Jump to content
Dogomania

Wylew / Udar? Proszę o poradę.


MiaDevlin

Recommended Posts

Witam serdecznie,

Piszę do Was, z nadzieją, że mnie zrozumiecie bardziej niż ktokolwiek inny. Od trzech dni (od śmierci mojej ukochanej suni) żyję jakby w letargu - to była niespodziewana śmierć, zaledwie 8letniego, zdrowego psa, nie potrafię się z tą sytuacją pogodzić. Nie jestem w stanie wytłumaczyć tej straty (nie tylko w sferze emocji, ale również w kwestii medycznej). Zacznę może od początku - z nadzieją, że ktokolwiek z Was, może znajdzie się wśród dogomaniaków jakiś lekarz weterynarii - będzie potrafił ulżyć mojemu sumieniu i rozumowi i pomoże mi to wszystko racjonalnie pojąć. Zacznę od początku: moja sunia była okazem zdrowia (miała dwa razy ciąże urojone i raz przeziębienie stawów tylnych łapek, po 2 dniach i leku przeciwzapalnym doszła do siebie), na nic przewlekle nie chorowała, miała apetyt, była zaszczepiona i wysterylizowana; w poniedziałek (15.08) pół dnia spędziła na zabawie z moim drugim psem w ogrodzie, a później tradycyjnie na popołudniowej drzemce. We wtorek (16.08) rano zaczęła mieć problemy z chodzeniem, od czasu do czasu przysiadała i miała problemy ze wstawaniem, zdecydowałam, że nie będę czekać i od razu pojechałam do lecznicy. Pani doktor zbadała ją palpacyjnie, zmierzyła temperaturę - była w normie, sprawdziła odruchy neurologiczne - również poprawne, jedyną zauważalną "dolegliwością" był niedowład tylnych łapek i problem z utrzymaniem główki. Zaaplikowała jej środek przeciwbólowy i przeciwzapalny - niestety, nie jestem w stanie odczytać pisma lekarki i kazała być następnego dnia. Jeszcze tego samego dnia pojawiły się objawy niedowładu przednich kończyn i problem z unoszeniem głowy, trudność w oddychaniu, sunia nie mogła się wypróżnić, bo po prostu cała rozpłaszczała się na podłodze, nie jadła, nie miała ochoty pić, jednak machała jeszcze ogonkiem i była ożywiona, próbowała się poruszać - wyglądało to jak poruszanie się węża, takie zygzakowate ruchy. Natychmiast pojechałam do lecznicy - wykonano badanie EKG, wszystko było w normie za wyjątkiem załamań przedsionków, ale lekarka stwierdziła, że mogło to być wywołane złą tolerancją leków podanych kilka godzin wcześniej. Psina mocno się śliniła i ziajała, jakby na dworze było niewiarygodnie gorąco. Pani doktor zaaplikowała mojej suni Rapidexon, Calcium i Betamox i odesłała nas do domu. W nocy trudności z oddychaniem się nasiliły i sunia przestała unosić głowę i merdanie ogonkiem ustało. Z samego rana (w środę 17.08) pojechałam znów do lecznicy - psiną zajęła się inna pani doktor, która chyba w natłoku wizyt (w lecznicy był ogromny ruch), nie bardzo zwracała uwagę na to, co do niej mówię. Stan psa był gorszy, niż dzień wcześniej, psina charczała i miała ogromne problemy z oddychaniem. Otrzymała: Vecort, glukozę 75 mg domięśniowo, Furosemid i jeszcze jeden lek, ale nazwy nie mogę nijak odczytać. Kazała nam zaczekać, żeby zobaczyć czy sunia nie będzie miała alergii na któryś z leków. Po 30 minutach spędzonych w poczekalni, zapytała mnie czy pies oddawał mocz (na samym początku wizyty mówiłam jej trzy razy, że od 2 dni pies się nie mógł wypróżnić), zaordynowała cewnikowanie - pies leżąc najpierw na boku, a później na plecach zaczął strasznie charczeć i miał wyraźne problemy z oddychaniem. Jednak nie wzbudziło to zainteresowania lekarki, która zajęta innymi pacjentami zleciła wykonanie cewnikowania innemu lekarzowi. Po całym zabiegu, sunia była troszkę spokojniejsza, choć nadal mocno ziajała. Pani doktor kazała przyjść następnego dnia na pobranie krwi. Noc był najgorsza - pies miał ogromne problemy z oddychaniem, nie pił, o jedzeniu nie było mowy, tylko ruszała oczkami, głowy nie mogła utrzymać, momentalnie "leciała" jej na boki. Rano we czwartek (18.08) zjawiłam się punktualnie na pobranie krwi, znów przyjęła nas inna lekarka i w rezultacie nie pobrała krwi, tylko zaordynowała RTG. Wciąż nie wiedziałam co jest mojemu psiakowi i jakie są podejrzenia lekarzy. Zdjęcie wykonano (wykonał je znów inny lekarz, który następnie się nami zajął - pani doktor poszła przyjmować innych pacjentów); znów opowiedziałam całą historię choroby, objawy, etc. - lekarz badał odruchy neurologiczne, wszystkie były poprawne za wyjątkiem zginania łapek (pies po prostu, kolokwialnie rzecz ujmując "przelewał się" przez ręce i na łapach w ogóle nie stawał) były w porządku. Nasiliło się ślinienie i znów pies miał problemy z oddychaniem. Zdjęcie rtg wykazało delikatnie powiększone serduszko, czyste płuca i troszkę powietrza w żołądku - zapewne z powodu ciągłego ziajania. Lekarz poprosił o konsultację drugiego, starszego doktora, ten rzucił okiem na rtg i stwierdził: "to objaw neurologiczny, kręgosłup bez urazów" i poszedł. Czekałam ok 20 minut przy stole rtg, aż ktokolwiek wróci i powie mi co się dzieje. W tym czasie wszyscy lekarze przyjmowali pozostałych pacjentów. Pies coraz trudniej oddychał. Po pół godzinie poprosiłam lekarza o informację, czy nadal mam czekać, czy mój pies dostanie jakieś leki. Zaaplikował jej: Betamox, drugi lek na C (ale jest on nie do odczytania - catosol lub coś podobnego), Dexafort oraz Furosemid i zalecenie by jej nie poić i zgłosić się za dwa dni do kontroli. Na moje pytanie, co właściwie jej dolega, stwierdził, że najprawdopodobniej jakiś mikrowylew,ale że nie jest pewien, ale pies wyjdzie z tego w 100%, że to tylko kwestia czasu - zależy jak sunia zareaguje na sterydy. Uspokojona wróciłam do domu - pies czuł się dobrze, problemy z oddychaniem ustały, była ożywiona, machała ogonem, choć nadal dokuczał jej paraliż łapek przednich i tylnych. Noc z czwartku na piątek przyniosła radykalne pogorszenie stanu psa, ciężko łapała oddech, ziajała, śliniła się niesamowicie i nie była w stanie już nawet głowy podnieść. Czekałam do 14ej następnego dnia z nadzieją, że będzie lepiej (lekarz kazał nam być dopiero w sobotę), ale pies zaczął mi sinieć (dziąsła i język) i mocno się wysilał by złapać oddech, a z pyska dosłownie jej się ślina wylewała. Natychmiast pojechałam do lecznicy - po 5 minutach w poczekalni wniosłam psa i jak się okazało, była w stanie przedagonalnym, wodziła za mną wzrokiem, ale ledwo łapała oddech; po kilku chwilach serduszko stanęło, dostała zastrzyk z adrenaliny, lekarka wykonywała masaż serca, psina otrzymała jeszcze jakiś lek (wtarty bezpośrednio do śluzówki pyska), ale to nic nie dało. Całe dziąsła i język miała zsiniałe, wręcz czarne. Po 3 minutach lekarka zauważyła mocz na stole i stwierdziła, że pies nie żyje :( Podniosła ją pyskiem od dołu by sprawdzić, czy nie było wody w płucach - nie było, a następnie zapytała czy ją biorę, czy zostawiam. Oczywiście, wzięłam, by pochować ją w ogródku, gdzie leży mój pierwszy pies. Do dzisiaj jestem w szoku - nie potrafię się pozbierać, nie spodziewałabym się nigdy czegoś takiego - co mogło zabić mi psa w ciągu zaledwie czterech dni?! Była wesołym, zdrowym psem, a cztery dni później już nie żyła. Była rasą mix, ze schroniska, okazem zdrowia i pełnią szczęścia :( Dodam, iż pies nie miał ani temperatury, ani nie wymiotował, nie stwierdzono wody w płucach, ani obrzęku, infekcji, ani też cukrzycy. Czy ktoś z Was może mi to wytłumaczyć? Czy spotkaliście się z podobnym przypadkiem? Czytałam w internecie o wylewach u psów i teraz (po tych kilku dniach) wiem, że już we wtorek (w trakcie pierwszej wizyty) moja sunia miała wszystkie objawy wylewu, ale diagnozy wtedy nie postawiono. Dlaczego rtg zlecono dopiero po 3 dniach od pierwszej wizyty? I czy fakt, że pies miał trudności z oddychaniem i delikatnie powiększone serduszko nie powinien był zwrócić pilniejszej uwagi weterynarzy? Obwiniam się za to, że wystarczająco jej nie pomogłam, wiem, że psy, nawet starsze, wychodzą bez szwanku z wylewów, a moja psina nie żyje :( Nic poważnego jej w trakcie tych 8 lat nie dolegało, dlatego nie potrafię pojąć tego, co się stało i jaka była przyczyna. Od trzech dni żyję bez najlepszego przyjaciela i nadal nie wiem, co ją zabiło :(

Link to comment
Share on other sites

Z uwagą przeczytałam Twój post. Z moim psem było podobnie, leczyłam ją przez miesiąc, pies był półprzytomny, na pograniczu życia i śmierci, też miał wylew. Nie udało się jej uratować. Do końca miałam nadzieję, że może.... Nadzieję dawał też wet. Leczony był podobnie. Niestety, musiałam uśpić...kiedy życie stało już się nie do zniesienia. Pies miał 10 lat, też był zawsze zdrowy. Z wylewami tak niestety jest podobnie jak u ludzi, przychodzą nagle. Bardzo Ci współczuję, bo pomimo że minęło już jakieś 7 lat, to mam łzy w oczach pisząc, wspominając. Musisz się pogodzić z tym. Miał już trochę lat, oczywiście w każdym psim wieku będzie go za mało dla właściciela, bo zawsze mógłby jeszcze trochę pożyć. W każdym razie jestem z Tobą. Po 3 latach "żałoby" kupiłam sobie nowego psa, tej samej rasy i w tym samym kolorze, czego i Tobie życzę. Pozdrawiam

Link to comment
Share on other sites

Gosierra, dziękuję, że mi odpisałaś. Ból po stracie przyjaciela jest ogromny :( Ja dziękuję Jej za to, że oszczędziła mi decyzji o uśpieniu, nie potrafiłabym odebrać Jej życia. Ciężko jest myśleć o nowym psie, mam jeszcze jednego, sunię, która jest z nami od 2 lat i tamta psina była dla niej jak matka, ale i tak wciąż myślę o tej, którą utraciłam, była wyjątkowym psem. Wiem, że na pewno przygarnę jeszcze jakiegoś psiaka ze schroniska, ale za jakiś czas, dzisiaj, każdy kąt, każde miejsce przypomina mi o ukochanej suni.
Ona na szczęście już nie cierpi i mam nadzieję, że biega sobie teraz radosna za Tęczowym Mostem. Serdeczności!

Link to comment
Share on other sites

  • 7 years later...

Witam. Opisałaś chorobę swojego psa , mój piesek miał podobnie :10 letni mały piesek bez oznak starości , normalnie jadł , załatwiał się  , bawił się  był pełen radości .5 miesięcy temu miał problem z prostatą i obrzękiem ceki po 3 dniach kuracji wszystko wróciło do normy  . Dwa tygodnie temu w czwartek piesek bardzo chciał wyjść na spacer wieczorem co był dla niego nietypowe , na rannym spacerze zwróciłem uwagę że pies nie oddaje moczu  , a więc wycieczka do weterynarza , krew super , mocz z zawartością białka ale nie duże przekroczenie normy ,  na usg wyszło że ma nawrót prostaty , ale cewka nie jest zapchana dostał leki ( był cały czas cewnikowany 1 dziennie na wieczór ).Do poniedziałku nie było poprawy a więc lekarz poprosił o zostawienie pieska w lecznicy ,odebrałem go w godzinach popołudniowych następnego dnia ( wtorek ), piesek zaczął się  normalnie załatwiać ( na spacerze też ) następny dzień to kropelko-wanie brak innych widocznych zmian . ( piątek ) piesek jadł zawsze wieczorem i tutaj nasze zaskoczenie ale pies nie jest głodny , następnego dnia pies nie je , nasza wizyta w lecznicy  zastrzyki z witaminy plus dalsze leczenie i kroplówka ( badania krew , mocz oraz temperatura wszystko w normie  ) . Po powrocie piesek  jest senny , ma małe drgawki nie chce jeść około godziny 23 zjada mały posiłek ( wielka radość w rodzinie ) .( sobota- niedziela )Godzina 3 budzę się po głośnych dźwiękach , piesek nie może ustać na tylnych łapkach jedziemy do lecznicy odruchy neurologiczne  ma prawidłowe wcześniejsze badania są porządku  , około godziny 9 piesek ma pełny paraliż  jest przerażony ma problemy z oddechem   , zostaje w lecznicy na prześwietlenie kręgosłupa ( wychodzi prawidłowo ) uważamy  że piesek zdycha ale lekarz mówi że to tylko paraliż i jest to odwracalne u psów .W poniedziałek rano dostaję telefon że jest nieprzytomny a około 15 że piesek odszedł . Rozumiem że ciężko zdiagnozować chorobę u psa  , że może ja nie zwróciłem uwagi na jakieś oznaki choroby  ale chciał bym  wiedzieć na co odszedł mój pupil  bez krojenia jego .Czytałem o udarze i raku ale naprawdę nie miał takich oznak choroby . Czy możesz odpisać o swoich podejrzeniach . 

 

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...