Jako że dużo się dzieje w Przytulisku na Wiśniowej, a dzieję się dzięki Dobrym Ludziom, to postanowiłam popełnić list dziękczynny do tych Dobrych Ludzi właśnie:) Na Dogomanii wątkiem o Wiśniowej rządzi Soema, ale mam nadzieję że mi wybaczy to wtrącenie:)
Kiedy z początkiem roku zaczynaliśmy na nowo budować Sandomierskie Stowarzyszenie Przyjaciół Zwierząt i podległe mu Przytulisko, mieliśmy na koncie 180 zł, głowy pełne planów i nadzieję na współpracę z Urzędem Miasta, mieszkańcami Sandomierza i potencjalnymi sponsorami. Jednak z każdym dniem okazywało się, że owszem jest mnóstwo osób, które chcą oddać do nas psiaka, ale niestety niewielu jest takich, którzy chętnie przygarną bezdomnego, ewentualnie wspomogą Przytulisko. Zacisnęliśmy pasa, schowaliśmy dumę do kieszeni i rozpoczęliśmy powolny marsz ku lepszemu:) prosiliśmy o pomoc wszystkich wokół:) zaangażowaliśmy w akcję "Przytulisko na Wiśniowej" nasze rodziny, przyjaciół, bliższych i dalszych znajomych. Wreszcie zaczęło dziać się coś dobrego, wreszcie pojawił się progres. Odnotowaliśmy pierwsze udane adopcje, pojawili się darczyńcy i wolontariusze:)
Ale 19 maja przyszła Wielka Fala i zalała prawobrzeżną część Sandomierza. Domyślaliśmy się, że trafi do nas kilka psów z zatopionych terenów i zaczęliśmy się do tego przygotowywać. Ale ich ilość absolutnie nas zaskoczyła. Nie mieliśmy na tyle karmy, bud, obroży, legowisk ani rąk do pracy, żeby zapewnić psiaczkom przynajmniej podstawową opiekę. Przywożono na Wiśniową podtopione i poobijane, wystraszone i zdezorientowane, stare i młode, szczenne suki i rasowych arystokratów. Małe kundelki i potężne wilczury. Takie, które dały się głaskać, takie które agresją reagowały na każdy gest i w końcu takie, które czołgały się i siusiały pod siebie gdy tylko zwracaliśmy się w ich stronę. Każdemu psiakowi poświęcaliśmy tyle czasu ile byliśmy w stanie. Karmiliśmy (zaciągając długi w kolejnych sklepach), leczyliśmy ("na zeszyt"), budowaliśmy prowizoryczne kojce i "lewe" budy. Z przerażeniem odnotowaliśmy kolejnych nowych Przytulnych.
Każde z nas pracuje, mamy rodziny i swoje życia. Przez te 5 tygodni wszystko zeszło na dalszy plan. Liczyło się Przytulisko i tak naprawdę nic poza nim. Żeby była jasność: Wiśniowa to tylko przejściówka. Nie ma tam ani prądu ani wody. To stara centrala nasienna, która w tym momencie jest własnością syndyka. Powinno już nas tam nie być, ale zyskaliśmy kilka miesięcy, bo zrobiło się o nas głośno i nie ma odważnego, który wywiezie powodziowe psiaki do kieleckich Dymin. Wodę przynosimy w 5 litrowych baniakach od zaprzyjaźnionych sąsiadów, brak prądu już nam tak nie przeszkadza, bo latem dni są długie:) Kontynuując więc, poświęciliśmy Przytulisku wszystko, ale i tak okazało się że to za mało. Postanowiliśmy apelować o wsparcie wykorzystując internet. Facebook i Dogomania (którą poznaliśmy dzięki Karinie, którą z kolei zesłały nam Dobre Duchy) zapoczątkowały prawdziwą lawinę pomocy. Przytulni są na setkach forów, piszą o nich w gazetach, mówią w radiu i pokazują w telewizji. Wszystko to dzięki Wam! Na konto Stowarzyszenia każdego dnia wpływają pieniądze, na Wiśniowej mijają się dziesiątki kurierów i listonoszy z paczkami, poznaliśmy mnóstwo ludzi, którzy postanowili zobaczyć jak to u nas jest i przywieźli dary osobiście:) I wreszcie, co dla nas bardzo ważne, pojawili się nowi wolontariusze. Usłyszeli o nas i postanowili pomóc:) Sympatyczni, pełni energii i dobrych chęci. Przytulni zaakceptowali ich właściwie od razu:) Najwięcej radości w tym szalonym okresie miały psiaki, bo wciąż na teren Przytuliska wpadalii goście (kurier, listonosz, kierowca, dostawca, darczyńca, przypadkowy ludź, rodzina ludzia, wolontariusze) a to oznaczało głaskanie, drapanie, rzucanie piłką, tiutianie i podgryzanie:) Kompletna jazda bez trzymanki!
Dodatkowo na początku czerwca pojawiła się szansa na pomoc wprost z Holandii (Karina czy ja Ci już dziękowałam?:)). Ktoś komuś przez Dogomanię, potem ktoś komuś jeszcze dalej i zainteresowały się Kudłatymi Powodzianami holenderskie fundacje:) Zorganizowały zbiórki i w efekcie przyjechał pod Kraków tir pełen karmy, obroży, leków, legowisk, bud, kocy i setki innych niespodziewanek:) Lwia część z nich dostała się Przytulisku na Wiśniowej. Odżyliśmy. Mieliśmy czym karmić Przytulnych, spłaciliśmy długi w sklepach i lecznicy, budujemy nowe budy, a ludzie wiedzą o nas, przyjeżdżają, dzwonią i chcą adoptować psiaczki:)
Problem, który niestety spędza nam sen z powiek (o ironio, po tej miesięcznej karuzeli) to nowe lokum. Miasto nam nie pomoże, dano nam to jasno do zrozumienia, więc musimy poradzić sobie sami. Nic nowego, ale tym razem to ogromne przedsięwzięcie. Musimy zbudować nowe Przytulisko:) damy radę, bo nie mamy innego wyjścia. Tym razem jednak będzie ciut lepiej, bo wiemy, że na Dobrych Ludzi liczyć wciąż możemy:)
Kończąc ten dłuuuugi elaborat, raz jeszcze chciałam podziękować w imieniu Opiekunów Przytuliska, Przytulnych i swoim własnym. Dzięki Wam udało nam się przeżyć ten cholernie ciężki miesiąc.
Podziękowałam w ten sam sposób ludziom z Facebooka, dziękuję i Dogomaniakom. Dzięki Karinie poznałam to forum i przyznać muszę, że kompletnie zaskoczyła mnie Wasza siła, energia, zapał i zaangażowanie. Dajecie nadzieję na to, że warto się starać, warto walczyć.
dziękuję
monia