Jump to content
Dogomania

Ayame Nishijima

Members
  • Posts

    1568
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    2

Everything posted by Ayame Nishijima

  1. Dobra robota, Dziewczyny! Gratuluję. Bardzo się cieszę, ze Huzar ma nowy dom. Oby tym razem juz na stałe.
  2. Elik, daj znać czy przelew poszedł. Ponowiłam dziś, bo poprzednio pomyliłam konta. Jak na razie nie mam nowego kontraktu więc wstrzymuję wpłaty na konto Huzara. A fotki faktycznie super.
  3. W sedanie stosowałam szelki i pasy. A teraz kupiłam auto specjalnie po to, by psisko miało wygodnie. Z tyłu mieści się całe posłanie, więc komfort ma. Grzecznie lezy na swoim miejscu, nie pcha się na siedzenia, ale i tak przypinam ją pasami. Wada: czasem się w nie zaplącze jak zmienia pozycję. Zaleta: gdyby coś się stało, jest zabezpieczona, nie przeleci przez cały samochód, nie rąbnie nosem w klatkę... Mam nadzieję, że szelki utrzymają ją w miarę bezpiecznie. Właśnie objechaliśmy 8500 km (nie, to nie pomyłka) w ramach wakacji. Było ok.
  4. W sedanie stosowałam szelki i pasy. A teraz kupiłam auto specjalnie po to, by psisko miało wygodnie. Z tyłu mieści się całe posłanie, więc komfort ma. Grzecznie lezy na swoim miejscu, nie pcha się na siedzenia, ale i tak przypinam ją pasami. Wada: czasem się w nie zaplącze jak zmienia pozycję. Zaleta: gdyby coś się stało, jest zabezpieczona, nie przeleci przez cały samochód, nie rąbnie nosem w klatkę... Mam nadzieję, że szelki utrzymają ją w miarę bezpiecznie. Właśnie objechaliśmy 8500 km (nie, to nie pomyłka) w ramach wakacji. Było ok.
  5. Jasne! Każdy rodzaj wokalizacji.
  6. Zarka, jak bardzo masz rację! :) Bou, dzięki za dobre chęci, cierpliwie czekam na nagrania. Nowe badania wskazują na to, że psy rozpoznają słowa podobnie jak ludzie: uaktywniają się u nich te same rejony mózgu. Ale jak wiele informacji same przekazują w formie dźwięku? I czy psy szczekają z akcentem?
  7. Cześć, Piszę do Was, ponieważ zakład behawiorystyki na uniwersytecie na którym pracuję potrzebuje próbek do badań. Próbką jest nagranie (jakośc z telefonu komórkowego jest wystarczająca), szczekającego lub w inny sposób wokalizującego psa. Chodzi o to, żeby było widać i słychać psiaka, oraz opis okoliczności w jakich wykonano nagranie. Mówiąc bardzo ogólnie, nagrania będą służyć ocenie wzorów wokalizacji. Po analizie ogromnej ilości takich próbek, komputer będzie szukał wzorów w szczekaniu. Być może będzie w ten sposób można wyłuskać coś co stanowi o znaczeniu szczekania. Jeszcze prościej: Być może za jakiś czas odtworzymy szczekanaie jakiegos psa, a komputer odpowie dlaczego ten pies szczeka. (Czy na obcych, czy chce jeść, czy cokolwiek innego). Nie oferuję niczego w zamian, (poza zwykłym "dziękuję"), nie wiem kiedy pojawią się wyniki tych badań. I nie mam pojęcia jakie one będą. Zwyczajnie uważam, że temat jest ciekawy, w żaden sposób nie krzywdzi uczestnika (psa) a może coś dać przyszłym pokoleniom psów. Chętnych do pomocy proszę o przesłanie nagrania i opisu na mojego maila: ayame.ni(tu wstaw dalszą część mojego nicka)@gmail.com Dziękuję!
  8. Hej Dziewczyny, Nie było mnie przez jakiś czas i nie miałam jak zrobić przelewu. Cieszę się, że nasz chłopak ma się dobrze. Dziś wieczorem wpłacę swoją deklarację dla Huzara.
  9. No i jednak. Nawet burze nie stanowią problemu. Bardzo się cieszę, widzę, że Huzar chudnie - to tez mnie cieszy. Dobrze, że ma się gdzie wyszaleć... Zastanawia mnie tylko jak bardzo stabilny musi być Huzarowy opiekun. Pamiętam Huzarowe pierwsze dni: ciągnął na smyczy jak szalony, był podekscytowany, próbował skakać na Beatę kiedy tylko otwierała boks... Szybciutko go wtedy naprostowała. Właściwie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Huzar zaczął siadać w boksie i czekać na założenie obroży przed wyjściem, przestał ciągnąć na smyczy, nie kradł jedzenia ze stołu... (Co Huzar zostawił ukradła Mila ;)) Zachowywał się najlepiej w całym hotelu. To ewidentnie uległy pies, który jednak potrzebuje informacji co ma robić. Inaczej wszystko mu się miesza i zaczynają się kłopoty.
  10. Usiata, Rozmawiałam dziś z Beatą, żeby wszystko jej przekazać, więc wiem, że wszystko już z nią omówiłaś. Numer telefonu podeślę na priv - na wszelki wypadek. Ale po pierwsze, jakby co to ja oddzwonię, mnie to kosztuje tyle co nic, a z Polski nie ma tak fajnie, po drugie - niestety - w pracy nie mogę korzystać z telefonu: w pokoju pechowo nie mam zasięgu a w czasie pracy w labie jestem tak ubrana, że nawet nie miałabym jak sięgnąć po telefon, nie mówiąc o tym, że byłoby to mocno nierozsądne. Jak powiedziałam, Huzara nie porzucam, będę i dziś z Beatą umówiłyśmy się, że ona mu album u siebie założy, więc też będę podglądać.
  11. Elik: Nie będę zasmiecać watku bezsensowną dyskusją. Napiszę do Ciebie na priv. Usiata, Nie zależy mi na kontrolowaniu czegokolwiek, wycofuję się z dotychczasowej roli. Robię to z ulgą, bo raz, że patrzymy na sprawę Huzara inaczej, dwa, że jestem za daleko na jakąkolwiek rzeczową pomoc. Trzy, w końcu byśmy się pokłóciły. Tak jest lepiej. Dziękuję za konsekwencję w działaniu.
  12. Elik: Beata nie odbierze jeśli dzwonisz na numer, którego już nie ma. Poprzednio mówiłaś to samo, a później dzwoniłaś na aktualny numer i nie było problemu. Już trzeci raz jest to samo. Z resztą ja rzadko dzwonię, bo nie mam za bardzo jak. Najczęściej kontaktuję się na FB. Nie zwykłam się obrażać o bzdury - a tu naprawdę nie ma o co. Ale skoro tak to odbierasz, to wyjaśnię w czym rzecz. Moja deklaracja wycofania się z decyzyjności jest jedynie logiczną konsekwencją faktu, że mam zdanie odmenne od wszystkich. To banalnie proste. Ja nie jestem nieomylna, a i wszyscy inni nie mogą się mylić. Usiata ma wielkie doświadczenie, wyadoptowała ponad 100 psów i nie zawaliła żadnej adopcji, żaden pies nie wrócił. Skoro tak, należy uznać, że wie lepiej. Ty zazwyczaj masz zdanie bliższe temu co pisze Usiata, niż ja. Ania też patrzy na sprawy tak jak Wy. Coś w tym chyba jest, prawda? Nie ogarniam już wątku tak jak kiedyś, jestem za daleko, żeby sprawdzić samej, widocznie również nie przekazuję informacji dość jasno, skoro widzicie sprzeczności. Dawniej takich problemów nie było. To kolejny powód, żeby zostawić to komuś, kto bardziej jednoznacznie i bez wątpliwości przekaż informacje. Tyle argumentów chyba wystarczy. Rozsądny człowiek potrafi zaakceptować fakt, że sobie z czymś nie radzi. Osobą decyzyjną w sprawie Huzara jest Ania 68. I ja nie wpycham się w Jej obowiązki ani przywileje. Jedyne, do czego zawsze miałam prawo, (ze względu na to, że zabierając Huzara z Olkusza Ania miała obiecane wsparcie (również finansowe) i pewną odpowiedzialność za psa z Elik i mojej strony), zawsze we trzy rozważałyśmy różne ewentualności. To w ramach tej odpowiedzialności jeździłam do państwa pracować z Huzarem i uczyć ich jak się z psem dogadać, dlatego Elik z Anią odwiedzały Huzara razem. Teraz przed umieszczeniem w hotelu we dwie z Anią zastanawiałyśmy się jak to zorganizować. Elik w tym czasie nie była w stanie pomóc. Z Anią zastanawiałyśmy się gdzie umieścić Huzara, na jak wysokie deklaracje możemy sobie same pozwolić i co będzie jeśli nikt nam nie pomoże. (Tu nie znalazłyśmy odpowiedzi.) Wcześniej jeśli chodziło o psie zachowania dziewczyny miały do mnie pewne zaufanie. Ale ostateczna decyzja należała i należy do Ani. Usiata, ja już nie podejdę do tematu bardziej konstruktywnie niż do tej pory. Ze względu na Huzara wróciłam na to forum choć miałam tego nie robić, ze względu na Huzara płacę tutaj deklarację. Ze względu na Huzara konsultuję jego problemy z behawiorystkami i podaję nowe sugestie. Ze względu na Huzara - i jego wątek - dopraszam się o nowe fotki i wiadomości z hotelu (BTW zaraz wkleję kolejne zdjęcia, zobaczycie jak ładnie Huzar chudnie). Poza Huzarem nie żyję już ratowaniem bezdomniaków, (Wpłacam kasę ale nie zajmuję się tym sama, bo sama nie dawałabym rady) ale dla Huzara wróciłam do tematu. Więc proszę, nie sugeruj, że chodzi tu o coś innego, niż o Huzara. Dla Huzara omówiłam sprawy na uczelni i wyszłam z propozycją szukania domu zamiast hotelu. Domu, który by psu pomógł, bo opiekując się jednym psem można zrobić dla niego więcej, niż najlepszy nawet hotel. Nawet podałam przykład jak taka pomoc mogłaby wyglądać. napisałam, że to będzie dom jeden na milion, a może wcale się nie znajdzie. W odpowiedzi przeczytałam o ewentualnej zgodzie na adopcję, sprzecznościach i że nie można w ogłoszeniu ukrywać problemów Huzara. No i tutaj to już ja widzę sprzeczność. Jak można szukać domu, który będzie pracował nad lękami, powiedzieć jak i jednocześnie ukrywać problemy w ogłoszeniu? Trudno mi nie odczytać tego jako przypisywania złej woli - jakbym chciała Huzara wyadoptować, żeby się pozbyć problemu. Spodziewałam się dyskusji o pomocy dla psa. Pytań, które jeszcze zadać w hotelu, pomysłów, namiarów na behawiorystów... Ale nie potraktowania jakbym olewała potrzeby psa. Przykro mi, to był mój jedyny pomysł. Innych nie mam i pewnie miała nie będę. Nie wykręcam się z obietnicy wsparcia finansowego, bo to byłoby nie fair i to jest Ani najbardziej potrzebne. Tak długo jak mogę - będę pomagać. Lojalnie uprzedziłam, że mogę mieć przerwę z wpłatami, bo wiem, że kiedy skończy się mój kontrakt, mój mąż równocześnie straci pozwolenie na pracę i będziemy musieli obydwoje żyć z oszczędności. Jak dostanę nowy kontrakt, od razu wracam do wpłat. Co do przekazywania informacji: właścicielka hotelu nie pisze na dogo. I nie dlatego, że nie ma czasu, (to też) ale głównie dlatego, że nie chce. (I po tym, co się tu działo nawet nie śmiałabym jej prosić, żeby zaczęła pisać). Co do maila co dwa dni, to chyba jest to mało racjonalne. Przecież wiadomo, że praca z psami to więcej niż 8h dziennie, gdyby takie maile do każdego pisać, to kolejne półtorej godziny zleci... (A każdy ma dom, rodzinę.) A ile razy można pisać to samo? Przecież w dwa dni - zwłaszcza spokojne - niczego nowego nie będzie. Poprosiłam o nagranie kiedy Huzar jest sam. Póki co nie ma czym tego nagrania wykonać. Jak się uda sensowny sprzęt załatwić, to będzie filmik - to mamy obiecane. Ania nie miała czasu na bieżąco kontaktowanie się z hotelem, więc kontaktowałam się ja. Kiedy miałam nowe informacje, przekazywałam tutaj. Tyle było do tej pory.
  13. Elik, dobrze wiesz, że spora część hoteli - w tym Huzarowy - nie ma ochoty tracić czasu na dogo na użeranie się z ludźmi, którzy nie mają nic lepszego do roboty i na dogo nie zagląda. Więc na bezpośrednią dyskusję na wątku nie masz co liczyć. Beata nie zmieni zdania tylko dlatego, że my chciałybyśmy informacje bezpośrednio z hotelu. Ale przecież możesz do hotelu napisać. Znasz Beatę, powie Ci co trzeba. Myślisz, że skąd ja informacje biorę? Zgaduję? Zgodziłam się wrócić na to forum tylko dla Huzara. Płacę na niego, bo od początku zajmowałam się jego wątkiem, pomagałam go wyciagnąć z Olkusza. Ale nie jestem w stanie zrobić tyle co kiedyś. I nigdy już nie będę. Nie będę miała tyle informacji i nie będę mogła poświęcić tyle czasu temu wątkowi. Przyjęło się kiedyś, że Ayame się dowie, Ayame zda szczegółową relację, Ayame pojedzie do hotelu dwa razy w miesiącu. I fajnie. Jak byłam w Polsce mogłam jeździć, robić fotki i nie miałam nic przeciwko. Cieszyłam się, że mogę pomóc. Tyle, że już nie jestem. I nie będę. Na dzwonienie czy inną formę bezpośredniego kontaktu mam znacznie mniej czasu niż Wy. Ale kontaktuję się, pytam i piszę co wiem. Z ostatniej rozmowy dowiedziałam się tyle: - gubi zbędne kilogramy, - w stadzie sprawuje się super, - to pies dla aktywnych, lubi być porządnie zmęczony, najspokojniejszy jest kiedy się go wybiega, - w burzę jest problem, pobudza się i niszczy boks, legowiska zostawia w spokoju, - niszczy tylko w czasie burzy (trwającej i zbliżającej się). Myślę, że wobec zaistniałego zamieszania i sprzeczności, ktoś inny powinien zająć się tym wątkiem. Mnie to nie wychodzi. Ponadto, jako że od kiedy Huzar wrócił z adopcji nie zaproponowałam nic, co zostałoby dobrze przyjęte, a nasze wcześniejsze działania spotkały się z krytyką, (z której sporą częścią do teraz się nie zgadzam), powinnam zrezygnować z podejmowania decyzji co do psa, gdyż widocznie się do tego nie nadaję. Nie zamierzam iść w zaparte, potrafię przyznać się do błędu. Liczę na to że bardziej doświadczeni znajdą mu lepszy dom na zawsze. A ja będę trzymać kciuki.
  14. Usiata, gdzie są sprzeczności? Są informacje z dwóch różnych miejsc. 1. Lęk przed burzą i lęk separacyjny 2. Lęk przed burzą i spokój, kiedy Huzar zostaje sam. W hotelu Huzar kompletnie nie przejmuje się tym, że opiekunowie wychodzą. Cisza, spokój, zero zniszczeń. Podobno w domu-nie-stałym była demolka. Różne zachowania przy dwóch różnych opiekunach to nic nadzwyczajnego. To czy powróci do lęku separacyjnego czy nie, nie da się przewidzieć. To zależy od tego gdzie się znajdzie i z jakimi opiekunami. Pytasz mnie skąd pewność... Nie ma pewności. Nie miałabym pewności co zrobiłby mój własny pies przy innych ludziach. Tym bardziej nie potrafię przewidzieć jak zachowa się Huzar. Fajnie, że się zgadzasz na ewentualne szukanie domu dla Huzara, jeszcze pasowałoby mi poznać zdanie Ani i Eli... A co do marginesu, to tak, są domy z ludźmi starszymi, którzy prawie nie wychodzą, są na emeryturze i jak już muszą wyjść do sklepu, to mogą po burzy. Ale to domy dla psich staruszków. Bo taki człowiek psa nie wybiega. Są też domy z ludźmi oddanymi zwierzętom, takimi, którzy rozumieją, że pies może potrzebować pomocy i chcą mu tą pomoc dać. I może nie będą w domu ciągle, ale będą w stanie psa do hałasu przyzwyczaić. I dlatego pisałam, ze szansa na odpowiedni dom jest jedna na milion. Ale jeśli nie spróbujemy, to nawet jedna na dziesięć przejdzie nam koło nosa, a Huzar może utknąć w hotelu. Nawet na trzy lata.
  15. Już wyjaśniam. O lęku separacyjnym mówili poprzedni państwo. W hotelu problemu nie ma. Czemu? Najprawdopodobniej to państwo Huzara wywoływali w psie lęk. Wystarczy, ze wychodzili podenerwowani, abo się czule z nim żegnali. To może dramatycznie zmienić zachowanie psa. W hotelu jest bardziej neutralnie. I bardziej dla Huzara naturalnie. Rozstania są spokojne, obojętne, z sygnałem "wszystko jest normalnie", zamiast "będzie się działo coś strasznego". Już państwo Huzara mówili, że pies boi się burzy. Problem jest w tym, że Huzar reaguje niszcząc. Tak się zdarza. Fobię na głośne dźwięki można łagodzić, wyleczyć pewnie się nie da. ALe czym innym jest pies podenerwowany, który krąży po domu, dyszy i próbuje się schować, a czym innym pies demolujący mieszkanie. W obu przypadkach pies cierpi. Ale w jednym jest szansa, że będzie miał dom i kogoś, kto będzie próbował to cierpienie ograniczyć, w drugim - nie. Jeśli to my mamy Huzara doprowadzić do stanu w którym nie będzie bał się burzy, to potrzebujemy na to pewnie z roku czasu. I sporo kasy, bo pewnie potrzebny będzie behawiorysta, a Huzar będzie potrzebował ćwiczeń mocno angażujących opiekunów w hotelu. Alternatywą jest spokojne szukanie domu, który weźmie psa - już po sezonie burzowym - i z naszą pomocą spróbuje zminimalizować jego lęk. - Desensytyzacja - poprzez odtwarzanie niepokojacych dźwięków, na początku bardzo cicho, podczas zabawy i stopniowe zwiększanie głośności można zmniejszyć poziom lęku. - Można później - już w czasie burzy - nauczyc psa, ze to coś fajnego bo np kiedy jest burza, dostaje dobre jedzenie... I tak dalej. Tyle, że dom, który zapewni psu te ćwiczenia, jednocześnie państwo będą potrafili Huzara zmęczyć w ciągu dnia i będą dobrymi opiekunami, to jak jeden na milion. Dlatego można pomyśleć o poszukiwaniu takiego domu już teraz. Uda się - super. Nie uda się - będziemy działać my. Ale szkoda trzymać Huzara w hotelu skoro nie ma innej niż lęk po temu potrzeby. Psy żyją za krótko, by odbierać im czas szczęścia w oczekiwaniu na niewiadomo co.
  16. Hej, agnilas! Miło, ze zaglądasz. Przepraszam, że mnie ostatnio nie było, ale miałam staż wyjazdowy i mnóstwo pracy. Wypytywałam ostatnio o Huzara. Więcej problemów niż lęk podczas burzy nie zaobserwowano. Co to dla nas znaczy? Według mnie tyle, że jest źle ale nie tragicznie. Jeśli lęk przed burzą uda sie doprowadzić do racjonalnego poziomu albo kontrolować choćby i lekami, to Huzar ma szansę na dom. Jeśli nie... Prawda jest taka, ze niewiele domów weźmie psa z problemami, kiedy można wybierać z tak wielu bezdomniaków. Tak, można napisać, że fajny będzie taki dom, żeby zawsze ktoś w nim był. Jane, ale Huzar potrzebuje aktywnych ludzi. Jakoś nie widzę aktywnych ludzi cały czas siedzących w domu. Nie można startować z poziomu nierealnych oczekiwań. Sezon burzowy jest pewnie około połowy. Za miesiąc z kawałkiem burze praktycznie zanikną, będzie czas na przyzwyczajanie Huzara do odgłosów burzy. Gdyby pracować z nim jesień, zimę i wiosnę, byłaby szansa na poprawę. Hotel tego nie zrobi, bo taka praca wymaga poświęcenia psu naprawdę dużo czasu. No i pracę najlepiej zacząć, kiedy nie ma burz, żeby nie pogłębiać stresu. Może warto dać psiakowi szansę próbując go wyadoptować z tym problemem i pomocą w jego rozwiązaniu? Może będziemy mieć szczęście?
  17. Nowe wieści z hotelu. Jest jedna dobra wiadomość, Huzar powoli chudnie. Zła jest taka, że w czasie burzy faktycznie panikuje, niszczy boks (choć posłanie zostawił w spokoju). Z separacją jest tak plus-minus. Kiedy jest zmęczony, nie ma problemu. Czekam na więcej szczegółów co się dzieje, kiedy zostanie sam a nie jest zmęczony... Aha, pies lubi się wyszaleć, fajnie, jakby miał aktywnych państwa. Coś mi mówi, że może być ciężko z adopcją...
  18. Trochę nie pisałam, ale w końcu zorganizowaliśmy sobie wolny weekend i wybraliśmy się w odwiedziny do Sabiny. Było ogólnie fajnie, choć raz musieliśmy wyplątywac jedną z jej suniek z pomiędzy zębów Kaori. Obyło się bez szkód, akcja miała charakter jedynie uświadamiąjący. Tymczasem na FB znalazłam fotkę z hotelu, na której jest Huzar. Widać, że nie ma problemów w kontaktach z psami, nie wygląda na nieszczęśliwego.
  19. Przewidywalnie nieprzewidywalna... To bardzo smutne, że tak długo się męczycie i nie udało się suni pomóc. Na dniach spróbuję podpytać jak tam u Huzara, to zamieszczę jakiś update. A tymczasem ciut prywaty: jesteśmy po usunięciu szwów, rana się zrosła. Guz wycięty z czystym marginesem, jak na mięsaka dość mało agresywny. Przerzutów nie stwierdzono, powinno być dobrze. Za to w weekend jedziemy do Sabiny - tej dla której tymczasowałam Nelę. (Przypomina mi się jak dwa lata temu wspominałam, ze może będę na tyle blisko, ze uda mi się ją odwiedzić. Długo to trwało, ale w końcu powinno się udać.)
  20. Hej Dziewczyny. Nowych wieści o Huzarze póki co nie mam, ale wiem, ze w hotelu znów jakieś remonty i właścicielka prosiła, żeby dać jej pracować i nie gnębić przez chwile telefonami jeśli nie ma nic pilnego, więc... nie gnębię. Za to puściłam przelew. W końcu. Pozdrawiam w samo południe.
  21. Poszła kasa od cioci Aliny. Już się nie mogę doliczyć za jakie to miesiące, więc uznajmy, że za maj i czerwiec. Czyli jeszcze w przyszłym miesiącu wpłata lipcowa. Fajnie, że zęby wyczyszczone. Ja ostatnio zafundowałam to samo mojemu suczydłu. Niby problemów nie było, z buzi źle nie pachniało, ale skoro już i tak lądowała na stole operacyjnym, to postanowiliśmy w pakiecie wyczyścić zębiska.
  22. Usiata, poczekaj z kategorycznymi opiniami, niech Ania powie jak było, bo to ona miała kontakt z Państwem. Nie wszystko znajdziesz w wątku. Do tego czasu ja mogę napisać to, co ja wiem, a co do reszty możemy sobie gdybać co było a co nie. Po drugie, co kategorycznie utrzymuję, rady dla Państwa po nawrocie kłopotów też były, zwróć uwagę na rozmowę na temat drugiego psa. Jechać ponownie nie mogłam, bo zamiast 90 km zrobiło się kilka tysięcy. Po trzecie i najważniejsze, to nowi właściciele Huzara byli jego opiekunami. To ONI powinni podejmować jakieś działanie i decyzje. Owszem, mogli prosić o radę, o kontakt z kimś kto może przyjechać, pomóc. Owszem, nie zostaliby spławieni, otrzymaliby pomoc. Ale my nie jesteśmy od tego, żeby każdą jedną osobę prowadzić za rękę i kontrolować jej działania na każdym kroku. I nie zgadzam się na zrzucanie odpowiedzialności na ludzi, którzy chcą i mogą pomóc, ale nie mają już prawa decydować, bo nie są prawnymi opiekunami psa. Chyba, że psu dzieje się coś złego i trzeba go odebrać. I na koniec: Konstruktywnie czy nie, tracimy czas na głupstwa. Sprawa jest prosta. Państwo robili co uznali za istotne, chcieli dobrze, ale niestety nie zauważyli, że sierść psa jest nieładna, i że go uszy swędzą. A skoro ich nie zauważyli, to by nam o nich nie powiedzieli nawet gdybyśmy tam dzwoniły codziennie. Nijak nie da się podpiąć tego pod krzywdzenie zwierzaka, więc dajmy już państwu spokój. Huzar miał dom, miał kochających go ludzi, miał co jeść, gdzie spać, miał zabawki i ogród do biegania. To źle? Z lękiem separacyjnym państwo poradzić sobie nie potrafili, ale o czym my tutaj mówimy, skoro wiele osób ratujących psy i nawet obecnych na tym forum nie jest w stanie sobie z tym problemem poradzić? To ciężka praca a i tak nie zawsze daje efekty. Z całego splotu wydarzeń wynikło to, że Huzar jest w hotelu, gdzie czuje się dobrze, a my będziemy mu szukać nowego domu. I pewnie wspomnimy podczas adopcji o czesaniu i dbaniu o uszy, ale o wielu rzeczach wspomnieć zapomnimy. Ot, życie. Wiadomość dużo bardziej istotna: Huzar dobrał się do ściany w boksie, zrobił w niej dziurę. Nie wiem, czy to wynik lęku, czy znudzenia, bo zachowywał się w miarę cicho, czy zajawki na wyjście na spacer. Musimy mieć więcej informacji.
  23. Usiata: tak, zwykle jest tak, że wina jest po obu stronach sporu. Jako prawnik masz w tym temacie super doświadczenie. Jest tylko jedno ale. Nie da się fizycznie odwiedzać każdego psa 4 razy do roku, zaglądnąć mu do uszu, zauważyć każdy problem. Huzar został wyadoptowany 31 maja 2014. Już 8 czerwca była wizyta, bo pies sprawiał problemy. (i to nie była wizyta na zasadzie blok obok. Specjalnie pojechałyśmy do państwa, specjalnie we dwie, reakcja na problem była niemal natychmiastowa: Kilka godzin rozmów, demonstracji i ćwiczeń. Akcja z obcięciem drugiemu psu pazurów zrobiła wrażenie i otworzyła państwu oczy.) Później podobno się poprawiło. 2 lipca był telefon, żeby sprawdzić jak się pies sprawuje, państwo powiedzieli że wszystko jest super. Kolejna wizyta była dopiero 16 marca. Czy Ania dzwoniła jakoś pomiędzy nie wiem, tu trzeba ją zapytać. (Ja od połowy października byłam wyłączona planując przeprowadzkę i pakując całe swoje życie w Polsce do jednej walizki i nie miałam czasu na inicjowanie kontaktów z nowymi właścicielami psów). Zaskakujące jest dla mnie coś innego: Ania była z państwem już niemal na "ty" kiedy byłyśmy tam razem. Nikt nie spodziewał się, że Huzar dalej będzie rozrabiał. 16 marca, Ania napisała, że dalej są problemy z niszczeniem i że pies kradnie jedzenie, byłam szczerze zaskoczona. Ale jeśli były problemy, to dlaczego państwo nie zadzwonili wcześniej? Przecież kiedy uznali, że mają psa dość, nie mieli problemu, by się skontaktować. Telefon wciąż działał. Pomiędzy lipcem i marcem też działał. I o 3 w nocy też był włączony. Odczytuję z Twojej wypowiedzi, że zarzucasz nam, że olałyśmy psa. Z tym się zgodzić nie mogę. Owszem, gdybyśmy drążyły, pewnie dowiedziałybyśmy się o problemach wcześniej. I tu mogę powiedzieć "żałuję, że nie sprawdziłyśmy, że nie zadałyśmy konkretnych pytań z odpowiedzią "Tak" lub "nie". Żałuję ze względu na Huzara. Tylko że wiesz co? Po to dajemy psom nowe domy stałe, żeby ktoś je pokochał i o nie dbał. Nawet dzwoniąc do państwa co dwa miesiące i odwiedzając psa dwa razy do roku, nie jesteś w stanie zauważyć każdej rzeczy, która jest nie tak, bo widzisz psa w szczególnej sytuacji, w szczególnym kontekście. Ale jeśli to TY masz psa, bierzesz za niego odpowiedzialność i chcesz go mieć, to powinnaś zauważyć, że za często się drapie Powinnaś dostrzec, że jego sierść wygląda źle, że należy mu się kąpiel. (Problem z uszami był na tyle łagodny, że w hotelu też nie zauważyli go od razu. Wyszedł podczas badania.) Ale do jasnej anielki: u swojego psa, z którym spędzasz pół dnia, codziennie, powinnaś być w stanie zauwazyć, że coś jest nie tak.) I też sobie myślę, że jest pewnie prawdopodobieństwo, że przy swoich 155 wyadoptowanych psach możesz nie wiedzieć o jakimś problemie któregoś z nich. To wynik tego, że jesteśmy ludźmi, nie wróżkami i jeśli nikt nam nie powie, że jest jakiś problem, możemy nie mieć szans go zauważyć. Do czego zmierzam? Do stwierdzenia, że podział owej "winy" nie jest równy. Ocena poprzedniego psiaka wypadła bardzo pozytywnie. Państwo mówili i Huzarze w bardzo ciepły sposób Bawili się z nim rzucając piłkę. Wydawało się, że pies ma idealne warunki. Jeszcze raz podkreślam: ja nie obwiniam państwa Huzara o to, że chcieli go skrzywdzić. Jedynie stwierdzam fakt jego zaniedbania. Pies kąpany zbyt długo i pewnie nie był czesany. Został spasiony i nie zauważono, że ma grzyb w uszach. I wiesz, właściwie to są bzdury. To nie jest to samo, co znęcanie się, uwiązanie na łańcuchu, za które natychmiast psa odbierasz. Huzar kochał swoich państwa. Oni pewnie kochali jego. Ale niestety brakło im wiedzy jak się z nim obchodzić. Kiedy matka rodzi dziecko uczy się je przewijać i karmić, a nie zostawia w kupach, bo nie wie jak je umyć. Kiedy masz psa, dbasz o niego, a jeśli czegoś nie wiesz, to pytasz o rady. I tu dochodzimy do problemów behawioralnych: Jeśli pies takie ma, to naturalnym wydaje mi się, że państwo powinni spróbować je rozwiązać. (Zwłaszcza, że juz tydzień po adopcji pojawiły się takie problemy, a po mojej wizycie, kiedy trochę zmienili podejście do psa, znikły. To chyba powinna być wskazówka, że potrzebna jest zmiana własnego zachowania, że psu można pomóc.) Czy naprawdę można nie zobaczyć, ze pies z lękiem separacyjnym cierpi? Zmartwiło mnie, że państwo próbowali ograniczyć szkody materialne, ale nie pomyśleli, by pomóc psu. I to mi się nie spodobało. Państwo oddając Huzara radośnie oświadczyli, że adoptują innego pieska. I wiesz, ja wiem, że oni chcą dać jakiemuś psu dom, że są gotowi ponieść koszty, że chcą jakiegoś psa pokochać. Ale jeśli mają go zaniedbać, nawet nie celowo a z niewiedzy, to naprawdę lepiej, żeby mieli pluszowego. I tylko w tym kontekście to napisałam. Tak sobie myślę, że może zafunduję im jakąś książkę o podstawach pielęgnacji i dbania o psa... dla nich samych i tego następnego psiaka, którego adoptują. Może będzie im się chciało poczytać. Ja wciąż uważam, że to dobrzy ludzie. A tak w ramach offtopa: Im więcej uczę się o zachowaniach psów, tym bardziej mam wrażenie, że sama źle traktuję swoją Kaori. W ogóle przestałam ja przytulać (choć wcześniej robiłam to rzadko, bo wiedziałam, że niekiedy jej się to nie podoba), Znacznie rzadziej do niej podchodzę i znacznie ostrzej reaguję kiedy inni ludzie zachowują się niewłaściwie. Ostatnio "skorygowałam" nawet zachowanie swojego szefa, który kocha psy, ma swojego pasiaka, ale nachylił się nad Kaori powodując jej dyskomfort.
  24. Może tak właśnie było. Rozwiązaniem był kojec, by pies nie niszczył w domu, a nie szukanie pomocy dla psa. Ale ja myślę, że to szerszy problem braku zrozumienia, traktowania zwierząt jak rzeczy, przekonania że pies ma się dobrze zachowywać, a jeśli tak nie jest to coś jest z psem nie tak. "Bo przecież miał wszystko i jedzenie i przekąski pomiędzy i ogród do spędzania czasu i głaskaliśmy go". "Bo my daliśmy mu wszystko a on był niewdzięcznym psem". No powiedzcie tak poważnie, czy to nie jest typowe myślenie większości ludzi? Są jeszcze tacy, dla których pies jest przedmiotem użytkowym, ma pilnować podwórka, wtedy ma budę i swój łańcuch. I nie zawsze ma wodę w misce, bo przecież nie zdechnie jak mu parę godzin picia braknie. Z tych dwóch schematów wolę ludzi, którzy chcą dobrze tylko nie wiedza jak. Cieszę się, ze Huzar wrócił, bo tak jest lepiej dla niego. Państwa nie będę obwiniać, bo nie ma sensu. Nie wierzę, że ich celem było skrzywdzenie czy (już później) chęć pozbycia się psa pod byle pretekstem. Pewnie gdyby Huzar super się zachowywał mógłby tam zostać i być rozpieszczanym. Teraz to co było nie ma znaczenia. Huzar jest psem, dla niego liczy się czas teraźniejszy. Da nas powinna jeszcze przyszłość. UPDATE Mam nowe informacje o Huzarze. Te stawiają poprzednią moją opinię pod znakiem zapytania. 9 kg nadwagi (waży 34 kg) sierść w złym stanie, zalecone kąpiele i czesanie i grzyb w uszach. No i o ile spasiony mógł zostać ze źle pojętej miłości, to dwa pozostałe już nie znajdują usprawiedliwienia. Naprawdę cieszę się, że wrócił. Szkoda, że nie wcześniej. A państwu poleciłabym na przyszłość pieska pluszowego.
  25. Elik, tak jak napisałam, to bardzo możliwe, że Huzar sprawiał poważne kłopoty. Znam przypadek, gdy pies demolował mieszkanie, kiedy jako ostatnia wychodziła z domu pani. Kiedy ostatni wychodził pan, wszystko było ok. I tak przez pół roku. Chwilę państwu zajęło znalezienie tej prawidłowości a później zrozumienie co pani robiła źle. Daleka jestem od stwierdzenia, że państwo oddali Huzara pod pretekstem problemów, kiedy pies był ideałem. Wierzę, że mógł sprawiać poważne problemy. Nie winię za to psa, uważam, że w 90% to państwo spowodowali problem, ale też rozumiem, że mogli o tym nie wiedzieć. Dajmy Huzarowi kilka dni zanim pomyślimy o ogłaszaniu. Lepiej przetestować go na kilka sposobów i wyadoptować już na stałe w dobrej formie, niż stracić energię za szukanie domu tylko po to, żeby znów wrócił, bo coś zostało przegapione i jednak sprawia jakieś problemy.
×
×
  • Create New...