Jump to content
Dogomania

Historia pewnej Coolie


Recommended Posts

Nie wiedziałem gdzie to wkleić dlatwego daję tu.


[B]Opowieść o suni zwanej Bell[/B]

Mam nadzieję, że uwierzycie w moją historię, historię o mnie i o moim panie - Sebastianie. Mieszkałam na dworcu kolejowym, nie miałam rodziny ani ciepłego domu. Przechodni czasem rzucili mi jakiś smakołyk, ale nie było to częste. Nazywali mnie kundelkiem, ale nim nie byłam, chodź może wtedy go przypominałam. Byłam owczarkiem szkockim collie, ale nie takim pięknym jak Lassie, ja miałam zniszczoną brudną sierść i byłam strasznie chuda.


Pewnego dnia znalazł tu pracę pewien chłopak, na początku nie zwracaliśmy na siebie uwagi, ale on zaczął przynosić mi kanapki. Powoli nabierałam na wadze. Kilka tygodni później postanowił zabrać mnie stąd. W domu dał mi miskę mleka i wyczyścił moje futro. Nie wiedział jak mnie nazwać, nie miał zdolności w wymyślaniu imion, więc powiedział po prostu Bell. On też myślał, że jestem kundelkiem, aż do tego momentu. Stałam się znów piękna, przypomniały mi się czasy w moim dawnym domu, gdzie służyłam jako pies niewidomego. Ale mój dawny pan zmarł zostawiając mnie samą, znów czułam domowe ciepło, wiedziałam, że Sebastian mnie nie skrzywdzi.

Codziennie chodził do pracy, nie lubiłam zostawać sama, ale musiałam nie mógł mnie ze sobą zabrać. Każdego ranka wyprowadzał mnie na spacery, potem zostawiał i wychodził. Siedziałam zamknięta kilka godzin, ale nie mogłam narzekać, zawsze miałam wodę i jedzenie w misce. Gdy tylko przychodził zabierał mnie na spacer do parku, gdzie mogłam pobawić się z innymi psami. Potem ścigaliśmy się kto pierwszy będzie w domu, ja byłam szybsza, ale on też nie należał do najsłabszych.

Po spacerze siadaliśmy razem przy kominku, wpatrywaliśmy się w ogień, lubiłam tam spać było ciepło i przytulnie. Tak mijały tygodnie i miesiące, aż do pewnego popołudnia. Sebastian wrócił wcześniej niż zwykle, był smutny tego dnia nasz spacer nie wyglądał tak jak zawsze. Mój pan wtedy stracił pracę. Mieliśmy mniej pieniędzy, nie wystarczało by zapłacić czynsz za lokal jaki wynajmowaliśmy. Musieliśmy w końcu przeprowadzić się na wieś do domu, gdzie mieszkała mama Sebastiana, rzadko do niej jeździł więc nie miałam wcześniej okazji by jej poznać. Była bardzo miłą staruszką o bardzo dobrym sercu, ucieszyła się na nasz widok.

Żyło nam się dobrze, Sebastian po pewnym czasie znalazł pracę w sklepie zoologicznym, przynosił mi najlepsze smakołyki. Mieszkaliśmy sobie w trójkę przez rok, to był najpiękniejszy rok w moim życiu. Na wsi nie było zmartwień, wszyscy się do siebie śmiali i nie zostawałam sama jak Sebastian szedł do pracy. Pewnego niedzielnego ranka poszłam obudzić mamę mojego pana na śniadanie, lizałam ją po twarzy, ale nie drgnęła, zaczęłam szczekać i nic, leżała bez ruchu. Przyszedł wtedy Sebastian i zaczął płakać, zrozumiałam, że moja pani odeszła, w głębi serca też płakałam, czułam ogromną pustkę, dokładnie taka samą jak po śmierci Jurka - byłam jak już wspomniałam jego psem przewodnikiem. Znów zostaliśmy sami, lata leciały starzałam się, ale i tak dla mojego pana byłam tym pieskiem z dworca. Moje futro już nie było takie piękne jak wcześniej i nie miałam już takich płynnych ruchów. Wziął mnie na spacer, dawno tego nie robił, ponieważ tutaj miałam duży ogród. Poszliśmy na łąkę, tam między zbożem usiedliśmy, patrzyliśmy przez chwilę w dal. Popatrzyłam w jego oczy, a on zaczął mówić, że wie o mojej sile, ale gdybym czuła się zmęczona dała mu znak, nie chciał narażać mnie na cierpienia, decyzja o uśpieniu przyjaciela to chyba najtrudniejsza decyzja w życiu, rozumiałam go. Wróciliśmy do domu, w przeciwieństwie do dawnych spacerów teraz cały czas szliśmy w milczeniu. W domu położyłam się koło piec, lubiłam to miejsce. Teraz dużo czasu spędzałam leżąc, ale w moim wieku to normalne.

Pewnego wieczoru, gdy mój pan szedł spać, nie poszłam z nim jak to robiłam zawsze, zostałam na dole. Przez następne trzy dni leżałam już całe dnie, nie miałam sił by podnieść głowę, wtedy Sebastian zrozumiał, że już czas. Wniósł mnie do samochodu, położył na tylnym siedzeniu i pojechaliśmy w ostatnią podróż mojego życia. Na miejscu, weterynarz jeszcze kilka razy zapytał czy to ostateczna decyzja, odpowiedź była oczywista. Lekarz zostawił nas na chwile samych, czułam jak ręka Sebastiana dotyka mojego grzbietu. Nie miałam sił by podnieść głowę i podziękować mu za nowe życie jakie od niego otrzymałam. Lekarz w końcu przyszedł cały czas patrzyłam na mojego pana, który nie mógł powstrzymać łez. Patrzył w moje oczy, które powoli się zamykały, jak książka.

Teraz patrzę na niego z nieba, na niego i jego szczęśliwą rodzinę, czasami widzę jak myśli o mnie w nocy. Opowiada o mnie swojej rodzinie. Wiem, że kiedyś znów się zobaczymy.


źródło: [URL]http://pies.onet.pl/47234,26,0,opowiesc_o_suni_zwanej_bell,artykul.html[/URL]

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...