Jump to content
Dogomania

Evodish

Members
  • Posts

    159
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Evodish

  1. A dlaczego nie? Piszesz któryś post na ten temat i widać że sprawa Cię irytuje - próbowałaś go po prostu odgonić, skoro Ci przeszkadza? Metod masz dziesiątki, jedną podawałem Ci wyżej i sprawdza się przy zdecydowanej większości psów, ale często równie dobrze działa zwykłe krzyknięcie/tupnięcie. Przecież masz prawo spędzić spacer w spokoju, w czym jest problem?
  2. Skoro wyła,to znaczy że klatka była więzieniem, a nie azylem jak to być powinno, a więc nie miała prawa działać. Ale abstrahując od klatki, bo nie wiadomo czy pies faktycznie jej potrzebuje, czemu nie zgłosicie się do kogoś kompetentnego na miejscu, kto będzie mógł lepiej niż internauci ocenić choćby Wasze relacje czy poziom realizacji psich potrzeb, bo będzie miał szansę zobaczyć to na żywo? Sikanie może być wynikiem niepokoju- otoczony własnym,intensywnym zapachem, pies się troszkę uspokaja. To by pasowało do teorii, że problemem jest rozstanie z Wami - najpierw próba uspokojenia się Waszym zapachem, a teraz własnym. Czemu sika teraz, a nie wcześniej? Może dlatego, że uniemożliwiacie jej lub utrudniacie uspokojenie się poprzez gryzienie kanapy, więc musi znaleźć alternatywę. Może się wkurzacie na widok rozerwanej kanapy, tym samym potęgując psi stres - i nie musicie w żaden sposób reagować, starczą Wasze emocje. Może zdarzyło jej się "przez przypadek" i teraz sika bo jej pachnie moczem. A może w ogóle problem nie leży w tym miejscu w którym podejrzewam ;) Natomiast Wy cały czas walczycie z objawami problemu, a nie z jego sednem. Jeżeli faktycznie pupil ma kłopoty z zostawaniem samemu, to nawet zrezygnowanie z kanapy nie pomoże - bo znajdzie inny sposób na poradzenie sobie z emocjami które przeżywa. Inną kanapę, Wasze ubrania, sikanie w domu, wylizywanie łap do krwi, wycie itp. Ma niestety bardzo wiele możliwości. \Edit: teraz doczytałem, że szukacie behawiorysty, gdy pisałem post nie widziałem tej informacji :) Ja polecać nie będę, dziewczyny mają większe rozeznanie.
  3. Jeśli na tej kanapie spędzacie najwięcej czasu (np. śpicie), to ona najmocniej pachnie Wami - zostawiacie na niej złuszczony naskórek, pot itd. przez co kanapa jest po prostu przesiąknięta Waszym zapachem. Jeśli pies faktycznie jest od Was uzależniony, to "smakowanie" tej kanapy pozwala mu lepiej poczuć Wasz zapach i nacieszyć..no taką namiastką Waszej obecności, a więc pomaga się uspokoić. To oczywiście tylko hipoteza - musiałby to ocenić ktoś na miejscu, kto przyjrzy się Waszym relacjom.
  4. Z klatką czasami byłoby nawet trudniej zaczepić o znęcanie się- są psy, które wprowadzenie klatki same z siebie traktują jak wybawienie i jak tylko się przekonają, że nic ich tam w środku nie pożre, to włażą same gdy tylko się czymś stresują, nawet bez jej "przetrenowania".To te same psy, które chowają się pod stół w czasie sylwestra, włażą pod wannę w trakcie burzy, albo w inny sposób szukają azylu i odcięcia od "strasznego" świata zewnętrznego w miejscach ciemnych i ciasnych. Klatka im taki azyl zapewnia - a że część osób kupuje klatkę by ją traktować jak więzienie bo psu się nudzi i rozrabia, to już jest inna sprawa.
  5. A próbowałaś tego psa po prostu zniechęcić do chodzenia za Wami? Najprościej użyć rozdzielania, czyli stanąć między psami mając swojego za sobą, i powoli "spychać" natręta w tył napierając na niego, po prostu idąc w jego stronę i nie dając się wyminąć - wiele z nich po kilku powtórzeniach jeśli nie odpuszcza, to chociaż trzyma się na sporą odległość. Ewentualnie możesz użyć ostrego dźwięku, klaśnięcia, tupnięcia - na niewielkie psy to czasem skutkuje.
  6. Ciekawa osoba - dziewczyna która zna się na psach, która pomogła jej w wychowaniu jej pupila podpowiada jej co umie, a tu jak grochem o ścianę.. Co za ludzie.. A może warto zapytać, czemu ona tego psa tak puszcza? Może ma jakiś powód poza "nie chce mi się z nim wychodzić"? W razie czego można zagrać na inną nutę - powiedzieć, że martwisz się o psa i jeśli nic się nie zmieni, będzie musiała zawiadomić straż o tym fakcie, a za to grozi mandat. Skoro życie i zdrowie jej psa nie są dla niej znaczące, to może groźba kary finansowej skłoni ją do zastanowienia się? A jeśli nie, to faktycznie zostaje iść "na noże" - i po prostu dopilnować, by dostała mandat. Można zachowanie nagrać, zwrócić funkcjonariuszom uwagę, że to nie po raz pierwszy, złożyć parę zawiadomień - w końcu się ruszą choćby po to, byś zwyczajnie dała im spokój. No ale później już raczej na dobre relacje z sąsiadką nie ma co liczyć.
  7. U mojej sąsiadki to podziałało. Psa nagralem telefonem, złapałem pewnie ze sto metrów od jej domu, przytrzymałem za obrożę i wezwałem patrol. Nawet nie chcieli oglądać nagrania, wystarczył mój opis sytuacji - mieli już podobno wcześniej zgłoszenia o błąkającym się psie z info czyj ten pies jest i upominali tą kobietę, a ona przyznała się, że pies należy do niej. I ponieważ przeszedłem się z nimi, to nie bardzo mieli jak się wymigać kolejnym pouczeniem - wlepili 50 złotych i pani nagle umiała podwiązać siatkę pod bramą żeby pies nie wyłaził. Wcześniej próbowałem z nią rozmawiać i nie szło nic ugrać, bo kobieta przyznała się do winy, przeprosiła, i powiedziała, że to się nigdy nie powtórzy, oczywiście tylko po to, żeby mnie spławić. EDIT: dodam tylko, że takich przypadków w mojej okolicy było kilka, i na ogół wystarczała rozmowa z właścicielem - może od tego trzeba zacząć? Jak nie działało tłumaczenie, to działało info że następnym razem wezwę straż miejską, wszystkie trzy osoby się w końcu za problem zabrały choć każdy z nich twierdził że przecież "mały i o co mi chodzi, krzywdy nie zrobi".
  8. Nie dla każdego psa sterylka jest wskazana - jak dobrze pamiętam, tutaj był jakiś problem z agresją, więc nie jest to takie oczywiste. Gojka, a Ty znasz właścicielkę tego psa, wiesz, gdzie mieszka? Spróbuj może po wezwaniu straży po prostu podejść z nimi do tej babki i dopilnować, by dostała mandat? Po kilku razach powinna się nauczyć, że to niezbyt ekonomiczne rozwiązanie..
  9. Czyli robisz co możesz, by zapobiec takiemu wypadkowi przy zachowaniu wolności dla pupili. I podejrzewam, że wieczorem też nie chodzisz z portfelem na głowie tylko w torebce lub kurtce - choć przecież masz prawo nosić go gdzie chcesz. Podejmujesz środki zaradcze, a tego mi tutaj zabrakło. Brakuje mi takiej wyobraźni u wielu osób - i miałem zwyczajnie nadzieję, że taki - przykry i drastyczny, przyznaję - przykład da im do myślenia, może skłoni do refleksji, i wzięcia się za szkolenie. Bo nikt psa w bańce ochronnej nie zamknie - ale można zrobić wiele, by takie sytuacje już się nie przydarzyły. Naturalnie najskuteczniej byłoby zamknąć wszystkich psycholi i tu już rola organów ścigania, ale i właściciele psów mogą ze swojej strony zrobić sporo.
  10. Zgadzam się - nie ma prawa. Tak, proste ;). Zastrzelenie tych psów w tych warunkach też było bezprawiem, i to skrajnie brutalnym. Ale jednak to się zdarza, zarówno kradzież jak i postrzelenie psów w lesie. Ty masz tego świadomość - dlatego podejrzewam, że jednak w ten sposób wieczorami nie chodzisz, jeśli nie musisz. I z jakiegoś względu nauczyłaś swoje psy przywołania i nie biegania bezmyślnie za wszystkim co się rusza bez Twojego pozwolenia. I to nazywam rozsądnym podejściem, którego tutaj zabrakło. Czi-ci - pewnie masz rację, choć nie taki jest mój cel. Nie chodzi mi o piętnowanie tej kobiety, ona już dostała naprawdę solidnego kopa od życia, nie zazdroszczę i nie widzę powodu by ją kopać dalej. Chodziło mi o wykorzystanie jej historii jako przestrogi dla innych, którym również się wydaje, że pies poza kontrolą to nic złego i co najwyżej skończy się mandatem, a polskie prawo gwarantuje im bezpieczeństwo. Jak widać - niestety nie zawsze.
  11. A_niusia - z tego co się orientuję takie przypadki jednak zdecydowanie częściej przydarzają się psom, które są poza kontrolą właściciela, niż tym, które drepczą blisko niego, szczególnie na smyczy. A skoro tak, to im częściej tracisz nad psem kontrolę, tym większe ryzyko, że go szlag trafi - pewnie z matmy Ci nie dorównam, ale jednak z moją logiką zdaje się być wszystko w porządku. Jeśli się mylę - wytłumacz mi proszę dokładnie gdzie, bo Twój post tego nie wyjaśnia a ja sam błędów w swoim rozumowaniu znaleźć nie umiem. Chodziło tylko o to, że tej sytuacji prawdopodobnie dało się uniknąć, gdyby psy były obok właścicielki, a nie poza zasięgiem jej wzroku i kontroli. Jeśli mamy pozostać przy Twoim porównaniu - idąc wieczorem możesz wybrać bezpieczną, oświetloną drogę - albo przejść przez najgorszą dzielnicę, z komórką i portfelem w ręce. Nie powiesz mi, że w obu wypadkach masz te same szanse paść ofiarą kradzieży. Nie chodzi o to, że kobieta "sama sobie winna", bo takie sytuacje nie powinny się zdarzać. Chodzi mi jedynie o to, że wiele osób zdaje się żyć w utopii w której takie rzeczy nigdy się nie dzieją - byłoby miło, gdyby ten przykład nieco ukrócił ich beztroskę, dał do zrozumienia że choć psy powinny być w takiej sytuacji bezpieczne, to wcale takie nie są - i warto podjąć jakieś kroki by zminimalizować ryzyko takiego scenariusza
  12. Chyba, że trzymasz go w ręce. Psa można nauczyć takiego chodzenia, by się nie plątał między drzewami a w razie zaplątania linki - żeby się "odkręcił". Niewygodne to jest, jasne - ale skoro już łamiemy prawo, i nie mamy zaufania do psa, to trzeba się pogodzić z niewygodą moim zdaniem. Tak jak piszesz - wypadki się zdarzają, każdy pies może kiedyś wyłączyć myślenie i polecieć, i przypadkiem trafić na psychopatę, to jasne. Przyznasz jednak, że ryzyko takiego scenariusza w przypadku psa który notorycznie ucieka i nie umie wracać na zawołanie jest drastycznie większe, niż w przypadku psa który do tej pory zawsze, lub prawie zawsze na zawołanie wracał, a za zwierzyną nie biega? Nie chodzi o zlikwidowanie ryzyka, bo tego zrobić się nie da -nawet w domu może nam się przytrafić wypadek. Chodzi o takie prowadzenie psa, by - znając jego "niedoskonałości" i panujące dookoła warunki- stosować takie środki zapobiegawcze, by to ryzyko było minimalne. Z tego samego względu ludzie chodzą na ogół po chodnikach, a nie po ulicach - choć przecież na chodniku też mogą zostać potrąceni przez auto.
  13. Clavia - i o to chodzi. Dopóki pies nie wyrządza innym szkody, i jest pod Twoją kontrolą - Twoja sprawa, czy ryzykujesz ten mandat. Jestem przekonany, że duża część użytkowników tego forum puszcza psy luzem nawet tam, gdzie jest to zakazane - ja również to robię. Ale wiem,że mój pies najprawdopodobniej wróci, gdy go zawołam i trzyma się dość blisko. Psu nie potrzeba hektarów do biegania, to nie koń. Beatrx - utopia..niestety. Gdyby faktycznie straż miejska czy policja przykładały do tego wagę, mogłoby się udać, przynajmniej w miastach. Ale nie przykładają - i tutaj jest problem. W Poznaniu od 6 lat jest obowiązek czipowania psów.. i nikt tego nie kontroluje, a psy jak nie były zaczipowane, tak w wielu wypadkach nadal nie są. Na wsiach jeszcze gorzej - w mieście można robić po prostu kontrole na spacerze, wyrywkowo, ale co w miejscu, w którym psy nie wychodzą poza podwórko, mnożą się na potęgę i co rok mają mioty, albo biegają na wpół dziko? Jak miałoby to wyglądać? Załóżmy że ktoś tam nawet przyjeżdża do tej wsi, że policja się przełamała i traktuje sprawę poważnie. Łapią biegającego po wsi burka - i komu mają wlepić mandat, jak nikt się do psa nie przyzna? Czym mają zagrozić, żeby się znalazł właściciel? Odebraniem psa? A niech jedzie, gwarantuję że pół łzy by po nim nie uleciało. Ja na to patrzę przez pryzmat sytuacji które przeżywałem jeżdżąc na szczepienia psów przeciw wściekliźnie. Był taki okres, że jeździliśmy po wsiach, żeby właściciele nie musieli jechać do miasta, żeby choć trochę zwiększyć ilość zaszczepionych psiaków. Były przypadki w których ludzie nie przyznawali się do psa, który biegał po ich podwórzu na łańcuchu. Potrafili go lać miotłą i udawać, że go przeganiają gdy wchodziliśmy pytać, czemu nie szczepią. Bo musieliby zapłacić zawrotne 15 złotych za szczepionkę. I co ciekawe - my tych ludzi odwiedzaliśmy regularnie, szczepiąc np. świnie, czy lecząc krowy. I ten pies sobie tam zawsze biegał, a mimo to potrafili z siebie robić skończonych idiotów i twierdzić, że to obcy, że sąsiad przypiął albo syn zostawił akurat bo na wakacje jechał. Myślę, że musi minąć kilka pokoleń, nim taka mentalność się zmieni. I wtedy może zmieni się też coś w psim światku :)
  14. Serio? Boksery i dogi? A ja naiwny myślałem, że ludzie mają jeszcze w głowach jakieś resztki zdrowego rozsądku.. Ja rozumiem, że można nie znać potrzeb rasy bo się jest ignorantem, a piesek wybrany "bo ładny" (swoją drogą - kupujesz psa bo ładny, a potem go oglądasz dwa razy dziennie przy karmieniu, no genialne). Albo trzymać ONa bo 15 pokoleń wstecz tak trzymało i żyły. Ale naprawdę są ludzie tak ślepi lub głupi, by trzymać na dworze zwierzę o krótkiej sierści i bez podszerstka i nie widzieć w tym nic nienormalnego..? Naprawdę nikt w takiej chwili sobie nie pomyśli "kurczę, mi by chyba było zimno jakbym stał zimą na dworze nagi, może pies będzie się czuł podobnie?". Poważnie pytam - jaki tam proces myślowy zachodzi w tej pustej głowie, jaka logika do tego doprowadza? Oni wierzą, że deska o grubości 2 cm w budzie magicznie chroni przed zimnem? Czy że pies nie marznie bo ma w tyłku elektrociepłownię? No ja pier...niczę, nie ogarniam tego.
  15. Weź jeszcze pod uwagę nudę - pies może znosić zostawanie w domu pod względem rozstania z właścicielem, ale po prostu się tam nudzić gdy opiekuna nie ma zbyt długo. Te 4-5 godzin większość psiaków prześpi, ale jeśli to będzie 9 (8+dojazd w jedną i drugą) to może mu się nudzić. Idealnie byłoby gdyby ta teściowa się w połowie dnia pojawiła - to nawet nie musi być jakiś długi spacer, starczy samo to, że pies będzie miał odrobinę aktywności. Jak nie, pozostaw mu jakąś atrakcję - gryzak, albo zabawkę "inteligentną" - coś co go nie nakręci,ale zajmie na chwilę.
  16. To by było piękne..ale na razie tego nie widzę. Nie wyobrażam sobie, by na wsi (nie ubliżając osobom ze wsi, sam z takowej pochodzę) ludzie którzy uważają szczepienie p.wściekliźnie za "wydziwianie", nagle zaczną czipować swoje psy czy ich potomstwo. Zresztą wiele psów tam jest bezpańskich, nie należą do nikogo i do wszystkich na raz - ot, takie buraski biegające po wsi . Musielibyśmy mieć służby które to kontrolują, fundusze na wyłapanie wszystkich bezpańskich czworonogów, a i tak w w wielu miejscach taki pomysł zostałby skwitowany pukaniem się w głowę, a weterynarz go propagujący -pogoniony widłami. Ale to tak w ramach OT. Wizja myśliwego na jeleniu strzelającego w łapę biegnącego psa - genialna :D Spójrzmy prawdzie w oczy - mandat za puszczanie psa w lesie pozostanie totalnie nieskuteczną formą zapobiegania tego typu sytuacjom z jednego prostego względu - ryzyko jego otrzymania jest prawie zerowe, czyli nie spełnia podstawowego warunku skuteczności kary, po prostu nie ma szans działać. Ile znacie osób, które puszczają psy w lesie - i ile z tych osób kiedykolwiek zarobiło za to mandat?A nawet jeśli - co to jest te kilkadziesiąt złotych (nie wiem jakie to są kwoty, strzelam) raz na kilka lat? Żeby taki mandat był skuteczny przy tej częstotliwości jego wymierzania musiałby być kosmicznie wysoki - a potem i tak byłby problem z jego wyegzekwowaniem. Dlatego uważam, że takie historie powinny być nagłaśniane ku przestrodze - aby ludzie wiedzieli, że prócz nikłej szansy na mandat, ryzykują również tym, że ich psy nie wrócą już do domu. A takiego ryzyka - nawet gdy szanse na to nie są duże - wiele osób już nie podejmie i przynajmniej będzie te psy pilnować. Żeby nie było - potępiam to, co zrobiono tym zwierzakom. Ale jeśli już się to stało - niech inni uczą się na błędzie tej kobiety.
  17. Są psy, które mocno wokalizują, a są takie, które nie szczekają prawie wcale - nie każdy czworonóg będzie dawał głośno znać o tym, że musi wyjść. .A skoro mała w nocy nie ma pomysłu jak Was skłonić do wypuszczenia (bo trzymacie ją na dole, uniemożliwiając kontakt z człowiekiem - więc niby jak ma to zrobić? Skąd ma wiedzieć, że żądasz akurat szczekania?), oraz nie czekają jej żadne konsekwencje za to, że załatwi się w domu - to czemu niby miałaby czekać do rana? Psy nie myślą dalekobieżnie, jeśli nagroda lub kara ma się pojawić dopiero za kilka godzin - to zrobią, co dla nich korzystne w danej chwili. Nie zrozumiałem dlaczego nie możesz spać z nią w jednym pomieszczeniu? Jeśli z jakichś względów nie wolno jej wchodzić na górę - to możesz zawsze przespać się na dole, przy psach..czy to też niemożliwe? Wiem, że nie Ty decydujesz tylko rodzice, ale jeśli na Ciebie zwalają obowiązek rozwiązania problemu, to muszą dać Ci ku temu środki, bo sami rzucają Ci teraz kłody pod nogi dziwiąc się, że nie osiągasz efektów. Co do pilnowania psa - nie będziesz musiała tego robić do końca życia, te kilkanaście dni można się przemęczyć i faktycznie skupić na pracy. Działając na pół gwizdka osiągniesz dokładnie takie efekty - połowiczne. Trochę walczysz, a trochę nie masz czasu- to i pies trochę sika, a trochę nie. Albo walczysz, albo przyzwyczaj się do sprzątania. Pies pod obserwację, pod Twoim okiem również w nocy; natychmiast reakcja na absolutnie każdą potrzebę wyjścia (i wynosisz, a nie wyprowadzasz, skoro sika na klatce), nagrody za prawidłowe zachowanie i przerywanie/unikanie zachowania nieprawidłowego. I zrozumie, tylko daj jej szansę - teraz dosłownie jej taką naukę uniemożliwiasz.
  18. Mopsinka - prawdopodobnie zbyt gwałtownie zmieniłaś karmę na nową; jeśli wprowadzasz nowy pokarm (nawet jeśli to tylko inny smak w tej samej linii), to rób to stopniowo w ciągu kilku dni- najpierw do starej karmy dorzuć trochę nowej, potem zmieniasz proporcje na pół na pół, ostatecznie zostawiasz głównie nową karmę. Układ trawienny jest dość leniwy - zanim dostosuje się do trawienia nowych składników lub trawienia ich w innych proporcjach mijają na ogół 2-3 dni.
  19. Nie szkodzi - nie przedstawiałem się chyba nigdzie :) Oj, za taką zmianą prawa to bym akurat postulował chyba ;) Zdecydowanie psy nie powinny zginąć - zgadzam się, należało to rozwiązać inaczej, i to dużo wcześniej. Bynajmniej nie bronię sprawcy (i wcale nie jestem przekonany że to myśliwy), ta sytuacja nie powinna była się wydarzyć. Ale jednak się wydarzyła, a prawdopodobnie dało się tego uniknąć, gdyby przewodnik był choć trochę przewidujący, choć trochę próbował zminimalizować ryzyko. Ta kobieta tego nie zrobiła i w tym względzie uważam, że dała ciała-naraziła te psy na niebezpieczeństwo i skończyło się tragedią. Wczoraj wracając do domu mijałem grupkę, która już na pierwszy rzut oka włącza w głowie normalnego człowieka alarm - ludziki bez karku, za to z potężnym bicepsem, w grupie czteroosobowej z piwkami w dłoniach. I miałem podobną myśl jak Berek - no przecież mam prawo usiąść koło nich na ławce, poprosić o potrzymanie telefonu w trakcie gdy ja będę przeliczał kasę w portfelu. No mogę, mam do tego prawo a oni nie mogą mnie tknąć. Mogę nawet im napluć pod buty a potem zmierzyć się na spojrzenia. Mogę? Mogę. I dotknąć mnie nie mogą, nie mają prawa. Ale czy naprawdę mógłbym potem w szpitalu spokojnie myśleć "zrobiłem wszystko, co mogłem, by uniknąć kradzieży i pobicia"? Chodzi tylko o zdrowy rozsądek, o unikanie niebezpieczeństwa gdy da się go uniknąć. Tutaj w mojej ocenie się dało. Mamy naprawdę tysiące informacji o tym, co się dzieje z psami gdy puszcza się luzem osobniki nieodoływalne - że giną, że umierają, że wracają kulawe lub postrzelone. I nadal nie dociera, że to jest po prostu olbrzymie ryzyko, którego nie trzeba podejmować. Bo to nie jest tak, że "psy już takie są". Przywołania można przecież nauczyć, trzeba tylko chcieć. Argument o tych myśliwych strzelających do zwierzyny jest nietrafiony, bo ja ich wcale nie bronię; zabijanie dla zabawy nigdy nie jest w porządku i temu również jestem przeciwny. Ale nie można do tego podchodzić na zasadzie "ta sarna i tak ma kupę stresu a pewnie w końcu ktoś ją odstrzeli albo coś ją zeżre, to co jej zaszkodzi jak ją raz Azor pogoni". To zwyczajnie złe w mojej ocenie, bo służy tylko psiej zabawie, kosztem zdrowia tego zwierzaka. Kiedyś my, ludzie, też urządzaliśmy walki gladiatorów, ale ktoś w końcu stwierdził, że to chyba trochę nie teges zabijać ludzi dla radochy innych ludzi. I tak samo traktuję puszczanie psa za zwierzyną
  20. Dokładnie tak. Czi_czi - ja nie widzę tutaj nagonki, tylko próbę uświadomienia ludziom przy tej okazji, że takie zdarzenia regularnie będą miały miejsce, jeśli nie dotrze do nas, że nie jesteśmy nietykalni, tak jak i nasi podopieczni. Nie chodzi przecież o dokopanie kobiecie która dostała już po głowie. Tylko o wyraźne zaznaczenie, że jeśli ktoś nie panuje nad psem - niezależnie, czy to jest niewracanie na zawołanie, agresja czy inny problem - to powinien się zabezpieczyć (odpowiednio smyczą, kagańcem itd.), by nie wynikły z tego problemy. Wystawiamy psa na ryzyko naiwnie wierząc, że nas jakimś cudem nieszczęście nigdy nie dotknie.Mamy panią, która wiedząc o tym, że nie ma kontroli nad psami, puszcza je w teren w którym jest naprawdę niebezpiecznie. One mogły równie dobrze wpaść w sidła, wlecieć na lochę z młodymi, mogły się połamać wpadając do dziury, mogły ostatecznie wybiec na drogę czy pole i skończyć pod kołami samochodu/ciągnika, albo po prostu się zgubić. A wiele osób jakby zakłada, że te tysiące doniesień o potrąconych/zagubionych/skradzionych/zastrzelonych psach są z innego, równoległego wszechświata, i z jakiejś dziwnej przyczyny im to się zdarzyć nie może. No jak widać - może. A to, czy z psami szła ona sama, czy jej rodzice - jakie to ma znaczenie? Gdybym z jakichś względów miał oddać psa pod opiekę osoby trzeciej, to z wyraźną "instrukcją użytkowania" i bezwzględnie na smyczy lub lince mimo przekonania, że jest to absolutnie zbędny środek ostrożności. A gdybym miał psa, który nie wraca na wołanie (również moje) to w życiu by mi nie przyszło do głowy oddawać go w czyjeś ręce bez tego typu zabezpieczenia. Przecież to jakby oddać komuś samochód z niesprawnymi hamulcami "bo może nie będziesz musiał hamować"- no paranoja.
  21. Tylko zaznaczę, że jestem facetem ;) Asiek - jasne, że myśliwi nie powinni być sędziami i katami, tak jak żaden "postronny" człowiek - czy to będzie kłusownik, wkurzony rolnik, czy oburzony sąsiad.Zresztą w ogóle nie widzę powodu, by to pies ponosił odpowiedzialność za takie zachowanie - dla niego to naturalne zachowanie, za którego utemperowanie odpowiada właściciel i to on powinien ponosić karę. Natomiast nie zgadzam się, że pies "musi się wybiegać" w pogoni za zwierzyną. Nie mam ogródka, a wybieg traktuję jako sposób głównie na socjalkę, a nie "wybieganie" psa - i nie zauważyłem, żeby mój pies był "niewybiegany", choć w lesie nie puszczam go za zwierzem. Od tego są odpowiednie spacery, zabawa, praca umysłowa i węchowa, odpowiednio zbudowane zadania, kontakt z innymi psami by zaspokoić wszystkie jego potrzeby. Skoro można to zrobić w sposób nie wymagający znęcania się nad żywym stworzeniem (a można, także przy rasach o znacznie większych od goldena potrzebach ruchowych), to uznaję takie pogonie się za okrucieństwo i znęcanie się nad ofiarą tejże pogoni. To niczemu nie służy, prócz satysfakcji psa - a to można osiągnąć inaczej. Oczywiście inaczej trzeba by ocenić psy faktycznie polujące z myśliwym, który ze względu na nasz wpływ na ekosystem niestety polować czasem wręcz musi - choćby po to, by wyrównać stany populacji by zachować jako taką równowagę. Mówię o takich domowych pupilach, które wiele właścicieli puści w lesie luzem i ma głęboko w zadzie, co robią i czy komuś nie przeszkadzają. A niech tam, cały świat jest placem zabaw dla mojego pupila - ludzie z drogi, zamykać się w domach, zwierzęta w knieję, bo JA IDĘ. Egoizm w czystej postaci, w mojej ocenie - godny potępienia. W lesie jestem gościem, i tak też się zachowuję. Piszesz, że są przypadki zabicia psa który był przy właścicielu - ja znam tylko jeden, choć przyznam - nie znam statystyk. Moja suka drepcze spokojnie (zaznaczam - dla nas las nie jest polem zabawy, tylko miejscem spokojnego spaceru i relaksu - na zabawę jest czas w innym miejscu) 3-4 metry ode mnie. Jeśli ktoś ją postrzeli, to ryzykuje również postrzelenie mnie - to raz. Szczególnie ze śrutu, który nawet przy strzale z niewielkiej odległości prawdopodobnie mnie trafi. Dwa - jeśli ktoś postrzeli psa który jest nawet -dajmy na to - 5 czy 10 metrów ode mnie, to postrzeliłby go również gdyby był na lince, a do trzymania jej na lince mam prawo. Trzy - chodzimy po dużych leśnych szlakach, suka nie odchodzi w las. Jakie mam szanse by trafić na psychopatę, który w takich warunkach - strzelając w stronę wyraźnie widocznego człowieka, przy dużej ścieżce leśnej, podejmie się strzału? Jeśli odważy się w tych warunkach, odważy się też gdy sucz będzie przy nodze. Dla mnie ryzyko jest do zaakceptowania. Co do Twojej wypowiedzi o sarnie - przykro to czytać. Tak, sarna czy jakiekolwiek zwierzę gonione przez psa, przeżywa olbrzymi stres bo nie wie, że "to tylko zabawa, i on nigdy by jej nie zabił". Skoro pies nie musi tego robić, skoro jest alternatywna droga by zaspokoić jego instynkty - to nie widzę powodu, by ją na taki stres narażać tylko po to, by pies mógł się wyszaleć bez udziału właściciela. Ale ja nawet jak widzę jeża drepczącego ulicą to blokuję pas i go zaganiam na trawnik - więc może jestem nienormalny zwyczajnie ;)
  22. Mogę rzucać :) Uważam, że dopóki nie mam silnego przekonania, że pies jest w danych warunkach odwoływalny (bo o pewności nigdy nie możemy mówić), to go w tych warunkach nie puszczam luzem - nie tylko dla bezpieczeństwa otoczenia, ale również jego samego. Są linki, są smycze automatyczne, są wreszcie OE dla tych bardziej hardych - zawsze jest jakaś opcja. I żeby nie było, że nie miałem trudnej sytuacji - mieliśmy i sarny które przelatywały nam parę metrów przed nosem (wielokrotnie), i dzika w krzaczorach niedaleko (też nie raz), mieliśmy nawet atak na sukę przez podbitą hormonami suczkę dogo argentino, po którym młoda uciekała w panice - zawsze zatrzymywała się na komendę, i wracała na komendę (choć tutaj faktycznie było niełatwo). Czyli można. Natomiast o ile psom współczuję bo za swój instynkt nic nie mogą, o tyle właścicielce - nie bardzo. Mamy prawo, które wyraźnie zabrania puszczać psa luzem w lesie - ale ją to nie obchodzi, ona mu nie podlega. Mamy sumienie, które każe zastanowić się nad stresem jaki przeżywa goniona ofiara - i na ogół wnioski są jednoznaczne, ale też jej nie obeszły. Mamy internet pełen historii o tym jak psy zostały postrzelone/wpadły w sidła/zaginęły goniąc zwierzynę bez opamiętania - ale przecież takie rzeczy to tylko w telewizji, jej to nie dotknie bo ona i jej psy są nieśmiertelne i wymykają się statystyce. Taka wiara w nietykalność i egoizm niestety na ogół się kończą tragedią. Ja sam puszczam psa w lesie, przyznaję. Ale jestem gotowy na zapłacenie mandatu, przyjmę go bez mruknięcia i nie będę wylewał żali że świat niesprawiedliwy. Pies jest zawsze maks kilka metrów ode mnie - gdyby ktoś do niego strzelił, szczególnie ze śrutówki, najpewniej postrzeli i mnie. Nie chodzę po terenach w których odbywają się polowania, staram się wybierać miejsca ubogie w zwierzynę (no ale przez 5 lat jednak parę razy się zdarzyło). Ja wiem, że chcemy dla psów jak najlepiej, że taki spacer jest super - ale kurczę, trochę wyobraźni, parę środków ostrożności, i troszkę mniej swawoli (pies naprawdę nie musi robić kilometrowych okręgów wokół opiekuna, są inne sposoby na zapewnienie mu atrakcji) - i szansa na takie sytuacje jest prawie żadna. Wiadomo, że zwyrol powinien ponieść karę bo jego działanie to zwykły sadyzm, a nie konieczność. I żałuję, że właścicielka za głupotę i naiwność (bo innego słowa znaleźć nie umiem) zapłaciła taką monetą - ale może faktycznie szum z tym związany będzie policzkiem na otrzeźwienie dla osób które może to dotknąć jutro czy pojutrze. Bo dotknąć może każdego.
  23. Ze względów zdrowotnych - zapobiegając niektórym nowotworom (choćby gruczołu mlekowego, czy narządów rodnych), oraz ropomaciczu. I o ile można liczyć, że w przypadku ropomacicza wet szybko i prawidłowo rozpozna problem i wykona sterylkę a choroba nie zdąży narobić spustoszenia w organizmie, o tyle uniknięcie nowotworów na listwie mlecznej to już poważny argument - nawet jeśli po wykryciu takiego nowotworu wykonamy sterylkę przy okazji zabiegu usuwania guza, to i tak nic to nie zmieni ; komórki nadal będą prawdopodobnie nowotworzyć i odnawiać - bardzo poważny przecież - problem. Sterylizacja w młodym wieku drastycznie zmniejsza szansę na taki rozwój wypadków. Zgadzam się, że zabieg jest dość inwazyjny, ale narkozą bym się dzisiaj już jakoś bardzo nie martwił - przy narkozie wziewnej anestezjolog czy operujący lekarz może na bieżąco monitorować stan pacjenta i w razie czego niemal natychmiastowo go wybudzić, lub pogłębić narkozę, a sposób jest naprawdę bezpieczny, choć nie stuprocentowo naturalnie. Natomiast zgadzam się, że w przypadku Evel wątpliwości są uzasadnione a pośpiech niewskazany, skoro sunia ma już problemy z agresją.
  24. Warto też dowiedzieć się w urzędzie gminy do kogo należą tereny zielone między blokami na Twoim osiedlu. Bardzo często okazuje się, że wprawdzie bloki należą do spółdzielni, teren pod blokiem (czyli tam gdzie są fundamenty) też jest spółdzielni, ale już trawnik obok bloku to teren gminy/miasta, a więc tylko miasto/gmina może tam postawić taką tabliczkę, administracja nie ma wtedy takiego prawa. Natomiast na ogół lepiej dobrze z sąsiadem żyć, niż iść na noże - jeszcze parę lat będziecie się tam męczyć ze sobą najpewniej, nie ma co robić rabanu jak nie będzie to konieczne. Spróbuj może wytłumaczyć, pogadać? Ignorować? A jak wezwie SM - masz wyrok NSA w tej sprawie który przedstawił(-a?) mdk8, na którym możesz się oprzeć. No i oprócz prawa pozostaje jeszcze zdrowy rozsądek. Gdy policja czy SM wpadną po wezwaniu sąsiada, a okaże się, że chodzi o posprzątanie nie "dwójki", a "jedynki", to się jeszcze Pan może zdziwić jak dostanie mandat za bezpodstawne wezwanie - bo nikt normalny nie każe Ci biegać za psem z mopem albo łopatą.
  25. Bigjack - miałem kiedyś klientkę z identycznym problemem, suka labradora załatwiała się na działce, wyjątkowo - czasami- w domu, ale nigdy na spacerze, nawet w lesie; a w mieście w ogóle nie było o tym mowy. Tam akurat był to problem niepewności - pies po prostu czuł się pewniej i swobodniej w domu, więc tam "na spokojnie" się załatwiał. Dwór nie był taki "bezpieczny", więc wolał tego unikać - bo przecież w domu jest przyjemniej, więc lepiej zaczekać aż tam wrócicie. To trochę jak np. z ludźmi wracającymi z trasy - jak już ciśnie na pęcherz, ale wiemy, że zaraz wrócimy do domu, to wiele osób woli tą chwilę jeszcze wytrzymać zamiast choćby zatrzymać na stacji benzynowej - bo jednak u siebie to jakoś spokojniej ;) Niektóre psy mają tak samo. Ponieważ Twój pupil piszczy, podejrzewam, że tutaj jego myślenie może być podobne. Druga opcja która mi przychodzi do głowy to nadmierna ekscytacja spacerem, gdzie pies nie myśli o sikaniu tylko o tym, by jak najlepiej wykorzystać wyjście. Ale u Was ruchu wystarczająco dużo, a pies ewidentnie myśli o potrzebach fizjologicznych - czyli to raczej nie to. U labradorki podziałało po prostu przetrzymanie jej w "toalecie". Ustaliliśmy miejsce dość spokojne, gdzie nie było innych psów ani ludzi - taka łączka może z 3x5 metrów, w lesie, nazwaliśmy ją toaletą. Właścicielka wyszła z małą rano (to też dość istotne - wtedy psu naprawdę chce się siku), przeszła blisko łączki gdzie załatwia się sporo psów (by zapach odchodów niejako jeszcze popędził małą do załatwienia się), a następnie prosto na pole "toaletowe" - i tam kręcili się bez celu w kółko, z jednego końca na drugi, na długiej lince.Ważne, że spacer de facto się nie rozpoczął - było przejście do toalety jakichś 150 metrów, a potem - nudy i w kółko to samo, niewiele do zwiedzenia, a właścicielka coś się nie kwapiła by ruszyć dalej. Suczka w końcu pękła, załatwiła się - za to w nagrodę radość jakby zdobyła nobla, mnóstwo pieszczot i zabawy by ją rozluźnić, i ostatecznie w nagrodę - normalny spacer. Suczka akurat od razu załapała, że po pierwsze ta jej toaleta też nie jest zła, a po drugie - że im szybciej się załatwi, tym szybciej pójdzie na normalny spacer - więc później już ciągnęła do toalety po wyjściu z domu :) Dość szybko jej się zgeneralizowało również na resztę lasu i miasto.
×
×
  • Create New...