Jump to content
Dogomania

KawusiA

Members
  • Posts

    87
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by KawusiA

  1. Hmm.... no to może coś źle spojrzałam, w każdym razie niezbyt mnie to interesowało po tym jak odkryłam że potrzebna jest chemia i wylądowałam na zootechnice, gdzie nic dodatkowego potrzeba było. W każdym razie było to ponad 2 lata temu, więc nie wiem jak jest teraz
  2. [quote name='micra']próg na weterynarię w Warszawie jest inny :eviltong:[/QUOTE] Mówię jak było jak ja zdawałam, nie wiem jak jest teraz :eviltong:
  3. Próbuj na SGGW w Warszawie, ale rzecz jasna wszystko zależy jak ci poszło na maturze :razz: Próg był od 400 pkt. Spędziłam tam rok, ale tak pozytywnych i pomocnych ludzi naprawdę ze świecą szukać. Byłam na zootechnice wprawdzie, ale część ludzi przepisała się po 1 sem na weterynarię (ja sama na weterynarię zapisać się nie mogłam, bo nie zdawałam matury z chemii). Oczywiście uczelnia poziom jak najbardziej trzyma, na pierwszym roku wyjazdów terenowych nie ma, w pozostałych latach - jak najbardziej :razz: No i przede wszystkim w Wawie jest od cholery lecznic - jeśli uda ci się dostać na praktyki w którejś, to jest możliwość uzyskania pracy. Praktyki zaczynają się od pierwszego roku.
  4. [quote name='olimpppia']Już nie wiem czy spadek to to samo co darowizna za życia czy darowizna tylko wchodzi potem w razie podziału spadku do samego jej podziału. Reasumując dlaczego tylko ja wnuczka jestem właścicielem psa (chociaż panicznie się boję psów od dnia kiedy mnie dwa różne pogryzły). A nie są właścicielami tez dzieci dziadków? [/QUOTE] Zostaw tą darowiznę, ona psa nie dotyczy, tylko schedy spadkowej. Właścicielami są wszystkie dzieci dziadków - wymieniłaś tylko wujka i ciocię także założyłam, że twoja mama i wujek/ciocia są jedynymi dziećmi. Jeśli tak, to dzieli się po 1/2 - w połowie pies jest twój (bo dziedzisz wszystko po swojej mamie, również spadek ew. jej przypadający - patrz. art. 931 KC paragraf 2) a w połowie twojego wujka/cioci. Jeśli dziadkowie nie zostawili żadnego testamentu, to właśnie tak to wygląda. Na odrzucenie spadku jest tak jak napisała chou - 6 miesięcy.
  5. Tzn? O przyjęciu darowizny, spadku czy o co chodzi? Jeśli darowizny to to nie ma nic wspólnego z psem. Bo jak sama wcześniej napisałaś, w darowiźnie było tylko o rzeczach nieruchomych.
  6. Najlepiej jak to załatwicie polubownie, a jak się nie da no to cóż zrobić... Szczerze, to już lepiej jak ten pies byłby krową - bo mućkę można chociaż sprzedać i pieniądze za nią po równo podzielić. A z psem... ciężka sprawa. Zwykle jest tak, że ktoś się godzi no i niestety pies ląduje w schronisku. Bo to na spadkobiercach ciąży nakaz zaopiekowania się burkiem, a porzucenie go jest karalne. P.S. Ja tutaj tylko mogę teoretyzować, bo jak się można domyślić nie jestem prawnikiem w pełnym tego słowa znaczeniu, a ledwo studentką. Nie powiem ci jak robią sądy w takich przypadkach, bo po prostu jeszcze nie mam takiej wiedzy. To co masz wyżej, to w głównej mierze teoria, może różnić się od praktyki, choć na pewno nie w jakimś ogromnym stopniu.
  7. Psy są traktowane wg. prawa tak jak rzeczy, choć oczywiście nimi nie są. Pytanie - dziadkowie zostawili jakikolwiek testament? Jeśli nie, to to co nie było darowizną, dziedziczy się ustawowo, czyli na podstawie art. 931 KC: § 1. W pierwszej kolejności powołane są z ustawy do spadku dzieci spadkodawcy oraz jego małżonek; dziedziczą oni w częściach równych. Jednakże część przypadająca małżonkowi nie może być mniejsza niż jedna czwarta całości spadku. § 2. Jeżeli dziecko spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego dzieciom w częściach równych. Przepis ten stosuje się odpowiednio do dalszych zstępnych. Małżonek nam odpada, zostają dzieci. Czyli dziedziczy się w częściach równych. De facto nie powinno być problemu - 1/2 zostaje w twoich rękach, 1/2 u twojej cioci i wujka. Bo rozumiem że babcia i dziadek nie żyją? Jeśli tak, pies to kwestia dogadania się między twoimi wujkami a tobą, jako rzecz ruchoma. No i teraz powstaje pytanie - jak została skonstruowana umowa darowizny? Czy opiewała tylko na nieruchomość i grunty z nią związane, czy też na nieruchomość, grunty z nią związane i rzeczy ruchome znajdujące się na jej terenie? Jeśli tak, to darowiznę dzielimy wg. art. 1042 KC: [B]Art. 1042. § 1.[/B] Zaliczenie na schedę spadkową przeprowadza się w ten sposób, że wartość darowizn podlegających zaliczeniu dolicza się do spadku lub do części spadku, która ulega podziałowi między spadkobierców obowiązanych wzajemnie do zaliczenia, po czym oblicza się schedę spadkową każdego z tych spadkobierców, a następnie każdemu z nich zalicza się na poczet jego schedy wartość darowizny podlegającej zaliczeniu. [B]§ 2. [/B]Wartość przedmiotu darowizny oblicza się według stanu z chwili jej dokonania, a według cen z chwili działu spadku. Czyli: musicie obliczyć, ile każde z was w tej darowiźnie dostało. Wartość liczy się od chwili darowania, lecz wg. cen na stan dzisiejszy. Niezrozumiałe? No to przykładzik: Dostałaś w akcie darowizny samochód za 5 tyś zł. Niestety stało się tak, że samochód został całkowicie zniszczony - dajmy na to spadło na niego drzewo. Zaliczenie darowizny odbywa się na zasadzie: "nie ważne co stało się z przedmiotem, ważne ile byłby wart w chwili zaliczenia darowizny". Czyli powiedzmy że zostałby wyceniony w chwili działu spadku na 4 tyś złotych i taka też suma należy się po połowie obydwu spadkobiercom. Reasumując - głównym pytaniem jest, czy wasza babcia w umowie darowizny zostawiła wam również rzeczy ruchome.
  8. Mi też chcieli zwinąć moją poprzednią chowkę sprzed sklepu, na szczęście zaprzyjaźniony "żul", który czasem dostaje po 2 zł na piwko/fajki przegonił dziada :evil_lol: Cały szczęśliwy był, bo oczywiście gratisowego jabola dostał. A ja teraz mam nauczkę i psa zostawiam przed sklepem tylko jak jest on lub ktoś znajomy. Pomijając to że moja obecna pieska nie da się odwiązać i prędzej ucieknie z szelek/ugryzie obcego który będzie ją napastował. Fakt faktem znam parę przypadków z okolicy gdzie psy znikały i pojawiały się w rękach sąsiadów, którzy twierdzili że to inny pies... Dziwne, że psy były praktycznie identyczne i cieszące się na widok poprzedniego właściciela.
  9. [quote name='gagunia']gryf80 miła Nie prawdą jest że wypróżnienie swiadczy o drożnym ukł pokarmowym ,a własnie biegunka jest jednym z objawów w częściowej niedrożności. Objawy mogą sie zmieniać ,moga trwać dniami , tygodniami w zalezności w której części jest przeszkoda -czy w górnej (wysoka )czy w dolnej (niska ).Biegunka występuje w WYSOKIEJ częściowej niedrożności spowodowana dzialaniem osmotycznym nie wchłoniętych substancji (toksyn ) zwyczajnie też tym ze jelito za przeszkodą cały czas sie oczyszcza (stolec)--warto o tym wiedzieć , To choroba bardzo podstępna dająca niejasne , niespecyficzne wciąż zmieniające się objawy -nie jedni sie na tym przejechali -czego nie życzę sobie , Tobie i innym .Nawet przeglądowe Rtg brzucha nie zawsze daje jednoznaczną odpowiedz , bo nie wszystkie ciała obce sie cieniują . Polknięte ciała i zatrucia są na pierwszym miejscu co do częstotliwości występowania , po nich sa wszelkie choroby skórne . W woli wyjasnienia : to co napisalam nie musi tyczyc się psa Lea ....bo na temat biegunek można książke napisać . I żeby nie bylo że sie wymądrzam , bo sie nie wymądrzam -JA ROZMAWIAM .[/QUOTE] A ja się z tobą zgadzam w pełnej rozciągłości gaguniu. Pluję sobie w brodę po dziś dzień, że nie upilnowałam mojego poprzedniego psa. Lekarz uznał, że pies ledwo trzyma się na łapach bo pewnie ma jakąś wirusówkę (8 letni chow chow), dlatego co dał?... Sterydy. I tak przez cały tydzień. Ten "pan" był kilka dni w lecznicy, później jakimś cudem z niej zniknął (ciekawe czemu). W ostatni dzień było już tragicznie - leżałam z psem na łóżku i tylko patrzyłam jak ją mdli, cała drżała męczona gorączką. A załatwić się przez pierwsze dni mogła. Nasza Pani weterynarz praktycznie od razu kazała wpuścić psu kontrast do żołądka i robić prześwietlenie - okazało się, że żołądek urósł ponad dwukrotnie (i to nie jest przesada, tylko cytat), miała kompletnie zatkany odźwiernik. Praktycznie w godzinę pies miał załatwioną operację, ale "podobno", gdy już usunęli zator, serce nie wytrzymało. Po dziś dzień obwiniam się, że zrobiłam za mało. Strasznie przeżyłam śmierć mojej suni, to był taki pierwszy stricte "mój" pies. Dlatego posłuchaj się gaguni, lepiej raz pomęczyć psa kontrastem i mieć pewność że na 100% nic tam nie ma, niż później mieć wyrzuty do końca życia.
  10. Moja poprzednia chowka (ok. 18 kg) również miała dysplazję, weterynarz na pierwszej wizycie wydał "diagnozę", że pies jest do uśpienia (ciągała tył za sobą, miała poważne kłopoty ze wstawaniem). Niestety jako mało jeszcze wtajemniczany człowiek (miałam wtedy jakieś 13 lat), nie widziałam zdjęcia RTG, także nie jestem w stanie określić czy sytuacja była podobna do tej którą zamieściłaś. Wracając do tematu - nie zgodziliśmy się wtedy na uśpienie, zaczęliśmy szukać innych sposobów. Okazało się, że jedyną rzeczą która pomogła była chrząstka rekina w formie oleju. Oczywiście nie wyleczy to dysplazji, ale naoliwi przestrzeń między kością biodrową a bodajże udową, co da znacznie większy komfort w poruszaniu się twojemu psu. Dawkowania nie pamiętam, ale możesz wspomnieć o tym u weta. Moja chowka przeżyła z dysplazją 8 lat, a odeszła z kompletnie innego powodu. Zapytaj weta co o tym sądzi.
  11. Proszę o przeczyszczenie skrzyneczki :mad:

  12. Witajcie, czy ktoś miał może psa, który odczuwał głęboki uraz do jakiejś osoby i udało mu się go do niej przekonać? Swoją suczkę mam od szczeniaka, po 3 dniach pobytu u nas w odwiedziny przyszli dziadkowie - i oczywiście pieska wzięli na rączki. Od tamtej pory Buffy panicznie boi się mojego dziadka. Do babci się przyzwyczaiła, bo popracowała z nią troszkę - zabiera na spacery, daje smakoszki jeśli była grzeczna na spacerze, a nawet słucha jej gdy wydaje komendę "siad". W ostatnich miesiącach nawet zaczęła cieszyć się na jej widok i przynosić zabawki, co jest oznaką dużego zaufania ze strony mojego psa. Natomiast dziadek... mój dziadek uwielbia psy. W szczególności ONki, ale i naszą chowkę pokochał całym sercem. Niestety ona panicznie się go boi. Owszem, da się pogłaskać (z podkulonym ogonem, uszami po sobie i cała w pozycji uległej), ale smaczka już nie weźmie. Mam wrażenie, że to również przez to że dziadek kaszle. Gdy tylko kaszlnie pies ucieka i chowa się pod stół. Serce mi się kraje gdy to widzę, bo wiem jak dziadek chciałby się zaprzyjaźnić z tą moją Buffką :shake: Macie jakieś pomysły? Babcia ją jakoś do siebie przekonała, ale robiła to wg. moich instrukcji, natomiast dziadek jest w tym względzie niereformowalny :shake: Druga sprawa, po części jestem dumna, po części troszkę zła: Na spacery wychodzimy przed 7 rano, później o 14-15 i 20.30. Wiadomo, 20.30 to szarówka. Buffy ogólnie jest nieufna w stosunku do ludzi, chyba że człowiek ją do siebie przekona - postoi i porozmawia chwilę ze mną, nie będzie leciał do niej od razu z rękami bez pytania. Zawsze mówię, że jeśli da się pogłaskać, to można ją pogłaskać, jeśli ucieka od człowieka to ją po prostu zabieram i nie stresuję. Natomiast właśnie w czasie, gdy na dworze jest ciemno, uruchamia jej się "moduł stróża". Cała chodzi, jest jak radar - potrafi zobaczyć człowieka po drugiej stronie ulicy i się po prostu zatrzymać. Ostatnio szedł za nami mężczyzna, na oko 30 lat. Moja suczka usiadła na chodniku i nie ruszyła się, dopóki nie przeszedł obok nas cały czas mierząc go wzrokiem. Z jednej strony nie mam zamiaru jej za to ganić, bo odruch jest jak najbardziej prawidłowy - pilnuje mi "pleców", nie wykazując agresji. Z drugiej strony ludzie boją się koło nas przechodzić, gdy 25 kg piesek o wyglądzie lwa siądzie naprzeciwko nich i zacznie się patrzeć z miną "idź, bo... ". Raz uratowała mi tyłek tym swoim patrzeniem, bo odstraszyła gościa który najwyraźniej chciał mnie "skroić" z telefonu. Szczerze powiedziawszy nie mam najmniejszych wątpliwości, że gdyby faktycznie groziłoby mi jakieś niebezpieczeństwo, to na psa mogę liczyć. Macie jakieś pomysły na mojego niereformowalnego dziadka i czy robilibyście coś z tym zatrzymywaniem się na chodniku wieczorową porą?
  13. [quote name='juras23'] Inne po prostu panikują i trzeba jakoś im pomóc wyciszyć się.[/QUOTE] Ja mam zdecydowanie ten drugi typ. Ostatnio wyciągałyśmy ją z wanny, ściągałyśmy z wieszaka na ubrania (mhm, pies "wisiał" między kurtkami), chowała się pod choinkę, pod krzesłami w kuchni, chciała się schować nawet do klatki z królikiem... Z moich obserwacji to wynika z powodu niemożności zobaczenia niebezpieczeństwa. Na dworze się nie bała w sylwestra, bo widziała skąd ten huk dochodzi, skojarzyła że człowiek z petardą nic jej nie zrobi prócz hałasu. Za to w domu rozgrywały się dantejskie sceny - pies z wywieszonym językiem latał po całym domu, co huk to zryw i natychmiastowa zmiana miejsca. Nic nie pomogło prócz wyjścia z domu lub zamknięcia z nami w łazience z rozkręconym na full radiem. A proszków niestety brać nie będziemy, bo i tak po ostatniej procji antybiotyków dostała strasznych wymiotów....
  14. Proszę o przeczyszczenie skrzyneczki :razz:

  15. Super Express jest tak wiarygodnym źródłem informacji, jak prostytutka mówiąca o wstrzemięźliwości (bez obrazy dla tych pań). Jeśli otworzyłby taką pseudo-restaurację, to i tak ktoś miły doniósłby o serwowaniu takich dań. Głupia prowokacja ze strony wietnamskiego skandalisty i tyle, byłby totalnym idiotą nagłaśniając coś, co jest nielegalne. Od strony prawnej: - jeśli otworzyłby "restaurację", czyli lokal usługowy, musi mieć wszelkie potrzebne zgody wymagane do tego, tj: * uzyskanie zgody Inspektora Sanitarnego (SANPID-u) na prowadzenie w danym lokalu małej gastronomii (który zdrowy inspektor wyda zgodę na prowadzenie takiego lokalu) * lokal zgodny z przepisami przeciwpożarowymi (czyli wyjścia ewakuacyjne etc, a gdzie można takie znaleźć w apartamencie, przepraszam oknem mam zwiewać jak mu się wok zapali?) * i inne Teraz na weźmy to na logikę: * gość chwali się w gazecie (nie pierwszy raz), że coś takiego otworzy. Wiadomo, że jeśli ktoś chce robić coś nielegalnie, nawet na własny użytek, to nie będzie szedł z tym do gazet (przykładzik? Codziennie palę liście tuż przy Parku Narodowym. Nie zgadzam się z ustawą dot. ochrony lasów państwowych, dlatego idę z tym do gazet i wstawiam tam kolekcję zdjęć jak te liście palę i nic złego się nie dzieje). * wspomina o "klientach z Niemiec". To żaden geniusz z Niemiec nie wpadł już na taki pomysł tam?:shake: Ciężko mi w to uwierzyć. Z resztą po cholerę Niemcy mieliby przyjeżdżać do nas, na dania które legalnie i bez żadnych konsekwencji można zjeść w Azji? Poza tym (i chwała nam) w Polsce jest tylu obrońców zwierząt, że nie ma szans na to, by coś takiego przeszło. Z innej beczki - pamiętam, że któraś ustawa wymienia zwierzęta, które mogą być przeznaczone na ubój. Zwierzęta te są wymienione z nazwy, a ew. psina i kocina na pewno tam nie gości. Podejrzewam jednak, że tuż po otworzeniu takiego "lokalu" zostałby natychmiast zamknięty ze względów sanitarnych. To moje trzeźwe spojrzenie, a takie artykuły to jak walenie do mrówki z armaty. Jeśli nie będzie się pisać o takich oszołomach, to sami po jakimś czasie zgasną. A tak skandalista działa sobie wg. zasady "Nie ważne jak o mnie mówią, ważne żeby mówili". W ten sposób dodatkowo więcej osób dowie się o jego pozostałych restauracjach, które są legalnym biznesem.
  16. A grzyb powodowałby i te małe krostki na lewej łapce? To miejsce przy sromie było bardzo zaognione, teraz jest już o niebo lepiej, wręcz bym powiedziała że powoli wraca do poprzedniego koloru. Zrobiłam zdjęcie, bo może to jest jakoś powiązane z tymi krostami, miesiąc temu na podbrzuszu miała też czerwone krostki, ale ropne (dlatego dostała antybiotyk). Teraz krostki też się pojawiły, z tym że bez ropy. No i akurat z tym wielkim brązowym pobojowiskiem jak dotąd nie było problemu, uznałyśmy, że mamy to zaleczone, pani doktor również tak uznała. A to brązowe pobojowisko było całe czerwone, dostałyśmy maść na smarowanie 2x dziennie i jakoś udało się zaleczyć, zwalone to zostało na karb sterylizacji, bo to miejsce stało się tak ogniście czerwone pod koniec grudnia/początek stycznia (czyli niecały miesiąc po sterylizacji). No i nie można zapominać o wypadającej kępami sierści i problemie z utrzymywaniem ciepła. Łapy i ręce opadają :shake: Bo teraz znów powstaje pytanie, czy to wszystko jest jakoś połączone, czy mamy do czynienia z dwoma czy trzema choróbskami?...
  17. Co do pielęgnacji sierści pamiętam że kiedyś zamawiałyśmy preparat granulowany z marchewką, bodajże był to OLEWO Karoten. W tej chwili co jakiś czas daje jej się surową marchewkę, ew. gotowaną razem z wspomnianymi już wyżej delicjami :cool3: Co do pasożytów, to niestety nie wiem czy miała badane, musiałabym dopytać moją rodzicielkę. Ale wydaję mi się, że coś było robione przy okazji zapalenia uszu, z którym też co jakiś czas mamy problem. W sumie zamieszę wam zdjęcie, jak wygląda w tej chwili to z czym walczymy: [attachment=3113:11159.attach] Pierwsze zdjęcie - krostki na wewnętrznej stronie łapy Drugie zdjęcie - odbarwienie skóry przy sromie po poprzednim leczeniu antybiotykiem... czegoś. Bo nie wiadomo co to na dobrą sprawę było. Jedynie krostki na pierwszym zdjęciu są bolesne i zabiera łapkę przy dotyku. Dam wam jeszcze porównanie jak wyglądała kiedyś i jak wygląda teraz, niestety nie moge ich wstawić w tym poście, nie wiem czemu, z góry przepraszam za "dubel".
  18. Odrobaczona, sterylizacja odbyła się na początku grudnia, karma sucha: Purina Pro Plan Adult Sensitive Salomon & Rice, od czasu do czasu dostaje na kolacje gotowanego kurczaka i żołądki, prócz tego jakieś ciasteczka z lecznicy, też z serii Pro Plan. Serce miała sprawdzane przy okazji problemów z pecherzem, nie było żadnych problemów i zmian, ostatnio też była osłuchiwana i nic.
  19. Zależy co masz na myśli mówiąc ostatnio, krew miała badaną tydzień temu i nic nie wyszło. A mocz był badany w grudniu, też (tfu tfu odpukać) nic. Dodatkowo dzisiaj na wewnętrznej stronie tylniej łapy pojawiły się znów krostki. Miała już leczenie antybiotykiem na nie, ale wciąż nawracają... Byłyśmy z nimi u weta i nie jest to żadna alergia pokarmowa, może być to jedynie od jakiegoś czynnika zewnętrznego, ale nic ale to nic w domu się nie zmieniło, co mogłoby ją uczulać :-( Tym razem jednak nie są to krostki ropne, tylko bardzo czerwone punktowe, przy dotyku bolesne, cały czas je wylizuje. Szczerze mówiąc boję się usłyszeć diagnozę pt. - musi brać sterydy, bo i tak jak widzicie po "historii chorób" nie jest to najlepsze wyjście. Nie chcę, aby psu wysiadła wątroba, bo już przy ostatnim braniu antybiotyku pod koniec kuracji zaczęła wymiotować i leki trzeba było odstawić.
  20. Witajcie, to mój pierwszy post na tym forum i od razu zwracam się do was z wielką prośbą... Moja suczka ma zaledwie 3 lata, ale historią swoich chorób przebiłaby większość starszych psów. Miałam już 7 letnią czałkę i chociaż miała dysplazję i inne ciekawe przypadki, to przy niej była okazem zdrowia. Zacznijmy od początku: Buffy przyjechała do nas spod Torunia w grudniu 2011 roku, wyglądała na zdrowego i pełnego życia szczeniaka. Jest bardzo towarzyska względem psów, lecz ludzie napawają ją strachem. Nie wiem czemu, podobno jej mama również tak miała. Po 3 miesiącach pobytu u nas, zaczęła mieć problemy z trzecią powieką. Gdy już trochę "wydoroślała", przeszła pierwszy zabieg, który okazał się nieskuteczny (powieka została za mało odciągnięta) i musiała przejść drugi, po którym również rewelacyjnie nie jest, ale jakąś poprawę widać. W tym samym czasie, zaczęła chorować. Na co? Ano na bardzo przyjemną chorobę, zwaną krwotocznym zapaleniem pęcherza. Praktycznie po każdym wyjeździe na działkę, mimo zaganiania do domu przed pojawieniem się rosy, nie pozwalaniem spania na betonie i innym tego typu przyjemnościach udało jej się zachorować kilka razy. W końcu przestaliśmy wyjeżdżać na działkę, ale nic to nie dało - co jakiś czas mimo chuchania i dmuchania na nią, dostawała zapaleń. Wpadłam na pomysł, że może by ją wysterylizować, aby zapobiec nawrotom zapaleń. Bo przecież i tak psa bez rodowodu, który ma takie problemy ze zdrowiem nie będzie się rozmnażać, a może to coś da. Lekarki również zgodziły się z tym, że może to coś dać. Okazało się, że dało - od pół roku mamy spokój. I zaczęły się powikłania po sterylizacji. Sierść wypada jej kępami, a ponieważ obie nasz panie weterynarki dobrze nas znają, przeraziły się, gdy zobaczyły jak mało sierści zostało po bokach i grzywie. Dodatkowo na noc chowa się pod kołdrę i śpi ze mną w jednym łóżku (przypominam, to CHOW CHOW). Panie zaleciły wizytę u dermatologa, a jeszcze przed tym badanie krwi w kierunku chorób tarczycy. Badanie krwi nie wykazało podwyższonego hormonu, u dermatologa byłyśmy - jaka diagnoza? Ano pies ma depresję. Bo podobno w domu jest mu za dobrze i dlatego ma tak jak człowiek - wynajduje sobie wyimaginowane problemy. Krew mnie trochę zalała po tym, ale przemilczę tą diagnozę. Szczerze mówiąc ręce opadają mi do ziemi, nie wiem już co mam począć. Dzisiejsza noc jest chyba najgorsza jaka była. Bardzo głośno chrapała (nie, to było inne niż zwykłe chrapanie, tak jakby się dławiła), dodatkowo nie chce zbytnio jeść (przed chwilką zjadła kilka chrupek), a po wstaniu dusi się, mając odruch wymiotny. Od kilku dni po naszej okolicy grasują szczury (hura, niech żyje ustawa śmieciowa) i już kilka razy Buffy stanęła oko w oko z takim szczurem. Niestety wieczorem nie jest się w stanie zauważyć wszystkiego, dlatego podeszła bardzo blisko, usłyszałam jak szczur syczy odganiając mojego psa, szybko odciągnęłam ją, sprawdziłam pysk, łapy - żadnych śladów ugryzień nie było. Było to 13.02.2014 Po powrocie do domu zadzwoniłam po straż miejską, po czym spędziłam godzinę na dworze, czekając aż przyjadą i zabiorą szczura. Bo szczur był najprawdopodobniej otruty, dlatego nie ruszał się a syczał. Od tamtej pory Buffy jest coraz bardziej osowiała a ja już naprawdę nie wiem co robić. Nie chce mi się wierzyć, żeby po tygodniu było widać efekt ugryzienia, którego de facto nie widać. Macie jakieś przypuszczenia? Podejrzenia? Podobne przypadki? Zaraz idziemy znów do weta. Pomijam drobnostki typu zapalenia skóry, krostki, bo przy tym to błahostki. Ale też się zdarzały.
×
×
  • Create New...