Jump to content
Dogomania

Walercia

Members
  • Posts

    67
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Walercia

  1. Przeczytałam cały ten wątek - perwersja i zboczenie z mojej strony, jako że: nie hoduję psów ras "kopiowalnych" (ani żadnych innych, gwoli ścisłości), nie przewiduję posiadania psa takowej rasy, nie zamierzam rzucać się do gardła ani przeciwnikom, ani zwolennikom kopiowania... Ale moge sobie pogratulować wytrwałości, choć pewnie chwalebniej byłoby skierowac tyle zaangażowania w innym kierunku, i na przyklad posprzatać swój pokój (a przy okazji cale osiedle;)) W dyskusję pakować się nie zamierzam, bo: po pierwsze, do miana eksperta w temacie mi daleko po drugie, wszelkie argumenty za i przeciw zostały już przytoczone, skonsumwane, przeżute, przetrawione, i [tu wstawić nazwę kolejnej czynności fizjologicznej] Czuję po prostu potrzebę zaznaczenia swej obecności w topicu, tak jak swą obecność zaznacza pies podnoszący nóżkę...:evil_lol: Ale jako że w wątku parę razy padało porównanie do owiec, którym, w zależności od stanowiska zajmowanego przez dyskutanta, "obcina się" lub "nie obcina", czuję się w obowiązku zaznaczyć jedną rzecz: Wśród owiec, podobnie jak wśród psów, [B]istnieją rasy. [/B]I stwierdzenie, że ktoś zna hodowcę owiec, który robi to, czy tamto, ma równą wartośc poznawczą, jak stwierdzenie, że taki czy inny autorytet kynologiczny "nie obcina", bez podania, że ów autorytet zajmuje się - powiedzmy - rasą syberian husky. Tu kończę, bo temat jest o psach, nie o owcach. Na życzenie temat owiec mogę rozwinąć, łącznie z ich kastracją, i niesławnym zabiegiem/operacją "mulesing". Odnośnie tej ostatniej dodam tylko małe sprostowanie: [B]LALUNA[/B] [QUOTE] W Australii był okrutny zwyczaj usuwania partii mieśni owcom na zadzie ( mulesing) bo to niby miało zapobiegac pasozytom. Ten przesad trwał wiele lat. Robili to na żywca dorosłym owcom bo przecież to tylko zwierze, zwierze które moze zniesc ten ból, bo przecież to dla jej dobra. Az w końcu posłuchano ze nie zapobiega to inwazji pasozytów, ze jest to nie humanitarne i nie potrzebne. [/QUOTE] 1.Nie mięśni, tylko skóry. 2.Nie dorosłym owcom, tylko kilkumiesięczym jagniętom (bez znaczenia dla istoty rzeczy, po prostu dopowiadam) 3.Owszem, zapobiega - ale dziś mamy środki chemiczne, które są znacznie bardziej humanitarne, skuteczniejsze, i łatwiejsze w użyciu, choć wciąż niekoniecznie tańsze. Biorąc pod uwagę styl panujący na watku, czuję się w obowiązkuu zaznaczyć: - nie bronię mulesingu - nie atakuję Laluny - tylko koryguję informację, bo akurat w tym temacie wiedzę posiadam.
  2. No i mamy - bez pokazywania palcem - przykład wyrobionego odruchu warunkowego:cool3: , i łańcucha skojarzeń: "łańcuch => zło wcielone => polska prymitywna wieś". Pies na łańcuchu automatycznie został uznany za psa maltretowanego, bez przyjrzenia się jego ogólnej sytuacji. Założyłam ten wątek, żeby przedyskutować pewien problem, i proszę, problem pojawił sie na żywo! Myślę, że z moich postów na początku, i z samego znaku zapytania w tytule widać, że ja nie uważam łańcucha za wcielenie zła. Jest to narzędzie, tak, jak choćby siekiera, i podobnie jako ona, może być użyte na różne sposoby. Oczywiście, że łańcuch jest [I]narzedziem ograniczenia wolności psa[/I], ale chyba wszyscy rozsądni ludzie się zgodzą, że pewne ograniczenia wolności naszych zwierzaków są konieczne. Nie mamy raczej dobrego zdania o właścicielach, których psy biegają samopas po ulicy! Jak napisałam, sama nie trzymam żadnego psa na łańcuchu, i w dającej się przewidzieć przyszłości niczego takiego nie planuję. Ale przez pewien czas trzymałam, i nie mam poczucia, bym tego psa krzywdziła. Czy sensownie dobrany łańcuch jest czymś o przepaść gorszym od kojca? Albo od zamknięcia psa w pokoju? To ostatnie może się wydać szokujące, ale psy nie myślą wedle ludzkich kategorii estetycznych, a ich kryteria "komfortu" też niekoniecznie pokrywają się z naszymi. Co to znaczy "sensownie dobrany łańcuch", chyba nie muszę tłumaczyć - oczywiste, że dla niektórych psów [I]żaden[/I] łańcuch nie będzie sensownym wyborem. Gdybym zobaczyła np. grzywkę przypietą przy budzie, zabiłabym gołymi rękami... (właścicieli, rzecz jasna) Rzecz w tym, że łańcuch w Polsce zyskał nie do końca słuszną złą sławę. Słyszymy: "pies na łańcuchu", i od razu formuje się nam w myśli obraz zmaltretowanego kundelka, uwieszonego na kawałku łańcucha przeznaczonego raczej do palikowania rozpłodowych buhajów, jeszcze okręconym "na żywca" wokół szyi... Sama uległam temu obrazowi - nie tak dawno, przeglądając sobie strony różnych hodowli interesującej mnie rasy, zobaczyłam zdjęcia psów poprzypinanych na łańcuchach przy budach. (Nie była to polska hodowla, zaznaczam). Pierwszą moją reakcją było: "to oni tak te biedna psiaki?! Rozmnażalnia taka-owaka!" Potem przyjrzałam się dokładniej wyglądowi psów, łańcuchów - długich, lekkich, nowych, ziemi wokół bud (nie zdeptana, widać, że większość psiego biegania odbywa się gdzie indziej) - - i stwierdziłam, że uległam stereotypowi. Gdyby te same psy były w kennelach (rasa wybitnie "outdoorowa"), na pewno bym tego pierwszego wrażenia nie miała. Tak samo zareagowały owe panie z działek, pouczające rolnika, aż ten - dla świętego spokoju - zmienił łańcuch na kojec, wybitnie przy tym pogarszając warunki życia swojego psa! Tak samo reagowali ci, którzy interweniowali względem mojej "łańcuchowej" suki (podkreślam, o same "interwencje" nie mam pretensji, tylko dobrze świadczy o ludziach, że się psem zainteresowali). Ale ich przekonanie o potrzebie interwencji wynikało z faktu, że widzieli psa na łancuchu, a więc najpewniej krzywdzonego:/ - nie z oceny całości warunków. Tak samo reaguje teraz, doświadczona skądinąd, forumowiczka. Czytając, że psy są trzymane na łańcuchu, od razu dorabia do tego teorię o ich maltretowaniu, rozmnażaniu, i obowiązkowym "wiejskim zacofaniu". I to pomimo, że pisze o tym osoba, którą - jak mi się zdaje - trudno posądzać o maltretowanie psów:roll:
  3. I jeszcze jedna historia: Niecałe dwa lata temu miałam "na tymczasie" psa. Starą (tj. nie staruszkę, ale ok 8 lat) ON-kowatą sukę, którą poprzedni właścicele chcieli uśpić, bo lapała kury... Ale nie o nich chcę opowiedzieć. Otóż na sukę byli chętni, ale nie od razu - wykańczali dom, póki co mieszkając w wynajmowanym, małym mieszkanku. Nie mogli tam wprowadzić dużego, nigdy nie przyzwyczajanego do mieszkania w domu, psa. To była kwestia przetrzymania przez 2 - 3 miesiące - zgodziłam się. Przez jakiś czas musiałam sukę izolować od moich zwierzaków, i w rezultacie na pierwsze dwa tygodnie wylądowała na łańcuchu. Oczywiście nie na 24 godziny, zresztą była psem podwórzowym, do łańcucha przyzwyczajonym - traktowałam to jako środek tymczasowy i zło konieczne, nie jako ideał warunków dla psa. Przez te dwa tygodnie zaliczyłam chyba z 10 osób dopytujących się, czy pies ma wodę, czy jest spuszczany - albo próbujących wręcz podac psu wodę bez pytania (co naprawdę nie było najmadrzejszym posunięciem, i przyprawiało mnie o palpitacje - suka miała swoje nawyki i potrafiła złapać zębami za łydkę). Następnie w tym samym miesjcu stanął kojec, gdzie suka spędziła następne dwa miesiące. Przez te dwa miesiące nikt się o nia nie zatroszczył... I rzezc nie w tym, by ludzie poznali sytuację psa, i przestali sie o nia obawiać - to wszystko byli "zamiejscowi". O co mi chodzi? Rzecz jasna, nie o to, że ktoś "wtrącał się" w sprawy mojego psa. To mogło być czasem dla mnie irytujące, ale rozumiem i pochwalam. Natomiast zastanawia mnie to, że cała reakcja wyraźnie wynikała z jednego faktu: tego, że pies był na łańcuchu. Gdy sucz znalazła się w kojcu, nikt już nie miał obaw. Tymczasem ona wciąż miała tyle samo przestrzeni życiowej, i takie same ogóle warunki! Myślę, że ci interweniujący ludzie - ludzie tacy, jak my tutaj - dali się złapac w pułapkę pewnego schematu myślenia. Czyli: pies na łańcuchu: źle, trzeba interweniować. Pies w kojcu: wszystko OK. Czy na pewno? Osobiście nie sądzę. Niejednego człoweika lepiej byłoby przekonywać, by swojemu psu przedłużył łańcuch z metra na tzry, i naprawił dach budy - bo tyle on zrobi. Przekonywany do kojca - albo popędzi słowem na k.., albo zbuduje klatkę metr na półtora. Albo weźmie psa (oraz siekierę) do lasu i uwolni się od kłopotu.
  4. Zaczynając taki, temat, chciałam zastrzec: - nie trzymam psa na łańcuchu - nie zamierzam trzymac psa na łańcuchu - nie propaguję trzymania psa na łańcuchu - a jeśli wszczynam w ogóle taki temat na Dogo, to własnie dlatego tu, że spodziewam się tu odpowiedzi od ludzi kochających psy. Na pewno nie zaczęłabym takiego wątku w rozmowie z kimś, kto właśnie uważa, że miejsce psa jest na łańcuchu, i tylko by się utwierdził w takim przekonaniu. Otóż mieszkam na wsi - no, na takim "terenie pogranicznym" między podmiejskim, a wsią. Może dlatego mam trochę "pogranicznych" doświadczeń, ze styku wiejskiej i podmiejskiej mentalności. I o paru z nich chciałabym tu napisać. Od paru lat kupuję sobie "ekologiczne" warzywka od pana, który jest kimś pomiędzy rolnikiem z dużym ogródkiem, a ogrodnikiem z małą plantacją. Żeby je kupić, wchodzi się do niego na podwórko. Na podwórku tym pan ma psiaka (dokładniej, ma dwa, ale drugi siedzi na innej części podwórka, za płotem, i nie o niego mi chodzi). Psiak jest takim typowym wiejskim szczekaczem rasy nieokreślonej. Przez lata był uwiązany na około dwumetrowym łańcuchu, przesuwającym się na drucie długości jakichś pięciu metrów, umieszczonym tak, by nie miał dostępu do wchodzących na podwórko. Nawiasem mówiąc, ja dostęp znajdowałam, a szczekliwa bestia okazała się przy blizszej znajomości całkiem sympatyczna:lol: . Zresztą sporo dzieciaków, wysyłanych do pana po marchewkę, dochodziło do podobnego wniosku. Wiem, ze w nocy pies z łańcucha byl spuszczany, furtka między wewnętrzną częścią podwórka (gdzie w dzień siedział drugi pies) otwierana - myślę, że jak na wiejskiego burka całkiem przyzwoite warunki... Od jakiegoś czasu natomiast pies siedzi w kojcu dwa metry na półtora. Kojec zresztą czysty, porządny, pies też czysty, jesli chodzi o noce, to chyba nic się nie zmieniło - ale w dzień zwierzak nie za bardzo ma gdzie się ruszyć, wcześniej na widok wchodzących na podwórko zaczynał biegać, teraz tylko podnosi łeb i poszczekuje zza siatki. Głaskać go też nie próbowałam - gdy był na łańcuchu, stawałam w jego zasięgu, i pozwalalam mu podejść, teraz wolę nie wsuwać ręki w jego ograniczoną przestrzeń. Pytam faceta: "Co się stało, pogryzł kogoś?" "E, nie, ale te baby z działek żyć mi nie dawały, że pies na łańcuchu, no, to kojec postawiłem". "Baby z działek" - czyli ludzie "miejscy", którzy już wiedzą, że psa na łańcuchu się nie trzyma. Facet, jak widać, dał się przekonać (pewnie w obawie, że klientela go opuści:/ . Ale czy pies na tym wygrał? Wiem, odezwą się głosy, że powinien był postawić kojec o rozmiarze odpowiadającym przestrzeni, jaka pies miał na łańcuchu. Pewnie, to byłoby lepsze. Ale on tego nie zrobi, bo: - na tyle siatki, cementu i pracy go nie stać (OK, może byłoby stać, ale wydatek byłby dla niego naprawdę znaczny, a - nie oszukujmy się - nie dla każdego pies jest priorytetem) - nie wygrodzi sobie trwałym ogrodzeniem 1/4 podwórka, bo potem nie będzie mógł po nim przejechać ciągnikiem. Kiedy pies był na łańcuchu i drucie, po prostu go odpinał, zdejmował drut, i miał wolny przejazd. Kojca nie będzie non stop skłądał i rozkładał. Inna sytuacja: Moja rodzinka hoduje sobie kilka kóz. Aby można było te kozy złapać, przeprowadzić z miejsca na miejsce, uwiązać, itd, potrzebne sa obroże. A że koza to takie bydlę, które wszytko zeżre, obroża musi być solidna. Inaczej drugiego dnia wyląduje w kozim żołądku. Jako że nie zawsze chciało mi się wdawać w dłuższe rozważania ("dla kozy?! A jak taka obroża dla kozy ma wyglądać?"), w sklepie mówiłam po prostu: "Proszę obrożę dla dużego psa na łańcuch". Otrzymywałam solidną obroże z grubej skóry czy taśmy, podszytą filcem - i wszystko OK. Ale od jakiegoś czasu w odpowiedzi na takei zamówienie zaczęłam słyszeć: "My TAKICH rzeczy nie sprzedajemy" (mniej więcej jakbym poprosiła o cyjanek do otrucia psa. Względnie teściowej:diabloti: ) "Piesków się na łańcuchach nie trzyma. Kojec trzeba postawić" Jak pani ma psa trzymac na łańcuchu, to lepiej go do schroniska oddać". W zasadzie powinnam się cieszyć, że świadomość w narodzie rośnie. O kozy się nie martwię - obroże sama poszyję, jak będę miała czas, a jak nie będę miała, to je zrobi znajomy rymarz (uświadomiony, ze to dla kozy:cool3: ). Albo poszukam odpowiednio solidnych, nawet jak za nie czterokrotnie przepłacę - kozy rodzinki to taka eko-fanaberia, nie muszą się ekonomicznie kalkulować. Ale obawiam się, że przeciętny chłop, który chce kupić obrożę dla swojego łańcuchowego Burka, niekoniecznie zrobi to, co ja. Raz - TYLE kasy to on no obrożę dla kundla nie wyda, dwa - jeśi czegoś nie znajdzie u sprzedawcy na sobotnim targu, to po sklepach zoologicznych i Allegro szukał nie będzie, niezaleznie już nawet od ceny. Zrobi to prościej. Jak? No, to już nie tylko moje obawy, ale to, co widzę u biegających po wsi psów, które się "z łańcucha urwały". Kiedyś, lata temu, często miały na szyi także łańcuch. Potem - potem jednak coraz rzadziej, a coraz częściej jakąkolwiek obrożę. Nie mówię tu o przestrzeni kilku lat, babcią co prawda nie jestem, ale pamiętam lata osiemdziesiąte... Teraz - coraz częściej widzę psy wiązane w kolczatkach. Albo, starą "dobrą" metodą, łańcuchem wokół szyi. Na początku nie zwróciłam na to uwagi, potem zastanawiałam się, czemu. Ostatnie rajdy po sklepach w poszukiwaniu obroży "dla dużego psa na łańcuch" każą mi domyślać się odpowiedzi. W tym momencie szanujący się producenci i sprzedawcy wręcz wstydzą się mieć taki artykuł w ofercie. Niby to krok w dobrym kierunku, ale... znów, podobnie, jak w przypadku tej sytuacji z kojcem, mam wątpliwości. Całą rzecz ujęłabym tak: w ostatnich latach świadomość "psiarzy" poszla mocno naprzód. Ale świadomość ogółu niekoniecznie - i przez to jedna z drugą coraz bardziej się rozchodzi. Własciciel psa z mojego pierwszego przykładu zmienił łańcuch na kojec nie z przekonania, nie z wiedzy, co dla psa lepsze. On o swego psa dba - w miarę, ale śmiem twierdzić, że gdyby wszystkie wiejskie psy miały tak, nie byłoby dramatów. Pies jest odżywiony, zawsze ma miskę z wodą, buda jest solidna, w zimie wypchana słomą. Ale zmiana łańcucha na kojec wynikła nie z głębszego zrozumienia potrzeb zwierzaka, tylko z wbitej mu w głowę, bez wytłumaczenia, wiedzy, że "psa na łańcuchu się nie trzyma". Myślę sobie, że czasem trzeba uwzględnić warunki, w jakich konkretni ludzie i ich zwierzęta żyją, zanim zacznie się ich podciągać do poziomu, jaki my byśmy chcieli widzieć. Bo inaczej, pod zewnętrzną presją, niby się "dostosują" - ale ostateczny wynik nie zawsze będzie pozytywny.
  5. Żeby nie być gołosłowną: [U][QUOTE] [/U] Począwszy od 2 maja 2004 r., zgodnie z nowymi zapisami ustawy o ubezpieczeniu społecznym rolników, za [B]działy specjalne produkcji rolnej[/B], uzasadniające objęcie ubezpieczeniem społecznym rolników, uznaje się następujące rodzaje oraz rozmiary upraw i produkcji: 1. Uprawy roślin ozdobnych i pozostałych w szklarniach ogrzewanych powyżej 100 m2 2. Uprawy w szklarniach nie ogrzewanych powyżej 100 m2 3. prawy roślin ozdobnych i pozostałych w tunelach foliowych ogrzewanych powyżej 200 m2 4. Uprawy grzybów i ich grzybni - powyżej 100 m2 powierzchni uprawowej 5. Drób rzeźny: - kurczęta - powyżej 1000 szt. (w skali roku) - gęsi - powyżej 500 szt. (w skali roku) - kaczki - powyżej 500 szt. (w skali roku) - indyki - powyżej 500 szt. (w skali roku) - strusie - powyżej 20 szt. (w skali roku) 6. Drób nieśny: - kury nieśne (w stadzie reprodukcyjnym) - powyżej 2.000 szt. (w skali roku) - gęsi (w stadzie reprodukcyjnym) - powyżej 200 szt. (w skali roku) - kaczki (w stadzie reprodukcyjnym) - powyżej 500 szt. (w skali roku) - indyki (w stadzie reprodukcyjnym) - powyżej 500 szt. (w skali roku) - kury (produkcja jaj konsumpcyjnych) - powyżej 1.000 szt. (w skali roku) - strusie (w stadzie reprodukcyjnym) - powyżej 6 szt. (w skali roku) 7. Zakłady wylęgu drobiu (zdolność produkcyjna - liczba jaj): - kurczęta - powyżej 3.000 szt. - gęsi - powyżej 3.000 szt. - kaczki - powyżej 3.000 szt. - indyki - powyżej 3.000 szt. - strusie - powyżej 50 szt. 8. Zwierzęta futerkowe - powyżej 50 szt. samic stada podstawowego: - lisy i jenoty - norki - tchórzofretki - szynszyle - nutrie - króliki 9. Pasieki powyżej 80 rodzin 10. Hodowla i chów świń poza gospodarstwem rolnym powyżej 100 szt. [U][/QUOTE][/U] Psy i koty były tu do 2004. Obecnie, jak widać, już ich nie ma.
  6. Hodowla psów obecnie już nie jest działem specjalnym produkcji rolnej w rozumieniu ustawy. Wobec tego nie ma podstaw do rejestracji jej w KRUS. Gdybys chciała ja zarejestrowac jako działalność gospodarczą, to podlegasz ZUS. Natomiast co do powierzchni gruntów: jeśli posiadasz min. 1 hektar (czyli 10.000 m.kw) użytku rolnego (nie dowolnego terenu), to możesz lub musisz (zależnie od tego, czy masz inne źródło ubezpieczenia emerytalno-rentowego) zarejestrować sie w KRUS. Psy tu nic nie mają do rzeczy. To tyle co do kwesti ZUS/KRUS. Co do fiskusa, to jestem w tej kwestii mało kompetentna, niech się wypowie ktoś lepiej zorientowany.
  7. Martens - uważam, że to odpowiedzialna decyzja. Sam miałam w życiu bardzo podobną sytuację. No, prawde mówiąc, nie do końca miałam ją ja - pies nie należał do mnie, ale miałam bardzo bliski kontakt zarówno z właścicielem, jak i z psem. Była to suka, przybłęda w typie rotka. Na początku wydawała się psem idealnym - zero agresji w stosunku do gospodarzy i gości, doskonale dogadała się z psem właścicieli, uznając w nim dominanta. Od początku widać bylo, że ma za sobą podstawowe wychowanie - nie było kłopotu z przywołaniem, po pierwszych dniach suka już była puszczana wolno - zawsze posłusznie przychodziła, nie odbiegała. Później, kiedy dowiedzieliśmy się, co ona potrafi, własciciele (i ja) z groza myśleli, co mogło sie wtedy stać... W domu nie było małych zwierząt - kotów, ani psów małych ras. Nie było też dzieci. Ze względu na to, że dom znajdował się poza zwartą zabudową, ogrodzenie dość daleko od samego budynku, i jeszcze obsadzone drzewami - suka nie miawala też raczej bezposredniego kontaktu z takimi małymi przechodniami. Dlatego dośc długo nie było widac powodów do obaw. Sygnałem ostrzegawczym był wolno żyjący kot, który przeszedl przez ogrodzenie. Wielokrotnie zdarzało się to przedtem, i pierwszy pies tych włascicieli daleki był od pokojowego podejścia do kotów - ale po prostu je wypędzał i "wyszczekiwał" z ogrodu. Czasem zagonił na drzewo, i przetrzymał na nim, póki państwo go nie odwołali. Natomiast rotka nie dała kotu czasu. Nie dała też sygnału. Własciciel, słysząc szczekanie psa - swojego, nie jej - wyszedł natychmiast z domu, ale zdążył już tylko odebrać suce zmaltretowane zwłoki kota. To było ostrzeżenie, ale wszyscy wiemy, że psy polujące się zdarzają. Co zrobić? Pewne zabezpieczenie tereny przed włażącymi dziczkami to utopia, mozna natomiast spróbować oduczenia suki polowania... Zaczęto od pokazania jej, w kontrolowanych warunkach, "wypożyczonego" kota. To, że chciała się ku niemu rzucic, nie było zaskoczeniem. Ale było nim, jak zareagowała wówczas na ludzi. Nie zareagowała! Suka - do tej pory posłuszna, nawet wobec rozpraszających bodźców, jak jedzenie na stole, czy pies, z ktorym chciała się bawić - tu calkowicie "głuchła" na próby przywołania. Usiłowania wzmocnienia posłuszeństwa nie przynosiły rezulatu. To znaczy, z posłuszeństwem nie było najmniejszego problemu - we wszelkich innych sytuacjach. Przy próbach fizycznego powstrzymania suka natychmiast zwracała się przeciwko zatrzymujacemu ją obiektowi - nawet jesli był to czlowiek. Smycz, linka? Szarpała, i nie było to zwykłe ciągnięcie, tylko wyraźne próby wyrwania, z luzowaniem, cofaniem się, po czym nagłym zrywem. Nie puszcza? To gryzienie - bez różnicy: smyczy, stalowej linki czy łańcucha, lub ręki trzymającego człowieka. Nie były to uszczypnięcia - suka w takiej chwili traktowała rękę jako obiekt do przegryzienia! Nie rzucała się przy tym na inne części ciała, czu osoby stojące obok. Próba zatrzymania przez chwyt za obrożę? To samo. Próba zatrzymania przez objęcie psa (normalnie nie miała żadnych lęków pzred dotykaniem i obejmowaniem)? Taka próbę podjęto raz. Przezornie w grubym ubraniu, i tylko dlatego było szycie ubrania, nie człowieka. Coś stoi na drodze? Trzeba się przez to przedrzeć, choćby z gryzieniem siatki czy prętów ogrodzenia lub kojca. Pzry wizycie znajomych z małym terierkiem okazało się, że suka tak samo reaguje na małe psy. Amok, zero kontroli nad suka, jakby nic do niej nie docierało. Znajomi musieli schować terierka do samochodu - po czym suka, nagle zupełnie grzeczna, posłuszna, dała się odprowadzić i zamknąć w garażu. Kolejnym razem, przy innym małym piesku, została - nieprzezornie - zamknięta w osiatkowanym kojcu, skąd mogła widzieć obcego. Wtedy właśnie dała największy popis szału, z gryzieniem siatki i żelaznych pretów włącznie. Zapewniam, ze to nie przesada - to akurat widziałam na własne oczy. W momencie, gdy goście z maluchem znaleźli się w domu - zachowanei suki natychmiast wróciło do normy! Właściciele coraz bardziej się obawiali, że któregos dnai suka może sforsoeac zewnętrzne ogrodzenie - siatka 1,5 metra to nie przeszkoda dla zdeterminowanego psa. U siebie w domu mogli unikać konfliktowych sytuacji, nie wprowadzając na przydomowy teren małych psów. Oczywiście o spacerze na zewnątrz nie mogło byc mowy - nawet smycz nie dawała pewności kontroli, nie w przypadku psa, który gotów rzycić się na trzymającą tę smycz rekę... Szalę przeważyła wizyta znajomych z dwuletnim dzieckiem. Suka zareagowała tak samo, jak na poprzednie małe zwierzęta. Próba cichego ataku, zatrzymanie na siatce kojca (suka znała ten kojec, tymczasem przy atakach dosłownie wpadała na jego ścianę, jakby nie miała świadomości, że ona tam jest), po czym agresywne ujadanie i atakowanie przeszkody. Zaznaczam - suka nigdy nie nie "stróżowała", również wobec obcych ludzi na swoim terenie była całkowicie przyjazna, inaczej niz pierwszy pies tych państwa (nieagresywny,ale na swoim terenie z rezerwą wobec obcych). Owszem, właściele mogli unikac zapraszania znajomych z małymi dziecmi, i pieskami. Mogli na czas takich wizyt zamykac sukę w garażu (siatkowy kojec odpadał, pokój w domu też, bo słysząc i czując obiekt agresji za drzwiami, suka dosłownie "przechodziła pzrez drzwi". Potrafiła też rzucić się w okno, ignorując szybę (szczęsliwie jej uderzenie było słabe, i szyby nie wybila, przy czym niewątpliwie sama by się pocięła). Ale nie mogli zagwaranować, że suka się nie wydostanie. Albo, że jakiś malec nie otworzy sobie furtki. Alternatywą był kojec-bunkier, w którym suka miałaby spędzać większą część swego życia. Albo eutanazja. Zdecydowali się na tę drugą. Decyzja nie zapadła szybko. Choć nie ja ją podejmowałam, to miałam z właścicielami na tyle bliski kontakt, że mogłabym ich przekonywać do innego wyboru - i wiem, że nie potrzebowałabym wiele, by przekonać. Mogłam sama wziąć sukę, szukać jej innego domu, oddać do schroniska, przekonywać, że kojec i pilnowanie będą rozwiązaniem...Chociaż upłynęło już ładnych kilka lat, to pamiętam, jak suczka podrzucała moją dłoń nosem, domagając się głaskania. Żałuję jej... Ale nie żałuję tamtej decyzji.
  8. [B]edhel[/B], Jeśli obcy pies włazi na podwórko twoich znajomych (z jakiegokolwiek powodu, czy jest nim sunia w ciczece, czy nie), to znaczy, że właściciele nie chcą, lub nie moga otoczyć go właściwą opeką. Takiego psa można potraktować jako "zwierzę zabłąkane lub podrzucone". A skoro tak, to należy :evil_lol: odwieźć go do schroniska. Oczywiście, wiadomo, że [I]faktycznie[/I] te psy bezdomne nie są. I że zawieźć psa do schroniska to trochę fatygi. A i stres dla psa, ale może ostatecznie wyjdzie i jemu to na dobre. Bo gdy jednym takim idiotom przyjdzie odbierać swojego psa ze schronu, to i oni, i następni (zwłaszcza, kiedy wiadomość się rozejdzie), trochę pomyślą, zanim po raz drugi puszczą zwierzaka bez kontroli. Oczywiście, że Twoja suczka ma święte prawo mieć cieczkę we własnym ogródku:lol: . W zasadzie na terenie publicznym też ma prawo, ale tu już sprawa jest troszkę bardziej "delikatna". W każdym razie nikt nie może od ciebie wymagać, abyś "coś zrobiła" z suczką. Owszem, stanowczo odradzam zostawianie suki w cieczce samej w ogródku - ale to ze zdrowego rozsądku, a nie dlatego, abyś miała taki "obowiązek". Nie masz też w żadnym razie obowiązku sterylizowac suki dla komfortu sąsiadów (istnieje natomiast sporo innych powodów przemawiających za sterylizacją, ale to już inna sprawa). To nie Twoja suka ucieka w cieczce na cudzy teren, to nie Ty nie sprawujesz własciwej opieki nad zwierzęciem. Winni problemu są sąsiedzi, i to im należy się lekcja wychowawcza! Pomysł juz został podrzucony, ja popieram: Zawieźć jednego czy drugiego psa do schroniska jako "zwierzę porzucone", skoro własciciele albo sa nie do ustalenia (nie przyznają się, że to ich pies), albo odmawiają sprawowania opieki nad swoim zwierzęciem (pies notorycznie sam biega po cudzym terenie). A jeśli ktoś naprawdę ma dużo chęci i sił, może dla odmiany spróbować wytoczyć sprawę z powództwa cywilnego. Poniżej cytat z kodeksu cywilnego: Art. 431. § 1. Kto zwierzę chowa albo się nim posługuje, obowiązany jest do naprawienia wyrządzonej przez nie szkody niezależnie od tego, czy było pod jego nadzorem, czy też zabłąkało się lub uciekło, chyba że ani on, ani osoba, za którą ponosi odpowiedzialność, nie ponoszą winy. § 2. Chociażby osoba, która zwierzę chowa lub się nim posługuje, nie była odpowiedzialna według przepisów paragrafu poprzedzającego, poszkodowany może od niej żądać całkowitego lub częściowego naprawienia szkody, jeżeli z okoliczności, a zwłaszcza z porównania stanu majątkowego poszkodowanego i tej osoby, wynika, że wymagają tego zasady współżycia społecznego. Można tu podciagnąć niszczenie ogródka. Zdewastowane cenne roślinki, podkop pod siatką...
  9. Teoretycznie pies po kastracji rzeczywiście łagodnieje - ale [B]tylko i wyłacznie[/B] dotyczy to agresji związanej z popędem płciowym, czyli skierowanej przeciwko innym psim samcom. A piszę "teoretcznie", bo znajomy pies, w pół roku po kastracji, zachowuje się względem innych samców tak samo, jak przed (wierzę, że wynika to ze starszego wieku, i utrwalonych już psychicznie zachowań, mimo że już nie "napędzają" ich hormony). Jeśli pies dotychczas bronił terytorium przed obcymi ludźmi - to będzie bronił. Jeśli bronił terytorium przed obcymi psami obojga płci - to będzie bronił, i dodatkowo nie będzie się to zmieniać również wobec suki w cieczce. Jeśli bronił przed psami-samcami, a suki traktował przyjaźnie - to bardzo prawdopodobne, że teraz zacznie przyjaźnie traktować i samce. Ale równie dobrze może się to nie zmienić, patrz mój przkład powyżej. A czytałam też o psach, które nie zmieniały zachowania wobec samców, a stawały się agresywne wobec suk. No i oczywiście jeśli nie bronił - to nie ma powodu, by nagle zaczął. Czyli pod tym względem na pewno nie ma co się bać kastracji. A piszę to, mimo że generalnie jestem przeciwniczką hurtowego kastrowania wszystkiego, czego się rusza, i właścicelką dwóch absolutnie niehodowlanych zwierzaków, niekastrowanych ze świadomego wyboru.
  10. Ujmując to samo trochę inaczej: Hybrydą jest osobnik powstały z krzyżówki organizmów należących do dwóch odrębnych jednostek taksonomicznych - najczęściej używa się tej nazwy w odnieisieniu do krzyżówki różnych gatunków (w tym wypadku pies i wilk). Tak więc u początków wilczaka rzeczywiście były hybrydy - [I]te pierwsze mieszańce wilków i psów, z których wyprowadzono rasę[/I]. Ale ich potomkowie już hybrydami w tym rozumieniu nie są, bo się urodzili z dwóch podobnych genetycznie zwierząt. A im dalej, tym większą mamy konsolidację rasy. Husky natomiast nie ma absolutnie nic wspólnego z hybrydą. Są to po prostu psy bardziej podobne do wilka, bo mniej zmienione, zwłaszcza jesli chodzi o eksterier. Ale żadnego krzyżowania międzygatunkowego w swej historii nie mają. Tak,jak sama napisałaś, [B]Kesi[/B], zostały stworzone przez czystą selekcję. A że z wilka? Nie one jedne:)))
  11. Wpiszcie sobie w Allegro "psia farma":angryy: :angryy: :angryy: [URL]http://www.allegro.pl/item146694502_amstafy_pitbule_haski_bernardyny_psia_farma_.html[/URL] Co można takiemu zrobić? Pod paragraf o rasach niebezpiecznych nie podpada, bo to na pewno psy bez rodowodu, formalne wymogi Allegro ogłoszenie spełnia (zresztą zamknąć aukcję takiemu to żałośnie mało). Nawet jak na pseudohodowlę wygląda porażająco. Jeśli ten "człowiek" [B]w aukcji [/B]chwali się [B]takimi[/B] zdjęciami... [IMG]http://www.dogomania.pl/forum/[URL="http://img157.imageshack.us/my.php?image=1466945021hf2.jpg"][IMG]http://img157.imageshack.us/img157/7880/1466945021hf2.th.jpg[/IMG][/URL][/IMG] [IMG]http://www.dogomania.pl/forum/[URL=http://img157.imageshack.us/my.php?image=146694502re2.jpg][IMG]http://img157.imageshack.us/img157/2862/146694502re2.th.jpg[/IMG][/URL][/IMG]
  12. Szaliczek z collie i goldenka:) [URL]http://www.bbkirk.com/Dog%20Hair%20Yarn.htm[/URL] Jeśli ktoś włada angielskim, to całkiem sporo mozna na ten temat znaleźć w sieci, wystarczy wstuakc w googla "spinning dogs hair". Wysypie się więcej stron, niż człowiek jest w stanie przetworzyć! Kiedyś sobie czytałam, i pamiętam, że dobrze się nadaje sierść z husky i samojeda, założe się, ze wobec tego pewnie i malamucia.
  13. To, co teraz piszesz, dla mnie jest w sumie dobra oznaką. Tak, jak zresztą pisałam już na początku: [quote] Z dwojga złego mniej obawiałbym się czegoś takiego u psa, który jest ogólnie niekarny, nie reaguje na komendy, odbiega i wraca po dwóch godzinach albo nazajutrz… to by znaczyło, ze pies jest po prostu niewychowany, i trzeba go nauczyć posłuszeństwa. [/quote] Z dwojga złego znacznie lepiej mieć rozpuszczonego psa z silnym instynktem łowieckim, niż agresywnego psiego psychopatę. Częściowo dlatego, że w przypadku zachowań łowieckich znacznie mniejsze jest ryzyko przeniesienia tych zachowań dla człowieka, ale i dlatego, że łatwiej "wyprostować" psa po prostu rozpuszczonego, niż takiego ze skrzywieniem psychicznym. Tego ostatniego ja na pewno nie podjęłabym się sama, i innym amatorom nie radziła. A nauka posłuszeństwa i walka z psim "olewactwem" to chleb codzienny chyba każdego psiarza, najwyżej nier zawsze w takim stopniu. Co do metod, to dobór zależy od konkretnego psa, a i dla jednego psa może być więcej, niż jedna właściwa - byle nie próbować pięciu naraz, bo zwierzakowi się wszystko pomiesza... I własnie dlatego, aby psu się nie pomieszało, aby miał jasno wytyczone granice, w tym przypadku odradzałabym futrzastą zabawkę imitującą zwierzątko. To może tylko umacniać niepożądane skojarzenia, i utrudniać pracę przy powstrzymywaniu suki, gdy pojawi się prawdziwy zwierzak. Owszem, szansa na wyparcie zachowań drapieżnych jest w ogóle wątła, raczej należy pokładać nadzieję w uzyskaniu posłuchu i powstrzymywaniu ataku. Ale nie nalezy rezygnować ze stworzenia psu jasnych kryteriów, co jest w porządku, a co "be". Dlatego osobiście nie radzilabym "atrapy" zwierzątka. Dla suki może być bardzo niejasne, czy w tym przypadku ma do czynienia ze "zwierzakiem, który jest be", czy z "zabawką, którą wolno tarmosić". W domowych warunkach ciężko jest zrobić taki przedmiot tak, by np. nie pozostał na nim Twój, czy inny znajomy zapach. W ogóle jeśli masz zamiar pracować sama, opierając się na radach z daleka (a widzę, ze do tego zmierza), nie polecałbym - zwłaszcza na początek - wprowadzania "obiektu agresji". Skupiłabym się raczej na zwykłym egzekwowaniu i utrwalaniu posłuszeństwa. Jak rozumiem, Diana "wykonuje dokąłdnie wszelkie polecenia" na lince, a już spuszczona - nie? No i musisz liczyć się z tym, że zachowań łowieckich jako takich nie wygasisz. Istnieją psy, które [I]zawsze[/I] muszą być na smyczy, albo na zamkniętym obszarze bez innych zwierząt. U niektórych ras to nawet norma.
  14. [B]Sobolka:[/B] [QUOTE]Czy dobrze wnioskuję że skoro nie toleruje konkretnych stworzeń to raczej nie zaatakuje dzieci?[/QUOTE] Klucz tkwi w słowie "raczej". Jeśli to Tobie wystarcza... Pozwolisz, że zamiast bezpośredniej odpowiedzi przytocze historię innego psa (nie, nie tej suki, o ktorej wspominałam. Ale dobrze ilustruje problem). Filip, mieszaniec jamnika i okolo dziesięciu bliżej niezidentyfikowanych ras, przybłąkał się do pewnego ośrodka wypoczynkowego. A poniewaz tam go nie przepędzano, a nawet karmiono, więc został, naipierw niby tymczasowo, ale ostatecznie zostal "wciągnięty na listę pracownikow". Dostal własną miskę, miejsce do spania, podstawową opieke weterynaryjną. Ale bez konkretnej osoby, która wzięłaby za niego odpowiedzialność. Kiedy Filip już uznał otoczenie ośrodka za swoje terytorium, zdarzało mu się kogos obszczekać. Na ogół nikt się tym nie przejmował, ale przyjeżdżający codziennie do ośro0dka listonosz nerwowo opędzal się przed psem, tym bardziej go drażniąc. W rezultacie Filip wyrobił w sobie szczególną "antypatię" względem... nie, nie listonosza, ale jego pojazdu - dośc charakterystycznej małej, głośnej motorynki. Na dźwięk jej silnika podbiegał, doskakiwał do kół, i oszczekiwał. Listonosz wkrótce zostal przeniesiony na inny rejon, ale Filip tymczasem przeniósł swoją agresje na inne podobne obiekty, czyli motocykle i skutery. to nasilało się, mimo, że nikt z kierowców tychże specjalnie go nie drażnił (nie wykluczam, że ktos czasem niedeliktanie próbował odsunąć noga spod koła małego "przegubowca", który zachowywał się ajk samobójca, atakując pojazd). Stopniowo ta agresja przeniosła się na inne pojazdy - najpierw małe samochody o głośnym silniku (maluchy itp.), potem coraz większe. W międzyczasie Filip wpadł pod jeden z tych samochodów - dwie operacje, trwałe utykanie. Nie zmieniło to jego zachowania - ani nie zrobił się "ostrożniejszy", ani też jego agresja wobec pojazdów nie nasiliła się skokowo po tym wydarzeniu. Natomiast krąg obiektów, które uznawał za niebezpieczne, stopniowo się rozszerzał. Wybiegając poza bramę ośrodka, obszczekiwał nawet dojeżdżające do pobliskiej hurtowni tiry. Nie zachowywał przy tym dystansu, dobiegal do samych kół. Chyba nie musze pisać, jak skończył. Piszę to nie po to, by dodać jedną więcej smutną psią historię do Tęczowego Mostu. Chcę pośrednio odpowiedzieć na pytanie Sobolki. I rzecz druga. Owszem, TO AKURAT zachowanie agresywne nie musi się rozszerzyć na inne zwierzęta, i dzieci. Choć nie wiadomo, czy koza nie jest już ofiarą takiego właśnie rozszerzenia. Ale niekontrolowana agresja może się uaktywnić i w innej sytuacji. A bodźca uaktywniającego tę agresję nie przewidzisz. To może być zapach, dźwięk, tembr głosu, nietypowy ruch doskonale znanego obiektu... Jeśli Diana atakuje ze strachu - strachu patologicznego, podkreślam - to w sytuacji dla niej stresowej może zareagowac według tego samego schematu. Nawet, jesli sytuacja będzie inna. Twoje dzieci rosną. Będą coraz bardziej ruchliwe, coraz bardziej skłonne do nieprzewidywalnych zachowań. A, jak widać, to, że Diana znała Twoją małą suczkę, nie powstrzymało jej w pewnym momencie przed atakiem. W mojej opinii - podkreślam, dalekiej od nieomylności - masz psa o zaburzonej psychice. I nie sądzę, abyś była w stanie znaleźć rozwiązanie we własnym zakresie, czy bazując na poradach otrzymanych przez forum. Powtarzam po raz n-ty: znaleźć dobrego behawiorystę! Jednocześnie wątpię, abyś znalazła kogoś, kto będzie w stanie regularnie dojeżdżać do ciebie w celu pracy z psem (dojazd to pieniądze i czas). Oczywiście, raz dojechać nawet powinien, by obejrzeć i ocenić zachowanie psa na jego własnym terytorium. Ale jednak to Ty musisz dotrzeć do fachowca, nie on do ciebie. Jeśli nie chcesz, albo nie możesz... to może rzeczywiście inny dom dla Diany jest najlepszym rozwiązaniem. Choć rzecz rozbija się oczywiście o to, JAKI będzie ten dom. A raczej właściciel. Bo problemu nie rozwiąże dom bez dzieci, tylko właściciel, który będzie chcioał i mógł zająć się problemowym psem. Jeśli nawet postanowisz, i dasz radę odizolować sukę od dzieci, to już niedługo nie dasz rady [I]odizolować dzieci od suki[/I]. Twoje starsze właśnie wchodzi w ten wiek, gdy dziecko już potrafi wszędzie wleźć, a niekoniecznie potrafi zrozumieć ostrzeżenie. Z Twojej historii wyłania się sytuacja, której najlepszym rozwiązaniem będzie rzeczywiście inny właściciel dla Diany. Taki, który ma albo bardzo dużo wiedzy i czasu, albo dużo czasu, przynajmniej trochę wiedzy, i jeszcze pieniądze. Bo albo potrafi się coś zrobić samemu, albo trzeba za to zaplacić fachowcowi.
  15. Pytałałam, bo to, jakie obiekty budza agresję psa, może coś powiedzieć o typie tej agresji. Domowe ptactwo to wręcz modelowe ofiary psów wykazujących zachowanie drapieżne. A Twoja suka jednak rzuca się na zwierzęta podobniejsze do psa. Oraz małe psy, co jest dla psów -drapieżników bardzo nietypowe, chyba, że przy niewłaściwej identyfikacji, oraz głęboko zaburzonej psychice (nie to samo, co niewłasciwa identyfikacja: tam pies "nie rozpoznaje psa", tu "rozpoznaje psa, ale i tak poluje"). Agresja własciwa, i atak ze skutkiem śmiertelnym, może być objawiem mocno zaburzonej psychiki (brak naturalnego hamowania), ale przy bardzo dużej róznicy rozmiarów może wynikac z czegoś innego: duży pies teoretycznie nie atakuje, by zabić, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, że atak "bezpieczny" dla psa zblizonego budową, dla małego będzie zabójczy. Może dlatego Diana zabija. Ale można podejrzewać też coś innego - bardzo wysoki poziom stresu, przy którym "wysiadają hamulce". [SIZE=4][B]Uwaga, to, co tu następuje, to tylko moje luźne domysły:[/B][/SIZE] Po tym, co napisałaś, podejrzewałabym, że to agresja typu nazwanego "agresją właściwą", wywołana bardzo mocnym, patologicznym poczuciem zagrożenia. Twoja suka kojarzy małe czworonogi z pierwszą agresorką, i reaguje agresją. Ta agresja z pewnością zostałą wzmocniona "szkoleniem" - opartym o bodźce lękowe. I - że pozwolę sobie pozgadywać - te same bodźce, albo podobne, i używane przez jedną osobę, a więc przez psa łączone - miały sukę nauczyć zarówno agresji, jak i posłuszeństwa? Pewnie już widzisz, do czego zmierzam. W tym momencie, gdy suka widzi zwierzę podobne do "typu rozpoznanego jako niebezpieczny" i w lęku reaguje agresją, próby wyegzekwowania posłuszeństwa mogą budzić w niej skojarzenia z "tresurą" u tamtego (daruję sobie epitety). I nieważne, że Twoje metody są teraz inne - jej stan psychiczny i sytuacja wystarcza, by wyzwolić i dalej nakręcać reakcję "panika+niekonktrolowana agresja". (bo, z tego, co piszesz, w innych momentach suka nie zawsze jest w 100% posłuszna, ale nie tak, byś całkiem traciła z nią kontakt. A tu - tak). PS: Poniewaz cały czas podkreślałam rozróżnienie na dwa podstawowe typy agresji, to jeszcze dodam, ze oczywiście moga one współwystępowac u jednego psa! Ale na ogół widać, kiedy pies "poluje", a kiedy "walczy". Róznie się przy tym zachowuje. A Twoja suka w opisanych sytuacjach tak samo.
  16. Sobolka, konkretnych rad Ci nie dam, bo: Powód pierwszy i calkiem wystarczający: mie mam ku temu kwalifikacji. Powód drugi, też byłby wystarczający: nawet dokładny opis nie wystarczy. Z tego, co piszesz, wydaje mi się, że masz DWA (choć wiążące się) problemy: 1. Agresja. Może wyuczona pzrez tę ujadaczkę z sąsiedztwa, ale jednak nie wszystkie psy, ktore mają takie sąsiedztwo, dochodzą do tak morderczych reakcji. Więc pewnie i predyspozycje wrodzone. Jestem jednego ciekawa (o ile możesz odpowiedzieć - w żadnym razie nie rób eksperymentow dla zaspokojenia mojej ciekawośći:)) - jak suka reaguje na: a) duże obce psy b) małe "zupełnie inne" zwierzęta - kura, gołąb, szczur... Gdybys mogła odpowiedzieć, to by trochę rozjaśnilo, o jaki typ agresji może tu chodzić. 2. Niekontrolowalność. Po tym, co napisałac w ostatnim poście, mozna sądzić, że po fatalnym "szkoleniu" suka może w poczuciu zagrożenia reagować paniką. A próba wymuszenia posłuszeństwa, nawet i normalnymi teraz metodami, u niej budzi skojarzenia z tamtym "trenerem". W rezultacie panika tylko się pogłębia, i pies staje się tym bardziej "niesterowalny". Ale równie dobrze rzeczywiście może sobie Ciebie "olewać". Behawiorysta, który ją zobaczy w takiej sytuacji, rzecz jasna kontrolowanej, zobaczy różnicę. Zaznaczam, te domysły to tylko moje luźne dywagacje. Jak przeczytałam, zamierzasz zasięgnąć rady fachowca - i mogę tylko przyklasnąć. Nie podrzucę żadnego nazwiska, bo Twojej okolicy nie znam, ale zdaje się, że już Alta coś podesłała. I jeszcze jedno - widzę już, że sprawy nie lekceważysz. Nie wpadaj też w czarnowidztwo! Wiem, to, co tu mogłaś przeczytać - również ode mnie - może do tego skłaniać. Ale człowiek względnie odpowiedzialny, dając rady - a zwłaszcza dając je, gdy sam nie ma pełnej wiedzy - woli dziesięć razy zgrzeszyć nadmiarem ostrożności, niż raz - nieostrożnością. Życzę powodzenia Tobie i psicy!
  17. [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Po pierwsze: witam! To mój pierwszy post na Dogomanii, chociaż jako czytelnik bywam tu już od dawna. [/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]A teraz do tematu:[/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Mam nadzieję, że Sobolka, nawet jeśli nie pisze, to zagląda tu i czyta. A jako że dyskusja nam trochę zdryfowała w bok od jej oryginalnego pytania, to ja do niego wrócę. A więc czy agresja wobec zwierząt przekłada się na agresję wobec ludzi?[/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]1. Spotkałam się z rozróżnieniem, bardzo do mnie przemawiającym, na właściwą agresję i zachowanie drapieżne. Ta pierwsza wynika z obrony terytorium, walki o miejsce w hierarchii stada, obrony członka stada, itp. – wiadomo. To drugie – gdy pies traktuje inne zwierzę jako „zwierzynę łowną”. [/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Zachowanie drapieżne jest na ogół sprawą genów, i w niewielkim stopniu podlega wychowaniu. Np. husky będzie atakował koty, zające i kury, bo to ma zakodowane w genach. Dog raczej nie powinien, choć kto wie, co jeszcze siedzi w tej suce? Ale dla normalnego psychicznie psa obiektem łowów nie będzie przedstawiciel własnego gatunku! A pies dobrze zsocjalizowany włącza w ten obręb i człowieka. [/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Problemem może być to, że pies ma trochę inne kryteria, niż mówi nasza wiedza zoologiczna. Mały yorczek dla psa rosłej rasy może w ogóle nie być „psem”. Podobnie dwulatek dla psa znającego tylko dorosłych. (Zwykle problem wynika z braku „odpowiednio szerokich kontaktów” w młodym wieku). [/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Pies wykazujący agresję właściwą nie będzie dążył do uśmiercenia jej obiektu. Jego celem jest tylko odstraszenie (gryzący podwórzowiec), albo podporządkowanie sobie (ataki na domowników). Problemem może być to, że i te „niegroźne” ataki dla nas są groźne. Zaatakowane dziecko nie zareaguje psimi oznakami podporządkowania, i pies nie przerwie ataku. Atak, jaki dla drugiego psa nie byłby groźny, dla człowieka może być śmiertelny. Poza tym, szwów i blizn, nawet bez zagrożenia życia, też sobie nie życzymy…[/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Jeśli pies walczy o miejsce w hierarchii, albo czuje się zagrożony, to celem jego agresji mogą stać się tak samo ludzie, jak stały się zwierzęta. To ta zła wiadomość. Ale jest i dobra: ta agresja jest uwarunkowana sytuacyjnie, i dość łatwo ją wyeliminować.[/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Jeśli agresja wynika z zachowań drapieżnych, to dorosły człowiek raczej nie stanie się jej celem. Zsocjalizowany pies widzi w nim „psa”, poza tym człowiek jest w ogóle na tyle duży, że pies nie będzie w nim widział „zwierzyny łownej”. Ale może być dużo inaczej, gdy taki pies wejdzie w styczność z małym dzieckiem! Nawet nie rozmiar jest tu najważniejszy, lecz zachowanie! Taki maluch zachowuje się kompletnie inaczej, niż człowiek, jakiego pies zna![/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Sądząc z opisu, wydaje się, że suka „zaakceptowała” dzieci właścicielki. Podkreślam „wydaje się” i „sądząc z opisu”. W żadnym razie nie znaczy to, bym radziła się nie obawiać. Jeśli coś radzę, to tylko, by nie uogólniać na tej podstawie. Nawet jeśli pies uznał domowe maluchy za „członków stada”, to maluch koleżanki może być w jego oczach celem polowania.[/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Ale ja widzę tu jeszcze drugi problem, którego autorka postu zdaje się nawet nie być świadoma – a ja osobiście obawiałabym się go dużo bardziej. Mianowicie ten, że w opisanej sytuacji suka staje się NIEKONTROLOWALNA. Z dwojga złego mniej obawiałbym się czegoś takiego u psa, który jest ogólnie niekarny, nie reaguje na komendy, odbiega i wraca po dwóch godzinach albo nazajutrz… to by znaczyło, ze pies jest po prostu niewychowany, i trzeba go nauczyć posłuszeństwa. Ale tu, gdy w jednej, konkretnej, i w dodatku bardzo niebezpiecznej sytuacji pies popada w amok – to nie wygląda dobrze![/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Być może jestem przeczulona – tu piszę na podstawie krótkiego opisu, z którego trudno tak naprawdę wywnioskować coś konkretnego, oraz na podstawie własnych doświadczeń z innym psem. Dodam, że tamten pies zachowywał się bardzo podobnie – słodka przylepa, zero agresji, natychmiast przybiega na wołanie – aż do momentu, gdy na horyzoncie pojawił się kot, obcy mały pies – i niestety także dziecko. Wtedy suka, bo to była suka, zmieniała się w jedną furię, nie reagującą na polecenia, niekontrolowanie atakowała wszystko, co stanęło na drodze – czy to był usiłujący ja powstrzymać człowiek, czy siatka, czy smycz (nie ciągnęła, tylko szarpała, wyraźnie usiłując ją wyrwać lub zerwać, a wobec oporu zwracała się przeciw trzymającemu człowiekowi. Lepiej nie mówić, co było, gdy człowiek jeszcze próbował trzymać za obrożę). Niestety historia tej suki zakończyła się jej eutanazją. Nie ja podejmowałam decyzję, ale gdyby to do mnie należało – podjęłbym taką samą.[/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Znałam – i miałam – też inne psy atakujące małe zwierzęta, w tym – atakujące „na śmierć”. Wszystkie pozostałe dało się jakoś wychować – niekoniecznie tak, by kociaste wyżerały im z miski i wchodziły na głowę, jak mojemu obecnemu ON-kowi, ale tak, by koegzystencja w jednym domu (niekoniecznie w jednym pokoju i na jednym wybiegu) była możliwa. [/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Sobolka, jeśli czytasz ten wątek – absolutnie nie zalecam żadnych rozwiązań z daleka. Nie chodzi mi w żadnym razie o to, byś odczytała mój post jako radę, by psa uśpić. Ale oddanie tego psa komuś, kto zdecyduje się na niego bez pełnej świadomości, i bez fachowego przygotowania, może się skończyć tragicznie. Dom bez dzieci i kotów nie jest rozwiązaniem – pies może się wyrwać na swobodę, a zamknięty zrobi to tym chętniej. Wyprowadzanie na spacer psa, który w momentach agresji nie daje się kontrolować, a jest raczej duży, to rosyjska ruletka. No i kto może wiążąco zadeklarować, że przez najbliższe +/- 8 lat nie odwiedzą go choćby raz znajomi z dzieckiem? Już nie mówię o wolno żyjących kotach, które też mają prawo do życia (zeszłej nocy straciłam jednego takiego podopiecznego… włóczący się, wyraźnie spory, pies).[/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Ewentualny dom bez dzieci i kotów to moim zdaniem nie rozwiązanie, tylko sposób zyskania na czasie. A ten czas należy wykorzystać na pracę z psem (dobry behawiorysta, nie ktoś, kto wychował trochę niekarnego szczeniaka, i sądzi, że już ma doświadczenie). [/FONT][/SIZE][/FONT] [FONT=Arial][SIZE=2][FONT=Verdana]Dopiero ktoś, kto ma odpowiednia wiedzę i doświadczenie, kto poobserwuje psa przez dłuższy czas, będzie mógł tu się wypowiedzieć. A Ty podjąć decyzję. Oddawanie tego psa komuś, kto będzie miał tylko „dom bez dzieci i kotów”, a nie będzie miał kompetencji, by się nim dobrze zająć, może skończyć się tragedią. I – paskudnie to zabrzmi, ale niestety tak jest – dobrze, jeśli tą tragedią będzie tylko uśpienie psa, z którym nie da sobie rady kolejny właściciel. [/FONT][/SIZE][/FONT]
×
×
  • Create New...