Jump to content
Dogomania

Jak sobie poradzić po utracie przyjaciela..


juliett

Recommended Posts

Witajcie
jeżeli jest już gdzieś taki temat to przepraszam, ale takowego nie znalazłam..
Nie miałam też zbytnio pojęcia gdzie umieścić ten temat, ale wydaje mi się ze ten dział jest odpowiedni.

Nie mogę sobie poradzić po utracie Mojego ukochanego psa..
To już 9 miesięcy, a ja dalej nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam go uśpić.
Choć większość mówiła, że to jedyne wyjście do mnie i tak to nie dociera..

Jak sobie radzicie po utracie czworonoga ?
Co robić by nie zwariować ?

Link to comment
Share on other sites

Wiem, że najpierw automatycznie zaprzeczysz, powiesz że nie chcesz, nie możesz ale to jest sprawdozny sposób... zajmij się innym psem.
Może niekoniecznie od razu go adoptuj, ale otocz opieką - wirtualną, finansową, spacerkową. Cokolwiek.

Twój ukochany pies ( zdradzisz jego imię?) trafił gdzieś do psiego nieba. Czeka na spotkanie z Tobą. Ale gdyby mógł ci wysłać wiaodmośc, jak sądzisz? Co by Ci napisał?
Może na początku podziękował za wspólne chwile, potem próbowałby Cię pocieszyć i zapewnić, że tak jest lepiej. Że dzięki Twojej nieegoistycznej decyzji nie cierpiał. A do tego podszepnąłby, że na ziemi zosytało wciąż bardzo dużo psich nieszczęść... a przecież masz tak dobre serce... one czekają...

Link to comment
Share on other sites

Sam straciłem niedawno swojego psiaka, Roki został uśpiony 7 czerwca...więc dla mnie to ciągle świeże jest...tym bardziej nie mogę się pogodzić z tym, ponieważ to nie była moja decyzja, nie była też weterynarza...i gdybym ja był właścicielem - niestety na czipie był ojciec, czyli jak on podpisał dokument o eutanazji, to ja nic nie mogłem zrobić...to Roki by dzisiaj żył. Był chory, bo miał problemy z chodzeniem, pisałem tutaj na forum. Ale nie cierpiał, miał apetyty, cieszył się z każdej chwili na dworze, mimo, że trzeba było go znosić i tylko na krótki spacer, nie był apatyczny. Nawet tego dnia jak jechałem z nim do weterynarza, to próbował biec na smyczy, miał energię, chciał jeszcze żyć...

Choć to ciężkie, staram się myśleć, że teraz tam ma dobrze, może beztrosko biegać, cieszyć się, być wolnym. Chciałbym mieć innego przyjaciela, oczywiście to nie będzie to samo co mój pierwszy pies...nigdy drugie nie zastąpi pierwszego. I tak wiem, że póki co niestety to tylko nierealne marzenia, bo w domu już nie chcą psa...

Link to comment
Share on other sites

betbet ma 100% racji. po smierci mojej pierwszej suni (którą miałam od mojego 6. roku życia) przez jakiś rok nie było w domu psa. nie było rozmów "nigdy więcej" czy "może za jakiś czas". po prostu nie było tematu. i jakoś po roku szast prast znienacka (także dla siebie) popłakałam się mamie, ze psa nie ma w domu. i w najbliższą sobote pojechałam na paluch. druga sunia, poppy, była u nas kilka lat, umierała ponad miesiąc na raka, nie chciała jeść, pić, wpychałam w nią, także leki, nic nie czuła, nie widziała... było to 4 lata temu aja do tej pory mam wyrzuty sumienia, ze kazałam jej się tak męczyć. dla spokoju własnego sumienia "bo nie mam prawa decydować bez jej woli" przeżyłysmy koszmarny miesiąc. wiem, ze to strasznie zabrzmi, ale zazdroszczę ci. bo umiałaś podjąć tą decyzję, której ja nie umiałam podjąć o wiele za długo i nigdy sobie tego nie wybaczę. teraz jestem apostołem decydowania, bardzo chce mieć siłę w przyszłości umieć w odpowiednim momencie dac psu odejść, bo teraz wiem, że to był ogromny egoizm. ale wiem też, ze jak trzeba będzie, to wcale nie jestem siebie pewna, czy mimo doświadczenia w tej kwestii, będę w stanie to zrobić bez okrutnego przedłużania psiego cierpienia.
a wracając do poradzenia sobie ze śmiercią psa. jak poppy umeirała byłam na 100% pewna (inaczej, niz po pierwszej suni), że z miejsca adoptuję psa. zośka przyjechała do mnie 2 tygodnie po śmierci poppy i to była b. dobra decyzja (patrz, ze jednak jak chodziło o mnie, to umiałam dobrze zadecydować, a jak chodziło o ś.p. poppy, to nie miałam tego instynktu...).
dalej płakałam i tęskniłam, ale emocjonalne zajęcie się nowym psem, poznawanie się - uratowało mnie wtedy, pomogło odzyskac równowagę.


a poza tym - dom bez psa jest pusty. koniec kropka.

edit: mizi, matko, współczuję ci. a najbardziej tego, co w ostatnim zdaniu.

Link to comment
Share on other sites

Ja nigdy nie miałam własnego psa i prawdopodobnie nie będę miała w najbliższym czasie. Nie mam własnego mieszkania a mój tryb pracy... nie pozwala mi na zwierzę... Dlatego zazdroszczę Wam tego, że mieliście takich przyjaciół, że mogliście się z nimi cieszyć, a potem po nich rozpaczać...
To jest bezcenne...
Jutro zawita do mnie prawdopodobnie sunia z mojego podpisu, bo potrzebuje pomocy. I choć to nie będzie na tsałe, choć wiem że się przywiążę, to jednak wiem że to jest to, co mogę w tej chwili dać jakiemuś mniejszemu bratu czy siostrze...

Link to comment
Share on other sites

Mój pies miał na imię Oskar był cudownym mieszańcem buldoga francuskiego i mopsa. Umaszczenie miał czarne w brązowe pręgi z białym krawacikiem :).
Wiem, że dom bez psa jest pusty i powinnam pomyśleć o czworonogu, ale niestety to nie jest zależne tylko ode mnie.

Rodzice niestety nie chcą kolejnego psa.. Mówią, że za bardzo się przywiązali do Oskara, że kolejny pies nie byłby taki sam - no oczywiście, że nie bo to byłby zupełnie inny pies.
Mówią, że to już nie będzie to samo.. I boją się chorób.. Mój pies od małego chorował a w wieku 8 lat musieliśmy go uśpic.
Pozostał mi jeszcze szynszyl, ale psa nikt ani nic mi nie zastąpi..


A to jego zdjęcie.

[IMG]http://img542.imageshack.us/img542/4378/5c521a63f8305210gen.jpg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

jak się za psem nie tęskni, to znaczy, że te wszystkie lata się go nie kochało, więc wtedy dopiero nie ma sensu mieć psa.
cóż, rodzice powinni uczyć, że zdrowe emocje i wartości są w cenie, że warto kochać, byc odpowiedzialnym za zwierzę. własnie min z powodu śwaidomości, ze się przyjaciela straci - nie powinni uczyć tego, ze nie warto się "na wszelki wypadek" angażowac, żeby w przyszłości nie cierpieć. moim zdaniem to mała cena za lata przyjaźni.
nie rozumiem, jak można uczyć przez swoje decyzje czegoś odwrotnego? kogo oni chca wychować? socjopate?

sorry, że tak dobitnie, ale wydaje mi sie, że wiele ludzi ma problemy z wnioskowaniem o skutkach.
dlatego min ja nie nadaję się na rodzica.

nie martw się. usamodzielnisz się przecież kiedyś :-)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Betbet']A myślałaś o wolontariacie albo pomocy dla psów tutaj? Może póki co taki sposób? Świetny ten Twój psiak, sympatyczna mordka była[/QUOTE]

Właśnie po przejrzeniu forum zaczynam o tym myśleć..
Poczytałam również trochę historii o innych psach i jest trochę lepiej..

Link to comment
Share on other sites

Pamiętja tlyko juliett, nie wiem ile masz lat, że chcąc pomagać musisz być bardzo silna i ostrozna. Pomagać mądrze. Wolontariusze, schroniska to ludzie. A ludzie są różni, jak wszędzie. Dlatego wszystko powolutku spokojnie. Żebyś nie miała jakichś kłopotów czy nieprzyjemności, bo niestety to się zdarza.
Dużą pomocą są często ogłoszenia - to dobry początek.
Każdy ma jakieś zdolności - rysowanie, pisanie, rzeźbienie, granie na czymś. To wszystko może się przydać. Nawet zrobienie kilku ogłoszeń - to może być kluczowe! Psiaki dzięki temu znajdują domy:)

Skoro tęsknisz, wciąż nie możesz się pogodzić ,to oznacza że bardzo go kochałas. Kiedyś będziesz starsza, tak jak pisze sleepingbyday usamodzielnisz się. A wtedy zadecydujesz o tym kto będzie w Twoim domu.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Betbet']Pamiętja tlyko juliett, nie wiem ile masz lat, że chcąc pomagać musisz być bardzo silna i ostrozna. Pomagać mądrze. Wolontariusze, schroniska to ludzie. A ludzie są różni, jak wszędzie. Dlatego wszystko powolutku spokojnie. Żebyś nie miała jakichś kłopotów czy nieprzyjemności, bo niestety to się zdarza.
Dużą pomocą są często ogłoszenia - to dobry początek.
Każdy ma jakieś zdolności - rysowanie, pisanie, rzeźbienie, granie na czymś. To wszystko może się przydać. Nawet zrobienie kilku ogłoszeń - to może być kluczowe! Psiaki dzięki temu znajdują domy:)

Skoro tęsknisz, wciąż nie możesz się pogodzić ,to oznacza że bardzo go kochałas. Kiedyś będziesz starsza, tak jak pisze sleepingbyday usamodzielnisz się. A wtedy zadecydujesz o tym kto będzie w Twoim domu.[/QUOTE]

Przemyślę jeszcze wszystko z wolontariatami i wszystkimi rzeczami które są z tym związane..

Mam 21 lat i chyba jeszcze nigdy nie byłam w takiej rozsypce i nie czułam takiej pustki.
Wiem, że tak trzeba było, że nie mieliśmy innego wyjścia.. Ale to okropne uczucie, że się zgodziłam na uśpienie.... Nie da się opisać tego.
Za psem tęsknie i nadal go kocham.
Od małego ja go wszystkiego uczyłam wszelkich komend typu siad, daj łapę, leżeć itd.
Był tak kochany, że od małego wiedział, że w domu niewolno się załatwiać..

Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale żadne słowa nie opiszą tego jaki był...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='sleepingbyday']a poza tym - dom bez psa jest pusty. koniec kropka.

edit: mizi, matko, współczuję ci. a najbardziej tego, co w ostatnim zdaniu.[/QUOTE]
Co do tego, że pusty dom, to się zgadza...niby czasami jak pies szczeka, wariuje, to denerwuje jak ktoś ma gorszy dzień, ale kompletna cisza jest jeszcze gorsza...
Z psiną będzie trzeba się wstrzymać. W sumie tym bardziej, że nie jestem pewien czy nie będę musiał opuścić miejsca zamieszkania na pół roku - szkolenie skoszarowane, to szkoda by było psiaka brać, a potem wyjechać na 6 miesięcy bez możliwości zabrania go, a jak widzenia, to może dwa razy.

By nie zakładać nowego wątku, jak jest w końcu z wolontariatem w schronisku ? Mam doświadczenie tylko związane z wolontariatem w ogrodzie zoologicznym. A czytałem na forach, że podobno schroniska aż tak nie przepadają za wolontariuszami. Tylko nie wiem ile w tym prawdy.

Czuję się o tyle dobrze, że gdy Roki odchodził to byłem cały czas z nim, do końca...wiedział, że nie jest sam. Szczerze, nigdy mi do głowy nie przyszło, że aż tak ciężko będzie po rozstaniu się z psiną, nigdy nie dopuszczałem do siebie tej myśli, bo kto dopuszcza jak pies jest młody, nigdy przez lata nie chorował. Przynajmniej wiem, że w domu był szczęśliwy, wiem, że miał zapewnioną miłość i co chciał. Od małego, bo był z nami odkąd skończył miesiąc, taka malutka kulka, która biegała :)

Link to comment
Share on other sites

Mizi schroniska... wszystko zalezy od tego jakie to schronisko i gdzie. W niektórych wolontariusze są traktowanie naprawdę super!! A ponadto są fundacje. nie trzeba pomagać dzień w dzień. Możliwości jest naprawde wiele.

Ja swojego czasu działałam bardzo dużo w organizacji, ale teraz wolę działać sama i pomagać psiakom na własną rękę.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Betbet']Mizi schroniska... wszystko zalezy od tego jakie to schronisko i gdzie. W niektórych wolontariusze są traktowanie naprawdę super!! A ponadto są fundacje. nie trzeba pomagać dzień w dzień. Możliwości jest naprawde wiele.

Ja swojego czasu działałam bardzo dużo w organizacji, ale teraz wolę działać sama i pomagać psiakom na własną rękę.[/QUOTE]
No ja kiedyś chciałem zamiast to ogrodu zoo iść na wolontariat do schroniska u siebie...tylko wtedy jeszcze byłem zbyt młody, a do ogrodu mnie zabrali za pozwoleniem rodziców. Tak tylko właśnie czytałem i ktoś pisał, że nowi ludzie, wolontariusze nie są zbytnio mile widziany, a to, że zbyt ciekawi są, a to, że chcą coś zmieniać itp.
Widzę, że jesteś bardziej doświadczona w tym, to jeśli mogę, to wykorzystam to :)

Na czym polega pomoc w fundacjach ? Jak odbywa się organizacja ? Dużo chętnych jest ? Trzeba jakieś kryteria spełniać by móc pomagać w takiej fundacji ?

Dziękuję za odpowiedź :)

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...