Jump to content
Dogomania

wietrzny

Members
  • Posts

    18
  • Joined

  • Last visited

Converted

  • Location
    śląsk
  • Occupation
    plastyk, filozof

wietrzny's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. szalik faktycznie jest mało praktyczny - Czort jak ma podtrzymanie z tyłu to znowu dostaje takiej szybkości, że trzeba by mu dać spadochron do ogona ]:-> W nocy przekładałem mu już "awaryjnie" szalik pod brzuchem, by mógł wrócić ze spaceru. W dzień niestety powrót ze spaceru częściowo na rękach. Chyba miałaś już doświadczene z takimi sytuacjami. Jak wygląda to w praktyce? Nosidło używa się na cały spacer, czy tylko na część spaceru jak sie pies zmęczy? Jak to wygląda z poruszaniem się psa po domu, jeżeli potrzebuje tych nosideł? Niestety do wypłaty nie mogę przyspieszyć wizyty Czorta w klinice. Muszę mu chyba zrobić takie szelki na tylnie łapy z szalików :( Piszesz o obwiązaniu brzucha tkaniną czyli coś a la ten pas brzuszny?
  2. szalik faktycznie jest mało praktyczny - Czort jak ma podtrzymanie z tyłu to znowu dostaje takiej szybkości, że trzeba by mu dać spadochron do ogona ]:-> W nocy przekładałem mu już "awaryjnie" szalik pod brzuchem, by mógł wrócić ze spaceru. W dzień niestety powrót ze spaceru częściowo na rękach. Chyba miałaś już doświadczene z takimi sytuacjami. Jak wygląda to w praktyce? Nosidło używa się na cały spacer, czy tylko na część spaceru jak sie pies zmęczy? Jak to wygląda z poruszaniem się psa po domu, jeżeli potrzebuje tych nosideł? Niestety do wypłaty nie mogę przyspieszyć wizyty Czorta w klinice. Muszę mu chyba zrobić takie szelki na tylnie łapy z szalików :( Piszesz o obwiązaniu brzucha tkaniną czyli coś a la ten pas brzuszny?
  3. dziękuje za odpowiedź :) Mam kłopot, który model dobrać. Sprubuję załączyć zdjęcie Czorta od prawje strony (bez łapki) może doradziłabyś dokładniej widząc o co chodzi. Średnio rozumiem jak te szelki działają. Rozumiem tyle, że podtrzymuje tak naprawdę miednicę a nie brzuch czy łapy. Ale jak wygląda sprawa z załatwianiem się? Sprowadzone, czy nawet samodzielnie szyte szelki to i tak kilka dni potrwa :( Znalazłabyś odrobine cierpliwości, żeby wyjaśnić czy i jak da się (na szybko) pomóc Czortowi szalikiem. P.S. Ten łancuch to smycz a nie uwiązanie do budy. (Taśmy, linki to dla mojego rozbójnika przekąska na trzy kursy windą)
  4. Witam mam problem z moim Czortem. Jest to 15 letni piesek bez tylniej łapki (amputowana na kości udowej po pogryzieniu - stara historia). Czort ma poważne problemy z chodzeniem i robieniem kupki. Chyba do jego zwyrodnień stawów dochodzi bardzo silny reumatyzm. W zależności od pogody i temperatury jest różnie. Teraz przy zimnie ciągle się przewraca, przebiegnie kilkanaście metrów i siada. Z chodzeniem (nie bieganiem) jest poważny problem - Czort ma kłopoty z utrzymaniem równowagi, znosi go na stronę bez łapki. Szczególnie kłopotliwe jest to przy próbie zrobienia kupki. Już sa niesterydowe leki, ubranko, suplementy diety, smarowanie drugiej tylniej łapki ketonalem/fastum (posmarowanie pomaga na troche). Niestety przy obecnej pogodzie Czort potrzebowałby większej pomocy. Jakiegoś mechanicznego podparcia. Z tego co mówia w klinice, amputacja była o staw za wysoko żeby myśleć o protezie. A wieksza część problemów z kupką wynika z tego, że Czort nie umie utrzymać prawidłowej postawy przy załatwianiu się. Stąd nie wiem jak mojego rozbójnika podeprzeć, podtrzymać żeby mógł ustać, czy "normalniej" chodzić. Kiedyś słyszałem o szelkach czy szaliku podtrzymującym psa od tyłu. Nie wiem jak prawidłowo ten szalik podkładać i nie potrafię znaleźc tej informacji. Prosiłbym o jakieś instrukcje jak się pieskowi ten szalik przekłada? jak to trzymać? - takie praktyczne informacje.
  5. Gaz kieruje się na atakującego psa, ewentualnie na kotłująca się kule z walczących pssów a nie w powietrze. Na psy lepiej używać gazów typu "antidog" / "antihund" i takie warto mieć ze sobą. Wszelkie "pieprze", "paraliżujące" to raczej jak jesteś bramkarzem w dyskotece. @cobra12 rozumiem, że należysz do sekcji strzeleckiej w jakimś klubie sportowym ale wielu może nie zrozumieć Twojej ironii. (sam się na tym przejechałem). Niemniej weź pod uwagę jak polscy sędziowie zareagowaliby na hollowpointa przy zawodach w strzelectwie dynamicznym. Tak rowerzyści mogą odebrać spaliniarskie teksty o skuterze. @antares to już niestety zostaje - możesz w danej chwili nie odczuwać strachu ale bać się będziesz zawsze - tak jak z alkocholizmem. Prawo mamy takie jakie ustalają wybierani przez nas prawodawcy - za to, że pies jest tylko mieniem możemy podziękować wszystkim polakom. Niemniej jak widzimy, że ktoś łamie nawet tak złe prawo to dzwońmy po NASZYCH pracowników w policyjnych mundurach zamiast narzekać.
  6. @ M@d Wiesz to może uściślijmy - podaje sposoby głównie na ten 1% zwłaszcza jeśli chodzi o sposoby "kontaktowe". W przypadkach, gdy pies po prostu goni bo sobie goni albo chce się przywitać to różnica między moją radą "wymiń" a Twoim "zatrzymaj się" sprowadza się do prostej kwestii: czy dasz rade się zatrzymać nie narażając ani psa ani siebie. To myślenie na zasadzie [b]uniknij kolizji za wszelką cenę[/b]. Niestety w takich warunkach, gdy jakakolwiek kolizja jest groźna (i droga - sprzet jest dość delikatny) do nieuniknionych kolizji podchodzisz tylko w myśl zasady: 1)przeżyć, 2)nie połamać się, 3)być w stanie kontynuować jazdę. Stąd sztuka wykładania się na przeszkody niższe, czy "tłumaczenia" drogowym agresorom, że też poniosą straty w kolizji (to markowanie ataku, żeby łopatologicznie przypomnieć o zasadzie bezpiecznego odstepu). Słyszałem, że "górale" mają podobne techniki żeby nie zabić ani siebie ani człowieka, który znajdzie się na ich trasie zjazdu aczkolwiek nie znam tych sposobów i nie wiem na ile są popularne ani na ile skuteczne. Pies na jezdni różni się od kawałka drewna, spaliniarza czy dziury w nawierzchni tylko tym że jak już dojdzie do kolizji to jeszcze będzie kontynuował uszkadzanie Ciebie. Na samochody, motocykle i podobne jest kodeks drogowy, ubezpieczenia i poza znikomym odsetkiem dziwnych typków da się to załatwić potem bez przemocy fizycznej. (na ten odsetek też są paragrafy jak już wyjdziesz ze szpitala - droga to nie ring) Jestem bardziej zwolennikiem asfaltu (i zdarza się również "asfaltowa" szybkość) więc mam nierzadko wybór: albo się potłukę poważnie turbując lub zabijając psa albo jakoś się wyminiemy. Jeśli chodzi o piaszczystą / polną / górską drogę to nie jestem zwolennikiem - zupełnie inne doznania. Owszem zgoda w jeździe "binarnej" (pod górę ślimaczo a z góry jak pocisk) wszelkie zasady dotyczące radzenia sobie z psem przy szybkości odnosza się tylko do tej jednej fazy. Ale tak na poważnie czy w czasie tego zjazdu, jak rozgrzewają wam się od chamowania koła tak, że parzą, jesteście w stanie się dostatecznie szybko zatrzymać? W drodzę pod góre owszem jedziesz tak powoli, że łatwo się zatrzymac i po prostu jesteś pieszym z rowerem na 1% psów uzbrojonym w rower, na 99% psów człowiekiem z czymś takim dziwnym co czasem ciekawi i trzeba obwąchać (w tym 10-15% takich, dla których jesteś człowiekiem, więc pogłaszcz) Co do sprawy którą poruszyłeś bardzo emocjonalnie, z mojej strony wygląda to tak: na drodze, którą mam prawo poruszać się rowerem pojawia się zwierze i usiłuje spowodować kolizje - sprawa jest czysta (za szkody wynikłe ze zdarzenia odpowiada właściciel zwierzecia, który dopuścił do zaistnienia takiej sytuacji). Z nieco innego poziomu abstrakcji: pies na jezdni to jak skrzyżowanie pieszego z dzieciakiem co pierwszy raz wsiadł na skuter i nie wie jak się zachować na drodze - wsadźże go na pojazd adekwatny do pasa ruchu, naucz przepisów a ja nauczę się, że np. sygnalizuje ogonem i będe traktowal na równi z każdym innym kierującym ;). Niestety osiedlowych pseudodróg rowerowych też to dotyczy. Zupełnie inaczej sprawa wygląda na chodnikach ale tam się rowerem [b]nie jeździ[/b]. Co do piasku / polnej drogi i tempa. Tak miałem nieprzyjemność poznać jakość onków w pościgu - ochydna polna droga i prawie kilometr zastanawiania się co nie wytrzyma tempa: pies, ja, czy rower. No ale to był typ "wiejski szeryf" (obcych gryzie się dla zasady, znajomych za żywota a jedyny teren gdzie się nie bywa to własna strona płotu) a ja byłem w szczycie formy. Odtąd jak mam podejrzenia, że może "czworonożnym pieszym" odbić jestem gotowy na unik i gwałtowne przyspieszenie. Jak już mam uciekać to rowerem jest szybciej niż na piechote. Nie pomagam psom w popełnieniu drogowego samobójstwa to z jednej strony ale z drugiej nie będę się zatrzymywać i gryźć z psem jeżeli nie musze - cóż rowerem mogę uciec na piechotę raczej nie. BTW. zdarzało się gwałtownie ominąć znajomego psa, potem wychamować w sposób bezpieczny i normalnie sie przywitać ale nie wiem czy byłoby to tak miłe przywitanie, gdybym z piskiem opon zatrzymał się na wysokości jego nosa, czy gdyby on poznał prace zebatki na własnym nosie ktokolwiek z nas byłby z takiego spotkania zadowolony.
  7. Pare postów wcześniej pojawiła się sytuacja my na rowerze vs. pies Historia nie skończyła się pomyślnie ale uważam, że w tej sytuacji jednak lepiej uciekać. Jadąc rowerem nie jedziesz prosto między psy ale skoro jednak znalazły się na Twojej drodze to znaczy, że właściciel nie pomyślał/nie dopilnował/zignorował sygnały ostrzegawcze ... skoro tak to lepiej takiego sygnału ostrzegawczego nie ignorowac tylko się oddalić wykorzystując właściwie przyspieszenie własnego pojazdu. Jeżeli już chodzi o goniące psy nie ma co aż tak przesadzać z rasami bojowymi - padają stosunkowo szybko, gorsze są Onki ... ale wiej ile sił. Najlepiej kierując się na asfalt. Macie porównywalną szybkość a psie przyspieszenie przestaje grać role zwykle powyżej 25-30 km/h. Jak zadziora nie chce odpuścić to nie ma sensu celować gazem, nożem itp. To tylko pewna wywrotka wprost w kły szarżującego psa. Można rzucić czymkolwiek mu w pysk albo pod nogi może to go wybije z rytmu, może zadowoli się "characzem" ale dalej wiać ile sił. Zwykle się udaje. To nie jest sytuacja ostatecznea pies owszem pogoni ale po to masz rower żeby nie dogonił. Po co się pakować w jakieś zgryźliwe konfrontacje? No w ostateczności zamiast pies ma nas wywrócić i ściągnąć z roweru lepiej się na niego wywrócić wtedy on jest pod żelastwem. Zamarkowanie takiego ataku też często odstrasza psa, który długo nas gonił. Do tej umiejętności nie musisz kończyć żadnego "kursu zabijania" po prostu warto ćwiczyć bardzo ostre zwroty rowerem z coraz większą szybkością. Druga rzecz naucz się (na trawie) wywracać z rowerem bez robienia sobie krzywdy - czasem nie chcesz wbić się w przeszkodę może w dziecko, może w pieska, który po prostu wtargnął Ci pod koła - gwarantuje Ci, że te umiejętności wykorzystasz w 99% przypadków właśnie po to, by do kolizji nie doszło - nie ważne oszczędzisz dziecko wbiegające pod koła czy psa. Ten 1% to będą uniki przed faktycznym atakiem, może jeden promil to markowanie ataku ale umiejętność dokładnie ta sama. Jak pies jest z przodu to też możemy uciec! Gwałtownie przyspieszając i wymijając, jak się nie da wyminąć ... no cóż na rowerze jesteśmy jak ciężka jazda - w sam środek masy i typowe zderzenie. Jak pies zechce uskoczyć, albo tylko przelatuje nam przed kierownicą to dochodzimy do rowerowego sedna sprawy: Jak masz w dłoniach rower to masz połączenie maczugi z tarczą czyli broń. Jak jesteś na rowerze a bestia jest przed Tobą to masz wielokrotnie lepszą pozycje do ataku niż pies - właściwie Ty możesz go uniknąć i zwiać albo możesz go staranować i poturbować. Jeśli tylko potrafisz go uniknąć to zastanów się czy chcesz być samosterującym, napędzanym siłą mięśni pociskiem klasy ziemia-pies. To walka do uniknięcia, tylko wiej ile sił bo się da zwiać! Co do kwestii rozjuszenia bestii (i jej pseudowłasciciela) mam wrażenie, że wszyscy mamy indywidualny próg kiedy stwierdzamy, że nie ujdziemy z życiem/nasi bliscy nie ujdą z życiem i desperacko chwytamy się ostatniej szansy. Ten moment przerażenia i bezwładu nic nam nie pomoże i im szybciej zdecydujemy się bronić tym mniejsze poniesiemy obrażenia. Z czasem przygotowujemy się na tą najgorszą ewentualnośc (choć oczywiście za wszelką cene staramy się jej uniknąć) i zaopatrujemy w "sprzęty". Odniosę się do pomysłu "sprzętu" z kurrarą bo tym razem to ja się przeraziłem. Kurrara (i podobne substancje) jest wbrew pozorom łatwo dostępna ale co będzie jak się sam taką strzykawką dziabniesz? Kurrara nie podawana przez fachowca to śmiertelna trucizna - najpierw Ciebie kompletnie sparaliżuje pozostawiając świadomość, potem może podobnie odciąć i mięśnie oddechowe. Dlatego nie radziłbym stosować ani jej ani polskich odpowiedników. (wiem kiedyś próbowano ją stosować jako środek znieczulający i pewnie stąd ten pomysł. Okazało się, że to "operacje na żywca", tylko pacjent nie może się wyrywać). Teraz wyobraź sobie, że takim środkiem trafisz oba psy - to nie ostrze, które możesz zatrzymac - trucizna jak Amstaff działa sama i jest nie do zatrzymania gorzej niż szarżujący buldożer. A wyobraź sobie, że jednak sam się skaleczysz tą swoją strzałką z kurrarą: [i]Najpierw tracisz zdolność ruchu dłonią - widzisz swoją rękę, wszystko w niej czujesz ale nie możesz nic zrobić, potem ten bezwład przenosi się na ramiona - widzisz i słyszysz wszystko, wyraźnie czujesz każde ugryzienie psa ale nie możesz się ruszyć, czujesz ból gdy Ciebie szarpie ale nawet nie możesz krzyczeć. Potem tracisz zdolność oddychania dusisz się, czujesz ból ugryzień, gorąco ... i modlisz się żeby szybciej umrzeć, żeby to się weszcie skończyło.[/i] Chcesz czegoś takiego? Chcesz aż tak ryzykować? Kwestie prawne posiadania takiej trucizny i substancji podobnie działających pomijam, ale licz się z aferą na pół polski, prokuratorem i występem we wszystkich dziennikach. Chcesz tak ryzykować - to proszę przypilnuj, żeby to swiństwo nie trafiło do niczyjego talerza (a w szczególności do mojego, bo jeszcze chcę życ) i proszę przypilnuj by nikt się tym Twoim zatrutym ostrzem nie skaleczył, by nikomu nie poszedł ten jad na skóre ani na ubranie (a w szczególności... ;) ) Nie chce nikogo tu wpuszczać ale eksperymentowanie z truciznami to jak leczyć z choroby likwidując pacjenta - tym ryzukujesz! Mało pogotowia w Łodzi, mało zatruć bo dzieci zjadły rośliny ozdobne? Mało afer z niewłaściwymi lekami, z zepsutą żywnoscią? Nawet jeżeli nigdy nie użyjesz tej trutki "bojowo" jaką masz pewność, że przypadkowo ktoś się nią nie zatruje? Jakby były te super specyfiki obezwładniające psiaka i pozwalające odejść to byłoby super, tylko jak na razie albo są prawie skuteczne (jak gaz) albo prawie bezpieczne (jak paralizator) czyli tylko do sytuacji ostatecznych.
  8. Fobia to takie dziwne zjawisko: jak po miesiącu od podobnego zdarzenia przestaniesz wymiotować na widok mięsa, a po pół roku jesteś w stanie wyprowadzić obcego amstafa na spacer to chyba dobrze? Najtrudniejsze jest pozwolić później swojemu małemu psu pobawić się z większym zwłaszcza z takich ras ... to było bardzo trudne. Zostają Ci bardzo szybkie reakcje i wyjątkowo uważne obserwowanie wszystkiego co się rusza, zachowania wszystkich psów w pobliżu. Miałem później z Czortem dwie sytuacje i widzę, że reakcje były adekwatne do wielkości agresora i dynamiki zajścia. Te całe historie o fobii to jak czekanie na wydarzenie - jak już się dzieje to nie ma czasu na cokolwiek. Albo jest szok i opóźniona reakcja albo natychmiastowa reakcja ale obydwie dzieją się tak jakby z boku bez refleksji. Co do podpuszczania - nie miałem takiego zamiaru, aczkolwiek widzę, że nie ma innego wyboru niż odpowiedź straszeniem na straszenie. Skoro różne stwory człekokształtne tak a nie inaczej wykorzystują swoje zwierzęta, czerpią perwersyjną przyjemność z tego, że ich "zabawki" napadają albo wzbudzają strach; skoro służby reagują tylko na małego pinczra emerytki a chuligana uzbrojonego w amstafa bez smyczy i kagańca omijają udając, że nie widzą; skoro prawodawca odpowiada, że "służby działają sprawnie", że "prawo należycie chroni zwierzęta" to trzeba bronić się samemu. Uważam, że najhumanitarniejszą metodą będzie wywołanie strachu u pseudowłascicieli - niech boją się, że to oni zostaną ofiarą może wtedy choć trochę pomyślą o bezpieczeństwie innych. Zgoda ten strach powinno wywołać prawo i władza wykonawcza, ale żyjemy w takim a nie innym kraju i najwyraźniej ich metody prewencji i resocjalizacji nie przynoszą rezultatów. Póki nie znajdziemy w sobie dość siły by poprawił się "system" musimy w jego zastępstwie przeciwdziałać takim zajściom choćby odstraszając debili. *Monia* po części podałaś sensowny argument. W moim przypadku "właściciel" zareagował. Jeśli mówisz o tych szamotaninach właścicieli itp. to masz zapewne dużo racji ale jak "kark" idzie na Ciebie czy Twojego psa to chyba naturalną koleją rzeczy jest schemat 1) próba ominięcia (szerokim łukiem obchodzisz podejrzane psy) 2) próba uniku/ucieczki (jeśli już dochodzi do próby ataku) 3) samobrona (dostosowana do tego jak widzisz zagrożenie) Jeżeli starczy wziąć swojego psa na ręce i salwować się ucieczką to jest to rozwiązanie. Jeżeli starczy na ujadającego burka tupnąć by odszedł to też jest metoda. Ale jeżeli dochodzi do tych najbardziej drastycznych sytuacji to niestety ale nie ma sensu być całkowicie ofiarą - tylko straty agresora mogą go zniechecić. Pisze "jak widzisz" bo jeśli w danej sytuacji uważasz, że dasz rade np. uciec to próbujesz uciec, jeżeli masz wrażenie, że dasz radę jakiegoś burka chwycić reką i odciągnąć to próbujesz itd. Gdyby Ciebie napadł jakiś chuligan to co wybierzesz: pozwolisz mu się katwać, czy spróbujesz go odepchnać, zdzielić czymkolwiek co wpadnie Ci w ręke? A jeżeli napadnie tak członka Twojej rodziny, powiedzmy dziecko? A jeżeli masz szansę użyć czegokolwiek co go na tyle wystraszy by zaniechał dalszej napaści nie spróbujesz skorzystać i z tej szansy? Zauważyłem, że właściciele, którzy wiedzą, że mój Czort ma bezwzględny zakaz gryzienia, że od tego są "narzędzia" dziwnie nabierają rozsadku widząc nas na horyzoncie - bandzior podobnie napada prędzej na ofiare, która wydaje mu się łatwiejsza. edit: po fakcie odnisłem wrażenie, że jednak coś z tym wpuszczaniem jest - jeżeli ktoś nie dostrzega sformułowań w stylu "zejdźmy na ziemie" to faktycznie mógł się poczuć podpuszczany. W przyszłości postaram się wyraźniej wskazywać, że coś uważam za absuradlny pomysł. Niemniej użycie narzędzia jakie mamy pod ręką czy nawet zaopatrzenie się w gaz czy właściwy nóż na wypadek sytuacji ostatecznej uważam za uzasadnione. Jeżeli nadal wydaje się wam to niejasne powtórzę: w sytuacji ostatecznej czyli w tym momencie, w którym, według przedmówców już nic się nie da zrobić może pomóc właściwy nóż. Gaz jest skutecznym środkiem zmniejszającym ryzyko dojścia do takiej sytuacji dlatego używa się go wcześniej ale też tylko w razie potrzeby obrony.
  9. odpowiedziałem na Twoje pytanie na watku ale niestety masz racje: to jest "spiskowa sprawa". Opis mam precyzyjny, bo to przeżyłem.

    Opisałem doświadczenia z walki o życie mojego Czorta. Szczegółów tak na prawde oszczędziłem - po dwuch latach nadal gdy zamknę oczy widzę to co się działo.

    Przez tamtą tragedie zmuszony byłem doszkolić się z robienia opatrunków, z prawa, z przekonywania własnego psa żeby jednak żył, przekonywania samego siebie, że jednak można wychodzić na ulice, że nie każdy pies z ras groźnych to taki potwór. No i dowiedziałem się że mój pies był jednym z dwóch psów które przeżyły a tamaten ma średni 3-4 udokumentowane napaści na psy miesięcznie (recydywista) i jest w Polsce bezkarny! Dowiedziałem się też jakie zmiany zaszły w ustawach i orzecznictwie (istnieje wykaz psów ras uznawanych za groźne ale nie ma on, żadnych przepisów wykonawczych - nic, żadnych zezwoleń, nakazów szczególnej ostrożności czegokolwiek).

    Jeżeli uważasz mnie za morderce to pewnie masz racje - sam siebie uważam po tamtej walce za morderce. Ale mam jeszcze większe poczucie winy, że najpierw użyłem gazu a po nóż sięgnąłem dopiero jak już nic innego nie dało się zrobić. Może gdybym miał nóż w spodniach a nie w plecaku, może gdybym uderzył pierwszy, gdy Czort usiłował zrobić wszystko, żeby wywinąć sie z kłów doga kanaryjskiego (pierwszy atak był w kark) to by cokolwiek zmieniło. może...

    Pozdrawiam

    Dominik

    P.S.

    Cieszę, się, że znasz te sprawy tylko z teorii. Życzę i Tobie i wszystkim psom oraz ich właścicielom, żeby takie sprawy stały się już tylko teorią ale niestety nie umiem nic zrobić żeby nie dochodziło do takich zdarzeń.

  10. @ shin Wiesz przez pierwszy rok po zajściu to bym myślał i o dywizji pancernej ]:-> Może nie dość precyzyjnie się wyraziłem z tym rewolwerem: choć jest zdecydowanie najlepszym środkiem jest troszku absurdalny. Co do noża i gazu niestety ale uważam to za konieczne wyposażenie każdego spaceru z psem tak samo jak smycz. Los/przypadek dał nam z Czortem jeszcze jedną szanse i wyciągnałem z niej naukę. Gdy bestia zagryzała mojego Czorta to był cud, że w plecaku miałem nóż z pracowni i ten cud uratował mojemu psu życie. Jest okaleczony do końca życia, mi tamta jatka po 2 latach sni sie po nocach ale Czort jest! Żyje! Tamten pies też przeżył ale i tak uważam się za morderce ... tylko, że nie miałem innego wyboru. W takiej sytuacji musisz chcieć zabić by choć drasnąć - nie jesteśmy ani zawodowymi rzeźnikami, ani nożownikami z portowej speluny, ani marines - po prostu potrzebne jest to nastawienie byśmy umieli zadać cios. Może razi Ciebie sama koncepcja noszenia broni - potrafię to zrozumieć ale pamiętaj, że narażasz na niebezpieczeństwo nie tylko siebie ale i soich czworonożnych przyjaciół - dla Ciebie to co najwyżej groźba kalectwa, dla nich to może być wyrok śmierci. Jeżeli chodzi Ci o wygodę broni ... żeby nie nosić na plecach zbrojowni itp. to podałem określony typ noża jako przykład - dobierasz broń do swojej ręki ale ten kordzik po prostu jest wzorem [b]idealnego ostrza[/b] do tak nieprzyjemnych sytuacji. Pisząc myślałem o osobach takich jak ja - ani szczególnie sprawnych fizycznie ani nie zaznajomionych z arkanami sztuki mordu. Owszem możesz od myśliwych zapożyczyć inny typ noża, możesz od nożowników ale musisz się nauczyć taką bronią posługiwać. Jeżeli znasz się na nożach to możesz sobie dobrać odpowiednio masywny nóż składany np "motylek" ale to wymaga wiedzy, by kupić taki, który będzie skuteczny i nie będzie stanowił większego zagrożenia dla nas (scyzorkiem w takiej sytuacji można sobie poważnie uszkodzić palce a nic nie wskórasz). Jeżeli chodzi o gaz czyli o odstraszanie, rozdzielanie psów bez robienia im zbytniej krzywdy to podałem typ specjalnie do tego stworzony. Antidog to niewielki pojemniczek wielkości powiedzmy telefonu komórkowego więc jest bardzo poręczny. I za wyjątkiem psów do walk będących w trakcie ataku jest całkowicie skuteczny. @ marta925 W moim przypadku pisałem o praktyce - miałem nieszczęście przeżyć to na własnej skórze. Cały pojemnik gazu w pysk sprawił tylko tyle, ze zamiast chwycić Czorta za kark chwycił za nogę (złamanie w 3 miejscach, problemy ze zrostem, pół roku gipsów, drutów, szyn) Bydlak był za silny i za ciężki - nie umiałem go odciągnąć za tylne łapy. A przez szybę swojego zakładu patrzał właściciel udając, że to nie jego bestia i świetnie się bawiąc. Siła noża leży w podwójnym efekecie: 1) dźganie - faktyczne okaleczanie psa - trudno powiedzieć jaki będzie efekt. Prawdopodobnie przebijesz się przez warstwy mięśni brzucha ale czy dalej coś uszkodzisz to kwestia przypadku. Nie wierz w legendy, że nóż "wchodzi jak w masło" to raczej jak wbijanie noża w świeże drewno topoli czy brzozy ... tylko że to, w co wbijasz się rusza. Niemniej jest to wykonalne. Pchnięcie z obrotem (tak jak klucz w zamku) i natychmiast do tyłu. Powtarzać aż do skutku. 2) strach - pseudowłasciciel nie wie czy i jak umiesz posługiwać się nożem. Będzie chciał bronić swojego bydlaka więc sam pomoże rozdzielić. Twoja emocja tylko go uświadomi, że jak dłużej będzie sobie robił kino to w końcu mu bydle zabijesz ... ludzie się boją noża, nie wiedzą czy skończysz na psie. Jak będą wiedzieli, że psa zawsze wyprowadzasz z nożem ten strach się udzieli i sami przpyilnują swoich "piesków". No i rzecz o której nie wolno zapomnieć - zawsze zgłaszać zajście na policje. Policja (czy straż miejska) musi skierować sprawę do sądu grodzkiego jest to rozpatrywane z kodeksu wykroczeń. Często im się "nie chce" ale sposobem na to jest poinformowanie ich, że chcesz wiedzieć o przebiegu sprawy ponieważ zamierzasz skorzystać z przysługujących Ci uprawnień i występować jako oskarżyciel posiłkowy. To daje dostęp do akt sprawy i znacznie ułatwia formalności w późniejszej sprawie cywilnej przeciwko pseudowłascicielowi o zwrot kosztów leczenia Twojego psa.
  11. Z całym szacunkiem dla fachowców zajmujących się psami ras "groźnych" jest Was zdecydowana mniejszość! Większość z tych zwierząt na ulicach to wynik mody/głupoty właścicieli i właścicielek. Podam niżej sposoby, które uznacie za bardzo brutalne ale niestety to walka o życie naszych psów, naszych dzieci, nas samych. Pseudowłasciciel robi ze swojego psa morderce i jest to kwestia obrony koniecznej. W moim przypadku powodem ataku doga kanaryjskiego na mojego psa było to, że byłem z nim na ulicy a tamtemu sekunde wcześniej nie udało się dorwać innego psa czy kota, który zdążył do okienka w piwnicy czy czegoś takiego. Wielu właścicieli tych psów wręcz uczy je agresji (z elementami psich walk włącznie) i są w Polsce praktycznie bezkarni. Jest to w sądach rozpatrywane jako "nieostrożność ze zwierzęciem" - najwyższy wymiar kary 250 zł mandatu. Najskuteczniejsza broń - amerykański rewolwer 44-40 albo 45 i amunicja śrutowa (ślepy nie jest w stanie spudłować) ale to kwestia zezwoleń, itd. itp. zejdźmy na ziemie! Lakier ... bez przesady pies to nie panienka bojąca się o fryz ... lakier + zapalniczka a najlepiej miotacz ognia ale to kolejny absurd. Jeżeli chodzi o gazy jest specjalny gaz do obrony przeciw psom "antidog" lub "antihund" raczej mało szkodliwy dla człowieka, dla psa bardzo bolesny/nieprzyjemny w przypadku większości psów spowoduje ból, czasem biegunkę w rzadkich przypadkach (gdy trafimy dużą ilością do pyska) nawet chwilowe zesztywnienie. Celuje sie w miarę możliwości w pysk psa, ale skuteczne też okazuje się opryskanie grzbietu i boków własnego psa gdy szamotanina jest zbyt ostra, żeby trafić dokładnie (co agresor próbuje ugryźć to bierze w pysk tenże gaz). Po takim zajściu trzeba dać naszemu psu jeszcze conajmniej kwadrans spaceru, gdy użyliśmy dużo gazu wskazana bywa kąpiel. Niestety jest jedno ale: gaz nie działa na psy do walk, gdy już rozpoczną walkę ... wtedy jest za późno. Na "buldożery" masz szanse jeżeli uderzysz pierwszy i to na tyle skutecznie, że nie musisz powtarzać! Jak już jest w amoku to za późno! No i w tej ostatniej sytuacji niestety jest "po ptokach" jak już bestia dorwie kłami naszego przyjaciela to są dwie szkoły: 1) udawać fachowca odciągać za tylnie nogi pozwalając bestii zabić naszego przyjaciela a potam pogryźć i nas 2) za wszelką cene ratować naszego przyjaciela wykorzystując śmiertelnośc agresora - potrzebny jest do tego masywny nóż o ostrzu powyżej 10-12 cm ale nie dłuższym niż 15 cm. Nie może to być blaszka typu nóż do chleba tylko masywne ostrze, niekoniecznie szerokie. Polecam wyprawę do desy/na targ staroci i zapoznanie się z polskim "kordzikiem lotniczym" (ten typ ostrza - sztylet, dawna finka a nie żadne katany, maczety, scyzoryki itp.) To ma być broń do DŹGANIA. Wykorzystujecie śmiertelność wora mięsa! To, że ma tętnice, płuca, narządy wewnętrzne. Do tego musicie się przebić przez mięśnie szkieletowe. Opór wydaje się niesamowity, masz wrażenie, że nie da się, że nic nie idzie ale po zajściu dopiero zobaczysz na nożu resztki tego, co jednak osiągniąłeś. (pseudo)Właściciel udaje, że nie jego pies, bo myśli, że bydlak wygra a to bezmyslny właściciel musi się bać o życie swojego psa! (W moim przypadku obserwował przez okno sucesy swojego pupila - udaje, że go nie ma ale odczuwa perwersyjną satysfakcje, że to jego bestia zabija!) Gdzie atakować: odradzam górne odcinki kręgosłupa agresora - trudny cios. Można ostrzegawczo dźgnąć w kark gdy bydle jest zajęte zagryzaniem przyjaciela ale to tylko ostatnie ostrzeżenie dla ludzkiego bydlaka. Potem celuj tak by zabić - jako, że nie jesteś mordercą i tak nie zabijesz (tak łatwo) ale masz szansę obezwładnić zwierze albo zmusić właściciela do odciągnięcia bestii. Polecam od tyłu w podbrzusze. Wążna zasada: każdy cios powinien w momencie wchodzenia w ciało psa łączyć się z obrotem nadgarstka (by nóż się nie zaklinował, nie zassał). Trzeba być gotowym na to, że bestia się obróci - dźgaj tak by móc w razie czego przywalić bestię swoim ciężarem, unieruchomić kark i dokończyć egzekucję. (a przenajmniej odskoczyć i dać psu "do spróbowania żelazo") Np. na zgiętych kolanach podchodzisz od tyłu ale nieco z boku. Ciosy zadawaj od dołu, nie prostując do końca ręki i natychmiastowe cofnięcie noża - gdy bestia spróbuje się obrócić w Twoją stronę możesz tylko wyprostować rękę - ostrze jest w oku i po horrorze. Bestia obraca się w drugą stronę - odsłania nam cały bok - możemy przywalić naszą masą i odpowiednio ciosy w oczy, uszy albo podgradle - taka brudna jatka. Wyjaśnienie dla wrażliwych: może i pies nie jest winny ale pies jest tylko zabawką, narzędziem sadysty udającego jego własciciela - tacy "ludzie" mają bestie by czerpać przyjemność ze strachu jaki wzbudzają lub z cierpień jakie zadają przy użyciu swojej zabawki. Chodzi o odwrócenie sytuacji - o to, żeby oni się bali - wtedy odciągną psa. Ważne, aby w otoczeniu wiedziano, że jesteś gotowy wykonać egzekucje w obronie swojego psa - niech się Ciebie boją to nie dopuszczą do zajścia. Następnym krokiem po zajściu jest natychmiastowe zawiadomienie organów ścigania i doprowadzenie do sprawy sądowej. Wyrok jest śmiesznie niski (250 zł max) i jest to traktowane jako wykroczenie ale jednocześnie jest on furtką do procesu cywilnego. Skoro sąd grodzki uznał winę własciciela agresora to w sprawie cywilnej łatwiej dochodzić zwrotu kosztów leczenia naszego pupila. Na samym końcu odniosę się do paralizatorów - teoretycznie mogą i zabić psa ale 1) to broń wyjątkowo bliskiego zasięgu 2) prąd powoduje skurcz mięśni (zaciśnięcie szczęki na nas albo na naszym przyjacielu) z podobnego powodu odradzam też ciosy nożem w kręgosłup - nawet jeśli będą skuteczne (jeśli jesteś zawodowym rzeźnikiem w co watpie) to grożą czymś takim. Może jeśli masz siekiere i odrąbiesz łeb hydrze ... ale zejdźmy na ziemie. Skoro taki temat powstał to dlatego, że my - słabsi potrzebujemy sposobów przeciw grupce zwyrodnialców niewłaściwie używającej siły swoich psów. Na burka od nogawki starcza antidog - spryskać i nie ma jatki, na buldożera potrzebujesz inżynierii zastraszenia jego własciciela - walczysz z debilem, który przez przypadek zamiast basebala używa bestii. Niestety polski prawodawca nie umie zrozumieć, ze takie zwierze to conajmniej "dual purpose technology" (narzędzie mogące być bronią) o ile nie broń ... i póki to się nie zmieni psy będą cierpieć.
  12. [quote name='Giovanka']Udowodnienie, to chyba bedzie wystawianie ogłoszeń o treści " istnieje możwiość sprzedania na karmę", lub chociażby głoszeń w dziale karmówka na sprzedaż ...:???:[/QUOTE] Nie to bedzie dopiero poszlaka. Dowieść musisz, że 1)osoba sprzedała 2)srzedała świadomie na karmę Tylko uwaga! nie wiem czy stosują się do was przepisy o prowokacji i zakupie kontrolowanym ... kupując z takiej lewizny możecie się łatwo wpędzić w kłopoty. No chyba, że ... potraktujecie to tak jak klient, który nie dostał paragonu -do 150 zł mandatu dla sprzedawcy, jeśli klient doniesie ... może jest podobny przepis nie prościej doczepić się samej sprzedaży, a "klientów" łapac osobno za podejrzenie znecania się (masowe ilości zakupowanych zwierząt a nie jest handlarzem) problem w tym, że ustawa o ochronie zwierząt na to zezwala (swoją bublowatością)
  13. Dobre pytania ... tak myślę, że mówią nie tylko czy przyjąć (zaprosić, przygarnąć, kupić) psinę ale równiez to jakaś forma podpowiedzi jakiego psa dokoptować do rodziny. Mam mieszańca, ale nim go wzięliśmy z azylu poznałem się z wieloma psami różnych ras - i przekonały mnie sznaucery i teriery ... biorąc Czorta myślałem, że to ich mieszaniec - okazał sie wyjątkowy, no ale dogadaliśmy się już przez siatkę ;) Myślę że tyle osób zareaguje, ile będzie próbowało odpowiedzieć, na te pytania ... gdyby dało się je polaczyć z informacją - który rodzaj psa jest dla odpowiadającego najbardziej odpowiedni ... to mogłoby mieć szanse
  14. Witam też miałem podobną historię - na mojego psa napadł dog kanaryjski, a właściciel oglądał zajście przez szybę zakładu ... miał kino. Jego pies bez ostrzeżenia wyskoczył zza samochodu, gdy przechodziliśmy przez ulice i zaatakował Czorta. Mój Czort, szedł na smyczy, taki mały kundelek, usiłował się schować za nas, w tym czasie odruchowo potraktowałem tamtego psa gazem, - bez skutku. W końcu dopadł Czorta gdy matka porwała go na ręce, na szczęście nie za kark, tylko za nogę (złamanie w 3 miejscach, z przemieszczeniem) nie dało się tamtego psa odciągnąć. Właściciel wyszedł dopiero, gdy wycięgnąłem nóż i zacząłem dźgać tamtą bestię w podbrzusze - oczywiście odciągał oburzony, że jego pieskowi dzieje się krzywda. Gdy zacząłem dzwonić na policję, wyrwał mi telefon, że już wiezie nas do kliniki i wpakował z pracownicą do samochodu. Ta chciała nas wywieźć nie wiadomo gdzie, nie chciała podać danych własciciela psa itp. W końu znalazłem na nią sposób, Czort trafił na operację a my w nocy dokończylismy zgłoszenie na straży miejskiej. Nastepnego dnia spotkaliśmy się z pierwszymi pogróżkami, gdy przyjechaliśmy po zaświadczenie o szczepieniu tamtego psa (po zajściu okazało się, że ja tez mam ranę na ręce) - dostaliśmy zaświadczenie o szczepieniu ... bez pieczątki. Katowicka Straż miejska na szczęście skierowała sprawe do sądu, - facet dobrowolnie poddał się karze (mandat 250 zł). Ten mandat oznacza przyznanie się do winy, dzięki temu łatwiej dochodzić sie w procesie cywilnym kosztów leczenia psa. Oczywiście polubowne załatwienie sprawy okazało się niemożliwe - leczenie i rechabilitacja Czorta to kilka tysięcy złotych, a i tak nie odzyska sprawności. Facet rzecz jasna się migał, po iluś telefonach przysłał z częścią pieniędzy mlodych byczków zachowujących się w sposób sugerujacy chuliganów. Popisywał się też kogo on to nie zna (nie wiem ile w tym prawdy a ile straszenia mnie, żebym odpuścił). Więc stwierdziliśmy, że najlepiej sprawę dać do adwokata. Podobnie, jeśli straż miejska/policja kieruje sprawę do sądu grodzkiego o wykroczenie mamy prawo być oskarżycielem posiłkowym - niby nic to nie daje, ale mamy wgląd do akt - to już daje możliwości - warto skorzystać z tego prawa tuż przed posiedzeniem/rozprawą (to był mój błąd bo gdybym znał zeznania właściciela tamtego bydlaka przed posiedzeniem to bym próbował walczyć by nie uznano tego za nieostrożność ze zwierzętami tylko jakiś inny paragraf - wszak to było zdarzenie nieco inne niż wypadek) Orzecznictwo w polsce jest takie, że można żądać tylko pokrycia kosztów leczenia psa (+zwrotu kosztów adwokata, rozprawy itp.) A jak ktoś puszcza psa, bo sobie poradzi, to nie ma sensu ryzykować i użerać się z takim osobnikiem, lepiej szybko założyć sprawę u adwokata - Pogróżki się kończą, bo gdy jest udokumentowane, że jest spór (to kwestia sprawy adwokackiej) to nie chca takie łachmyty ryzykować. Cokolwiek się stanie ich pierwszych by sprawdzili bo maja motyw - dlatego nie ma co sie dać zastraszać. Nie płaca grzecznie od razu to do adwokata. Wówczas kto inny musi załatwiać część, powiedzmy, nieprzyjemną. Jak dojdzie do rozprawy i wygramy - podobnie: to komornik może iść za nas - właściwie nie musimy już w życiu oglądać gęby takowego pseudowłaściciela, ani się narażać. Nie ma nic do rzeczy fakt, że tamten facet (który miał kino gdy mój pies był gryziony) ma kilka takich spraw w miesiącu, i to już jego kolejny pies mordujący inne. (zrobiłem małe rozeznanie i... tylko pare lat temu ktoś też się odważył zgłosić sprawę na policję, reszta była wycofywana) Jedyne co można robić to nagłaśniac sprawę - ważne, żeby wszyscy w okolicy wiedzieli co to za typ - jedyna szansa to jakaś forma ostracyzmu społecznego. No i kolejna kwestia - jak temu zapobiegać? Polskie prawo na to pozwala - mało tego Janik sprytnie podmienił rozporządzenia rady ministrów i obecnie wolno trzymać psy ras groźnych bez żadnych zezwoleń - pies morderca to jedyna legalna broń. Każdemu, kto posiada psa, lub małe dzieci (część bestii też je atakuje) doradzam zaopatrzenie się w gaz, i mocny nóż. Gazem atakujesz psa zanim dopadnie, ewentualnie rozdzielasz walczące mniejsze psy. A jak się wczepi to najprawdopodobniej gaz już nie pomoże ... niestety to walka o życie naszego psa, naszego dziecka - trzeba [b]usunąć[/b] zagrożenie. i jeszcze taka rada - niech wszyscy wokoło myślą, że jesteś w stanie zabić w obronie tych, których kochasz - nie musisz mieć broni, ważne, by plotka mówiła, że masz, nie musisz zrobić astowi krzywdy - ważne by jego właściciel bał się, że mu go zastrzelisz, posiekasz czy cokolwiek innego. Bo skoro zdażają się nieodpowiedzialni pseudoopiekunowie psów trzeba do nich tym samym argumentem ... 'a bo fajnie jest se pozabijać' To już prawie rok od wypadku a nadal wspomnienie wywołuje straszne emocje ... znam też (dużo więcej) odpowiedzialnych właścicieli takich psów, sa bardzo różni, jak to ludzie. Niemniej ta mała grupka zwyrodnialców stanowi zagrożenie. I to właśnie z ich powodu trzeba myśleć o sposobach obrony. Skoro w polsce bandziory są chronione przez prawo, my musimy się bronić sami (tak jak umiemy). Bo inaczej, kto z nas uniknie zagryzienia, doczeka czasów, gdy nie będzie można chodować żadnego psa - te nieszczęścia doprowadzą w końcu do takiego zakazu - ucierpimy wszyscy za bierność wobec garstki nieodpowiedzialnych pseudowłaścicieli.
  15. dodatkowy namiocik to raczej kiepski pomysł, chyba, że tworzy się zwartą konstrukcję z kilku namiotów. Z braku przedsionka, można użyć 2 sznurków od namiotu do śledzi/patyków w ziemii/czegokolwiek, na takich napiętych linkach przypinamy dowolną płachtę - jak jadę z namiotem bez przedsionka stosuję pałatkę. Generalinie Czort śpi w środku w namiocie. Pomysł z linką do śledzia został zrewidowany, jak okazało się, że albo przegryzie linkę, albo namiot traci śledzia. Generalnie odradzam trzymanie psa w przedsionku - to swietne miejsce na miskę, nie na psiaka. Pies w środku śpi ze stadem - to świetny sposób by zaczął postrzegać że jest z nami, a do śpiwora nie trzeba go wpuszczać, lepiej dać mu jeszcze jeden karimat, jakiś koc ... a co do błota przy wejściu ręcznik - to jest do rozwiązania. W końcu pies też może nauczyć się namiotowych zachowań. Wiele zależy też od typu namiotu - w tych typu iglo jest całkiem wygodnie, tylko trzeba pamiętać, żeby zamki nie łączyły się na dole (w zasięgu psiego nosa, czy łapy) bo sobie piesek wyjdzie. W namiotach zapinanych na dole (np dawny mikrus) niestety pies sobie wchodzi i wychodzi sam. Linka do śledzia mu w tym tylko pomaga. I jedna dość nieprzyjemna kwestia campingowa - właściciele takich miejsc miewają psy - te uważają często całe pole namiotowe za swój teren - konflikt wisi w powietrzu. Podobnym problemem bywają inne psy - potrafią podkradać jedzenie ... jednym słowem trzeba być przygotowanym na rozwiązywanie takich konfliktów. P.S. ten pomysł z linka do paska wygląda ciekawie, muszę przetestować. Na razie tylko przypinam smycz do paska, żeby mieć wolne ręce
×
×
  • Create New...