Jump to content
Dogomania

Kasia77

Members
  • Posts

    4673
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Kasia77

  1. A to Aron zaginiony owczarek jeszcze raz- https://www.facebook.com/SzukamyArona
  2. Wyskoczyłam z tymi tabletkami a to nie tabletek mam zapas, tylko kropelek na pchły - krople też wrzucić? A w związku z tym, że tabletek brak, zamierzałam je kupić będąc dziś w klinice w sprawie swoich psów, nakreśliłam sytuacje Arona i weterynarka przekazała zwierzakom tabletki od kliniki - bardzo dziękuje weterynarce Pani Kasi i klinice Alvet za pomoc dla Arona i reszty zwierzaków :) A teraz jeszcze jedna dobra wiadomość - Aron będzie miał nową bude :):) W zakupie budy pomogą Panowie spoza dogo Serdeczne podziękowania kieruje do Panów , którzy zechcieli pomóc Aronowi - Pana Michała J , który przekazał na zakup budy 200 zł, Michała S i Artura K , którzy przekazali po 100 zł - dzięki nim , już jutro buda będzie mogła być zamówiona . Bardzo, Bardzo dziękujemy w imieniu Arona.
  3. - eternit na wątek trafiłam przypadkiem, imię przykuło moją uwagę, od kilku m-cy śledzę historie innego Arona, który teraz może być wszędzie https://www.facebook.com/SzukamyArona tabletki na robale wyślę , przy swojej wielkiej gromadzie, mam jakiś zapas ubrania na dziewczynkę 8 lat , po bratanicy powinny być jakieś adres do wysyłki tylko poproszę
  4. Tola [URL=http://www.fotosik.pl][/URL] [URL=http://www.fotosik.pl][/URL] i Bibi, jak to Bibi, ciepłolubna dziewczynka :) [URL=http://www.fotosik.pl][/URL]
  5. Baja, Malta i Finka na wczorajszym spacerze Ciotka, wściekła na wszystkich i o wszystko :) Dzisiejsze przedpołudnie Malta i Marsik, zbój jakich mało....
  6. Beatka, rozmawiałam dziś z doktorem, jest szansa dla Gai :) , także po 16 tym mamy dzwonić w sprawie dogadania szczegółów i działamy:) Razem z Gają do podania komórek szykuje się Bosman :)
  7. -Marsik... -Baja.... -Zoja.... -Bibi... Chorób i słabnących kondycji CDN .....
  8. A co u reszty? Jeszcze jakiś czas temu powtarzałam, że lepsza opieka nad stadem psów niż jednym niesfornym dzieckiem, ale chyba zmieniam zdanie, przelewa się czara goryczy, chociaz wypadałoby raczej napisać, bezsilności i walki z wiatrakami/chorobami Wydawało mi sie dotychczas, ze chociaż w domu, pod jednym dachem, mam psy "niezniszczalne" , ale nawet mój Borys, ten, który nigdy nie domagał się niczego prócz bliskosci człowieka, pies, który był zawsze i wszędzie, jak cień o który nie raz można było sie zabić bo zamiast swoich dwóch nóg, miałam wiecznie plątające się między nimi do towarzystwa cztery Borysie łapy - nawet Borys poddał się upływowi czasu, zaczął posikiwać pod siebie, dołączając tym samym do wszystkich sikających wszędzie i na wszystko . -Moczy się Jazgotek , starość.... , chociaz dziadek dziarski i nie jeden chciałby mieć taką werwe jak on. -Moczy się Szpilka, jeśli nie podczas ataku padaczek, które miewa nie rzadko, to tak poprostu, chyba dla zasady.... -Moczy się Tosia, chciałoby sie powiedzieć sika jak smok, obudziłam sie przedwczorajszej nocy po raz ...., właściwie niewiele sypiam, tylko wstaje, wypuszczam na dwór, sprzątam kałuże i kupy, zmieniam koce i tak aż do rana. A więc obudziło mnie poczucie, że paplam się w morzu - Tośka bawiła sie w kapitana...na statku zwanym kołdrą, płynęła sobie jamniczka a reszta pościeli łącznie z materacem i ze mną - jako załoga. Razem wyruszaliśmy w rejs do...prania. Wyciągnęłam mokrą Tośkę, zdającą się nie rozumieć , czemu wyrzucam ją o 3 nad ranem z łózka i zafundowałam sobie (Tośka mi zafundowała) nieplanowane, dodatkowe sprzątanie. Tośka nawet się łaskawie nie podnosi , nie komunikuje w żaden sposób, co zamierza zrobić, tylko robi i już. Jako jedna z licznych, stoi w kolejce do weterynarza. Może to tylko wina tabletek na serce, których bierze dziennie całą garść , mam nadzieje że badania przyniosą odpowiedzi. - Zuzia , nie paluszczanka, ale chciałam opowiedzieć jak to z moją koszalinianką jamniczką było... - Zuzia, męczona przez uchyłek jelita , pozostaje na etacie malowania podłóg w plamy, placki, tudzież inne bazgroły. Wykończona nieprzespanymi nocami/wyciągana z łóżka równiez za sprawą Zuzi , postanowiliśmy - operacja! Zoperujemy ten wredny uchyłek i obu nam będzie żyło się lepiej. Umówiłam Zuzie na zabieg, przetrwaliśmy niezbędną w tej sytuacji głodówkę a nawet pojechaliśmy do kliniki... I Co? i nic, po 20 tu minutach rozmowy z weterynarką i wyłapywaniem w głowie najmądrzejszej, najwłaściwszej myśli, tej która akurat w tej sytuacji będzie miała racje, wyszłam z Zuzią tak jak weszłam - całą, niepokrojoną i z uchyłkiem, z którym próbujemy jakoś dalej żyć. Czemu nie zdecydowałam sie ostatecznie na zabieg? - bo miałam złe przeczucia...Kilka lat temu zostawiałam na zabieg moje słońce- Pineske, nie na pierwszy a jednak to właśnie wtedy, ten jeden raz, czułam niepokój inny niż zwykle, pierwszy raz oddając ją w ręce weterynarza, popłynęły mi łzy... Wtedy jeszcze nie wiedziałam dlaczego, za późno zrozumiałam, że ten dziwny głos wydobywający sie z czeluści mojego wnętrza, wie więcej ode mnie...Gdybym wtedy go posłuchała, odważyła się i uciekła z moją Pinesią tak jak teraz z Zuzią, to historia mojego słońca nie wyglądałaby tak, jak się potoczyła....Czuje się winna, jestem winna, bo moje pierwsze schorowane staruszki, stały się "psami doświadczalnymi", ich choroby, niesprawnosci i różnobarwne problemy, sprawiły, ze z każdym kolejnym przypadkiem nabierałam rozumu - wiedzy, swojej własnej, najistotniejszej , bo lekarz może wykonać i odczytać zapis badania usg, rtg, leczyć i działać według swojej wiedzy i umiejętności, ale to Ja znam swojego psa, jego zachowania, spojrzenia, miny, sposób w jaki stawia łapy i wiem ,co ten inny niż zazwyczaj chód może w danej chwili znaczyć. I są sytuacje takie jak operacja Zuzi a wcześniej Pinesi, gdzie to głosu powinno dojść przede wszystkim serce, przeczucie, prowadząc za rękę tą prawidłową myśl wyłowioną z tłumu. Nie musi byc największa, zrodzona z długich rozmyslań i poszukiwań najlepszych rozwiązań, może być maleńka , cichutka, byle tylko ją usłyszeć i w nią uwierzyć i nie pozwolić innym rozwrzeszczanym, "mądrym" myślom podjąć decyzji, której będziemy potem żałować ponad wszystko :( Tym razem posłuchałam...Zuzia wróciła do domu, na każdej szafce, w każdym kącie stoi rolka papieru a pod ręką zawsze są chusteczki dla dzieci, bo Zuzia nie zdąża na dwór, zeskakuje z kanapy i gubi kupe a potem stoi grzecznie i czeka - juz przywykła, że człowiek musi ją wytrzeć, bo nie wytarta na czas Zuzia i jej powrót na łózko, skutkuje jeszcze większą iloscią prania . -Gaja , ledwo trzyma sie na łapach jeśli uda jej sie w ogóle podnieść, są dni kiedy kregosłup dochodzi do głosu a wtedy nie ma dla łap litości, Gajeczka staje się zależna od człowieka. Ogromne problemy ze wstawaniem i poruszaniem sie jakimkolwiek, powodują , że robi na leżąco/pod siebie a że Gaja to nie 4,6 a 46 kg psa, to pracy dostarcza solidną porcje. -Tola - Lola zwana Tolą , cóż, ona też sobie posikuje, pod siebie oczywiście a że całe dnie spędza w domu, to dołącza do grona "domowych zasikańców" . Teoretycznie, mogłaby brudzić w psim domku zamiast dokładać mi pracy w domu, ale...jak masz człowieku za miękkie serce, to sobie sprzątaj! Tolka po wyjściu z psiego, idzie od razu pod drzwi psio-ludzkiego i czeka aż ją wpuszczę a jeśli już nawet spróbuje i skamienieje - nie wpuszczę, to leży zwinięta w kłębek na wycieraczce jak najnieszczęśliwszy pies jakiego to podwórko nosiło - i jak tu nie okazać litości psiej "rozpaczy" ... - Finka..... -Malta... - Bosman....
  9. Tyle się po śmierci Flory napisałam.... opowiedziałam całą historie i komputer przeklęty zniszczył wszystko, zawiesił się, po czym jak duch odszedł cały zapisany tekst, więc piszę jeszcze raz, chociaż tego co wtedy czułam , juz dziś nie oddam w tych samych słowach Flora odeszła 25 stycznia przed pól godziny przed północą umarła na moich kolanach Nic nie wskazywało , że za kilka chwil, za pare kroków dojdziemy do końca drogi, dalej...dalej jest podobno tęczowy most, więc jeśli przeszłaś przez niego mój kłapaczu, odezwij się do mnie, powiedz coś jeszcze raz moja Flo.... :( Nic nie wzbudziło mojego niepokoju, co prawda w sobotę zaczęło Florce warkotać w płucach, ale tak już bywało nie raz, a wtedy dostawała antybiotyki i wszystko wracało do normy, byłam przekonana, że i tym razem sytuacja się powtarza. Była sobota-wekend-po południu kliniki mają wolne, więc dałam jej leki, które brała zawsze, kiedy płuca dawały o sobie znać , ale tym razem antybiotyk nie miał mocy uzdrawiania :( Minęła sobota, nie przynosząc ze sobą żadnych wyraźnych sygnałów, że 24 godziny później Flory juz ze mną nie będzie. Florka z apetytem zjadła kolacje, tym większym, że dostała karmę z puszki którą bardzo lubi a kiedy nadchodziła pora snu, Flora jak to miała w zwyczaju , włączała tryb dzienny domagając się cichym hałasowaniem żeby dzień nigdy sie nie kończył - wstawałam, wędrowałam do psa i pytałam - "Co chcesz Florka, śpij, ja tez chce chociaż troche pospać", a kiedy wszyscy wstawali rano nie wyspani, Flora zasypiała w najlepsze. Budził się dzień, człowiek był na wyciągnięcie pyska, psy w zasięgu wzroku, więc można było spokojnie spać! Nastała niedziela,w płucach grała orkiestra, ale nie wymagałam od antybiotyku aby po jednej dawce, przerwał koncert, Nauczona doświadczeniem, zawierzyłam, ze potrzeba tylko czasu...ale to nie był dzień jak inne - Od rana Flora była niezwykle aktywna,cały dzień "szczekała" co w jej wykonaniu brzmiało jak klekot bociana jak to Mariusz mówi, a więc klekotała Flora jak nigdy, wyciągała do góry głowę, z szyją naciągniętą jak struna i kłapała do nieba a kiedy podchodziłam i mówiłam - "Co chcesz Florunia? " , zamierała w ciszy i patrzyła na mnie...a kiedy tylko znikałam na chwilę, zaczynała kłapać od nowa. Zwykle w ciągu dnia przesypiała sporą jego część, tej niedzieli nie zamknęła oczu nawet na 5 minut, tylko zadzierała głowę do góry i mówiła...jakby chciała opowiedzieć wszystko, czego nie powiedziała przez całe swoje życie:( Zastanawiałam się skąd ma tyle siły, przecież płuca dają sie we znaki a ona...jakby złe samopoczucie w ogóle jej nie dotyczyło, kłapała i kłapała. O czym mówiła ? Co mi chciała powiedzieć? że jeszcze tylko pare chwil będzie tu, ze mną....O co prosiła ? o pomoc , o ratunek? a moze tylko o to , żeby być przy niej blisko... Nigdy nie miała takich zdrowych oczu i tak bystrego spojrzenia jak tej niedzieli, jakby na powrót zamieszkał w nich kilkuletni, zdrowy pies...Patrzyła wzrokiem, który przemawiał , prosił , chwilami przerażał , między spojrzeniami można było wyczytać w nich to, czego serce nie chciało zaakceptować, chociaż rozum wiedział swoje... Nie umiałam jej pomóc, zrobic więcej ponad to co robiłam Chyba Nigdy nie poprawiałam jej kocyków , nie przekręcałam z boku na bok i nie zmieniałam pozycji tak często jak w niedziele, w takich chwilach zapadała cisza, ale kiedy tylko odchodziłam od niej, zaczynała mówić... Około 22.30 poszłam do psiego domku powiedzieć "Dobranoc" a że moje psy, nie rozumieją, ze o tej porze spacer nie musi trwac godzine, kolacja tez juz była i posprzątane również, to do domu wróciłam jakies 40 minut później. Flora leżała z głową przewieszoną przez materac ku podłodze, milczała, przestraszyłam sie, że nie zyje, ale tylko utknęła w takiej pozycji i nie była w stanie wrócić do poprzedniej. Kiedy ją poprawiałam i wiedziała, że jestem, zaczęła wołać, głośno i intensywnie, kiedy zniknęłam w pokoju , kłapanie przeszło w popiskiwanie, wołała w sposób, który wcześniej sie nie zdarzał. Usiadłam przy niej na materacu, oparłam się o ściane i podciągnęłam ją na kolana, tuliłam, głaskałam i prosiłam los, żeby to nie trwało długo, żeby śmierć przyszła szybko, nie pozwoliła Florze cierpieć. Siedziałyśmy tak zaledwie kilka minut, nie dłużej niż 3-4, Flora milcząca na moich kolanach i Ja tuląc ją po raz ostatni... Po chwili oddech zwolnił, stał sie cichszy, po kolejnej ,oczy znieruchomiały, Flory już nie było, tylko serce jeszcze biło.... :( , siedziałam przy niej i trzymałam na nim rekę, aż nie przestało. Czy ją męczyłam? - Nie raz słyszałam, że powinnam ją uśpić, czemu trzymam ją przy zyciu w takim stanie, przecież nie chodzi, nie moze sie ruszać, w 100% skazana jest na człowieka. Kiedyś wykupując receptę od weterynarza na kolejne leki, szukałam cudotwórczego środka na odleżyny, bo mimo stałej pielegnacji nie udało mi sie uniknąć dwóch odleżyn na kościach miednicy. Farmaceutka zapytała, czy doktror nie sugerował eutanazji jeśli pies jest w "takim" stanie . Ale....sytuacja Flory była inna niż wszystkie - Flora przyjechała do mnie w październiku 2013 roku, była niemal dzikim psem , który całe swoje zycie spędził w ciemnym kącie, zimnej schroniskowej budy, odbierając wszelkie oznaki życia jako śmiertelne zagrożenie. Obawiałam sie nie raz, że nasze nieuniknione w codziennym funkcjonowaniu kontakty, Flora przypłaci zawałem serca, Ja - człowiek przez długi czas byłam dla niej wyłącznie strasznym potworem. Pierwszy zespół przedsionkowy , zmienił Flore nie do poznania ,spowodował i pozostawił takie zmiany, które pozwoliły na nawązanie normalnych kontaktów. Po jakims czasie los, uznając jej życie, za zbyt wesołe, dołożył drugi zespół przedsionkowy, zamieniając Florę w 90% w warzywo - moja roślinka kochana, zupełnie niesprawna, mając kontrole jedynie nad głową ,rozpoczęła nowy etap w swoim nieszczęśliwym życiu - zamieszkała w domu , między ludźmi i rozwrzeszczanymi psami. Czy ja ją męczyłam? Bałam się, ze będę musiała ją męczyć kiedy wydarzy sie "coś" , co wymusi na nas wizyty w klinice, Flora reagowała panicznym strachem na nowe sytuacje i jazde samochodem, więc bałam się, ze kiedys będę ją męczyć i przysparzać niewyobrażalnego stresu wioząc na ostatnia wizytę . Czy męczyłam ją pokazując jej świat jakiego nigdy nie widziała?, życie, którego nie znała , sytuacje z którymi spotykała sie pierwszy raz? Dopiero w tym stanie, który wzbudzał w innych niezrozumienie , przerażenie a nawet potępienie dla mojego postępowania, moja roślinka kwitła - w końcu, po całym zyciu w panicznym, niemal histerycznym strachu, próbując wniknąć w ściany i stać sie niewidoczną, Flora nawiązała z ludźmi normalny kontakt a kiedy choroba zabrała jej nawet głos, to swoim wyjątkowym bocianim klekotem komunikowała światu o swoich potrzebach. I te potrzeby człowiek spełniał. Karmił, poił , zmieniał pieluchy, szczotkował, głaskał , dzielił smaczkami ze stołu , kiedy towarzystwo żebracze ustawiało sie w kolejce po swój przydział ,pomagał przytrzymywać uciekającą wędzoną kość, której nie umiały przytrzymać wiotkie łapy i zostawiał włączony na całe noce telewizor (aż ten sie nie zbuntował i zepsuł ), żeby dać jej poczucie, że jednak ta noc ma coś z dnia i łatwiej ją przetrwać kiedy samotność nie doskwiera, bo przez głośniki, ktoś ciągle do niej mówi Historia Flory - Okrutna ironia losu Ostatnie z jej zdjęć. Taka właśnie była - lubiła ubierać na siebie wszystko, co było w zasięgu jej pyska, czasem coś spadło z grzejnika, ale najczęściej naciągała na głowę koc, którym była akurat przykryta - łapała w zęby i chowała się pod nim .... Żegnaj Kłapaczu
  10. Witam Wszystkich w Nowym Roku a oprócz serdecznych życzeń, niosę Wam garść informacji :) Przeciek juz był :) , więc wiecie, że futro w psim domku grzeje od kilku dni Finka, milcząca i grzeczniutka jak Bibi , ot takie dwie babcie o których można by zapomnieć, że w ogóle są, gdyby nie zostawiały pod sobą i koło siebie wielkich plam.... Drugie szczęście nasze nowo przybyłe , to niewidomy Mars, z którym póki co , mam spore problemy :( Marsik jechał jako pies mocno zagubiony, nie dający sobie rady na geriatrii, wiedziałam, ze stosuje ze względu na swoją ślepote , reakcje obronną pod tytułem - zbliżający się pies = zagrożenie = kłapanie na wroga w akcie obrony , natomiast obawiam się, że to co miało być strachem spowodowanym tym, ze nie widzi, jest zwyczajnie buńczucznym charakterkiem.... Myślałam , ze będzie dzielił pokoik z Gają, bo na tyle miejsca i warunków nie mamy, żeby izolować cały duży kąt dla jednego psa, ale na dzień dzisiejszy on kompletnie się nie nadaje do funkcjonowania wsród towarzystwa na wspólnej przestrzeni. W rezultacie siedzi sam, pokoik w którym spała Baja między innymi, jest odcięty od reszty domku, wszystkie babcie "stłoczone" zostały na pozostałej przestrzeni , Mars wychodzi na dwór wyłącznie na smyczy, bo nawet jeśli domek nie jest wypuszczony, to zawsze na straży obejścia stoi Bosman a wystarczy, ze Mars wyczuje, że Bosman jest blisko, to odwija się i idzie na wojnę . Wczoraj Bosmanek przylepa, który chodzi za człowiekiem krok w krok , bardzo chciał mi towarzyszyć w spacerze z Marsem po ogrodzie, nie rozumie dlaczego go odganiam od siebie:(, efekt był taki, że Mars zaatakował Bosmana , Bosman nie zareagował zupełnie, ale czekać nie mogłam, żeby sprawdzić jego cierpliwość, więc kiedy odciągałam Bosmana na bok, Mars zamiast jego, gryzł moją rękę - uratowały mnie grube futrzaste rękawy kurtki. Poza tym, to mądry pies, nie ma w nim stresu, strachu również nie odnotowałam ,reaguje radością i merdaniem ogona, kiedy Nas słyszy, ale do stada nie nadaje się zupełnie, przynajmniej na tą chwilę, dlatego nie wiem jak to będzie. Postaram się powklejać jakieś zdjęcia, tylko ten czas....gdzie on jest, że ciągle go nie ma ?...
  11. wieści o Twiksiu i innych paluszczakach , którym udało się opuscić schronisko - http://www.dogomania.com/forum/topic/135555-jest-takie-miejsce-bezpieczna-przysta%C5%84-u-kasi-zbieramy-fundusze/page-19
  12. asiunia , póxniej wyslę Teraz chciałam napisać, że wczoraj o godzinie 15 , odszedł Twiks..... Ciężko mi napisać cokolwiek.... :-( :-( :-( Przez ostatni tydzień, odkąd Twiksiu dostał krew, czuł sie , biorąc pod uwage jego ogólny stan, bardzo dobrze, chętnie wychodził na dwór, spacerował a przede wszystkim jadł, jeszcze przedwczoraj był w dobrej formie , poszedł z nami na długie spacerowanie do sąsiada Fredzia, do którego uwielbiają chodzic wszystkie nasze psy, późnym wieczorem zjadł kolację - karmę z puszki, bo tylko to w ostatnim czasie chciał i jadł chętnie, dzień minął jak inne w przeciągu ostatniego tygodnia, ale wczoraj od rana był znacznie słabszy, wyszedł na zewnątrz i po paru krokach juz nie miał siły isć, na rękach zaniosłam go z powrotem do domku, potem jeszcze próbował- chciał wstać, isć, wyjsć na zewnątrz,ale nie miał siły :-( W jednej chwili, wrócił do stanu sprzed tygodnia, sprzed podania krwi. Owinęłam go w kocyki i pojechalismy do kliniki.... To zdjęcie, zrobiłam tuż przed wyjazdem.... ....Znowu przelewał się przez moje ręce :-( W klinice usg i obraz jak z filmu grozy, guzy rozpanoszyły się na wątrobie i sledzionie na dobre, obecny wokół nich płyn swiadczył o krwawieniu . Nie było szans.....już nie było żadnych szans.... Przetoczona krew pozwoliła przezyć Twiksiowy dobry tydzień, umarł tak jak dla niego chciałam - z pełnym brzuchem, dzięki tej krwi do samego końca czerpał z poschroniskowego zycia, ile mógł i na ile pozwalała choroba. Odszedł przy mnie, spokojnie, z głową tuloną do moich rąk Był u mnie tak krótko.... Widziałam go w schronisku w zeszłym roku, zabierając Natkę, ona pojechała a on został , w klatce którą ona opuszczała. Widziałam go w tym roku, pod koniec wakacji, stałam na umierającą Reją a on stał z boku, prosił o głaskanie I znowu został.... Za każdym razem miał ten sam niesamowicie smutny, zmęczony wyraz pyska Dwa miesiące później, kiedy przyjechał, zobaczyłam wrak psa, całym sobie krzyczał " zniszczył mnie nowotwór "..... Poczciwy, milczący pies, nawet nie wiem jak brzmiał jego głos, nigdy nie wydobył z siebie dźwięku..... Cicho żył , może za cicho....nie walczył o siebie, nie umiał, tylko patrzył z zza krat, jak udaje się wyjść z za nich innym..... :-( :-( :-( :-( :-(
  13. sowy poduszki i kilka innych rzeczy więcej na - http://www.dogomania.com/forum/topic/144525-sowy-poduszki-i-par%C4%99-innych-rzeczy-do-17go12/
  14. Coś na szybko dla Florki głównie, bo pieluch idzie Nam duzo, masci i innych środków, zeby utrzymać skórę lezącej Flory w przyzwoitym stanie http://www.dogomania.com/forum/topic/144525-sowy-poduszki-i-par%C4%99-innych-rzeczy-do-17go12/?p=15952607
  15. Piątkowy powrót z kliniki, wracamy z pobrania kontrolnego krwi :) A tu Twiksik juz w lepszej formie, odsypia złe dni :) [] Bosman zapakowany do samochodu- wyruszamy do kliniki, Bosman nie wróci juz w całosci do domu :) Zabieg zniósł bardzo dobrze, samopoczucie po kastracji świetne, dziadek nie zauważył zadnych braków:) Lola - Lola jako jedyna z psiego domku, potrafi chodzic po schodach,z czego korzysta nadzwyczaj chętnie...... Na zdjęciu dzień wczorajszy - kanapa Jazgotka okazała sie mało wygodna.... Lolka wyleguje sie na łózku, moim oczywiscie :)
  16. Dziękuje Bernadko :) Karta wizyty z niedzieli, kiedy okazało się, że stan Twiksa jest bardzo, bardzo zły :( , Wyniki z piątku, kontrolne, po podaniu Twiksowi jednostki krwi- - wyniki mówią same za siebie.... płytki krwi w poniedziałek 58 , w piątek ponad 300 !- mamy norme , poprawiły sie parametry nerkowe :), morfologia:), Wyniki są bardzo dobre co odbija sie wyraxnie w samopoczuciu Twiksa- Twiksio nadrabia dni głodu, je chętnie i całkiem sporo jak na niego, chętnie wychodzi na dwór, wczoraj nawet troszke za mną biegł... Ile czasu bedzie lepiej, tego nie wiemy, dziś jest dobrze, jutro może przyjsć załamanie, ale juz te dni, które mamy za sobą, to dni podarowanego życia, którym moze się cieszyć. W piątek Twiks dostał kolejne zastrzyki, przeciwbólowe + antybiotyki , wystarczą do wtorku, we wtorek jedziemy na kolejne kontrolne badania. [URL=http://www.fotosik.pl][/URL] Piątkowe badania + zastrzyki - 88 zł
  17. Napiszę kilka słów i wiozę pana psa na cięcie ;) - to dopiero będzie dla niego nieszczęscie , bo on przecież ciężko zakochany jest ostatnio, całe dnie wzdycha do Szpilki, która poza atakami padaczki zafundowała sobie cieczke... Ja sie męczę a Bosmam jest w siódmym niebie , biega w tą i z powrotem , wychodze z rana - Bosman w biegu, w ciagu dnia- Bosman jest wszędzie, idę do psiego domu mówić psom Dobranoc około północy - Bosman węszy.... :) - kuracja odchudzająca murowana :) A teraz o Twiksiu - wyniki Twiksa są złe- o tym juz wspominałam, Twiksio dostał w poniedziałek zastrzyki na kilka kolejnych dni, po których czuł się nieco lepiej - wstawał, chodził, co ważne sam chciał wychodzic na dwór pospacerować, pił chetnie, ale nie jadł :( , zaglądał do misek i zawieszał się nad nimi :( jakby chciał a nie nie chciał/nie mógł :( . Nie możemy ratować go operacyjnie , ale chciałam zrobić dla niego coś więcej niż poddać się bez żadnej walki,chciałam zrobić dla niego cos jeszcze/cos więcej, dlatego złapaliśmy się ostatniej deski ratunku - Twiksio wczoraj dostał krew, zdrową krew , która pozwoli mu mam nadzieję, w miarę w dobrym samopoczuciu przeżyć ostatni czas.... Serdecznie dziękuje "Owczarkom" za pomoc finansową dla Twixa , ta pomoc = krew a krew = dla Twiksia życie bez głodu, spokojny sen z pełnym brzuchem, bo wczoraj po podaniu krwi i powrocie do domu, Twix pierwszy raz od kilku dni , jadł, łącznie zjadł dwa wielkie wędzone udka z kurczaka a kiedy gasiłam o 24ej światła w psim domku, to stał nad miską i skubał jeszcze to, co w nich było - to był najcudniejszy widok i uczucie nie do opisania, warte każdych pieniędzy. Za chwilę Twiks razem z Bosmanem jedzie do kliniki, musi mieć dziś pobraną krew do badania. Jak długo utrzyma sie poprawa? nie zakładam bardzo optymistycznych wersji, przy stanie ogólnym Twiksa, nie wykradniemy śmierci wiele czasu, ale ten który zyskamy, każdy dzień w lepszym samopoczuciu, każda godzina, kiedy będzie patrzył innymi - "lepszymi" oczami , każda chwila kiedy będzie chciał jeść i zyć jest warta podjętej walki. Twiks tak mało dobrego dostał od losu, teraz My musimy dać mu wszystko co możliwe, zanim złożymy broń i uznamy, że nic więcej nie możemy zrobić.
  18. Wyniki Twiksa są złe (obgadane na telefon) :( Jadę z nim zaraz do kliniki, bo tak czy inaczej, musi dostać leki tak jak i dostał wczoraj (dzis czuł sie po nich lepiej) , powtórzą usg- sprawdzą czy płynu jest więcej, tyle samo co wczoraj - jak to na dzień dzisiejszy wygląda Wczorajsza wizyta + dzisiejsza , wyjdą razem około 150 zł Moze to nie najlepszy czas na pisanie o pieniądzach, ale ja moge zakładać na chwilę, bo Zuzia, Gaja i inne pochorowańce kosztują mnie tyle, ze nie wiem , kiedy sie w klinice wypłace :(
  19. Dzięki Bernadko, że jesteś tu z Nami . Po dzisiejszej wizycie u weterynarza - nowotwór rozhulał się od ostatnich badań :( Na dzisiejszym USG widac bardzo dużego guza na sledzionie, wątroba również bardzo wyraźnie nowotworowa i najgorsze - płyn między płatami wątroby i przy sledzionie. Weterynarka podejrzewa krwawienie z guza . Pobrała krew i jeśli wyniki pozwolą na operację, uważa, ze trzeba go otworzyć- to dla niego jedyny ratunek jesli ma zyć .Rokowania są słabe, bo przecież wątroby nie wytną a na niej tez siedzi nowotwór, ale wytną sledzione i pozbędą się krwawienia przede wszystkim, inaczej Twiksa za chwilę nie będzie z Nami :( Generalnie rozwiązania są dwa : pierwsze - nie operujemy , bo wiek, bo stan ogólny, bo rokowania mimo podjetej próby ratowania zycia i tak marne....- w tym momencie skazujemy go na pewną smierć a wtedy trzeba byłoby podjąc decyzje o uśpieniu i to praktycznie na "już" , inaczej sie wykrwawi . drugie - operujemy / próbujemy przedłuzyć mu zycie, przy odrobinie szcześcia Twiksiu mógłby jeszcze pocieszyc sie zyciem, ale zabieg jest ryzykowny, bo i jego stan jest cieniutki. Na pewno potrzebne będą spore środki, bo jeśli szanse na powodzenie samej operacji mają byc większe, to Twiks powinien dostać krew (tak jak Zoja przy wycieciu śledziony). Kto pomoże ratować Twiksa?
  20. Beatka, ja na wage Amisa dawałam około 1,5 ml dziennie , to według wyliczeń (odnosząc się do wagi konia i tego co wyczytałam na psiejskich forach) nawet za dużo, ale wiadomo, ze nigdy idealnie wszystko nie wypłynie ze strzykawki, więc nabierałam z drobną poprawką. Zacznijcie od połowy dawki właściwej dla danego psa, bo nie wiadomo jak zareaguje(co by rewolucji zołądkowych nie miał) ;)
  21. Lolka i Malta zachowują sie tak, jakby mieszkały u Nas od dawna, zwłaszcza Malta bez oczka, baaardzo energiczna, zywiołowa, rozbiegana i wiecznie usmiechnięta:) Lola spokojna, cicha , przeciwieństwo Malty. Obie jak na razie mocno brudzą, na dzień dzisiejszy rekordy bije Lola- sika pod siebie, obok siebie, na sasiednie legowiska, wszędzie mokro. Najgorsze, ze Baja, która miała swój kąt do którego nikt nie miał prawa sie zbliżać, odpusciła i pozwoliła Lolce zająć jej miejsce a sama przeniosła sie na legowisko, na którym spał Amis. Efekt jest taki, ze i legowisko Bajki i to Amisa mokre kompletnie, Lolka w tym bałaganie którego była sprawczynią leżała na kawałku suchego (jeszcze) koca a Baja "błąkała się" po domku bez swojego własnego , osobistego miejsca. Mam nadzieję, że to sikanie sie jakoś uspokoi, bo nie fajnie to wygląda. Ale nie przyszłam tu pisac o babciach a o Twiksiku :( - bardzo, bardzo źle jest z Twiksikiem :(:( Odkąd przyjechał zył powolutku, wychodził z domku, dreptał, wracał, spał, jadł - raz lepiej, raz gorzej, ale jakoś to zycie toczyło sie do przodu. Wczoraj rano wyszedł jeszcze pospacerować po ogrodzie, potem juz nie wstawał, nie podniósł sie z legowiska, kiedy reszta wychodziła po południu na dwór, wieczorem próbował - wstał i na chwiejących sie łapach wyszedł na zewnatrz, wyszedł i niemal od razu leżał na ziemi - nie miał siły, bardzo był słabiutki. Wzięłam go na ręce, przyniosłam do domku, opatuliłam kocem, rano leżał tak, jak go zostawiłam. Wyniosłam go na dwór, myslałm, ze może utrzyma sie na łapach, ale.....Twiksiu przelewa sie przez ręce, żyje, jeszcze, ....... nawet nie wiem co napisać :placz: , popołudniu pojedziemy do weterynarza( dopiero od 17tej w niedziele mamy czynne) ,pewnie dadzą kroplówki ..... Mówili, ze podobny jest do Miodzia i teraz tez wygląda jak Miodziu przed smiercią... To ,ze Twiks jest w bardzo złym stanie, było widać gołym okiem odkąd przyjechał, tak źle wyglądała - taka "pozapadana" była Aza wyniszczona przez nowotwór Co mu przyszło z tego, ze przyjechał, kiedy był już w takim stanie, że to wszystko nie miało dla niego większego znaczenia,nie mógł nawet cieszyc sie tą zmianą , której doczekał :(:( , bez sensu to wszystko :(:(:(:(:(
  22. Do Bosmana i Twiksika przyjechały dziś dwie koleżanki :) - mamy za sobą popołudnie pełne emocji Do domku wprowadziła się Lola i Malta , dwie fajniutkie babcie, obie na dzień dzisiejszy w całkiem przyzwoitej formie, obie bardzo chude, Malta bez oczka(po usunięciu czerniaka....) Bardzo jestem ciekawa co słychac w suniach od srodka....ale zanim przyjdzie ich kolej na wizyte u weterynarza, w kolejce czekają inne, pilniejsze zwierza :( Bardzo duze problemy mam z Zuzią i Gają....Zuzia ma 16 lat , po urojonej ciąży, rozszalały sie hormony i wyszły na listwach straszne guzy:( Nie pomogły antybiotyki, wiec to nie zwykłe zapalenie a Zuzia w przeszłosci miała już historie guzową, bo trafiła do mnie z usunietą listwą... Weterynarka uważa, ze trzeba Zuzie sterylizować(Zuzie adoptowałam dwa lata temu i nie sterylizowałam ze względu na wiek) i wyciąc guzy , ale Zuza ma tez koszmarny uchyłek na jelicie i jestesmy juz na takim etapie, ze zaczyna gubić kupe leząc na kanapie czy w łóżku....Przed operacją jelita broniłam się jak mogłam, bo boje się narkozy a teraz wychodzi na to, ze Zuza musi mieć dwie operacje i dwie narkozy....Bez operacji coraz trudniej Nam sie żyje, bo po pierwsze ona sie meczy nie mogąc sie wypróznić normalnie a Ja gdzie nie stane, tam wchodze w "placek" - całe podłogi są zafajdane a wystarczy , ze nie przyuważe na czas i reszta to wszystko roznosi... Gaja , jakby mało jej było juz niemal nie chodzących łap , przestała jesć i dopadły ją koszmarne biegunki , napakowałam w nią leków to troszke się uspokoiło, ale boje się, że cos się dzieje złego, było nie było, taka rasa i ten wiek...to nie wróży zdrowia :( - to sie napisałam.... A Bosman? - Bosman ma nowotwór w jednym jajku, drugie jeszcze czyste, no i prostasta- tak ogromna, że weterynarka mówi, ze nie pamięta,kiedy ostatnio taka widziała. Najlepszym rozwiązaniem jest szybka kastracja, zanim nowotwór się rozhula...Poza tym narządy wewnętrzne w srednim stanie, najgorsze są nerki, na obu są jakieś zmiany, ale wyniki z krwi są dobre, więc obstawiamy , ze to tylko cysty a nie żadne guzy....Przed kastracją Bosman miałby jeszcze przeswietlane płuca i jesli będą czyste, będzie mozna psa ciąć. [URL=http://www.fotosik.pl][/URL] Twiksik w całym tym zamieszaniu i tysiącu chorób imających się współtowarzyszy niedoli, przesunął swoją wizytę kontrolną na potem - to potem nastąpi mam nadzieje na dniach. Dziś Twiks ma słabiutki dzień, taka słabizna z niego :(
×
×
  • Create New...