Jump to content
Dogomania

KREMOWY-porzucony,skradziony,cudem odnaleziony i.... MA DOOOOOM :) :) :)


Recommended Posts

  • Replies 515
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

Pomogę, oczywiście.
Trzeba zmienić tytuł,
"życie psa zależy od wybudowania kojca"
Dodaj te szczegóły do pierwszego posta,podaj nr konta...i jadziem !!!
Widzisz ciotka...ciarki mnie przeszły na początku a teraz obie uśniemy spokojne.

Posted

Jutro jadę po Kremowego i zawożę do DT.

Mój ex zadeklarował kojec, tylko trzeba go rozebrać i złożyć u mnie. Znaczy się kojec, nie mojego ex (chociaż rozebrać... hm, kusząca myśl).

Agnieszko, bardzo Ci dziękuję za wsparcie. Ja już czasem mam takiego doła związanego z tym wszystkim... ehh.

Posted

[quote name='Greven']Jutro jadę po Kremowego i zawożę do DT.

Mój ex zadeklarował kojec, tylko trzeba go rozebrać i złożyć u mnie. Znaczy się kojec, nie mojego ex (chociaż rozebrać... hm, kusząca myśl).

Agnieszko, bardzo Ci dziękuję za wsparcie. Ja już czasem mam takiego doła związanego z tym wszystkim... ehh.[/quote]
rozumiem doskonale.
Ja nie lubię swoich obydwóch eks...
też mam doła,cholernego, miejmy nadzieję, że za jakiś czas będziemy śmiały sie z tego
:angryy: :angryy: :angryy: :angryy:

Posted

Nie dorwałam exa, bo najpierw miał zjazd rodzinny i Kremowy nocował na pace mojego samochodu, odgryzł się ze sznurka, zdemolował mi samochód, wygryzł gumowe izolacje z drzwi, wyżarł tapicerkę, rozerwał worek karmy i worek owsa, wymieszał to wszystko, wyciągnął i przerobił na strzępy trochę dokumentów ze schowka, a na to wszystko i na koc, derkę oraz koło zapasowe, zrobił mega kupę, którą na łapkach rozniósł dokładnie po całym aucie. Żeby było zabawniej, szyby i kokpit zachlapał krwią (skąd ta krew, napiszę za chwilę).

Następnego dnia ex musiał wyjechać do Berlina, w związku z czym uwadziłam Kremowego przy budzie, na łańcuchu, na którym czasem palikuję ogiera (inne łańcuchy rwał w ciągu kilku minut... no comments), a rano musiałam odwiedzić wszystkich sąsiadów z przeprosinami za nocny koncert, ponieważ Kremowy szczekał bez wytchnienia, a skoro on szczekał, to szczekały też moje pozostałe cztery psy, a skoro szczekały moje psy, to dołączyły się psy sąsiadów i przez calutką noc mieliśmy w Moryń Dworze koncert na dziesięć głosów. Dodatkowo nad ranem Koksikowi przypomniało się, że umie pięknie i przejmująco wyć... :mad:

Na szczęście trzeciego dnia Kremowy robił sobie dłuższe przerwy w szczekaniu, a pod wieczór zupełnie stracił głos (jaka ulga, cisza tak pięknie brzmi). Poza tym zaczyna powoli rozumieć, że cicho to znaczy "cicho", a nie "szczekaj mały, szczekaj".

Za chwilę napiszę więcej, zmienię temat i postaram się wstawić zdjęcia, bo mam.

Posted

Tak ;)

Idę na łatwiznę i kopiuję z mojej strony:

[B][U][FONT='Comic Sans MS']10 marca 2007 Kremowy już u mnie[/FONT][/U][/B]
[B][FONT='Comic Sans MS'] [/FONT][/B]
[B][FONT='Comic Sans MS']Odebrałam Kremowego. Trzech panów nie mogło nad nim zapanować – jeden trzymał, drugi przygniatał go do ziemi, a trzeci próbował przepchnąć kolczatkę przez głowę, przy okazji kalecząc psu pysk. Do tej pory za obrożę służył Kremowemu kawałek łańcucha na szyi, od którego ma na karku wytartą sierść i zrogowaciałą skórę. Po krótkiej walce, Kremowy wyprysnął przez bramkę, w radosnym amoku taszcząc za sobą jednego z zakładaczy kolczatki, uczepionego końca linki. Powoli schodzili się ludzie ze wsi, pooglądać, co to za cuda się dzieją u sąsiadów. Chcieli psa załadować od razu do samochodu, ale uparłam się, że najpierw pójdę z nim na spacer, żeby spuścił trochę pary. To już urosło do rangi prawdziwego wydarzenia i tłumek miejscowych zgęstniał. Poinformowano mnie, że pies nazywa się Czuczu (albo jakoś tak). Złapałam linkę, a Kremowy wyrwał naprzód. Zdążyłam tylko rzucić przez ramię żarcik „szkoda, że nie mam nart” i ruszyliśmy w pole. Pies dosłownie zwariował – pędził do przodu, na boki, nagle zatrzymywał się i wrzucał wsteczny. A ja za nim. Kremowy ma siłę konia i jest totalnie niewyżyty. Trudno się dziwić – ostatnie lata spędził w ciasnej komórce, bez możliwości wychodzenia na zewnątrz, bo zagryzał kury. Po 10 minutach zdecydował się podsikać krzaczek i nastąpiła upragniona chwila odpoczynku. Kolejnych 10 minut Kremowy wlókł mnie drogą przez pola, ewentualnie ja wlekłam jego, gdy stwierdzał, że jednak będzie biegł w zupełnie przeciwnym kierunku. Minęło pół godziny, zanim uspokoił się na tyle, by zacząć mnie zauważać (zauważanie w wykonaniu Kremowego to nagły naskok na człowieka przednimi łapami i próba wylizania twarzy) i wtedy po raz pierwszy na tym spacerze wylądowałam na ziemi, ale psu to nie przeszkadzało i pędził dalej... W drodze powrotnej było nieco lepiej, bo ja mam kondycję, a Kremowy nie. Gdy dotarliśmy do samochodu, przywitała nas spora grupa mężczyzn, wyrażających zdumienie, że utrzymałam psa i wracamy razem, a nie osobno. Pochwalili też wytrzymałość kolczatki i smyczy. Następnie jeden z nich stwierdził, że on ma psa „do uspania”, ale jak bym chciała, to mi odda. Taki sam, jak Kremowy, tylko czarny. I zachowuje się podobnie, ale skoro mnie to nie przeszkadza... Nie, ależ skąd. Lubię być poniewierana przez psy. Wypuściłam z samochodu Tangę, żeby zapoznała się z Kremowym na neutralnym terenie i wyprowadziłam Gizma. Wśród miejscowych przeszedł szmer podziwu. Psy mordercy, nacisk szczęk dwie tony (cztery panie, cztery!), jak złapią, to już nie puszczą, oj biedny Czuczu... „Psy mordercy” chciały się z Kremowym pobawić, ale on nie był w nastroju. Załadowałam Kremowego – z pomocą widzów - na pakę, a „morderców” do przodu (czy pitbull i bullterier mogą się zmieścić na jednym siedzeniu? Ależ tak!... jak się zawezmą). Kremowy od razu zaczął szczekać w niebogłosy, a panowie stwierdzili wesoło, że dzięki temu nie muszę włączać radia. Właściciele psa życzyli mi wszystkiego najlepszego i Kremowy rozpoczął nowy etap życia.[/FONT][/B]

Posted

Brązowa, z wolontariuszami jest taki problem, że ja jestem zewsząd daleko (to chyba nie było gramatyczne, ale oddaje wagę problemu). Są tylko sąsiedzi (dwa gospodarstwa), a później długo, długo nikt i 4 km. dalej miasteczko. W miasteczku nikt nie zajmuje się psami. Znaczy niektórzy ludzie je lubią, ale generalnie nie ma kogoś, kto przyszedłby kilka razy w tygodniu i popracował z psem. Moją najwierniejszą wolontariuszką (wakacje, czasem weekendy) jest 12-to letnia dziewczynka, a nią Kremowy vel Czuczu może najwyżej zaorać pole, bo jak pociągnie, to ja frunę. Na szczęście ciągnie coraz mniej. W lesie jest spokojny, rozbudza się na otwartej przestrzeni.

Oj jak ja bym chciała mieć kogoś do pomocy z psami... :shake:

Na chwilę obecną chodzę na spacery na trzy tury:
1. Misiek, Chucky, Tanga i Gizmo (wszystkie mogą być luzem)
2. Rudy i Kosksik (oba wychodzą na smyczach, a spuszczane są na zmianę)
3. Kremowy vel Czuczu (tylko na smyczy)

Każdy pies robi ze mną dziennie od 4 do 10 km., a spacer trwa od 30 minut do 2 godzin (na więcej nie mam czasu). Ostatnio moim koniom tylko macham z daleka, a przypominam, że Pro Equo to "fundacja na rzecz koni" ;) Gdy chcę z którymś psem popracować indywidualnie, to muszę również indywidualnie zabrać go na spacer. I tak w kółko. Ale liczbę psów trudno zredukować. Wręcz odwrotnie, ona rośnie. Kiedyś myślałam "mam AŻ cztery psy". Dzisiaj cieszę się "mam TYLKO siedem, dwa poszły do adopcji" ;)

Posted

[quote name='Greven']Tak ;)

Idę na łatwiznę i kopiuję z mojej strony:

[B][U][FONT=Comic Sans MS]10 marca 2007 Kremowy już u mnie[/FONT][/U][/B]

[B][FONT=Comic Sans MS]Odebrałam Kremowego. Trzech panów nie mogło nad nim zapanować – jeden trzymał, drugi przygniatał go do ziemi, a trzeci próbował przepchnąć kolczatkę przez głowę, przy okazji kalecząc psu pysk. Do tej pory za obrożę służył Kremowemu kawałek łańcucha na szyi, od którego ma na karku wytartą sierść i zrogowaciałą skórę. Po krótkiej walce, Kremowy wyprysnął przez bramkę, w radosnym amoku taszcząc za sobą jednego z zakładaczy kolczatki, uczepionego końca linki. Powoli schodzili się ludzie ze wsi, pooglądać, co to za cuda się dzieją u sąsiadów. Chcieli psa załadować od razu do samochodu, ale uparłam się, że najpierw pójdę z nim na spacer, żeby spuścił trochę pary. To już urosło do rangi prawdziwego wydarzenia i tłumek miejscowych zgęstniał. Poinformowano mnie, że pies nazywa się Czuczu (albo jakoś tak). Złapałam linkę, a Kremowy wyrwał naprzód. Zdążyłam tylko rzucić przez ramię żarcik „szkoda, że nie mam nart” i ruszyliśmy w pole. Pies dosłownie zwariował – pędził do przodu, na boki, nagle zatrzymywał się i wrzucał wsteczny. A ja za nim. Kremowy ma siłę konia i jest totalnie niewyżyty. Trudno się dziwić – ostatnie lata spędził w ciasnej komórce, bez możliwości wychodzenia na zewnątrz, bo zagryzał kury. Po 10 minutach zdecydował się podsikać krzaczek i nastąpiła upragniona chwila odpoczynku. Kolejnych 10 minut Kremowy wlókł mnie drogą przez pola, ewentualnie ja wlekłam jego, gdy stwierdzał, że jednak będzie biegł w zupełnie przeciwnym kierunku. Minęło pół godziny, zanim uspokoił się na tyle, by zacząć mnie zauważać (zauważanie w wykonaniu Kremowego to nagły naskok na człowieka przednimi łapami i próba wylizania twarzy) i wtedy po raz pierwszy na tym spacerze wylądowałam na ziemi, ale psu to nie przeszkadzało i pędził dalej... W drodze powrotnej było nieco lepiej, bo ja mam kondycję, a Kremowy nie. Gdy dotarliśmy do samochodu, przywitała nas spora grupa mężczyzn, wyrażających zdumienie, że utrzymałam psa i wracamy razem, a nie osobno. Pochwalili też wytrzymałość kolczatki i smyczy. Następnie jeden z nich stwierdził, że on ma psa „do uspania”, ale jak bym chciała, to mi odda. Taki sam, jak Kremowy, tylko czarny. I zachowuje się podobnie, ale skoro mnie to nie przeszkadza... Nie, ależ skąd. Lubię być poniewierana przez psy. Wypuściłam z samochodu Tangę, żeby zapoznała się z Kremowym na neutralnym terenie i wyprowadziłam Gizma. Wśród miejscowych przeszedł szmer podziwu. Psy mordercy, nacisk szczęk dwie tony (cztery panie, cztery!), jak złapią, to już nie puszczą, oj biedny Czuczu... „Psy mordercy” chciały się z Kremowym pobawić, ale on nie był w nastroju. Załadowałam Kremowego – z pomocą widzów - na pakę, a „morderców” do przodu (czy pitbull i bullterier mogą się zmieścić na jednym siedzeniu? Ależ tak!... jak się zawezmą). Kremowy od razu zaczął szczekać w niebogłosy, a panowie stwierdzili wesoło, że dzięki temu nie muszę włączać radia. Właściciele psa życzyli mi wszystkiego najlepszego i Kremowy rozpoczął nowy etap życia.[/FONT][/B][/quote]
Muszę sobie pocytować...
Greven
Jestem twoim dozgonnym fanem!!!!
Czego ci trzeba kobieto???

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...