Jump to content
Dogomania

CELTIC

Members
  • Posts

    16
  • Joined

  • Last visited

CELTIC's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. [B]dwbem [/B]tylko kwestia - ile tych prawdziwych hodowców jest? Jakieś badania obowiązkowe są (czyli jednak coś przeoczyłam), ale ile hodowców poda dla ogółu wynik, który automatycznie oznacza, że pies nie powinien być rozmnażany? Odwiedziłam już kilkanaście stron różnych hodowli, różnych ras i jeśli badania były - to najczęściej stawy oczywiście A, wszystko cacy. Tylko takie wyniki podane dla mnie na stronie, nic nie znaczą. Jeśli po wysłaniu maila z zapytaniem o skan wyników otrzymałabym odpowiedź negatywną - dla mnie sprawa jest jasna. W Internecie można wymyślać bajki niesamowite i wciskać je jako prawdę, bo rzadko kto jest w stanie je zweryfikować. Taki skan to już jednak jakiś dowód, potwierdzenie. Na razie nie mam potrzeby, aby pisać do hodowców, bo do psa jeszcze daleka droga, ale na prawdę jestem niezmiernie ciekawa ilu hodowców, by takie skany przesłało. Co do kwestii finansowych - jeśli ktoś rozpatruje hodowlę pod względem zarobku, to w żadnym wypadku hodowcą nazwać go nie można. W mojej opinii hodowca to ktoś kto w swą pracę wkłada przede wszystkim swoje serce, a hodowlę traktuje jako prawdziwą pasję, a nie biznes. Gdy jakaś osoba liczy tylko ile na miocie zarobi, wówczas nazwanie go hodowcą to gruba przesada. ;)
  2. Bo prawda jest taka, że w naszym kraju tematy niewygodne zamiata się pod dywan bądź upublicznia małej grupce osób, które tak czy siak naszą decyzję zrozumieją i jeszcze przyklasną. Regulamin ZKwP nie narzuca hodowcom obowiązku wykonania takich i takich badań, a następnie podania ich "szerszej publiczności" (np. strona www, facebook itp.). Jeśli człowiek czegoś nie musi robić, to tego po prostu nie robi - bo po co ma tracić kasę, czas? Zapewne takim tokiem myślenia podążają niektórzy z hodowców. Jestem ciekawa ile hodowców na maila z zapytaniem o skany badań na taką i taką chorobę, osobie zainteresowanej przesłałyby je. Aż korci, aby taki test przeprowadzić. ;) Jeśli nikt nie zacznie na ten temat mówić, wszyscy będą siedzieć cicho, to ten proceder będzie trwał nadal. Skoro nikt się nie odzywa, to nikt nie wie - i jest OK. Także powolutku trzeba zacząć na ten temat rozmawiać, bo osoby zupełnie szare w temacie mogą się mocno naciąć i później zamiast na szczenię z ZK, zdecydują się na jakiegoś czworonoga z pseudo. Znam kilka, o ile nie kilkanaście osób, które po szybkim odejściu pupila na pewno nie kupiłyby następnego psa z tego samego "źródła". Doświadczenie nauczyło je, że psy z takiego, a takiego miejsca odchodzą szybko, więc po prostu boją się ponownie kupić malucha, który również miał być zdrowy, ale coś "nie wyszło".
  3. Niestety czasami chęć pomagania wyrasta poza możliwości finansowe, psychiczne i fizyczne. Wówczas dochodzi do tego typu sytuacji. Z pewnością psy powinny zostać odebrane, a dla tej pani najlepszym rozwiązaniem byłaby jakaś terapia. Żeby ktoś wbił jej do głowy, że w ten sposób nie pomaga. Program o zbieraniu zwierząt pod pretekstem pomagania można było oglądać na stacji TLC, na Animal Planet również ta kwestia jest poruszana (nawet w programach pobocznych np. "Policja dla zwierząt..."). ;) I jeśli ktoś zada mi pytanie czy jest mi tego typu ludzi żal, szczerze mówiąc odpowiem nie. Człowiek (przynajmniej w teorii) jest istotą, która potrafi mniej, więcej przewidzieć skutki swoich działań. Jeśli ktoś zdobędzie, z jakiegokolwiek źródła, samca i samicę jakiegokolwiek gatunku, będzie je trzymał np. w jednej klatce to logicznym jest iż narodzą się młode. W przypadku, gdy dana osoba nie myśli tym trybem, to jest coś nie halo. Nie winię już tego konkretnego człowieka, ale jeśli już TVN wie o sprawie, to kurcze ktoś powinien temu człowiekowi pomóc - nie dając pieniądze na psy, bo to pomoc chwilowa, ale zabrać go do psychologa, terapeuty (nie wiem jaki konkretny specjalista się zajmuje tego typu zaburzeniami). :roll:
  4. Też miałam na głowie sąsiadów pseudo-dokarmiaczy... U nich wszystko co zostało po posiłku było idealnym pożywieniem dla biednych, głodnych zwierzątek. :roll: Tłumaczenie, że kości nie nadają się na obiad dla psa czy kota do nich nie trafiało. Zrozumieli dopiero, że resztek przez okno się nie wyrzuca, gdy musieli zapłacić za leczenie psa, który zjadł część wyrzuconych przez nich kości. Od tamtego momentu żaden śmieć z ich mieszkania na osiedlowe tereny nie wyleciał. Niestety takie mamy teraz czasy, że do ludzi najbardziej przemawiają pieniądze. Prawo przestają naginać dopiero w chwili, gdy da im to po kieszeni. A z gatunku "ja wiem lepiej". Miałam też sąsiadkę, starszą babkę, która miała labradora. O dziwo pies był w miarę ogarnięty, nie rzucał się na inne psy, ludzi, spokojnie można było spuścić go ze smyczy. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że pies chodził na cienkiej obroży, która przy ciągnięciu na smyczy (niestety nie potrafił chodzić przy nodze...) sprawiała, że labek dyszał jak parowóz. Raz udało mi się ją zaczepić na spacerze z psem. Wyjaśniłam dlaczego tak się "czepiam" tej obroży... Na to ona do mnie opryskliwym tonem, że jak to ja tak śmiem jej zwracać uwagę o takie g.wno, że ja sama g.wno wiem, bo to ona wie co dla jej pieseczka jest najlepsze. Dopiero, gdy całe osiedle huczało, że ona próbuje udusić swojego psa (kilka razy z tego powodu odwiedziła ją SM :diabloti:) zakupiła mu grubszą obrożę...
  5. [B]Sybel [/B]- PaulinaBemol ma rację. Gdy z TŻtem próbowaliśmy przemówić jego rodzicom do rozsądku nie poskutkowało. Twierdzili, że my jeszcze mało o życiu wiemy, a ich pieseczek jest do rany przyłóż. Po dłuższej rozmowie z behawiorystą zmienili swoje twierdzenia, zabrali się do roboty. Pomagaliśmy im ile mogliśmy. Poprawienie charakteru Dino było pracą zespołową. :-) Podobna sytuacja miała miejsce, kiedy z TŻtem mówiliśmy o tym, że Dino jest za stary na całodzienne przebywanie na dworze, szczególnie w mroźne zimy. Pomógł dopiero opieprz od weterynarza. Po prostu w większości przypadków rodzicom czy teściom najbardziej do głowy wbiją się słowa specjalisty, ogólnie rzecz biorąc osoby obcej, aniżeli kogoś z rodziny.
  6. Jeśli właścicielka miała możliwość zapłacenia za eutanazję, a tego nie poczyniła to cóż... Dla mnie jest to ewidentnym ukazaniem jej "miłości" do czworonoga. Zastanawia mnie w jaki sposób P. Urszula zostanie ukarana. Bo samo odebranie czworonoga to według mnie za mało. Cóż za problem udać się do jakiejś pseudo i kupić kolejnego pieseczka? :roll: Inaczej sytuacja wyglądałaby w momencie, gdyby P. Urszula przeszła solidny, dobry kurs z zakresu psiej behawiorystyki i do zakupu kolejnego czworonoga podeszłaby poważniej. Wie ktoś czy P. Urszula poniosła jakieś kary finansowe? Możliwe, że kulka była dla Tajfuna lepszym rozwiązaniem niż humanitarne uśpienie. Jednak w tym momencie możemy tylko gdybać, bo całą sprawę znamy z mediów bądź (niezbyt wiarygodnych) wypowiedzi P. Urszuli. Myślę, że w tym momencie wszelkie analizy, rozważania na temat Tajfuna są zbędne. Ważniejszy jest fakt jakie kroki zostaną poczynione wobec właścicielki. We wszystkich artykułach, które czytałam o tej sprawie, nie było nawet fragmentu o karze dla niej. Ponadto - gdyby mój pies kogoś ugryzł, a nie byłaby to sytuacja "krytyczna" sama zaproponowałabym sfinansowanie kosztów leczenia, szycia itp. Oczywiście nie zrekompensuje to nieodzyskania pełnej sprawności ruchowej, ale jest to chociaż pomoc minimalna. I obojętnie czy mój pies jest mały czy duży, to kurcze, odpowiadam za niego. I [B]moim[/B] zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa jemu, a przede wszystkim otoczeniu. Jeśli wiem, że pies potrafi mieć jazdy - na mordzie ma obowiązkowo kaganiec, jeśli wiem, że nie jest odwoływalny - nie spuszczam go ze smyczy/linki. Nie potrafię pojąć dlaczego dla niektórych jest to tak trudne do zrozumienia... :shake: [B]Sybel[/B] myślę, że musisz w tej sytuacji postawić teściom ultimatum. Obecnie własnego dziecka nie mam, ale często opiekuję się kuzynostwem, czasami spędzam z nimi weekend u rodziców TŻta. Również posiadają psa (14 letni, pies - ok. 30kg), który przez większość życia spędził na łańcuchu, więc "teściowie" kompletnie nie przyłożyli się do jego wychowania. Na ten moment musi przebywać w domu, bo na dwór jest już za stary. Gdy ostatnio byłam u nich z 5-letnim kuzynem, pies wystartował do Małego. Zapowiedziałam, że nie przyjadę już do nim z żadnym dzieckiem jeśli ich pies nie zostanie ogarnięty. Pomogliśmy z TŻtem znaleźć dobrego behawiorystę, zaproponowaliśmy pomoc w sfinansowaniu szkolenia... Aktualnie przy Dino w domu może być dziecko. On się nie zbliża, zachowuje pewną odległość w stosunku do malucha, "skromnie" CSuje. Mamy chociaż taką pewność, że bez warczenia do dziecka nie wystartuje. ;) To nie jest szczyt marzeń w kontaktach na linii dziecko-pies, ale jest bezpiecznie, to najważniejsze.
  7. Również uważam, że w pewnych sytuacjach pies ma prawo ugryźć. Pomijam fakt, że nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy ktoś po prostu zaczyna bić mojego psa. Na całe szczęście nigdy nic takiego mi się nie przytrafiło i mam nadzieję, że nigdy nie znajdę się w takiej sytuacji. Miałam u siebie psa, który nie tolerował głaskania "od tyłu". Potrafił wówczas (w najgorszym wypadku) lekko chwycić zębami, więc w miejscach, gdzie ludzi było już na prawdę dużo - obowiązkowo miał kaganiec na mordzie. I nie było usprawiedliwienia, że w domu piesek jest OK. Jeśli ugryzłby kogoś "na serio", z agresją, sama poszłabym go uśpić. Oczywiście, że ciężko byłoby taką decyzję, ale w takim momencie trzeba zachować przede wszystkim rozsądek, po takim ataku nie mogę mieć pewności, że pies nie zaatakuje mnie bądź mojej rodziny. ;) Natomiast sprawa Tajfuna od początku była bardzo zawiła. Na początku mogliśmy polegać tylko i wyłącznie na opisach P. Urszuli, które jak się okazało - były w większości wyssane z palca. Później do Polski dotarły wiadomości o zachowaniu psa, filmiki z jego udziałem. W tym momencie nie można było co rozmyślać czy pieska da się naprostować czy też nie. Z resztą - kto by się tego podjął, kto by za to płacił? Właścicielka twierdziła, że pies jest "idealny", więc wydanie jej tego psa tylko pogorszyłoby jego sytuację. Jedyne co mi się w tej sprawie nie podoba to sposób zabicia psa. Mogli to chociaż zrobić humanitarnie, a nie załatwiać sprawę kulką. Szkoda, że pies ucierpiał na głupocie właścicielki. Ale może tego typu historie nauczą co po niektórych chociażby tego, że rasy nie wybiera się pod wpływem idealnie wyreżyserowanego filmu... :shake:
  8. Z tą rasowością - ile ludzi, tyle opinii. Podejrzewam, że dopóki będą trwać pseudo-stowarzyszenia, różne opinie na ten temat będą krążyć. Sama twierdzę iż trzeba ludziom wpajać iż rasowe psy są tylko w ZKwP i nigdzie indziej. Mimo iż w ZK idealnie nie jest. Sytuacji owczarków od dłuższego czasu staram się przyglądać. Wprawdzie nie jestem ze wszystkim na bieżąco, ale sytuację ogólną znam, więc się wypowiem. Hodowli owczarków niemieckich w Polsce jest po prostu mnóstwo, jednak ile z nich jest na prawdę wartych uwagi? To z kolei zależy co dla kogoś znaczy pojęcie "dobra hodowla". Dobrą hodowlą jest dla mnie hodowla, która prawidłowo odżywia swoje psy, szczeniętom zapewnia dobrą socjalizację (co nie znaczy, że musi być położona w centrum dużego miasta), psy są przebadane i robią coś więcej aniżeli wylegiwanie się na kanapie bądź siedzenie w kojcu. Jeśli kiedyś w końcu będę mogła sobie pozwolić na czworonoga (którym na pewno będzie ON) - z pewnością będę celować w hodowle użytkowe. Dla mnie różnica pomiędzy eksterierem, a użytkiem jest w tym przypadku ogromna. Nie tylko jeśli chodzi o wygląd, ale także charakter i nakręcenie na człowieka. A w mojej opinii ON powinien być przede wszystkim nakręcony na pracę ze swoim człowiekiem. Nie miałam okazji jeszcze widzieć eksteriera, który to nakręcenie posiadałby na zadowalającym poziomie. Mówię tu głównie o wystawach - psy-kaleki, rzucające się na siebie i mające w d.pie wrzeszczących właścicieli bądź handlerów. Jasne, że wszystko zależy w tym momencie od współpracy na linii czworonóg-człowiek, jednakże inaczej pracuje się z psem, który ma cię głęboko, a inaczej z takim, który świata poza człowiekiem nie widzi. Zapewne niektórzy się ze mną nie zgodzą, ale takie jest moje zdanie na ten temat. ;)
  9. Znałam psa, który na widok smaków bądź klikera, bądź też innych narzędzi do metod pozytywnych, dostawał głupawki, której ogarnąć się nie dało. Jego właściciele chodzili do różnych fachowców, żaden nie potrafił go ogarnąć metodami pozytywnymi. Trochę popracowali z nim na kolcach i pies zmienił się całkowicie. Kiedy widzi kliker, smaki itd., już nie biega po ścianach, nauczył się w tym momencie wyciszyć (aczkolwiek ogon mu chodzi w tą i we w tą). Więc nie można mówić, że kolce to zło, a każdy kto ich używa jest niespełna rozumu i tym podobne historie. ;) Natomiast w sytuacji, gdy pies biegnie przy rowerze - kolce są całkowicie nie na miejscu. Jeśli ktoś decyduje się na psa przy rowerze to znaczy, że ten pies jest w 100% ogarnięty i nie zareaguje na wyskakującego burka, bądź inną tego typu sytuację. Kolce w trakcie biegu przy rowerze stwarzają realne zagrożenie przede wszystkim dla psa, a nie dla człowieka. Różne sytuacje się na drogach zdarzają, mnie raz prawie auto potrąciło, gdy przechodziłam na zielonym świetle po pasach. Też się tego nie spodziewałam, ale wydarzyło się. Wcale nie potrzeba meteorytu. [B] Amber[/B] czytałam już Twoje posty nie raz i nie dwa. W większości przypadków się z Tobą zgadzałam. W obecnym momencie, sorry, ale wyglądasz mi na leniwą babkę, której nie chce się pracować nad charakterem psa, więc zakładasz mu kolce i git majonez, bo pies nikogo nie użre, nie wyskoczy itp. Bądź też zasłaniasz się rasą. Kilka dobermanów miałam okazję poznać, w tym pełnojajeczne samce. Niektóre z nich kolczatki nie widziały nigdy, natomiast większość miała ją na szyi przez dość krótki okres czasu. Więc proponuję zabierz Jarka, pracuj z nim, a nie zasłaniasz się rasą, płcią, pochodzeniem i czym tam jeszcze Ci przyjdzie do głowy. Natomiast jedynym słowem, jakim mogę skomentować wywlekanie czyjegoś wyglądu i naśmiewanie się z niego... Chamstwo. Cofnijcie się ludzie do przedszkola, bo na tym poziomie edukacji uczy się szacunku do innych. :roll:
  10. Przecież test pedigree i encyklopedie tak dobrze podpowiadają... :cool3:
  11. [B]Kataszo[/B] ja widziałam bostony w przedziale cenowym 2 500 - 3 500zł. ;) [B]Wari[/B], a co sądzicie o [U]bokserze[/U]? Kocha całą rodzinę, do obcych może odnosić się z rezerwą, ale to zależy od konkretnego osobnika i jego socjalizacji. Chętnie pracuje, szybko się uczy. Aczkolwiek są to wieczne szczenięta, psy z ogromną ilością energii i psią wersją ADHD. Dobre nastawienie do obcych ludzi czy też czworonogów to już nie tyle kwestia rasy, co wychowania. Jeśli nie zawalicie tego fragmentu to większość psów bez problemu dogada się z innym człowiekiem bądź futrem (wiadomo, że np. CAO będzie mniej ufny w stosunku do obcego aniżeli BC). Nie wiem, jak wygląda kwestia sierści. Boksery jednak się ślinią. Jedne mniej, drugie bardziej - zależy. Są to psy lubiące ruch, zabawę (jak już wspomniałam - psia wersja ADHD). Trzeba dobrze wybrać hodowlę, jak i rodziców, ponieważ u rasy częstą chorobą są nowotwory wszelakie plus dysplazja, jak u większości ras większych. Osobiście radziłabym najpierw przejechać się do kilku hodowli, żeby poznać dość dużo przedstawicieli rasy, ich rozbieżność w charakterach, aby wiedzieć na 100%, że "to jest to". ;) Wpisz w wujka Google "polski klub boksera" - na ich stronie znajduje się lista polskich hodowli.
  12. Po swoim psie sprzątałam tylko w momencie, gdy spacerowaliśmy po zieleni w centrum miasta, bądź też na osiedlowym trawniku (gdy odwiedzałam mamę). Miałam akurat szczęście i mieszkałam z futrem w domu z ogrodem i tam miał swój kącik, gdzie załatwiał wszystkie potrzeby. Jednak na spacery zawsze woreczki brałam, bo czasami zdarzyło się, że w drodze do "dzikiej" zieleni pies walnął qupę nie tam, gdzie miał. Wówczas sprzątanie po psach było jeszcze większą rzadkością niż obecnie, więc ludzie patrzyli się na mnie, jak wariatkę, a ja później z qupą przez pół kilometra w ręku szłam, aby wyrzucić ją do śmietnika. :evil_lol:
  13. Boksery często nazywane są wiecznymi dziećmi. I ja się z tą opinią zgodzę. Uwielbiają się bawić, no po prostu - dzieci. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z dość częstego występowania nowotworów, przez co pies może żyć krócej. Jeśli bokser załapie, że praca z właścicielem to frajda, z pewnością będzie pracował chętnie. Rodzina jest dla niego całym światem, natomiast z obcymi różnie bywa. Znałam osobniki, które odnosiły się do osób obcych z rezerwą, a także takie które (dosłownie) rzucały się na drugiego człowieka, aby polizać - w sytuacji, gdy tamten człowiek witał się z właścicielem itp. Większość bokserów jest jednak pozytywnie nastawiona do ludzi, co nie oznacza, że w tym zakresie można zawalić socjalizację. ;) Podstawą jest wybór odpowiedniej hodowli ZKwP, najlepiej, aby psy z hodowli były przebadane pod kątem najróżniejszych chorób. Radziłabym się także zapytać o to czy np. pradziadkowie szczeniąt z danego miotu chorowali na nowotwór itd. Tak samo, większość bokserów jakie znam po prostu kocha i wielbi dzieci, szaleją z nimi, a zdarzy się nawet, że "pilnują" i nie spuszczają z nich oka. Jednak zawsze podstawą w kontaktach ze światem zewnętrznym jest prawidłowo przeprowadzona socjalizacja. Skopanie idzie zdecydowanie łatwiej, aniżeli odkręcenie swoich błędów. Oczywiście, że CAO nigdy nie będzie miał takiego temperamentu, jak bokser - po to przecież wymyślono rasy, aby każdy znalazł coś dla siebie. Ważna jest także hodowla, z jakiej pochodzi szczenię. Bo jeśli rodzice szczenięcia mieli charakter taki i taki, to szczenię pewne cechy z obu rodziców pociągnie. Dlatego dobrze przed zakupem psa pojeździć trochę po hodowlach, poznać różne psy, różne charaktery w obrębie jednej rasy, a potem zdecydować się na konkretną hodowlę i skojarzenie. :smile:
  14. Miałam raz okazję podróżować z Woodstkocowcami i była to bardzo miła podróż. Oni grali sobie w karty, spali bądź słuchali muzyki. Dla co po niektórych uciążliwe mogły być ich głośne śmiechy i rozmowy, ale zawsze można było przesiąść się do innego przedziału. Natomiast podróże z kibicami to istna porażka, tym bardziej takimi po procentach. Dlatego jeśli widzę, że pociąg zapełniony kibicami, a nie muszę jechać koniecznie nim to rezygnuję. Bo niezmiernie denerwują mnie race wyrzucane na każdym dworcu. :roll:
×
×
  • Create New...