciążeni obowiązkami i chronicznie niedoceniani.[/FONT]
[FONT=Arial]Ostatniej nocy skończyłam tryptyk „Róże w sieci” i niemal posikawszy się z bólu przy wyjmowaniu wtyczki z gniazdka, udałam się po pracy do Waldka. Akurat skończył się w szpitalu strajk specjalistów, a Waldi, jako najbardziej oblegany, i co gorsza, uwielbiany przez pacjentów ortopeda, z półrocznymi terminami, został przez dyrektora za karę oddelegowany do przychodni. Ha, nie tylko ja uważam, że powinno się go sklonować. [/FONT]
[FONT=Arial]-A jak zdejmiemy gips, to dam ci jeszcze te pięć zastrzyków w łokieć, umówimy się. [/FONT]
[FONT=Arial]-Garet powitał mnie z tryskającą nadzieją radością jako pozoranta. Klnąc jak cały cech wkurwionych szewców, usiłowałam ocalić wciąż jeszcze mokry gips. Prawie się udało. Wieczorem Irena odwinęła zwisające rozpaczliwie strzępy bandaża i zapakowała mnie z powrotem. [/FONT]
[FONT=Arial]Wskutek czasowej ograniczonej mobilności jestem cokolwiek wkurwiona. Każda czynność zajmuje mi cztery razy więcej czasu. Jestem rozpaczliwie praworęczna! Gdybym nie miała tak długich palców, nie zdołałabym napisać tego tekstu jedną ręką. Doceńcie to. Ale jaka to męka, wie tylko Garet. Ale nawet on nie powtórzyłby tego, co mówiłam podczas pisania.[/FONT]

Posted

[quote name='joannasz']...[FONT=Arial]Wskutek czasowej ograniczonej mobilności jestem cokolwiek wkurwiona. Każda czynność zajmuje mi cztery razy więcej czasu. Jestem rozpaczliwie praworęczna! Gdybym nie miała tak długich palców, nie zdołałabym napisać tego tekstu jedną ręką. [B]Doceńcie to.[/B] Ale jaka to męka, wie tylko Garet. Ale nawet on nie powtórzyłby tego, [B]co mówiłam podczas pisania[/B].[/FONT][/QUOTE]

Doceniamy, doceniamy = czytamy, czytamy... i to z zachwytem i "ze zrozumieniem"...:eviltong:
A tego co nawet Garet nie powtórzyłby... to ja chętnie, a nawet bardzo chetnie bym posłuchała :diabloti:

I jeszcze w ramach "pieciu groszy"...
Wiesz Jo... wrażliwość, nieśmiałość, niepewność, trema, brak wiary w siebie... to obecnie, już tak rzadkie cechy u ludzi... tym bardziej, to właśnie te Twoje paraliżujące i dołujące Cię "ułomności" powinny wzmacniać Twoją wiarę w siebie... przynajnmiej, jeśli chodzi o poczucie własnej wartości czyli wyjątkowości... te Twojej specyficzne [czytaj: oryginalne] "przypadłości" na tle otaczającego nas świata pełnego zadufania i bezpodstawnej pychy... to bardzo bardzo pozytywne "wady" ;)

Posted

Jeśli kogoś "kształciło" się w kierunku nieśmiałości, niepewności, tremy, braku wiary w siebie.. przez pierwsze trzydzieści, czterdzieści lat życia, to niby jak ma się z tego na starość wyleczyć?

Posted

[quote name='ania14p']Jeśli kogoś "kształciło" się w kierunku nieśmiałości, niepewności, tremy, braku wiary w siebie.. przez pierwsze trzydzieści, czterdzieści lat życia, to niby jak ma się z tego na starość wyleczyć?[/QUOTE]

No to w takim razie w tym wypadku to "kształcenie" miało podatny, chłonny i bardzo wrażliwy grunt... i zaowocowało nieśmiałą i niepewną Jo... ale to, że jest taka jaka jest, sprawiło, że to wyjątkowo cenny owoc... :lol:

A co do starości... :mad: to o czym mowa :crazyeye: jeszcze długo, długo nie, a potem wcale... starymi się juz rodzimy albo umieramy młodzi...:diabloti:

Jo... a kiedy to obchodziłyśmy swoje osiemnastki?... jakoś całkiem niedawno...:evil_lol: a do starości to jeszcze daaaleko... :multi: życie zaczyna się po czterdziestce :eviltong:

Posted

Faktycznie, moje zaczęło się po czterdziestce. Wciąż czegoś się uczę, o sobie i o innych, o relacjach, o świecie. Nabywam wiele nowych umiejętności, rozwijam się i dochodzę do przekonania, że jesteśmy skazani na rozwój, a zmiana jest jedyną stałą w życiu. :loveu:

Posted

[quote name='joannasz']Faktycznie, moje zaczęło się po czterdziestce. [B]Wciąż czegoś się uczę, o sobie i o innych, o relacjach, o świecie[/B]. Nabywam wiele nowych umiejętności, rozwijam się i dochodzę do przekonania, [B]że jesteśmy skazani na rozwój, a zmiana jest jedyną stałą w życiu.[/B] :loveu:[/QUOTE]

jeeeeee.... to masz zupełnie jak ja...:diabloti:

...ale u mnie dochodzi jeszcze czasami/zwykle zdziwienie... i poczucie naiwności wielkiej... mojej naiwności wielkiej :cool1: i straconego czasu.
A tak nawiasem... to wolę stan [I]constans[/I] :evil_lol: bo zmiany raczej/zwykle są be... a ja nie lubię przykrych niespodzianek... no ile można czekać na "bajkowe" zmiany? Taak. Wiem. Całe życie. ;)

Posted

Zdziwienie jest cudem. Dzieje się i ma się dziać, tak się rozwijamy. Zdziwieniem, zaskoczeniem i pokorą. Zdziwienie, dziwienie się,jest cudem.Zmiana jest nieuchronna, nie da się być constans. To jest właśnie ta bolesna próba płynięcia pod prąd. Duzo bólu i zamieszania, niewiele skutku. I tak nadchodzi. Zmiana. Nawet nieakceptowana, i tym gorzej. Jesteśmy wygrani, gdy się poddajemy. Pradoks.
[FONT=Arial]02.05.2009 sobota[/FONT]

[FONT=Arial]-Oj. Dlaczego odmówiłam L4? A, już wiem, nie stać mnie na nie, kocham swoją pracę i kocham ludzi, z którymi pracuję. Prawie wszystkich, no, może z jednym wyjątkiem, ale i ten wyjątek rozumiem i toleruję wkładając w dobre stosunki więcej energii niż w utrzymywanie relacji z pozostałymi. Jakoś z wiekiem przeszło mi widzenie czarno-białe i chęć do kruszenia kopii o prywatne ideały, które nikogo oprócz mnie nie interesują. Choć czasami pojawia się jeszcze nieodparta pokusa... Zwłaszcza gdy jestem okrutnie niewyspana i w złym nastroju. Ale z ulgą zauważam, że nie chce mi się już być nonkonformistką, buntownikiem, kamieniem sterczącym ze strumienia i próbującym odwrócić jego bieg, co skutkuje tylko tym, że wytwarza wokół siebie pianę i zawirowania. Podczas niedawnego wglądu zrozumiałam, co to znaczy być jak trzcina. Giętkim, elastycznym, ale wciąż podnoszącym się i zachowującym własną formę.[/FONT]
[FONT=Arial]-To chyba się nazywa „dojrzałość” – roześmiała się serdecznie moja fantastyczna terapeutka. Jej radość zapewne wynikała z faktu, że z uporczywych głębin całożyciowej depresji zaczyna prześwitywać mdłe światełko zmiany. [/FONT]
[FONT=Arial]-Naprawdę? Niech pani nie żartuje. Istnieje coś takiego? Koniec z cierpieniami młodego Wertera?[/FONT]
[FONT=Arial]W połowie dnia skończyły mi się pomysłowe odzywki na okrzyk wywołany widokiem zagipsowanej kończyny:[/FONT]
[FONT=Arial]-O, co ci się stało?[/FONT]
[FONT=Arial]-„Najnowszy trend w modzie”, „Letnia wersja rękawiczki”, „Przycisk do papierów”, „Próba zwrócenia na siebie uwagi”. [/FONT]
[FONT=Arial]Z wdzięcznością powitałam rozmowę z Zosią, opiekunką społeczną. Paliłam w korytarzyku nad stołami z ubraniami przynoszonymi workami przez nas wszystkich i bogatszych członków społeczności, a przeznaczonych dla podopiecznych. Niektórzy podopieczni wobec takiej obfitości darów zrezygnowali z prania i po prostu wymieniają ubrania na nowe, wyrzucając stare. [/FONT]
[FONT=Arial]Wydmuchiwałam dym przez okno i gawędziłam z Zosią o ciuchach. Na zewnątrz nie chciało mi się wyjść, ponieważ musiałabym pokonać jedno piętro w górę i potem w dół, jako że budowlańcy wylawszy przed miesiącem betonowe obrzeża prowadzące do naszych drzwi wejściowych, do tej pory nie zdołali otrząsnąć się z wyczerpania i poniechali dalszych działań. Poza tym, mimo słońca, w poczuciu obowiązku zamieniającego ziemię i rośliny w popiół, wiał chłodny i dokuczliwy wiatr.[/FONT]
[FONT=Arial]Dopiero po dziesięciu minutach rozmowy Zosia ze zgrozą zawołała:[/FONT]
[FONT=Arial]-O Boże, a co ci się stało?![/FONT]
[FONT=Arial]-Nic, drobiazg. Ale wiesz, co jest krzepiące? Od dzieciństwa wyobrażamy sobie, że wszyscy są w nas wpatrzeni i katujemy się fantazjami, co też im się w nas nie podoba i co o nas myślą, a w gruncie rzeczy nikt z takim napięciem się w nas nie wpatruje! – zachichotałam radośnie i zgasiłam papierosa, zostawiając przy kupie szmat zaskoczoną Zosię. [/FONT]
[FONT=Arial]Jakoś udało mi się jedną ręką obrobić zdjęcia, wrzucić tekst na moją stronę internetową i zaprojektować zaproszenia na wiosenną dyskotekę integracyjną. Nie ukrywam, że klęłam obrzydliwie i z dużym zaangażowaniem, bo jakkolwiek pisanie na klawiaturze zdołałam jako tako opanować, to przy posługiwaniu się myszką moja lewa ręka była, delikatnie mówiąc, mało precyzyjna, za to niezwykle twórcza. Dokonywała cudów. Dzięki Bogu mój nowy gabinecik daje mi komfort mamrotania do komputera i rzucania mięsem bez obawy, że zbulwersuję klientów przychodzących do koleżanek. [/FONT]
[FONT=Arial]Nasz informatyk był niedostępny, więc ubłagałam o przyjście jego młodego współpracownika i w ciągu kilkunastu minut wszystkie problemy z dostępem do Internetu oraz wielomiesięczne grymasy kolorowej drukarki znikły jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki. Przestała myśleć i kombinować na własną rękę, za to zaczęła drukować. Prawie popłakałam się z wdzięczności. Wydrukowałam bez przeszkód zaproszenia, nasza prześliczna stażystka, Kasia, pocięła mi je i złożyła i – poszły w świat. Ja też. Kilkanaście minut wcześniej porzuciłam swoją rodzinę zastępczą i powędrowałam do ratusza, do swojej macierzystej instytucji, żeby dostarczyć kilka sztuk przyjaznym osobom niepełnosprawnym urzędnikom. [/FONT]
[FONT=Arial]-A dokąd teraz idziesz? – zapytała szefowa działu kadr.[/FONT]
[FONT=Arial]-Do busa? – spojrzałam na zegarek w telefonie. [/FONT]
[FONT=Arial]-Zostań, bo to ważne, wczoraj byłam na szkoleniu, i... poczekaj. [/FONT]
[FONT=Arial]Za chwilę wróciła z burmistrzem. Pani burmistrz wyjechała na urlop, więc w obecności jej zastępcy, fantastycznego, nieprawdopodobnie błyskotliwego i eleganckiego mężczyzny oraz mojej szefowej działu socjalnego odbyło się coś w rodzaju mojego ślubowania. [/FONT]
[FONT=Arial]-Asiu, pani Joanno, ponieważ osoba, którą pani zastępuje, została zwolniona, czy wyraża pani zgodę na objęcie stanowiska na czas nieokreślony? Dzisiaj ustnie – Ewa spojrzała na mój gips. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ee.... no jasne, oczywiście! Kocham was tak, że musielibyście mnie wyrzucić, żebym się nie zgodziła! – odparłam oszołomiona, nie do końca oficjalnie. [/FONT]
[FONT=Arial]-No dobra, to teraz już nie mam siły wyjść – odpuściłam kolejny minibus i zapaliłam papierosa. [/FONT]
[FONT=Arial]Do domu dotarłam później, niż zwykle, za to z zestawem lodów z najlepszej lodziarni. Zauważyłam, że ceny za gałkę znacznie wzrosły, za to miernik zmalał i to zastraszająco. Podczas, gdy dawniej przypominał normalną łyżkę do ziemniaków, teraz jest podobny raczej do łyżeczki do kawy. A, niech tam. I tak robią z naturalnych produktów. [/FONT]
[FONT=Arial]Nie próbowałam, bo to jedyne, czego mogę się bez bólu wyrzec, ale Kaja i Irena były zadowolone smakiem, choć Irena optymistycznie podzieliła się z nami posępnym spostrzeżeniem – Czy wiesz, jak bliska byłaś utraty pracy?[/FONT]
[FONT=Arial]Dzięki, mamusiu. Tobie zawdzięczam pewność, że nie zasługuję na nic, co mnie dobrego spotyka. I, co gorsza, nie jesteś temu winna. Nikt nie jest winien. Może geny. Może wojna. Utrata wysokiej pozycji społecznej wskutek światowej klęski. Ale dlaczego ja mam za to pokutować? No, przynajmniej moje dziecko nie będzie. Albo w mniejszym stopniu.[/FONT]
[FONT=Arial]Garet, bez obciążeń historycznych, za to obciążony histerycznie, wylizał sumiennie miseczki po lodach. Potem pognał uporządkować swoje lśniące futro. [/FONT]
[FONT=Arial]-Teraz warcholi się na twoim łóżku – raportowała kaja. [/FONT]
[FONT=Arial]-Dzięki – wymamrotałam znad książki i nóg wyłożonych na stół kuchenny. [/FONT]
[FONT=Arial]-Popchnął nosem jasiek, zrobił zeza i popchnął go jeszcze raz... i zrzucił z łóżka! Boże, jaki on jest inteligentny![/FONT]
[FONT=Arial]-Boże, jaki on jest inteligentny! – zawyłam w zachwycie, kiedy Garet, wziąwszy w pysk zbyt gorące udko, wrzucił je do miski z wodą. Przez chwilę strzygł uszami nad miską, po czym runął na drzwi i wybiegł przed dom, żeby głośno wyrazić swoją opinię na temat ostatniego szczekania sąsiada. [/FONT]
[FONT=Arial]-Lepiej mu je wyjmij – poradziła Kaja.[/FONT]
[FONT=Arial]-Sam sobie wyjmie, jak przyjdzie czas – odparłam z mocą głębokiej wiary. [/FONT]
[FONT=Arial]-Zobacz, mamo, jaki Garet jest genialny – wrzucił gorące udko do wody, żeby mu się ostudziło! – Irena przyczłapała do kuchni, żeby nalać sobie wody.[/FONT]
[FONT=Arial]-Taaa... mądry jak salomonowe gacie – parsknęła sceptycznie. [/FONT]
[FONT=Arial]W tym momencie Garecik wpadł do kuchni, obrzucił bystrym spojrzeniem miski i marszcząc wargi wyjął udko z wody i zjadł. [/FONT]
[FONT=Arial]-Mówiłam wam? Geniusz!!!! – Irena tylko pokręciła głową. [/FONT]
[FONT=Arial]Szkoda, że inne stworzenia nie mają jego inteligencji. Ptakom można darować. Ptaki są szczególne. Gdybym nie znała Hikusia, miałabym przekonanie, że są inteligentne inaczej, jak ryby. [/FONT]
[FONT=Arial]-Słuchajcie, kiedy wracałam z miasta, spotkałam na chodniku bażanta. Spacerował jak kura. W ogóle nie uciekał. Potem skręcił w Wiśniową – oznajmiła zdumiona Kaja. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ja też go widziałam, jak szłam z przystanku – powiedziała Irena. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ptaków chyba wścieklizna nie tyka? – zastanowiłam się. –Ale czekajcie, ta dentystka chyba hoduje bażanty. Przynajmniej hodowała, dopóki suka Urszuli ich nie wymordowała. Może jakieś się ostały i uciekły? – zatroskałam się. – Powinnam do niej zadzwonić? A, niech tam. Kaju, przynieś telefon.[/FONT]
[FONT=Arial]Kiedy już ustaliłam dane osobowe, wyjaśniłam sąsiadce, że po głównej ulicy plącze się zagubiony bażant. Skądinąd wiem, że hodowała... Może uciekł? [/FONT]
[FONT=Arial]Sąsiadka z wahaniem oświadczyła, że od czasu pogromu przez psa naszej wspólnej znajomej hodowlę zarzuciła, ale może... jakiś.. który ocalał i uciekł... Hm... [/FONT]
[FONT=Arial]-No to gdyby jakiś pojawił się... gdyby ktoś zastukał... dziobem, do jej drzwi, niech otworzy – poprosiłam, tłumiąc chichot. [/FONT]
[FONT=Arial]-Ewentualnie przyjmie – oznajmiłam Kai i Irenie, oczekującym na efekt rozmowy. Myśl o powracającym po rocznej nieobecności do domu bażancie rozbudziła we mnie nieuzasadnioną wesołość. Rechotałam w duchu nie mogąc opędzić się od wizji barwnego ptaka skrobiącego pazurami w drzwi z tabliczką „chirurg dentysta”. [/FONT]
[FONT=Arial]-Mamuś, babcia idzie do ogródka grzać sobie nogę. Wpuścisz ją, jak będzie wracać, bo ja idę na górę?[/FONT]
[FONT=Arial]-Jasne. Niech zastuka w drzwi balkonowe. Dziobem! – zachichotałam w spazmach histerycznego śmiechu. [/FONT]

Posted

[quote name='joannasz']Zdziwienie jest cudem. Dzieje się i ma się dziać, tak się rozwijamy. [B]Zdziwieniem, zaskoczeniem i pokorą[/B]. Zdziwienie, dziwienie się,jest cudem.Zmiana jest nieuchronna, nie da się być constans. To jest właśnie ta [B]bolesna próba płynięcia pod prąd[/B]. Duzo bólu i zamieszania, niewiele skutku. I tak nadchodzi. Zmiana. Nawet nieakceptowana, i tym gorzej. [B]Jesteśmy wygrani, gdy się poddajemy. Paradoks.[/B].

No właśnie sprzeczności... łatwiej jest, gdy ich w nas nie ma :cool1: ale bez nich to byłoby nudno :eviltong:
[I]Pokora[/I]? [I]Poddanie się[/I]? To nic innego jak bezwolne unoszenie się na fali/na wietrze, podcięte skrzydła, zakneblowane usta, związane ręce... [I]Wygrani[/I]? Gdzie tu wygrana? Raczej bezsensowne miotanie się lub vegetacja :diabloti:
Constans to nie zawieszenie w próżni czy zatrzymanie w czasie. Dla mnie constans = stałe i niezmienne... coś na czym zawsze możemy się wesprzeć, liczyć, coś pewnego, stabilnego, pozytywnie mobilizującego, ostoja mimo wszystko. Klasyka. Taki nasz osobisty punk zaczepienia i odbicia, psychiczne (a nawet fizyczne) doładowanie bateryjek do "jazdy" w codziennym życiu ;)

Posted

[quote name='ania14p']Faktycznie zestarzałam się, przepraszam, więcej nie będę marudzić, ale teksty Joanny o JGIII sobie poczytam :lol:.[/QUOTE]

Ale pomarudź sobie i nam... Jo i ja lubimy sobie marudzić... tak czasem z ochoty/potrzeby/musu a czasem z przekory... dla zasady czy ironii... ;)

Posted

[quote name='joannasz']... Jakoś z wiekiem przeszło mi widzenie czarno-białe i [B]chęć do kruszenia kopii o prywatne ideały, które nikogo oprócz mnie nie interesują. Choć czasami pojawia się jeszcze nieodparta pokusa... [/B]Zwłaszcza gdy jestem okrutnie niewyspana i w złym nastroju. Ale z ulgą zauważam, że nie chce mi się już być nonkonformistką, buntownikiem, kamieniem sterczącym ze strumienia i próbującym odwrócić jego bieg, co skutkuje tylko tym, że wytwarza wokół siebie pianę i zawirowania. Podczas niedawnego wglądu zrozumiałam, co to znaczy [B]być jak trzcina. Giętkim, elastycznym, ale wciąż podnoszącym się i zachowującym własną formę.[/B][/FONT]
[FONT=Arial] -[B]To chyba się nazywa „dojrzałość”[/B] – roześmiała się serdecznie moja fantastyczna terapeutka. Jej radość zapewne wynikała z faktu, że z uporczywych głębin całożyciowej depresji zaczyna prześwitywać mdłe światełko zmiany...[/QUOTE]

Jo... pięknie napisane... ale ja chyba zostanę, niestety już do końca życia niedojrzała i naiwna w swoich nieelastycznych poglądach jako ten [I]kamień sterczący ze strumienią[/I]... a może raczej beton... :diabloti:

Posted

Niedawno doznałam dziwnego stanu, który mnie zachwycił, to właśnie była chęć poddania się płynącemu życiu, bez tworzenia własnych scenariuszy, kóre i tak się nie sprawdzają, a wnoszą mnóstwo frustracji i powodują stan permanentnego niespełnionego oczekiwania, które oślepia na całe ''tu i teraz" i powoduje poczucie traconego, przegapionego czasu. Przynajmniej ja tak mam. No i ten dziwny stan tak mi się spodobał, głównie towarzyszący mu spokój, że chciałabym zatrzymać go na zawsze, ale, niestety, okazał się krótkotrwały. Ale chcę jeszcze!
Brzytwo, teraz rozumiem Twoje "constans", dla mnie znaczy co innego, jakie to jednak ważne, żeby doprecyzować wypowiedzi. :grins:

Posted

[quote name='joannasz']Niedawno doznałam dziwnego stanu, który mnie zachwycił, to właśnie była chęć poddania się płynącemu życiu ... No i ten dziwny stan tak mi się spodobał, głównie towarzyszący mu spokój, że chciałabym zatrzymać go na zawsze, ale, niestety, okazał się krótkotrwały. Ale chcę jeszcze![/QUOTE]

To życzę Ci [B]Jo[/B], aby ten "stan" przyplątał się i zagościł na stałe w twoim umyśle, duchu i ciele... ;) może trzeba popróbować [B]Jo[/B]gi?

[quote name='joannasz']Brzytwo, teraz rozumiem Twoje "constans", dla mnie znaczy co innego, jakie to jednak ważne, żeby doprecyzować wypowiedzi. :grins:[/QUOTE]
Tak, precyzja przede wszystkim i we wszystkim, bo inaczej robi sę [I]burdel na kółkach[/I] ze wszystkim :diabloti:

Posted

[FONT=Arial]06.055.2009 środa[/FONT]
[FONT=Arial] Widać dojrzałość nie jest mi jeszcze pisana, bo stan równowagi znikł jak zdmuchnięty. Bez wątpienia przyczynił się do tego gips i związane z nim niewygody oraz przykre obserwacje. Od wczoraj moja wściekłość narasta lawinowo. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy po południu wsiadłam do busa, okazało się, że znowu jest wypchany jak włoski portfel. Głównie studentami wracającymi ze śląskich skarbnic wiedzy i kuźni przyszłej elity naszego narodu. Uczepiłam się lewą ręką drążka obok kierowcy mając nadzieję, że nie będzie się wygłupiał na zakrętach. Znowu prowadził ten młody kretyn, który przez cały czas rozlazłym głosem nawija przez komórkę i obsługuje wszystko jedną ręką. [/FONT]
[FONT=Arial] Miejsca ustąpiła mi starsza pani. Wiem, że dla dwudziestolatków sama jestem starszą panią, ale to była naprawdę starsza pani. Certowałyśmy się przez chwilę, bo upierałam się, że nie nogę mam zagipsowaną, ale była zdecydowana. Powiedziała, że sama nosiła gips i wie, jak to jest. Podziękowałam zatem i usiadłam, żeby nie tworzyć niepotrzebnie zamieszania. Siedząca wokół młodzież, studentki, wrażliwe dziewuszki około dwudziestki, jak na komendę pozamykała oczy. Zapewne w celu intensywniejszej kontemplacji swego delikatnego i pełnego szlachetnej głębi wnętrza. Z trudem pohamowałam niezwykle silną pokusę, żeby im przy pomocy gipsu wyostrzyć to skierowane do wewnątrz, być może jednak w bezskutecznym poszukiwaniu sumienia, spojrzenie.[/FONT]
[FONT=Arial] Starsza pani wysiadła po 10 minutach. W międzyczasie przypomniałam sobie parę staruszków, która jakiś czas temu jechała tym busem. On z chorobą Parkinsona, ona z kulami. Wsiedli przystanek po mnie. Wokół jak zwykle studiująca młodzież w stanie przystosowawczego spowolnienia procesów życiowych. Poderwałam się i ustąpiłam miejsca. Szkoda, że siedziałam tylko na jednym. [/FONT]
[FONT=Arial] Nie pierwszy raz pomyślałam, że źle wychowałam Kaję. Czy będzie w stanie wygryźć sobie drogę wśród tych barrakud i rekinów? [/FONT]
[FONT=Arial] Wysiadłam rozżarzona do czerwoności, ze zjeżonymi z furii włosami. [/FONT]
[FONT=Arial] W domu jak zwykle powitał mnie tłoczący się w korytarzu tłum ubrań. Oraz książka, którą właśnie skończyłam czytać: [I]Cienka mroczna linia[/I]. Po tym wszystkim grasował uszczęśliwiony Garet. [/FONT]
[FONT=Arial] Ponieważ moja cierpliwość zmarła śmiercią gwałtowną trzydzieści kilometrów wcześniej, poczułam, że właśnie przekroczyłam cienką mroczną linię, o czym świadczyło mrowienie w tyle głowy. Nawrzeszczałam prosto w uchachany pysk, co miało tylko taki skutek, że przeniósł się z fotela na skrzynię pod oknem. Koleś siedział z rozdziawioną gębą nad moimi spodniami od dresu i przetwarzał informacje. Rozwścieczyło mnie to jeszcze bardziej, bo świadczyło o tym, że portki, wleczone przez Gareta, trafiły na kałużę kociego moczu. Zebrałam wszystkie szmaty i wrzuciłam do kosza na pranie. Kiedy wreszcie moja ręka zacznie działać, poprzyszywam wieszaki do ubrań, bo przecież ta czarna klęska żywiołowa pourywała wszystkie. Od zmagań z wieszakami pozostały w ubraniach dziury po wielkich, zdeterminowanych kłach. [/FONT]
[FONT=Arial] Postanowiłam również poważnie rozważyć obicie blachą drzwi od szaf w korytarzu, zanim rozpadną się na dwie przegryzione części i uwolnią wielkie szyby, które niechybnie uczynią krzywdę złośliwemu pyskowi. [/FONT]
[FONT=Arial] Wieczorem Garet, mocno zniecierpliwiony niemrawym gmeraniem go lewą ręką, podjął decyzję o zdjęciu gipsu. Ledwie się obroniłam. Za to Perła mrucząc z zachwytem ocierała się konwulsyjnie o biały tłumok. Porąbało ją? [/FONT]
[FONT=Arial] Gareta na pewno. Wygrzebał skądś nieużywaną dotychczas grającą piłeczkę, o której szczęśliwie wszyscy zapomnieliśmy. Dźwięki, jakie z niej wydobywał, poważnie pogłębiły mój wstrząs nerwowy. Wszystkie koty w panice wyskoczyły z tymczasowych legowisk, a Perła, tocząc wokół przerażonym okiem, zaczęła wyć niemal tak przeraźliwie, jak piłeczka. Pospiesznie wyrzuciłam Gareta z piłeczką oraz innych chętnych do ogrodu. Z jękiem oparłam się o drzwi i potoczyłam po kuchni zrozpaczonym wzrokiem. Na domagającym się szorowania zlewozmywaku naczynia umyte uczynnie przez Irenę, która ostatnio w dzikim uporze odmawia używania płynu oraz gąbki. Kuchenka jak w podupadłym kawalerskim gospodarstwie, szafkę trzeba będzie czyścić łomem, a na deseczce wśród resztek natki leżakowały kawałki ziemniaków, które moja mamusia tam wyrzuciła oznajmiając z kamiennym spokojem i niezrozumiałą dla mnie logiką, że jest jej potrzebny garnek. Podłogę starałam się omijać wzrokiem. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego ludzie pragną umrzeć, zanim staną się od kogoś zależni i co to naprawdę znaczy. A przecież mnie tylko chwilowo brakuje prawej ręki![/FONT]
[FONT=Arial] Koleś jak co noc ostatnio wtulał się we wszystkie moje krzywizny. Pomyślałam ponuro, że ani chybi rozwija mi się jakieś podstępne choróbsko i kocina robi, co może, ale najwyraźniej bezskutecznie... [/FONT]
[FONT=Arial] O wpół do piątej Garet w stanie porannej świeżości wskoczył na parapet i zabawiał się zrzucaniem stamtąd to piłeczki, to ciężkiego kółka z błony. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej przekonana, że dziś powinnam wcześniej wziąć lekarstwa przeciwko nadciśnieniu.[/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy ustały łomoty i drżenie podłogi, rozległo się szarpiące nerwy histeryczne pogwizdywanie urozmaicone rozpaczliwymi jękami. Pies koniecznie musiał, natychmiast, skonfrontować niepokojący widok z okna z rzeczywistością w ogródku. Zaraz podzielił się ze mną swoim pomysłem, ale nie znalazł zrozumienia. [/FONT]
[FONT=Arial] -Spać! – warknęłam wrogo. [/FONT]
[FONT=Arial] Zamiast posłuchać, galopował po domu i próbował otworzyć wszystkie drzwi po kolei, skarżąc się głośno.[/FONT]
[FONT=Arial] Przed szóstą nie wytrzymałam. Sycząc ze złości wypuściłam go przez drzwi balkonowe i wróciłam do łóżka. Pozostałam tam przez najbliższe pół godziny nie zważając na energiczne próby wyłamania drzwi od piwnicy oraz wybicia balkonowych. Pies wietrzył się na progu i ogromnie go uradował mój widok. Nie zareagowałam na zachęty wspólnego powarcholenia się na kanapie, z której narzuta spływała w dramatycznych fałdach na podłogę.[/FONT]
[FONT=Arial] Kuchnia w świetle dziennym wyglądała jeszcze bardziej odrażająco, niż wieczorem. [/FONT]
[FONT=Arial] Wsypałam Garetowi na miskę chrupki dla szczeniąt.[/FONT]
[FONT=Arial] -Nie ma mięsa. Zeżarłeś wszytko w nocy – powiedziałam zimnym głosem. [/FONT]
[FONT=Arial] Zjadł całą porcję i zwinął się na skrzyni machając niemrawo końcem ogonka, ilekroć napotkał mój nieprzyjazny wzrok. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy w kilku poszarpanych częściach wydarłam się z zatłoczonego busa i na powrót zintegrowałam, zaczęłam kląć i kontynuowałam z tą samą energią przez godzinę. Potem próbowałam ochłonąć przy papierosie. [/FONT]
[FONT=Arial] -Ty, ale wytłumacz Garetowi, że to wszystko przez busy, bo będzie miał poczucie winy – upomniał mnie Paweł. [/FONT]

  • 2 weeks later...
Posted

[FONT=Arial]15.05.2009 piątek[/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial] Bez gipsu jazda busami stała się mniej kłopotliwa i mniej mnie wkurza, bo mieszczę się normalnie, a nie po przekątnej. Staram się jednak unikać, jeśli to możliwe, otwierania i zamykania drzwi, żeby nie wyć z bólu przy ludziach. [/FONT]
[FONT=Arial] Gips zdjęłam w ubiegłą sobotę, żeby móc robić zdjęcia na imprezie. Imprezą była Dyskoteka Wiosenna, a moi kochani niepełnosprawni hulali aż miło. Bawią się tak fantastycznie, że serce rośnie. Zamiast gipsu miałam aluminiową szynę, która nie przeszkadzała mi manewrować dłonią. Tańczyć nie umiem, więc trzymałam się kurczowo aparatu wyszczerzając przyjaźnie zęby, bo przy tym natężeniu dźwięku jakiekolwiek porozumiewanie się oprócz języka migowego (wszystko już zapomniałam) w ogóle nie wchodziło w grę. Ostatecznie przy tej konfiguracji mogłabym w spektakularnej konfiguracji zaprezentować „kaczuchy”. Od potwornego łoskotu, całkiem zresztą przyjemnej muzyki, dostawałam lobotomii i czułam, że zaczynają kiwać mi się zęby, a jakby mnie podłączyć do dużego monitora, obraz byłby jak przy rezonansie magnetycznym... Pocieszałam się, że w znacznie gorszej sytuacji jest wierny pies przewodnik jednego z gości. Choć sędziwy, słuch ma zapewne lepszy, niż ja, a w dodatku warował przez cały czas na rozwibrowanym parkiecie przewracając nieco błędnie oczami. [/FONT]
[FONT=Arial] Chwilę przerwy na poczęstunek powitałam z jękiem ulgi. Pstryknęłam parę zdjęć w Sali Biesiadnej i opadłam bezsilnie na zydel żeby wyżłopać resztkę zimnej kawy. [/FONT]
[FONT=Arial] Akurat wpadła na chwilę koleżanka, z którą przez blisko rok siedziałam biurko w biurko. Ten rok to był okres między końcem jej rekonwalescencji po operacji i nawrotem, po którym nastąpiły cykle chemioterapii, a wreszcie – domowa opieka hospicyjna. Zwolniła tylko trochę. Nadal jest żywa jak iskra, a wrodzony optymizm wprost z niej tryska. Ilekroć się spotykamy, mam równocześnie ochotę dać sobie po mordzie za własne stany depresyjne i paść przed nią na kolana pełna pokory i podziwu. [/FONT]
[FONT=Arial] Kilka dni wcześniej odwiedziła nas w pracy. Zagadnęła ją nasza koleżanka Hipka, której obie nie możemy strawić. Czysty i potwornie wkurzający przypadek hipochondrii i bezgranicznego zapatrzenia w siebie. Przez kilka godzin dziennie słucham zbolałego głosu opisującego kolejne urojone dolegliwości. Choć siedzę naprawdę daleko, w moim nowym gabineciku, jękliwe ględzenie zdołało pokonać mój mechanizm obronny i tracę zdolność wyłączania się. Włosy jeżą mi się z furii i co chwilę robi mi się gorąco. Ostatnio wszyscy muszą słuchać o paradontozie, którą u siebie wypatrzyła sokolim wzrokiem. Objechała połowę stomatologów w okolicy, u żadnego nie znalazłszy należytego zrozumienia, więc szuka wsparcia w pracy. Mnie nie lubi, bo co jakiś czas tracę cierpliwość i sprowadzam ją do poziomu. Pół roku wcześniej oznajmiłam zimno, że nie życzę sobie słuchać przez pół dnia, codziennie, o wrzodach w dupie, bo wtedy to było na tapecie. Wrzody się skończyły, przez jakiś czas ogólnie była „licha” i słabego zdrowia, zakupiła mnóstwo nowych świństw i obstawiona butlami i fiolkami łykała je z miną zbolałego cierpiętnika. Każdy normalny człowiek padłby trupem od takiej ilości paramedycznych specyfików. Jej tylko rozwinęła się chora imaginacja. I teraz, gdy zobaczyłam, jak siedzą naprzeciwko siebie zdrowa, skrzywiona kobyła nawijająca o paradontozie i młodsza od niej o piętnaście lat dziewczyna z przerzutami, pogodnie uśmiechnięta, mówiąca, że ostatnio musiała podwoić dawki „plasterków”, ale generalnie nie jest źle, szlag mnie trafił taki, że zaczęłam pod nosem mamrotać jak mantrę – kurwakurwakurwa!!! [/FONT]
[FONT=Arial] -Dawniej tego tak nie czułam, teraz wiem, że niedługo umrę. Trudno, trzeba się z tym pogodzić. [/FONT]
[FONT=Arial] -Nie mów tak! – oburzyła się Hipka, polecająca jej właśnie jakąś niekonwencjonalną terapię polegającą na spożywaniu spopielonych tkanek nowotworowych, którą sama profilaktycznie przeszła. –Nie można się poddawać, trzeba próbować wszystkiego! Przecież masz dziecko, musisz myśleć o nim![/FONT]
[FONT=Arial] -I myślę. Dlatego muszę pogodzić się z realiami, a nie karmić złudzeniami. Muszę się przygotować. Muszę przygotować dziecko. To nie znaczy, że chcę umrzeć. Nie chcę. Żałuję, że nastąpi to tak wcześnie, chciałabym jeszcze żyć. Chciałabym widzieć, jak moja córka idzie do bierzmowania, jak wychodzi za mąż... Ale cieszę się, że będę mogła wziąć udział w jej pierwszej komunii. Będę z nią tak długo, jak się da, w najlepszej formie, jaką zdołam utrzymać. A potem – cóż, trudno. To już nie zależy ode mnie – głos jej się załamał. –No to cześć, dziewczyny, lecę, bo już po mnie przyjechali – pomachała energicznie dłonią, obdarzając nas serdecznym uśmiechem. [/FONT]
[FONT=Arial] Zdzwoniłyśmy się tego wieczoru i długo rozmawiałyśmy. Skarciła mnie, że nie powiedziałam jej o wernisażu. Owszem, zaprosiłam ją na imprezę, ale gdyby wiedziała, że będzie też wystawa moich obrazów, to by się pozbierała i przyszła. Rumieniec wstydu rozlał mi się aż do wnętrza żołądka. [/FONT]
[FONT=Arial] Na dyskotekę wpadła, żeby obejrzeć obrazy. Sama maluje. Mamy podobny gust, podobają nam się te same. Porozmawiałyśmy o technikach, o materiałach, wymieniłyśmy się doświadczeniami. Zaprosiłam ją od razu na wieczór twórczości własnej, który zamierzam zorganizować jesienią. Jeszcze nie wiem, jak to nazwę, ale chcę, żeby każdy mógł zaprezentować to, co robi z pasją, z potrzeby ducha. [/FONT]
[FONT=Arial] Człowiek jest takim pyłkiem we wszechświecie – pomyślałam, wpatrując się w opustoszałą salę. Ale tworzy sobie swój własny wszechświat, w którym jest najważniejszą planetą – kombinowałam dalej w natchnieniu wywołanym zmęczeniem i egzystencjalnymi lękami. Otrząsnęłam się i powlokłam w kierunku Sali Lustrzanej, gdzie grzmiała skoczna muzyka. Lada chwila miał nastąpić oczekiwany przez wszystkich punkt wieczoru – karaoke. Każdy chciał śpiewać. Z wyjątkiem Arona, psa przewodnika, który prawdopodobnie chciał tylko wyć. Zmobilizowałam się i robiłam fotki, w myślach układając treść artykułu, który wrzucę na naszą stronę internetową i do lokalnej gazety. [/FONT]
[FONT=Arial] Impreza oczywiście przeciągnęła się. Uciekły mi wszystkie busy, a na ostatni autobus zdążyłam tylko dlatego, że podwieźli mnie do rynku zachwyceni rodzice jednej z uczestniczek, przybyli zresztą z innego miasta. Rzuciłam się zdeterminowana pod koła ruszającego pojazdu i dzięki temu, objechawszy wszystkie okoliczne miejscowości i zapłaciwszy jak za woły, po godzinie byłam w domu. Akurat na czas, żeby dać zastrzyk Gaci. Zaciśnięcie palców na strzykawce i wciśnięcie tłoka wydobyło ze mnie głuche wycie. Kiedy trzymałam się za łokieć, Irena i Kaja pochwaliły mnie, że poszło mi równie sprawnie, jak Arturowi. Jasne. Nie przestaje mnie zdumiewać, jak grubą kot ma skórę. Chyba łatwiej przebiłabym się przez swój but zimowy. [/FONT]
[FONT=Arial] Gacia od kilku dni kaszlała szkaradnie. Na moje ucho to było co najmniej zapalenie tchawicy. W piątek wieczorem zadzwoniłam do Artura, który poradził, żeby jej podać rutinoscorbin. Chyba do odbytu, odprawiwszy wcześniej obrzędy magiczne. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy zjawiła się Kaja, zadzwoniła po niego i przyjechał. Zgodził się, że jest to paskudne zapalenie górnych dróg oddechowych i podał Gaci antybiotyk i sterydy. Potem razem z Kają dokonywał dalszych oględzin, ale przysłuchiwałam się temu wyrywkowo, bo w pośpiechu robiłam niechlujny makijaż i przygotowywałam się do wyjścia. [/FONT]
[FONT=Arial] -O Boże, patrz, jakie ona ma zęby! Tragedia! To stąd ten stan zapalny. Ty słuchaj, jak ona wydobrzeje, to ja będę musiał jej w narkozie wyczyścić ten kamień, a te zęby, które są zniszczone, usunąć. [/FONT]
[FONT=Arial] -Chyba mi słabo – jęknęła Kaja w odpowiedzi. [/FONT]
[FONT=Arial] -Cholera, nie zdążę – jęknęłam równolegle. –Artur, jedziesz w kierunku miasta?[/FONT]
[FONT=Arial] -No, jadę.[/FONT]
[FONT=Arial] -To dobrze, podwieziesz mnie. –Zgarnęłam szynę i bandaże elastyczne i powędrowałam do pokoju. [/FONT]
[FONT=Arial] -Zawiń mi ten łokieć. [/FONT]
[FONT=Arial] -A po co? Przyjdź do mnie, u*******ę ci rączkę i będziesz miała święty spokój na zawsze. [/FONT]
[FONT=Arial] -Od******* się – odrzekłam uprzejmie, wręczając mu akcesoria. [/FONT]
[FONT=Arial] -Wiesz co, ten bandaż to mogłabyś sobie wyprać....[/FONT]
[FONT=Arial] -Nie marudź. Gdzieś mam nowy, ale nie mam czasu szukać. A wiecie – rozrzewniłam się, spoglądając na bandaż, ozdobiony na obrzeżu niebieskim paskiem – on ma... zaraz, ile... jest z osiemdziesiątego drugiego roku, z darów! Kiedy pracowałam w Opolu...[/FONT]
[FONT=Arial] -No pięknie – zarechotał Artur. Czyli on był czysty w osiemdziesiątym drugim! [/FONT]
[FONT=Arial] -Odwal się – warknęłam. –I bandażuj. Nie tak niechlujnie! Jedną ręką lepiej to zrobię![/FONT]
[FONT=Arial] -Byle nie razem z ogonem – dodała niewinnie Kaja.[/FONT]
[FONT=Arial] Lata temu Funiaczek spadł z tych cholernie stromych schodów na piętro i zwichnął sobie łapkę. Oczywiście, była to niedziela. Regułą jest, że wszystkie okropności zdrowotne przydarzają się w czasie weekendu. Pracowałam wtedy w szpitalu, a po zawale kolegi miałam tam dodatkową, dobrze płatną fuchę, mianowicie wróciłam do pierwszego swojego zawodu i obsługiwałam rentgen. Dyrektorem była wówczas Wiktoria. Zadzwoniłam do niej skrajnie rozhisteryzowana (bo a nuż złamanie?!). Podjechała po nas bez słowa, odziana w markowy dres w kontrowersyjnych kolorach i gdy my z Kają ukradkiem taszczyłyśmy Foksa do archaicznej pracowni rentgenowskiej, szczęśliwie mieszczącej się w podziemiach, ona niespodziewanie nawiedziła jeden z oddziałów, ze strategicznym widokiem, budząc siny strach wśród personelu, któremu do głowy nie przyszło gapić się przez okna. [/FONT]
[FONT=Arial] Łapa na szczęście nie była złamana. Artur unieruchomił ją szyną, co ku naszemu głębokiemu zdumieniu uczyniło psa całkowitym inwalidą, dopóki nie zorientowaliśmy się, że w pośpiechu unieruchomił mu kończynę wraz z ogonem. Zraz potem kupiłam gumowy chodnik do łazienek i Kaja oblepiła nim schody. Do tej pory fantastycznie spełnia swoją rolę antypoślizgową. [/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
cdn. albo i nie

Posted

Witam wszystkich.
A oto jak przebiegała wizyta u Joasi. Garet widział mnie pierwszy raz, to co się dzieje gdy wchodzi ktoś kogo już zna? Joasia kazała mi wybrać sobie fotel (o święta naiwności). Gdzie bym się tylko nie przymierzyła z własnym zadem, Garet już tam był o ułamek sekundy wcześniej. W końcu udało się, ale Garet doszedł do wniosku, że też może sobie posiedzieć na kolanach lub na głowie (mojej oczywiście).
A co sobie będzie żałował. Powitaniom nie było końca – dosłownie, bo w końcu trzeba było pójść do domu. I tyle sobie pogadałam z Joasią.

Garet terrorysta (słodki, niezapomniany terrorysta)


[URL=http://img268.imageshack.us/my.php?image=garetija1.jpg][IMG]http://img268.imageshack.us/img268/3325/garetija1.th.jpg[/IMG][/URL]


[URL=http://img268.imageshack.us/my.php?image=garetija3u.jpg][IMG]http://img268.imageshack.us/img268/6961/garetija3u.th.jpg[/IMG][/URL]

Posted

:diabloti: No, to wreszcie wyszła prawda na jaw. Czyli diabeł na jaw wyszedł i przestaną mi wciskać, jaki to słodziak i aniołek. Bo zwykle to wygląda na to, że sobie wszystko zmyślam. :shake: Ale czasami cwaniak zapomina się maskować. A swoją drogą, spróbuj jeszcze raz!

Posted

[quote name='joannasz']A za cholerę nic więcej nie wkleję, jeśli nie będziecie się odzywać. Znam statystyki wątku, ale jeśli ma pisać na zasadzie gadał dziad do obrazu, to ja to chromolę...[/QUOTE]

Noo chyba oszalałaś Jędzo... :mad:

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...