Jump to content
Dogomania

Search the Community

Showing results for tags 'rzucanie się'.

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Ogólne
    • REGULAMIN FORUM
    • DOGOMANIA ON FACEBOOK
    • Wszystko o psach
    • Hodowla
    • Media
    • Pielęgnacja
    • Prawo
    • Sprzęt i akcesoria
    • Weterynaria
    • Wychowanie
    • Wypoczynek
    • Wystawy
    • ZKwP
    • Żywienie
    • Tęczowy Most
    • Foto Blogi
    • Shopping center
    • Off Topic
    • Administracja
  • Psy w potrzebie
  • Sport - praca
  • Rasy
  • Inne zwierzęta
  • Dogomania.com

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


AIM


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Location


Interests


Biography


Location


Interests


Occupation

Found 3 results

  1. Witam! Na wstępie chciałam przeprosić, jeśli jednak dokładnie taki temat był - szukałam, widziałam podobne, ale to nadal nie "TO", więc postanowiłam założyć nowy. Przechodząc do rzeczy: wraz z narzeczonym mamy mieszańca husky z owczarkiem niemieckim, pies ma 8 lat, choruje na padaczkę pokleszczową - nie przyjmuje leków na samą padaczkę, bo ataki są bardzo rzadkie i delikatne - nie traci przytomności, po wszystkim otrzepuje się i merdając ogonem biegnie do lodówki po coś do jedzenia. Wzieliśmy go ze schroniska, jako szczeniaka. Od zawsze był niesamowicie agresywny w stosunku do obcych psów, ale z tym nauczyliśmy się (o ile można to tak nazwać) radzić: po prostu unikamy spacerów w godzinach, gdzie psiaków wychodzi najwięcej. Unikanie wzięło się stąd, że nikt nie potrafi nad nim zapanować - nie pomogli treserzy, sztuczki (a przeszliśmy chyba przez wszystkie, każda stosowana regularnie przez parę tygodni i nic. Nawet machanie ciastkami, za które by zabił nie pomogło. Ale jak mówiłam: z tym sobie jakoś radzimy. Mieliśmy też sunię owczarka niemieckiego, która od nas odeszła 3 lata temu i nie miał z nią problemu. Wzięliśmy kolejnego psiaka, również mieszańca, sukę, bardzo młodą, żeby jej po prostu nie zagryzł - dogadują się świetnie - do czasu. Od paru miesięcy nie wiem już co z nim zrobić. Jest coraz bardziej agresywny - doszło do tego, że rzuca się na mnie lub narzeczonego. Nie był taki, nigdy. Jasne, wpada w amok jak widzi obcego psa, ale w domu był najukochańszym miśkiem pod słońcem. Taka ciamajda. Przykładowa sytuacja: siedzę przy laptopie, Kiara (obecnie 2letnia suczka, malutka) śpi spokojnie w pokoju, Sparrow (pies, którego problemy opisuję) leży po drugiej stronie i nagle zaczyna warczeć, skacze i się rzuca. Albo na mnie, albo na Kiarę - w zależności od tego, kto jest bliżej. Jestem też pewna, że nie jest to przejaw chęci zdominowania właścicieli: mamy go od 8 lat, nigdy czegoś takiego nie było. Od szczeniaka miał jasno pokazywane, kto jest panem, a kto psem - nie był bity, nikt nie krzyczał, był tresowany metodą prób, nagród i naprawdę wielkiej dawki czasu i cierpliwości. Przeszliśmy z nim przez wszystkie możliwe szkolenia: z książek moglibyśmy zrobić bibliotekę na temat szkoleń. Od 2 miesięcy żyjemy jak w jakimś koszmarze, jest coraz gorzej. Jest super, głaszcze się, tuli jak zwykle, aż nagle coś się dzieje i się rzuca z zębami. Warczy, szczeka, próbuje nam skoczyć do gardeł. Przeszłam przez kursy samoobrony, więc najzwyczajniej w świecie jak się na mnie rzuca, łapię go, trzymam i czekam aż się uspokoi, żeby mnie nie pogryzł. Mówię do niego uspokajającym głosem, obiecuję ciastko, cokolwiek, byle przestał - i tak było, bo teraz jest gorzej. Nawet już uspokojony (pozornie) merda się, liże mnie - odwracam się, a on momentalnie rzuca się na mnie z zębami! Już mówię - przeżyłabym, gdyby chodziło tylko o mnie. Ale rzuca się nawet na młodszego psa, na narzeczonego. Mój młodszy brat, który ma 4 lata ma "zakaz" przychodzenia do naszego domu, w obawie przed Sparrowem - a zanim się wyprowadziliśmy 3 lata temu, to przecież razem z nim mieszkał. I nie było tego, uwielbiał dzieciaki. Miał anielską cierpliwość. Najgorsze jest też to, że musiałam zrezygnować przez niego z pracy. To, co się działo w domu pod moją nieobecność przechodziło ludzkie pojęcie. Dostaliśmy pismo z administracji - albo coś zrobimy, albo nas wyrzucą. Dodam, że nie mamy małego mieszkania, więc nie czuje się tu jak w klatce. Pracowałam po 6 godzin: był przyzwyczajony do dłuższej nieobecności, gdy choćby się uczyłam - wtedy był sam po 8 h i też był spokojny. Poza tym bałam się okropnie o Kiarę - boję się, że ją po prostu zagryzie. Odłożyliśmy nawet próby powiększenia rodziny - nie wyobrażam sobie urodzić dziecka w takiej sytuacji - a przecież nie oddam psa, to członek rodziny. Coraz częściej ma te "ataki agresji", jak je nazywam. Teraz rzuca się na nas z zębami średnio 3-6 razy dziennie, drąc się przy tym niesamowicie - naprawdę w końcu nam złożą wypowiedzenie. Nie muszę nic robić: siedzę, a on się nagle zrywa i rzuca. Przechodzę do kuchni - to samo. Do łazienki? Znowu. Zaczął się rzucać nawet na mojego narzeczonego, do którego miał naprawdę wielki respekt. Wpada w taki szał, że nic do niego nie dociera - wybił sobie ząb o krzesło obrotowe i nawet nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, na litość Boską! A gdyby nie wcelował w drewno, tylko w moją nogę?! Już nie wspomnę o tym ile razy mnie pogryzł do krwi, naprawdę głęboko, bo po prostu nie zliczę. Teraz jest lepiej, ale tylko dlatego, że nauczyłam się jak go przytrzymać, żeby mnie nie pogryzł. Ostatnio sąsiad pytał, czy chłopak mnie bije, bo jestem cała w siniakach. Narzeczony nie ma tyle szczęścia, ostatnio skończyło się na szwach. Byliśmy z nim u weterynarza - czy raczej on był u nas, bo jego zachowanie w stosunku do psów na nic innego nie pozwala. Zrobił mu badania, pobrał krew, obmacał. Ten weterynarz to najlepsze co mogło nas spotkać - leczy nasze psy odkąd pamiętam, ma swoje własne kliniki itd. Sprawdzony, w każdym razie. Zdrowy jak koń, jak to określił. Poradził nam przemyśleć kastrację - jednak jest to pies z padaczką, trzeba ściągać anestezjologa a i tak ryzyko, iż się nie obudzi jest naprawdę duże. I szczerze mówiąc, odkąd tylko jedno z nas pracuje, najzwyczajniej nas na to nie stać. Po opłaceniu wszystkiego zostaje nam ledwie 700 zł na cały miesiąc, na 2jkę osób, pomaganie mojej babci i 2 psy. Przecież to śmieszne. Nikt do nas już nie przychodzi, ja siedzę uziemiona w domu. Macie jakieś pomysły? Naprawdę już nie wiemy co robić. Weterynarz polecił nam pewne behawioralne metody szkoleniowe, ale to nic nie daje - a jak mówię, nie było nigdy wcześniej z tym problemu. Dopóki nie wpadnie w szał, jest normalny. Ale te jego ataki agresji są coraz częstsze i bardziej gwałtowne. Dzisiaj już rzucił się 5 razy, z czego ostatnim razem uspokajałam go prawie 30 min, bo za każdym razem próbował wgryźć mi się w gardło - a moje nędzne 156 cm wzrostu mu to ułatwia. Proszę, pomóżcie nam. Może macie jakieś doświadczenia, pomysły? Przecież tak nie da się żyć, w strachu przed własnym psem, non stop uwięziona z nim w domu.
  2. Witam Już nie wiem co mam robić, aby móc normalnie wychodzić z psem na spacery. Wszystko jest fajnie, reaguje na zawołanie, bawi się ze mną itp dopóki nie zobaczy innego psa. Behawiorysta z którym pracuje stwierdził, ze pies jest zestresowany, musi mieć dłuższa smycz i nie można go na niej szarpać ani nic. Gdy ona z nim pracuje to pies jest super idealny, potrafi na nią zwrócić uwagę i odbiec od innego psa bez zastanowienia, z nią nie rzuca się na smyczy jak zobaczy psa. Natomiast gdy ja usiłuje zrobić to samo co ona to mój pies wgl na mnie nie reaguje tylko zaczyna rzucać się na smyczy, ujadać i wyrywać się.
  3. Witam! posiadam pieska(ma 11 m-cy), mieszańca (nie wiem czego jest to mix). jakiś czas temu pokazał się problem, z którym w miarę szybko się uporaliśmy. mianowicie piesek (o ile można tak nazwać 22 kilogramowego psa) obszczekiwał wszystkich przechodniów, więc zakupiliśmy kaganiec do którego można przypiąć smycz i mamy teraz nad naszą sunią większą kontrole niż jak była przypięta do szelek oraz zaczęliśmy szkolić psa na tzw "pasztetówe" (gdy ktoś przechodził obok nas odwracaliśmy uwagę smakołykami)-podziałało. Mieliśmy spokój. Ale znów mamy podobny problem. Mianowicie, mieszkamy w bloku, jak sąsiad przechodzi obok nas na klatce schodowej to moja sunia zaczyna ujadać i próbuje skoczyć na sąsiada i to się tyczy wszystkich sąsiadów bez wyjątku. to samo próbuje zrobić gdy ktoś nas zagada na spacerze. a drugi problem polega na tym, ze nie możemy przyjmować gości. zaraz szczeka i się rzuca. gdy się uspokoiła z tego pierwszego amoku, podeszłyśmy do gościa, a on próbował ją przekupić smakołykami. na chwile się udało, wykonała nawet podstawowe komendy, wydane przez gościa- "siad" czy "daj łapę" , ale po chwili i tak zaczęła ujadać i się rzucać. co mam z tym wszystkim zrobić? dla mnie i męża jest to najukochańszy i najmądrzejszy piesek pod słońcem! Wiem, że i ona też ma wielkie serce(wiem, że nas kocha. Kocha także moich rodziców, rodzeństwo, teściów, w ogóle wszystkich, których zna odkąd do nas przyszła) proszę o porady, bo w naszej miejscowości jest trener, ale drogi i na razie nie mam funduszy. POMOCY! p.s. a po drugie mamy konflikt z sąsiadką, która tylko czyha na jakikolwiek nasz błąd, więc jak najszybciej musimy coś zrobić! Pozdrawiam
×
×
  • Create New...