Jump to content
Dogomania

Padaczka u mojego Siberiana


nesene

Recommended Posts

Witam.
Jestem właścicielką Alfiego Nike's Lupinus z miotu (czerwiec 2003) po Nike's Exploring of Nordica i Alize z Leszczynowego Sadu. Szukam osób które posiadają psy po tych rodzicach i mają padaczkę. Dla mnie to ostatnia deska ratunku ... walczę o mojego pasa jak mogę i nie poddajemy się tej okrutnej lekoodpornej chorobie ... Nie będę się tu rozpisywać bo pewnie płynęłyby tu same słowa goryczy ... niestety.

Jeśli ktoś z Was też ma ten problem proszę o kontakt ...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='nesene']Nie będę się tu rozpisywać bo pewnie płynęłyby tu same słowa goryczy...[/QUOTE]

Miałem psa (bynajmniej nie haszczaka, choć 5-kilogramowego kundelka w podobnym typie szpica) z tzw. nabytą padaczką (od czasu potrącenia go przez jakiś samochód!) i akurat u niego ta przypadłość nie przebiegała aż tak drastycznie, jakby się to mogło wydawać (ot, po prostu w czasie średnio co miesięcznych ataków drgawek - podczas których kompletnie tracił równowagę i trzeba było go przytrzymywać, aby nie zrobił sobie wtedy krzywdy - otwierało mu się zaciśnięty pyszczek, co by nie udusił się własnym językiem i jednocześnie należycie dotlenił).

Podejrzewam, że u Twojego Husky ma to pewnie podobny przebieg, niezależnie od tego, czy się już z nią urodził, czy też przywędrowała ona do niego nie co później (mój a la Norrbottenspets cieszył się pomimo owej padaczki wprost doskonałym zdrowiem, dożywając sędziwego wieku - czyt. aż 14,5 lat - aby ostatecznie odejść z tego świata naturalną i spokojną śmiercią, jakiej można mu było tylko "pozazdrościć".

Link to comment
Share on other sites

Nesene wpadla, napisala, obciazajac (niekoniecznie slusznie) hodowce i znikla.
Natomiast sama epi jest paskudna choroba, moze miec rozny przebieg, roznie wygladac ataki i skutki choroby.
W czasie ataku nie otwiera sie pyska, nie przytrzymuje w pozycji stojacej, za duze ryzyko zrobienia krzywdy zdezorientowanemu psu - raczej zabezpiecza otoczenie, by nie uderzyl w nic, nie spadlo nic, wycisza bodzce na tyle na ile jest to mozliwe (zaslonienie okna, wylaczenie ostrego swiatla, zostawienie przyciemnionego, wylaczenie tv/radia) i danie psu czasu na dojscie do siebie, po konsultacji z wetem warto miec pod reka srodek wyciszajacy ataki (np. we wlewkach), ze wzgledu na skutki atakow, niedotlenienia (w czasie ataku oddychanie jest wstrzymane badz ograniczone)
, jesli sie przedluzaja, nasilaja - natychmiast wizyta u weta, by nie przerodzil sie atak w stan padaczkowy.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='karjo2']W czasie ataku nie otwiera sie pyska, nie przytrzymuje w pozycji stojacej...
==================================
...zaden pies nie ma prawa 'latac na panny', zostawac bez opieki, byc wypuszczany samopas na spacery...[/QUOTE]

Czym innym w tym wypadku jest teoria, a czymś zupełnie innym praktyka, tym bardziej że weterynaria w tym przypadku jest bezradna. Po pierwsze pysk otwiera się tylko na tyle, aby pies mógł się jedynie dotlenić (w czasie epilepsji szczęki psa są mocno ściśnięte, zaś sam język działa wówczas na zasadzie knebla, przez co poszkodowany się zwyczajnie dusi). Po wtóre zaś lepiej trzymać go w pozycji siedzącej, a niżeli leżącej, z tych samych dotleniających względów co powyżej (zresztą człowiek w czasie padaczki też szybciej do siebie dochodzi, kiedy siedzi i ktoś go w tej postawie przytrzymuje).

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ira.s']Czym innym w tym wypadku jest teoria, a czymś zupełnie innym praktyka, tym bardziej że weterynaria w tym przypadku jest bezradna. Po pierwsze pysk otwiera się tylko na tyle, aby pies mógł się jedynie dotlenić (w czasie epilepsji szczęki psa są mocno ściśnięte, zaś sam język działa wówczas na zasadzie knebla, przez co poszkodowany się zwyczajnie dusi). Po wtóre zaś lepiej trzymać go w pozycji siedzącej, a niżeli leżącej, z tych samych dotleniających względów co powyżej (zresztą człowiek w czasie padaczki też szybciej do siebie dochodzi, kiedy siedzi i ktoś go w tej postawie przytrzymuje).
[/QUOTE]
Poniewaz temat dotyczy padaczki, to wypowiem sie co do powyzszej czesci wypowiedzi, co do reszty, pozwole sobie zacytowac w watku z pytaniem o sens kupna hasiora.
Co do teorii, akurat lekko przeterminowana teoria w stosunku do ludzi jest silowe otwieranie ust w czasie ataku, robi sie to ewentualnie, by usunac ruchome czesci, np. protezy, z jamy ustnej.
W przypadku zwierzat nie ingeruje sie z prostych powodow:
- ryzyko wylamania szczek i zebow przy silowym otwieraniu zacisnietych skurczem w czasie ataku ( a nie ma innej mozliwosci nie zadzialanie sila), dlatego odczekuje sie do zelzenia/ustania ataku, co za tym idzie - mozliwosc zachlysniecia sie psa odpryskami kosci/zebow, znacznych urazow, wiekszych niz mijajacy atak;
- ryzyko pogryzienia czlowieka pchajacego sie z 'pomoca', z utrata palcow wlacznie, w przypadku silowania sie z pyskiem zdezorientowanego psa, gdy reakcje moga byc rozne, poczucie zagrozenia moze wzrosnac w czasie ataku, badz uscisk zebow jest niekontrolowalny w efekcie skurczow.

Tyle z codziennej praktyki z epi.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='karjo2']
- ryzyko wylamania szczek i zebow przy silowym otwieraniu zacisnietych skurczem w czasie ataku...
============================================
- ryzyko pogryzienia czlowieka pchajacego sie z 'pomoca'...[/QUOTE]

Tyle odnośnie mitów chciałeś pewnie rzec, bowiem w czasie ataku padaczki szczęki nie są nigdy na tyle mocno ściśnięte, aby trzeba było używać do ich nieznacznego tylko otwarcia (a wystarczy jedynie wąska szparka, przez którą pies będzie mógł nabrać powietrza) jakiekolwiek siły, gdyż poszkodowanemu się de facto tylko pomaga w czymś, czego sam by z wiadomych względów nie uczynił bez Naszej pomocy, pomimo że bardzo by chciał (dlatego psy w czasie tej czynności chętnie współpracują, bo wiedzą poswiadomie, że jest to tylko dla ich dobra i stąd ani myślą gryź taką pomocną dłoń).

Link to comment
Share on other sites

  • 7 months later...

[FONT=Tahoma]Witam wszystkich
Uprzedzam, że będzie długo…[/FONT]
[FONT=Tahoma]Bardzo długo zwlekałam z wejściem ponownie na to forum i opisanie mojego przypadku. Nie było mnie tu chyba ponad 3 lata.[/FONT]
[FONT=Tahoma]Jestem właścicielką siberiana urodzonego w 2004r., W około 1-1,5 roku życia dostał pierwszego ataku padaczki. Nie wykluczam, że wydarzyło się to wcześniej, ponieważ pies zostawał często sam i kilka razy po powrocie do domu były wymiociny żółci, ale niczego wtedy nie podejrzewałam. [/FONT]
[FONT=Tahoma]Pierwszy raz kiedy dostał ataku było to na balkonie, byłam wtedy z mamą w domu i to co widziałam w trakcie myślałam, że już z nim koniec. Wtedy nie miałam pojęcia co się dzieję, myślałam, że tego nie przeżyje, że się udusi. Miał potem zrobione usg nerek, badanie krwi, moczu-co u psa nie należy do najprostszych dostarczyć materiał do badania. Wszystko było w porządku, wstępnie stwierdzono prawdopodobieństwo padaczki genetycznej.[/FONT]
[FONT=Tahoma]Każdy atak standardowo rozpoczyna się podczas snu, pies się budzi, jeszcze da rade wstać, czasem go zdążę wciągnąć z balkonu do domu, żeby sobie nie zrobił krzywdy między barierkami, od razu wymiotuje żółcią i się przewraca na bok, całkowicie sztywnieje, potwornie go terepie, pies przeważnie wyje przez zaciśnięte szczęki, ma ślinotok, jak jestem przy tym to go przytrzymuję, szczególnie głowę, WIDOK JEST STRASZNY, ŚCISKA MI SERCE.... atak trwa zwykle do minuty także wlewkę -relsed mało kiedy zdążę podać, ale raczej nie pomaga. Po ataku staram się go dalej trzymać przy ziemi żeby odpoczął, nie jest agresywny, widać, że jest nieobecny, patrzy przed siebie chwile ma jeszcze zaciśnięte szczęki, następnie jest takie gwałtowne zaczerpnięcie powietrza i szybkie i głośne ziajanie, ślinotok. Po chwili chce się podnieść, łapy mu się rozjeżdżają, chodzi, potyka się. Ta faza dochodzenia do siebie trwa zwykle 10-20minut. Pomiędzy atakami jest bardzo żywiołowy, nikt by nie poznał, że jest chory.[/FONT]
[FONT=Tahoma]Początkowo miał rzadsze ataki raz na 3 miesiące jeden, wtedy lekarz zalecił wstrzymanie się od podawania tabletek. Trwało to około 2 lata. Aż do nieszczęsnego weekendu majowego w 2008r, kiedy były pozamykane lecznice, po opowiedzeniu jednej pani doktor co się dzieje z psem stwierdziła, żeby przyjść za 2 dni po weekendzie, nawet nie powiedziała gdzie szukać pomocy skoro ona nie chce (nie może)[/FONT]
[FONT=Tahoma]Pies dostał w ciągu doby aż 7 ataków, byliśmy na działce, już nawet nie we śnie jak zwykle, ale były też ataki kiedy chodził. Byliśmy przerażeni co będzie dalej z psem, nie było do kogo się udać o pomoc, trzeba było wsadzić takiego psa do samochodu i zawieść do domu, ktoś zaproponował znajomego weterynarza, przyjechał w święto do nas, wypisał receptę na mizodin, podaliśmy mu i wtedy się dopiero zaczęło… . Pies był prawdopodobnie w ciągłym ataku, przez 2 doby jego organizm walczył z tabletkami, chodził 48godzin NON STOP! po całym domu w tą i z powrotem jak nakręcony robot, po tylu atakach pod rząd, ja mój mąż i moi rodzice byliśmy wrakami ludzi, a tu jeszcze taki stan psa gdzie non stop chodził, wchodził w ściany, wył, ja 2 doby nie spałam, siedziałam na podłodze w łazience, reszta rodziny próbowała jakoś zasnąć… . Przychodził do mnie i piszczał, wąchał mnie jakby nie poznawał, to było takie strasznie obciążenie nerwowe, ze myślałam, że dostanę zawału, miałam różne myśli wtedy, nie mówiąc o reszcie rodziny, która i tak nie mogła zmróżyć oka. Chodził tak a właściwie biegał i się przewracał i miał kolejne 3-4 ataki. Ja tak z nim siedziałam i płakałam. Oczy miałam na zapałkach i okrutny ból w sercu. Po atakach dostawał kolejnego ataku-głodu! To było coś strasznego jak opętany wchodził na meble przednimi łapami, na kuchenkę i zrzucał garnki i wszystko co tam leżało, szukał jedzenia. W ostatni dzień weekendu udało nam się znaleźć weterynarza, psa w takim stanie wyjącego na cały głos musieliśmy przewieść w samochodzie, weterynarz zmienił mizodin na luminal. Jeszcze w lecznicy dał mu wenflon i podał dożylnie środek uspokajający, pies był dalej w ataku, wył, weterynarz się zdziwił, że tak organizm walczy, bo podał dość dużą dawkę, następnie podał kolejną i pies po 2 sekundach osunął się na ziemię i momentalnie zasnął. Może się to wyda dziwne ale dawno takiej ulgi nie poczuliśmy, od ponad 48godzin wreszcie upragniona cisza… . Gdyby nie to, że trafiliśmy na weterynarza który wiedział co robi, pewnie pies by się wykończył, nie mówiąc o nas. Ciągły długotrwały i ogromny stres, strach co będzie dalej. Nie pamiętam ale w lecznicy chyba jeszcze Kamel dostał kroplówkę, do domu musieliśmy go zanieść na rękach na 3 piętro-30kg, spał po środku uspokajającym i wyglądał jak nie żywy.[/FONT]
[FONT=Tahoma]Po niedługim czasie się wybudził i bardzo głośno wył, to było już ponad nasze siły, wył tak żałośnie jakby był po wypadku samochodowym i bez przerwy, i jeszcze stres, że dookoła sąsiedzi. Rozłożyliśmy mu koc, folię, ponieważ sikał pod siebie. Na szczęście weterynarz zostawił wenflon i podawaliśmy mu środek usypiający dożylnie, wtedy spał, odpoczywał biedak i my może z godzinę, dwie, następnie wszystko od nowa. Nasycenie organizmu luminalem trwało około 3 doby i wtedy jeszcze były ataki.[/FONT]
[FONT=Tahoma]Potem pies bardzo powoli dochodził do siebie, miał mętne nieobecne oczy (nadal ma), wchodził na przedmioty, jak w coś wszedł to się bardzo wystraszył, na spacerze każda kałazka, reklamówka budziła lęk, cały podskakiwał. To nie był ten żywiołowy pies którego znaliśmy. Nie pamiętam już ile to trwało, ale po ustaleniu odpowiedniej dawki miał ataki nawet co pół roku, 4 miesiące, potem zdażały się 3 w ciągu doby i 4, zwiększono dawke do 100mg 2xdziennie na 30kg wagi, niestety Kamel przytył prawie 5kg, ataki ma co miesiąc z tym, że już niestety po 3 w ciągu doby ;(((. Teraz na święta w listopadzie miał 3 ataki a minęło tylko 2 tygodnie od poprzednich. Bierze też na wieczór 5ml bromku potasu( chyba nie pomyliłam nazwy), ale widać nie pomaga skoro ma już seriami po 3.[/FONT]
[FONT=Tahoma]Po ostatnich 3 atakach miał całą spokojnie przespaną noc, ale nie wiem co się teraz działo, że wczoraj o 7 rano obudził się i od tej pory non stop znowu chodził jakby był w ataku i piszczał, potem w nocy piszczał i wył, wprost demolował nam mieszkanie, trwało co cały dzień gdzieś stała ziemia w wielkiej doniczce to jakby jej nie widział i wszedł w nią i wysypał ziemie i pchał się do nas dalej, jak chcieliśmy się zastawić krzesłami żeby nie wchodził do nas to wchodził pod krzesła i leciały jak domino, bił tak do nas jak opętany, wchodził po krzesłach albo pod, nawet zastawiliśmy łóżko sofą to się wspinał i przechodził przez wysokie oparcie sofy, NIKOMU NIE ŻYCZĘ TAKIEJ NOCY I WCZEŚNIEJSZEGO DNIA, dałam mu 30mg więcej luminalu, potem 3 perseny ziołowe (nie na raz), podwójna dawkę tego leku w płynie, nawet dałam mu 2 razy tabletkę na wątrobę, bo myślałam, że może go coś bolało, w końcu luminal niszczy wątrobę, nic nie pomagało, a rano do pracy… . Nie wiedziałam już co robić, spacer w nocy, potem znalazłam tabletki przeciwbólowe i dałam mu 1 i zasnął chyba na godzinę, lub dwie, potem wszystko od nowa, i tak całą noc i rano, aż po spacerze trochę go puściło ok. 10:30… Nie wiem co to było, ale wiem jedno- nie daję już rady i psychicznie i fizycznie. Na około słyszę tylko, dlaczego go nie uśpisz?...[/FONT]
[FONT=Tahoma]Ktoś wcześniej pisał, że „nesene” musi mieć od niedawna psa z padaczką, bo i stres i cos tam….[/FONT]
[FONT=Tahoma]BZDURY!, moja cała rodzina boryka się z tą straszliwą chorobą od kilku lat i nie jest lepiej, DO TEGO NIE MOŻNA SIĘ PRZYZWYCZAIC CZY ZOBOJĘTNIEĆ, MY KAŻDY ATAK PRZEZYWAMY JESZCZE BARDZIEJ. Czasem wydaje mi się, że żyję od ataku mojego psa do następnego… . Szczególnie jak od 5 razy ma po 3 ataki w ciagu doby to po pierwszym czekam na następne 2… Najmniejszy szmer, szelest w nocy, czy ktoś w mieszkaniu obok coś robi głośniej to ja zrywam się ze snu ze strasznym kołataniem serca i biegnę zobaczyć na balkon co z psem… . Bardzo pomagają mi moi rodzice, bo czasem pies jest u nich, oni tez to bardzo przeżywają a mama jest po operacji serca, także nie wiem, może psy z padaczką są różne, ale mój pies przechodzi ja bardzo źle i w te dni jest nie do zniesienia i około 3 dni po nich bo po atakach ma dodatkowo rozwolnienie i albo wstajemy w nocy z nim na spacer bo chodzi i piszczy albo bez uprzedzenia zrobi na środku dywanu i to nie raz w ciągu nocy, mimo, że chodzi się z nim wtedy na większą ilość spacerów… .[/FONT]
[FONT=Tahoma]Podsumowując, mój pies jest dowodem na to, że pies nesene i mój mają padaczkę genetyczną-mają tego samego dziadka… . Nie chodzi już o te wystawy na które jeździliśmy i więcej nie będziemy, Kamel ma uprawnienia reproduktora, oczywiście nigdy nim nie kryłam i nie zamierzam, prawdopodobnie go wykastruję, bo jest bardzo pobudliwym psem. Bardzo długo nie mogłam mieć psa, to jest mój pierwszy pies, doradzano mi aby był z hodowli bo będzie zdrowy… Nie mogę już tego znieść, tego obciążenia psychicznego, czy nie będę musiała go uśpić ;(((((((. NIE ŻYCZĘ PSA Z PADACZKĄ NAWET NAJGORSZEMU WROGOWI, BO NIE WIEM ILE JESZCZE DAMY RADĘ Z TĄ CHOROBĄ WALCZYĆ. Kamel ma 6,5 roku waży ponad 34kg i dostaje już bardzo dużą dawkę luminalu bo 200mg na dobę. A i bez choroby jest bardzo pobudliwym i rozkapryszonym psem i daje w kość kiedy pomiędzy atakami praktycznie codziennie trzeba wstawać do niego w nocy i kilka razy, bo piszczy pod drzwiami balkonowymi gdzie ma ocieploną budę i chce wejść do domu, a jak wstaniemy to się chowa do budy i tak nawet kilka razy w nocy, ja to jeszcze pół biedy ale szkoda mi rodziców…[/FONT]
[FONT=Tahoma]Może ktoś się odważy i opisze swój przypadek, może również jest ktoś z psem z naszymi spokrewniony i może udaje mu się skutecznie walczyć z ta chorobą?[/FONT]
[FONT=Tahoma]Przepraszam, że się tak rozpisałam, długo nie mogłam się zdobyć aby to tutaj opisać, starałam się opisać najważniejsze rzeczy, choć wiele już nie pamiętam z początkowego stadium choroby. [/FONT]
[FONT=Tahoma]Po ponad 24 godzinach udręki z jakby nakręconym nieobecnym wyjącym i non stop biegającym w kółko psem chwila wytchnienia, śpi jak gdyby nic się nie stało. Dziś idę do weterynarza uzgodnić co dalej i chyba go umówię na kastrację- tylko nie wiem czy to może choć w małym stopniu wpłynąć na pobudzenie mojego psa a w konsekwencji żadsze ataki? [/FONT]

Link to comment
Share on other sites

Kamel miał 2 dni temu atak, naszczęście tym razem 1, a nie 3 w ciągu doby jak ostatnio.
Może dzięki temu, że go odchudzamy, aby powrócić do wcześniejszej wagi na ustaloną dawkę luminalu, zwiększyliśmy bromek potasu. Od ostatniego ataku minęło 1,5 miesiąca to i tak 2 tygodnie dłużej, widać odchudzanie przynosi skutek.
Ale to i tak za częśto i mnie to wykańcza.
Nikt nie odpisał na moje pytanie odnośnie sensu kastrowania prawie 7 letniego psa. Jest bardzo dominujący, agresywny do innych psów i na spacerze bardzo żywiołowo wącha wszystkie zapachy suk i zastanawiam się, czy mogłoby to go uspokoić trochę i tym samym wpłynąć na mniejszą ilość ataków.

Czy nikt poza nesene i mną nie ma psa po tych przodkach z padaczką??????????

Link to comment
Share on other sites

[B]Kamel[/B], strasznie Ci współczuję... Mój pies jest w takim samym wieku. Ale pewnie jest sporo mniejszy od Twojego, bo waży 26 kg. Nie wyobrażam sobie tego, co przeżywacie... Patrzenie na cierpienie kochanego psa musi być udręką...Ale rozumiem też dlaczego nie decydujecie się na uśpienie... :(
Strasznie częste ma te ataki... Pies znajomych też ma padaczkę, ale ataki ma o wiele, wiele rzadziej...
Ja również chcę wykastrować mojego, ale boję się, bo to już jednak nie młodzieniaszek....
Jednak na PwP podstawą przy psiakach bezdomnych jest właśnie kastracja i raczej wiek nie ma znaczenia...bardziej względy zdrowotne...
Nie wiem czy można zrobić kastrację w przypadku Twojego Kamela... A jeśli dostanie wtedy ataku? Piszesz, że wtedy pies chodzi jak w amoku - a jednak miałby wtedy szwy, mógłby je uszkodzić....
Ehhh... Straszne jest to, że nie ma leku, który może powstrzymać tę straszną chorobę... Który sprawiłby, że ataki stałyby się bardzo rzadkie....
Trzymajcie się...

Link to comment
Share on other sites

Dziewczyny! bardzo Wam współczuję. Ja mam sunię z padaczka- znajdę ( jest na avacie) ma ok 5 lat lub troche ponad. Trudno stwierdzić jaka jest u niej przyczyna tej choroby ale najprawdopodobniej , tak przypuszczam, z powodu złego traktowania: była glodzona (do tej pory najpierw zakopuje), kopana(na początku uciekała przy najmniejszym ruchu nogą teraz pomrukuje i nie chce byc dotykana) lub też jakiegos wypadku bo panicznie boi sie duzych samochodów. Ataki ma srednio raz na miesiąc. Zauważyłam, że częściej w okresie wiosennym i jesiennym, np. co 3 tyg a póżniej od miesiąca do prawie dwoch przerwy. Do tej pory nie dawałam jej żadnych prochów ale muszę chyba poddać ją gruntownemu przebadaniu bo ostatnio ataki nazywane przeze mnie ciężkie, czyli od 1 do 2 godzin, z parokrotnymi nawrotami zdarzają sie coraz częściej. Ja staram sie utrzymywać ją w pozycji siedzącej, trzymam kończyny żeby nie przewróciła się jak ma skurcz. Wiem, ze dopuki ma podwinięty ogon i nie zacznie sie lizać to atak jeszcze nie ustąpił. Dla kogoś kto kocha swojego psa nigdy nie bedzie to "normalne" i za każdym razem stanowi przeżycie. Co do kastracji: u zdrowych osobników z zasady pies po zabiegu łagodnieje, ma mniejsze sklonności do ucieczek. Jeżeli jednak jest padaczka to niezbędne są wszelakie badania a przede wszystkim wskazania dobrego neurologa. Często zabieg może byc zagrożeniem dla życia.

Link to comment
Share on other sites

Kamel poczytaj moje starsze posty. Z padaczka uzeramy sie od paru lat, pierwsze ataki wygladaly tak, ze bralismy calkiem serio opcje uspienia ( ze wzgledow bezpieczenstwa).
Z czasem wyeliminowalismy wlasciwie cala chemie do mycia podlog, odswiezaczy, pestycydy ogrodkowe, przeszlismy na normalne domowe jedzenie barf + gotowane.
W efekcie udalo nam sie stopniowo wydluzac czas miedzy atakami, obecnie sa sporadyczne, ostatni kilkanascie m-cy temu tfu tfu.
Samo pojawienie sie epi wiazane jest z kumulacja i reakcja na konserwanty w suchej, gotowej karmie.
Kastracja moze nie rozwazac problemu, jesli jest za bardzo utrwalony, moze pomoc, ale glownie klania sie praca, wymagania i ich egzekwowanie od psa.
Pies w tym wieku, nawet z epi moze pracowac, biegaz przy rowerze, byc obciazany niewielkim ciezarem, tak by rozladowac energie. Nadmierne pobudzenie, brak zajecia, rozladowania energii moze miec gorsze skutki w zachowaniu i czestotliwosci atakow niz normalne prowadzenie zaprzegowca.
Sporo info, glownie anglojezyczne, wrzucalam jakis czas temu, jesli w czyms moge pomoc, daj znac.

Link to comment
Share on other sites

  • 1 year later...

Dziękuję za odpowiedzi
Więcej napisałam w wątku zdrowie-padaczka.
Zobaczymy co będzie dalej, ja uważam, że mam podstawy by sądzić, że jest to choroba genetyczna. (Nesene również miała psa po dziadku mojego Kamela- jej pies nie żyje i Nike's) ;(, na poczatku nie mogłam oderwać od niego wzroku jak zaczynałam poznawać tą rasę, płakałam jak hodowca pow., że nie żyje, wtedy jeszcze nic nie podejrzewałam.
Może to na tyle.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...