Jump to content
Dogomania

aneeri125

Members
  • Posts

    45
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by aneeri125

  1. Dziękuję bardzo za wsparcie danusiu. Postaram się trzymać, chociaż nie jest łatwo :/
  2. Nie wiem co pisać. Tyle czasu mnie tu nie było. Chyba chciałam trochę odetchnąć od tego ciągłego żalu. Już minęło ponad pół roku od śmierci Nodiego! Trudno uwierzyć, jak to zleciało. Wstyd mi trochę, że tyle mnie tu nie było. Chciałabym zmienić przynajmniej tytuł wątku, pisałam do moderatora i nie odpowiadał. Ja dalej tęsknię strasznie za Nodim. Znowu płaczę... U mnie w domu wciąż się o nim rozmawia. Mi jest okropnie przykro. Mimo, że funkcjonuję normalnie, to często o nim myślę i tęsknię. Nie mogę go już przytulić jak dawniej, tylko zdjęcia oglądam. Jak myślę, że mogłabym przygarnąć nowego psa, to dziwnie się z tym czuję. Bardzo brakuje mi Nodiego, pół roku to za mało.
  3. Właśnie nie wiem za bardzo jak wygląda taka adopcja, z jakimi kosztami się wiąże jeśli chodzi o ewentualne dalsze leczenie psa, chociaż w schroniskach chyba wydawane są psy zdrowe. Musiałabym dokładnie wiedzieć, żeby poinformować domowników. Chyba napiszę maila do schroniska. U mnie na osiedlu starsza sąsiadka wzięła suczkę z adopcji, prawie identyczna jak był mój Nodi. Nasz pies tak jej się spodobał, że znalazła suczkę na jego wzór. Miały być z tego dzieci, ale ona była już wysterylizowana. Wszyscy ją bardzo lubią;) Ona zawsze przypomina mi o Nodim, bo wiem, że jej adopcja była dzięki niemu.
  4. Chyba zdecydowałam się na nowego pieska. Tęsknimy strasznie za Nodim. Wczoraj oglądaliśmy zdjęcia, ja jak zwykle ryczałam. Wspominamy go i na jego grobie mamy zamiar na wiosnę zasadzić jakiś ładny kwiat, który będzie o nim zawsze przypominał. Codziennie na niego spoglądam, jego zdjęcie mam w ramce na biurku. Wciąż ciężko się oswoić, że nie ma się kto do mnie przytulić, ani podać łapy. Na spacerach smutno. Z tatą głaskamy wszystkie psy, które się gdzieś przewiną w pobliżu i są przyjazne:) Wczoraj też oglądaliśmy galerię piesków do adopcji z pobliskich schronisk. Gdyby to ode mnie zależało wzięłabym najpierw jednego, a potem drugiego, ale mieszkam również z dziadkami i muszę respektować ich zdanie. Nie wiem, czy chcieli by pieska schroniskowego. Boję się, że mogłyby być jakieś problemy. Ja osobiście jestem taka, że mi nie przeszkadza jaki to pies, ale dla mojej mamy i babci ma to znaczenie bo one zwracają uwagę, czy pies nabrudzi, czy zostawi obfitą sierść podczas linienia i takie tam. Mam łzy w oczach na widok tych wszystkich biednych zwierząt. Regularnie przeglądam też ogłoszenia, czy ktoś ma do oddania jakieś szczeniaki. Raczej wolałabym psa mniejszego, takiego do kolan, bo wtedy byłby mniejszy problem z przekonaniem domowników. Szkoda, że nie mam prawa jazdy, wtedy sama bym pojechała po pieska, przywiozła i już, a tak muszę się prosić o transport i słuchać marudzenia. Pewne jest, że psa będę chciała mieć bo co to za życie bez zwierzaka.
  5. Nodi śni mi się różnie, ale najczęściej, że znowu idę z nim do weterynarza bo coś mu dolega. Kiedyś śniło mi się, że skakał i biegał, a ja kazałam mu się uspokoić, bo przecież niedawno umarł... Na półce leży jego zdjęcie w ramce i obroża, całkiem nowa, którą ponosił może z tydzień. Często spoglądam sobie na niego i przykro się robi. Wcale nie przestałam płakać. W niedzielę miną trzy miesiace. Trudno uwierzyć, czas strasznie szybko leci od jego śmierci, pogoda się nie zmienia. Cały czas myślę nad kolejnymi zwierzętami, oglądam galerie okolicznych schronisk. Zastanawiam się jak to będzie. Czy na wiosnę bedzie już z nami ktoś nowy.
  6. Nodi śni mi się coraz częściej. Teraz trzy noce pod rząd mi się śnił. Coraz bardziej tęsknię, nawet bardziej niż wcześniej. Strasznie brakuje mi tego jak wchodzi do pokoju, drapie łapą o drzwi, skacze na kanapę i przytula się do mnie. O spacerach już nie wspomnę. Strasznie lubiłam go przytulać, a teraz łapię się na tym, że chciałabym, a nie mogę niestety. Z tym kotem to faktycznie problem. Ja ogólnie lubię zwierzęta, ale psy bardziej. Zawsze chciałam mieć w domu jednego kota i dwa psy. Teraz pomyślałam sobie, że fajnie by było w wakacje wziąć kotka, a potem może jakiegoś pieska. Nie wiem jeszcze, czy byłby ze schroniska bo to też nie ode mnie zależy. Kiedyś jak byłam mała mieliśmy kota i psa i byli to najlepsi przyjaciele. Nasz Azor odstępował miejsca przy jedzeniu Mruczkowi i bronił go przed innymi kotami. Jak tylko Azora zabrakło to Mruczka poturbowały inne koty, niestety na śmierć. Wtedy to było tak, że Azora był jeszcze młody jak wzięliśmy kota i polubili się nawzajem. Będę musiała jeszcze pomyśleć, ale co tu dużo mówić, chciałabym na pewno jeszcze jakieś zwierzę. Co to za życie bez zwierząt> Smutne i szare...
  7. Tak się cieszę, że mogę tu napisać o swoich uczuciach i że jesteście zemną. Bardzo dziekuję. Trochę stresuje mnie ta cała sytuacja. W domu bez zwierząt jest tak smutno i pusto. Planowałam Nodiemu na wiosnę zaadoptować jakiegoś zwierzaka, kota bądź drugiego psa, ale tak się nieszczęśliwie złożyło. Myślałam, że skoro nie jestem jeszcze gotowa na psa to może kot? Już dawno myślałam nad kotem, ale zastanawiam się, czy to dobry wybór, . Ja jednak bardziej przepadam za psami niż za kotami. Nie chcę postąpić zbyt pochopnie i potem mieć wyrzuty. Heh niby to wszystko takie proste, a takie skomplikowane. Codziennie chodzą za mną myśli, czy powinnam wziąć jakieś zwierzątko, czy postąpię prawidłowo i sama nie wiem. Chciałabym uczcić pamięć Nodiego jak najlepiej, ale obawiam się, że wszystko zepsuję. Nie wiem, czy rozumiecie o czym piszę bo to takie masło maślane. W każdym razie zbliża się wiosna, trzeba będzie w końcu uporządkować rzeczy Nodiego na podwórku teraz zasypane śniegiem i.... sama się w tym gubię...
  8. Dziękuję za miłe słowa otuchy danka! Mój tata często pyta się o schronisko, jak wygląda adopcja itd. Boję się, że po prostu pojedzie tam i weźmie psa bez wiedzy innych. On ma czasami takie akcje. Nie wiem co bym wtedy zrobiła. Nie wiem, czy zaakceptowałabym tego psa, w dodatku już dorosłego, z doświadczeniami, ze swoimi zwyczajami. Chyba bym go nie polubiła. Nie chcę, żeby przeze mnie jakiś pies cierpiał i nie dostał odpowiedniej miłości. Zastanawiam się co robić w tej sytuacji.
  9. Dzisiaj mija drugi miesiąc... Nodi wczoraj znowu mi się śnił. Tęsknię równie mocno jak dwa miesiące temu, nawet mocniej. Nie przestaję być smutna. Niektórzy próbują coś napomknąć, czy nie chciałabym znowu psa, albo może kota, ale jakoś nie potrafię o tym myśleć. Mam wrażenie, ze zdradziłabym Nodiego. On tam leży w ogrodzie dopiero dwa miesiące i na wiosnę już ktoś nowy miałby biegać po jego ukochanych terenach? Nie mogłabym znieść świadomości, że jeszcze tamtej wiosny Nodi biegał wesoło po trawie, a teraz tak po prosu miałby to robić inny pies. To po prostu niemożliwe. Chciałabym dać szansę innemu zwierzakowi, pusto jest w domu straszliwie, ale chyba nie mogę na razie. Nie pojawiam się tutaj często bo cały czas odpieram od siebie złe myśli. Boję się myśleć o Nodim bo sprawia mi to ból. Teraz jednak wszystko wraca. Ciarki mnie przechodzą i zimno przeszywa mi żyły na wspomnienia o jego cierpieniach. Tak strasznie szkoda mi mojego pieska. Tak mi go brakuje. Cały czas mam przed oczami widok jego pyszczka już martwego. Zdaje mi się, że pod ziemią leży cały czas taki sam, niezmieniony czeka na mnie, czeka aż nadejdzie wiosna i pójdzie na spacer... Chyba nigdy tak naprawdę nie pogodzę się z tym co się stało. W głowie cały czas przemykają myśli o jego chorobie, o tym jakby to było gdyby żył, gdyby wcześniej się go leczyło. Nie byłam jeszcze na jego grobie. Boję się tam iść. Boję się nadejścia wiosny, mimo, że tak bardzo ją lubię...
  10. Dzisiaj minął równy miesiąc od śmierci Nodiego. Trudno uwierzyć, że to już tak długo. Żal i smutek nie znikają, a ja wciąż nie mogę zaakceptować tego faktu, że jego nie ma. Rana w sercu mi zostanie już zawsze i nie zagoi się na pewno. Nodi nauczył mnie jednej bardzo ważnej rzeczy o mnie samej, z której wcześniej nie zdawałam sobie kompletnie sprawy. Niektórzy mówili, że Nodi to zwykły pies, niezbyt urodziwy, pospolity kundel. Ja nie mogłam tego słuchać bo dla mnie on był najśliczniejszy. Swoją drogą nie wiem, czemu komuś takie myśli przychodziły do głowy. Nodi był przecież proporcjonalny, szczupły, miał długie nogi, czarną lśniącą i puszystą śmierć, śmiejące się oczy. Był śliczny i kochany. Mimo, że podziwiałam inne zadbane i rasowe psy na ulicy to tak naprawdę nigdy nie zamieniłabym Nodiego na nikogo ani na nic innego. Chociaż ktoś by oferował milion dolarów, albo tuzin najpiękniejszych, najbardziej rasowych psów to nigdy za nic w świecie bym go nie oddała. Nigdy bym nie pozwoliła nikomu go skrzywdzić. Teraz to do mnie dociera jaką bezinteresowną miłością go darzyłam. Wiem, że inni ludzie są zdolni oddać zwierzę z różnych powodów. Ja nie zrobiłabym tego nigdy, nawet gdybym wylądowała z nm na bruku jako bezdomna. Tęsknię strasznie, brakuje mi go na każdym kroku, wciąż łzy lecą. Wspomnienia tych ostatnich dwóch miesięcy przyprawiają mnie o dreszcze, dosłownie. :-( Nodiniu mój kochany kiedyś się na pewno spotkamy, a ja polecę po ciebie pierwsza w podskokach!
  11. To już ponad trzy tygodnie. Czas płynie nieubłaganie szybko, aż trudno zdać sobie sprawę, że Nodiego tak długo nie ma. Nigdy bym się nie spodziewała, że trzeba będzie tak szybko się otrząsnąć i radzić bez niego. Wracam do domu, a tam tylko pustka. Myślę o nim każdego dnia i cały czas nie mogę uwierzyć, że to prawda. :-( Dziękuję Dana, że zapytałaś o dziadków, jest już lepiej chociaż straty ogromne. W ciągu zaledwie kilkunastu dni tak dużo złych rzeczy się stało. Dziękuję Wam, że jesteście i pamiętacie.:p A tak przy okazji, mogłaby któraś z Was podpowiedzieć jak zmienić tytuł wątku? Próbowałam, ale bez skutku.
  12. Odwiedzam ten wątek regularnie i śledzę losy Lukasa. Jest taki kochany. Nie wiem w sumie jak się mają psy do klatek, ale ja osobiście zwolenniczką nie jestem. Jak zobaczyłam biednego Lukasa leżącego za kratami i smutnie spoglądającego w stronę obiektywu to aż serce boli. Dziwna sprawa z tą p.Lilianą...
  13. Jakie kochane te Twoje psiaki! A Murzynek to już w ogóle:loveu: Ostatnio widziałam niemal identycznego pieska na ulicy i od razu przypomniał mi się Twój piesek. U mnie w okolicach też mnóstwo saren i muflonów. Ostatnio na spacerze tydzień temu widziałam całe stada. Pewnie gdyby Nodi ze mną był to podobnie jak Murzynek zrobiłby pozycję ala pies myśliwski. Niestety nie ma już ze mną tego czarnego punkciku na białym śniegu.
  14. Dziewczyny, serdecznie Wam dziękuję. :p Niestety u mnie nieciekawie w domu, same nieszczęścia. Brak Nodiego codziennie bardzo doskwiera. Każdego dnia spoglądam na jego zdjęcie w ramce i na tablicy korkowej, w telefonie, na komputerze. Spoglądam na jego śliczną, czerwoną obrożę u mnie na biurku. Mogłoby się wydawać, że czas leczy rany, że z każdym dniem powinno być lepiej, ale jest odwrotnie. Coraz bardziej odczuwam jego nieobecność. Cały czas się łapię na tym, że się za nim oglądam, że mam ochotę w końcu go przytulić, że zaraz usłyszę, że wleci jak zwykle z hałasem do domu. Rzeczywistość jest okropna i brutalna. Smutek nie przeminie nigdy. Pamiętam jak kiedyś strasznie bałam się chwili jego odejścia, nie mogłam o tym nawet myśleć, ani sobie tego wyobrazić bo zaraz ogarniał mnie lęk. Teraz niestety nagle nadszedł ten czas z najgorszych moich koszmarów. Ziścił się ten zły sen i to nie może do mnie wciąż dotrzeć. Dana wiersz, który przytoczyłaś jest taki piękny i przejmujący. Daje nadzieję, że Nodi na zawsze mnie nie opuścił i że jest gdzieś obok. Czasami wyobrażam sobie, że jest gdzieś niedaleko, albo jak idę po niego za Tęczowy Most i się spotykamy. Wtedy najbardziej odczuwam tęsknotę za nim. :-( Dziękuję, że jesteście ze mną kochane!:calus:
  15. Dzisiaj minęły równe dwa tygodnie. Nodiego nie ma, a u nas dokładnie o tej samej godzinie kiedy on umierał paliło się pomieszczenie gospodarcze na posesji. Wiele cennych rzeczy i dorobek życia moich dziadków spłonęły! Ta sama godzina, ten sam dzień tygodnia. To chyba jakaś czarna seria... Strasznie tęsknimy za naszym Nodim, pustka, pustka, pustka i smutek...
  16. Przeczytałam ten wątek cały od początku. Lukas jest takim kochanym pieseczkiem i bardzo ucieszyłam sie, że w końcu odnalazł dom. Bardzo mu kibicuję i codziennie tu zaglądam. Mam nadzieje, że nic się złego z nim nie dzieje. Tak bardzo mi go szkoda. Ja bym nie miała sumienia tak oddać psa bo wiem jak pyschicznie moe to zrujnować. Starych drzew się nie przesadza...
  17. Dziękuje Wam bardzo. Tak jak mówicie pewne jeszcze długo nie dojdę całkiem do siebie. Czuję cały czas to samo co opisywałam wcześniej - smutek, żal, ciężar na duszy, pustkę i samotność. Codziennie myślę i wspominam Nodiego. Chyba najbardziej żałuję tego, że nie był jeszcze aż tak bardzo stary, jeszcze 2 miesiace przed śmiercią był pełen wigoru i życia. Wszystkie organy oprócvz tych nieszczęsnych płuc miał w bardzo dobrym stanie. Wydaje mi się jakby dla niego ta nagła choroba i pogorszenie stanu zdrowia też była takim niespodziewanym ciosem. Czasami jak na niego patrzałam to widziałam, że mu ciężko się z tym pogodzić, że chciałby tyle zrobić, a nie może. W ostatnich jego chwilach widziałam w nim to samo. Dosłownie widziałam, że on nie może się oswoić z tym co się dzieje. Czasami pies jest już naprawdę stary i od miesięcy, a nawet lat niedomaga z wielu różnych powodów.Wtedy choroba często jest jakby kolejnym etapem zakończenia jego życia i pies od dawna to wyczuwa. Widać po nim, że szykuje się do ostatniej drogi. U mojego Nodiego było inaczej. Dosłownie z dnia na dzień zrobił się z niego wrak. I te jego smutne oczy. Chyba tak naprawdę z tym mi jest się najtrudniej pogodzić. Był w pełni sprawny fizycznie i psychicznie, po jego oczach mogłam odgadnąć wszystko, a tu nagle po prostu zaczął się dusić i nikt nie mógł nic na to poradzić. To jest najgorsze. Moniek193, z całego serca kibicuję Lukasowi. Śledzę jego wątek i mam nadzieje, że mu się powiedzie.
  18. Mijają kolejne dni, coraz więcej czasu upływa od śmierci Nodiego, ale ja wciąż czuję to samo. Co prawda staram się normalnie funkcjonować, ale nie ma dnia, a szczególnie nocy żebym nie płakała i nie głaskała jego zdjęć. Gdyby nie to forum to pewnie pomyślałabym, że coś jest ze mną nie tak, że wariuję bo obserwując zachowanie ludzi z zewnątrz nie jest niczym nadzwyczajnym śmierć ukochanego psa. Mam wrażenie, ze inni dają mi do zrozumienia, że wydziwiam i jestem przewrażliwiona, że przecież to normalne, że psy zdychają. Nienawidzę słowa "zdychać" i mogłabym je użyć co najwyżej w stosunku do ludzi-potworów, którzy krzywdzą innych ludzi i zwierzęta. Na półce położyłam obrożę Nodiego, którą kupiłam mu całkiem niedawno. Serce mnie boli, gdy na nią spoglądam i wciąż nie mogę uwierzyć, że już nigdy mu jej nie założę. Wiem, powtarzam się, ale po prostu cały czas wszędzie go widzę, cały czas mam go przed oczami, jakby właśnie koło mnie był. Czuję w dłoniach jego futerko i pyszczek. Tęsknie strasznie, serce boli i boli i to dosłownie, nie w przenośni. Nie mogę się za bardzo na niczym skupić, o nauce już nie wspomnę. Chyba pierwszy raz w mojej uniwersyteckiej "karierze" będę mieć warunek. Wiem, ze tak nie może być, że trzeba jakoś żyć, iść do przodu, ale bez Nodiego to nie takie proste. Teraz powroty do domu będą smutne. Zawsze oglądając jego zdjęcia na telefonie, uśmiechałam się i cieszyłam, że jak wrócę to moje maleństwo będzie na nie czekać, a teraz wszystko się zmieniło. Jest ciężko. Nodiego już nie ma i nie będzie, ale te słowa wydają się być tylko słowami nie mającymi nic wspólnego z rzeczywistością. Mam wrażenie, że tkwię w jakimś koszmarze sennym, z którego nie mogę się obudzić i cały czas czekam na pobudkę. Dobrze, że chociaż tutaj mogę się wygadać i nikt nie uzna mnie za kretynkę. [IMG]http://img204.imageshack.us/img204/5398/dsc00668o.jpg[/IMG] [IMG]http://img84.imageshack.us/img84/581/zdjcie0475c.jpg[/IMG] [IMG]http://img801.imageshack.us/img801/1048/zdjcie0017ia.jpg[/IMG]
  19. Tydzień temu dokładnie o tej samej godzinie, 11:55 mój Nodinek wydawał ostatnie tchnienia, był już praktycznie w agonii, a jego oczy patrzyły w jeden punkt, pyszczek miał otwarty. Leżał na swoim ulubionym kocyku, w miejscu gdzie podczas choroby najbardziej lubił przebywać. :placz: Ja głupia zamiast leżeć przy nim i go głaskać to stałam obok i szukałam telefonu do weterynarza, żeby go ratować. Chyba nie było już co ratować. Nodi był strasznie niedotleniony, miał od rana siny język i ledwo oddychał. O 12tej już leżałam przy nim, płakałam i krzyczałam żeby mnie nie zostawiał. On już się nie ruszał, ale jeszcze był cieplutki, jakby żył. Próbowałam nasłuchać jego serce, ale nic, głucha cisza. Był taki śliczny, puszysty, mięciutki i kochany, gdy umierał. Ja się urodziłam w styczniu, on umarł w styczniu... Był moim najukochańszym pieskiem. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że go nie ma, nie mogę się pogodzić, nie dociera to do mnie. Tak strasznie za Tobą tęsknię Nodi. Wszyscy tęsknimy. Z każdym dniem ból i żałość są coraz gorsze.:-( Kochamy Cię Nodi! Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie.
  20. Dana bardzo dziękuję za słowa wsparcia. Jak co chwila spoglądam na zdjęcia Murzynka to naprawdę bardzo przypomina mi mojego Nodiego w młodości. On też miał totalne ADHD. Jak myśmy na spacerze zrobili 3 km to on z pewnością 9. Skakał tak wysoko, że sąsiedzi się obawiali, że przez płot przeskoczy. Pamiętam jak złapał łodygę od drzewka wiśni i obkręcał się dookoła dokąd wszystkich liści nie poobrywał. Jak moja babcia to zobaczyła...:lol: Tak w ogóle to Nodi na początku też miał być Murzynkiem, nie wiem czy o tym pisałam. W każdym razie jak będę mogła to wstawię zdjęcia Nodiego jak był szczeniaczkiem. Murzynek jest taki słodki...
  21. To już piąty dzień jak nie ma Nodiego. Mimo to cały czas mam wrażenie jakby był gdzieś niedaleko. Jak ja jestem w pokoju, to on pewnie w kuchni, jak ja w kuchni to on w pokoju, jak go nie słychać w domu to pewnie biega na dworze i tak w kółko. Tak strasznie wyrzucam sobie to, że za późno zaczęłam szukać informacji o psich chorobach i diagnostyce w internecie. Może gdybym orientowała się więcej w tym temacie to od razu wiedziałabym co robić i oszczędziłabym mu tych stresujących i często bezsensownych wizyt w gabinetach. Łapki tak bardzo trzęsły mu się ze strachu, gdy tam wchodziliśmy. Pyszczek miał taki smutny i tylko spoglądał na mnie swoimi błyszczącymi oczkami, a ja próbowałam go pocieszać. Jeden weterynarz w ciemno walił w niego tak dużo Furosemidu, że jak przypomnę sobie jak Nodi już bardzo osłabiony wylewał z siebie litry płynów to serce mnie tak strasznie boli. Codziennie przychodził na kłucie, a jemu było coraz gorzej i gorzej. Zataczał się, przewracał, potem już nawet nie mógł wstać tylko pozostawał w pozycji siedzącej i ciągnął się cały przednimi łapkami do przodu ile mógł. Gdy przyszłam do weterynarza powiedzieć, że z Nodim coraz gorzej i że nic mu nie pomaga to stwierdził, że jemu to już nic nie pomoże, że jego serce to kapeć i że jest zużyty. Zużyty?! Jeszcze dwa tygodnie wcześniej pies skakał, biegał, wyniki miał śpiewające i nagle się zużył, zrobił się apatyczny, nie do poznania. Nie chciał ani powiedzieć jakie leki mu podaje, ani zrobić RTG bo stwierdził, że rentgen go nie uleczy. Nawet nie chciało mu się zrobić mu porządnych badań, tylko wymęczył mi psa. Pierwsza weterynarz leczyła go po omacku i jak nic mu już nie pomagało to spojrzała na wyniki i stwierdziła, że 20tys leukocytów może być od robaków i poleciła dać tabletkę odrobaczającą(!)Nodi przecież nie miał żadnych robaków.Nie wiem czemu nie protestowałam. Ja wtedy taka nieświadoma podałam mu tą tabletkę, a to takie gorzkie, że Nodiemu ledwo co to przeszło przez gardło z serkiem. Potem już nie chciał przyjmować ode mnie żadnych tabletek. Dopiero ostatni wet jakoś logicznie na to wszystko spojrzał, skorygował leczenie, zlecił RTG. Na koniec przynajmniej myśmy wiedzieli co dolega Nodiemu,a on poczuł się lepiej. Gdybym ja wcześniej wiedziała to co wiem teraz to Nodi nie przechodziłby takich męczarni przez nich wszystkich. Specjalnie zrobiłam mu kompleksowe wyniki na wątrobę, trzustkę, mocz, wszystko od A do Z i wet powiedział, że takich wyników to nawet nie jeden szczeniak nie ma. Zęby w dobrym stanie... wszystko, tylko dziwnym trafem nikt nie pokojarzył, że z tego wszystkiego wybija się jedynie liczba [U]20 tysięcy leukocytów, czyli dwa razy ponad normę!Przecież tak olbrzymi stan zapalny powinien od razu alarmować i sugerować raka.[/U] Skoro antybiotyki i leki przeciwzapalne nie pomogły, a wyniki wszystkich organów były ok to dlaczego nikt nie wpadł na to, że to mogą być jeszcze nie badane płuca? Dlaczego nikt przynajmniej nie zasugerował mi zrobić RTG? Nigdy tego nie pojmę. Nigdy! Będę bić głową w mur do końca życia, że sama nie skojarzyłam pewnych spraw, że wcześniej nie poczytałam w internecie na ten temat, że ślepo ufałam weterynarzom. Gdyby nie to mój Nodi leżał by w domu, od początku przyjmowałby odpowiednie leki i nie cierpiałby tak bardzo. Przepraszam Cię Nodinku mój kochany za wszystko. Bardzo tęsknię za Tobą i nigdy nie przestanę Cię kochać. :-(
  22. Dziękuję bardzo [U]Dana[/U]. Wiesz właśnie przeglądałam Twój wątek z Agatkiem i Barim i wywołał trochę uśmiechu na mojej twarzy w tym okropnym czasie. Historyjki są świetne, a Agatek tak bardzo przypomina mi mojego Nodinka, gdy ten był mały. Mój dosłownie miał ten sam błysk w oczach i też był cały czarny. Śliczny jest. Ja dzisiaj pierwszy raz wyszłam z domu po śmierci Nodiego. Byłam w tym sklepie, gdzie upatrzyłam dla niego tą mięciutką podusię... Czekając na mamę, która załatwiała sprawy w banku podeszłam pod gabinet weterynaryjny ten pierwszy, gdzie chodziłam z Nodim. Stałam tam chwilę i wpatrywałam się w okno. Wszystkie nasze wizyty stanęły mi przed oczami. Pamiętam jak leciałam na łeb na szyję po pracy żeby zdążyć przed zamknięciem, a tata z Nodim już na mnie czekali. Pamiętam jak Nodi się cieszył i skakał na mój widok, a ja cała podenerwowana zastanawiałam się jak to z nim będzie. Płakałam wracając do domu. Z rana przeglądałam zdjęcia Nodinka i nie mogłam uwierzyć, że go nie ma w domu. Jedyne co mi zostało to gładzić ekran laptopa, czy telefonu. Nodi dostał objawów choroby dokładnie dwa miesiące temu. Tyle trwało jego leczenie, tułaczka po weterynarzach, kłucie, tabletki... W ciągu tych dwóch miesięcy w sumie tylko może przez tydzień czuł się dobrze. Potem to już całkowicie się zmienił, a my dalej nie wiedzieliśmy co mu właściwie jest. To była droga przez mękę dla nasz wszystkich. Tak naprawdę to tylko jedno mnie cieszy: mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Nodi oprócz tych ostatnich dwóch miesięcy miał cudowne życie pełne długich wesołych spacerów,wolności, głaskania, przytulania, pysznego jedzenia, zabaw. Otoczony całą moją rodziną wraz z dziadkami, ciotką i wujkiem miał wszystko co do szczęścia było potrzebne. Niestety jego ostatnie dni były jednym wielkim koszmarem i udręką. Tak trudno jest bez niego. Zero popiskiwania jak zwykle przez sen, zero merdania ogonem, zero drapania do drzwi. Chodzę po domu i cały czas łapię się na tym, że się za nim oglądam. Szukam go wszędzie, za oknem, na dworze, na ulicy, w domu. Czekam aż do mnie przyjdzie i się wtuli, ale go nie ma i nie ma. Oj Boże, Boże, nigdy nie przestanę rozpaczać po moim kochanym maleństwie! To był mój najukochańszy, oddany przyjaciel, moja przytulanka kochana:placz: Tutaj Nodi już był chory, ale w jeszcze znośnym stanie. [IMG]http://img15.imageshack.us/img15/5924/zdjcie0078ne.jpg[/IMG] Tutaj było już znacznie gorzej,cały czas osowiały i smutny źle się czuł, leczenie nie przynosiło efektów... [IMG]http://img203.imageshack.us/img203/4094/dsc00835t.jpg[/IMG] Tutaj Nodi już bardzo schudł i osłabł, policzki miał zapadnięte, oczy miał bardzo smutne i proszące o pomoc, której ja nie potrafiłam mu udzielić:-( [IMG]http://img832.imageshack.us/img832/9122/zdjcie0094i.jpg[/IMG] Ostatnie zdjęcie Nodiego. Nie mógł już praktycznie chodzić. Oddychał tragicznie ciężko. Jeszcze tylko kochany oparł swój pyszczek jak zwykle o moje kolano. Bidulka moja malutka:-( [IMG]http://img651.imageshack.us/img651/9057/dsc00671ki.jpg[/IMG] Tak strasznie chciałabym go jeszcze wycałować.
  23. Dziękuję. Ostatnie dni są dla mnie koszmarem. Ta okropna pustka... Mój Nodi ma założony wątek jeszcze, gdy tak ciężko chorował: [url]http://www.dogomania.pl/forum/threads/237818-M%C3%B3j-najukocha%C5%84szy-przyjaciel-w%C5%82a%C5%9Bnie-umiera-a-ja-jestem-bezsilna-wszystko-zepsu%C5%82am[/url] Zawsze bardzo przejmował mnie los porzucanych zwierząt, jednak dopiero od czasów choroby Nodiego zaczęłam codziennie oglądać na tym forum te biedne pieski. Naprawdę bardzo szkoda mi Pluto. Te jego zdjęcia za kratami są po prostu szalenie przykre. Tak bardzo bym chciała, żeby ta biedna psina odnalazła prawdziwy dom już na stałe. Będę tu zaglądać.
  24. [U]ma_ruda[/U] wczoraj w nocy czytałam ten tekst i mam taką ogromną nadzieję, że Nodi nie odszedł na zawsze. Spoglądam na miejsce, gdzie go pochowaliśmy i nie mogę uwierzyć, że on tam lezy na swoim kocyku głęboko pod ziemią. Nie mam siły jeszcze iść w tamto miejsce bo chyba położyłabym się na tej zimnej ziemi i płakała. Najbardziej przeraża mnie to, że odczuwałam na wszelkie możliwe sposoby wolę życia Nodiego. Wszyscy widzieli, że on tak bardzo by chciał wyjść na spacer, potulić się, ale nie może. Wyniki krwi oprócz dwa razy przekroczonej normy leukocytów miał świetne. Zrobiłam mu cały kompleks badań i weterynarz powiedział, że nie jeden szczeniak takich nie ma. Zęby miał w bardzo dobrym stanie jak na swój wiek. Jeszcze jak tata wyciągał rower to Nodi wykazywał chęci, żeby z nim jak zwykle polecieć, ale nagle posmutniał, przystanął i dał do zrozumienia, że nie może. Sobota była dniem w którym miałam największą nadzieję na jakąkolwiek poprawę i dłuższe życie Nodiego. Potrafił sam przejść z pokoju do kuchni, nadstawiać się do głaskania, żywo oszczekał listonosza, a gdy przyszedł ksiądz po kolędzie to nawet podleciał do drzwi i szczekał. Wszyscy cieszyliśmy się, że jeszcze nie jest z nim tak tragicznie. Jeszcze mówiliśmy do niego z tatą: Nodi może dociągniesz do wiosny, pójdziemy na jezioro, w twoje ulubione miejsce. Planowaliśmy nawet zawieść go w koszyku, żeby jeszcze zobaczył swoje ukochane tereny. Naprawdę nawet w te ostatnie dni widać było, życie w jego oczach. Tak głęboko spoglądał na mnie swoimi dużymi, czarnymi oczkami, czułam jego ból. Jednak to co roztkliwia mnie najbardziej ze wszystkiego to fakt, że dosłownie w ostatnich minutach życia, gdy tata wyniósł go na dwór to jeszcze załatwił się i zrobił kupę na zewnątrz, ostatnimi resztkami sił. Potem upadł... Był na tyle dobrze wychowanym psem, że swoją ostatnią potrzebę fizjologiczną załatwił poza domem, trzymał do końca:placz: Potem już tylko zerknęłam na drzwi, a Nodi leżał bezwładnie na trawie, upadł z przemęczenia. Chyba to boli najbardziej. Fakt, że do końca starał się żyć, nie poddawał się do ostatka i że odszedł tak szybko.Mój tata też płacze. Mówi, że jak idzie ulicą i widzi te wszystkie osoby, niektórych już nawet znajomych po tylu latach, jak chodzą nadal ze swoimi pieskami na spacery, a on idzie sam bez Nodiego to go straszny zal ogarnia. Boże, Boże jak ja go kochałam, jak mi go strasznie brakuje. Czuję się jakbym została z połową serca. Budzę się z rana z płaczem i ciężarem w klatce piersiowej, ból i palenie promieniuje na całe ciało. Zasypiam z płaczem. Nie mogę znieść myśli, że Nodi mógłby jeszcze długo żyć i cieszyć się spacerami. Już nie kupię mu puchatej poduszeczki, którą dawno upatrzyłam w sklepie. Z każdym dniem jest coraz gorzej bo go nie ma i nie ma, zostałam sama. [U]Elwira11[/U] opowiadanie Twojej cioci jest tak podobne do tego co ja czuję. Odczuwam ta samą pustkę, ta ciszę, brak wesołego merdania ogonem, brak szturchania i podsuwania pyszczka pod moją rękę, brak uporczywego wtulania się do mojego brzucha i nóg, brak czarnej sierści na wszystkich moich ubraniach. Ten okropny brak... Ja też jeszcze wstawałam wcześnie rano, żeby podać Nodinkowi tabletkę, które coraz niechętnie przyjmował. Nie mogę sobie tego wybaczyć, że na koniec jeszcze wpychałam w niego te kapsułki, a on tak strasznie zaciskał pyszczek. Opowiadanie jest bardzo przejmujące. Tak bardzo rozumiem te słowa. Nie umiem powstrzymać się od płaczu, cały czas płaczę.
  25. Matko kochana! Półtora dnia temu odszedł ode mnie mój ukochany piesek. W tej chwili nie jestem w stanie myśleć o przygarnięciu jakiegokolwiek innego psa, ale mimo to cały czas przeglądam tu różne wątki. Historia Pluta tak bardzo mnie smuci. Przypomina mi mojego Nodiego, taki sam z niego czarnuszek z białym krawacikiem. I ta smutna minka za kratami... Jak ktoś może mieć sumienie oddawać psa po roku? Co ten pies musi czuć, gdy cały czas jest przestawiany z miejsca na miejsce jak rzecz? Choć mieszkam ponad 1h od Wrocławia to dość, często tam bywam i postaram się pomóc...
×
×
  • Create New...