Jump to content
Dogomania

Szalony Kot

Members
  • Posts

    493
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Szalony Kot

  1. Nie wydaje mi się, żeby Yumanji kogokolwiek oszukiwała w kwestii "ogrzewanych kojców". Jaka była sytuacja każdy, kto do niej odwoził psa - mógł zobaczyć. Boksy były osłonięte przed deszczem czy wiatrem, ale panowała w nich temperatura taka, jak na dworzu, bo z jednej strony były otwarte. Generalnie wychodzi na to, że na zdjęciach każdy widzi to, co chce - ja widzę bardzo podobne warunki do tych, do jakich zawoziłam psa: betonowe boksy, kraty, lekko rozwalające się budy. Psa, który nie miał już domu, pana, opieki, pomieszkiwał w przybudówce lub na podwórku. I ponieważ wiedziałam, że nie zawożę go w lepsze miejsce (ale i nie gorsze), przykładałam się do tego, by znaleźć mu dom jak najszybciej. Zajęło to rok: starszemu, lękliwemu psu, reagującego warknięciem i zębami na obcych, wycofanemu, w typie ras niebezpiecznych. Czasem, drogi cioteczki, zamiast apelować o wyciaganie kolejnych bid, trzeba po prostu dobrze zaopiekować się chociaż jednym, a nie źle dziesięcioma. Zresztą to, że Aśka może sobie nie radzić, naprawdę łatwo wyliczyć podstawową matematyką. Psów było ok. 30, powiedzmy, że regularnie płaciło 10. To daje jakieś 3000-3500 przychodu miesięcznie, każdy pies przejada spokojnie ok. 100-150 złotych (faktycznie w hotelu miała praktycznie same większe psiaki). Czyli cała kasa schodziłaby na psy - a tymczasem Yumanji nie pracowała (z tego co mi wiadomo), więc jeszcze musiało starczyć na jedzenie dla niej i dzieci, na rachunki (jak już wiemy, były z tym problemy), na paliwo do samochodu (w końcu jeździła nim po zakupy dla psów, do weterynarza, woziła dzieciaki do szkoły). Spokojnie na to idzie tysiąc, więc teraz na psy zostaje ok. 2500 miesięcznie, na 30 dużych psów. Jak Wam się wydaje może to starczyć i na żarcie, i na słomę, i na weta..? Wiem, że oszczędzala, gdzie się dało, że robiła psom żarcie z korpusów kurczęcych i mieszała z kaszą, to najtańsza znana mi opcja też. Ale takie żarcie szybko się psuje, trzeba regularnie jeździć po świeże zakupy i regularnie po nim sprzątać, żeby nie zaśmierdło... Warto też policzyć czas, który poświęcała na opiekę nad zwierzętami. Sprzątnięcie boksu (wymiecenie starej słomy i odchodów, nasypanie nowej) to minimum pół godziny, ja bym powiedziała, że 45 minut nawet minimum. Z tego co mi wiadomo nie było żadnego pracownika, który by jej pomagal, ewentualnie dzieciaki czasem. Ale to ciągle (po przemnożeniu przez ok. 20 boksów, bo niektóre psy były razem) jakieś 10, a nawet 15 godzin. To jest nie do zrobienia każdego dnia, bo trzeba przecież pojechać po jedzenie, zawieźć i odebrać dzieciaki, nakarmić zwierzaki (to też przecież z godzina minimum, gdyby to było samo sprzątnięcie misek, z oporządzaniem mięsa i gotowaniem wychodzi ok. 2-3 godzin codziennie!), część psów wyprowadzić, oporządzić też siebie i dzieci, spać... Więc chociażby z tego prostego rachunku wychodzi sprzątanie raz na kilka dni. Wniosek jest prosty: przyjrzyjcie się każdemu DT majacego więcej niż 20 psów. Bo zwyczajnie nie da sie tego ogarnąć w pojedynkę.
  2. Do listy psów u yumanji można dopisać Asystenta/ Bronka, o którym pisałam w moim poście. Bronek ma wątek tu, chociaż i na dogo miał: [url]http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=132926[/url] W domu od roku ponad. Warto zauważyć, że to nie jest tak, że "brała na DT taką ilość psów", po prostu prowadziła hotelik, to była jej normalna praca, chociaż nieoficjalna, bo z tego co mi wiadomo - nigdzie nie zarejestrowana, chociaż były takie plany. Tylko wtedy musiałaby jakoś określać psy nieopłacane przez tych, którzy psy jej dostarczyli, więc po prostu zaciskała zęby i obrabiała je za free dalej...
  3. Zalogowałam się, chociaż na Dogo od dawna nie bywam z braku czasu, ale pomyślałam, że dorzucę swoją cegiełkę do sprawy. W hoteliku u Aśki przebywał Bronek, pies, który jako ostatni został ze stada psów i kotów po zmarłym panu. Było ich 11, został Bronek - jakiś daleki miks dobermana/ rottka, lękliwy, wycofany, potrafiący dziabnąć w strachu. Do Aśki pojechał - jeśli dobrze liczę - jakoś w styczniu 2012. Nie był wykastrowany, miał komplet szczepień, był odrobaczony i zaczipowany, miał książeczkę zdrowia. Pojechał z paczką chupek (tak na kilka dni może mu starczyły), potem przelałyśmy chyba za miesiąc lub dwa jego pobytu u Aśki, dalsze rozliczenia były prowadzone w formie dostawy jedzenia (suchego) od Fundacji Niechciane i Zapomniane, która miała Bronka pod swoją opieką. Przelaliśmy też dodatkową kasę na kastrację Bronka, co zostało zrobione po ok. miesiącu aklimatyzacji psa. Sama zawoziłam psa i widziałam, w jakie warunki jedzie - boksy, kraty, słoma, drewniane budy. Podpisałyśmy umowę (to my na to naciskałyśmy, nie Aśka, ale pochwaliła ten pomysł, bo powiedziała, że dużo ludzi niestety nie płaci i nie odbiera od niej telefonów, dużo ją wrabia w zwierzaki i w związku z tym takie umowy powinna robić zawsze). W umowie my zobowiązałyśmy się do opłat lub dostarczania karmy, a ona do karmienia, szczepień, odrobaczeń i wyprowadzania (z tego co pamiętam raz dziennie, ale mogę sprawdzić, bo umowę dalej mam). W międzyczasie - przyznaję - nie utrzymywaliśmy żadnych kontaktów, może przez rok rozmawialiśmy z Joanną 2-3 razy. Na pewno po kastracji (jak się goi), raz dostaliśmy informację, że na spacerze Bronek rzucił się na suczkę, z którą dotąd był w przyjaznych stosunkach, w związku z czym uzyskał status psa-jedynaka i psa próbującego dominować (to była ważna informacja do ogłoszeń). Żadnemu z psów nic się nie stało, zostały szybko rozdzielone. Joanna nie próbowała się z nami skontaktować nawet, gdy przez kilka miesięcy (bodajże 3-4) Fundacja nie dostarczyła karmy dla Bronka - co wynikało z chwilowych problemów finansowych i zwykłego, elementarnego zapomnienia. Mimo to Aśka wzięła to na siebie, chociaż pewnie gdyby dała znać zrobilibyśmy zbiórkę w swoim gronie i pokryli tę dziurę finansową. Bronek był u Joanny rok, cały czas ogłaszany przeze mnie, chociaż odzew z ogłoszeń był niewielki. W końcu w styczniu/ lutym 2013 pojawił się dom poważnie nim zainteresowany. Joanna bez problemu umożliwiła zapoznanie psa, w sumie państwo odwiedzali Bronka chyba z 4-5 razy, bardzo naciskaliśmy na to, by decyzja była świadoma, bo wiedzieliśmy, że po wyprowadzce jego miejsce w hotelu pewnie szybko zajmie inny potrzebujący psiak. Na jedną z wizyt pojechałam ja sama, przy okazji robiąc wizytę przedadopcyjną u Państwa. Bronek był: - świetnie zsocjalizowany. Z psa, który bał się obcych, warczał i pokazywał zęby - wyszedł pies merdający ogonem na widok ludzi, radośnie poszczekujący, skaczący ze szczęścia na widok smyczy - bardzo dobrze radzący sobie na smyczy i pięknie trzymający się nogi po spuszczeniu - a kiedy jechał był psem dopiero smyczy się uczącym - psiakiem przyjaznym wobec dzieci, nie reagującym agresją także na mężczyzn (poprzednio bał się głównie ich) - psem w dobrej kondycji fizycznej. Owszem, był szczuplejszy niż wtedy, gdy go zawoziłam, ale pojechał lekko krągły pies, a wrócił fajny szczuplak, z wyczuwalnymi żebrami, ale nie wychudzony - psem bardzo przywiązanym do Joanny i jej dzieci. Widać było, że mają świetny wspólny kontakt, że jest na nich bardzo wyczulony i uważny na ewentualne korekty. - psem o wyrobionym guście smakowym ;) Joanna bez problemu mogła powiedzieć, co pies lubi najbardziej, a co niezbyt mu smakuje. Bronek pojechał do domu kilka dni po tej wizycie, w międzyczasie Joanna uaktualniła jego książeczkę, było tam kilka odrobaczeń i szczepienia, także na wściekliznę, wszystko w porządku, z pieczątkami wetów itd. Za każdym razem, gdy rozmawiałam z Joanną widać było, że to osoba bardzo prozwierzęca, ale mało proludzka ;) jest dość szorstka i konkretna, ale takie uczyniło ją życie. Była regularnie wystawiana przez osoby, które umieszczały u niej psy, więc oceniając ją, nie możemy myśleć o tym, że "przecież opłacałam mojego psa" czy "pies był prawie w całości spłacony". Jesteśmy tylko jednym z kilkunastu opiekunów, którzy zobowiązali się do płacenia i to, że my staraliśmy się być fair nie oznacza, że inni też tacy byli. Wór karmy kupiony za "nasze" pieniądze służył do wykarmienia nie tylko naszego psa, ale każdego psa po trochu. Jestem w stanie uwierzyć, że gdy coraz więcej płacących się wymigiwało, to po prostu karmy przestało starczać dla wszystkich. Co do warunków umieszczonych na zdjęciach - nie oceniałabym nikogo po jakości miski, a raczej po tym, czy miska w ogóle tam była. Na zdjęciach widzę boksy z calkiem grubą warstwą słomy i nie jakoś totalnie usyfione - ale i boksy, w których faktycznie odchodów jest bardzo dużo. Wiem, że Joanna obrabiała o wszystko sama, czasem pomagały jej dzieciaki, ale do psów agresywnych czy nieprzewidywalnych dzieci nie miały wstępu - z tego powodu jeśli Joanny nie było dłużej, to w boksie z 2-3 psami faktycznie mógł powstać bałagan. Wiem też, że była skłócona z sąsiadką, która utrudniała jej dużo rzeczy. Więc też słowami sąsiadki nie sugerowałabym się nadmiernie, bo może chcieć jej zwyczajnie dopiec. To także jej osoba, która prowadziła hodowlę (nie wiem, czy zarejestrowaną) z psami, które całe dnie spędzały na malutkim podwórku (bez dostępu do domu czy budy), łącząc psy róznych ras i różnych płci :/ do jej działalności także mozna mieć zastrzeżenia, i to poważne.
  4. Dziewczyny, pod Warszawą też jest buda do oddania, taka psio-kocia. Może..? [URL]http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=10020299#p10020299[/URL]
  5. Dla mnie dobra fundacja zawsze jest sformalizowaniem tego, co i tak się dzieje - i własnie uporządkowania papierkowej roboty. Bo dla mnie np. dużym plusem jest to, że wpłaty na fundacje mogę sobie odjąć od kwoty obciążonej podatkiem - w tym roku mój zwrot podatku dzięki temu wzrósł o niemal 200 złotych. Jak się jest fundacją, łatwiej o dofinansowania z urzędów, my w JoKocie dostajemy np. od miasta Warszawy za sterylizację kotów wolnożyjących. I to nie są małe pieniądze. Jasne, na początku nie jest łatwo, ale gdy już się ma grono osób, które nas wspierają - a wydaje mi się, że Ty masz całkiem spore - to jest prościej, bo de facto robi się po prostu swoje, a osoby wspierające zapewniają dobry PR. U nas w JoKocie dzięki FB mamy nie tylko stabilniejszą sytuację finansową, ale przekłada się to też na ilość adopcji, pomoc w ogłoszeniach, wsparcie w postaci darów, więcej kierowców, jest pomoc transportowa, mamy swoich grafików i fotografów-wolontariuszy, łatwiej o domy tymczasowe, mamy program adopcji wirtualnych. Nie jest łatwo ogarnąć to wszystko... ale czy Tobie, jako osobie prywatnej, jest teraz łatwo? Na całe szczęście jako Fundacja wciąż nie ma przymusu udzielania pomocy - bo wiadomo, że nigdy nie jest tak różowo, jakby się chciało. Ale zdecydowanie możemy więcej, niż mogliśmy jako osoby prywatne.
  6. Poleciłabym Ci pogadać z dziewczynami z "mojej" Fundacji JoKot. Aśka teraz na macierzyńskim, to nie lata po interwencjach, ma chyba trochę więcej czasu, objaśniłaby. Chcesz telefon? (Zapytam ją najpierw, czy mogę dać, więc to też nie takie hop siup ;) ). Co do uzyskiwania darczyńców - jest też trochę łatwiej. Bo ludzie bardziej wierzą fundacjom niż osobom prywatnym, chętniej wpłacają. Pomogłabym FB rozkręcić, my w JoKocie teraz głównie na FB działamy, niemal całkowicie z miau się wycofaliśmy. Nie miało to większego sensu, na miau tylko awantury i wszyscy wszystko wiedzą najlepiej, na FB spokojnie z ludźmi da się dogadać, jak pod nazwiskiem występują...
  7. Pipi, a jakbyś wystartowała wspólnie z jakąś Fundacją? We dwoje mielibyście może większe szanse... bo Ty poparcie masz spore przecież. Podeślij numer konta na pw, już na miau o to prosiłam jakiś czas temu i nic :> więc tu się upomnę.
  8. I drugi wspaniały news... [SIZE=4]Słodki [B]Krecik[/B] z chorymi oczkami[/SIZE] [IMG]http://schroniskomilanowek.pl/images/sobipro/adopcje/114/img_Krecik%204.jpg[/IMG] [IMG]http://schroniskomilanowek.pl/images/sobipro/adopcje/114/img_IMG_4615a.jpg[/IMG] Krecik trafił do schroniska, ponieważ właściciele - starsi ludzie - nie są w stanie dłużej się nim opiekować. To pies wyjątkowo oryginalnej urody: posturą przypomina jamnika, ma uroczy długi pyszczek i piękne futerko, które miłośnicy kotów określiliby jako "niebieskie" To jeden z tych psów, które czują sympatię do całego świata. Krecik jest przyjazny wobec ludzi i innych zwierząt, szybko się zaprzyjaźnia i do wszystkich jest pogodnie nastawiony. Każdy kontakt z ludźmi to dla Krecika wielka radość! Jest przy tym psem bardzo delikatnym, jego ulubioną pieszczotą jest głaskanie po pyszczku. Grzecznie chodzi na smyczy, zwraca dużą uwagę na opiekuna. Może mieszkać w domu z ogrodem lub w mieszkaniu. Jakiś czas temu Krecik uległ wypadkowi, w którym uszkodził sobie lewe oko. Przeszedł operację, a następnie leczenie pod kierunkiem okulisty. Prawdopodobnie nie widzi (lub ma znacznie upośledzone widzenie) na to oko, jednak w niczym nie utrudnia mu to funkcjonowania. W przyszłości będzie jednak trzeba poddawać jego oczko regularnym kontrolom, ponieważ istnieje niebezpieczeństwo rozwinięcia się jaskry. Oprócz tego Krecik jest zdrowym i pogodnym psem, który ze swoją pogodą ducha na pewno stanie się rodzinnym "lekiem na całe zło!" [B][COLOR=#333333][FONT=Arial]8 CZERWCA 2013 R. - WPISUJEMY TEN DZIEŃ DO KALENDARZA WYJĄTKOWYCH ADOPCJI!!!! KRECIK TEGO DNIA ZAMIESZKAŁ W PRUSZKOWIE, CZYŻ TO NIE CUDOWNE? :)[/FONT][/COLOR][/B]
  9. Zaglądam na stronę schroniska, a tam... :) [COLOR=#333333][FONT=Arial]22 MAJA 2013 R. STARUSZKA BISIA ZOSTAŁA ADOPTOWANA, ZAMIESZKAŁA W PRUSZKOWIE[/FONT][/COLOR] [quote name='Szalony Kot']A to wyjątkowo smutna wiadomość: [FONT=verdana][COLOR=#333333][SIZE=4]Krucha, delikatna starowinka - [B]Bisia[/B] (15 lat)[/SIZE] [/COLOR][/FONT][IMG]http://www.schroniskomilanowek.pl/images/sobipro/adopcje/524/img_DSC07325.JPG[/IMG] [COLOR=#333333][FONT=Arial]Tą słodką kruszynę spotkało na "stare lata" chyba wszystko co mogło spotkać: utrata domu - dobrego domu, tułaczka po schroniskach, przerzucanie z miejsca na miejsce, choroba, operacja, częściowa utrata wzroku oraz słuchu i wreszcie samotność. A to wszystko w otoczce całkowitego oddania i zaufania do człowieka, za każdym razem zapinana na smycz, prowadzona jak niewiniątko na rzeź, wsadzana do kolejnego samochodu, wieziona w kolejne miejsce. Nigdy nie protestuje, nie zatrzymuje się, nie opiera...A jeszcze dwa tygodnie temu spała obok swego kochającego Pana, niestety Pana zabrakło a biedna mała Bisia nie wie co się dzieje. Gdy wreszcie trafiła pod naszą opiekę zaczęliśmy od kontroli weterynaryjnej. Między tylnymi łapkami był guz, miękki ale powiększający się i weterynarz zdecydował się usunąć go. Bisia bardzo dobrze zniosła ten zabieg, jest silną i dzielną pacjentką. Mimo ogromnych starań nie udało nam się znaleźć nikogo kto zaopiekował by się Bisią, wszystkie domy naszych znajomych są pełne psów równie potrzebujących. Jedyny dom który podjął się opieki to dom tymczasowy i mimo, iż opiekunowie mają już kilkanaście innych zwierząt zdecydowali się pomóc Bisi. Jednak nie jest to idealne rozwiązanie dla starszego i w dodatku tak delikatnego psa. Bisia potrzebuje spokojnego kącika, czułości, zawsze była rozpieszczana jedynaczką. Jest nieduża - osobie średniego wzrostu głową sięga na wysokość kolana. Ma cudowne białe loczki, śliczne brązowe uszka, trochę przypomina biało - brązowego pudelka. Bisia jest w świetnej kondycji fizycznej, gdyby nie kamień na ząbkach nikt nie odgadłby jej wieku. Bardzo grzecznie jeździ w samochodzie, sama wskakuje na kanapę. Może mieszkać w towarzystwie innych zwierząt, także suczek oraz kotów. Bardzo prosimy o dom dla tej słodkiej kruszyny !!! Ze swojej strony oferujemy dowiezienie suni w promieniu ok. 20 km Kontakt: [/FONT][/COLOR][COLOR=#000000]Opiekun tymczasowy, Izabella tel. 501 43 46 18 [/COLOR][URL="http://www.schroniskomilanowek.pl/index.php?option=com_sobipro&pid=55&sid=524:Bisia-&Itemid=11"]Więcej o Bisi[/URL][/QUOTE]
  10. Dziewczyny, a nie myślałyście o transporcie pociągiem..? To dużo, dużo tańsze rozwiązanie - są bilety weekendowe, tzw. podróżnicze lub podróżnika. Z Warszawy do Poznania i z Poznania do Białogardu w sobotę jadą w sumie dwa pociągi (czas na przesiadkę w Poznaniu faktycznie niewielki, bo jakieś 15 minut, ale to serio jest do zrobienia). Czas przejazdu prawie 8 godzin, ale jeśli to koszty są przeszkodą, to taki bilet kosztuje ok. 70 pln i można na nim jeździć cały weekend do woli - czyli i wrócić potem... Ja w ten sposób jeździłam z psiakami, koszty są dużo mniejsze, co tu kryć. Wszystko zależy od tego, czy pies jest na tyle spokojny, że dobrze to zniesie.
  11. A swoją drogą, sprawdzacie te wątki "przygarnę psa"? Sunia pastersko stróżująca poszukiwana: [URL]http://www.dogomania.pl/forum/threads/242702-sprawdzony-domek-dla-suczki-pasterskiej[/URL] Ruda, kudłata rudowłosa sunia tolerująca koty: [URL]http://www.dogomania.pl/forum/threads/243230-Dam-dom-ma%C5%82ej-rudej-kud%C5%82atej-d%C5%82ugow%C5%82osej-suczce[/URL]
  12. Borelioza w tym roku masakryczna niestety. Już w zeszłym było ciężko, ale w tym jak tylko się cieplej zrobiło, to od razu powychodziły. Mój były tymczas w 4 dni po zapuszczeniu środka złapał kleszcza i przechodził boreliozę. To samo pies kumpla - też regularnie zapuszczany, w tydzień po podaniu złapał. Inna rzecz, że chyba trochę lżej przechodzą te "zabezpieczone" psy, tak mi się wydaje...
  13. Faktycznie powinnaś była dostać przeciwbólowe i to dość silne - ale może się lekarze bali, że jak takiej herod-babie ból nie będzie doskwierał, to się do roboty rzuci. A ta się i tak rzuciła do roboty mimo bólu :> Pipi, ja wiem, że bałagan ciężko znieść - ale pomyśl, że jak poznosisz go jeszce 10-14 dni, po prostu leżąc i ograniczając ruch do minimum, to potem już nie powinno boleć do końca i ta operacja zadziała. Jak teraz zniweczysz pracę lekarzy, to boleć będzie zawsze, a operacji jakby mogło nie być :(
  14. Pipi, zdrowiej, na bałagan ciężko patrzeć, ale ważniejsze zdrowie niż porządek!
  15. O Werce nie znalazłam info :( smutne, że tyle ich odchodzi bez domu :(
  16. [SIZE=4]Porzucony w lesie [B]Brok[/B] (10 lat)[/SIZE] [IMG]http://www.schroniskomilanowek.pl/images/sobipro/adopcje/138/img_br05.jpg[/IMG] [SIZE=5] [COLOR=#333333][FONT=Arial]Brok odszedł 13.04.2013, miał nowotwór z przerzutami, został uśpiony. Nie zaznał domu... :( [SIZE=2] Post ze staruszkami coraz bardziej się kurczy - niestety nie dlatego, że znajdują domy :( bo jednocześnie rośnie post "nie zdążyliśmy z pomocą" - sporo staruszków odeszło tej zimy. To może być ostatnia chwila, by podarować im dom... [/SIZE] [/FONT][/COLOR][/SIZE]
  17. Ja też mocno trzymam kciuki. Już niedługo zobaczymy Cię z powrotem na wątkach :)
  18. To w ogóle fajnie, jak zwierzaki znajdują domy. Ale w ten weekend chyba posucha, bo na stronie schroniska nic nie ma :(
  19. O rany, psiak prześliczny, szkoda go faktycznie, ale facet to się nie zachował :/
  20. W nowym domu także trójłapkowy Bąbelek :) [SIZE=4]Powypadkowy [B]Bąbel[/B] bez przedniej łapki [/SIZE][IMG]http://www.schroniskomilanowek.pl/images/sobipro/adopcje/399/img_DSC_0167.JPG[/IMG] [COLOR=#333333][FONT=Arial]Niesprawiedliwy los nie szczędził ostatnio tego wspaniałego psa. Nie dość, że z niewiadomych przyczyn znalazł się sam na ulicy i wpadł pod samochód to jakby tego było mało - w wyniku tego wypadku stracił przednią łapkę. Przez pierwsze tygodnie przebywał w hoteliku przy przychodni weterynaryjnej a kiedy rany się wygoiły trafił do naszego schroniska. Uległość i ufność jaką ma w sobie wskazują na to, że w przeszłości Bąbelek miał kochający dom i dobrego pana. W stosunku do człowieka nie ma najmniejszych oporów, nie wykonuje żadnych fałszywych ruchów. Z ufnością pójdzie wszędzie za człowiekiem, wystawia brzuszek do głaskania i ze spokojem oddaje się w nasze ręce. Okaleczone ciało Bąbelka nie odebrało mu radości życia, to pogodny i kochany psiak, który bardzo potrzebuje domu. Bąbelek czeka na człowieka, którego tak jak nas wzruszy widok psa, który za dobry gest chce się odwdzięczyć podaniem łapki...tej łapki, której już nie ma...Na filmikach Bąbelek tuż po wizycie u fryzjera.[/FONT][/COLOR]
  21. To jest dobra wiadomość :) Szarik - nie dość, że starszy, nie dość, że w schronisku spędził niemal 2,5 roku... to jednak komuś się spodobał i pojechał do domu :) [SIZE=4]Łagodny[B] Szarik[/B] (10 lat) [/SIZE][IMG]http://www.schroniskomilanowek.pl/images/sobipro/adopcje/249/img_00000015.JPG[/IMG] [COLOR=#333333][FONT=Arial]Szarik to dość duży, ale wcale nie potężny pies powyżej kolan, który do schroniska trafił w październiku 2010 roku. Jest niezwykle łagodnym i przyjacielskim psem, każdy napotkany człowiek stanowi dla niego powód do wielkiej radości i wylewności. Szarik uwielbia się przytulać, od razu reaguje na ludzki głos, podbiega wesoło i z ufnością przylega do człowieka, prosząc o głaskanie. Jednocześnie nie jest ani bardzo silny, ani bardzo nachalny. Wobec innych psów jest raczej obojętny. [/FONT][/COLOR] [URL="http://www.schroniskomilanowek.pl/index.php?option=com_sobipro&pid=55&sid=249:Szarik&Itemid=11"]Więcej o Szariku[/URL]
×
×
  • Create New...