Jump to content
Dogomania

dziuniek

Members
  • Posts

    3972
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    3

Everything posted by dziuniek

  1. Dostałam dziś bon, wczoraj listonosz zostawił awizo. dziękuję bardzo!!!
  2. Joasiu, nie bierz sobie do serca tego, co mówię, bo to nie o Tobie. Ci, o których myślę, do tej pory podpisują się pod kolejnymi psami, nie interesują się ich losem i zdrowiem (inni wożą psy do lecznic, robią wydarzenia, znajdują domy), nie ogłaszają ich w żaden sposób, ale kiedy zrobi się wydarzenie albo chce zmienić opis, oburzają się i protestują. Nie będę wymieniała nazwisk, bo niektórzy nawet w internecie nie funkcjonują, zwykle z lenistwa. Co do reakcji różnych fundacji na to, że pies nie jest rasowy, z tym się pogodziłam: ręce mogą sobie podać fundacje labradorowa, jamnikowa, sznaucerowa. A wg mnie zabieranie psa świeżo przybyłego, adopcyjnego "pod opiekę fundacji", kiedy raZowy kundelek gnije kolejny, ósmy, dziesiąty rok w schronie, to zwyczajna bezduszność i hipokryzja. Co do wolontariatu na geriatrii, to jest to zajęcie po prostu "zamordyczne". ;-)
  3. Dostałam pieniądze (15 czerwca 2016r - 200zł.) na konto dla Samuraja. Bardzo dziękuję za wsparcie od Skarpety Talcott. Samuraj jest po wycięciu nowotworu śledziony, ma guzy w płucach, ale na razie żyje i cieszy się życiem, czysty, najedzony, wyspacerowany. W schronisku był psem nieobsługiwalnym, nieleczonym, zafajdanym, do którego wszyscy bali się podejść. Jest psem trudnym, wykolejonym przez poprzedniego właściciela, ale to nie oznacza, że należy go skazać na śmierć. Dziękuję jeszcze raz!
  4. Dostałam pieniadze, bonu jeszcze nie, zaraz potwierdzę na wątku skarpety
  5. To prawda, a na dodatek te psy tak szybko odchodzą! Mimo to ci ludzie nie żałują, że się nimi zaopiekowali.
  6. Zapraszam na bazarek, który pomoże mi spłacić dług za leczenie Przecinka. Bardzo potrzebna mi teraz Wasza pomoc w finansowaniu leczenia psów .
  7. Jolu, jak zawsze bardzo Ci dziękuję, że wspierasz moich podopiecznych!
  8. Czas płynie jak rzeka, nic się odwrócić nie da, zwierzęta nadal lądują w schronisku w takiej ilości (z samej Warszawy!), że po prostu nadziwić się nie można, iż w katolickim (czyli jak mniemam żyjącym wg dziesięciu przykazań) kraju ludzie bez skrupułów, bez litości, bez drgnienia serca wyrzucają na ulicę zwierzęta, nie troszcząc się, co się z nimi stanie. Najgorsze (bo najgorzej rokujące dla nich) jest wyrzucanie starych, schorowanych kilkunastoletnich psów. Wzięłam właśnie takie ze schroniska: Przecinka, który wymiotował bez przerwy i chudł coraz bardziej i Pudlika, piszczący, jęczący, drżący przy dotyku pyszczka, a moja córka zaadoptowała Perełkę (teraz Giselle)-dwukilogramową, niewidomą shih tzu z rozwalona wątrobą. Pudlikowi trzeba było natychmiast operować zęby, ma też zmiany w móżdżku, które powodują niezborność ruchów, zachwiania równowagi. Jest chudy tak, jakby przez ostatnie miesiące nie jadł w ogóle, a sierść w schronisku ogolono do łysa i to z wielką trudnością, bo było sfilcowane, brudne i zaniedbane. Małego, chudziutkiego Przecinka już nie ma. Był u mnie dwa tygodnie. Miał achalazję przełyku i zupełny brak perestaltyki oraz stan zapalny przełyku i żołądka. Karmiłam go na stojąco co parę godzin, ale wymiotował ogromne ilości śliny i tym się odwadniał. Miał zrobioną w poniedziałek gastroskopię, ale potem już było coraz gorzej: wymiotował jedzeniem, miał biegunkę, chudł. Napisałam na fb: życie z niego uciekło, z Przecinka zrobiło się pół Przecinka i wiedziałam, że już nie zdołam przywrócić go do jakiej takiej egzystencji. Karmienie nie było kłopotliwe, ale zmiany w układzie pokarmowym zaszły już za daleko. Przecinek pierwszego dnia wskoczył na moje łózko i tam spał, chodził po domu krok w krok za mną, płakałam rzewnymi łzami, że nie mogę mu już mu pomóc Giselle ma się dobrze, za dwa tygodnie ma sterylizację. Wychodzi na spacery, głównie siedzi mojej córce na kolanach i śpi z nią w łóżku, bo do tego została stworzona, ale nikt nie pomyślał, jaki los gotuje stwarzając zwierzę, które w przyrodzie nigdy by nie przeżyło. Te trzy pieski to zabawki ludzkie: kupione dla przyjemności, wyrzucone, kiedy się zepsuły.
  9. W środę zabrałam Fitka ze schroniska do lecznicy. Ma zaawansowaną niewydolność lewokomorową na tle zaburzeń zastawek przedsionkowo-komorowych. Lekarz napisał:"pacjent wysokiego ryzyka powikłania w postaci obrzęku płuc, nagłej śmierci sercowej". Na lekach może żyć jeszcze dwa, trzy lata... Nie odwiozłam Fitka do schroniska. Nie mogłam wyobrazić sobie, że zasłabnie w nocy w boksie i nikt tego nie zauważy, nie poda mu nitrogliceryny na dziąsło. Zabrałam go do siebie, ale jeżeli trafi się bardzo dobry dom, który chciałby zająć się tak chorym psem, Fitek zmieni adres pobytu. Jednak kilkudniowa obserwacja nie daje dużych złudzeń: Fitek jest starym, ciężko chorym psem. Z trudnością oddycha, nawet małe spacery go męczą. Jest zupełnie głuchy, niedowidzi albo ma zaburzenia widzenia. Załatwia się w domu, na spacerach również, ale one nie wystarczają. Inne psy go nie interesują, jest trochę demencyjny, czasem "zawiesza się" z podniesiona głową, może nasłuchuje(?), bo nie słyszy? Ma uszkodzone oko, za kilka dni wybierzemy się do okulisty. Bierze kilka leków nasercowych, może to go trochę ustabilizuje, ale lekarz powiedział, że w każdej chwili może nastąpić zatrzymanie akcji serca lub obrzęk płuc i w ich wyniku śmierć. Choroba serca jest tak zaawansowana, że Fitek ma powiększona klatkę piersiową, od czasu do czasu kaszle. Zdjęcia wkrótce, dziś już muszę pędzić na spacery z psami :-)
  10. Dowiedziałam się od znawczyni rasy, że Samuraj i Olenka to szorstkowłose jamniki (jeden lekko przerośnięty), którym zaniedbano trymowania sierści, dlatego tak odrosły. No, no no, nie znoszę jamników, a psów szorstkich jeszcze bardziej ;-).
  11. Napisano 12 sie 2010 · Zgłoś ten post Cecylka, Zyglinda i Jamnisia opuściły w środę schronisko. Cecylka będzie mieszkać w Legionowie, a Jamniczki pod Słupskiem. https://www.facebook.com/events/101296083575367/ https://www.facebook.com/events/1682562938671916/?active_tab=posts Cecylka 2065/15 Zyglinda 299/16 Jamnisia 159/16
  12. Dziś zmarł Wiktor. Dostał ataku padaczki i opiekunka już nie zdążyła do lecznicy. Ale i tak wiadomo było, że wkrótce ta śmierć nastąpi. Miał dom przez ostatni miesiąc życia.
  13. Dziś do domu pojechał Jacuś:https://www.facebook.com/events/1122170644490505/ Jacuś 2430/15
  14. Od piątku nowy nabytek-Olenka. W schronisku najpierw ogolono ją do łysa, potem chciano uśpić. W końcu zoperowano: sterylizacja, mastektomia, usunięcie śledziony. Po operacji wyła z bólu stojąc na czterech sztywnych łapach. Ile pies może pożyć po takich zabiegach? Jak szukać mu domu? Co powiedzieć ludziom? Zabrałam ją do siebie.
  15. Samuraj też powoli odchodzi. Jest coraz słabszy:guzy w płucach to pewnie tylko widoczne zmiany. Jeszcze śpi spokojnie, jeszcze walczy o jedzenie, jeszcze chodzi na spacery. Ale coraz wolniej, w domu kładzie się tam, gdzie stoi, widać, że w tkankach prawdopodobnie gromadzi się płyn. Parę tygodni temu obadałam go znów dokładnie, ale nic poza tymi zmianami nie ma. A jednak podstępny wróg atakuje, niezauważalnie, powoli, ale nieustępliwie, widzę to i nic nie mogę poradzić .
  16. W piątek napisałam na fb: "Robert umiera. Zabrałam go do domu-na dzień? dwa? trzy? Niech poleży jeszcze na swoim legowisku, niech popatrzy na mnie. Potem...Jest bardzo słaby, z trudnością się porusza, ale jak zawsze wpatrzony we mnie, usiłuje chodzić z nosem w mojej nodze. I już nie może. Oprócz kręgosłupa w strasznym stanie ma anemię, nerki przestają pracować. Erytropoetyna nic by nie dała, trzeba by przetaczać krew i robić codzienne dożylne kroplówki. Nie będę go męczyć dalszym pobytem w szpitalu albo codziennymi dowozami, kłuciem itd. Zrobiłam mu zdjęcie, to ostanie-leży sobie na własnym posłaniu, w cieple. Mogę go tylko głaskać.Płakałam całą drogę do lecznicy i do domu, ale nie mogłam uśpić go od razu. Myślałam, że dam mu dom na kilka lat i znów okazało się, że jestem tylko hospicjum. Mój Robek kochany, wpatrzony we mnie, jeszcze jest..." O północy tego samego dnia musiałam napisać: "Robert odszedł. Był bardzo starym (ocenionym na 16 lat) i schorowanym psem, w schronisku niedługo-niecałe półtora roku. Taki już tu trafił: ze zrujnowanym kręgosłupem i nerkami, nigdy nie podnosił głowy, chodził krok za krokiem, bo pewnie odczuwał ogromny ból. Na koniec, już w domu, przyplątała się anemia jako wynik złej pracy nerek. Przez ostatni tydzień Robek był bardzo słaby, z trudnością wstawał- myślałam, że to wynik pogody, wilgotności powietrza. Umarł na starość i nie mogę powstrzymać się od łez, że nie dane mu było dłużej pożyć w domu, tym przyjaznym, tu gdzie go kochano.Robert, taki jakiego poznałam: pies z łezką pod okiem, pies który nigdy się nie uśmiechał. ROBKU, nie ma Cię! "
  17. Wczoraj wieczorem Romek zasnął. Od kilku dni na spacerach chodził bardzo wolno, w domu pokładał się na podłodze, nie mógł sobie znaleźć miejsca, w nocy wstawał. Chwilami się dusił i nie wyglądało to tylko na nieżyt śluzówek, musiało coś dziać się w gardle-nosie. Widać było, że go boli brzuch-wątroba i nerki mimo podawanego tramalu. Od dwóch dni nie chciał już jeść, karmiłam go z ręki. Nie chciałam zawozić go do lecznicy dopiero wtedy, gdy będzie wył z bólu, to byłoby nieludzkie. Romek zasnął spokojnie i szybko, był już bardzo słaby. Romku kochany, byłeś u mnie niespełna dwa miesiące, miałeś dom, ale z powodu choroby nie mogłeś się nim cieszyć. Myślałam, że doczekasz wiosny i dłuższych spacerów w słońcu. Żegnaj! Romek zmarnował w schronisku dziesięć lat swojego życia! Ludzie są potworami, nie ludźmi i nie zasługują na miłość i przywiązanie zwierząt. A taki Romek był kiedyś, co robili przez 10 lat jego wolontariusze??? http://www.youtube.com/watch?v=NVuiGhFm8js https://www.facebook.com/events/1663560623858838/?active_tab=posts
  18. Wczoraj wieczorem Romek zasnął. Od kilku dni na spacerach chodził bardzo wolno, w domu pokładał się na podłodze, nie mógł sobie znaleźć miejsca, w nocy wstawał. Chwilami się dusił i nie wyglądało to tylko na nieżyt śluzówek, musiało coś dziać się w gardle-nosie. Widać było, że go boli brzuch-wątroba i nerki mimo podawanego tramalu. Od dwóch dni nie chciał już jeść, karmiłam go z ręki. Nie chciałam zawozić go do lecznicy dopiero wtedy, gdy będzie wył z bólu, to byłoby nieludzkie. Romek zasnął spokojnie i szybko, był już bardzo słaby. Romku kochany, byłeś u mnie niespełna dwa miesiące, miałeś dom, ale z powodu choroby nie mogłeś się nim cieszyć. Myślałam, że doczekasz wiosny i dłuższych spacerów w słońcu. Żegnaj! Romek zmarnował w schronisku dziesięć lat swojego życia! Ludzie są potworami, nie ludźmi i nie zasługują na miłość i przywiązanie zwierząt. A taki Romek był kiedyś, co robili przez 10 lat jego wolontariusze??? http://www.youtube.com/watch?v=NVuiGhFm8js ...........................................................................................Ostatnie zdjęcie: tak kiedyś wyglądał Romek............................
  19. Romek nie będzie miał operacji. We wtorek na usg. okazało się, że na nerce już są spore guzy. Czyli przerzuty, operacja nie ma więc sensu. W czasie badania Romek okropnie się wyrywał, zaczął dusić, wylądował pod tlenem. Potem czuł się marnie, nie wiem, może badanie poruszyło kręgosłup, albo ból nerek wzmógł się. Zrobiłam mu ostrą kurację przeciwbólową-tramal + pyralgina (działają inaczej). Dziś już jest lepiej, ale dla odmiany Romek chrząka, jakby coś miał w gardle. Codziennie jakieś atrakcje! Spacerki w 1/4 dziennej porcji, czasem muszę go zanosić do domu na rękach (15kg.) Tak Nutusiu, lektyka by się przydała! A najlepiej pokojówka, lokaj i kierowca. Wtedy ja mogłabym zająć się wyłącznie pieszczeniem piesków, czesaniem i spacerkami. No i jeszcze bogaty mąż do utrzymania, przymrużający oko na fanaberie żony! Romek po badaniach.
×
×
  • Create New...