Jump to content
Dogomania

ozzyanula

Members
  • Posts

    162
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by ozzyanula

  1. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dlaczego tak mi źle? Tęsknię moja Boniu...
  2. 11.03.2016 deszczowy piątek, moja Sonia przeszła przez Tęczowy Most o godz. 9.10. Byłam z nią do końca... Sonia trafiła do nas przez przypadek - w Dzień Matki 26.05.2014. Taki prezent od losu. Dwa lata wcześniej pożegnałam swoją jamniczkę Kajunię (która ma swój wątek na dogo), Od roku byłam szczęśliwą "mamą" Klary - jamniczki adoptowanej z Fundacji SOS dla jamników, przywiezionej 300 km, takiego "klona" Kajuni. I tak jadąc sobie przez największe rondo w mieście, przebiegła mi drogę malutka jamniczka w czerwonej obroży. Pomyślałam, że komuś uciekłam. Zjechałam na bok, zaparkowałam auto i w pogoń za małą. Niestety nie udało się. Przestraszona mała dostała takiego przyspieszenia, że odpuściłam. Pojechałam do domu. Po kilku godzinach zapukała do mnie sąsiadka z pytaniem, czy to moja Klara biega przed naszym domem po ulicy. Wiedziałam, że to ta mała. Wyszłam z karmą, trochę pogoniłyśmy się, ale udało się. Mała złapana! Przyprowadziłam ja do domu. Klara przywitała nową z rezerwą, ale bez agresji. A mała schowała się w pokoju pod stołem. Tam miała swój azyl. Porozwieszałam w całym mieście ogłoszenia, poruszyłam FB, miejscową gazetę i nic. Odwiedziłam miejscowych wetów - usłyszałam od swojego "Pani Aniu, po co Pani stary pies?". A ja tylko szukałam właściciela. Niestety nikt się nie zgłaszał. Nie chciałam małej oddać do schroniska, została u nas na "tymczasie" Młodsza córka nazwała ją Sonia. Mówiliśmy sunia, Karolinka powiedziała Sonia i tak zostało. Sonia nie wyglądała na zaniedbaną. Miała nawet trochę zaokrąglone boczki. Na brzuszku guz wielkości jabłka. Domyślałam się, że to może przez niego ktoś pozbył się problemu. Szybko się zadomowiła. Już po drugim spacerze wiedziała, do której ma iść bramy. W domu zajęła koszyczek Klary. Dni mijały. Sonia została zgłoszona przez mnie do Fundacji SOS dla Jamników jako piesek do adopcji. W międzyczasie odebrałam telefon od anonimowej osoby, która opowiedziała historię Soni. Okazało się, że pierwszy właściciel Soni zmarł, później zaopiekował się nią jego syn, który też niedawno zmarł a synowa nie miała już serca ani czasu dla psa, wyjechała z miasta i po prostu wypuściła ją. I tak na prawdę to sunia miała na imię Punia. We wrześniu zadzwoniła do mnie pani z Fundacji, że mają osobę zainteresowaną Sonią, jakaś starsza Pani ze Śląska. Odwiedź była jedna „ale Sonia ma już dom”. I tak z domu tymczasowego staliśmy się domem stałym. Pokochaliśmy ją całym sercem a Ona nas. Nasza Sonia, Soniunia, Sonia Bonia. W październiku 214 poddałam Sonię operacji wycięcia guza sutka. Wynik badania HP – rak o niskim stopniu złośliwości. I żyliśmy sobie. Dwa psy, dwójka dzieci, wspólne wyjścia na działkę do dziadków, wspólne spacery, przekopany ogród o drugich dziadków. Sonia była jamniczą arystokratką, nie jadła byle czego, nie jadła łapczywie. I miała słabość do słodyczy, które trzeba było przed nią chować. Czuła się dobrze.Tak co trzy miesiące miała „jakby” cieczkę – nie widziałam krwawienia, ale zachowanie było jak w czasie cieczki, później mleko w sutkach. Weterynarz zasugerował sterylizację. Radziłam się na różnych forach czy to zrobić, większość twierdziła, że tak. I zdecydowałam się mimo sprzeciwów moich Rodziców. „Nie męcz jej, nie operuje się starszych psów bez potrzeby, daj jej żyć, bo jest szczęśliwa”. Ale ja chciałam dobrze. Wybrałam lecznicę z narkozą wziewną. Przyjechałyśmy na zabieg, ale coś wypadło ważnego w lecznicy i przełożono termin. Wewnętrznie czułam, że to znak, żeby jednak nie robić tego zabiegu. Ale podjęłam drugi termin 14.10.2015 Sonia dobrze zniosła sam zabieg, przy okazji wycięto kolejnego guza. Tym razem wyniki badania HP były inne – rak o średnim stopniu złośliwości. Przestraszyłam się. Kolejne dni mijały w miarę dobrze. Sonia troszkę mniej chciała wychodzić na spacery, ale tłumaczyłam to zabiegiem, potem opadami śniegu, mokrą pogodą. Niestety przy jednym z sutków zaczął rosnąć kolejny guz. W ciągu 2 miesięcy zrobił się wielkości mandarynki. Wet zasugerował zabieg. I tak 4.01.2016 Sonia przeszła koleją operację. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Aż do 21.02.2016, gdy przez cały dzień nic nie jadła. Wieczorem podeszłam do niej z kawałkiem mięska a Ona odwracał głowę. Wtedy zauważyłam, że ma troszkę spuchnięte dziąsło z prawej strony Oczywiście szybka reakcja, w poniedziałek do weta. Po oględzinach stwierdziła, że to albo nadziąślak (niegroźny) albo zapalenie zęba. We wtorek 23.02.2016 kolejny zabieg. Gdy przyjechałam po Sonię, wet nie miał dla mnie dobrych wieści – narośl wyglądała bardzo brzydko, swoje korzenie miała pod zębami – musiał usunąć 2 zęby, była też częściowo na podniebieniu. Zapewnił, że wyciął wszystko z dużym zapasem, wypalił. Obiecałam Soni, że to już ostatni zabieg w jej życiu. Wróciłyśmy do domu. Nie wysłałam guza na badanie HP. Mój błąd. Po 6 dniach wszystko odrosło i to jeszcze większe. Kolejna wizyta u weta, wstępna diagnoza Rak płaskonabłonkowy. Wtedy serce pękło mi pierwszy raz. Po chwili załamania poszukiwanie forów o leczeniu, stosowaniu metod alternatywnych. Kupiłam graviolę, potem amigdalinę. Niestety Sonia czuła się coraz gorzej. Umówiłam wizytę u onkologa na poniedziałek rano w Opolu, wieczorem u dr Hildebranda z Wrocławia. Niestety w niedzielę Sonia zaczęła krwawić z narośli i wylądowaliśmy na dyżurze w Opolu. Tam po wstępnych oględzinach wet stwierdził, że ma blade dziąsła i wygląda źle. Zrobiliśmy zdjęcie RTG płuc – trochę poruszone, ale wet zobaczył duży guz przed serduszkiem. Kazał mi się przygotować na TEN dzień, na podjęcie TEJ decyzji. Dostała leki na zwiększenie krzepliwości krwi i wróciłyśmy do domu. Spałyśmy razem na jej posłaniu, czasami polizała mnie po ręce. Załamana opinia weta odwołałam wizytę we Wrocławiu. Sonia miała problemu z piciem i jedzeniem. Robiła to sama, miała apetyt, ale narośl zajęła podniebienie i języczek wysuwał się na bok. Woda, która weszła do noska przeszkadzała. Karmiłam ją z ręki, bo sama języczkiem nie mogła podnosić jedzenia z miseczki. Po kolejnej nieprzespanej nocy umówiłam wizytę u doktora Hildebranda. Pojechałyśmy tam we czwartek 10.03.2016. Dr Hildebrand był naszą ostatnią deską ratunku. Zdawałam sobie sprawę, że jest ciężko, ale chyba liczyłam na cud. Dr obejrzał Sonię i stwierdził, że czasami jest możliwość leczenia takich przypadków, jeśli pozostałe wyniki badań są ok i polegałoby to na obcięciu mordki. Zmroziło mnie. Nie ukrywał, że musi to być przypadek bardzo złośliwy, ponieważ odrosło wszystko w ciągu 5 dni i nadal rośnie. Zrobiliśmy RTG klatki piersiowej - 3 projekcje. Tam guz lity spychający serduszko w okolice ogona. Stąd ten ciężki oddech a ja łudziłam się, że to tylko ta narośl częściowo wrasta w nosek. Kolejne zdjęcie RTG to głowa i kolejna niespodzianka. Nowotwór "zjadł" już połowę szczęki z prawej strony (tam gdzie narośl), ból ponoć przy tym jest okropny, stąd Sonia mogła być w nocy taka pobudzona, nie mogła sobie znaleźć miejsca. Po tych zdjęciach stwierdził, ze pozostanie nam tylko leczenie paliatywne jeśli wyniki krwi będą w miarę dobre. Czekaliśmy najdłuższe 30 minut w naszym życiu na wyniki. I okazało się, że Sonia ma niedokrwistość regeneracyjną, leukocytozę z neutroctozą, limfocytozą i monocytozą. Na wydruku było niebiesko od wyników poniżej norm albo czerwono od wyników powyżej norm. Np hemoglobina była 5,8 przy normie 13,1 - 20,5. Co wtedy czulam? Moja Sonia umiera a ja nic nie mogę zrobić, onkolog też nie. Podał jej leki przeciwbólowe i kazał się zastanowić nad eutanazją. Pytałam jeszcze weta czy sterylizacja i wycięcie guza 4 miesiące wcześniej miały wpływ na rozwój choroby. Nie widział bezpośredniego związku, ale powiedział, że odporność suni mogła zostać naruszona i wszystko przyspieszyło o te kilka tygodni. Żałuję, że ją sterylizowałam w wieku 12 lat, nic to nie zmieniło, guzy zaczęły rosnąć. Niepotrzebne zabiegi, stres dla Soni. Sam Hildebrand powiedział, że sterylizacja w tym wieku chroni jedynie przed ropomaciczem, nie przed guzami. Wyłam całą drogę z Wrocławia do domu.Mówią, żeby nie pokazywać psu swoich emocji, tylko jak to zrobić????? Pojechałam z Sonia do moich Rodziców, długo rozmawialiśmy i podjęłam TĄ decyzję. Pojechałam jeszcze z wynikami do naszego weta, który stwierdził "pani Aniu, Dr Hildebrand to już ostatnia instancja". Umówiliśmy się na 9 rano. To był najgorszy wieczór i noc w moim życiu. Sonia szukała mojej obecności, miała problemy z oddychaniem, większość nocy spała na siedząco przy mnie albo ja z nią w legowisku. Mamy jeszcze drugą jamniczkę (5-6 lat), która cały czas dotrzymywała nam towarzystwa. Patrzyłam w oczy Soni i szukałam potwierdzenia mojej decyzji. Gdy poszła w nocy się napić i przez dłuższy czas nie wracała poszłam zobaczyć co się dzieje, bo dużo chrząkała. Przez tą narośl nie mogła normalnie pić i woda, która wpadała jej do noska, nie mogła jej wdmuchać. Zaczęła obłędnie bić łapką w tą narośl na mordce jakby chciała powiedzieć "wynoś się, to przez ciebie". Widok był przerażający. Rano tak ładnie spała, że nie chciałam jej budzić. Ale gdy tylko wstałam, ona za mną. Dostała ulubiona wołowinę - zjadła trochę i odwróciła mordkę. Dałam jej kawałek czekoladki od dziewczynek, ale nie chciała. Zabrałam ją na przejażdżkę w nasze ulubione miejsca. Szkoda, że padał deszcz... Nie wiem czy moja decyzja była słuszna. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że zabawiłam się w Pana Boga. Byłam z nią do końca, nie wiem czy czuła czy nie. Ból rozrywa mi serce. Ciężar podjętej decyzji jest okropny. Czuje się potwornie, moja 4 letnia córeczka była bardzo zżyta z Sonią, tęskni za nią, płacze a ja już nie wiem jak z nią rozmawiać. I to puste miejsce w koszyczku... Wiem jedno, że moja decyzja o sterylizacji była błędna. Przedobrzyłam. Otworzyłam puszkę Pandory. Nie posłuchałam intuicji. I nic już mojej decyzji nie może zmienić.... Sonia, na zawsze w moim sercu.... Mam nadzieję, że Kajunia już się nią zaopiekowała... .
  3. Dzisiaj o 9.10 przeprowadziłam moja kochana Sonię przez Tęczowy Most... Przeciwnik okazał się za silny... Podarowała nam wspaniałe 655 dni. Kocham Cie Boniuniu
  4. Dzisiaj o 9.10 przegraliśmy walkę. Zaopiekuj się Sonią...
  5. Wczorajsza wizyta we Wrocławiu u dr Hildebranda rozwiała nasze nadzieje... Dzisiaj o 9.10 moja kochana Sonia została przeprowadzona przez Tęczowy Most... Przeciwnik okazał się za silny...
  6. Niestety nam się nie udało :-( Dzisiaj przeprowadziłam Sonię przez Tęczowy Most... Przeciwnik okazał się za silny...
  7. Ja też się zastanawiałam czy to krwawienie nie jest związane z podawaniem amigdaliny. Soni zaczęła krwawić narośl, taka czysta czerwona krew. Bałam się, żeby nie dostała jakiegoś krwotoku.
  8. Dziękuję, niestety w naszym przypadku sytuacja jest już beznadziejna... Sonia niknie w oczach, chociaż w jej 7-kg ciałku jest ogromna wola życia. Nadziąślak u Soni okazał się nowotworem złośliwym, bardzo złośliwym. Odrósł po wycięciu w 5 dni, teraz cały czas się powiększa, co jakiś czas krwawi. Sterydy, antybiotyk - tyle mogę dla niej zrobić. Oprócz tego guz w piersiach, guzy na brzuszku, pojawił się guz na tylnej łapce, coś się dzieje na grzbiecie... Przeciwnik atakuje nas z każdej strony... A miało być tak pięknie... Sonia to taka mała elegantka. Uwielbiała spacery i kondycję miała lepszą od naszej drugiej suni, młodszej o kilka lat Klary. Co mnie podkusiło, żeby ja sterylizować???? i wycinać kolejnego małego guzka???? Dlaczego nie zrobiłam jej przed zabiegiem zdjęcia RTG klatki piersiowej????? Uchroniłam ją przed ropomaciczem a zafundowałam całą gamę innych chorób. Dzisiaj zabrałam ją na spacer na naszą ulubioną łąkę. Podjechałyśmy samochodem, Sonia tylko wyszła, załatwiła swoje potrzeby i chciała wrócić do auta. A uwielbiała tam biegać, szukać myszek... Chce mi się wyć z żalu, bezsilności!!!!
  9. Niestety wieczorem wylądowałyśmy na dyżurze. Sonia znowu zaczęła krwawić z mordki. Okazało się, że dolny kieł zahacza o narośl. Przy okazji zrobiliśmy RTG klatki piersiowej. A tu niespodzianka w postaci... guza. Załamałam się. Weterynarz pozbawił mnie złudzeń... Mam tylko żal do siebie, że zgotowałam Soni taką końcówkę życia.... Niepotrzebna sterylizacja, po której wszystko się zaczęło. Guzy rosły jak szalone, spadek odporności... I szkoda, że mój zaufany wet nie zaproponował przed sterylką i wycinaniem guza zrobienia zdjęcia klatki piersiowej... Może wszystko potoczyłoby się inaczej... Teraz muszę przygotować się na TEN dzień... i na TĄ decyzję... Tylko dlaczego mam decydować o czyimś życiu? Skąd będę wiedziała, że to już????
  10. Niestety u Soni wystąpiło krwawienie z pyszczka. Pojechaliśmy na dyżur. Okazało się, że dolny kieł zahacza o narośl. Przy okazji zrobiliśmy RTG klatki piersiowej. A tu niespodzianka w postaci ... guza. Wszelkie moje nadzieje zostały rozwiane. Już wiem, że mogę liczyć tylko na cud, ale takie się nie zdarzają... Teraz każdy dzień z moją Sonią jest dla nas świętem... I nawet niekonwencjonalne leczenie nie jest w stanie tego zmienić...
  11. Wczoraj była ciężka noc. Narośl zaczęła trochę podkrwawiać, Sonia dziwnie oddychała, myślałam, że zwariuję. Spałam przy niej na podłodze trzymając ją za łapkę. Ten dziwny oddech chyba jest powiązany z tym, że narośl "zahacza" o nosek i ciężko jest jej oddychać przez jedną dziurkę. Rano już było ok. Krótki spacer, śniadanie i śpi. Boję się jutrzejszego dnia...
  12. Oczywiście dam znać co u weta. Pestki kupiłam zmielone. Mam też tabletki, ale Sonia bierze już sterydy w tabletkach, Esentiale forte i już kolejną tabletkę ciężko przemycić. Pestki mimo, że są gorzkie wymieszane z jedzonkiem i podlane troszkę olejem lnianym - zjada bez niczego. Norma dla człowieka to 2 łyżeczki dziennie, jej daję 1/2 łyżeczki. Chyba nie z mało? Boję się, żeby nie przedawkować
  13. Pestki już wdrożone. W poniedziałek jedziemy na konsultację onkologiczną. Póki co Sonia ma apetyt, dużo śpi (ale taka była zawsze), więcej sika (bierze sterydy). Narośl chyba trochę urosła :-( Qrcze, cztery lata temu walczyłam o swoją poprzednią jamniczkę, teraz historia znowu zatacza koło.
  14. Kajuniu, jest źle, bardzo źle. Sonia ma nowotwór złośliwy, ostatnia prosta przed nami... Nie mogę się pozbierać...
  15. Dzisiaj byłyśmy na wizycie u weterynarza. Wieści bardzo złe - wygląda to na nowotwór płasko-nabłonkowy. Dla mnie wyrok, nie potrafię sobie znaleźć miejsca...
  16. Witam,

    u mojej 13-letniej jamniczki też stwierdzono raka płaskonabłonkowego na dziąśle i podniebieniu. Proszę o informację co podajesz psu do jedzenia. Wiem już z Twojego wątku o gravioli i amigdalinie. Czy piesek miał wdrożone jakieś leczenie (sterydy, chemię)? Będę wdzięczna za każdą wskazówkę. Pozdrawiam

     

    1. Show previous comments  10 more
    2. Bożka

      Bożka

      Współczuję bardzo. Tego się nie spodziewałam po tej wizycie. Jestem załamana.

      Wiem jak Ci ciężko.  Kochana trzymaj się  jakoś.

    3. ozzyanula

      ozzyanula

      Witaj,

      dzisiaj mogę już coś więcej napisać, chociaż oczy nadal zalane łzami.

      Oczywiście nie podawałam Soni razem gravioli i amigdaliny. Zaczęłam od gravioli zanim dostałam amigdalinę. Niestety narośl w mordce rosła z dnia na dzień. Zaczęła również krwawić.

      Dr Hildebrand był naszą ostatnią deską ratunku. Zdawałam sobie sprawę, że jest ciężko, ale chyba liczyłam na cud. Dr obejrzał Sonię i stwierdził, że czasami jest możliwość leczenia takich przypadków, jeśli pozostałe wyniki badań są ok i polegałoby to na obcięciu mordki. Zmroziło mnie. Nie ukrywał, że musi to być przypadek bardzo złośliwy, ponieważ odrosło wszystko w ciągu 5 dni i nadal rośnie.

      Zrobiliśmy RTG klatki piersiowej - 3 projekcje. Tam guz lity spychający serduszko w okolice ogona. Stąd ten ciężki oddech a ja łudziłam się, że to tylko ta narośl częściowo wrasta w nosek.

      Kolejne zdjęcie RTG to głowa i kolejna niespodzianka. Nowotwór "zjadł" już połowę szczęki z prawej strony (tam gdzie narośl), ból ponoć przy tym jest okropny, stąd Sonia mogła być w nocy taka pobudzona, nie mogła sobie znaleźć miejsca.

      Po tych zdjęciach stwierdził, ze pozostanie nam tylko leczenie paliatywne jeśli wyniki krwi będą w miarę dobre. Czekaliśmy najdłuższe 30 minut w naszym życiu na wyniki. I okazało się, że Sonia ma niedokrwistość regeneracyjną, leukocytozę z neutroctozą, limfocytozą i monocytozą. Na wydruku było niebiesko od wyników poniżej norm albo czerwono od wyników powyżej norm. Np hemoglobina była 5,8 przy normie 13,1 - 20,5. Możesz wyobrazić sobie, jak się czułam... Moja Sonia umiera a ja nic nie mogę zrobić, onkolog też nie. Podał jej leki przeciwbólowe i kazał się zastanowić nad eutanazją.

      Wyłam całą drogę z Wrocławia do domu.Mówią, żeby nie pokazywać psu swoich emocji, tylko jak to zrobić?????

      Pojechałam z Sonia do moich Rodziców, długo rozmawialiśmy i podjęłam TĄ decyzję. Pojechałam jeszcze z wynikami do naszego weta, który stwierdził "pani Aniu, Dr Hildebrand to już ostatnia instancja". Umówiliśmy się na 9 rano. To był najgorszy wieczór i noc w moim życiu. Sonia szukała mojej obecności, miała problemy z oddychaniem, większość nocy spała na siedząco przy mnie albo ja z nią w legowisku. Mamy jeszcze drugą jamniczkę (5-6 lat), która cały czas dotrzymywała nam towarzystwa. Patrzyłam w oczy Soni i szukałam potwierdzenia mojej decyzji. Gdy poszła w nocy się napić i przez dłuższy czas nie wracała poszłam zobaczyć co się dzieje, bo dużo chrząkała. Przez tą narośl nie mogła normalnie pić i woda, która wpadała jej do noska, nie mogła jej wdmuchać. Zaczęła obłędnie bić łapką w tą narośl na mordce jakby chciała powiedzieć "wynoś się, to przez ciebie". Widok był przerażający.

      Rano tak ładnie spała, że nie chciałam jej budzić. Ale gdy tylko wstałam, ona za mną. Dostała ulubiona wołowinę - zjadła trochę i odwróciła mordkę. Dałam jej kawałek czekoladki od dziewczynek, ale nie chciała. Zabrałam ją na przejażdżkę w nasze ulubione miejsca. Szkoda, że padał deszcz...

      Nie wiem czy moja decyzja była słuszna. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że zabawiłam się w Pana Boga. Byłam z nią do końca, nie wiem czy czuła czy nie. Ból rozrywa mi serce.

      Pytałam jeszcze weta czy sterylizacja i wycięcie guza 4 miesiące wcześniej miały wpływ na rozwój choroby. Nie widział bezpośredniego związku, ale powiedział, że odporność suni mogła zostać naruszona i wszystko przyspieszyło o te kilka tygodni. Żałuję, że ją sterylizowałam w wieku 12 lat, nic to nie zmieniło, guzy zaczęły rosnąć. Niepotrzebne zabiegi, stres dla Soni. Sam Hildebrand powiedział, że sterylizacja w tym wieku chroni jedynie przed ropomaciczem, nie przed guzami.

      Czuje się potwornie, moja 4 letnia córeczka była bardzo zżyta z Sonią, tęskni za nią, płacze a ja już nie wiem jak z nią rozmawiać. I to puste miejsce w koszyczku...

      Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale musiałam gdzieś się wygadać...

      Pozdrawiam serdecznie

      ps. zdjęcie mojej Soni z 2014 roku - gdy ja znalazłam, moja córka ubrała ja w korale, jak księżniczkę

      Zdjęcie0701.jpg

    4. Bożka

      Bożka

      Witam.

      Dziękuję za podzielenie się ze mną tą smutną historią. Sonia była piękna dziewczynką. Wiem co czujesz. Ja też to przeszłam z moim  owczarkiem. Jak pojechaliśmy z nim do kliniki to już niestety żywy Rogerek od nich nie wyjechał. Szok totalny, nie byliśmy w stanie wrócić do domu. Dopiero gdzieś po godzinie, mąż zdecydował się wsiąść do samochodu. To co opisujesz o Sonii,  przypomina mi mojego Rogerka i nie jestem w stanie powstrzymać łez.

      Teraz mojego Rinusia z onkologiem nie konsultowałam, bo on nie nadaje się na żadne  terapie, bo nie chce wchodzić do weterynarza. Mamy z tym okropny problem. Przy usuwaniu nadziąślaka wszystkie badania oprócz histopatologii miał dobre. Jak jest teraz po 7 miesiącach, nie wiem. Ciągle się o niego martwię. Raz ten guz jest większy, raz mniejszy, nie wiem od czego to zależy. Dzisiaj pokazała się krew na kale. Dobre jest to, że ma ogromny apetyt.

      Nie mogę przestać myśleć o Sonii...

      Pozdrawiam serdecznie

  17. Prawie 2 lata temu znalazłam jamniczkę, weterynarze jej wiek oszacowali na 10-11 lat. Sunia miała guza przy sutku wielkości jabłka. Sunia przeszła operację usunięcia części listwy mlecznej. Guz okazał się niezłośliwy. Rok czasu był spokój. Sunia była bardzo pogodna, lubiła chodzić na spacery. Niestety pojawił się nowy guz na listwie. Wet zaproponował jego usunięcie oraz sterylizację. Pełna obaw zgodziłam się, bo miało być tylko lepiej. Ale nie było. Guz okazał się średnio-złośliwy. W ciągu 2 miesięcy urósł suczce nowy guz wielkości mandarynki. Oczywiście usunęliśmy. Minął miesiąc a na dziąśle pojawiła się narośl. Wet po pierwszych oględzinach stwierdził, że to zapalenie zęba. Oczywiście zabieg - i okazało się, że narośl była większa, oprócz dziąsła była też na części podniebienia a korzenie miała pod zębami. Wet nie pozostawił mi złudzeń - to mu wygląda na nowotwór złośliwy. Tym razem nie wysłałam guza do badania, sama nie wiem dlaczego. To mój błąd. A po tygodniu narośl odrosła i jest wizualnie takich samych rozmiarów jak przedtem. Sunia dostaje sterydy. Jutro wizyta u weta. Jestem załamana. Czuję się, że moja decyzja o sterylizacji była błędna i niepotrzebna i jakbym otworzyła "puszkę Pandory". Zastanawiam się co mogę zrobić dla suni. 1. czy kolejny raz ją operować i wycinać narośl z mordki? (w ciągu 4 miesięcy miała 3 narkozy wziewne) 2. jeden wet sugeruje wycięcie kawałka szczęki razem z naroślą 3. wdrożyłam leczenie niekonwencjonalne - od 3 dni podaję suni graviolę, zastanawiam się jeszcze nad amigdaliną i wyciągiem z jadu tarantuli (ale jest już chyba niedostępny). czy ktoś ma doświadczenie w takim leczeniu? Bardzo proszę o wskazówki.
  18. Do Kobix: u mnie produkty z graviolą są dostępne w sklepie ze zdrową żywnością
  19. Bardzo dziękuję za odpowiedź. Od jutra startujemy z Graviolą.
  20. Witam, moja 13-letnia jamniczka miała tydzień temu wycinaną narośl na dziąśle i z podniebienia. Niestety zaczyna już wszystko odrastać. Od dzisiaj sunia bierze sterydy, ale chciałabym wzmocnić ją, bo rokowanie są złe. Myślałam o Gravioli lub Amygdalinie. Co jest lepsze? Jak to dawkować u psa 7kg? Będę wdzięczna za odpowiedź.
  21. Kolejny rok... Przecież to niemożliwe, że nie ma Cię 3,5 roku!!!! Wydaje mi się, że tak niedawno wtulałam się w Twoje futerko... Kajuniu, staram się jak mogę wypełnić Twój psi testament... Kocham i tęsknię
  22. Słoneczko Moje, nie odwiedzam Cię za często, ale jesteś w moim sercu. Codziennie. Ostatnio Karolinka tłumaczyła koleżance, ze miała kiedyś innego pieska, Kajunię, ale ta poszła po tęczowym moście. I bardzo za nią tęskni. Kochane dziecko. Myślę, że jak dorośnie, będzie taka jak ja. Taka "psiara". Znowu operowałam Sonię. Miała wycięty guzek, z badania wyszło, że średnio złośliwy. Cieszymy się każdym dniem razem, bo nie wiem, co przyniesie przyszłość... Patrząc na Klarę i Sonię wierzę, że wróciłaś do mnie...
  23. Byłam wczoraj nad rzeką z Klarą i Sonią. Dziewczyny nie lubią wody, uważają, zeby tylko nie zmoczyć łapek. Ty ją uwielbiałaś. Gdy przychodziłyśmy nad rzekę, zaraz dawałaś nura. Mordka pod wodę i szukanie kamieni. Wyglądałaś jak foczka... Moja fonia - tak Cie wtedy nazywałam...
  24. Jak to możliwe, że 20.06. minęły 3 lata odkąd przekroczyłaś Tęczowy Most???? Kiedyś nie mogłam sobie tego wyobrazić...Wydawało mi się, że będziesz przy mnie zawsze, że psy nie odchodzą... Teraz wiem, że jesteś zawsze ze mną ...tylko w moim sercu. I cały czas mam nadzieję, że kiedyś gdzieś tam się spotkamy i zobisz mi na przywitanie "generała"... Kocham i tęsknię...
×
×
  • Create New...