Jump to content
Dogomania

RomanS

Members
  • Posts

    126
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by RomanS

  1. [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]A więc i Koruś? I to pierwszy? To chyba jakaś czarna seria! [/FONT] [FONT=Arial] Biedak, on -"ślepaczek" zawsze był łatwym łupem dla psich dominantów. I przez to "obrywał" przy różnych okazjach. A mimo wszystko był taki ruchliwy, nie poddawał się, wciąż chciał korzystać z tego co mu los jeszcze zostawił. Przesympatyczny, wielka, wielka szkoda! Zostanie w pamięci jako kolejny Wspaniały, który odszedł. [/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]Pani Jagodo: Współczuję. RomanS [/FONT]
  2. Bałem się tu dzisiaj zajrzeć, ale: Wszystkim znanym i anonimowym, którzy przyczynili się do tego, aby Lucek pod koniec swych dni miał godne "psieństwo", serdecznie dziękuję - bo rzeczywiście miał! I tym możemy się w żalu pocieszać. Tyle bezinteresownego wysiłku i starań! Podziwiam. Jesteście Wielcy! RomanS
  3. Wieści fatalne. Ale lepsza najczarniejsza prawda niż zwodnicze udawanie, że wszystko w porządku. Jestem za propozycją Pani Murki, zdaję się na jej intuicję i ocenę zespołu lekarskiego. Jeśli ta operacja nie rokuje nadziei, Lucek miałby się po niej tylko męczyć i tak naprawdę jedynie przedłużyłaby mu powolną agonię, to lepiej go z tej śpiączki już nie wybudzać. I jeżeli rzeczywiście są też przerzuty na wątrobę, to chyba w ogóle nie ma o czym mówić. Jeśli jednak będzie jakaś realna szansa na to, aby Lucek wykaraskał się z tego okropnego dołka, czego mu bardzo życzę, to może warto spróbować usunięcia guza. Gdyby te zabiegi wymagały jakiegoś dodatkowego wsparcia, to jestem gotów. RomanS
  4. Witam! Sprostowanie: wcale nie miałem na myśli aż tak drastycznych sytuacji o jakich pisze Pani Bejotka. Wiem, że ludzie w psiej branży są bardzo w porządku i można im spokojnie zaufać. Ale czasami pewne obawy mogą być silniejsze od zdrowego rozsądku. W tym przypadku "wyszło szydło z worka": okazało się, że ja po prostu też jestem zazdrośnikiem, tak jak wielu naszych czworonożnych przyjaciół ( w myśl przysłowia: "kto z kim przestaje ...." ). Teraz jednak to zupełnie nieistotne, liczy się tylko zdrowie Lucka - oby jak najszybciej wyszedł z nim "na prostą"! pozdrawiam RomanS
  5. Witam! To, o czym pisze Pani Murka, niestety nie nastraja optymistycznie, więc badania jak najbardziej wskazane. Jeśli mogę coś sugerować, to tylko aby Lublin "zrobić" koniecznie, bo Lucek kiedyś już narośl miał. Cieszę się, że leki doraźnie pomogły - oby to było dobrym sygnałem na przyszłość! Myślę, że trochę już opadła euforia ogłoszeniowa, więc mogę tu przyznać się do tego, co mnie od pewnego czasu gryzło. Otóż mam drobnego moralnego kaca po ostatnim opisaniu Lucka, czym mógłbym mu wyświadczyć tzw. "niedźwiedzią przysługę". A to dlatego, bo wiem, że tu gdzie obecnie przebywa, znalazł nie tylko uczucie ale też godny byt i troskliwą opiekę zdrowotną. Więc na razie, póki miejsce stacjonowania Lucka nie zmienia się, jestem przynajmniej spokojny o warunki jego pobytu ( m.in. dzięki wspaniałomyślnym sponsorom ). Wydanie go komuś "nowemu" stwarza realne niebezpieczeństwo pogorszenia jego życia, zwłaszcza w obecnym stanie. Jestem pełen podziwu dla wspaniałych, bezinteresownych i niezwykle pracowitych Dogomaniaków, którzy dokonują cudów aby znaleźć psiakom nowe domy i nowych panów. Oczywiście wszelkie adopcje popieram, ale w przypadku Lucka to chyba trudna decyzja i nie za wszelką cenę. Dlatego byłbym raczej ostrożny w szafowaniu tą ofertą, bo pewnie nie jest ona dla wszystkich. Ale dziś to tylko taka dygresja. Najważniejsze co wykażą badania, do których mam nadzieję dojdzie. Trzymam kciuki za Lucjusza! pozdrawiam RomanS
  6. Witam! Cieszę się , że mogłem się na coś przydać - zwłaszcza Luckowi. Tekst oddaję do dyspozycji i jak pisałem, można z nim wszystko robić - dla dobra sprawy. To co pisałem o ACTA to oczywiście tylko trochę sarkazmu na te dzisiejsze mocno popaprane czasy. Ja też, podobnie jak Lucek, lubię sobie czasami nieco popsocić. I dobrze się bawię, gdy mogę wtrącić również trochę autoironii. Pozdrawiam [I]RomanS[/I]
  7. Pani Ra_duniu! Spełniając Pani oczekiwania, zamieszczam niżej swój szkic charakterystyki Lucka - do ogłoszeń. To oczywiście taki zarys, który można dowolnie ciąć, modelować lub uzupełniać, bo ja w sprawach tego typu ogłoszeń nie mam żadnego doświadczenia. Nie wiem np. czy tekst nie jest przydługi i czy nie zawiera zbyt wielu zbędnych elementów. Starałem się stworzyć taki kondensat, mając jeszcze na świeżo w pamięci "postać" Lucka, czytając listy o nim z nowego miejsca i spoglądając na jedno z jego ostatnich "olsztyńskich " zdjęć - to ulubione, o którym pisałem w I części swojego opowiadania. Swoją drogą szkoda, że to ujęcie nie znalazło się na wątku Luckowym (?). Moim zdaniem to taki majstersztyk współczesnego wizerunku Lucka ( nic nie ujmując wspaniałym kadrom Pani Murki ). Gdyby autor - dysponent zdjęcia, zechciał je umieścić na tym Forum w stosownym formacie - to by była niezła rzecz! Ja posiadam tylko skromną kopię w postaci wklejki do Worda ( wyłącznie na własny użytek ), ale czuję, że i tak dopuściłem się karygodnego przestępstwa w oczach twórców nieskazitelnego prawa ACTA, za co pewnie grozi mi "lekką rączką" kilka lat ciężkich robót. Korzystając jeszcze z niezasłużonej wolności, szybko przesyłam: [CENTER][CENTER][U][FONT=Arial]Brudnopis ogłoszenia o Lucku.[/FONT][/U][/CENTER][/CENTER] [FONT=Arial]Lucek to zdrowy, spokojny, "niskopodwoziowy misiek" o gęstym rudawobrązowym futerku. Oceniany jest na 10-12 lat. [/FONT] [U][FONT=Arial]Wygląd[/FONT][/U][FONT=Arial]: postura masywna - wydłużona; głowa nisko osadzona, z jednym uchem postawionym do góry a drugim zawadiacko opuszczonym w dół; pysk spory - niezmiernie sympatyczny; nóżki krótkie - przednie łukowato wygięte, podobnie jak w starych stylowych meblach, ze stopkami rozstawionymi na zewnątrz; ogon pokaźny i obfity - "flagowy".[/FONT] [U][FONT=Arial]Cechy szczególne[/FONT][/U][FONT=Arial]: niezwykle mądry, refleksyjny wyraz twarzy, który charakterem można porównać chyba tylko z zagadkową miną słynnej Giocondy. W niektórych sytuacjach, specyficzne pochylenie łba i pytające "powłóczyste " spojrzenie, sprawiają wrażenie kontaktu z istotą świadomą i bardzo rozumną. Nie dziwi więc, że jest on spokrewniony za słynną rasą walijskich psów pasterskich - Welsh Corgi ( ulubieńcami angielskich monarchów ). O wyjątkowości jego charakteru, prócz mimiki, świadczą: spora doza osobniczej niezależności i niemalże stoicki dystans do niektórych "ważnych" spraw. A jak ma dobry humor to bywa przymilny, łasy na pieszczoty a nawet zazdrosny. Jednak ogólnie zachowuje się niezwykle godnie. Chociaż nie stroni od towarzystwa innych psów, to w razie potrzeby "nie da sobie w kaszę dmuchać". Ale nie jest wtedy przesadnie zapalczywy ani mściwy. Przy całej swojej stateczności, potrafi czasem także nieźle napsocić - najczęściej z powodu jedzenia. Bo Lucek "urodził się po to, żeby jeść", więc ma nieposkromiony apetyt i trzeba uważać aby go nie przekarmić. Tak uwielbia smakołyki, że radosnym szczekaniem i podskokami domaga się ich wydania. Ma również inne upodobania, np. tarzanie się na grzbiecie w trawach czy zwiedzanie wnętrza pojazdów kołowych. A wszelkie figle robi z właściwym sobie urokiem! [/FONT] [FONT=Arial]Wspaniale nadaje się na spokojne spacery, chodzi grzecznie a gdy się przyzwyczai, nie ucieka po oswobodzeniu. To doskonały kumpel. Przyjemność sprawia już samo oglądanie jego zachowań. Można z nim także jedynie tylko posiedzieć i np. "wspólnie pomilczeć". Poza tym Lucek umie zachować czystość w miejscu pobytu. Przez swój dojrzały wiek ma on niestety osłabiony wzrok i słuch. Ale jest to pies dla konesera, który pragnie nawiązać kontakt psychiczny z tym stworzeniem, a to z pewnością będzie niezwykłe doświadczenie![/FONT] [I]Pozdrowienia RomanS P.S. Jak to dobrze, że nasz Lucek jest taki "zimowy" i nie straszne mu dzisiejsze zawieruchy. Ogromnie się cieszę! [/I]
  8. [FONT=Garamond]Amor[/FONT][FONT=Garamond] ..... .... ... .. .[/FONT] [CENTER][CENTER] [/CENTER][/CENTER] [FONT=Garamond]Nie oplecie smyczką mych nóg Amor – „Satelita”[/FONT] [FONT=Garamond]On od wtorku już krąży po innych orbitach.[/FONT] [FONT=Garamond]Dołączył do największej sfory świata[/FONT] [FONT=Garamond]Jest razem z Babką, więc się z Nią „przeplata”. [/FONT] [FONT=Garamond] [/FONT] [FONT=Garamond] [/FONT] [I][FONT=Garamond]O małej czarnej chudzinie, towarzyszu wspólnych spacerów [/FONT][/I] [I][FONT=Garamond]RomanS[/FONT][/I] [I][FONT=Garamond] piątek, 3 lutego 2012[/FONT][/I]
  9. W uzupełnieniu: Zapomniałem "pożałować" Bingo w gronie ślepaczków. Ale to tylko dlatego, że ta wiadomość jakoś nie mogła do mnie dotrzeć. On tak wspaniale się zachowuje, że nie daje poznać po sobie tej ułomności. Oczywiście kibicuję mu, tak jak i wielu innym! Pozdrawiam [I]RomanS[/I]
  10. Witam! Ja w nietypowej sprawie. Chciałbym w tym miejscu pochwalić pewną osobę, która na co dzień opiekuje się dziobakami ale sprawy paszczaków też nie są jej obojętne. Otóż wracając 21.01.2012 ze Schroniska, natknąłem się przy granicy działek z lasem na dorodną suczkę rasy "huski", która była fatalnie uwięziona na terenie zamkniętym - przez rozerwaną siatkę drucianą wplecioną w obrożę i wokół szyi biedaczki. Ona płakała dosłownie jak dziecko! A zbliżała się noc i mróz. Na działkach nie było już żywej duszy. Tylko dzięki pomocy Pani, która gospodarzy w Parku Ptaków, udało się uwolnić psinę. Pani obdzwoniła sąsiadów i znalazł się właściciel. Zaprowadzony do miejsca uwięzienia, porozcinał spętlone druty i uwolnił swoją suczkę. Kama / bo tak jej na imię /, cała szczęśliwa, pobiegła do swego domu. Gdyby nie ta pomoc, ona mogłaby nawet się udusić - tak mocno była skrępowana. Zatem jeszcze raz: WIELKIE DZIĘKI dla Pani zarządzającej Parkiem Ptaków. Pozdrawiam RomanS
  11. Uwaga na brakoróbstwo! Sorry, ale widocznie to ten żarłoczny Lucek wyjadł mi z ostatniego postu słówko, które nie pasowało mu do jego nieskazitelnego wizerunku. Chodzi o jeden wyraz: "występku", który oczywiście miał znaleźć się w tekście po słowie: "niecnego". No cóż, Lucek nawet zaocznie pilnuje swoich interesów! Pozdrawiam RomanS PS. Jaka to ulga, gdy można na kogoś zrzucić winę, kiedy się szybko pisze "on-line"!
  12. Witam! Oj! Pokarało naszego Lucka za nieeleganckie zachowanie wobec damy. Tak to się zazwyczaj kończy podkradanie cudzych gryzaczków! Wiadomo, to było od niego silniejsze. A skoro w pewnym momencie nawet nie chciał jeść (?), to musiało nim nieźle tąpnąć! Ale w jego przypadku nie można chyba mówić o nauczce na przyszłość. Dobrze, że na razie jakoś mu się unormowały skutki tego niecnego. Pozdrawiam "Bestyjkę" i drapię za uszkiem ( do wyboru - wedle uznania ). RomanS
  13. Witam! Przepiękne psiaki. Pamiętam tzw. Juliana, dla mnie to był "Kufiak" o ryju tak grubym, że aż wzruszającym. Przemknął jak meteor i znikł. Jeszcze niedawno był też wariatuńcio Frodo, wszędzie go było pełno. Idę do Mono a przede mną nagle Frodo, odsuwam go, za chwilę jest znów. Skacze zaczepiając smycz na której próbuję wyciągnąć Mono, za chwilę tańczy na daszkach budek. W końcu przemknął po moim grzbiecie między kolejnymi budkami. Kiedy zmęczony wracam do domu, boję się otworzyć konserwę, bo a nuż .....Frodo! Niezwykle żywotny, ale gdzieś się ulotnił, łapserdak! Teraz jest Silver. Nie wiem tylko jak się zwie psiak podobny do Bingo, jakby jaśniejszy i o krótszej sierści. No a zdjęcie Guni to cudo! Gdybym był psem, od razu bym się zakochał! Gunia to sunia z klasą! Żal mi tych dotkniętych losem staruszków, zwłaszcza ślepców: Azora z sąsiedniego boksu i Korka, choć ten pomimo takiego fatum jest niezwykle ruchliwy - jak jakiś "dzikun" ( ale to dobrze !). Najbardziej jednak martwi mnie Mono, on jest taki bezbronny, chyba największym jego problemem jest reakcja na DOTYK. A na tych nowych zdjęciach wygląda tak wspaniale! Mam nadzieję, że jeszcze uda się go choć trochę ożywić. Chciałbym coś dla niego zrobić. Trzeba wciąż próbować. Pozdrawiam RomanS
  14. Pani Jagodo! Dziękuję za najnowsze "info" o Pani Ani. Rad jestem, że potwierdziły się moje co do Niej przypuszczenia, bo ja to od dawna jakoś podświadomie wyczuwałem "pod skórą". Niestety ( i to moja wina! ), w tym całym zamieszaniu zupełnie zapomniałem o przesympatycznej Andzi, którą kiedyś wyprowadzałem na spacer. Z radością przyłączam się do życzeń dla Andzi i Gaji: "Szczęśliwego pobytu w nowym, wreszcie własnym domu!". Pozdrawiam [I]RomanS[/I]
  15. Serdeczne dzięki dla Pani Ani i oczywiście dla nieodłącznej Kropki, za ciekawe INFO o nieszczęsnym psiaku MONO. Pozdrawiam [I]RomanS[/I]
  16. [FONT=Arial]Witam na schroniskowym wątku![/FONT] [FONT=Arial] Wreszcie tu dotarłem! Masa ciekawych informacji i przepiękne zdjęcia! To bardzo pożyteczny temat. Widzę tu wielu znajomych. Korzystając z okazji chciałbym prosić o jakieś info na temat MONO. Interesują mnie niżej wymienione zagadnienia ( na niektóre mam nikłą wiedzę ) a najważniejsze z nich to zmysły:[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]WIEK 14 lat[/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]PRZYBYŁ 11 lat temu - 22.X.2000 r. z ul. Kutrzeby ( Osiedle Jaroty )[/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]RASA /podobieństwo/ mieszaniec (?)[/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]WZROK źrenice lekko zmętniałe, w kąciku lewego oka zbiera się ropka,[/FONT] [FONT=Arial] czy można mu jakoś w tym ulżyć? jak on widzi?[/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]SŁUCH ?[/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]WĘCH ?[/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]SMAK ? ( co lubi?, czy ma czym jeść?, czy ma jakąś dietę? ) [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]DOTYK tak, lecz reaguje panicznie-bojaźliwie, czy tak zawsze?[/FONT] [FONT=Arial] może ma ulubione miejsca na „body”? może go wyczesać?[/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]SMYCZ –prowadzenie czy może nosić obróżkę „na stałe”, gdyż tak łatwiej go„wyjmować” ( ma czerwoną –widoczną ), [/FONT] [FONT=Arial] tzn. czy toleruje?[/FONT] [FONT=Arial][/FONT] [FONT=Arial]KONDYCJA i spacery jak długo można z nim chodzić? czy jest odporny na mróz?[/FONT] [FONT=Arial] gdzie lubi chodzić? może ma jakieś ulubione zwyczaje?[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]Jeśli ktoś mógłby mi odpowiedzieć choćby na część pytań lub sprostować ewentualne nieścisłości, to będę wdzięczny. [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]Z góry dziękuję i pozdrawiam [I]RomanS[/I][/FONT]
  17. Witam! Jeszcze raz dziękuję za wyrazy uznania i cieszę się, że mogę zasilić szeregi "pozytywnie zakręconych sympatyków" wiadomych istot ( i nie tylko tych ). Miło mi również, że moje ciągoty do tworzenia dziwacznego słowotwórstwa bywają czasem nawet dobrze odbierane. Cieszą moje uszy również oryginalne i na ogół trafne, specyficzne psie imiona, jak chociażby Świruś Pani Ra_duni. Przegląd schroniskowych imion zwierzaków to też pouczająca i pełna humoru lekcja nazewnictwa. Aż się prosi o prezentację ( ranking ) nietypowych, zaskakujących imion. A kiedy tylko czytam słowa Pani Murki: "Oj śmieszny ten Lucek", to jakbym go widział tak "jak na dłoni". I jeśli trzeba uważać na ręce przy czesaniu, to znaczy że Lucek jest sobą - ma ten swój charakterystyczny uroczy wigor. Przy tym łasi się i potrafi być zazdrosny o inne psy - no, nieźle! A ze zdjęć najzabawniejsze jest dla mnie to, jak ten odwrócony tyłem rudzielec na nikogo nie zważa tylko pracowicie gmera w sianku a kita puszy mu się jak u jakiegoś lisa. Istny huncwot! Z przyjemnością czytałem post "nowej" duszyczki o wdzięcznej nazwie Oddechmotyla. Te słowa o psiaku Mono to szczera prawda, obawiam się że to może być moja natępna "ofiara". Biedaczysko moim zdaniem ma jeszcze gorsze szanse na adopcję niż Lucek, to rzeczywiście ciężki przypadek. Ale to jest wyzwanie, bo Mono to podobno najstarszy pies w schronisku - w ewidencji ma swój nr 1 ( po mojemu Number One a zdrobniale Namberłanek ). A przypadek trudny bo on się panicznie wszystkiego boi. Szkoda, że tak mało było czasu i tak długo trwało zwalczanie jego oporów zanim w końcu dał się wyprowadzić na spacer. Ale jest nadzieja, widuję że już opuszcza budę, krąży i nawet szczeka w chórze z innymi psami co mnie szczególnie cieszy ( pies jak szczeka - znaczy że jest w swoim żywiole ). Trzeba jeszcze poznać jego zwyczaje i upodobania. Pozdrawiam RomanS Niestety jest też bardzo smutna wiadomość z Olsztyna: w czwartek, schroniskowa ikona - starowinka Babka "odeszła do psiego raju", jak to pięknie nazywa w swoich wspomnieniach tutejszy artysta Artur Nichthauser. Podaję to dlatego, bo to ta sama Babka, którą umieściłem w zakończeniu opowiadania o Lucku.
  18. Witam! Serdecznie dziękuję Wszystkim za wspaniałe życzenia. Cieszę się, że moje opowieści spodobały się. Starałem się, aby nie były zbyt nudne, mimo że to tylko taka proza "pieskiego" życia. Ale Lucek rzeczywiście jest specyficzny ( na plus! ). Widać to już nawet po zdjęciach z nowego miejsca i niezwykle sympatycznych relacjach Pani Murki. To dobrze, że On tam czuje się jak u siebie i że nawet lubi pieszczoty ( o ile dobrze się zorientowałem ). Nasze relacje w Olsztynie były bardziej "kumpelskie", może nawet trochę ironiczno-luzackie, myślę, że taki fajny lekki dystans obu nam bardzo odpowiadał. Tak przynajmniej mi się zdawało. A nawiązując do tego, co ostatnio Pani Murka pisała o jego niedowidzeniu ( co prawda nocnym ), to muszę stwierdzić, że za dnia Lucek chyba jeszcze "coś" widział - poznawał mnie z kilku metrów ( czyżby tylko węchem? ). Żal mi Go, że kolejne zmysły odmawiają mu posłuszeństwa. Cóż, wiek robi swoje! Sam też nie jestem młodzikiem i to rozumiem, bo jak często mawiam: "Kiedy jeszcze byłem młody, tom nie wiedział, że mam BODY". Ale cieszę się, że nasz Lucek ma tam tak dobre warunki! Wszystkim Zwierzolubnym życzę Dobrego Nowego Roku! Pozdrawiam RomanS
  19. [FONT=Arial]Witam![/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] Przepraszam, że nie reagowałem na Państwa opinie, ale aby sfinalizować temat Lucka, bardzo się spieszyłem. Pisałem w podgorączkowym transie i to z przeszkodami, więc cieszę się, że udało mi się jeszcze w tym roku zakończyć tę opowieść. Jednak dostrzegłem i bardzo dziękuję za wsparcie, zwłaszcza ze strony tak aktywnej Dogomaniaczki, jaką jest Pani Ra_dunia. Bo „jak mawia poeta” ( tu chyba improwizuję ): jeśli to poruszyło choć jedną duszę – cel został spełniony! A Pani Jagodzie ślę wyrazy uznania za sformułowanie, że Lucek ... chodził ... po schronisku i ...”sępił” smakołyki. Sam lepiej bym tego nie ujął! W tym miejscu również kilka wyjaśnień natury technicznej. Niestety (?) jestem człowiekiem permanentnie i uparcie „analogowym”. Doceniam walory i możliwości nowoczesnych kontaktów elektronicznych i podziwiam to, co Państwo „wyczyniacie” na Forum – ja tego kompletnie nie potrafię i nawet nie próbuję. A przyczyna jest prozaiczna: mam tyle tradycyjnych zainteresowań, że nawet nie starcza mi czasu na ich „ogarnięcie”. Przy tym nie mam własnego stałego dostępu do SIECI, w tym celu korzystam z różnie usprzętowionych ( czyt.: wypasionych ) stanowisk, gdzie nieraz muszę liczyć się z przykrymi niespodziankami. A ponieważ nie umiem biegle korzystać z portali elektronicznych, więc proszę o wybaczenie pewnych technicznych niedociągnięć. W sumie był to dla mnie spory wysiłek: umiejscowienie faktów, weryfikacja chronologii zdarzeń, redagowanie tekstu, korekty merytoryczne i autopoprawki stylistyczne. Na szczęście w opisywanym okresie prowadziłem skrótowy zapis ( tzw. kalendarium ) wyprowadzeń rozmaitych, jak je lubię zwać „paszczaków”, z adnotacjami o najważniejszych zdarzeniach. To pozwoliło mi, nierzadko metodą dedukcji, uporządkować poszczególne zjawiska w czasie. Wynik nie jest w 100% pewny, ale to mój punkt widzenia. Więc ze spokojem sumienia mogę stwierdzić, że: „Jakiekolwiek podobieństwo sytuacji, zdarzeń i osób przywołanych w opisach nie było przypadkowe, albowiem ( było kiedyś takie słowo ) zastosowałem je z pełną premedytacją.” To wszystko co opisałem działo się naprawdę – tu niczym się nie sugerowałem i nic nie zmyśliłem. Subiektywne mogły być tylko moje osobiste odczucia i to chyba z wiadomych względów: jestem mimowolnym sympatykiem „niskopodwoziowych psów podłużnych”. Ale najważniejszy był w tej opowieści cel - bo jako osoba raczej mało przystępna, mogłem to wszystko zachować na własną wyłączność ( np. tylko w pamięci ). A cel był generalnie jeden: chciałem wystawić Luckowi taką swoją „metryczkę”, świadectwo z okresu wspólnej znajomości, starając się w miarę obiektywnie opisać zarówno te jego „zwykłe” zachowania jak i przeróżne figle. Bo z nim nie było nudy! Uważam, że Lucek to taki z wierzchu przyprószony diament w składzie czarnego, połyskującego szlachetnym przełomem węgla. Jeśli znajdzie nowy dom, to przyszły właściciel powinien przygarnąć Go świadomie – z całym „dobrodziejstwem inwentarza”, a nie tylko jako niekłopotliwą maskotkę. Jeśli to będzie dobry człowiek, to może zechce zapoznać się również z moimi wspomnieniami. Na to liczę, bo myślę, że tak łatwiej pojąć fenomen Lucka. Więc to jest taki kamyczek do Jego ogródka. A dalszą część opowieści, już tej „Murkowej” dopisze sam Lucek, który jak relacjonuje Pani Kasia, wciąż potrafi zaskakiwać jakąś kolejną psotą. I wcale nie muszą to być rozwlekłe wywody ( jak moje ), z pewnością wystarczą nawet okazjonalne wzmianki o drobnych ale jakże sympatycznych incydentach. Swoją drogą, podziwiam Panią Murkę za zaangażowanie i ochotę do zdawania relacji ze zdarzeń z udziałem Lucka, skoro to tylko jeden z wielu rezydentów hoteliku. Zdaję sobie również sprawę, że sam swoimi długimi postami przyblokowałem ostatnio wątek „Luckowy”. Ale skoro szczęśliwie zakończyłem ten swój pamiętnik, mogę spokojnie „schodzić ze sceny”. Oczywiście będę tu dalej zaglądał - do swego kumpla, ale już będę grzeczny, bez nadmiernej pisaniny - bardziej jako zwykły obserwator. Póki co, dziękuję za uwagę! RomanS [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [I][FONT=Arial]Czego mogę życzyć w Nowym Roku?[/FONT][/I] [I][FONT=Arial]Nowych odkryć i tak dobrych rąk w jakie Lucek popadł![/FONT][/I] [I][FONT=Arial]Bo kto wie ile jeszcze podobnych „perełek”[/FONT][/I] [I][FONT=Arial]Kryje się w schroniskowych zakątkach?[/FONT][/I]
  20. [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER] [CENTER][B][FONT=Arial]dlaczego Lucek?[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]odc. 4 – Przygoda automobilowa; zwykła psota czy przeczucie?[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][FONT=Arial] [/FONT][/CENTER][/CENTER] [FONT=Arial]Jeszcze październik. Lato tej jesieni trwa w najlepsze. Jest ciepło więc Lucek chętnie popija wodę z kałuży. Raz widziałem, jak przysiadł w niej i zaraz potem wstał – tak, jakby chciał ochłodzić sobie tylko „podwozie”. Coraz bardziej się docieramy. Już inaczej postrzegam Lucka, choć na pierwszy rzut oka on wciąż wydaje się osobnikiem nieco zbyt ciężkim, nawet takim trochę niezgrabnym „miśkiem”. Jednak po bliższym zaznajomieniu się, wychodzi na wierzch cała natura tego zwierzaka: jego niezwykle godne zachowanie w różnych sytuacjach, brak jakiejkolwiek negatywnej zapalczywości oraz zagadkowa mina ( znane już „powłóczyste spojrzenie” ), świadczą o wyjątkowości jego charakteru. To nie jest psiak, który jak inne, domaga się na wszelkie dostępne sposoby, aby tylko z nim wyjść ( nawet gdy już niedawno był – co też niektórym się zdarza! ). Lucek nie jest taki – on nawet gdy już poznaje i wie kto do niego przychodzi, nie histeryzuje, nie stara się zająć jakiejś dominującej pozycji; owszem, potrafi okazać aprobatę w postaci merdania ogonem, zbliżania się do ogrodzenia a nawet szczekania ( co w jego przypadku zazwyczaj zarezerwowane jest dla wymuszenia jakichś smakołyków ). Również moment wchodzenia do „stajni Lucka” jest znamienny: są psiaki, które tak atakują bramkę, że trzeba bardzo na nie uważać ( bywają ucieczki ). W Lucku podoba mi się to, że on owszem, jest chętny do wyjścia, ale karnie ustawia się w kolejce, nie stara się wysforować przed innych współlokatorów, i to nawet gdy nie jest zabierany „na pierwszy ogień”. Trzeba tylko z nim uważać chodząc, aby na niego nie nadepnąć, bo ten typ ma przednie stopki wysunięte na zewnątrz. Niestety raz zdarzyło mi się go z tego powodu przydeptać, na szczęście niezbyt mocno. Odprowadzanie Lucka na miejsce i „zakotwiczanie” go po spacerze też się zmieniło. Po dwukrotnym skorzystaniu z pomocy wolontariuszek przy wprowadzaniu opornego Lucka do jego wybiegu, sam ze dwa razy osobiście „okufiam” go smyczką aby nie kąsał. A potem wystarcza już zaganianie poprzez kierowanie własnymi stopami – odpowiednio stawianymi. Więc jednak Lucek przełamuje swój upór i poddaje się ewidentnej konieczności. Chyba już rozumie że tak trzeba i że „dziś” to nie jest ten jeden jedyny, ostatni raz. Na pożegnanie zawsze głośno mu mówię, że za tydzień też przyjdę i wtedy znów pójdziemy na spacer. Mam nadzieję, że coś z tego do niego dociera. [/FONT] [FONT=Arial]Na początku listopada zauważyłem pod kącikami oczu Lucka coś jakby ślady spływających łez, zwłaszcza pod okiem lewym, gdzie ma narośl w postaci niewielkiej brodawki. Łzawienie to pewnie wpływ obniżającej się temperatury ( wcześniej tego nie obserwowałem ). A przy powrocie, na parkingu przed Schroniskiem spotykamy starsze małżeństwo działkowiczów, które kieruje się do swojego samochodu. Pani zwraca uwagę na krążące wokół pieski i wdajemy się w krótką pogawędkę na ich temat. W tym czasie mąż wsiada do samochodu, uchyla drzwi, odsuwa fotel i wykonuje inne czynności przygotowawcze do odjazdu. Pani okazuje się bardzo sympatyczną osobą, przychylną wszelkim stworzeniom, więc rozmowa miło się toczy. Aż tu nagle z przerażeniem widzę, jak Lucek, korzystając z naszej nieuwagi, bez pardonu gramoli się do samochodu - jak do swojego! Zrobił to tak sprawnie, że ktoś złośliwy mógłby mnie posądzić o próbę zaboru mienia przy pomocy wytresowanego osobnika. Lucek po prostu „dał plamę”! A cała ta sytuacja była co najmniej „operetkowa”. Przykro, on to zrobił samowolnie, ale tak nie można - więc trzeba go było stamtąd wytaszczyć. A jeśli to zapalony automobilista? – podobno niektóre psy „tak mają”. Podczas następnego spaceru, z niewiadomych powodów on po raz pierwszy nie wytarzał się na grzbiecie ( przedtem zawsze to robił! ). Więc może coś przeczuwał, prawdopodobnie wokół niego już coś się działo ( pewnie zrobił się jakiś „szumek” ). Bo po powrocie do ośrodka poinformowano mnie, że Luckowi wreszcie się poszczęściło; on „na dniach” wyjeżdża daleko poza Olsztyn i odtąd będzie żył w dużo lepszych warunkach. Okazało się, że Lucek jest spokrewniony z rasą ulubioną przez angielskich monarchów i dlatego hodowcy tej rasy postanowili zasponsorować mu dożywotni pobyt w dobrym psim hoteliku na lubelszczyźnie. Zdziwienie. Jak to? Lucek? Ten kundelek? Jak zwykle, wtedy to do mnie jeszcze nie bardzo docierało. Więc proszę Panią Dyrektorkę o potwierdzenie informacji i podanie jeszcze kilku innych szczegółów. I rzeczywiście, ponoć on jest podobny do rasy Welsh Corgi a więc jest skoligacony z walijskim psem pasterskim! Sprawdzam w książce i w internecie. Te „karłowate psy” zostały przyuczone do zaganiania stada, głównie bydła, za pomocą kąsania po kostkach. W celu uniknięcia razów kopyt, psy te dodatkowo przykucały do ziemi. Zaczynam rozumieć, dlaczego rodzina królewska faworyzowała tę rasę. Lucek, prócz wyglądu ( zwłaszcza mimiki ), ma tak oryginalne cechy charakteru, że istotnie „coś musi być na rzeczy”. Prócz tego dowiaduję się, że Lucek ma ok. 10 lat a przywieziony został do Schroniska we wrześniu 2007 r. z okolic Jonkowa. Ale najdziwniejsza jest wiadomość, że dotąd nie miał szczęścia, bo: „[U]nikt nigdy nawet o niego nie zapyta[/U]”. Szok! Jak to możliwe? Przez okrągłe cztery lata? A ja widywałem go zaledwie przez trzy miesiące!. No tak! – pomyślałem sobie. Więc widzę go już ostatni raz! Na odchodne żegnam się z nim zdawkowo; przynajmniej tak mogę stonować ten „przełom” w jego życiu. A potem znów chwila radości: wyjazd Lucka odwlekł się o tydzień i jeszcze będzie można się z nim zobaczyć! Nadchodzi ta ostatnia sobota ( 19.11.2011 ), kiedy razem z córką wyprowadzamy część „Luckowej” czeredy – w sumie cztery pyski. Myślę, że on już doskonale wie; tego dnia nie wykonuje jak zwykle swojego „tanga” ze zmianą tempa marszu a tyko wciąż bieży „kłusem”. Ale mnie już nawet to nie bawi jak kiedyś, bo ja niestety też wiem. I nie stosuję już smakołyku w postaci plasterków kiełbaski bo dowiedziałem się, że generalnie żadnemu psu to nie służy. Pewnie nieźle z tym narozrabiałem! Więc: Mea Culpa! Od tej pory przynoszę psom bułki ( przynajmniej coś neutralnego na ich żołądki ). Na tym ostatnim „kilkuogonowym” spacerze towarzyszy nam białosiwa Babka, tzw. „starowinka”, schroniskowa weteranka, która chadza luzem tam, gdzie sama zechce. Jest z nami tym razem już po raz czwarty a przy jej wcześniejszych eskapadach Lucek też zawsze był obecny. Trudno to sobie wyobrazić, ale ta duża, już mało ”mobilna” staruszka, na tym ostatnim spacerze znienacka dała pokaz tarzania się na grzbiecie. Wyglądało to tragikomicznie, bo Babka z racji dosyć posuniętego wieku zazwyczaj porusza się na sztywnych kończynach, niczym źrebak podczas nauki chodzenia. A czochrając się, tak niezgrabnie majtała nogami, jakby to wymagało wielkiego wysiłku. Czegoś takiego w jej wykonaniu przedtem nie widziałem. Więc może to był taki ukłon pożegnalny w stronę Lucka? Może już wcześniej na temat jego wyjazdu jakoś się zgadały? Ograniczam głaskanie Lucka a przy rozstaniu już mu nie mówię, że znów się spotkamy. On powinien bez żalu opuścić Olsztyn – przecież jedzie „na lepsze”! Wyjeżdża 21 listopada i okazuje się, że przed drogą mogę go jeszcze ostatni raz wyprowadzić. To już smutna rutyna. Potem wziąłem go na ręce i włożyłem do klatki w samochodzie. On wtedy wydał z siebie tylko jakieś stłumione burknięcie. Ale był spokojny i nawet mnie nie ukąsił, chociaż mógł. I pojechał. Byłoby lepiej, gdyby mnie już zapomniał. Wystarczy, że ja Go pamiętam. [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]- dlatego Lucek.[/FONT][/B][FONT=Arial][/FONT][/CENTER][/CENTER] [FONT=Arial]RomanS [/FONT]
  21. [CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER] [CENTER][B][FONT=&quot]dlaczego Lucek?[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=&quot]odc. 3 – Uprowadzenie komóry czyli pokrętne skutki akcji „smakołyk”.[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [FONT=&quot] [/FONT] [FONT=&quot]Praktycznie od 24 września Lucek był stałym uczestnikiem moich cosobotnich „wyprowadzeń”. Odtąd przebywał on w innej, bardziej otwartej zagrodzie i w nowym towarzystwie. Chodziliśmy tam, gdzie on lubił, czyli odcinkiem drogi dojazdowej do Schroniska i dalej wzdłuż działek – do przesieki z linią energetyczną. Jest tam trochę wolnego trawiastego terenu. Ta polana ( później samowolnie nazwałem ją „Luckową” ) to taki nasz punkt zborny - cel wspólnych ( wieloogonowych ) spacerów i miejsce na odpoczynek. Chodząc z Luckiem nie miałem specjalnych problemów z prowadzeniem go na smyczy, drobnym wyjątkiem były tylko te miejsca w których działkowicze pozostawiali kotom coś do jedzenia. W tych momentach trzeba było nim odpowiednio pokierować aby ominąć ewidentne „zagrożenia”. Poza tym chodził na luźnej smyczce, spokojnie, nie szarpał. Lubiłem go obserwować a zwłaszcza sposób poruszania się, bo on naprzemiennie zmieniał tempo. Przez jakiś czas szedł spokojnie, statecznie i „równomiernie”; potem nagle przechodził w lekki kłus stąpając niczym baletnica na czubkach palców. Po przebyciu niezbyt długiego odcinka zwalniał i powracał do „starego” miarowego rytmu. Za jakiś czas sytuacja się powtarzała. Miło było patrzeć zwłaszcza na ten kłus, bo on wtedy śmiesznie podrygiwał. O tym wszystkim opowiadam córce, która nie może przychodzić do psiaków każdego tygodnia, jak ja. A ona podśmiewa się ze mnie: „Ty chyba zgłupiałeś! Zabujałeś się w tym Lucku!” I mówi to osoba, która gdy już przychodzi wyprowadzać ze mną psy, to najczęściej jest po pracy na nocnej zmianie. A niektóre psy potrafią zdrowo przeczołgać człowieka! No cóż, tak naprawdę nie ma na świecie ludzi całkiem normalnych - są tylko mniej lub bardziej przetrąceni! A teraz cokolwiek o pewnej pasji naszego ulubieńca – o czochraniu się. Lucek uwielbia ( to oczywiście po jedzeniu temat nr 2 ) czochrać się na grzbiecie, podobnie jak niedźwiedzie, tylko w nieco inny sposób. Robi to w trakcie spaceru a potem wielokrotnie w punkcie docelowym – na „swojej” polanie. Zauważyłem, że Lucek potrafi znaleźć sobie na trasie spaceru jakieś przyjazne miejsce, na którym się uwala, przekręca na grzbiet i wije jak piskorz. Na szczęście nie jest to teren skażony jakąś padliną, zdechłą rybą, itp. paskudztwem, jak to często bywa z psimi upodobaniami. Apogeum rozkoszy uwydatnia się dopiero na „Luckowej Polanie” – celu naszych wspólnych przechadzek. Tam dopiero Lucek daje prawdziwy upust swoim zachciankom: wielokrotnie powtarza zabieg czochrania się na grzbiecie, wydając przy tym błogie odgłosy stękania, pomrukiwania, wzdychania, „kumkania”, itp. Bywa, że ten jego trans udziela się innym. Tak było z suczką Alfą na jednym ze wspólnych spacerów – wzięła przykład i też się wytarzała, choć wcześniej tego nie robiła. Tak było również z inną psiną ale o tym później, bo było to w innych okolicznościach.[/FONT] [FONT=&quot]Pewnego razu uległem sugestii aby wyprowadzanym pensjonariuszom kupić jakieś psie smakołyki. Zachęcony w sklepie, nabyłem takie, które imitowały plasterki kiełbasy. O dziwo spostrzegłem, że nie wszystkie psy lubią te rzeczy ( uwaga ta oczywiście nie dotyczyła Lucka ). A ja chciałem dawać je każdemu po trochu, żeby było w miarę sprawiedliwie, tzn. demokratycznie. Następnym razem wziąłem ze sobą kawałek zwyczajnej kiełbasy pokrojonej na cienkie plasterki. Tu już żadnych wątpliwości nie było: wszystkie psy były Za! Więc wprowadziłem ten nowy smakołyk do swojego „repertuaru”, bacząc jedynie na to, aby nie częstować nim osobników mających wyraźny zakaz spożywania takich produktów. W sumie ok. 10-centymetrowy odcinek kiełbaski przeznaczony był przeciętnie dla trzech psów. Wypadało po kilka plasterków na jedną sztukę żywą – tak, jakby cukierek dla dziecka ( dla smaku ). I wszystkie pieski bardzo to lubiły a wśród nich oczywiście przodował Lucek. On zawsze dobrze wiedział co mam w kieszeni idąc na spacer, po drodze co jakiś czas przystawał, obracał głowę w moją stronę i zbolałym wzrokiem pytał: „No może już? Po co to odwlekać?” Ale ja za każdym razem perswadowałem mu, że to jeszcze nie czas, że dostanie jak tylko dojdziemy do polanki, że to przecież już niedługo. A gdy już doszliśmy na nasze miejsce, oddawaliśmy się ( głównie one ) rozmaitym przyjemnościom, czyli: odpoczynek, czochranie grzbietu w trawach, spożywanie smakołyku. Gdy tylko Lucek zorientował się, że sięgam do kieszeni, natychmiast zaczynał szczekać aby mnie zdopingować do wiadomej czynności. Częstując inne pieski, mogłem im podawać plasterki do spożycia „z ręki”. W przypadku Lucka jednak obawiałem się, że mogę potem nie doliczyć się wszystkich palców, więc mu rzucałem a on je w lot ( dosłownie ) unicestwiał. Lucek po prostu urodził się po to, żeby jeść. Kiedyś w zagrodzie biedny ślepy Korek niechcąco władował mu się wprost do michy. O, tego to on już nie zdzierżył! Poczęstował go swoim zdecydowanym szczękowym kłapnięciem, wydając przy tym odgłos wyraźnej dezaprobaty. Na szczęście było to tylko krótkie spięcie, bez żadnego pastwienia się nad nieszczęśnikiem. Któregoś dnia zachciało mi się zrobić Luckowi kilka fotek, więc na spacer zabrałem torbę, do której władowałem swój „analog”, telefon komórkowy, okulary i inne niezbędne drobiazgi. Do tego dołączyłem porcję pokrojonej i zapakowanej kiełbaski, aby mi nie wypychała kieszeni kurtki. Przed „sesją”, oczywiście na Luckowej Polanie, pozbyłem się tego smakowitego ciężaru – rozdzieliłem jak zwykle po równo między obecne ze mną paszcze. Położyłem torbę obok siebie i zacząłem się „przymierzać”, początkowo do innych psiaków ( na marginesie: ale nigdy nie udało mi się tak dobre ujęcie Lucka jak to o którym była mowa w odc.1 - fotka nr 2 ). I w pewnej chwili kątem oka zauważyłem, że Lucek jakoś dziwnie węszszy ( czy to poprawnie?) obok mnie, a potem wsuwa ryj do torby. Zanim się zreflektowałem, Lucek chwycił moją komórkę i dał dyla. Po kilku metrach go dopadłem i odzyskałem stratę. Na szczęście telefon komórkowy był w miękkim etui, które widocznie przeszło zapachem kiełbaski. Tak, tak! Na Lucka trzeba uważać! Jeśli ma się przy sobie coś smakowitego, oczy trzeba mieć dookoła głowy! Jak silne jest dla Lucka zielone światło z napisem „Żarcie”, przekonałem się przy innej okazji. Szliśmy jak zwykle do jego polany a on doskonale czuł co mam w zanadrzu ( przystawanie i proszące spoglądanie ). Był to już taki etap, gdzie mogłem nie ryzykując ucieczki spuszczać go ze smyczy a on rzeczywiście grzecznie szedł i nie sprawiał mi kłopotów. Z żadnym innym wyprowadzanym psem nigdy tego nie robiłem. Tak też i było tym razem. Jakież było moje zdumienie ( i bezsilność ), gdy tuż przed naszą polaną – miejscem smakowitego poczęstunku, Lucek znalazł gdzieś obok drogi jakieś zaschnięte brązowe gówienko i kąsek tego chwycił. Akcja wyłuskania tego czegoś ze szczęk Lucka skazana była na niepowodzenie, przypadkowo chwycony patyk na nic się nie przydał a ręcznie nie chciałem tego robić ( a nuż jest to najgorszy rodzaj odchodów , tzn. ludzki? ). Zajęty bezskutecznym „odzyskiwaniem tego dobra” ani się spostrzegłem, jak towarzysząca nam Alfa też poczęstowała się tym specyfikiem. Ręce mi opadły! Ona też potrafiła być czasem niezłym gagatkiem. Kiedyś podczas odpoczynku przy polanie, z niewiadomych powodów z premedytacją zaczepiła Lucka łapą. A on nie pozostał jej dłużny. Doszło do gwałtownej wymiany zdań. Krótko i „na temat”. Zaraz potem spokój. Lucek nie był pamiętliwy. [/FONT] [FONT=&quot] [/FONT] [FONT=&quot]cdn.[I] RomanS[/I][/FONT] [FONT=&quot] [/FONT] [I][FONT=&quot]Wszystkim Dogomaniakom oraz ich miłym paszczakom [/FONT][/I] [I][FONT=&quot]składam Życzenia Zdrowych i Ciekawie Spędzonych Świąt [/FONT][/I] [I][FONT=&quot]w obopólnie doborowym towarzystwie ! [/FONT][/I]
  22. [CENTER][CENTER][FONT=Arial] [/FONT][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]dlaczego Lucek?[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]odc. 2 – Pierwsze spacery albo niespodziewana zamiana ról.[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]20.08.2011 r. – wreszcie nadszedł ten pamiętny dzień gdy postanowiłem osobiście przewietrzyć Lucka i bliżej mu się przyjrzeć. W tym celu trzeba go było wydobyć z kazamatów w których się zabunkrował, co nie obyło się bez pomocy uczynnej wolontariuszki. Gdy już Lucka przejąłem, nakierowałem go na uczęszczaną ścieżkę leśną, gdzie królowała paleta rozmaitych zapachów a cała przyroda była w stanie rozkwitu, więc to powinny być zjawiska niezwykle ponętne dla psa. Jakże się myliłem! Lucek stąpał ciężko, wyraźnie się ociągał, widziałem, że ten spacer mu nie leży. Sprawiał wrażenie psa zmęczonego każdym kolejnym krokiem. Pomyślałem, że może ma jakąś swoją dolegliwość cielesną, podobnie jak niektóre inne psy ( wśród nich zdarzają się np. „sercowcy” ). Tak więc nasz leśny spacer skończył się niespodziewanie szybko, raptem po pół godzinie. Lucek zresztą o dziwo bardzo chętnie wrócił do ośrodka. Skierowałem się do wolontariuszki która mi go wydała i powiedziałem, że on już nie bardzo chce chodzić, więc może wyprowadzę jakiegoś innego psa, bo jeszcze trochę czasu mi zostało i szkoda go marnować. Wtedy Pani Ania ze współczuciem stwierdziła, że „on jest taki biedny” i poradziła aby jeszcze z nim chociaż trochę posiedzieć „na terenie”, przytulić, pogłaskać, itp., czyli pobyć okazując nieco uczucia. Tak też zrobiłem. Ale Lucek okazał się odporny na moje „głaski”, wprawdzie mu nie przeszkadzały, ale też nie wykazywał dla nich jakiegoś szczególnego entuzjazmu – było to dla niego jakby obojętne. To mnie zadziwiło; psy ze schroniska często wręcz histerycznie reagują na najdrobniejsze przejawy okazywanej im czułości. Ale nie Lucek – on wykazywał stoicki dystans do tych spraw. Może dlatego, że jeszcze się nie poznaliśmy, a może po prostu wolał pieszczoty od pań ( czemu się specjalnie nie dziwię ). Jednak mnie zaskoczył, spodobało mi się, że ma swój odmienny charakter. Jego wygląd też mnie nie raził; nawet trudno było mi uwierzyć, że to ten sam osobnik, którego oglądałem zaledwie tydzień temu. Bo ten obecny był całkiem miły i mimo nieco marsowej miny prezentował się zupełnie przyzwoicie. Aż w końcu ruszył na przechadzkę a ja ( na smyczy ) oczywiście za nim. I ten nieruchliwy Lucek, dostojnie stąpając, oprowadził mnie drogą wewnętrzną po całym ośrodku, zaglądając przy okazji w różne poboczne, widocznie znajome mu zakamarki. Tak, jakby chciał powiedzieć: „Patrz panku, to mój teren. A ty jesteś tu tylko gościem!” W taki oto właśnie sposób po raz pierwszy w tym przybytku to nie ja wyprowadzałem psa na spacer lecz to pies mnie wyprowadził! Następne przechadzki wykonywaliśmy już w innym kierunku – drogą dojazdową do ośrodka ( wzdłuż działek ), ku czemu Lucek bardzo chętnie się skłaniał. W drodze głośno zagadywałem go nie oglądając się na to, że może mnie nie słyszeć lub słyszeć bardzo słabo ( to jego przypadłość ). Opowiadałem mu o mijanych przestrzeniach, zachwalałem jego przymioty i odmieniałem na różne sposoby jego szlachetne imię ( Lucek, Lucuś, Lucjan, Gajusz Lucjusz, ... itp.), choć później przekonałem się, że w niektórych wypadkach chyba bardziej właściwe byłoby: Lucyfer. Tajemnica pociągu Lucka do tej trasy dosyć szybko się wyjaśniła. On samozwańczo obwołał się rewizorem-degustatorem zawartości kocich misek, wystawianych wzdłuż drogi, poza ogrodzeniem działek. Na tym tle dochodziło zresztą do scysji podczas mijania działek a zwłaszcza przy powrotach ze spacerów. Raz poważnie mnie wystraszył – wparował na skarpę obok działek i zaczął wyjadać coś z gleby. Ziemia w tym miejscu, porośnięta trawą, usłana była spadłymi z drzewek mirabelkami a ja początkowo nic innego nie mogłem na niej dojrzeć. Zdziwiłem się, że pies zjada mirabelki i to dosyć intensywnie; dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że to jest coś innego, jednak bez okularów nie mogłem się temu dokładnie przyjrzeć. Było to coś małego, białego, miękkiego i półprzezroczystego, coś jakby małe ślimaczki, lub co gorzej – jakieś grzybki, a jeśli halucynogenne? No tak! – pomyślałem sobie – Ten pies jeszcze mi się zatruje! A na dodatek jak ja będę wyglądał? Bo przecież jako jego opiekun byłem za niego odpowiedzialny. A jeśli to psychotropowe grzybki i Lucek się naćpa, to jak wrócimy do Schroniska?: pijany pies będzie prowadził swojego „pana” – i to w dodatku ( o zgrozo ! ) trzeźwego? Szybko odciągnąłem go od tego miejsca, chociaż oczywiście on zdążył już się trochę „nachapać” ( Lucek mógłby być żywą reklamą odkurzaczy ). Na szczęście moje obawy nie sprawdziły się. Potem domyśliłem się, że to coś to pewnie był rozgotowany makaron, wysypany dla wałęsających się kotów. Na pierwsze spacery zabierałem Lucka w odstępach dwutygodniowych, zamierzałem przyzwyczajać go do siebie stopniowo. Poza tym nie chciałem nikogo z pensjonariuszy ośrodka znacząco wyróżniać, żeby innym nie było przykro. W dni „Luckowe” inne klatki też były otwierane i inne „paszcze” również były z nich wybierane. Nigdy też nie stosowałem wybiórczo jakiegoś specjalnego dokarmiania swojego ulubieńca. Początkowo, gdy Lucek jeszcze samotnie „okopywał się” w swoim pomieszczeniu, zabierałem go „w pojedynkę”, potem, gdy był już w większej zagrodzie, chadzał ze mną zawsze w jakimś psim towarzystwie. W tym okresie prawdziwe kłopoty zaczynały się przy powrotach ze spacerów. Prawdopodobnie Lucek jeszcze miał w pamięci resztki jedzenia wystawiane kotom obok drogi. Już na widok bramy Schroniska potrafił stanąć i zaprzeć się. Przechylał głowę i wzrokiem zdawał się pytać: Czy nie lepiej wrócić jeszcze na trasę? W końcu, choć niechętnie, dawał się stopniowo podprowadzić w rejon „zakwaterowania”, gdzie stawiał już zdecydowany opór i patrzył, jak to on potrafi – z wielkim wyrzutem. A ponieważ z wiadomych względów musiał nosić poluzowaną obrożę, niespodziewanie, sprytnym ruchem głowy wyzuwał się z niej i natychmiast pędził w kierunku bramy ośrodka. Na szczęście nie jest zbyt szybki, więc stosunkowo łatwo dawało się go jeszcze ucapić i ponownie „przybrać”. Największy problem pojawiał się przy próbach brania Lucka na ręce aby go wnieść do jego „mieszkania”. Innej rady nie było. Ale on wtedy kąsał, broniąc się przed taką perspektywą. Widać było, że nie robi tego złośliwie, lecz tylko „w obronie własnej”. Czy mocno? Nie wiem. Mnie kłapnął niezbyt mocno ale po minach niektórych osób przywołanych do pomocy widziałem, że czują respekt. Doświadczone wolontariuszki miały jednak na to praktyczny sposób. Lucek wyprowadzany był na elastycznej smyczy taśmowej. Wystarczyło zawinąć ją wokół pyka, szybko wnieść Lucka do boksu i wtedy uwolnić. Na ten moment stawał się on „ubezpaszczowiony”, więc nie mógł kąsać. Lucek nie protestował, godnie to znosił i był spokojny również po oswobodzeniu – tak, jakby nic się nie stało. Te niedogodności oczywiście komplikowały mi tok wyprowadzania innych psów ale nie miałem o to do Lucka pretensji. Dla mnie to było nawet sympatyczne: taka osobnicza niezależność.[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]cdn. RomanS[/FONT]
  23. [CENTER][CENTER][FONT=Arial]Witam![/FONT][/CENTER][/CENTER] [FONT=Arial]Uff! Po wielu przymiarkach i wertowaniu notatek wreszcie przystępuję do opisu historii pewnej znajomości, którą chciałbym przekazać "od siebie" w miarę chronologicznie i bez nużących powtórek. Tytuł cyklu nasunął mi się automatycznie, co wyjaśniam w części początkowej i w zakończeniu swoich bazgrołów. Każdą wyodrębnioną część tego żałosnego wywodu starałem się jakoś dobitnie zatytułować.[/FONT] [CENTER][CENTER][FONT=Arial]A więc - do dzieła:[/FONT][/CENTER][/CENTER] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]dlaczego Lucek?[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER] [B][FONT=Arial] [/FONT][/B] [CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]odc. 1 - Wzloty i upadki, czyli o sądzeniu po pozorach.[/FONT][/B][FONT=Arial][/FONT][/CENTER][/CENTER] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]Moja "przygoda" z Luckiem tak naprawdę rozpoczęła się w czerwcu 2011 roku. Przy okazji beznadziejnego ( czyt. bez znajomości ) rozglądania się za możliwością jakiegoś merytorycznie godziwego zatrudnienia dla córki ( po zootechnice, od dzieciństwa b. oddana dla różnych zwierząt ), wchodziłem również na stronę Schroniska dla Zwierząt w Olsztynie. Przeglądając galerię zdjęć psów na tej stronie, spośród wielu nawet bardzo atrakcyjnie wyglądających klientów, spostrzegłem dwa fascynujące okazy: zabiedzonego psiaka Lucka - siedzącego na ścieżce kundelka-rudzielca z jednym uchem postawionym do góry a drugim opuszczonym w dół a przy tym z języczkiem "wywalonym" na zewnątrz oraz niedużą czarną Dianę o niesamowicie bystrym spojrzeniu, która wkrótce odeszła, pewnie do jakiejś Krainy Wiecznego Merdania ( lub podobnej ) i niestety już nie zdążyłem nawet Jej zobaczyć . A ten Lucek, to fotka numer 1 - absolutny hit! W skojarzeniu tego sympatycznego imienia i wyglądzie samej postaci było coś budzącego współczucie i pociągającego zarazem . Gdybym miał określić jednym słowem to ujęcie, nie zawahałbym się, widzę na tym obrazku tylko jedno słowo: "morus". I tak żałosny rudzielec zakradł się do mojej podświadomości. A jeśli chodzi o opis tego zdjęcia oraz następnego, zamieszczonych w pierwszym poście tematu "Lucjusz Luckiem zwany ......", to mam swój osobisty pogląd na ten temat. [/FONT] [FONT=Arial]Po pierwsze, uważam, że zdjęcie nr 2, to porównawcze, powinno być ściągnięte z galerii na stronie Schroniska w Olsztynie, gdzie w listopadzie jeszcze tam "wisiało" pod nr 35. Widać, że jest ono robione w tym samym czasie, z tym, że przedstawia Lucka bardziej żwawego, choć wciąż refleksyjnego ( ustawiony bokiem - w całej okazałości; pysk po lewej, ogon po prawej; smycz wyprężona do góry ). Sądzę, że to drugie preferowane przeze mnie ujęcie jest kwintesencją Lucka z ostatniego okresu pobytu w Olsztynie. Autorowi zdjęcia szczerze gratuluję - uchwycił prawdziwy charakter tej istoty. A po drugie minę Lucka można różnie tłumaczyć, dla mnie jest to "etatowy" smutas ( nie zawsze lubi uzewnętrzniać swoje nastroje ), a postura i jakość futerka świadczą raczej na plus Schroniska w Olsztynie. Ale wracając do tematu: Wyprowadzanie psów zaczęło się w miesiąc po pierwszej wizycie w Schronisku, wcześniej córka nie mogła a ja w środku lata byłem zmożony jakąś chorobową paskudą, więc na razie o zwierzakach nie było mowy. Wystartowaliśmy pod koniec lipca, wyprowadzając przede wszystkim te najbardziej potrzebujące i najbiedniejsze ( zaniedbane i kalekie - najczęściej w różnym stadium ślepoty ). W tym czasie dostosowujemy się do najpilniejszych potrzeb pensjonariuszy a jednych i drugich nie brakuje, więc Lucek siłą rzeczy chwilowo idzie "w odstawkę". Ale za jakiś czas wypytuję o niego i dowiaduję się, że Lucek miał na szyi spory guz ( na szczęście niezłośliwy ), który mu zoperowano i na razie wszystko jest w porządku, tylko jeśli musi nosić obróżkę to nie może ona być zbyt ciasna. Oprócz tego dowiaduję się, że podobno przez pewien czas biegał swobodnie po terenie ośrodka ale gryzł inne psy więc czasowo dostał "karcer". Oho! Niezły gagatek - pomyślałem sobie. I to był pierwszy zimny prysznic, gdzie "walory" osobiste nie pasowały do obrazka. To ten nieszczęśnik? Takie niewiniątko na fotce? A w rzeczywistości okazał się zwykłym rozbójnikiem! W tym czasie wyprowadzanie idzie dalej "swoim" torem, poznajemy coraz to nowe osobniki. Jednak zagadkowy Lucek nie daje spokoju. W końcu, 13 sierpnia ( feralna liczba ) poprosiłem, aby mi go chociaż pokazano. A nie było to takie proste: Lucek "mieszkał" wtedy wraz z innymi psami w częściowo zadaszonym boksie połączonym z pomieszczeniem murowanym. Okazało się, że w czasie gdy inne psy przebywały na skrawku otwartej przestrzeni, Lucek w środku lata zadekował się w pomieszczeniu murowanym i praktycznie stamtąd nie wychodził. Widać był wówczas w stanie jakiejś głębokiej apatii. Już samo pokazanie Lucka nastręczało pewne trudności, bo on siedział w środku jakby był do tego zaprogramowany, nie chciał wychodzić do części zewnętrznej, nawet żeby się choć trochę przewietrzyć - trzeba go było do tego wyciągać "na siłę". Poza tym on podobno słabo słyszy i mało reaguje (!). Gdy go w końcu zobaczyłem w skąpym świetle ( pod zadaszeniem ), doznałem kolejnego szoku - drugi zimny prysznic. Może to była kwestia oświetlenia, ale odniosłem wrażenie, że to jakby inny pies; ujrzałem niezgrabnego "nalanego" osobnika dla którego od razu przyszło mi do głowy określenie: "pokraczny wypasiony gangster". To tak w rzeczywistości wygląda ten "mój" filigranowy, sympatyczny Lucek? Tego dnia, widząc go oraz jego rezygnację - wręcz oporność, stwierdziłem, że na ten moment to wystarczy. Trzeba było się z tym „przespać”. Na szczęście później było już tylko lepiej.[/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial] [/FONT] [FONT=Arial]cdn. RomanS [/FONT]
  24. [FONT=Calibri][SIZE=3]Witam ![/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3] [/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3]Cieszę się, że Lucek trafił w tak dobre ręce i za to Dziękuję ! Pani Murko - wyrazy uznania ! [/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3] [/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3]Przyznaję, że jestem nieco oszołomiony takim ogólnym zainteresowaniem tą psiną. A Pani Jagodzie gratuluję wyboru fotki z "nieudanej" sesji ( czy z udziałem Lucka jest to w ogóle możliwe ? ). A przede wszystkim muszę zdradzić, że nie jestem "rasowym" towarzyszem Luckowych wycieczek, nie jestem tzw. psiarzem ani szczególnym miłośnikiem Corgi, po prostu w tym przypadku coś zatrybiło ( generalnie lubię kundelki ). Czytając Państwa spostrzeżenia też dowiedziałem się kilku ciekawych drobiazgów a tak naprawdę serdecznie się uśmiałem - Toż to cały Lucek ! Ten słodki drań ! Zdjęcia i wyczyny tego osobnika mówią same za siebie - i jak tu nie lubić takiego paszczaka ? Postaram się coś niecoś o nim opowiedzieć, nie mogę tylko robić tego systematycznie - dzień po dniu, a to za sprawą braku stałego dostępu do sieci i pewnych ograniczeń czasowych. Ale i tak chciałem uporządkować swoje spostrzeżenia więc to powinno mnie zmobilizować. Będzie to dla mnie czymś w rodzaju pamiętnika ze spotkań z ciekawym Gościem. [/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3] [/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3]Pozdrawiam wszystkich sympatyków Lucka i innych pensjonariuszy[/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3] [/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3]RomanS [/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3] [/SIZE][/FONT] [FONT=Calibri][SIZE=3]P.S. A propos jednego z ostatnich postów: już widzę Lucka rozpartego na sianku a nad nim Gwiazda Betlejemska. [/SIZE][/FONT]
×
×
  • Create New...