Jump to content
Dogomania

aleshua

Members
  • Posts

    79
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by aleshua

  1. Ryss, tak jak pisze Kalai, te są nauczone. By nauczyć kota robić do toalety potrzebna jest nakładka, do której wsypuje się żwirek. Z czasem wyjmuje się kolejne "pierścienie" tego wynalazku aż do momentu gdy kot robi bez niego - wypraktykowana może nie jestem, ale zorientowana jak najbardziej. Żwirek biodegradowalny, czyli drewniany się rozkłada i nie zapycha kanalizacji i tylko taki się nadaje. No chyba, że miałabym ochotę sobie oczyszczalnię zabetonować... ale nie, nie mam.
  2. Ryss, 1. By nauczyć kota korzystać z toalety, musi korzystać ze żwirku biodegradowalnego, czyli drewnianego zdaje się. Jak już pisałam, kociuchy go nie akceptują. Więc zacięcie zacięciem, sztuczki sztuczkami a praktyka praktyką. 2. Damą wobec tego nie jestem, bo pieniędzy nie mam. Mam tylko nadmiar zwierząt, na które mnie nie stać. Kalai! Rada z kartonem okazała się zbawienna! Póki co jakieś 3 dni za nami, psy powąchały i póki co (tfu, tfu!) odpuściły. Nie próbują wtykać łbów :D Dostałam takie pudła archiwizacyjne, idealnie pasujące do kuwet, nakrywane z góry. Jak psy za bardzo zaczną węszyć, to jeszcze przystawię dziurą do ściany - zwlekam z tym bo to wymaga odsunięcia grajdołu od ściany i zwęzi mi przejście, ale z dwojga złego jak przyjdzie konieczność to wolę to niż chorego psa czy kupy na podłodze. Piesy też szczęśliwe po powrocie do domu, dostały kąpanko i gratisowe czesanko i wszyscy póki co nadal jesteśmy szczęśliwi :D Także ściskam mocno i bardzo bardzo dziękuję! Uratowałaś psy przed podwórkiem, mnie przed wyrzutami sumienia, a koty... koty mają wszystko w nosie ;)
  3. Kalai, rady bezcenne! Sama pod wpływem wyrzutów sumienia uruchomiłam wyobraźnię i wpadłam jeszcze na to, żeby postawić obok kuwet taki płotek ogrodniczy rozkładany wysokości ok. 70cm - kot przejdzie przez "oko" a pies nie (chyba, ze łapą prze ogrodzenie pokopie...). Niemniej najpierw spróbuję z tymi kartonami, potem pudełka i zobaczę co z tego będzie. Bardzo bardzo dziękuję za rady! Chesti, rozważałam BARF ale szczerze mówiąc z czystej wygody wolę karmę. Dawałam im żwacze wołowe, teraz dostają suszone paski mięsa a i tak się posilają. Przy czym ta pierwsza już od szczeniaka jadła to co znalazła na dworze, tarzała się w tym itd. U Kamy to z kolei pierwsza taka sytuacja, bo nigdy nie jadła na dworze. Jeżeli o kuwetę chodzi, to może dla swojego egzemplarza później rozważę, co dla czterech to rzeczywiście spory wydatek. Ley, bez szans na eksmisję kotów. To jest gospodarcze, z którego z łatwością wyjdą przez szpary, plus tego wejście nie ma jak zamknąć, nawet drzwiczek nie ma. No i są to kociaki chowane na domowe futerka niewychodzące, kontakt z podwórkiem mógłby popsuć trochę plany, tym bardziej, że miałyby kontakt z matką - kotką łowną - a to totalnie odpada. Reasumując: zacznę od testów z kartonami i pudełkami, potem płotek i mam nadzieję, że to da efekt. Jeżeli nie... e, nie dopuszczam takiej myśli! :) Oczywiście dam znać jak poszło ;-) Bardzo Wam dziękuję :)
  4. Beatrx, mam od początku dwa, no prawie... od 4 lat :D Tylko nie pisałam o tej pierwszej bo nie miała problemu z kotką i kociętami - zaczęła je nawet karmić i tak karmi chyba już od miesiąca ;-) Absolutnie nie pozwalałam, fuj! Karciłam, obrzydzałam, bez rezultatu - znaczy był rezultat, robiła to ciszej... Podwórko lubią bardzo, ale nas też. Tajdze w sumie jest to obojętne, ona w ogóle jest psem obojętnym - a przynajmniej takie wrażenie sprawia. Kama lubi tak podwórko jak nas, przylepa, łazi za nami wszędzie ale tyle samo radochy ma z godzin spędzonych na podwórku. Czy pcha się do domu... wieczorem już chce włazić, ale kiedy otwieramy drzwi równie chętnie chce wychodzić. Mogłabym w sumie spróbować z tym dworem, tylko co z nocą? Zostawić ją i zobaczyć co będzie? Mam pomieszczenie gospodarcze z wejściem otwartym, taka dziura 50x50, może by im tam zrobić tymczasowo jakieś posłanie? Atrakcyjne to to nie jest, ale zawsze jakieś schronienie i mniej irytacji dla nas i stresu dla psów (i brak ryzyka dla zdrowia). W domu raczej nie chcę wydzielać. Tajga sobie poradzi ale Kama ma b.duzy uraz do zamykania (była przetrzymywana w zamknięciu). Raz musiałam ją zamknąć przez dwa dni na kilka godzin w osobnym pokoju, to wygryzła sobie do gołej skóry sierść z prawie całego ogona. Wolę więcej juz nie próbować. A to obrzydzanie kuwet? Co masz na myśli? Może by spróbować...
  5. Mam na tymczasie koty, sztuk 4 a więc i kuwet jest dużo, bo 3 duże. Stoją w przedpokoju na podłodze bo to jedyne możliwe miejsce. Mam dwa psy, najpierw wyżerał jeden - pół biedy, dało się to jakoś ogarnąć (ruszała tylko kupy i tylko nie zakopane) ale teraz zaczęła wyżerać druga suka. Odchodzę już od zmysłów i mam ochotę je rozszarpać... jedna wyżera i robi syf w samej kuwecie bo rozdrabnia mi te kupska, druga wyciąga kupy i siki i zżera na podłodze, dywaniku, raz przyniosła i delektowała się na dywanie w pokoju plus przekopuje sobie kuwety i wywala połowę zawartości kuwety (dosłownie, pół żwirku wykopuje) na ziemię i roznosi wszędzie. Nie zamontuję drzwiczek do łazienki bo tam co najwyżej pół kuwety wejdzie, do wiatrołapu to samo, kuweta kryta bez sensu bo łeb wsadzi (wsadzi, jestem przekonana bo drzwiczki mają 20x20 cm i mniejszych nie znalazłam), półka czy podwyższenie odpada bo nie mam gdzie tego zamontować (nad kuwetami jest kaloryfer) poza tym psy są duże więc kuwety musiałyby być na około metrze wysokości jak nie lepiej, bo swobodnie potrafią ściągać ze stołu. Kompletnie nie wiem co robić. Jeden kot zostanie u mnie, ale wtedy jedną kuwetkę wrzucę do wiatrołapu i zamontuję drzwiczki - problem solved. Zanim to się stanie, pozostałe 3 koty muszą znaleźć domy, a do tego jeszcze "chwila". Mam zwierzyniec chwilowo, wiedziałam że jakieś problemy z tego będą, kocie wariactwa, więcej syfu ale przecież nie mogę żyć z dosłownie g*wnem rozsmarowanym kilka razy dziennie po połowie domu ;( Nie wiem co robić, a poziom irytacji i frustracji (a czasem smrodu) sięga zenitu. Latam do tych kuwet po 5 i więcej razy dziennie, doszło do tego że budzę się w środku nocy i sprawdzam czy psy się nie posilają - zaczyna to pod paranoję podchodzić! Psy są w 100% domowe i nawet bud czy kojca dla nich nie mam na dworze, jako, że teren jest ogrodzony i mamy lato to większość czasu spędzają na dworze - tu w sumie jedyne rozwiązanie, które mi przychodzi do głowy: póki jest ciepło, nie wpuszczać ich do domu. Da się? Nie rzuci im się to na psychikę za bardzo, że nagle z domku i dywanów wylądowały na dworze (tymczasowo oczywiście!)? Mam nadzieję tylko, że do czasu ochłodzenia koty znajdą domy, bo jak nie to nie mam pomysłu co zrobię... chyba sobie pościelę przy tych kuwetach. No tak... jeszcze problem tego typu, ze używam żwirku bentonitowego. Przez pierwszy miesiąc psy uwagi na kuwety nie zwracały, a potem już się koty przyzwyczaiły do bentonitu i do drewnianego - podejrzewam mniej szkodliwego - robić nie chcą. Raz juz jedna z suk się obżarła żwirku i karmy po czym puściła pięknego pawia złożonego z bentonitu i karmy na środek dywanu - nie przesadzając było tego objętościowo z kilogramową torbę mąki i tylko się cieszę że sobie nie zapchała jelit (tak.. bo jeszcze latam za nimi i kupy sprawdzam, czy robią i jakie). Czytałam o jakichś uzupełniaczach z bakteriami gnilnymi czy jak to się nazywało, ale opinie są zgodne, ze jest to nieskuteczne i psy po prostu to lubią i jak jedzą, to jeść będą - nawet wiec nie próbuję. Tym bardziej, że finansowo nie mogę sobie pozwolić na nieskuteczne eksperymenty. W życiu bym psów nie oddała, ale ta sytuacja czyni ze mnie inną, złą osobę bo moje marzenia zaczynają krążyć wokół domu bez zwierząt. Ktoś? Coś? Jakieś rady, pomysły? Przekopałam internet i w sumie liczę bardziej na odpowiedź w sprawie pobytu moich psów na dworze dla ich własnego dobra i bezpieczeństwa. Bo chyba naprawdę nic innego do czasu oddania kotów nie da się zrobić :S
  6. Tak jak obiecałam, najnowsze wieści z placu boju :D Kama odżyła po tym jak przestałam wpuszczać kota do domu, przestała się bać zupełnie a po kilku dniach przestała też ignorować kociaki. Dzisiaj łapała razem z nimi mysz z wędki, trąca je nosem i zachęca do zabawy. Rodzi nam się tutaj psio-kocia przyjaźń chyba :) Pozdrawiam! Rada okazała się bezcenna :-)
  7. Nie miałam innego wyjścia, dlatego są u mnie - bezpieczne i na tyle na ile to możliwe pod opieką matki, z perspektywą na znalezienie domu, który będzie je szczepił i wykastruje. Pytałam co zrobić i jak pomóc psu, a nie czy moje postępowanie względem kotów jest właściwe. Na tyle na ile mogę, pomagam tym kotom w uniknięciu losu ich matki, czyli stania się żywą łapką na myszy, ewentualnie utopienia przez "właścicieli". Dodam, że łapką, która je to co sobie złapie, żyje z tasiemcem i robalami (żyła, bo już to zwalczyłam), wyleniała i wychudzona. Gdybym miała możliwość, rozwiązałabym to inaczej. Czasem warto powstrzymać osądy, gdy nie ma się pełnego obrazu sytuacji i zamiast tego podzielić się wiedzą czy doświadczeniem a nie moralizować. Beatrx, dzisiaj kot trzeci dzień ma zakaz wchodzenia "na pokoje" jak to określiłaś i to chyba rzeczywiście o to chodzi. Obserwuję Kamkę, za kilka dni napiszę co i jak. Przestała się pchać póki co do łazienki z położonymi uszami, a jak wejdzie to wychodzi kiedy ją wołam - no zobaczę co z tego będzie :) Problem moskitier rozwiązany - zdjęłam.
  8. Cały dzień ćwiczeń z Kamą, jakoś przeżyliśmy. Ostatecznie dostała tabletkę, pomogło, rozluźniła się trochę. Za to z kot mimo że pół dnia spędził z małymi i tak się wiesza po oknach :/
  9. Beatrx, w sumie wczoraj ją ściągnęłam przy pomocy smyczy. W zasadzie nie musiałam się wysilać, bo kiedy Kama widzi smycz to szaleje ze szczęścia - uwielbia być prowadzona. Nie powinna chyba jej zacząć kojarzyć negatywnie? Prawdopodobnie jej nerwy są potęgowane tez przez moje, nawet jeśli nie do końca uzewnętrznione. Sytuacja frustrująca i w sumie nagła, ale się ogarnęłam już i powinnam działaç na spokojnie. Zastanawiam się czy by nie podać jej 10mg Hydroxizinum by przerwać to "pasmo nerwów" u niej, zeby sie wyciszyła i odpoczęła? Obserwuję to to moje i jak na szpilkach siedzi no i szkoda mi bestii. Liczyłam, że może to jakieś chwilowe zachwianie. Rzeczywistość jest mniej kolorowa, no ale "Co nas nie zabije..." :) Odstresuję piesę i pogodzę towarzycho i koniec! ;-) Dziękuję za bezcenne rady, strasznie fajnie, że Ci się chce :)
  10. Mysle, stad pomysl czestszego wpuszczania, zeby czesciej byla z mlodymi. Problem kotki jest dramatyczny, tak samo jest dramatyczny problem psa ktory nie wie o co chodzi i smiem twierdzic ze nasz tez, z powodow wymienionych w poscie wczesniej. Dlatego poprosilam o sensowne rady albo pomysly bo krytyka (pomijajac konstruktywna) wiele tu nie zmieni. Odnosnie psa: wieczorne cwiczenia poszly bardzo dobrze. Budze sie, patrze a obok na miejscu meza spi pies, ktory nigdy nie mial pozwolenia na wchodzenie na lozko. Oczywiscie zlezc nie chciala... eh.
  11. Dziękuję za odpowiedź, tak to jest jak się jest głupkiem niedoświadczonym :/ chciałam dobrze, a wyszło jak wyszło. Zatem kot do domu już wstępu nie ma, tylko przedpokój + ćwiczenia, które w sumie dziś już rozpoczęłam bo odwrócenie uwagi działa. Karmienie kociaków z misek przy niej będzie ok? Czy w jednym czasie jej też coś dawać? Do tej pory robiłam tak, że jak koty skończyły jeść i odeszły od misek rozdzielałam resztki między obie psice. Kama bez pozwolenia misek kocich nie rusza i respektuje stanowcze "nie" w tej sytuacji. Problem z kotką bo zaczęła mi się po moskitierach wspinać próbując dostać się do młodych - są jakieś sposoby, odstraszacze... cokolwiek? Trochę egoistycznie/materialistycznie podejdę ale kosztowało to trochę i jedną już mi zniszczyła w ten sposób :( Jeżeli o sterylkę chodzi, to działam w temacie. Czekam aż przestanie karmić i przy wsparciu kociej fundacji będzie sterylizowana. Edit: czesciej bede wpuszczac kotke na przedpokoj, rzadziej bedzie czula potrzebe skakania na moskitiery - pomysl nr 1, calkiem oczywisty. Spsikalam probnie 1 moskitiere octem, acz pewnie i tak szybko wywietrzeje - pomysl nr 2.
  12. Sprawa jest pilna o tyle, ze już się dzieje. 2 tygodnie temu przyszły do mnie na tymczas 4 koty w wieku około 4 tygodni. Ich matka była czasami wpuszczana do domu (kot sąsiadów, którym się nie zajmują), Kama ją tolerowała acz robiła sie lekko niespokojna, kot to samo. Zgadzały się do 20 cm od siebie. Od 2 tyg są u mnie jej małe, którymi się zajmuję. Kotka przychodzi kilka razy dziennie karmić. Na początku psa nie zamykałam ale doszło do kilku konfliktów przy małych i musiałam zacząć je izolować. By było sprawiedliwie, czasem pies szedł do sypialni (gdzie ma swoje posłanie), czasem kotka szła na przedpokój. Do małych Kama nie wykazuje agresji, na początku ciekawość, iskała je, trącała nosem, była podniecona. No i bez większych zmian przez te dwa tygodnie, ale od wczoraj jakby jej odbiło. Zaczęła chować się w łazience, w której chowa się zawsze gdy czegoś się bardzo boi (huki w sylwestra, głośne krzyki). Zaczęła też włazić do kojca kotów i pchać się na kanapę, na której koty śpią czy się bawią - bo zasypiają w przypadkowych miejscach. Na kanapę była wpuszczana ale tylko gdy dostała wyraźne pozwolenie i kiedy się mówiło "złaź" albo "sio" to schodziła. Gdy nie chciała się słuchać, wystarczyło spojrzeć w oczy i patrzeć wytrwale, wtedy ulegała i robiła to czego od niej się wymaga. Od dwóch dni nie ma na nią siły, kompletnie się nie słucha. Nie zauważyłam, byśmy jakoś inaczej ją traktowali, tyle tylko, ze codziennie kilka razy czyszczę kuwetę, karmię koty, biorę na ręce ale ona też otrzymuje swoją dawkę zabawy i pieszczot. Paradoksalnie im więcej, tym gorzej się zachowuje. Dalej nie widzę agresji w stosunku do kotów, ale na nas potrafi warczćy kiedy siłą ją wyrzucamy z kanapy czy kojca kotów (problem o tyle poważny, że waży 35 kg i nie patrzy czy koty w kojcu są czy nie, jednego prawie zgniotła). Kama jest u mnie od 4 lat, pies po przejściach, zamykany sam, głodzony, bity, po tym jak się oszczeniła na jej oczach zabito jej szczeniaki. Przez te 4 lata wykazuje raczej dominację - mamy drugą sukę też z problemami, uległą - ale nigdy nie było z nią (Kamą) problemów, bo jest psem łagodnym i bardzo rzadko warczy, nigdy nie używa zębów na nas. Jedyne sytuacje, gdy rzucała się na drugą to przy jedzeniu, przy bardziej smakowitych kąskach. Boję się, że ten upór może zmienić się w agresję w stosunku do domowników lub kotów. Bardzo proszę o rady, bo nie mam pojęcia co robić. To co robię instynktownie, wywiera chyba odwrotne skutki i jedyne co teraz przychodzi mi do głowy to ją odizolować. Co prawdopodobnie też będzie miało tylko negatywne skutki. Chciałam też jednego malucha zatrzymać ale w takiej sytuacji nie wiem czy to dobry pomysł.
  13. Długo mnie nie była i po prawdzie wpładłam z nowym "dziwacznym" problemem :) Muszę jednak napisać, że trochę konsekwencji z mojej strony i stanowczości, a Kama już "otrzeźwaiała" i na komendę "puść" oddaje ukradzione jedzienie i na polecenie idzie na swoje i siedzi, póki jej nie zawołam. Coś gładko poszło... rokowania jak na moje oko są pomyślne.
  14. Siadania Tajga uczona była też przy pomocy smakołyków, konkretnie kawałków kiełbasy, gdy miała ponad 4 miesiące (trafiła do nas, gdy miała 4 miesiący i chyba tydzień). Mówiąc siad przykładałam jej rękę do zadu i lekko naciskałam, a ona bez oporów siadała. Załapała b.szybko. Nie tylko na 'siad' tak reaguje ale na każdą inną komendę (na leżeć wywala się od razu na plecy i podnosi nogę tylną - uczyłam ją kłaść się zbliżając smakołyk do ziemi aż się położyła a później była wielce entuzjastyczna reakcja z mojej strony, jak zresztą na każdą prawidłowo wykonaną rzecz). Ona od dnia w którym do nas trafiła tak się zachowywała. Do czasu, kiedy przyszła do nas Kama, Tajga bała się jeść z misek, pić wody i potrafiła odmawiać picia do czasu, aż wzięłam miskę do ręk i jej dałam. Próbowaliśmy z różnymi miskami, z ręcznikami pod miskami, gazetami itd i nic z tego nie było. Nie bała się jeść i pić tylko na dworze, kiedy nikogo obok niej nie było. Jako, że się tak przyzwyczaiła jeszcze przed przyjściem Kamy, to do tej pory obie są karmione na dworze. Może to i nie najlepsze, ale przynajmniej Tajga normalnie jeść zaczęła. Ogólnie pies był trzymany w pomieszczeniu gospodarczym razem z resztą szczeniaków i matką, a w domu praktycznie nie przebywał i z ludźmi miał niewiele kontaktu. Gdy pojechaliśmy po psa to się okazało, że Tajga totalnie ignorowała ludzi i od początku sprawiała wrażenie wystraszonej. Podsumowując napiszę, że Tajga boi się wszystkiego co "ludzkie" a wszystko co psie przychodzi jej najnaturalniej na świecie. Teraz po przygodach z Kamą z psami już nie ma problemu.
  15. To po kolei :) - skoro więc losowe ćwiczenie komend nie jest bez sensu, to ćwiczymy :) Od wczoraj ćwiczenia są zintensyfikowane i częstsze (a przynajmniej częstsze niż były) - wypada 2x dziennie po około 10-15min + te bardziej losowe. Póki co zaczęliśmy od znanych komend wykonywanych najczęściej seriami ale ze zmienną kolejnością samych komend - nagrody dostają po wykonaniu całej serii bezbłędnie, albo w trakcie za wykonanie pojedynczych poleceń. Wprowadziłam też "wstawanie na komendę" że tak powiem i obie załapały w locie, chociaż Kama mniej chętnie współpracuje. Poza tym próbuję uruchomić swoją wyobraźnię i nauczyć je szukania, na początek smakołyka pod poduszką. Stopniowo pokombinuję więcej, zaopatrzę baby w kongi (moglibyście poradzić co jest solidne i czego nie zjedzą? bo one szczapy drewna na podwórku w drobny mak roznoszą). W tej kwiestii jeszcze jedno pytanie: czy chociażby w przybliżeniu moglibyście określić ile takiej "pracy" z psem powinno być? Nie będę z zegariem w ręku oczywiście stała i czekała końca, ale taki szacunek bardzo by mi się przydał :) - chwilowo kradzieży bułek brak, więc nie miałam (na szczęście) okazji przerestować handlu na smaczka. Raz próbowała gwizdnąć mi spod ręki ale wygnałam bestię na jej posłanie. - myślę, że ostre "NIE" plus wyproszenie jej z pokoju (lubi z nami przebywać w jednym pomieszczeniu, zawsze przy moim fotelu leży) powinno byc odpowiednią karą. Tylko tutaj też mam wątpliwość: wyganiam ją na jej miejsce, idzie grzecznie po czym po kilku sekundach sama wraca. No i pytanie czy powinnam ją wypraszać do oporu, pozwolić wrócić czy zastosować jeszcze inne rozwiązanie? - o bezproduktywnosci miziania juz wiem :) - zmieniamy pomalu proporcje miziania i ćwiczeń. - podwórko = sajgon. Nie potrafię zapanować nad psami i dzisiaj się pozbyłam wszelkich wątpliwości. Wychodzimy, psy szaleją, biegają jak opętane, bawią się. Ja przywołuję "do mnie" i Tajga ledwie człapiąc podchodzi do mnie a Kama mając mnie w głębokim poważaniu łapie Tajgę za łapy, szturcha i ogólnie ją molestuje. W rezultacie przychodzi do mnie tylko dlatego, że zabawa nie pozwala jej się odczepić od dużo posłuszniejszej Tajgi. Wygląda to tak, jakby Tajga ciągnęła Kamę na jakimś sznurku do mnie. W tym miejscu nawet nie pytam o radę - zdaje się, że muszę sama poszperać i poczytać jak w ogóle ten problem ugryźć. - do kłód pochodzi na przykurczonych nogach (Tajga) jak już biegniemy to z rozpędu przebiegnie obok tej kłody ale wyraźnie się jej obawia. Generalnie nie chce skakać i kłodę raczej omija. W innym wątku pisałam o jej nadmiernej strachliwości, z którą do tej pory zresztą walczymy. Generalnie tego psa nie da się skarcić, nawet wydanie prostej komendy przywołuje ją o mdłości i pies kurczy się w sobie. Kiedy mówię "siad" to ogon leci totalnie w dół, łeb w dół, pies się garbi i po kilku przestąpieniach z nogi na nogę siada. Bardziej chyba nie da się opisać jej strachu przed wszystkim. - myślę, że do Warszawy to nie byłby aż taki problem :) Zasugerowałam się raczej tym, że szkoleniowiec powinien zobaczyć jak to żyjemy z psami u nas w domu - ten dom i otoczenie psa wydało mi sie istotne w ocenie problemu. Zadzwonić jednak i zapytać nie zaszkodzi :) w końcu specjalista wie lepiej, czego mu będzie potrzeba do pracy ;-) Póki co nastawiłam się bardziej optymistycznie i staram się zaufać Kamie. Bardzo, bardzo dziękuję za wszelkie rady, z których już od wczoraj staram się sumiennie korzystać.
  16. [B]Na wstępie przepraszam za wypracowanie. Beatrx, GAJOS - [/B]rzeczywiście, o daniu czegoś psy w zamian czytałam i nie mam żadnego usprawiedliwienia na to, dlaczego nie stosowałam tej metody. Podejrzewam, że mi się mózg po prostu wyłączył. W tej kwestii myślę, że poradzę sobie sama. Jeżeli chodzi o pozostawienie psów samych sobie, to nie do końca tak. Zmieniłam koncepcję i jednak tak, psy rzeczywiście bardziej mają kontakt ze sobą niż z nami, bo podejrzewam, że losowe wydawanie komend typu siad, leżeć, łapa czy zostań i nagradzanie, to żadne ćwiczenia. [B]GAJOS [/B]ja absolutnie na każdym kroku uczulam moje dziecko i strofuję, że psu nie wolno dokuczać, nie wolno przeszkadzać jak śpi, nie wolno przeszkadzać przy jedzeniu, nie wolno ciągać, szarpać i nie wolno robić innych podobnych rzeczy. W tej kwestii na pewno nie jestem mamuśką, która traktuje psa jak maskotkę dla dziecka. Ogólnie rzecz biorąc syn potrafi z psami postępować, mniej więcej wie co mu wolno, a czego nie względem psów. Czasami zachowuje się nieodpowiednio ale kiedy tylko zauważę, że coś robi nie tak stopuję to i znowu tłumaczę... i o tym tłumaczeniu to mogłabym napisać jeszcze 200x bo robię to wciąż, aż się pomału pewne rzeczy ugruntowują :) Wychodzenie z pomieszczenia na komendę... jeżeli sio lub out jest odpowiednią komendą, to perfekcyjnie ją wykonują ;-) Mamy smaczki, więc zaczniemy ich dzisiaj używać we właściwy sposób i będziemy z Kamą "handlować" - mam nadzieję, że się jej spodoba. Skradziona bułka... TAK, sytuacja zdecydowanie mnie przerosła, zgłupiałam i nie miałam pojęcia jak się zachować tak samo jak Mąż, który jak mi powiedział zwyczajnie się bał, że Kama go chapnie. Racją jest też to, że nie ufam Kamie. Czy wg Was powinnam mimo wszystko tę bułkę zabrać, czy w takiej sytuacji też próbować wymienić bułkę na coś innego? Jeżeli chodzi o otwieranie drzwi, to źle się wyraziłam :) Ja jej tego absolutnie nie uczyłam. Ona sama zobaczyła, że się da i zwyczajnie to zrobiła! Otworzyła raz, potem drugi i kolejny. Zamykaliśmy drzwi na klucz z myślą, że jak kilka razy zobaczy że się nie da to da sobie spokój ale nic z tego - nie zapomniała. Gdy wyjeżdżamy z domu musimy wiązać ze sobą klamki, aby Kama nie mogła się dostać "na pokoje". Od razu wyjaśnię co i jak abym o barbarzyństwo nie była posądzona: psy na czas naszego wyjazdu (najwyżej 3-4 godziny raz-dwa razy w tygodniu) są zamykane w około 15 metrowym przedpokoju ponieważ Kama niszczy rzeczy. Zjada koce, poduszki, zabawki, buty... ogólnie wszystko co jej się nawinie. Ma złe wspomnienia w związku z przebywaniem w zamkniętym pomieszczeniu i się z tego powodu stresuje. Chciałabym spróbować rozwiązać ten problem przy pomocy kennel klatki. Przyjęłam do wiadomości, że kanapy to mit :) Chciałam w ten sposób wprowadzić więcej konsekwencji (i oszczędzić białe narzuty przed brudnymi łapami - wiem, białe narzuty to głupota przy psach ale innych nie mam ;p), nie miało to służyć pokazaniu psu że ja jestem alfa i nie mam zapędów do wskakiwania w jego posłanie, czy nie pozwalania mu wychodzić przede mną - to tak w skrócie :P Jeszcze co do zignorowania chapnięcia: mogłam krzyknąć, mogłam ją pacnąć, mogłam ją wygonić albo zignorować. Wyganiać nie musiałam, bo jak chapnęła a ja zabrałam syna, tak ona sama poszła na swoje miejsce. Krzyknięcie i pacnięcie nie wydało mi się dobrymi rozwiązaniami. Uznałam to za przejaw agresji, a agresji agresją się nie zwalcza (o ile krzyknięcie i pacnięcie to już agresja). Ignorancja w stosunku do psa jak czytałam jest jedną z dotkliwszych kar, taką wiec też chciałam zastosować. [B]Czaki [/B] bez przesady, czy ja napisałam, że karmię psa, daję mu się wysikać i na tym moja rola się kończy? Napisałam, że zaniedbuję ale nie olewam psa całkowicie. I wcale się nie chcę tłumaczyć tylko posądzenie mnie o myślenie "nakarmię, wysikam i mam spokój" jest trochę niemiłe, bo czas psom poświęcam tylko jak tutaj czytam w nieodpowiedni sposób. Bo mizianie, drapanie i głaskanie psa (zwłaszcza gdy mu się podoba) jest bezwzględnie poświęcaniem mu czasu. Spacery: głównie na naszym ogrodzonym terenie. Jeżeli poza terenem to tylko i wyłącznie na smyczy. Tajga się nas słucha, przybiega na zawołanie ale Kama już niestety nie. Ma tendencje do urządzania sobie pieszych wycieczek po okolicy a wygląda to tak, że ona idzie kilka metrów przede mną gdzie chce, ja idę za nią i póki podstępem jej nie zagonię w jakiś róg to jej nie złapię. Jeżeli traci nas z oczy to przybiega. Tego jednak nie praktykuję bo tuż za płotem mamy drogę po której potrafią pędzić samochody 100km/h (ostatnio taki jeden zabił psa sąsiadów). Z drugiej strony działki też mamy ruchliwą drogę (ciężarówki ze żwirowni) a dalej jest żwirownia. Poza tym po wsi lata masa zwierzyny: kaczki, kury, bardzo dużo innych niekoniecznie przyjaznych psów. Tak więc lata głównie po naszym podwórku. Rano raczej szybkie siku i grubsze sprawy i do domku, popołudniu w zależności od zajęć albo idą we dwie same i biegają przez godzinę czasem dłużej (zależy też od pogody, jak pada to wychodzą na krótko) wieczorem idą na około 15-20 minut każda osobno. To takie 3 główne pory wyjść. A... jeżeli chodzi o popołudniowe długie bieganie, to zwykle biegają z kimś (ja, mąż) ktoś je goni, rzuca im patyka albo się nim przeciągamy, czasem też skaczemy przez leżące na podwórku kłody (Tajga się boi...). Głównie jednak ganiają się wzajemnie a nas mają gdzieś ;-) Podoba mi się pomysł dawania psom zadań :) Przy tej okazji na wspominki mi się zebrało... mój pierwszy pies, kundelek w typie Terriera Tybetańskiego miał mnie dosyć, tyle czasu mu zajmowałam ;) Byłam dzieckiem wtedy i miałam dalece bardziej bujną wyobraźnię niż teraz i pies potrafił otwierać sobie szafki, w których chowałam mu smakołyki, otwierał sobie pufy i między szmatkami miał zadanie wyszperać swoje zabawki, dostawał polecenia aby je wygrzebywać spod koca, zaś drugą moją suńke nauczyłam rozróżniać patyków, kasztanów i kamieni i wiecie co? To była też dla mnie świetna zabawa... Zgnuśniałam na starość chyba. W końcu odniosę się do szkoleniowca, którego jednogłośnie polecacie. Też uważam, że taka osoba by nam się przydała. Wczoraj robiłam też małe rozeznanie i tyle tylko, ze doszukałam się kontaktu do osoby z Nowego Dworu Mazowieckiego (najbliżej Ciechanowa), współpracującej z Wesołą Łapką. Jeżeli do stycznia 2013 nie będzie zmian lub nastąpi pogorszenie to już postanowiłam, że się skontaktuję z p.Arletą. Wcześniej z przyczyn osobistych niestety nie mamy szans na zatrudnienie szkoleniowca. Jeszcze raz przepraszam za wypracowanie. Nie jestem w stanie pisać mniej rozwlekle, ale uwierzcie, że nad tym pracuję :)
  17. Pewnie panikuję, niemniej jednak mając niespełna trzylatka w domu nie jestem w stanie nie panikować. 15.06.2012 przygarnęliśmy suczkę po przejściach (przebywała u alkoholiczki, była zamykana, głodzona, na jej oczach zamordowano jej szczeniaki) jako towarzysza dla naszej drugiej goldeniej suczki z problemami (nadmierna, wrodzona strachliwość na skutek najprawdopodobniej złej socjalizacji) aby Kama jako pies nieco odważniejszy jej pomogła. Wszystko było super, Kama jest (była?) łagodnym psem, nie przejawiała najmniejszych oznak agresji, nie używała zębów, w każdej sytuacji zachowywała się wzorowo. Problemy były przy jedzeniu z początku, keidy rzucała się na Tajgę ale z czasem i to zostało zażegnane. Jeżeli chodzi o domowników to każdy mógł podejść do jej jedzenia, gmerać w misce, dawać jej nowe rzeczy, odbierać to co miała (test wykonany jednorazowo aby sprawdzić na ile pies pozwala, nigdy nie miała regularnie dla zasady zabieranego jedzenia), smyrać, głaskać, drapać, tarmosić. Ogólnie rzecz biorąc nie sprawiała większych kłopotów, raz dostała opierdziel solidny za rozwleczenie po mieszkaniu kilograma mąki podczas naszej nieobecności. Poza tym opierdzielem czasem dostanie po uchu (pstryczka) kiedy ukradnie coś do jedzenia, zwłaszcza synkowi. A warto wspomnieć, że kraść jedzenie uwielbia. Do rzeczy... jakieś 2 miesiące temu gdy gryzła kość zaczęła jej lecieć krew z dziąseł, więc chciałam jej tę kość zabrać. Kłapnęła na mnie (nie wiem, czy z zamiarem ugryzienia) ale potem kość oddała. Dwa dni temu ukradła ze stolika bułkę, mąż za nią poszedł aby tę bułkę zabrać i Kama się pierwszy raz od trafienia do nas wyszczerzyła na niego i warczała. Gdy ja wkroczyłam do akcji, jej wzrok mówił, że mam się "odwalić". Odwaliłam się więc. Dzisiaj gdy leżala, mój syn się do niej przytulił... położył na niej glowe i objął za tułów. Pies waży 30kg i jest dosyć masywny i jestem pewna, że nic ją nie bolało - syn robił to wiele razy i Kama nie zgłaszała sprzeciwów. Dzisiaj chapnęła małego w głowę, na szczęście z wyczuciem, nie mocno ale i tak mini-siniak na czole jest. Nie chcę panikować, nie chcę wyciągać pochopnych wniosków ale to już kolejna sytuacja, w której pies mi się poważnie naraził. Po ugryzieniu nie skarciłam jej, wyszła sama a ja ją ignoruję. Nie mam pojęcia w czym rzecz... pies jest najedzony, zadbany, wybiegany, ma towarzystwo, jest głaskany, drapany, opierniczany jest wydaje mi się rozsądnie. Staramy się być konsekwentni i np jeżeli nie ma wstępu na łóżko i kanapy to nie ma (Tajga łamie zakaz i za moimi plecami sobie wskakuje tam gdzie śpię ale za każdym razem ją wyganiam), nie ma wstępu do pokoju syna (miała tylko na moje zaproszenie, teraz ma całkowity zakaz). Jeżeli chodzi o poziom nerwów w domu, zdaje mi się, że jest mniej niż przeciętny, nie ma kłótni, jakich krzyków itp. Faktem jest iż trochę zaniedbuję zabawę z psami wychodząc z założenia, ze doskonale radzą sobie same: bawią się piłkami na sznurkach, sznurami do gryzienia, na dworze się ganiają, rzucamy im patyki czy aportery. Prawdopodobnie wina leży w nas, ale nie potrafię jej zlokalizować. Rozważam dwie opcje: pierwsza jest taka, że albo się czegoś boi (może czuje się odsunięta z racji małej ilości zabawy??) albo poczuła się u nas zbyt pewnie i... to głupie stwierdzenie, w które nigdy nie wierzyłam ale... może chce sobie nas podporządkować? Nie wiem jak inaczej odbierać taką zmianę. Nie przeczę też, że wyolbrzymiam sprawę, ale pies to dzikie zwierzę i chciałabym z Kamą nadal żyć na pokojowych warunkach, zamiast obawiać się jakichś bardziej drastycznych niż wymienione wybryków z jej strony. Kama jest wysterylizowana. Bardzo proszę o jakieś wskazówki. P.S. Chciałam jeszcze dodać, że Kama jest niezwykle bystrym psem. Błyskawicznie nauczyła się otwierać drzwi (od i do wewnątrz), nie musiałam uczyć jej siadać, dawać łapy czy czekać bo załapała na podstawie obserwacji tego co robi Tajga i powtarzała, nauczyła się też sama "chrumkać" zabawką... taka świnka z Trixie jest, którą jak rzucimy to Kama naciska nosem aby chrumkała.
  18. Witajcie :) Niepełne trzy tygodnie temu trafiła do nas suczka po przejściach (jest drugim psem ale zdaje się dominującym, pierwszy też jest z problemami - nadmierna lękliwość) - bita, głodzona, zabito na jej oczach szczeniaki. Wszystko z nią w porządku, nie przejawia agresji, jest przyjaźnie nastawiona do drugiej suczki, do nas i do naszego dwuletniego syna. Przyjaźnie ale mimo wszystko synka się trochę obawia - kiedy podejdzie do niej z jakąś dużą zabawką, krzyknie sobie albo zbyt wylewnie okazuje swoje uczucia. Oczywiście upominamy dziecko i nie jest to typ rozwrzeszczanego urwisa, a raczej grzeczny chłopiec ale i tak mu się takie rzeczy zdarzają - jak to dziecku. Na początku go ignorowała i odsuwała się, teraz pozwala na to aby syn drapał ją za uchem czy w innych miejscach, pozwala mu się przytulać (zapomniałam dodać, że jest to duży pies - 30kg, wyższy od Goldena) ale nadal w pewnych sytuacjach go unika. W domu ogólnie zachowuje czystość. Jeszcze nie widziałam, czy potrafi sygnalizować potrzebę, bo większość czasu gdy jest ładna pogoda spędzają na dworze a jeśli nie to wychodzi się z nimi regularnie. Problem polega na tym, że gdy Kama dostanie się do pokoju naszego syna i zatrzaśnie się tam, to za każdym razem załatwia się. Pilnujemy, aby drzwi były zamknięte kiedy nie mamy jej na oku, ale czasem zdarzy się zostawić je otwarte (na 3 tygodnie zdarzyło się to 3 razy i za każdym razem były niespodzianki). Sprawę pogarsza to, że na podłodze jest wykładzina. Zielona ;-) więc nawet pasuje... no ale nie nam :) Za pierwszym razem krzyknęłam, za drugim wygoniłam na dwór i jakiś czas ją ignorowałam, trzecim razem - dzisiaj - zrobiłam to samo. Jak jej pokazać, że ten pokój to nie toaleta a załatwianie się w mieszkaniu jest złe? Nie udało mi się też jej przyłapać w trakcie, a po fakcie. Jedna moja teoria jest taka, że jest zazdrosna o Filipa - bo to w końcu jemu poświęcamy sporo uwagi (a Kama o tę uwagę i pieszczoty zabiega niemal cały czas i bardzo natarczywie. tak samo zresztą jak o jedzenie). Druga teoria jest taka, że może załatwianie potrzeby odbywa się ze stresu? Może była zamykana na długo i to jej się źle kojarzy? Chociaż po wypuszczeniu zachowuje się normalnie. Niespodziankę znajduję między 8 a 10 bo tak też wstajemy. Ostatni raz na załatwienie się mają około 2 w nocy gdy idziemy spać, więc to jest od 6 do 8 godzin (często jest to nawet 5 godzin, bo mąż wstaje o 7) - wydaje mi się, że taki czas spokojnie powinna wytrzymać, tym bardziej, że ma pewność tego, że rano pójdzie na spacer. Bardzo proszę o pomoc, może Wy wiecie w jaki sposób reagować na te niespodzianki? Przepraszam też za długość posta, ale nigdy nie wiem które informacje na temat psa i relacji pies-ludź mogą okazać się przydatne :)
  19. [B]eliza_sk [/B]- dobrze z rana czytać dobre wiadomości :) Dobrze, że sytuacja już opanowana, mam nadzieję, że i z tymi robakami szybko się uda szybko uporać. Szybko poszła jej aklimatyzacja :> Z Kamą w porządku, laski się dogaduję świetnie tylko są scysje przy jedzeniu dlatego też karmione są osobno i na stałe stoi tylko miska z wodą. No i muszę dla obu oddzielne jedzenie robić, bo Kama nie chce jeść surowego mięsa ani kości a tylko ludzkie jedzenie - jak widzi pasztet, jakieś wędliny czy ziemniaki to świruje. Poza tym baby się liżą w pysku, iskają się i baardzo dużo się bawią i biegają ze sobą (urządzają super gonitwy i przeciąganie z patykiem :D ) - wnioskuję więc, że sobie przypadły do gustu bardzo :) Kama była też u weta, waży... 30kg! No ale nie jest już wychudzona bo ją intensywnie dokarmiali zanim trafiła do nas. Wet oceniła ją na 2 lata, blizna po sterylce ładnie zagojona i ogólnie Kama jest zdrowa i JUŻ po kąpieli, której się okropnie bała. Poza tym uczy się od Tajgi poleceń czyli wracania do domu na zawołanie, siadania itp. Tych "złych" rzeczy też już się nauczyła i wskakuje np na łóżko jak nie widzę, i dwa razy załatwiła się na wykładzinę u Filipa w pokoju - same drzwi się tam zamykają i to chyba Kamę ogromnie stresuje, kiedy nie może sama sobie otworzyć. Poza tym wszystko przebiega gładko. Jest trochę niepewna do Filipa ale już też się przekonuje i przestała go ignorować :) Mam 10x więcej sprzątania bo przynajmnej 3x dziennie muszę porządnie zamieść, odstępy w odkurzaniu to MAX 2 dni bo inaczej dywan z neibieskiego się biały robi. Mimo wszystko nie żałuję, widać, że Kamie u nas pasuje ;)
  20. Jak się ma Szarlotka vel Muffinka, jakieś wieści? :) Zaaklimatyzowała się już w nowym domku?
  21. [B]Delph - [/B]przyznam, że ze mnie jest nerwus. Moje nerwy objawiają się różnie, zwykle jednak nie są a raczej nie były kierowane w Tajgę. No i częściej było to takie ogólne zdenerwowanie/pobudzenie niż krzyk. Yh.. no generalnie to mam nerwicę zdiagnozowaną. Może więc faktycznie moje odczucia, czy reakcje mają/miały duży wpływ na Tajgę i spotęgowało jej lęki? Nie może a na pewno... wiesz, do niedawna nie miałam pojęcia, że psy tak silnie odbierają emocje człowieka :oops: Przeczytałam to na stronie inspirowanej metodami Cesara Millana kilka dni temu dopiero :oops: aż wstyd mi się do tego przyznawać... Rzeczywiście łatwo napisać :D Piszę o sobie, że jestem kochającą nieodpowiedzialnie i dopiero się uczę miłości odpowiedzialnej :) a nauka ta w moim przypadku polega właśnie na uodpornieniu się na psie oczy. Uczłowieczam psa bardzo często - to złe i walczę z tym, tak samo jak z brakiem konsekwencji. Myślę, że idzie mi całkiem nieźle i czytając o różnych psich przypadkach nabieram przekonania, że i ja potrafię opanować psy, a przede wszystkim siebie. Pilnowanie, pilnowanie... obie w domu są niemal bezproblemowe (pomijam zatargi o jedzenie). Nie obawiam się też już o Filipa bo widzę, że Kama BARDZO nie chce mu zrobić krzywdy. Uważa aby go nie trącić, nie przewrócić, od Filipa zaczęła delikatnie brać smaczki itd itp. Dzisiaj z tymi smaczkami i Filipem była fajna sytuacja. Kuchnia, Filip, Kama, Tajga i ja. Filip trzyma w rękach bułę, którą postanowił nakarmić psy (zwykle mu nie pozwalam na karmienie psów, żeby nie było - to był wyjątek :P . Urywał kawałek dla Kamy i kawałek dla Tajgi. Obie grzecznie czekały na swoją kolej! Kiedy ja rozdzielam smakołyki, Kama niemal wsadza mi nos w ręce i odganianie jej daje mocno średnie rezultaty. Raczkuję w tych sprawach, ale takie odkrywanie psów to niesamowita sprawa. To jak się cieszą, bawią, uczą i jak razem funkcjonują :)) Dzisiaj dla przykładu obserwowałam sygnały uspokajające, o których czytałam. Kiedy Kama się za bardzo rozbrykała, Tajga zaczęła się do niej odwracać bokiem i to rzeczywiście działa! Po kilkudziesięciu sekundach Kama odpuściła i już pomalutku tylko się lekko podgryzały! Z dnia dzisiejszego mam jeszcze dwie mini historie, jeżeli ktoś ma ochotę przeczytać :) 1. Okazało się, że Kama to gryzak! Pojechaliśmy na zakupy, zostawiłam babom jeden dostępny pokój a w nim psie zabawki. Przyjeżdżamy, ja patrzę a Kama ściągnęła mi doniczkę z ziołami z parapetu na kanapę! Może to Tajga.. ale szczerze wątpię, bo ona się boi o parapet oprzeć a tam jeszcze zasłona i firana do pokonania były :) 2. Kiedy już wróciliśmy z zakupów i baby poszły na dwór, urządziły gonitwę. Uciekała Kama. Tajga ją DOPADŁA (dosłownie), "zgwałciła", powaliła na ziemię i "przygniotła" sobą i tak kilka minut "znęcała" się nad Kamą. Stałam osłupiała i ledwie poznałam własnego psa! Przepraszam, że tak nawijam :) Jeżeli chodzi o książki, to zainteresuję się podanymi przez Ciebie :) - będę mogła dopisać do mojego wyzwania "przeczytać 52 książki w 2012 roku" ;-) Późno już i trochę się motam, więc już więcej nie będę marudzić. Lecę się poprzytulać z babami :P
  22. Zaczęłam pisac i mi wcięło tekst ::) [B]Patmol [/B]- możliwe, że faktycznie faworyzuję Tajgę. Staram sie tego nie robić ale... to tak jak własne i obce dziecko. chociaż to może niezbyt dobre porównanie. Jeszcze chwilę się do Kamy będę przyzwyczajała i wiem, że szybko zacznę je równo traktować (bo ja już jestem Kamy :) ). Do tej poro raz miałam dwa psy w jednym czasie w domu, ale była to suczka i pies schroniskowy. Na początku pes nie tolerował suczki, ale potem się zakumplowały i nie było żadnych scysji toteż jestem średnio przyzwyczajona, że mi się psy o jedzenie kłócą i nie do końca wiem jak reagować. Nigdy też nie widziałam ustalania hierarchii, bo Aramis i Ela funkcjonowały jakby na równi. Nic jednak straconego - ja się cały czas uczę a Wy mi baardzo pomagacie za co mocno dziękuję :-) No i wiem, że zrobię co w mojej mocy, żeby i Kama i Tajga były szczęśliwymi psami - bo po to je w końcu mam, żeby były szczęśliwe^^ Odnośnie poważnie wyglądającej kłótni, to ja nie potrafię tego jeszcze odróżnić (da się w ogóle?). Znaczy jak się bawią to widzę, czasami Kama przesadzi, Tajga zapiszczy i Kama luzuje. Ale tutaj nie wiedziałam co robią - dźwięki były poważne, wyglądało to też poważnie. No ale na przyszłość (mam nadzieję, że już się nie powtórzy takie coś) spróbuję klasnąć albo je przywołać komendą do porządku bez "cielesnej" ingerencji. Teraz interweniowała suszarka na dobrą sprawę, nie ja :P
  23. Właśnie zauważyłam, że jednak Kama capnęła Tajgę w ucho - dwie rany po kłach bidula ma :/ No i nie karmiłam ich - Kama ukradła bułkę mojemu synkowi, czego nie zauważyłam bo siedział na kanapie w pokoju, kiedy ja naczynia zmywałam. No i one dosyć poważnie się tam kotłowały jednak. To nie było zwykłe ostrzeżenie niestety :(
  24. [B]DElph[/B]- bardzo się staram (od momenciu jak przeczytałam Twoja wypowiedź ;) ) "olewać" strach Tajgi i nie mówić do niej w dziecięcym stylu :) Sięgnęłam też do kilku książek, a w zasadzie dopiero sięgam. Może znajdę coś, co przyda mi się przy Tajdze - Sygnały uspokajające, Okiem psa, Zapomniany język psów i jeżeli uda się skserować to mam w planach Człowiek i pies. Ogólnie atmosfera jest okej odkąd karmione sa osobno. Chociaż dzisiaj Kama rzuciła się na Tajgę :| Dałam bułę Młodemu i Kama mu ją ukradła, a że bułek nie lubi to ją zostawiła no i Tajga się po nią wybrała. Sytuacji nie widziałam bo akurat gary myłam, a Młody siedział a kanapie i jadł :| W każdym razie tylko usłyszałam żrące się psy. Kama miała Tajgę między czterema przygniecioną. Powiem szczerze, że bałam się trochę między nie włazić ale fartownie akurat Kama wywijając zadem przewróciła suszarkę z praniem i obie się wystraszyły i każda w swoją stronę poszła. Kamę wywaliłam na 5 minut do małego przedpokoju przy wejściu, Tajga poszła do pokoju. Podejrzewam, że Kama "zarzucała" faflami do góry odsłaniając zęby, a Tajga to zignorowała, więc nie ma jej co bronić. Na szczęście żadna żadnej nie ugryzła ani nie poharatała :-) Mogłabyś mi jeszcze poradzić, czy w sytuacji gdy Kama rzuca się na Tajgę (po tym jak Tajga ignoruje ostrzeżenie) właściwym jest krótkotrwałe izolowanie Kamy? Mogę Tajgę wywalić, tylko jak tylko jej pokażę że ma iśc ta zwoooolni kroku i na końcu wywali się podwoziem do góry, podniesie łapę i za chiny jej wtedy ruszyć nie idzie.
  25. [B]Delph - [/B]suchej karmy nie ma drugi dzień, karmione są osobno i nie było scysji :) Problem jest z karmieniem Tajgi, bo w mieszkaniu się dosłownie trzęsie. Na dworze je bez problemu, dlatego też będziemy jedzenie dla niej wynosić na dwór i stopniowo zbliżać miskę do mieszkania - zobaczymy co z tego wyjdzie. Kolejny problem jest taki, że dla obu bab musze posiłki przygotowywać osobno, bo Tajga dalej postępuje w kierunku BARF-u a Kama za cholerę nie chce posmakować nawet surowego mięsa. Tak więc Tajga dostała dzisiaj korpusy surowe, a Kama ugotowane i obrane i do tego obie dostały marchew tarkowaną z olejem (bo Tajga nie zje ani w całości, ani bez oleju, do zjedzenia marchwi motywuje ją olej który bardzo lubi). W każdym razie Tajga odnoszę wrażenie, że mimo iż jest szczęśliwsza i ma więcej ruchu przy Kamie, to chyba obawia się czegoś z naszej strony. Kama do nas przychodzi się połasić, Tajga nie - ylko śpi sobie w pokoju. Jest jeszcze bardziej strachliwa (tylko w stosunku do nas) i nawet jeżeli chcę jej dać smakołyk, to wywala brzuch do góry. No i muszę coś z Filipem zrobić... Tajg jest przyzwyczajona, że Młody się z nią bawi, tarza po łóżku, przytula i inne tym podobne historie a odkąd jest Kama, to przestał to robić i nawet przestał wołać Tajgę (a wołał ładnie - AAAtaaaa :) ). Myślisz, że z tego powodu Tajga może być przygaszona? No i coraz częściej myślę o tym, że ktoś musiał jej jakąś krzywdę wyrządzić. Nie wierzę, że pies sam z siebie się tak wszystkiego i wszystkich obawia :( Serce mi się kraje jak na nią patrzę...
×
×
  • Create New...