Jump to content
Dogomania

ailata

Members
  • Posts

    48
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by ailata

  1. Porównanie nie jest chyba trafione: psiaki w wieku kilku tygodni są już całkowicie sprawne. POTRAFIĄ już siadać, kłaść się, chętnie przychodzą na zawołanie. Szkolenie przez zabawę ma tylko na celu wyrobienie nawyku wykonywania tego na komendę. Odpowiednie podejście sprawia, że szkolenie jest zabawą! Pamiętajmy też, że połączenia w mózgu psa najintensywniej tworzą się do 12 tygodnia - u ludzi proces ten trwa znacznie dłużej. Tak więc kilkutygodniowe szczenię jak najbardziej nadaje się na szkolenie. Przekonanie, że psa można szkolić dopiero pod koniec pierwszego roku życia wzięło się z czasów szkolenia kolczatkowego - nikt normalny nie założyłby 10-tygodniowemu szczeniakowi kolczatki! Szkolenie pozytywne doskonale nadaje się do szkolenia bardzo młodych psów. Jeżeli jest odpowiednio prowadzone - staje się doskonałą ZABAWĄ i daje świetne efekty.
  2. Witam serdecznie, Chciałam tylko dać znać, że psie przedszkole w szkole Baron ponownie ruszają 12 marca :) Chętnych serdecznie zapraszam
  3. [quote name='freja4']wszystko jest opisane na stronie internetowej [url]http://www.coape.pl/[/url] Wiem że ukończył ten kurs,i jest teraz tam jednym z wykładowców Jacek Gałuszka który prowadzi szkoły "Wesoła łapka" można poczytać w necie o nim i zobaczyć filmiki na You tube[/QUOTE] Jacek raczej tego kursu nie ukończył, jest natomiast wykładowcą. Zdaje się, że ten kurs skończył w UK Andrzej Kłosiński, wykupił licencję i przygotował wersję w j.polskim. Byłam kursantką w pierwszej edycji kursu w j.polskim i wykładowcami byli Andrzej Kłosiński, Jacek Gałuszka i Ewelina Włodarczyk
  4. [FONT=Tahoma]Im wcześniej zaczniecie, tym lepiej. Niektóre psie przedszkola przyjmują już od 8-10tygodnia. Psiaki w tym wieku już fantastycznie łapią i chętnie się uczą. W przedszkolu powinni też mówić właścicielom jak dbać o psy, żeby nie narobić błędów, które później odbiją się czkawką w postaci złych zachowań psiaka.[/FONT] [FONT=Tahoma]Dobre psie przedszkole, to nie tylko szkolenie, ale i socjalizacja.[/FONT] [FONT=Tahoma]Wybierz szkołę, gdzie są małe grupy. Nawet najlepszy szkoleniowiec jest tylko człowiekiem i nie zauważy wszystkich błędów w grupie kilkunastu psów.[/FONT] [FONT=Tahoma]No i chyba najważniejsze - sprawdź stosowane metody szkolenia. Ze szczeniakami absolutnie niedopuszczalne są tzw. tradycyjne metody szkolenia. Szukaj szkoły stosującej pozytywne metody szkolenia (bez przymusu, bicia, szarpania, kolczatek itp).[/FONT]
  5. Jak się tu trochę poczyta, to wychodzi na to, że wszystko jest bez sensu, że kursy nic nie dają, że to jedno wielkie oszustwo i marketing. Kurs np. zoopsychologa w Międzyborowie, to na pewno za mało żeby uważać się za fachowca, no ale od czegoś trzeba zacząć. Do mnie przemawia to, co napisał jeden z kursantów: że udało mu się pomóc kilku osobom. Jak dla mnie, to po to właśnie robi się te kursy - żeby pomagać innym w radzeniu sobie z ich psami. Jeśli po tym kursie da się komuś pomóc, to już choćby dlatego warto go skończyć. Tak mi się wydaje. Ludzie bardzo często mają problemy z psem, które są łatwe do rozwiązania, a właściciele nie wiedzą jak to zrobić. Jeśli trafią do kogoś po kursie zoopsychologa i ten ktoś im pomoże (mimo niewielkiego doświadczenia), to chyba wszyscy będą zadowoleni, prawda? Czy nie o to chodzi? Wiem, wiem, można by iść do szkoleniowca, który za też by pomógł. Tyle tylko, że są ludzie, którym nie przyszłoby do głowy żeby z niektórymi problemami iść do szkoleniowca. "No bo co ma warczenie na właściciela do wykonywania komend?" No a jak słyszą o zoopsychologu, to wiedzą, że to kogoś takiego szukają. Kwestia nazewnictwa? W dużym stopniu pewnie tak, ale co z tego? Jak dla mnie ważne jest, żeby osoby, które potrzebują pomocy w związku z problematycznym zachowaniem psa, taką pomoc otrzymały, bo inaczej istnieje ryzyko, że oddadzą psa do schronu. Czy pomoże wet, zoopsycholog czy treser, to już mniej istotne. Ważne, żeby udało się pomóc. Jeśli inne nazewnicto sprawi, że właściciel poprosi o pomoc i rozwiąże problem, to nie widzę nic w tym złego. Cieszę się, że coraz więcej osób chce zajmować się zawodowo psami. Mam nadzieję, że rynek zweryfikuje kto jest dobry, a kto nie.
  6. Pies jest zwierzęciem stadnym, społecznym. Do szczęścia potrzebuje towarzystwa. Zostawiona, czuje się opuszczona, porzucona, stara się jak może przywołać swoich. Tobie też by się raczej nie podobało gdyby rodzice Cię zostawiali samą na noc w innym domu, nie mówiąc już o podwórku, gdzie jest zimno i ciemno, czasem szaleje burza. Małe pieski raczej się do budy nie nadają... Dlaczego nie może mieszkać z Wami? Nie dałoby rady znaleźć jej jakiegoś miejsca? Nie mówię, że ma spać w łóżku, ale może jakieś legowisko w przedpokoju? Rozumiem, że psiak całe dnie spędza na dworze? Wyprowadzacie ją na spacery? Szkolicie? Może to by trochę pomogło, gdyby ją przed zamknięciem zmęczyć.
  7. czytałam we wczorajszej gazecie, że w Łodzi facetowi pod koła wybiegł pies, kierowca nie zdążył go ominąć i potrącił. Zatrzymał się i zadzwonił na policję, która kazała mu zadzwonić do inżyniera miasta. Zadzwonił, czekał 30 czy 40 min, a potem "nie mógł już dłużej czekać - musiał jechać do pracy". Po jakimś czasie ktoś kolejny się zatrzymał, zadzwonił na policę, przekierowali do inż. miasta. Kazali zadzwonić do schroniska. Ktoś wreszcie przyjechał i zabrał psa do weta. Psiak (z poważnym urazem kręgosłupa nie przeżył). W gazecie napisali, że w takich wypadkach policja może, ale nie musi wyłączyć pas z ruchu, zabezpieczyć miejsce itp i że dzwonić do schronu lub do inż. miasta. Tyle, że jak do inżyniera moja mama próbowała się dodzwonić (jakiś syf - jak gdyby farba rzeczką do stawu w parku płynęła), to nikt przez godzinę telefonu nie odbierał, a było to koło 10tej rano, więc raczej powinni pracować... Chore to wszystko. Nic nie działa tak jak powinno, a znieczulica pełna...
  8. Witaj, Napisz, proszę w jakim wieku jest Twój psiak, jak długo jest u Was, w jakim wieku do Was przybył i od jak dawna jest problem. Czy w czasie kiedy się pojawił nastąpiły jakieś ważne zmiany typu: śmierć kogoś w rodzinie/rozwód/przeprowadzka itp? Czy pies zostaje czasem sam w domu? Jeśli tak, to jak się wtedy zachowuje? Kiedy wychodzisz bez niego, a w domu zostaje z nim ktoś z rodziny, to jak się wtedy zachowuje? Czy tylko Ty chodzisz z nim na spacery? Sporo pytań, ale bez odpowiedzi na nie trudno cokolwiek powiedzieć...
  9. "Jak jadła to mąż mógł wsadzić rękę do jej miski a ona nic teraz jak sie zbliżył to warczała a jak dotknął miski to ona go złapała." Teraz być może ciągle jest głodna, a więc jedzenie jest cenniejsze dla niej niż wcześniej, a co za tym idzie - bardziej go pilnuje. Róbcie tak: wsypujecie do miski trochę karmy, jak zje, to znowu trochę dosypujecie itd, aż wsypiecie cały przydział na dany posiłek. Po kilku dniach zaczynajcie dosypywać zanim skończy jeść (dosypujecie trzymając rękę coraz bliżej miski). Później można dodawać jakieś małe kawałki super pyszności. Chodzi o to, żeby sunia załapała, że ręka przy misce dokłada, a nie zabiera. "Kiedys mozna było zostawić różne przedmioty np. na krzesle czy stole a teraz co sięgnie to zniszczy." Może zauważyła, że takie zachowanie sprawia, że zaczynacie się nią interesować? Sugeruję częstsze zabawy z psem ZANIM coś napsoci. Grzeczny pies, to zmęczony pies. Długie, ciekawe spacery (z bieganiem i szkoleniem - wysiłek umysłowy też męczy). Spaniele to inteligentne psy - potrzebują ruszyć szare komórki. Przed wyjściem z domu zmęczcie psa, a na czas Waszej nieobecności dajcie jej zajęcie - np. zabawkę typu kong. "Zaczęła się dziwnie zachowywać zaczęła skakać na stół i cokolwiek by było to zje/a przedtem nigdy tak nie robiła" Nie wiem jak to jest po sterylce, ale po kastracji na pewno psiakom znacznie wzrasta apetyt. Niestety właściciele zazwyczaj dają wtedy psom więcej do jedzenia, co powoduje otyłość... "zaczęł tez sikac w domu w różnych kątach i potrafi też zrobić kupe." Popuszczanie po sterylce może być, dajcie jej troszkę czasu. "Dzis np zdrapała tapete ze ściany. Dlaczego tak sie dzieje? Wczesniej nie robiła tak." Może to zmiany hormonalne? Myślę, że dobrze by było gdybyście skonsultowali się z jeszcze innym, dobrym wetem i opowiedzieli o zmianach w zachowaniu, zapytali o zmiany hormonalne, zapytali może o jakieś badania? Może np. ma chory pęcherz? Mam nadzieję, że dasz znać za jakiś czas jak Wam idzie. Pozdrawiam i trzymam kciuki żeby wszystko wróciło do dawnego porządku.
  10. Zgadzam się z przedmówcami: przede wszystkim wymęczyć psa przed wyjściem do pracy - spacer z bieganiem za piłką i ze szkoleniem (wysiłek umysłowy też męczy, czasem nawet bardzo), kong też się przyda. Klatka do przemyślenia, ale trzeba ją odpowiednio wprowadzić - żeby pies ją lubił i czuł się w niej bezpiecznie. To ma być bezpieczny azyl, a nie więzienie. Przeczytaj tutaj: [url=http://www.wychowanie.psy24.pl/art.php?art=1734]Jak pokona
  11. Ja też myślę, że do dr Czekalskiego warto jechać nawet pół Łodzi (przychodnia nazywa się Amicus i jest chyba na ul.Maćka z Bogdańca, ale głowy nie dam) - dr Czekalski ma super podejście do pacjentów (do niewielu wetów psy wbiegają machając ogonami, a u niego widuje się takie obrazki i to w wykonaniu psów, które miały poważniejsze zabiegi, a nie tylko szczepienia i rutynowe badania). Specjalizuje się w chirurgii, ale w innych dziedzinach też przebija wielu innych łódzkich wetów. Słyszałam gdzieś, że ciągle jeździ po najlepszych lecznicach w kraju i ciągle się uczy zamiast spocząć na laurach, a moim zdaniem to bardzo się liczy - w medycynie ciągle coś się nowego pojawia, dobrze być na bierząco. No i jeszcze jedna ogrooomna zaleta - przyjeżdża na wizyty domowe (za pieniądze do zaakceptowania), co jest nie do przecenienia przy nagłych problemach z psem. Pacjenci są też bardzo zadowoleni z dr Jarosława Wardęszkiewicza - lecznica dla zwierząt na ul.Woronicza 1/3 (Żabieniec). Młody facet, który bardzo poważnie podchodzi do pacjentów i swojej pracy, ciągle się uczy, czyta, jest na bierząco ze wszystkimi nowościami. Poleciła bym też lecznicę "Na Stokach" - dr Paweł Sieradzki lub pani doktor Nina (nie znam nazwiska). Dr Sieradzki specjalizuje się przede wszystkim w chorobach stawów. Ma ogromną zaletę - szczerze mówi o swoich wątpliwościach, rozważa z właścicielem wszystkie możliwości, jak trzeba, to pyta mądrzejszych. Dr Nina to przemiła osoba, zawsze uśmiechnięta i chętna do pomocy. Słyszałam też bardzo dobre opinie o lekarzu przyjmującym na ul.Wojska Polskiego, niestety nie jestem w stanie sobie przypomnieć jego nazwiska...
  12. Z klatką bywa różnie - jeśli się do niej psa nie przekona w odpowiedni sposób - siedzenie w niej jest olbrzymim stresem (cel jest odwrotny: klatka ma stanowić dla psa spokojny azyl). Poza tym, niektóre psy potrafią zniszczyć klatkę! Tutaj macie artykuł o wprowadzaniu klatki: [url=http://www.wychowanie.psy24.pl/art.php?art=1734]Jak pokona
  13. Wiecie, mnie się wydaje, że z behawiorystami jest tak samo jak z każdym innym zawodem: są dobrzy i są partacze. Ja bym nie mówiła, że wszyscy behawioryści z wyjątkiem XY są źli. Panowie Kłosiński, Gałuszka i inni pomogli na pewno wielu właścicielom, co nie oznacza, że mają 100% skuteczność. A czy ktoś słyszał o lekarzu, który nigdy nie postawił złej diagnozy? Nie nawalił przy operacji itp? Każdy popełnia błędy (zwłaszcza na początku swojej drogi zawodowej). Chodzi chyba o to, żeby przykładać się do tego, co się robi i uczyć się i uczyć, wyciągać wnioski z błędów i robić wszystko żeby być coraz lepszym. No a jak ktoś nie ma "tego czegoś" i wiecznie ma porażki, to ludzie przestaną do niego przychodzić po pomoc (oby!)
  14. Miziasta: "[FONT=Arial]Chciałam tylko powiedzieć, że wszyscy uczestniczący na tych szkoleniach, to osoby od lat zajmujące się zwierzętami"[/FONT] [FONT=Arial]Rozumiem, że też jesteś uczestniczką kursu COAPE? Chyba w pierwszej grupie, bo w mojej jest cała masa ludzi, która robi ten kurs hobbystycznie, która nigdy nie pracowała z psami i pracować nie planuje.[/FONT] [FONT=Arial]No i zgadzam się, że obcowanie całe życie z psami nie oznacza, że się człowiek na nich zna. Gdyby tak było - szkoleniowcy i behawioryści pomarliby z głodu, bo wszyscy, którzy wychowali się z psem doskonale by wiedzieli co i jak robić...[/FONT] [FONT=Arial]Ale zgadzam się też z tym, co napisałaś: że w każdym zawodzie są fachowcy i partacze. Oby "Rynek" docenił tych pierwszych, a wyeliminował tych drugich. [/FONT] [FONT=Arial][/FONT]
  15. WŁADCZYNI ma rację: nie odpychaj psa - dla większości szczeniaków to super zabawa - tylko jeszcze bardziej je to nakręca. Raczej piszcz jak Cię gryzie (jak puści, to pobaw się z psem zabawką), jak nie daje za wygraną, to wyjdź i zostaw psa na chwilę samego (póki szczeka/piszczy nie wracaj - możesz wrócić dopiero jak będzie cicho). 2 zabawki to nie za wiele. Może warto jeszcze coś fajnego do gryzienia dokupić?
  16. Odnośnie folii w mieszkaniu, to gdzieś czytałam w formie porady jak nauczyć psa czystości i sygnalizowania potrzeby drapaniem w drzwi, że najpierw pół mieszkania w gazetach i pochwała jak siknie na gazetę. Potem stopniowo zmniejszamy obszar zagazetowania, zostawiając w końcu jakiś niewielki kawałek pod drzwiami. Kolejnym etapem jest wkładanie gazety pod drzwi - tak żeby pies drapał w drzwi starając się wyciągnąć skrawek gazety żeby na niego się załatwić. Na końcu oczywiście eliminujemy gazetę całkowicie. Myślicie, że z folią też by to zdało egzamin?
  17. Wiecie, jak zapisywałam się na COAPE, nieco inaczej to sobie wyobrażałam. Szczerze mówiąc, jestem mocno zawiedziona - za dużo teorii dot. np. budowy ludzkiego mózgu, za mało odniesień do konkretnych przypadków, oceny problemów itp. (nie mówiąc juz o tym, że za taką kasę, to jak dla mnie powinni dać nam możliwość spotkania pod ich okiem kilku chociaż problemowych psów - żebyśmy w małych, nie 30-osobowych grupach zrobili burzę mózgów i zaproponowali jakiś trening, a prowadzący ocenili czy dobrze myślimy, czy o czymś zapomnieliśmy itp). Co do dostępności: w UK dostęp do kursu dla behawiorystów COAPE mają tylko ludzie z wyższym wykształceniem w kierunku weterynarii, psychologii i czegoś tam jeszcze, czyli powiązanych w jakimkolwiek stopniu z pracą behawiorysty. Dlatego p.Kłosiński (po psychologii) mógł tam zrobić dyplom. W Polsce były plany żeby kurs był dostępny tylko dla ludzi z wyższym wykształceniem. Obojętnie jakim, byle było mgr przed nazwiskiem. Jak mi to napisał p.Kłosiński w mailu "żeby trzymać poziom". Finalnie - kurs może zrobić każdy, kto zapłaci. Najbardziej z tego wszystkiego dziwi mnie to, że nie ma żadnego egzaminu. Wszyscy dostaniemy dyplomy wyłącznie na podstawie pisanych prac, które - moim zdaniem - da radę napisać każdy, komu chce się przeczytać materiały, które dostajemy. Są też ćwiczenia, które mamy robić "dla siebie". Oczywiście jeśli mamy pytania - możemy pisać do tutorów. Ja z niektórymi nie byłam pewna czy dobrze myślę (odpowiedzi w materiałach nie było) więc napisałam z pytaniem jak być powinno. Dostałam odp, że chodziło o to żebyśmy się nad tym zastanowili. Tak więc w dalszym ciągu nie wiem jaka była prawidłowa odpowiedź...
  18. Pół dnia dzisiaj o tym wszystkim myślę i obawiam się, że w 100% masz rację ("obawiam się" bo trochę to nie po mojej myśli ;) ). Faktycznie zawód behawiorysty jest "naciągany" - jest chyba milej dla eleganckiej pani żeby ktoś mądrze się nazywający przyjechał do niej do pięknego domu niż pojechać do zwykłego szkoleniowca na plac... Smutne to, ale tak chyba faktycznie to wygląda... Wiem za to co jeszcze pewnie mi na kursie odpowiedzą na pyt. jaka jest różnica między treserem a behawiorystą. Poza teorią, behawiorysta ma (lub nie ma, ale mieć powinien) podstawową wiedzę z farmakologii. Oczywiście leki mają umożliwić terapię w skrajnych wypadkach, a nie zastąpić trening. Tyle, że o lekach treser też może sobie poczytać i osobiście nie wiem dlaczego to miałoby dać mniej niż nam wykład. Nadal się zastanawiam po kiego były nam wykłady o budowie mózgu (ludzkiego), neuronów itp. Jak dla mnie dziwne jest też to, że nie ma żadnego egzaminu na koniec... Faktycznie wypuszczą na rynek masę ludzi bez doświadczenia, praktyki i z teorią, którą wcale nie koniecznie przyswoili... Ciekawe czy tak samo to wygląda w UK. Podobno tak - ponoć polski kurs to to samo, tylko w innej wersji językowej.
  19. [COLOR=black][FONT=Verdana]PULI „Znam takich którzy pokonują regularnie wiele km zeby móc obserwowac prace mistrzów i praktykowac pod ich okiem....”[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]Zgoda, da się. Niestety moja aktualna sytuacja rodzinna nie pozwala mi na tego typu rozwiązanie.[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]Dodam jeszcze, że chciałam w Łodzi pracować u kogoś ze szkoleniowców, nawet darmo lub dopłacając im. Nie uzyskałam zgody. Teraz myślę o praktykach poza Łodzią, ale nie wiem jeszcze czy to się uda.[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]PACZANGA „Czy ktoś z doświadczeniem zna sytuację psów Wam podsyłanych, jest przy Was gdy sugerujecie rozwiązania i pokazujecie jak je wdrożyć w życie?”[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]Ktoś z doświadczeniem zna sytuację podsyłanych psów, ale nie ma go przy nas w czasie konsultacji – relacje są tylko przez Internet. Wiem, że to źle, że to wszystko powinno zupełnie inaczej wyglądać – teoria nawet korespondencyjnie, z pracami do napisania, egzaminem teoretycznym na koniec, a kiedy już się widzimy, powinna być praktyka. Niestety jest to zorganizowane tak, a nie inaczej – na to nie mam już wpływu. Mogę się uczyć tak jak mi to proponuja, albo wcale [/FONT][/COLOR][COLOR=black][FONT=Wingdings][FONT=Wingdings]L[/FONT][/FONT][/COLOR][COLOR=black][FONT=Verdana][/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]„Pytajac mogłaś się spodziewać, że nie każdy przyklaśnie modzie na nowy zawód, szczególnie, że na forum są osoby, które od wielu lat zajmują się rozwiązywaniem psich problemów. Niektórych korespondecyjny sposób na pozyskiwanie uprawnień w tak żywej materii zwyczajnie razi. Myślę, że nie warto się dołować, ale lepiej przemyśleć dlaczego tak wiele osób przedstawia taki a nie inny punkt widzenia.”[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]Najgorsze jest to, że ja się z Wami zgadzam… Tyle, że jak już opisałam – ni cholery nie udaje mi się wepchnąć się do kogoś dobrego na praktykę. Zostaje mi więc uczyć się na własnych błędach (i prosić o ew rady mailem np.A.Kłosińskiego).[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]SAINT „Jak chcesz stanąć oko w oko np. z amstaffem, czy z owczarkiem niemieckim z pokaźną agresją lękową, skoro nie masz praktycznego obycia w postępowaniu z takimi psami?” W sytuacji zagrożenia życia człowiek ponoć szybko się uczy ;)[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]Cóż ja Ci mogę na to odpowiedzieć? Że każdy kiedyś „ten pierwszy raz” staje oko w oko z takim psem? Pewnie, że wolałabym najpierw obserwować jak robią to fachowcy…[/FONT][/COLOR] [COLOR=black][FONT=Verdana]SUGARR „[/FONT][/COLOR][FONT=Times New Roman][SIZE=3]Bo mi ten behawiorysta (opisywany w tym temacie, nie mówię, że ogólnie) brzmi jak taki niedoszły szkoleniowiec, który już chce mieć biznes nie mając na to jeszcze ani doświadczenia ani papierów, zatem robi sobie kolorową stronkę i nazywa się behawiorystą”[/SIZE][/FONT] [FONT=Times New Roman][SIZE=3]Szczerze mówiąc też na zjazdach COAPE mam to pytanie na końcu języka. Kolejny zjazd (ostatni) 20czerwca. Chyba zadam prowadzącym to pytanie. Domyślam się co odpowiedzą: szkoleniowiec nie ma wystarczającej wiedzy teoretycznej (jak gdyby nie mógł jej mieć) i często może być tak, że zmieni zachowanie psa nie rozwiązując przy tym problemu, więc pies zmuszony do rezygnacji z jednego problemowego zachowania zacznie wykazywać inne…[/SIZE][/FONT] [FONT=Times New Roman][SIZE=3]Co byście na to odpowiedzieli?[/SIZE][/FONT] [FONT=Times New Roman][SIZE=3]BREZYL „Jeżeli jesteś dobrym tłumaczem, to znacznie więcej zrobiłabyś dla psów zajmują się tłumaczeniem ksiązek. Poradników i pseudoporadników na rynku pełno, a dobrej literatury kynologicznej brak. Mały przykład: dobry podręcznik do nauki agility stałby się przebojem rynkowym, brak dobrych monografii ras. Brak zarówno pozycji klasycznych jak i nowości.”[/SIZE][/FONT] [FONT=Times New Roman][SIZE=3]O tłumaczeniach też już z Galaktyką rozmawiałam (jeszcze przed COAPE). Tyle, że sama muszę znaleźć odpowiednie książki do przetłumaczenia i jak już je przetłumaczę, to oni się zastanowią czy je wydać… Jedną książkę przetłumaczoną „do szuflady” już mam… Rozbiło się o cenę za prawa autorskie… [/SIZE][/FONT] [FONT=Times New Roman][SIZE=3]Tłumaczenie to masa czasu, ryzyko spore, że nic z tego nie będzie. Do tego trzeba jakoś kupić oryginał, a to kolejna kasa – kupić pewnie by było trzeba kilka pozycji i dopiero po przeczytaniu uznać, która się do czegoś nadaje. Kolejna kasa…[/SIZE][/FONT] [FONT=Times New Roman][SIZE=3]Ale tematu nie odpuściłam. Namierzyłam już kogoś, kto ma kontakt z ludźmi pracującymi z psami we Francji – jak skończę COAPE – zaczynam wiercić dziurę w brzuchu żeby ten ktoś wydobył od znajomego informację które pozycje są najbardziej wartościowe.[/SIZE][/FONT]
  20. "Skoro wystarczy z takimi psami tylko popracowac, to klientów Ci nie zabraknie. Właściciele psów które nie zaliczyły próby strzału powinni Cie ozłocić za skuteczne przygotowanie ich do powtórnego testu." Rany, ja wcale nie twierdzę, że odpowiednim treningiem da się dojść do całkowitego braku reakcji na strzały! Mówię tylko, że można poprawić sytuację psa, żeby nie szalał z przerażenia. Skoro da się zrobić doktorat, to gdzieś da radę to pewnie studiować ;) Fakt: na kursie COAPE nie ma zajęć praktycznych. I to bardzo źle. Pewnie dałoby radę to zorganizować, ale byłoby to bardzo wymagające przedsięwzięcie. Z praktyką jest tak, że podsyłają nam klientów z okolic miejsca naszego zamieszkania, kursanci jadą na wywiad, opisują czego się dowiedzieli, co zaproponowali, a po kolejnych spotkaniach zdają relację co zostało wprowadzone w życie, a co nie i dlaczego i jakie są efekty. Ja wcale nie twierdzę, że jestem super fachowcem. Dopiero zaczynam, jestem adeptem sztuki, ale kiedyś trzeba zacząć, prawda? Ale jeśli nie będę mówić ludziom, że tym się zajmuję, to nikt mnie nie znajdzie, bo i jak? Poza tym, jest masa ludzi, którzy chcą pomocy "wprost", a nie przez internet, a ich problemy są często bardzo łatwe do rozwiązania (typu: pies skacze na gości). Im jestem w stanie pomóc, a to już coś. Jeśli jakiś przypadek mnie przerośnie (a z całą pewnością wiele razy tak się zdarzy), to mam kogo poprosić o pomoc - ludzi, którzy praktykują zawód behawiorysty od lat, pracowali z setkami psów, dużo wiedzą, dużo widzieli,wiele zrobili. Szczerze mówiąc, nie bardzo mam jak zająć się tym niezawodowo. Próbowałam i ze znajomymi i ze znajomymi znajomych i ze schroniskami. Niestety z moich doświadczeń wynika, że jeśli ludzie za coś nie płacą - nie stosują się do zaleceń, a wiec nie mają efektów. W schroniskach jeszcze gorzej: wszyscy bardzo sie cieszą jak proponuję pomoc, ale jak przychodzi co do czego, to nigdy nie mają czasu żeby ze mną zamienić chociaż 2 słowa, nigdy nie ma miejsca do pracy, zawsze bym przeszkadzała, więc mam się nie pojawiać. Poza tym, za wiele problemów można się zabrać dopiero po adopcji psa. Nauka czystości czy lęk przed samotnością... Do wielu ćwiczeń potrzeba choćby skrawka terenu, a w zatłoczonym boksie co ja zrobię? Widzę, że bardzo się Wam wszystkim nie podoba to co robię. Przykro mi, że tak to odbieracie. Nie robię tego żeby zarobić fortunę (nawiasem mówiąc zarabiam akurat na opłaty typu ZUS i tel, w tym miesiącu zostanie mi ok 300zł, które wydam na książki dla kursantów). Chciałabym zrobić coś dobrego dla psiego świata (bez względu na to jak głupio dla większości ludzi to brzmi.) Nie mam lepszego pomysłu niż uczyć się i działać na tyle, na ile dam radę. Czuję się przez Was zaszczuta i mocno zdołowana. Przykre tym bardziej, ze już i tak część mojej rodziny i wielu znajomych śmieje się, że chcę pracować z psami, skoro mogłabym zostać tłumaczem przysięgłym i zarabiać całkiem spore pieniądze. Niestety tylko nieliczni rozumieją. Pozdrawiam
  21. PULI: "O tym wiedzieli juz od wieków pasterze, mysliwi i wojownicy. Gdy w miotach zdarzały sie szczenieta reagujace lękliwie na hałas, bezlitośnie ukrecali im łebki bo z takiego wyrastał pies nieprzydatny ani do pracy ani do reprodukcji..." Ja bym powiedziała, że psy, podobnie jak ludzie, rodzą się z jakąś odpornością, na różne bodźce; z predyspozycjami do pewnych chorób, zachowań itp. Tyle tylko, że jeśli mam większe "szanse" na zachorowanie np. na raka, to jeszcze nie oznacza, że na pewno na niego zachoruję. Nie zgodzę się natomiast, że genetycznie może być uwarunkowany lęk przed petardami! Jeżeli urodziłam się np. jako jednostka mało odporna na stres nie oznacza, że nigdy nie nauczę się radzić sobie z nim. Jasne, że niektóre psy są odważniejsze niż inne, co nie oznacza, że te bardziej lękliwe z pewnością będą się wszystkiego bały w dorosłym życiu. Dawni myśliwi wybierali do pracy i rozrodu "najlepsze" psy, co nie oznacza jeszcze, że z pozostałych, gdyby poświęcić im więcej pracy nie mogłyby wyrosnąć psy przydatne do pracy! To jest właśnie selekcja: wybiera się te najlepsze / najpiękniejsze jednostki - te, które najlepiej się nadają do czegoś, czego od nich oczekujemy, co nie oznacza, że z pozostałych nic nie będzie - te po prostu wymagałyby więcej pracy, a i tak - być może - miałyby gorsze efekty. AGA - CZAKRA :"a jak długo, jeśli można zapytać, zajmowałaś się psami niezawodowo? Czy prócz kursów korespondencyjnych miałaś kontakt z różnymi psami? Z psami, które oprócz zwykłych problemów wychowawczych nastręczały naprawdę kłopotliwych sytuacji?" Z psami miałam kontakt całe życie i bardzo trudno jest mi określić moment, od którego mogę powiedzieć, że się nimi zajmowałam. Mam 29 lat, więc na pewno nie odważyłabym się powiedzieć, że np. szkolę psy od kilkunastu lat, bo jak miałam lat 10 i szkoliłam swojego psa, czy też podpowiadałam koleżankom jak i co zrobić, pewnie się nie liczy? Kontakt z psami miałam, nie potrafię sobie przypomnieć czasów kiedy nie wsłuchiwałam się w rozmowy o psach, nie brałam w nich udziału czy nie podpowiadałam znajomym co mogą zrobić żeby pies coś robił / czegoś nie robił. Zgadzam się w zupełności, że poziom kursów jest często żenujący. Tyle, że szczerze mówiąc, nie bardzo mam inną opcję: nie mam szansy na wieloletni staż u światowej sławy specjalistów... Fakt, że kursy dają tylko jakąś niewielką bazę, ale od czegoś trzeba zacząć. Nikt nie ma od razu doświadczenia - trzeba je zdobyć. "Wszyscy chyba wiemy, że w tym zakresie powinien współdziałać właściciel, weterynarz, behawiorysta i szkoleniowiec." To też prawda. Bez współpracy właściciela nie da się zrobić nic. Z weterynarzami staram się współpracować. Niestety nie są zbyt chętni do tego - zawsze mam wrażenie, że patrzą na mnie z góry z wyrazem twarzy mówiącym: dziewczynko, daruj sobie, i tak nic z tego nie będzie... SAINT: czyli ktoś, kto skończył etologię, nie jest etologiem, jeśli zakończył edukację na poziomie magistra? W każdej dziedzinie są fachowcy i są partacze. W każdej dziedzinie studia to tylko podstawa - dalej każdy zdobywa praktykę i nie da się tego przeskoczyć. Każdy kiedyś zaczyna. Czy ktoś po medycynie nie jest lekarzem, bo nie zrobił doktoratu? Czy jeśli dopiero zaczyna praktykę, to ma się nazywać amatorem, bo jeszcze nie ma lat pracy i doświadczeń za sobą? BEREK: "Powiedz lepiej jak Twoim zdaniem ocenić, że dany lęk jest "prawdziwy"? "Pies siedzi trzy dni z głową w muszli klozetowej". Ja bym powiedziała, że to świadczy o nasileniu lęku, a nie o tym, że ma on podłoże genetyczne, a jeśli dobrze Cię zrozumiałam, to "prawdziwym" lękiem nazywasz ten, o podłożu genetycznym? Co do źródeł, to wydaje mi się raczej, ze nie NIE CHCESZ, a NIE MOŻESZ się na nic powołać. A tezy bez poparcia są guzik warte. Dawniej też wszyscy wiedzieli, że jak dziecko chore, to na 3 zdrowaśki do pieca, że ziemia jest płaska itp. Dzisiaj wiele rzeczy można potwierdzić na podstawie badań. Jest to jakiś dowód, że teza jest prawdziwa. Bez tego każdy może sobie twierdzić co chce. Ty mówisz, że lęk przed petardami jest genetyczny, a ja spokojnie mogę napisać, że to bzdura. Do czego to prowadzi? Widzi mi się niczego nie potwierdza, to puste gadanie o niczym. "i tu wyszło potwierdzenie mojej tezy. Ogłaszajacy się tu i ówdzie "behawioryści" na ogół sprowadzają każdą kwestię do teorii - podpierając się cytatami, bowiem tego ich w procesie ich "kształcenia" nazwijmy to nauczono." Nie widzę nic złego w znajomości teorii. Bez tego działasz po omacku, na czuja. Dzięki wiedzy teoretycznej, którą tak gardzisz każdy na własną rękę dochodziłby metodą prób i błędów do prawd, które gdzieś są już opisane. Tak jest szybciej i lepiej, bo nie popełniasz błędów, których da się uniknąć mając jakąś wiedzę. Jasne, że teoria to nie wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć! Praktyka i wiedza powinny iść w parze. "Proste i jasne pytanie - skoro lęk przed hałasem nie jest dziedziczny, po co sprawdza się go u psów przed ich dopuszczeniem do rozrodu?" Tak jak już napisałam w odpowiedzi na post Puli: wszyscy mamy (psy też) wrodzoną odporność na różne bodźce, stres itp. co nie oznacza, że jednostki bardziej lękliwe jako dorosłe na pewno będą się bały petard! Wymagają tylko więcej pracy. Do rozrodu wybiera się najlepsze egzemplarze. Tutaj: te, które najmniej boją się hałasu. Tyle.
  22. Powiedz lepiej jak Twoim zdaniem ocenić, że dany lęk jest "prawdziwy"? Bardzo proszę żebyś jednak podał jakieś cytaty czy źródła, na podstawie których twierdzisz, że lęk przed petardami może być genetyczny. Bez tego takie twierdzenie też można o kant kuli...
  23. Witaj, Problem wynika z tego, że za długo nagradzałaś każde wykonanie komendy. Kiedy pies już wie o co chodzi, należy nagradzać rzadziej - co 2,3,5 wykonanie. Teraz zacznij od tego co dla psa najłatwiejsze (pewnie siad). Miej przy sobie smakołyk, ale schowany - np. w kieszeni. Jeśli pies wykona polecenie, smakołyk pojawi się w cudowny sposób. Później psina nie będzie wiedziała czy cos masz czy nie, ale skoro taki łasuch, to wreszcie zacznie próbować wykonywać polecenia i bez smakołyka na widoku. Tylko nie nagradzaj każdego wykonania, a co któreś. Jeśli natomiast pies będzie miał Cię w nosie, to pokaż mu, że coś masz, ale w kieszeni. Chwilę popracuj. Tylko nie rób tak za każdym razem, bo psiak nie będzie pracował póki mu nie udowodnisz, że coś masz! Jak ze 2 razy zadziała, to za 3im razem zachęcaj do siadania bez wstępu: zobacz co mam w kieszeni. Za którymś razem się uda i wtedy pies się przekona, że nawet jeśli nie widzi smakołyka, to Ty możesz go wyczarować. Po wielu ćwiczeniach powinien zaskoczyć. To trochę potrwa, więc nie zrazaj się początkowymi niepowodzeniami. Co do sztuczek, to jest ich multum. Tak z marszu pomyślałam jeszcze o: zdechł pies, turlaj się, pa pa (pies macha łapą jak na pożegnanie) slalom (między nogami) skoki turlaj się koła (pies biega jak gdyby za własnym ogonem) daj głos ukłon poproś
  24. Widzę, że masz faktycznie marne doświadczenia z behawiorystami... Z tego co piszesz widać, że chyba jakiś zwykły naciągacz Ci (lub komuś, od kogo znasz historie) się trafił... Terapia, która ma przynieść efekty za kilka lat... faktycznie o kant kuli z czymś takim. Mam tylko pytanie skąd informacja, że strach przed petardami jest genetyczny??????? Możesz podać jakieś źródło, artykuł, powołać się na jakieś badania? Bardzo chętnie sprawdzę, bo jak słowo daję, wierzyć mi się nie chce.
  25. "To drugie - jeśli, jak najczęściej, ma podloże genetyczne - co realnie działającego radzisz oprócz faszerowania psa lekami...? " Skąd pomysł, że lęk przed petardami może być genetyczny??? A tym bardziej, że tak jest najczęściej??? Moim zdaniem to albo braki w socjalizacji albo lęk nabyty. Tak czy inaczej poradziłabym odczulanie. Leki w terapii czasem się stosuje, to fakt, ale zarezerwowane są / powinny być do przypadków kiedy pies jest w takim stresie, że bez farmakologii nie jest możliwa praca z nim. "Behawioryści na ogół nie "brudzą" sobie rąk braniem do reki psa i dzialaniem z nim - zapewne także dlatego, że nie potrafią wiele uzyskać. Więc zamiast tego mamy pogadanki i psychoterapię dla włascicieli..." Kiedy mowa jest o ćwiczeniach z psem, które behawiorysta zaleca, to akurat jak najbardziej powinien pokazać co i jak i przećwiczyć to z właścicielem. Problem polega na tym, że nie wszystko da się do tego sprowadzić. Często potrzebna jest zmiana w podejściu właściciela czy np.jego dzieci do psa, a to nie bardzo jest jak przećwiczyć. O tym właśnie można opowiedzieć - co zmienić, na co i dlaczego. Na pewno wiesz jak działa Super Niania - można powiedzieć, że też tylko gada, a efekty są. Podobnie działa behawiorysta: bierze pod uwagę wiele czynników wpływających na zachowanie psa, kształtowanie jego samopoczucia, jak np. ilość ruchu, dieta, sposób zabawy, przeszłość psa itd itd i wyciąga wnioski co jest przyczyną problemowego zachowania. Dopiero wtedy mówi co należy zmienić. Treningiem faktycznie można zdziałać wiele. Tyle, że bez poznania przyczyn problemu możesz spowodować, że np. pies, który panicznie boi się burzy faktycznie leży cicho (tak jak chciałeś) u siebie na posłaniu. Ryzykujesz jednak, że stres u tego psiaka wywoła kolejne kłopotliwe zachowania - np. samookaleczanie się pod wpływem stresu. Trening zmieni zachowanie, a nie rozwiąże problem! Problem właściciela może tak, ale psa już nie koniecznie...
×
×
  • Create New...