Jump to content
Dogomania

Furie

Members
  • Posts

    520
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    1

Everything posted by Furie

  1. A dla mnie wrzucanie do jednego worka ON-ków, choćby samych w sobie, bo na szczęście jest jeszcze coś takiego jak ON-y z linii użytkowych i one się diametralnie różnią od eksterierów. Nawet wyglądem, o temperamencie nie wspominając.
  2. A w jaki sposób chciałabyś tę aktywność zmierzyć? Bo w sumie każdy z nich został stworzony do czegoś innego, w czymś innym się spełnia i na pewno żadnemu z nich nie wystarczy do szczęścia sam spacer, choćby trwał i dwie godziny ;)
  3. Nie ma za co :) Oczywiście, że lepiej dmuchać na zimne! Ja to napisałam z założeniem mam jako taką możliwość aby zweryfikować jegomościa, czy faktycznie się zna, czy tylko tak gada, a nie wierzyć wyłącznie deklaracjom. Jednocześnie to jest moja potrzeba, wynikająca z posiadania określonego psa. Tym niemniej, jeśli miałabym radzić innym nie skreślałabym hotelików, które otwarcie deklarują że nie biorą agresywnych. Bo raz że szczerość bardzo dobrze świadczy o człowieku, o jego trzeźwej ocenie, o świadomym doborze hotelowanych psów, o trosce o bezpieczeństwo no i przede wszystkim nie każdy ma agresywnego psa (albo uchodzącego za agresywnego), więc nie każdemu będzie to do czegokolwiek potrzebne. Zachowanie pełnego bezpieczeństwa przy braniu agresywnych psów i komfortu wszystkich, to już w ogóle bezdyskusyjne więc faktycznie lepiej się z motyką na słońce nie porywać.
  4. Wiadome. We wszystkim jest potrzebny zdrowy umiar. Znam takich co z treningu jednej dyscypliny gnają na trening innej, między wejściami ćwiczą sztuczki z posłuszeństwa i do tego jeszcze ileś spacerów. I to jest moim zdaniem chore przegięcie w drugą stronę. Czi_czi dobrze napisała, że ruch ruchowi nie równy. I nie da się tego zmierzyć z zegarkiem w ręku. Zalezy od psa i od rodzaju ruchu. Moja jest np. wykończona po 1 wejściu na trening posłuszeństwa i 2 wejściach na obronę. Całość pracy / dzień nie przekracza 40 minut, spacery tego dnia (wraz z rozgrzewkami przed i rozprężeniem po wejściu na plac) to jakby pozbierać do kupy - może 45 minut się nazbiera, a pies wykończony jakby maraton zrobił. Cały dzień mogłabym z nią łazić po lasach, a na końcu i tak miałaby więcej energii. Czyli kwestia rodzaju ruchu, pobudzenia i emocji jakie mu towarzyszą. Tak samo spacer - zupełnie inaczej działa godzinny spacer w znajomym lesie, a godzinny spacer w wielkim mieście.
  5. Co do zabaw z innymi psami, poradziłabym ostrożność. Tzn. nie rezygnować, ALE świadomie dobierać towarzystwo. Bardzo opanowane, łagodne, spokojne psy. Najlepiej psy znajomych, którm ufasz, bo generalnie ludzie lubią ściemniać, mają w d... albo bywa że sami nie znają dobrze własnych psów. Może niekoniecznie od razu zabawa i puszczenie na żywioł, a coś na kształt spacerów równoległych. Coby się Twoja obyła z obecnością innego psa i że nic jej nie grozi. My tak robimy z sąsiadką i naszymi psami. Jej suczka jest ciekawa mojej, ale się ewidentnie boi i jeży na każdy gwałtowniejszy ruch mojej i kłapie zębami. No to my sobie stajemy na dróżce i gadamy w bezpiecznej odległości, albo idziemy kawałek razem, psy blisko siebie ale bez możliwości kontaktu. I się rozchodzimy. I następnego dnia to samo. Nie wiesz jeszcze co "siedzi" w głowie Twojego psa, czy się nadmiernie ekscytuje, jak pisze Filodendron, czy może chciałaby, ale ma słaby socjal i "nadrabia miną", bo niezbyt wie co ją czeka. My też nie wiemy, bo nie znamy, nie widzimy. Więc pomału. Nie rezygnuj, ale nie idź na żywioł i nie z obcymi psami. I przede wszystkim, na pierwszym miejscu Ty, a nie inne psy. Nie może być tak, że dla Twojego psa jesteś nudziarą, która tylko zawadza na drugim końcu smyczy ;) Co do zabawy, że się szybko nudzi - kwestia JAK się z nią bawisz. Pies nie wie sam z siebie, że np. przynoszenie Ci wyrzucanych przedmiotów jest fajne. Musisz mu to pokazać. Np. wyrzucasz i uciekasz wołając i zachęcając, jak przybiegnie chwalisz, nigdy nie wyrywasz psu zabawki, ale możesz się nią delikatnie poprzeciągać na boki, puścić, znowu kawałek odbiec wołając, znowu poprzeciągać, drugą zabawką albo żarciem zachęcić do puszczenia pierwszej, a następnie wyrzucić tę drugą, schować tę pierwszą. Ot, taki przykład pierwszy z brzegu. Ganianie jakiejkolwiek zwierzyny jest złe.
  6. Zgadza się, osobiście uważam, że na posiadanie psa powinien być egzamin a'la na prawo jazdy, co to najpierw trzeba iść i się czegoś nauczyć. Tyle że takie coś nie istnieje, więc pozostaje edukować i radzić. Ja mojego pierwszego psa wybierałam tak, że wrzuciłam jakiś internetowy katalog ras i jechałam sztuka po sztuce. Czytałam o charakterze i patrzyłam na fotki, żeby był sweet :D A charakter chciałam właśnie taki idealistyczny, co to do swoich będzie kochany, ale domu przypilnuje i jeszcze obroni :D No i wybór padł na hovawarta. To był świetny pies, ale ... naprawdę dużo czasu poświęciłam na czytanie o rasie przed decyzją, także błotka i bluzgów na forach rasy (żeby się dowiedzieć jakie rasa ma problemy, czego się wystrzegać), analizowałam to wszystko, przyłożyłam się do wyboru hodowli, a następnie bardzo dużo włożyłam w wychowanie tego psa, spędzanie z nim czasu, szkolenie. Generalnie całe życie zmieniło się o 180 stopni. Więc jak dla mnie to jest punkt wyjścia: rachunek sumienia, co jest się w stanie zmienić w swoim życiu, poświęcić, zrezygnować, przymknąć oko, zaakceptować. I to dotyczy wszystkich domowników. Bo nie ma opcji, że pies się wpisze w dotychczasowe życie, pozostawiając je bez większych zmian. Jeśli na etapie robienia "rachunku sumienia" już coś jest nie tak, to lepiej sobie odpuścić posiadanie psa, albo przynajmniej poczekać na lepszy moment. Pies to nie jest ozdoba ogrodu ani mebel, a do tego szczeka, brudzi, kłaczy, choruje, może sprawiać problemy wychowawcze- każdy, niezależnie od rasy. Z drugiej strony, skreślać ludzi z punktu też nie ma co, bo a nóż wyciągną wnioski i okażą się fajnymi przewodnikami.
  7. TyŚka, a czy jesteś w stanie podjąć się znalezienia domów dla tych szczeniąt? Taka opcja, że szczenięta pozostają u nich do 7 - 8 tyg. życia przy suce, ale oni zrzekają się do tych szczeniąt wszelkich praw (pisemnie, w drodze umowy lub aneksu do umowy adpocyjnej i w oparciu o nią)? Jednocześnie, że te szczenięta nie będą przedmiotem sprzedaży, a więc korzyści majątkowych dla tych ludzi, które za pewne zwietrzyli? Ponadto, ponieważ suczka - matka jest z adopcji, że każdy nowy właściciel tez podpisze umowę, ze zobowiązaniem do sterylki? Z jednoczesnymi sankcjami za niewywiązanie się (w tym także za ewentualną wpadkę ewentualnych suczek), w postaci kary finansowej, np. 1000 zł na rzecz wskazanej organizacji pro-zwierzęcej - za wpadkę / odebraniem suczki / pieska - za brak sterylki w określonym terminie? Osobiście, na Twoim m-cu nie próbowałabym negocjować z tymi ludźmi samodzielnie, a poprosić o pomoc kogoś starszego z organizacji prozwierzęcej. Ty jesteś OK, działasz OK, argumenty masz OK, ale jak piszesz - jesteś jeszcze młoda. Myslę sobie, że ludzka mentalność jest taka, że większym autorytetem jednak będzie ktoś starszy, a zwłaszcza z szyldem organizacji, legitymacją, wysoką funkcją. To absolutnie nie jest Twoja wina - nie chciałabym abyś to co napisałam odebrała jako krytykę.
  8. Ciekawy temat zapodałaś. Dziwię się że pustki. Z mojej strony, czym się kieruję, co jest dla mnie ważne: 1. Rekomendacje osób, które znam z tzw. real life i mamy podobną optykę patrzenia, tzn. są dla mnie wiarygodni. 2. Moja osobista znajomość z właścicielem hoteliku - np. przed zostawieniem psa - pobyć trochę dłużej, pogadać na różne tematy, wyrobić sobie pogląd o tej osobie, o jej poziomie, o standardzie w jakim żyje (może być skromnie, ale ma być czysto), czy jest zadbana, zobaczyć jakie są jej własne psy. Np. do mojego hoteliku, zanim się poznaliśmy, zadzwoniłam, przedstawiłam się i powiedziałam, że uważam, że powinniśmy się poznać, bo to i tamto. 3. Biznes & pasja - preferuję ludzi, którzy kochają to co robią i widać że to jest szczere a nie wyłącznie dla PR-u. Z drugiej strony nie przemawiają do mnie "miłośnicy - fanatycy". Dla mnie psi hotel to jest biznes, na którym człowiek chce zarobić, więc omijam miejsca, gdzie uważam że jest za tanio. Poza tym ktoś kto jest dobry też się ceni, nie tylko w tej branży i dla mnie to jest OK. 4. Psy fundacyjne, bezdomniaki - wolę hotele, w których stanowią mniejszość lub nie ma ich wcale, a to dlatego, że mój pies jest psem komercyjnym i kiedy szukam mu hotelu, to zależy mi tylko na moim psie, a nie na zbawianiu świata. Poza tym fundacyjne z reguły wymagają więcej czasu, więcej pracy, czyli z automatu mniej czasu dla mojego psa. Uważam, że nie da się być od wszystkiego. Albo hotel się nastawia na komercję, albo na działalność charytatywną (bo stawki dla psów fundacyjnych są raczej skromne), ew. działalność charytatywna stanowi margines. 5. Wiedza i doświadczenie, a więc kompetencje prowadzącego. Fajnie jeśli równolegle zajmuje się szkoleniem psów, ale jednocześnie omijam wszelkich wyznawców "jedynej słusznej metody" (czy to "pozytywna" czy to awersyjna). Jednocześnie - ja osobiście nie pozwalam zajmować się wychowaniem i szkoleniem mojego psa. Doświadczenie w szkoleniu ma służyć wyłącznie temu, aby człowiek był świadom tego co czyni, a nie że "ja z tym psem nic nie robiłem", a pies pokazuje coś zupełnie innego. 6. Przyjmowanie psów agresywnych - ja jestem zwolenniczką, bo to dla mnie sygnał, że człowiek ma większe pojęcie, a i mam psa który potrafi kłapnąć zębami - nie po złości, ale ostrzegawczo. Pod warunkiem spełnienia punktu 7. 7. Warunki BHP - położenie kojców względem wybiegu - idealnie jeśli psy puszczone na wybieg nie mają możliwości kontaktu przez kraty z innymi psami. Poza tym - aby nie miały możliwości zwiać. A to się niestety zdarza, miałam nawet u siebie tymczasa, który nawiał z hotelu. 8. Standard i wrażenie ogólne - wszystko nowe, lub odnowione, dobrze utrzymane, czyste, zero brudu, smrodu, powierzchnie łatwo zmywalne. Gówienka z wybiegu sprzatane na bieżąco. Fajnie jak jest dużo ładnie utrzymanej trawy i nie ma żadnych rzeczy, którymi pies może sobie zrobić krzywdę. 9. Gotowość do spełnienia moich warunków specjalnych: moja karma, moje suple, we właściwej ilości i odpowiednich porach, karmienie wyłącznie po bieganiu oraz najważniejsze: moja klatka wstawiona do chaty, w takim m-cu że pies ma ciepło i nie jest w przeciągu, ale ma spokój, nie jest gdzieś w przejściu, gdzie ciągle ktoś się kręci. Pies nie uczestniczy w życiu domowników, tzn. ma siedzieć w klatce, a nie chodzić po chacie, co rodziłoby zbyt duże ryzyko ingerencji w moje wychowanie, które z racji uprawianej dyscypliny sportu i predyspozycji psa jest dość specyficzne. Czyli generalnie - gorzej jak z dzieckiem ;)
  9. Więcej wiary! Temat jest do ogarnięcia! Tylko wymaga sporo dyscypliny. Moja bardzo ruchliwa Furia też spedza caly dzien mojej pracy sama. Moze udałoby Ci się zakombinować z urlopem ew. L4 i wykorzystać ten czas na ogarnięcie klatki i przyzwyczajenie psa do zostawania samemu? Ja pierwsze 7 dni po przywiezieniu szczeniaka miałam wolne, ale nie siedzialam z psem, tylko specjalnie go izolowałam, żeby sie przyzwyczajał, a ja miałam wszystko pod kontrolą. 2gi tydzień jeździłam do pracy na 4 godziny. Przed pracą dosc długi, intensywny spacer z bieganiem, ganianiem piłki, ćwiczeniem posluszeństwa (męczy szare komórki), w chacie zabawka typu kong, do napełniania jedzeniem + wcześniej przećwiczona klatka. Spróbuj. A wybierając mieszkanie-patrz pod kątem psa, latwe do sprzątania i oporne na niszczenie, takie minimalistyczne. 3mam kciuki!
  10. Dziękuję Wszystkim za odpowiedzi na kwestie, które poruszałam! Ledwie nadążyłam z czytaniem, więc z odpowiedziami jestem tym bardziej zapóźniona. Powstała nam tu bardzo fajna wymiana ciekawych doświadczeń :)
  11. Hmmm, a może po prostu niewzruszenie iść dalej ? Ten artykuł o burzy merytorycznie niezbyt do mnie przemawia. BlackSheWolf, czy masz możliwość skorzystania z porady dobrego trenera? Ale nie behawiorysty, tylko właśnie dobrego trenera. Nie ze "szkoły bez kolców" czy innego zadeklarowanego pozytywisty, ani nie z tzw. "starej policyjnej szkoły kolczatkowej", tylko z kogoś, kto zna całe spektrum metod i ma to wyczucie, kiedy po którą sięgnąć, jak płynnie przejść od korekty do wzmocnienia, co zrobić przed, pomiędzy, a co po. Zwłaszcza, że w 1 poście pisałaś również o pewnych trudnościach szkoleniowych. Porady z książek czy for mają tę wadę, że po pierwsze, trudno wyczerpać dany temat jak się nie widzi ani psa, ani Ciebie, ani Ciebie z psem, po drugie: nawet najlepszą poradę możesz sobie w ... wyrzucić za okno, jeśli nieświadomie i niechcący popełnisz błąd na etapie wykonania. Poza tym moim zdaniem, w pewnych sprawach nie ma sensu eksperymentować na własną rękę, bo jeśli raz, drugi, trzeci nie trafiamy, to tylko przedłużamy psu dyskomfort związany z lękiem, zamiast go z niego możliwie szybko wyciągnąć.
  12. Dziękuję! Czytając wcześniejsze posty Cavecanem musiałam odnieść mylne wrażenie, tzn. że relatywnie łatwy egzamin, poparty certyfikatem dającym określone uprawnienia otwiera drogę do uczestniczenia w akcjach. Nie znam kulis, typu przydział zespołów przez szefa grupy, rodzajów organizacji i ich uprawnień, więc piszcie proszę jeszcze! Ale może nieco prowokująco zapytam, czy wszyscy szefowie wyszkolenia są równie dobrzy w dobieraniu psów na akcje i czy wnosząc po wspomnianej łatwości egzaminów, mają w czym wybierać? Dance_macabre, bardzo fajny i ważny aspekt poruszyłaś! Zgadzam się. Mi bardziej chodziło o pewną patologię sportu / grupę ludzi, którą kiedyś miałam okazję zaobserwować. Te same błędy (nadmiar ciśnienia i presji na wynik, nadmiar awersji, pies zestresowany, wręcz przekręcony), a jeżdżą na zwody, te ich błędy wychodzą ze zdwojoną siłą, ciągle te same (w końcu pies nie jest głupi i wie że na zawodach nie ma OE), no ale startują, to psy sportowe. Ewentualnie ludzie, którzy zaczynają startować zanim tak naprawdę pies na własnym placu opanuje elementy z regulaminu (żeby była jasność, nie krytykuję ich). A dla kontrastu, ktoś kto ileś lat, mądrze i rzetelnie ćwiczy, ale jeszcze nie startował. Na pewno na zawodach nie pokaże maksa swoich możliwości, ze względu na to o czym piszesz. Ale w ogólnym rozrachunku, obraz pracy jego psa będzie na dużo wyższym poziomie niż tych poprzednich. To z kolei przez pryzmat pierwszego startu kilkorga z moich dobrych znajomych, którzy mimo braku praktyki w startach, pokazali fajną pracę z przyzwoitą oceną - aby nie być gołosłownym teoretykiem. Reasumując, w sporcie nie lubię podziałów na jedynie słuszne psy sportowe, wyłącznie dlatego, że mają za sobą starty. Jednocześnie doceniam to co napisałaś o własnej pracy, szlifach i praktyce, mam do tego szacunek i na pewno nie chciałam tego umniejszyć, mimo że mogło to tak zabrzmieć. Niechcący. Serio.
  13. To nie wynika i nigdy nie będzie wynikać samo przez się. To zależy od przewodnika - jakie ma nastawienie i ile pracy włoży w życie codzienne. Są różni ludzie i różne podejścia, tak samo jak są różne psy z różnymi predyspozycjami i z różnym temperamentem. W podejściach ludzi spotkałam się zarówno z "plac i tylko plac, a życie codzienne to .... [wulgaryzm]", z tzw. "złotym środkiem" oraz z czymś w stylu "pies to przede wszystkim towarzysz, chce móc go wszedzie zabrać, a to co na placu - jak wychodzi, tak wychodzi, na zawodach świata nie zawojujemy, ale i tak jest fun". Z moich obserwacji wynika, że za różnymi podejściami właścicieli, często (choć nie zawsze) idą psy różnych ras. Z perspektywy moich własnych doświadczeń i sportu, każdy kij ma dwa końce i zawsze jest coś za coś, a tzw. nad-pies po prostu nie istnieje, co jednak wcale nie oznacza, że dobry pies z silnymi popędami i osiągnięciami na zawodach zawsze musi być niewychowany i uciążliwy. Jednocześnie, pewne rzeczy, w przypadku pewnych psów, prowadzonych w określony sposób*, są fizycznie awykonalne. I tu znowu wracam do punktu wyjścia - wszystko zależy od przewodnika, na ile potrafi ogarnąć psa, by nie dochodziło do sytuacji uciążliwych bądź niebezpiecznych dla otoczenia. * taka furtka, do niewliczania dyscyplin i psów w nich pracujących, typu ratownictwo, o których praktycznie nic nie wiem :) A czy to nie jest trochę tak, jak z definicją szkolenia pozytywnego i tradycyjnego? Że w końcu dochodzimy do wniosku że taki podział jest bezsensowny, bo szkoleniowców powinno się dzielić na złych i dobrych? Zwłaszcza, że tradycyjny (uznający korektę i kolce) bazuje na wzmocnieniu pozytywnym, a pozytywny (klikerowo smaczkowy) używa awersji w postaci kantara. Tutaj podobnie - sportowy to startujący w zawodach, choćby z miernym wynikiem, a niestartujący, choćby reprezentował wyższy poziom, a jego właściciela na wyjazd na zawody zwyczajnie nie stać, albo nie ma auta, psem sportowym nie nazwiemy. Dlatego napisałam tak jak napisałam. A poza tym zależy mi, żeby propagować sport, oczywiście w wydaniu z głową i z dobrostanem psa na pierwszym miejscu więc jestem za tym, by wprowadzić znak "=" między pies sportowy a pies trenujący sport (byle z głową). I nie mnożeniem podziałów. Wystarczy, że niektórzy zawodnicy (na szczęście incydentalne przypadki) potrafią się prześmiewczo odnosić do amatorów, którzy stawiają swoje pierwsze kroki albo zamiast maliny czy uzytkowego ON mają hovka albo astka. Z definicją psa użytkowego już jest inaczej, bo tu definicja, w postaci wymagań jest określona przez ZKwP - różnie dla różnych ras. Oczywiście w praktyce, jest to mało miarodajne, bo wymagania sprowadzają się do egzaminów, których poziom pozostawia wiele do życzenia i jest furtką dla hodowców, którzy chcą startować w mimo wszystko mniej obleganej klasie użytkowej. Oczywiście są i chlubne wyjątki, tj. hodowle, gdzie użytkowość całych linii jest potwierdzona wynikami z zawodów. Jak jest w ratownictwie - tego nie wiem - dowiaduję się tu, z forum (Cavecanem, dziękuję!! Bardzo ciekawe!!). Ale nóż mi się w kieszeni otwiera, jak czytam, że nawet Wasze certyfikaty bywają mało warte. Przecież tu chodzi o bezpieczeństwo, a nawet życie ludzi !!!! I u Was już bym nie była taka liberalna, żeby stawiać znak równości. Nie i jeszcze raz nie. W sporcie, to w najgorszym razie nie pójdzie na zawodach. A u Was gra się toczy o dużo wyższą stawkę.
  14. OK, super, cieszę się, zwłaszcza że jak widzę mamy wiele wspólnych spostrzeżeń :) Odpiszę zapewne dopiero wieczorem, w ciagu dnia co najwyżej odczytam w telefonie ;) W moim rozumieniu jest, zwłaszcza jeśli jest to robione z głową. Możliwe, że Jowita tak to ujęła, ponieważ z tego co mi wiadomo, psa ma od dość niedawna i dopiero poznaje te zagadnienia, a kierunek w jakim idzie ta dyskusja daje jej nowy, pełniejszy obraz.
  15. O, widzisz, czyli trafiłam: niewykluczone, że się zgadzamy i myślimy tak samo, tylko się nie do końca zrozumiałyśmy przez forum :) "Niekoniecznie świadomych" - chodzi Ci o presję na wynika za wszelka cenę, po trupach i kosztem psa? Czy jeszcze jakąś inną grupę? Ze zwykłej ciekawości i dla wymiany spostrzeżeń pytam.
  16. Bardzo mi się podoba takie podejście do tematu, że nie trzeba mieć psa z super hiper hodowli z super hiper użytkowych linii z super hiper popędami, aby móc go nazwać sportowym oraz coś z nim robić na całkiem fajnym poziomie i z obopólną radością. A ludzie z takimi super hiper popędliwymi, typu malina, albo "zapluty ON" wspaniale koegzystują na placu z właścicielami spokojniejszych psiaków. Nie do końca się zgodzę z tym, że żaden pies nie rodzi się takim, który potrzebuje dużo, więcej i bardziej - z perspektywy mojego osobistego porównania życia codziennego oraz IPO z hovkiem i IPO z maliną, choć niewykluczone, że się zgadzamy i myślimy tak samo, tylko się nie do końca zrozumiałyśmy przez forum ;) W ogóle bardzo bym chciała, aby psie sporty zyskały szersze grono zwolenników, przestały być postrzegane jako "cyrkowe sztuczki dla wybranych", a zaczęły być postrzegane jako droga do lepszego poznania i zrozumienia psa, umacniania więzi oraz spełnienia psich potrzeb.
  17. Świetne fotki i świetne psy!! Dobrze, że załączyłaś podpis pod postem, bo inaczej w życiu bym nie trafiła! Naprawdę miło się ogląda! Powodzenia i pozdrowienia :)
  18. Furiat też śpi w łóżku albo wyleguje się na kanapie obok mnie, ot choćby teraz :) Śpi na boku, z łapami wyciągniętymi przed siebie :) Coś długo nam zeszło na spacerze, mimo że trening posłuszeństwa też wcześniej był. Na spacer wylazłyśmy w połowie Faktów, a wróciłyśmy dosłownie na końcówkę "Na Wspólnej" ;) Była smycz, był i luz, trochę zmian kierunków bez przywołania (bo sama ma się pilnować), zabawa w bieganie między drzewami i kilka kontrolnych przywołań, jak zwietrzyła jakieś leśne zapaszki ;) I też jest strasznym pieszczochem - jak pies z artykułu.
  19. Klatka też bywa pomocna przy nauce czystości. Pies z reguły nie załatwia się w m-cu, w którym śpi. Kiedy przychodzi czas, że chcesz wypuścić psa z klatki, to zanim to zrobisz ubierasz buty, kurtkę, pod ręką masz obrożę i smycz. No i momentalnie po otwarciu drzwiczek klatki zabierasz psa na dwór. Innymi słowy - kontrolujesz sytuację i starasz się nie dopuścić do "incydentów". Zapobieganie, niedopuszczanie do załatwiania się w domu, połączone z chwaleniem za załatwienie się poza domem powinno pomóc. Tylko się nie spiesz! Jesli nie masz jeszcze za sobą treningu klatkowego, to spróbuj uzbroić się w cierpliwość - najpierw naucz klatki, a dopiero potem skorzystaj z tego co powyżej. Co jeszcze mogę Ci doradzić: obserwuj psa. Jak tylko widzisz, że zaczyna węszyć, szukać sobie m-ca - od razu na dwór. Czyli znowu zapobieganie, ale w nieco innym wydaniu. Pomysł z zabraniem maty jest OK. Ja mam jeszcze taki patent, że kiedy pies sika na dworze, powtarzam "siusiu, super!" A kiedy jestem na spacerze i chcę żeby pies się wysikał, wchodzę na trawnik, zatrzymuję się, albo idę za psem i mówię "siusiu, siusiu, idź zrób siusiu" . Acha, i nie wymawiaj tego słowa w chacie ;)
  20. Dziękuję za link - przeczytałam z zainteresowaniem :)
  21. Nie no, czuję się rozczarowana! Cavecanem, ja się obawiam, że ktoś może nie doczytać albo nie zrozumieć komentarza i jeszcze gotów wziąć to na serio ;)
  22. ad 1 Czasem ma dzień w dzień, np. kilka dni z rzędu ślady, czasem posłuszeństwo, czasem na zmianę, a czasem nic (jak nie mam siły, weny albo źle się czuję). No i dla odpoczynku psa. Nigdy nie robie tak, że trening dzień w dzień non stop przez bity tydzień. Nigdy. Kiedy są weekendy treningowe lub obozy, to częstotliwość i różnorodność wzrasta. Np. 1 x posłuszeństwo + 2 obrona / dzień lub 1 x ślady + 2 x obrona. A kiedy nie ma treningu, to jest dłuższy spacer. Co się robi na treningu - zależy od etapu szkolenia. Ale nigdy nie mam tak, że idę ćwiczyć wyłącznie 1 rzecz. Taka sesja byłaby mega krótka, albo pies padłby z nudów, albo nie wiedział o co mi chodzi, że skoro zrobił dobrze, po co dalej wałkuję to samo do znudzenia. Ale niuansów do ćwiczenia jest od groma i trochę. Pozycja, tempo, motywacja, kontakt przy zakrętach, ciasne obieganie na zwrotach, wydłużanie odcinków na kontakcie, zmiany tempa, prosty siad w dobrej pozycji (nie za bardzo do przodu, nie za bardzo w tyle). I tu faktycznie, nie wszystko na raz, wszystko musi być z głową, wprowadzane etapami - patrz pierwsze zdanie. Poza tym, to nie jest tak, że raz wyuczysz i zostaje raz na zawsze. Czasem jest tak, że coś co było dobrze, na następnym treningu nie wychodzi i trzeba się cofnąć. Ciągła praca i ciągłe pilnowanie detali. Sesja treningowa - maks kilkanaście minut, ale bardzo intensywnie i zawsze ciągiem. Zwolnienie - mega krótkie: na nagrodę socjalną (od przewodnika), podanie smaka, albo kilka przeciągnięć gryzakiem i zaraz z powrotem do roboty. Zero luźnego węszenia czy biegania. ad 2 Po pierwsze: ja nie mam czegoś takiego jak spacer na ćwiczenia. Albo spacer, albo trening. Na spacerze - owszem mam psa pod kontrolą, przychodzi na zawołanie, siada, czeka na zwolnienie po odpięciu smyczy, bawimy się. Ale ja tego nie traktuję jak trening, mimo że mechanizmy uczenia, wzmacniania są de facto takie same. Podstawowe posłuszeństwo ma być i jest, ale jakoś wielce się nad tym nie zastanawiam. I nigdy nie robię ćwiczeń z placu na spacerze. Na spacerze mam polskie komendy, na placu niemieckie. Co do długości spacerów to też różnie - zależy jak mi się chce, no i generalnie nie liczę czasu. Rano dobre 45 min, po powrocie z pracy spacer tylko na toaletę + trening + chwila przerwy i spacer - do godziny. Wieczorem - ok pół godziny do 45 min. Jak nie ma treningu - spacer po pracy minimum godzina - półtorej. W weekend - wszystko się jeszcze wydłuża. W czasie weekendów treningowy / obozów - spacer tylko na toaletę, krótką rozgrzewkę przed wejściem na plac i rozprężenie po zejściu z placu. ad 3 Powiedziałabym, że się dużo szybciej regenerują i znowu chcą coś robić :) Co do wyciszenia, to przewodnika w tym głowa, żeby pies z tym nie miał problemu. ad 4 Na każdym semi / weekendzie masz plan, np. po 3 wejścia na dzień, oddzielone przerwami na wypoczynek (w zacienionym m-cu typu auto, kennel). Wchodzimy indywidualnie, lub, w przypadku posłuszeństwa niekiedy w parach. Wszystko jest po coś. Jak często trzeba jeździć, to zależy tylko od Ciebie - co chcesz, na jakim poziomie jesteś jako przewodnik (na ile samodzielna i doświadczona, a na ile popełniasz błędy i wymagasz regularnego nadzoru). No i jeszcze na ile Ci kasa pozwala. Ja jestem od 1 do 4 weekendów w miesiącu. Ale nie zawsze tak było, bo rok wypadł mi zupełnie. Nowych rzeczy staram się nie wprowadzać sama. Mam 100% zaufania do mojego trenera, wiedzą i doświadczeniem do pięt mu nie dorastam, więc jakbym miała coś kombinować na własną rękę, to jest większe prawdopodobieństwo że spieprzę niż że zrobię dobrze. A dzięki względnej regularności moich przyjazdów, on może mieć nad nami kontrolę i to on ustala co/gdzie/jak, a ja to w domu doskonalę ( a i tak nie wszystko wychwycę, więc popełniam błędy). Jeśli jeździsz incydentalnie, to najczęściej bo chcesz się dowiedzieć jakichś nowinek, albo przepracować konkretny problem. Albo po prostu jesteś rekreacyjnym trenującym i jeździsz raz na ruski rok, ot just for fun i poniekąd towarzysko. Albo dlatego, że Ci kasa nie pozwala częściej. Co do stereotypów, o których wspominasz, to 1 jest taki, że psy do sportu to są jakieś nad-psy. A po pierwsze: dużo ludzi ma przeciętnego psa i pracuje po prostu z tym, którego ma, którego sobie wybrał "bo zawsze o takim marzył", albo np. zaadoptował bez żadnych wielkich planów, albo przyszedł na kurs podstawowego posłuszeństwa i się wkręcił. Psów typowo sportowych, z linii stricte użytkowych, moim zdaniem jest dużo mniej, przynajmniej u nas w Polsce. Po drugie: psy sportowe to nie są żadne nad-psy, tylko normalne psy, ale szybsze, bardziej pobudliwe, ruchliwe, niekiedy owszem, mają swoje "przypały". Przez to dla początkujących są zbyt trudne w prowadzeniu i dlatego niektóre rasy wręcz nie są polecane dla początkujących. Ach, i jeszcze 1 najgorszy stereotyp, poniekąd zasygnalizowany, ale może nie do końca jasno .... Że trening sportowy jest tylko dla sportowców z ambicjami zawodniczymi i posiadającymi wyłącznie typowe "użytki". Nic bardziej mylnego - a dobry trener widzi kogo ma na placu i wie jak pokierować treningiem, na pewno nie żyłując psa ponad jego możliwości. Nawet zwykły kurs podstawowego posłuszeństwa prowadzony przez trenera sportowego a taki w wykonaniu pozostałych (amatorów, bo inaczej nie można ich nazwać) to niebo a ziemia. Chodzi o efekty i obraz pracy. A przewodnik, na takim treningu uczy się "ogarnięcia", koordynacji ruchowej, motywowania, czytania psa i bycia czytelnym dla psa. I nagle życie codzienne z psem staje się łatwiejsze i przyjemniejsze :) Ludzie, którzy trafią na podstawowy kurs do takiego trenera, z reguły drugiego psa biorą stricte do sportu, albo tej samej rasy, ale z linii użytkowej.
  23. Sorry za mały off-top, ale nie mogłam się powstrzymać, bo się bardzo ucieszyłam ;) Wiedziałyście, że Szwedzi wypuścili instrukcję MH i kartę oceny po angielsku?! Bo ja dopiero dzisiaj odkryłam :D Przeoczyłam, czy wcześniej nie była podwieszona?
  24. Szpilka, masz pełną skrzynkę, a chciałam Ci podesłać na PW nazwisko osoby, ktora pracowała z takim psem. Co prawda w sporcie, ale pomyślałam, że jako posiadaczka, ktora z nim pracowała, może mogłaby wzbogacić Twoją wiedzę o rasie.
×
×
  • Create New...