Jump to content
Dogomania

clamour

Members
  • Posts

    38
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by clamour

  1. A nie wydaje Wam się, że połowę winy ponosi ten,kto psa wydał? Nie widzę ataków na tę drugą stronę, a przypominam, że sama psa bez tej wizyty przedadopcyjnej nie wziełam, nikomu nie przystawiłam pistoletu do głowy i nie powiedziałam oddawaj psa albo strzelam! Ares został wydany za zgodą kierowniczki, gdyby powiedziano nam, że musi odbyć się wizyta przed i bez niej nie ma sznas na wzięcie psa, tak by się stało. Ale oczywiście winna jestem jedynie ja i Wiola- to już w ogóle jest absurd, bo Wiola swoje zdanie o wizytach może mieć i wyrażać, ale to nie ona była władna wydać psa i nie ona go wzięła. A obrywa najczęsciej tylko za to, że ma inne zdanie niż Wy. Ale tak najłatwiej prawda? Co do oburzania się- owszem rozmawiajac z Wami często inaczej się nie da (pomijam parę wyjątków), bo gdzie nie spojrzę tam atak. Mogłam nic nie pisać, odwieźc psa do schronu i po 'kłopocie'. Chciałam opowiedzieć, co się dzieje, bo myślałam, że Wam na losie psa zależy i pewnie tak jest, ale niektórzy mają dziwne sposoby okazywania tej troski. Przynajmniej jak na mój gust. A prawda jest taka, że problem mamy my i jeżeli będę musiała wybierać między swoim dzieckiem a psem, wybiorę dziecko i chyba nic dziwnego w tym nie ma. Poza tym nie mieszkam sama i muszę się liczyć ze zdaniem męża, który też ma coś w tej sprawie do powiedzenia. I szczerze Wam powiem, że cięzko będzie znaleźć Aresowi nowego właściciela, jeżeli pies okaze się wykazywać agresywne cechy, zwłaszcza, że już wcześniej nie udało Wam się go wyciągnąc ze schroniska przez pół roku. Dla tego tym bardziej jest to dla mnie trudne, bo odnoszę wrażenie, że albo my albo nikt. Ale być może się mylę. Tylko powiedzcie szczerze mam robić eksperymenty na dziecku swoim, rodziny czy sąsiadów? W tej chwili wszyscy z rodziny się Aresa boją (i trudno im się dziwić) i nikt nie jest chętny nam przy nim pomagać jak urodzi się dziecko, a tego będziemy na pewno potrzebować. Łatwo się kogoś ocenia, trudniej zrozumieć.
  2. no tak, czego ja się moglam spodziewać. Poza kilkoma rozsądnymi radami same "trzeba było". może i było, ale teraz to chyba już bezcelowe jest takie rozważanie? Przyznaję, że pospiesznie psa wzięłam, ale na upartego to i ja się mogę przyczepić- w końcu nie ukradłam go z tego schronu tylko został mi oddany bez wizyty przedadopcyjnej! możemy się tak spierać do śmierci, pytanie po co? Pies znał swoje miejsce od początku, owszem był i jest głaskany, tulony itd, ale wychodzi ostatni z mieszkania, przesuwam go jak rozwali się w przejściu, mogę mu włożyć rękę do miski jak je i nawet nie warknie, czyszczę mu łapy, oczy i uszy bez zadnego protestu, owszem wchodzi na łożko, ale schodzi jak mu każę albo go zrzucam jak czasmi udaje głuchego i nigdy nawet nie spróbował na mnie warknąć. Reaguje na łapa i siad, a ćwiczymy zostaw i nie wolno. jednego czego nie umiemy opanować to grzecznego chodzenia na smyczy- ciągnie niemilosiernie. W którą część nogi? o Matko z córką! Co Ci da ta wiedza? w udo, bo to mial na wysokości pyska, jakby dziecko było mniejsze to pewnie byłoby w twarz. Zresztą jaka to różnica???
  3. Ares od początku goni wszystko co ucieka- rowerzystow, auta, biegaczy, ale zawsze to miało miejsce na dworze, więc poszczekał, powyrywał się i tyle, a sąsiada dopadł w ciasnej klatce i normalnie na niego skoczył! brak mi słów.
  4. Zdaje się, że pisałam, że jesteśmy już umówieni z behawiorystą, nie zawieźliśmy Aresa od razu do schroniska albo do uśpienia. Ale chyba mamy prawo się bać? Byłam przekonana, że Ares ugryzł dziecko poprzednich właścicieli, bo go te dzieci męczyły- najspokojniejszy pies by tak zareagował. Ale teraz nie jestem pewna, widząc, jak dziabnął bez żadnego powodu. I to już jest dla mnie zachowanie, które znacznie utrudnia nam życie z Aresem. Nie chcę potem do końca zycia mieć wyrzutów sumienia, że nasze dzieco ma blizny na twarzy, połamane kości albo co gorsze, że Ares tak nieszczęśliwie ugryzł, że zagryzł. I nie da się upilnować niemowlaka albo raczkującego dziecka i psa. A co do Wioli- dziewczyna chciała dobrze, ja zresztą też. Dajcie jej już spokoj, bo dzięki niej Ares miał (i jeszcze nadal ma) lepsze warunki niż w schronisku. Niestety ułożyło się tak a nie inaczej. A z drugiej strony gdyby Aresa wzięła para bez dzieci i pies ugryzłby np. dziecko sąsiadów, malucha na ulicy czy dziecko ich znajomych to problem byłby mniejszy? Kto z Was chciałby świadomie trzymać w domu agresywnego psa? Nie mówie, że Ares taki jest, bo dla nas jest najkochańszym psem na świecie, ale w niedzielę sprawdzimy, co mu siedzi w psychice i czy da się to naprawić czy nie i czy my mamy na to siły. A i takk na pewno zamieszanie w domu związane ze ślubem sprzed 2 tygodni wpłynęlo na to, że pies ugryzł. Ręce mi opadają jak czytam takie bzdury.
  5. Schronisko zostało poinformowane już wczoraj i jestem z nimi w stałym kontakcie. Ares nigdy nie został sam z dzieckiem, a i tak nie udalo się go upilnować. Musicie też zrozumieć nasze dylematy- Ares albo ugryzie nasze dziecko albo nie. Ryzyk fizyk. A jak jednak ugryzie niemowlaka to obawiam się, że nie będzie, co zbierać. Ani ja ani mąz nie boimy się Aresa, ale boimy się, że komus innemu zrobi krzywdę. Kiedy na niego patrzę jak spokojnie śpi, to nie mogę uwierzyć, że to ten sam pies.
  6. Problem niestety tkwi w tym, że niewiadomo jak się Ares zachowa w stosunku do malucha, który będzie machał rączkami na lewo i prawo, krzyczał i płakał. Co gorsze dzisiaj Ares rzucił się na sąsiada, który zbiegał z klatki. Nic się nie stało, bo Ares miał kaganiec, ale sąsiad się wystaszył i obawiam się, że może być z tego problem. Wygląda na to, że każdy hałas powoduje u Aresa agresywną reakcję, a przecież hałasu mu nie usunę z otoczenia, bo to niemożliwe. Obawiam się, że dojdzie w końcu do tragedii. Co by było gdyby Ares ugryzł nie mojego siostrzeńca a dzieciaka sąsiadów? Nawet nie chcę o tym myśleć. O Aresie wiedzieliśmy tyle, ile wszyscy na tym forum- tutaj był dokładny opis jego historii. W schronisku dowiedziałam się, że pracownicy się go boją, bo warczy i że kogos obcego capnał za buta czy nogawkę, ale psu w schronisku ciężko się dziwić. Na mnie nawet nie warknął, tak samo na mojego męża, jak przywiozłam psa do domu. Z resztą rodziny też się zaprzyjaźnił, a przynajmniej tolerował. Owszem wiedziałam, że dzieci go męczyły, dlatego byłam bardzo ostrożna w kontaktach Ares- dziecko, ale nie spodziewalam się wybuchu takiej agresji bez żadnego powodu. To znaczy Ares pewnie jakiś powód miał, ale fizycznie to konkretne dziecko go nie uderzyło ani nie przestraszyło. Żałuję, że w chwili, gdy zabierałam Aresa nie było maczekx i z perspektywy czasu widzę, że trzeba było poczekać a nie kierować się sercem. Ares naprawdę ma u nas jak u Pana Boga i liczyłam, że się 'uspołeczni', a tu naraz takie historie. Jeśli mielibysmy go oddać, to oczywiście wolalabym, żeby znalazł dom, ale powiedzcie jakie są na to szanse, jeśli behawiorysta stwierdzi agresję niemożliwą do usunięcia? Kto wtedy go będzie chciał przygarnąć? Martwię się o Aresa, bo dzisiaj to już był atak na dorosłą osobę a nie na dziecko. A przecież shar- peia nie oddam do kojca ani na łańcuch. Poczekamy na behawiorystkę, mam nadzieję, że Ares jej nie pożre.
  7. Nie gniewam się:) Nie bylo takiej szansy, nie spuściłam ich z oczu na 5 minut, a chłopiec się w ogole boi psów, wiec nawet się długo przekonywał, żeby go pogłaskać. w niedzielę jesteśmy umówieni z behawiorystą, mam nadzieję, że uda się Aresa nie oddawać ponownie do schroniska, bo chyba by mi serce pękło:(
  8. Wydarzenie było wielkie, bo był to nasz ślub, ale niestety teraz to mało ważne, bo mamy z Aresem ogromny problem. Od jakiegoś czasu zacząl sie rzucać na dzieci na dworze, ale myśleliśmy, że sie boi obcych, a dzieci to już najbardziej jako istot nieprzewidywalnych i głośnych, ale okazało się, że podłoże jest zupełnie inne. Wczoraj Ares pogryzł synka mojej siostry, z którym się znał wcześniej i bawił, jadł mu z ręki itd. Nie poznalam swojego psa! wpadł w taki szał, że nie wiedziałam, co się dzieje i to zupełnie bez powodu. Chłopiec stał za psem spokojnie i bez ruchu i nagle Aresowi jakby się coś przypomniało i po prostu zaatakował. Odnoszę wrażenie, że wcześniej dzieci musiały mu zrobić krzywdę i Ares ma to zakodowane w pamięci i obawiam się, że nie będzie dało się tego wyplenić, bo agresja była zupełnie bezpodstawna i nieprzewidywalna. I gdyby chodziło nie o nasze dzieci, dałoby radę nie dpuszczać psa do kontaktów z maluchami, ale w czerwcu lub lipcu przyjdzie na świat nasze własne maleństwo i obawiam się, że Ares zrobi mu krzywdę. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Dla innych, dorosłych osób pies jest uosobieniem łagodności, łasi się, zaczepia, podczas wesela nawet został sam z ciocią, wujkiem i ich dorosłym synem po tym jak ich widział 5 minut pierwszy raz w życiu i nie było żadnego problemu. Ale dzieci to osobna historia. Dodam, że mój siostrzeniec ma już 7 lat i nigdy Aresowi nie zrobił krzywdy! Pies ugryzł pod moim i męża okiem,nigdy nie zostawialiśmy go samego z dzieckiem. Jestem załamana i nie wiem, co robić. Maczekx bardzo proszę o kontakt, bo po awarii telefonu straciłam Pani numer. PS Liczę się z kolejnymi atakami na siebie, ale w tej chwili pies jest dla mnie ważniejszy, wiec piszcie o mnie co chcecie, byle ktoś nam pomogl rozwiązać tę sytuację.
  9. Informuję, że odpisałam na wiadomość Pysioo, ale chce Wam coś wytłumaczyć- ostatni tydzień miałam kompletnie wyjęty z życiorysu, tym razem to mnie dopadły problemy zdrowotne i na własne życzenie nie dałam się ulokować w szpitalu, właśnie po to by pies nei był sam, mimo że kompletnie nie moglam się nim zajmować, bo wstawac mogłam tylko do toalety. Wszystkie obowiązki przejąl mój narzeczony i mama, a Ares tylko ze mną spał, bo nic wiecej niż go głaskać nie mogłam. Stąd zastój w informacjach. było mi ogromnie przykro kiedy dowiedziałam się jaka tu rozpętała się burza z powodu mojej nieobecności. i nie dziwicie się, że w takiej sytuacji nie miałam kompletnie ochoty w tym uczestniczyć.Zresztą nadal nie mam. Napisałam na forum sharpei world co o tym wszystkim myślę (tak gdyby ktoś znów posądził mnie o pisanie na dwóch róznych forach), można przeczytać i się odnieść albo nie. Dużo gorzkich słow padło i niestety nie będę odpowiadać na zaczepki, bo nie interesuje mnie tak forma dyskusji. Napisałam na tamtym forum, że jeśli nie ustaną ataki na mnie, nie bedę odpowiadać na niczyje pytania poza pracownikami schroniska i fundacji. Gdybyście podeszły do mnie po ludzku, nie miałybyście problemu z uzyskanie informacji na temat Aresa, ale niestety zostałam tu kilkukrotnie obrażona, mimo że nie odwdzięczałam się tym samym. musicie zrozumieć, że na forum wchodzę kiedy mam czas i możliwość. to samo ze zdjęciami, znajdziemy z narzeczonym czas, będą i zdjęcia, na razie naprawdę inne rzeczy mamy na głowie i często brakuje czasu na cokolwiek poza pracą, psem i wizytami u lekarza. mimo wszystko pozdrawiam.
  10. Oj, dziewczęta, może już to wszystko zostawmy, bo zupełnie błędnie interpretujecie słowa moje i Wioli. Skomentuję jednak to co zacytowała Pysioo- chodziło mi o to, że niepotrzebnie rozpętała się afera i obrywa się Bogu ducha winnej Wioli. Doskonale rozumiem Wasze obawy i sens wizyty przedadopcyjnej, ale nie chcę, żeby tu tak wrzało z powodu tego, że Ares został zabrany 'od ręki'. Może zamiast się obwiniać wzajemnie będziemy sobie pomagać- w końcu chyba po to jest to forum, prawda? Proponuję rozejm i wszystkich urażonych przepraszam, nic złego na myśli nie miałam:)
  11. Ares sprawuje się dobrze:) uczy się chodzić na smyczy, daje przy sobie wszystko zrobić, nie wyje jak zostaje sam, nie warczy na ludzi ani na inne zwierzęta podczas spacerów. Dzisiaj będzie okazja sprawdzić jak reaguje na gości, bo mamy zapowiedzianą krótką wizytę służbową. Mam nadzieję, że babki nie pożre;) Idziemy się też dzisiaj kąpać do specjalistów, bo nie pozwala się podnieść i włożyć do wanny, a czas nawyższy go trochę odświeżyć. Jeszcze trochę z nami pobędzie i już całkiem się "udomowi":)
  12. Wybaczcie, że odzywam sie dopiero teraz, ale mialam problemy z internetem. Pierwsza sprawa- gdyby nie Wiola, Ares nadal tkwilby w schronisku. Nie pojmuję gdzie tu dwulicowość skoro przecież pies został wydany przez panią kierownik. nie wzięłyśmy go same siłą z boksu tylko oddała go kompetentna i świadoma osoba. Gdyby pani kierownik powiedziała, że niezbędna jest wizyta przed to tez nie byłoby żadnego problemu, zresztą zaznaczylam to przy podpisywaniu umowy i nie widzę przeszkód, jeśli ktoś będzie chciał przyjechać i zobaczyć Aresa a także nas. Pies ma się dobrze, chyba już się przyzwyczaił do nas, choć oczywiście sprawdzamy jeszcze jego reakcję na przeróżne sytuacje. Jest mega spokojny i nie widziałam żadnych objawów agresywności. Raczej 'olewa' jak mu się coś nie podoba;) zbudził nas nad ranem jak chciał iśc na dwór, nie pogryzł butów, nic nie zdemolował nawet go zostawiłam na 5 minut samego i bez problemu położył się i czekał. Żadnego wycia ani nic w tym stylu. tylko się nie chce dać włożyć do wanny, więc wczoraj nie naciskaliśmy, sprobójemy dzisiaj. Biegunka powoli przechodzi, za kilka dni pojedziemy do veta i zrobimy wszystkie niezbędne badania. Druga sprawa- rozumiem Wasze obawy, ale nie nalezę do osób, którym się coś zamarzy, więc to biorą, nie myśląc o tym czy dadzą radę. Mam pracę, która pozwala mi być w domu wtedy, kiedy trzeba, dopasowac sobie godziny do naszych potrzeb. W razie dłuższych wyjazdów opcja jest tylko jedna- pies jedzie z nami. Co do dzieci oczywiście planujemy je mieć, ale zrobimy wszystko, żeby Ares się do nich przyzwyczaił i nie oddam go do schroniska, bo zajdę w ciąże, przecież to absurd! miałam psa (kundelka) przez 11 lat i wiem co to opieka nad psem. Chcieliśmy z narzeczonym jechać w podróz poślubną do Francji, znaleźliśmy wycieczkę, ale czekaliśmy z rezerwacją, bo zdawaliśmy sobie sprawę, ze jeśli znajdziemy psa (a szkaliśmy go od dawna) to nie pojedziemy w żadną podróz. Dla nikogo nie było w tym problemu. Coś za coś. Wiem, że ludzie są różni, ale mogę zapewnić, że zrobimy wszytsko, żeby Ares dobrze się u nas czuł. I nie było sensu dalej trzymać go w schronisku skoro może być w domu z nami:)
  13. a ja go chętnie przygarnę:) między próbnym makijażem a panieńskim dowiedziałam się, że w opolskim schronisku czeka shar pei i machina poszła w ruch. Nie udało mi się na razie skontaktować ze schroniskiem, ale mam nadzieję, że w końcu odbiorą telefon, bo taki psiak nie może zostać bez domu. Jeśli ktoś może mi pomóc w szybszym uzyskaniu informacji lub skontaktować z opiekunem Aresa, to będę ogromnie wdzięczna.
×
×
  • Create New...