Jump to content
Dogomania

Jelena Muklanowiczówna

Members
  • Posts

    3072
  • Joined

  • Last visited

Posts posted by Jelena Muklanowiczówna

  1. Najgorsze jest to, że ja nie mogę znaleźć tych kleszczy, bo Jarek ma przy skórze tak puchate to futro, że ciężko je rozgarnąć - no dzisiaj znalazłam kleszcza spacerującego po podłodze! Nachlanego takiego, że ledwo wlókł odwłok.
    Złapałam od razu Jarka i zaczęłam mu obcinać futro na brzuchu i na piersi, bo tam ma najgęstsze. Nie znalazłam nic nowego, ani śladu po tym starym kleszczu. Jedno co mnie zaniepokoiło: zauważyłam na włoskach dookoła dziurki siusiaka (jak się fachowo to nazywa u psów? też członek?) trochę żółtawej wydzieliny. Nie wiem czy się o coś otarł, czy to z siusiaka, ale wyglądało jak ropa. Oglądnęłam mu tego cycusia, ale nie zauważyłam nic dziwnego, pies nie dawał oznak, że odczuwa dyskomfort, a cycuś jak cycuś. Ogólnie Jarek się normalnie zachowuje: średni apetyt (oczywiście na ciastka i na wędlinę jak największy), sporo śpi, ale tak ma odkąd do nas przyjechał. Nie chodzi osowiały, tylko taki normalny. Cieszy się, że idzie na spacer, merda ogonem i w ogóle. Dałam mu teraz taką kość, co się kupuje w zoologicznym - pies żuje i żuje i zjeść nie może. I tak przez parę dni. Na początku nie chciał ode mnie wziąć (jest obrażony o obcinanie futra - trochę się wystraszył), ale teraz widzę, że nosi ze sobą i mechla. Na spacerze jak był, wysikał się normalnie moczem żółtego koloru.

    Sama już nie wiem. Chyba jestem przewrażliwiona i panikara (dobraliśmy się z tym Jarusiem jak w korcu maku).

  2. O tak, to trzeba mu przyznać! Nawet jak był u weterynarza, to nie było z nim problemów: pani wet obejrzała go, wydotykała. Nic nie robił. W domu, jak mu znaleźliśmy kleszcza, to tak samo: leżał spokojnie na plecach, czekał aż go wyciągniemy. Tylko raz zwiał. Jak go wsadziłam do wanny i chciałam umyć łapy. Siedzenie w wannie zniósł, ale już oblanie wodą nie. :D

    MagdaNS, mówiłaś może o tym przyrządzie:

    [url]http://cokupic.pl/produkt/TRIXIE-2381-PLASTIKOWA-PENSETA-DO-USUWANIA-KLESzCzY[/url]

  3. Znaleźliśmy jeszcze jednego dzisiaj. Znowu przez przypadek. Niby naoglądałam się Jarka, sierść mu przepatrzyłam, a i tak coś przeoczyłam. Przy wieczornym drapaniu przewróciłam go na plecy i wyczułam coś pod palcami przy przedniej łapie, bliżej pachy. Rozgarniam sierść: kleszcz! Taki jeszcze nienażarty! Na szczęście Piotrek go wykręcił. Nawet się jeszcze odczyn alergiczny na skórze nie pojawił.

  4. Nie wyciągnęłam, zdałam się w tym względzie na profesjonalistkę - panią weterynarz. Ja naprawdę nie wiedziałam gdzie ten kleszcz ma początek, a gdzie koniec. Pani doktor przy okazji sprawdziła inne newralgiczne miejsca i zważyła Jarcia. Okazało się, że środek, który podałam był za słaby, bo Jaruś waży więcej niż myślałam, więc przy okazji nabyłam jeszcze jeden i pogadałam sobie o problemach psowatości. Kleszcz, po wykręceniu, ochoczo machał w moją stronę kończynami. Nic a nic nie był przytruty. Jaruś przy okazji zwiedził okolicę i okazało się, że grzecznie i elegancko zachowuje się na skrzyżowaniach!

  5. Sytuacja się skomplikowała. Jarek ma kleszcza na głowie. Odkryłam go przez przypadek, przy głaskaniu wyczułam zgrubienie i zajrzałam pomiędzy sierść. Najpierw myślałam, że to brodawka, ale potem jak ją obejrzałam dokładnie, to zobaczyłam kleszcza. Na środku, który zaaplikowałam psu, było napisane, że zabija kleszcze, ale minęło już 36 godzin, a ja widzę, że to cholerstwo jeszcze się rusza. Sama nie chcę się zabierać za wyciąganie, bo nigdy tego nie robiłam i boję się, że coś zrobię psu. TZ-et też nie ma doświadczenia w usuwaniu kleszczy. Jednym słowem: jutro czeka nas wizyta u weterynarza... :(

  6. Nie no, jasne, że na smyczy. Raz szłam z nim i w drugiej ręce trzymałam parasol. Jakoś tak mi się oplątał, że ta smycz się wysmyknęła, a drugą ręką nie udało mi się złapać przez ten parasol. Jarek tylko poczuł odrobinę wolności i od razu zaczął zwiewać. Na szczęście udało mi się przydepnąć smycz od razu.

    Smycz mam dość długą, taką regulowaną lonżę. Nie tą automatyczną, tylko taką taśmę z zapinkami na obu końcach. Jedną się zahacza o obrożę, a drugą można zapiąć o kółeczka na smyczy (są 3 na całej długości: przy karku, na środku i przy ręce). Dzięki temu można ją skracać i wydłużać. Dość wygodne i małe prawdopodobieństwo, że się zatnie w nieodpowiednim momencie. A jak chcę skrócić, to po prostu zawijam wokół ręki - mniejsze możliwości wyrwania się, np. przy przechodzeniu przez ulicę.
    Początkowo Jaruś chodził blisko nogi, na tej najkrótszej długości. Potem mu trochę wydłużyłam i teraz mu zaczyna wolności brakować, ale na razie nie puszczam go na dłuższej. Za bardzo jeszcze panikuje. W każdym razie, zaczyna już podbiegać, prowadzi, wysuwa się na przód.

  7. Melduję się z kolejnymi informacjami.

    Wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Jarek chyba się do nas przyzwyczaja. Poznaje już drogi, którymi chodzimy na spacery, więc zaczyna podbiegać, wyprzedza. Zaczyna chodzić z zadartym ogonem. Dzisiaj nawet powąchał jakiegoś pana. Rozpoznaje blok i klatkę i grzecznie czeka aż otworzę mu drzwi.. Zaczął przychodzić do nas do pokoju, więc zostawiłam mu jeden kocyk w kuchni, a drugi rozłożyłam pod stołem w pokoju. Korzysta z jednego i drugiego. Widać, że zaczyna szukać towarzystwa człowieka, bo chodzi za mną z kuchni do pokoju i na odwrót. Dzisiaj w nocy nawet spał z nami w pokoju. A jak wróciłam rano ze sklepu, z zakupami, to nawet zaczął merdać ogonem i wybiegł na przywitanie! Co prawda tylko do połowy kuchni, a potem się cofnął. Ale postęp jest!

  8. [quote name='Murka']Tadeuszek jest godnym następcą Jarusia jeśli chodzi o szczekanie[/QUOTE]

    To bardzo ciekawe, co mówisz. Chciałabym wreszcie usłyszeć jak Jarek szczeka! :D

    Fajna ta rymowanka w sygnaturce TadeUszka. Proponuję jeszcze jedną:

    Jeśli mój los Cię nie wzruszy
    Niech to zrobią moje uszy!

    Na sygnaturkę chyba za długie, ale możecie sobie gdzieś tam wykorzystać! ;-) Zrzekam się do niej praw!

  9. Ale macie fajne te psy! :) Najchętniej wszystkie wzięłabym od was!

    A coś podobnego z uszami miała sunia moich rodziców. Też ma takie kłapciuchy jak TadeUSZ i też jest szorstkowłosa. Wszędzie na ciele skóra jest różowa, a w uszach czarna! Ma tak od samego początku, odkąd u nas jest i nigdy nie było problemów z uszami.

    A co jest nie tak z tymi zębami? Wyglądają normalnie na zdjęciu.

  10. [quote name='Ra_dunia']. Ja od burzy i fajerwerków odczulałam mając odgłosy nagrane na płycie. Najpierw puszczałam cichutko potem coraz głośniej. Trochę pomogło, choć i tak nie jest normalnie ;).[/QUOTE]

    A skąd wzięłaś taką płytę? Ja już kiedyś czegoś podobnego szukałam, bo sunia moich rodziców bardzo boi się burzy. Nawet pytałam w sklepie z akcesoriami dla zwierząt, ale facet tylko popatrzył na mnie dziwnie i powiedział, że takich cudów jeszcze nie mają.

    [quote name='Ra_dunia']To co? mogę go z podpisu eksmitować? ;)[/QUOTE]

    Ależ owszem, eksmituj! Jeszcze się, nie daj Bóg, znajdzie ktoś, kto też będzie chciał go wziąć i zostaniemy pozbawieni praw rodzicielskich! :)

    A Jarek uparcie nie chce chodzić na spacery po parku przy hali sportowej. Woli skrawek trawnika za blokiem. Nie wiem co go tak odstrasza. Tam jest naprawdę cicho i spokojnie, teren jest duży. Jedna część jest mocno zalesiona, a druga część to trawnik. No i wystarczy, że wyjdziemy spomiędzy tych drzew na trawnik, a Jarek staje, nastawia uszy, wciąga zapach i po chwili takiego wąchania, krecim sposobem (z nosem przy ziemi, na ugiętych łapach) śmiga do domu pomiędzy drzewami. Próbowałam odwracania uwagi, ale zabawki w ogóle go jeszcze nie interesują, a ciastko wypluł i zaczął zwiewać.

  11. Słuchajcie, sukces!

    Jarek był dzisiaj 'w gościach' i jechał autobusem miejskim! Oczywiście bał się, ale my zachowywaliśmy się normalnie, gadaliśmy, śmialiśmy się, a Jarek już w połowie drogi położył się na ziemi i przysypiał. "W gościach" był nieufny, ale dał się pogłaskać wszystkim (nawet Tacie TZ-eta! i to bez oporów!) i odniosłam wrażenie, że tym zamieszaniem wokół siebie jest bardziej znudzony niż zestresowany. Jak wracaliśmy, to się rozpadał deszcz i Jarek... bez oporów dał się wziąć na ręce i wnieść do autobusu.

    Chyba się cholernie ucieszył, że przyszedł do domu, bo wleciał najpierw do pokoju (!!!) i dopiero po jakimś czasie poszedł do kuchni po coś do jedzenia. A TZ-et przyleciał do mnie uradowany, bo Jarek sam do niego podszedł i podstawił głowę do głaskania!

    Dzielna psinka!

  12. Wiecie, ja mam wrażenie, że najlepiej jest rano. Zupełnie jakby przez noc zapominał, że się wczoraj stresował. Szczególnie, że jak z nim wyjdę około 9, to większość ludzi jest w pracy, mało kto się kręci po parku. Ale już wieczorem jest gorzej. Wczoraj np. mało brakowało, a napadłyby nas 2 naprawdę wielkie psiska, które jakiś idiota spuścił ze smyczy. Dosłownie uciekaliśmy przed nimi do lasu. I dzisiaj Jaruś już nie chciał iść w ogóle w to miejsce. Stanął przy linii drzew, powąchał trochę i zawrócił. Chcieliśmy go zabrać w całkiem drugą stronę, szliśmy za blokiem, to się psy na balkonach rozszczekały i znowu się zestresował.
    Staram się go tulić i głaskać w takiej sytuacji, ale to nie zawsze pomaga. Doradźcie coś.

×
×
  • Create New...