Jump to content
Dogomania

fragile0987

Members
  • Posts

    33
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by fragile0987

  1. Hej, mam taką sprawę. Jestem posiadaczką 2 samców- 5 letniego sznaucera mini i ok 5 miesięcznego chłopaczka w typie owczarka (znajdek, matka "dzika", szczeniory urodzone gdzieś w krzakach...). Mój sznaucer ogólnie mówiąc za samcami nigdy nie przepadał, zazwyczaj go atakowały, wolał się bawić z suczkami. Młody został wzięty z ulicy, jak się okazało w stanie tragicznym (pokleszczówka, ledwo odratowany). Starszy w pierwszym momencie okazał radosne zainteresowanie, później gdy młodziak (miał wtedy ok. 2 miesiące) był w trakcie leczenia on schodził mu z drogi, nie zaczepiał, nie podchodził. Gdy młody wrócił do formy starszy też jakoś szczególnie nie wykazywał agresji, terytorium (czyli łóżko mamy:P) bronił od początku, miski też, ale wydaje mi się, że to norma. Od początku wspólnie wychodzili na spacery (do tego stopnia, że młody bał się wychodzić sam, przez co zaczęły chodzić oddzielnie przynajmniej na jeden spacer). Teraz maluszek (obecnie ok. 5 miesięcy - zęby dopiero zaczęły wypadać :P ) troszeczkę staruszka przerósł (to sarkazm, przerósł już dawno i to zdecydowanie), i jak wiadomo jest pełny energii, starszy "ustawia go do pionu" trochę powarkując, czy przez niegroźne kąśnięcia. Lecz od wczoraj zauważyłam, że mały podejrzanie "traci" sierść na pycholku, z tej strony, z której zawsze się podstawia do zabawy, ma jedno takie jakby przetarcie, jakby nosił kaganiec czy coś takiego (a nie nosi), a niżej ma już większy "kawałek" bez sierści i trochę leci krew, tak jakby zerwał się strup (niedawno przemyłam wodą utlenioną, bo zakrwawiło się trochę mocniej). Nie wiem co robić, to nie tak, że chłopcy się nie lubią, na podwórku jeden drugiego broni, zachowują się jak bliźniacy, mimo że podobieństwo zerowe. W domu też tak na prawdę nie ma większych problemów, chłopcy najczęściej są w oddzielnych pokojach wtedy, gdy starszemu przychodzi pora na drzemkę, młodziaka też uczymy "pokory" o ile tak to można nazwać, czyli spokojnego zachowywania się w domu. Trochę mnie to przeraża, bo młody wygląda jak 7 nieszczęść, a starszy wygląda na jakiegoś potwora zagryzacza... Co robić?
  2. wczoraj rano Czwartek (tak mial na imie) odszedl... podobno z samego rana obszedl cale podworko, popatrzyl co sie dzieje za bramka, chodzil wyraznie lepiej i wygladal zdrowiej, pozniej znalezli go schowanego (na prawde nie wiem gdzie, z tego co kolezanka opowiadala to ciezko bylo go znalezc, w ogole nie bylo go widac...) i juz martwego... chcialam zauwazyc ze pani weterynarz ok tydzien temu stwierdzila ze pies jest w dobrym stanie ogolnym, zdrowe serce, nerki, pelny zdrowy zoladek, brak guzow, jedynie dysplazja stawow (duzy pies, mix sznaucera ollbrzyma) i niedocznynnosc tarczycy przez co pol jego ciala byla kompletnie wylysiala, skora wygladala jakby miala peknac, widac mu bylo wszystkie kregi w kregoslupie blizej ogona... dala zastrzyki i leki a on ciagle w nocy lezal i stekal, twierdze ze to bylo celowe wykorzystanie rodziny finansowo, bo jak widac zadne leki nie pomogly, a przyjechala na prosbe rodziny by go uspic i ulzyc mu w cierpieniu. widocznie wetka nie uspila go z premedytacja, bo wtedy zapewne ona musialaby cos zrobic ze zwlokami. nie wiem... smutno strasznie, lubilam tego staruszka...Czwartek odszedl w czwartek, w momencie gdy wszyscy domownicy byli w domu... niech spi spokojnie...
  3. [COLOR=#222222][FONT=Times New Roman]witajcie. mojej przyjaciolki pies jest juz strasznie stary, apatyczny, brak siersci od polowy tulowia do ogona, ogolnie wyglada jakby przyszedl juz na niego czas... kilka dni temu przyszla wetka, mysleli o uspieniu bo widac bylo ze sie meczy, stanowczo odmowila mowiac, ze pies jest w dobrej kondycji, zdrowy, jedynie cierpi na niedoczynnosc tarczycy stad taki wyglad itp. ale mnie niepokoi jedno... ciagle lezy i straszliwie jeczy... nie da rady chodzic za duzo wiec zwykle lezy, przechodzac obook niego on stara sie kazdego dotkac chociaz nosem, polizac i patrzy smutnymi oczami i jeczy. wczoraj bedac u kolezanki zauwazylam ze go nie ma, wystraszona pytam sie gdzie pies, nikt nie wiedzial. jej babcia poszla wieczorem z latarka szukac go po calym osiedlu, nigdzie go nie bylo... w nocy podobno znalezli go w stosie drewna opalowego, nie mial jak wyjsc wiec musieli go wyciagnac na sile. myslicie ze on moze "czuc" swoj koniec i temu schowal sie tak zeby nie mogli go znalezc? dodam tylko ze wierze w "nadprzyrodzone" zdolnosci psow, ogolnie w wieksza inteligencje psow (wierze po prostu ze sa znacznie czulsze w odbieraniu bodzcow, bo skoro pies potrafi przeczuc ataki cukrzycowe u czlowieka i wyczuc raka to coz...), ale chcialam opowiedziec historie mojej szczurzynki... wyprowadzilam sie z domu, malenka zostala u mojej mamy, codziennie dostawalam telefon ze to juz koniec, ze wyglada coraz gorzej, ze nie je i nie pije, ze chodzi juz coraz mniej, codziennie czekalam na telefon od mamy ze to koniec... po jakims czasie (ok. miesiaca) zasmialam sie do mamy ze ona moze czeka na mnie i mojego (owczesnego) chlopaka, a jej pana (kochal ja najmocniej, byla tylko jego, on ja wybral, on ja z calej 5 lubil najbardziej). na drugi dzien przyjechalismy w odwiedziny. malenka jakby odzyla, jadla biegala w miare sil, bo jednak starosc to nic przyjemnego... po tygodniu moj facet wyjechal a ja jeszcze zostalam pare dni dluzej. na drugi dzien po jego wyjezdzie odeszla... nie wiem czy na prawde "czekala" na nas zeby sie "pozegnac", ale wiem ze jak mama zobaczyla jej lepsze (moze tylko pozornie) samopoczucie to byla bardzo zdziwiona, a po tygodniu jak gdyby nigdy nic zasnela i sie nie obudzila... slyszalam wlasnie ze niektore psy czujac swoj koniec chca odejsc jak najdalej od domu, zeby nikt nie widzial, gdzie bedzie cisza i spokoj zeby po prostu odejsc. myslicie ze pies mojej kolezanki wlasnie tez szuka swojego spokojnego miejsca zeby odejsc? wiem tylko ze jego jeki jak jest w domu sa przerazajace, potrafi jeczec cala noc... dodam jeszcze ze mieszkaja w domu z ogrodem, bramka zawsze zamknieta, a schowac sie tak na terenie domu ze nikt, kompletnie nikt nie mogl go znalezc...[/FONT][/COLOR]
  4. tak, "żreć" tyczy się zwierząt, ale kto mówi że jego zwierzę żre? ... prawda jest taka, że słowniki były pisane dawno temu, przez jakichś ludzi o jakichś poglądach, też mogłabym napisać swój bo czemu by nie, i tak na dobrą sprawę jedyna ingerencja w słowniki polega na ewentualnym dopisywaniu nowo powstałych / przyjętych słow a nie na zmianie / nadaniu nowych znaczeń poszczególnym wyrazom. ja do swojego mówię "świnko", " łajzo", "padalcu" czasem jak mnie zdenerwuje, bądz jeszcze gorszymi słowami, których na forum nie powinno się używać:P co nie zmienia faktu, że go kocham...
  5. [QUOTE]Czasami tak się może zdarzyć, jestem w stanie to zrozumieć;-)[/QUOTE] ja też, dlatego nie mam nic przeciwko, w innym przypadku dostały by burę :diabloti: ja rozumiem, że czasem można chcieć chwili odpoczynku, ja ze swoim maluchem siedzę 24/h, bez niego praktycznie się nie ruszam bo ma zapędy niszczycielskie jak zostaje sam, nie pamietam już kiedy oboje pojechaliśmy na głupie zakupy (pamiętam, ostatnio jak była u nas siostra z psem to została z dwoma, ale to wypad na czas heh, a tak to jak miał jakieś 3 miesiące...) też mam czasem ochotę wyjść tylko we dwoje, gdzieś, gdziekolwiek, bez psa, ale truuuudno. zdecydowaliśmy się na psa, obowiązek jest głównie mój to nie marudzę tylko uczę go zostawania, a jak chce na spacer po starówce to biorę darmozjada, torebki na kupki i tyle mnie widać... ale na wakacje nie wyobrażam sobie jechać bez psa, z psem na prawdę jest o wiele ciekawiej.
  6. co to znaczy pies rodzinny? ze w rubryce "właściciel" masz wypisane całe drzewo genealogiczne? raczej nie. a jak pies pod opieką twojej mamy kogoś zaatakuje? kto jest za to odpowiedzialny? czy twoja mama zna twojego, tfu waszego psa tak dobrze jak ty będąc z nim na co dzień? potrafi go uspokoić, przywołać do porządku? czy twój pies się słucha twojej mamy jak ciebie? bo po avatarze widzę że mały piesio to nie jest, sama mam 7 miesięcznego psa i wiem jak potrafi być nieprzewidywalny, i moja mama nie wyprowadzi go na spacer bo nie ma takiej siły, wychodzi siostra. a co powiesz o wyjazdach np służbowych? to jest uzasadnione. ale jeżeli jadę na wakacje z całą rodziną (mąż, dzieci) to wezmę i psa i będę szukała takiego miejsca na zatrzymanie się żeby można tam było przebywać z psem. kavala wyjazd mojej mamy to akurat nie widzimisię to wyjazd zorganizowany z pracy, wyjazd obowiązkowy niestety, a żeby miała wybór to na pewno by nie pojechała, a już na pewno bez psa, bierze moją siostrę bo jedno miejsce ma dla osoby towarzyszącej, a w czasach kiedy stanowiska trzeba trzymać się nogami i rękoma innego wyjścia nie ma... poza tym jej pies to mój pies, mój pierwszy pies jakiego miałam, to ja go dostałam na 18 urodziny, to ja jestem zapisana jako pierwszy właściciel w książeczce, to ja go uczyłam wszystkiego co potrafi, dzięki mnie jest jaki jest, moja ciężka trzyletnia praca nad nim, ale niestety jak postanowiłam się wyprowadzić to mama za żadne skarby nie chciała mi go oddać i się z nim rozstać, co nie zmienia faktu, że nadal jest po części mój, więc jak muszę z nim posiedzieć to nie robie z tego wielkiego halo bo to mój pies, a mój drugi pies jest mój i mojego faceta, nie mojej mamy dlatego czasem sumienia nie mam jej prosić o zajęcie się nim wiedząc że nie ma na niego siły.
  7. stroosia83 i mnie się to podoba. biorąc psa trzeba takie rzeczy niestety uwzględniać a nie komukolwiek podrzucać bo się chce wyjechać, rozumiem tylko sytuacje kiedy możliwość wzięcia psa jest niemożliwa (ale nie z widzimisię bo chcę akurat pojechać tam). jak pisałam wcześniej za miesiąc jadę popilnować psa mamy bo chce wyjechać z siostrą na dwa dni, ale na wycieczkę grupową, zorganizowaną, dlatego się zgodziłam.we wrześniu mam dwa wesela, oba niestety w tym samym dniu i oba poza miejskie, i już wiem że na ślub ciotecznej siostry nie pojadę, bo w rodzinnym gronie nawet na takiej imprezie czuję się jak na stypie, zostaje możliwość ślubu znajomych. i też będzie mały problem bo jak mama i siostra zdecydują się na ślub kuzynki jechać, to ja ich psem muszę się zająć, chyba że pojedzie tylko jedna z nich to istnieje możliwość że pójdziemy z moim facetem na ślub znajomych. ale jak nie wyjdzie to nie wyjdzie, rozpaczać nie będę bo z takimi sytuacjami liczyć się trzeba, a psa na pewno nie zostawię na tyle czasu samego w domu, a obcych ludzi o zaglądanie do niego też nie będę prosić bo dla mnie to czysta głupota. wakacje? jest tyle miejsc i na mazurach i nad morzem i w gorach gdzie można spokojnie zabrać psa i nie widzę tu żadnego problemu, jak się uprzesz to i samolotem z psem polecisz bo to w tych czasach też nie problem...
  8. elves, do licha kto ma do ciebie o to pretensje? właśnie widać komu bardziej przeszkadza wyrażanie swoich opinii na temat nazewnictwa psiej śmierci... chyba na forum ja mam prawo i wielu innych mających zdanie takie lub podobne jak moje oraz ci o odmiennym mówić o swoich odczuciach i poglądach czyż nie? i tu nie chodzi o słownikową poprawność stwierdzeń tylko o odczucia ludzi opiekujących się swoimi psami na tą właśnie kwestię. i widzę, że bardziej narażone na krytykę są osoby dla których zwierzęta umierają, bo reszta którym się takie nazewnictwo nie podoba będą dawać przykłady ze słownika i pokazywać jaka to wielka różnica. żeby każdy mówiłby zgodnie ze słownikiem to nikt by nie powiedział że pies się "zesrał" albo się "nażarł" albo dostał "żarcie"... lekarz też ci powie, że nastąpił zgon, a nie że człowiek umarł... jeszcze raz powtarzam, że mi nie chodzi o poprawność słownikową ale o poprawność indywidualną.
  9. Kochani, rozumiem, że niektórym nie chce się czytać całości tekstu, wyciągać wniosków, czytać z uwagą, ale skoro napisałam słowo poprawność w cudzysłowie to chyba coś znaczy prawda? Dla mnie poprawnie = z szacunkiem, choć tyle razy było tu wałkowane, że nawet kochając i szanując psa można mówić, że zdechł. ok, spoko mówcie jak chcecie, DLA MNIE poprawnie jest umarł, padł, odszedł, zszedł, dla was nie musi. i nikomu nie narzucam MOJEJ POPRAWNOŚCI JĘZYKOWEJ. dla jednych poprawnie jest mówić "kołdra" dla innych "kordła", dla jednych "szlauch" dla innych "szlauf", i co z tego że nawet pisząc to tu nieprawidłowe formy podkreślone są na czerwono jak i tak wielu ludzi tak mówi i dla nich tak jest poprawnie. [QUOTE] Podsumowując, gdybym miała wybierać między psem a moją mamą, wybrałabym psa, ale dzięki temu, że między nami jest uczucie, prawdziwe, nie muszę wybiera [/QUOTE] ja wszystko rozumiem, ale w tym wątku dużo się pisało w formie "gdyby", więc czy gdyby twoja mama nie tolerowała psów, a mieszkałabyś pod jednym dachem, to czy aby na pewno wybrałabyś psa? widzisz, ja jestem inna i to, że nie mieszkam już z mamą jest powodem, że o zdanie nie muszę jej pytać, a szczególnie o pozwolenie, oczywiście pomoc się przydaje i to jest często nieuniknione. ja w roku szkolnym średnio co dwa tyg. śmigam z psem pociągiem do domu, bo uczę się w mieście rodzinnym a mieszkam gdzie indziej, i z racji tego, że mój maleńki piesek jeszcze się nie nauczył zostawania (choć dziś został sam na 30 min i nic nie zdemolował) ciągam go ze sobą, jak jestem w szkole zajmuje się nim mama i siostra, i mimo że ten gówniarz na prawdę bywa wnerwiający to znoszą to, bo jak one muszą na dłużej zostawić swojego psa w domu, to też dzwonią do mnie żebym specjalnie przyjechała go popilnować. i to nie jest kwestia uczuć tylko wzajemnej pomocy, ja im one mnie. a nawet dobre relacje czy silne uczucie nie jest powodem, żebym się pytała mamę czy w swoim domu mogę mieć psa... że się tak zapytam, to czy możesz zajść w ciążę też pytałaś mamę bo czasem z dzieckiem trzeba będzie posiedzieć?
  10. Np ja:) związałam się z facetem, który nie cierpi małych psów a takiego właśnie miałam jak się poznaliśmy, nie cierpiał wręcz nienawidził małych gryzoni, miałam wówczas szczura i powiedział, że jak chcę z nim być to mam się go pozbyć, albo on upiecze ją na grillu. nie upiekł a dokupił mi jeszcze 3 po czym nie pozwolił mi się nimi zajmować bo były jego, walczę jeszcze z jego nienawiścią do kotów i królików, które chętnie by kupił ale na pasztet. teraz mamy własnego psa, a jak wyremontujemy swój dom to wiem że będą kolejne, minimum jeden. ja nikogo nie skreślam na wstępie, chyba że przekonywanie kogoś nie ma sensu i po prostu nie działa. to jest trochę tak jak z hobby, jeżeli kochasz jazdę na rowerze i poznasz osobę która nigdy na rower nie siądzie to najpierw pokazujesz jej dlaczego to sprawia ci taka przyjemność, a jak mimo wszystko twej miłości do roweru nie odwzajemni, to się skreśla. może akurat rower to słaby przykład ale takich przykładów jest wiele i można sobie wybrać inny.
  11. pa-ttti prosty przykład: twoja mama nie trawi twoich brzdąców (psy), a mieszkacie przykładowo na jednym podwórku, czy rezygnujesz ze swojej miłości pasji do psów bo mamie przeszkadzają? to jest przykład wyboru matki albo psa. kolejny przykład: masz małego psa, poznajesz wspaniałego faceta, który nie trawi psów a tych małych szczególnie, rezygnujesz z psa na rzecz miłości, która może nie przetrwać próby czasu? a jeszcze inny przykład wyboru: masz męża a twoja matka go nie lubi i ciągle wszczyna z nim awantury, po której stronie stoisz? zawsze matki? zawsze męża? ja mam koleżanki które panicznie boją się amstaffów, wszystkich psów w ich typie, a amstaff to moje największe marzenie, i jak moja sytuacja bytowa sie poprawi na pewno psa tej rasy będę posiadać mimo, że koleżanki dały mi do zrozumienia, że wspólnych spacerów nie będzie, że nie będą mnie odwiedzać jak takiego psa będę miała bo są groźne, niebezpieczne i brzydkie. i mam wybrać wizyty koleżanek, czy psa rasy którą kocham? oczywiście, że psa, i albo je przekonam do tego psa, albo nie będą mnie odwiedzać, a ja będę odwiedzała je bez psa. każdy człowiek podejmuje decyzje i w jakimś stopniu wybiera, ja wyprowadzając się z domu wybrałam faceta, nie mamę i jakoś muszę z tym żyć :P
  12. elves ty zdecydowanie przeginasz z "wyrażaniem" swoich opinii i najeżdżaniem na ludzi. po pierwsze nie musisz wrzeszczeć, więc ogranicz może wykrzykniki, po drugie z tego co mi wiadomo to nikt w tym wątku nie obraża konkretnych forumowiczów, i nikt tobie niczego nie narzuca ani nie zarzuca... chyba każdy ma prawo do wyrażania swoich opinii ale to nie oznacza, że twoja musi być taka sama. mój pies też jest tylko psem, nie "syneczkiem" nie "dzidziusiem" nie jestem jego "mamusia" , ale mimo że jest psem jest członkiem mojej rodziny, dlatego pozwolę mu wejść czasem na łóżko, jest traktowany jak każdy inny domownik, ale to że jest psem nie upoważnia mnie żebym nazwała jego śmierć obrzydliwym słowem jakim jest dla mnie słowo "zdechł". ale nikomu nie narzucam "poprawności" językowej, bo każdy ma prawo mówić jak chcę i koniec. ale to, że mi się kojarzy słowo zdechł ze złym traktowaniem zwierząt nie oznacza w rzeczywistości że tak w każdym przypadku jest, ale fakt faktem w pseudohodowlach raczej nikt nie powie, że mu zmarł pies... i nie generalizuję w tym momencie, że każdy kto używa tego zwrotu jest pseudohodowcą, żeby była jasność bo znając uwielbienie co po niektórych forumowiczów do czepiania się jak rzep psiego ogona każdego słowa zaraz byłby kolejny "najazd kozaków"...
  13. a wiesz, może i tak. pa-ttti a czy twoje rozszczekane psiaczki gryzą ludzi po nogach? nie dają im spokojnie przejść? bo mój jeden pies też szczeka na ludzi i nawet do nich podbiegnie i będzie szczekał ale żeby go pogłaskać... i na prawdę nie rozumiem co macie do Milana... może metody nie są bardzo popularne ale jak widać skuteczne, choć ja ich próbować na swoich psach nie musiałam... Arwillo kolejny raz jestes w błędzie bo częściej oglądam Victorię Stilwell.
  14. Arwilla, napisałam to w sensie że był traktowany jak pies w złego tego słowa znaczeniu, co chyba można było wywnioskować z opisu jak ten pies był traktowany... Ku twojemu zdziwieniu WIDZIAŁAM i to może bardziej agresywne niż Ci się wydaje.
  15. [QUOTE]To jest dobre :-D[/QUOTE] tak, możesz sobie szydzić i uważać to za głupie (powinnam to napisać w cudzysłowie), ale taka jest prawda, dla mnie nie ma psów agresywnych, nie czuje strachu przed najgroźniejszym psem. w dzieciństwie zostałam dotkliwie pogryziona przez psa (miałam wtedy jakieś 2 lata), całe życie noszę i będę nosić bliznę na twarzy, mimo to nie zrażam się do psów, nigdy nie skreślam psa mówiąc, że jest agresywny, mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu gdzie mieszka agresywny pies, rzuca się do wszystkich, mnie liże po twarzy... u mojej rodziny na wsi też był pies agresywny moją siostrę ugryzł za udo, mnie nie pogryzł nigdy jak się do niego zbliżałam. pies bez powodu nie ugryzie, nie mówię o psach w predyspozycją chorobową jak guz mózgu, ale agresję u zdrowego psa da się wyeliminować.
  16. Opowiem wam historię mojej koleżanki. W wieku 8 lat dostała psa, czarny niewielki mieszaniec (na moje oko mix sznaucera mini i terriera). Pies był traktowany jak pies, do jedzenia kasza z marchewką i jakimiś mięsnymi odpadkami, krótki spacer żeby się załatwił. Poznałam tego psiaka jak miał już 9 lat, zepsute zęby i okrutny zapach z mordki, sierść nie wyczesywana od niewiadomo kiedy. Był "agresywny" w stosunku do obcych, do mnie jakoś nie (mam dar, dzięki któremu najgroźniejszego psa mogę do siebie przekonać), agresywny tzn szczekał na ludzi na podwórku, w domu też nie każdego witał merdając ogonem. W pewnym momencie stan jego zębów był krytyczny i do usunięcia nadawały się praktycznie wszystkie zęby, zostały mu 3. Pewnego dnia do ich domu zawitał nowy członek rodziny, Sara, suczka, którą matka jej chłopaka adoptowała ze schroniska, ale gdy ona umarła znowu chciano ją oddać bo była zbędna. Na szczęście znalazła nowy dom. Któregoś pięknego dnia dostałam telefon od koleżanki, że staruszka już nie ma. Że został uśpiony. Byłam w szoku, bo mimo że na prawdę mocno śmierdział ja go uwielbiałam. Przyjechałam na drugi dzień do niej, żeby się dowiedzieć co się stało i oto odpowiedź: był agresywny, rzucił się na moją babcię kiedy dawała mu jeść, ugryzł ją (3 zębami!) w rękę i ma niedowład kciuka. Jak podjeli decyzję? Koleżanka poszła z babcią i psami na szczepienia, i tak po sekundzie namysłu doszły do wniosku, że ten incydent to już za dużo, że i tak był od zawsze agresywny... i tak po minucie odzyskały jego smycz obrożę i kaganiec a psa już nie było... Więc to, że nikt z was nie spotkał się z usypianiem psa ze starości to macie dowód, nie wy ale ktoś inny mógł się z tym spotkać. I zaznaczam, że incydent z ugryzieniem to tylko bajer, ugryzł, fakt, ale jeżeli nigdy nikogo nie ugryzł, nikogo z rodziny to podstawy tego zachowania gdzieś musiały być, więc to był tylko podtekst, a koleżanka już o wiele wcześniej mówiła, że chce go uśpić i kupić sobie maltańczyka...
  17. Tak, to było do przewidzenia, że jak pojawi się post od nowej osoby w tym wątku to będzie czepianie się każdego słówka, szczególnie wyrażającego inne poglądy niż "racjonalni" i zawsze "logiczni" forumowicze ... [QUOTE]Tak, bo według mnie stwierdzenie, że ludzie są wredni jest nieracjonalne i nie ma faktycznych podstaw.[/QUOTE]kavala, z ręką na sercu powiedz, że nigdy wobec nikogo nie byłaś wredna... że nigdy nie pomawiałaś kogoś kogo nie lubisz choćby w duchu... powiedz, że jesteś chodzącym Aniołem, a może uwierzę w to, że są na maxa dobrzy ludzie... z moich wieloletnich doświadczeń każdy człowiek ma dwie twarze, KAŻDY. Każdy, nawet najlepszy człowiek potrafi być złośliwy, wredny i czasem zły w jakimkolwiek słowa tego znaczeniu, więc prosze mi nie pisać że są w 100% wyłącznie dobrzy... A różnica polega na tym, że rzadko który pies ugryzie bo ma takie "widzimisię", bardziej prawdopodobne jest, że ze strachu, z rozdrażnienia a nie dlatego że miał taką ochotę, bo ochotę pies może mieć na siku lub kupkę... a człowiek może cię zrugać na ulicy tylko dlatego że nie podoba mu się twoja twarz, może cię uderzyć bo niby popchnęłaś go w kolejce do kasy w stonce, bo idziesz sobie po chodniku a mu to nie pasuję bo tędy obrał sobie trasę jadąc rowerem... fakt, ludzie niby mają przewagę nad zwierzętami, ale często zachowują się bardziej zwierzęco od nich... i nie ważne czy to gówniarz lat 6 mówi do ciebie "ty stara ku*wo" czy stara babcia zacznie cię wyzywać od ku*w bo zajęłaś miejsce siedzące w autobusie...
  18. tak jak instynkt ciągnięcia i biegnięcia u huskich, u których też to sprawia mega frajdę, prawda? To,że polowanie sprawia zwierzętom radość nie oznacza,że nie jest to instynktem. dzieci też się bawią jedzeniem, orki się bawią jedzeniem, mój pies się bawi jedzeniem podrzucając i łapiąc w powietrzu. no i co? różnica polega na tym, że zwierzęta zabijają instynktownie, żeby zdobyć jedzenie, którym potem mogą się pobawić, a zabijanie przez ludzi nie ma nic wspólnego z instynktem, tylko z bezdusznością.
  19. [QUOTE]TYlko czy one wiedza ze zadaja bol? [/QUOTE] otóż to... [QUOTE]W znaczeniu ogólnym ludzie są przebiegli... amstaffy to mordercy, husky są głupie, bo uciekają, a yorki drą ryja na wszystko co się rusza...[/QUOTE] Arwilla, tam była kropka... Prawda jest taka, że ludzie jako osoby "umyślne" (choć nie do wszystkich to stwierdzenie pasuje...) mogą ranić z premedytacją, zabijać, kłamać a także znęcać się nad słabszymi psychicznie i fizycznie. Zwierzętami kierują instynkty więc nie myślą czy polowanie na mysz jest dobre czy złe, ale też zależy od osobnika bo w niektórych przypadkach instynkty da się też wyciszyć albo wyeliminować, kwestia wychowania (znam to z autopsji). [QUOTE]zresztą nie tylko kot, moje yorki też polują- na myszy, ropuchy, jaszczurki. myślicie że z głodu? nieee , dla "przyjemności". Bo to bezuczuciowi okrutni mordercy są:smile:[/QUOTE] nie dla "przyjemności" tylko przez instynkt, yorki to psy polujące czyż nie? instynkt każe im łapać coś co przed nim biegnie,i nie zjeść tylko zabić. Kot też nie poluje dla zabawy, tylko dlatego że musi to zrobić, musi bo każe mu instynkt.
  20. kavala cieszę się, że nie masz problemów ze wzrokiem, ale jak już doszukujesz się złośliwości, to nie tylko u mnie, ok? i znowu trafnie napisałaś, mówiło się, że koń padł, i ja zamiast powiedzieć, że pies zdechł, wolę powiedzieć, że padł. tak jak odszedł. i znowu powtórzę to co napisałam już wcześniej, jak dla kogoś to słowo źle się nie kojarzy, to niech sobie tak mówi, a ja powtarzam nie wiem już który raz, że JA, OSOBIŚCIE nigdy bym tak o swoim czworonożnym przyjacielu nie powiedziała, z racji tego, że mój pies jest moim przyjacielem, członkiem rodziny i najwierniejszym powiernikiem i JA nie miałabym sumienia powiedzieć, że zdechł i w moim słowniku nie ma takiego słowa ani określenia dla żadnego zwierzęcia. moje rybki też umarły mimo, że więzi takiej jak z psem z logicznych powodów nie było.
  21. och nie Arwillo, nie najistotniejsze, ale bardzo ciekawe, choć może i nie bo przecież na tym forum są najzacniejsi psiarze w całym internecie... tak, pies był gorzej traktowany jak trafnie zauważyłaś kavala, żył w gorszych warunkach, dlatego mówiło się, że zdechł bo dawniej nie miało to większego znaczenia. w obecnych czasach pies jak mniemam pełni zupełnie inną rolę, szczególnie w większych miastach, bo na wsiach jak wszyscy wiemy nadal panoszy się "stara szkoła" czyli łańcuchy, stara zupa w misce i woda w garnku oblepionym glonami. tylko czemu mamy odnosić się do psów takimi stwierdzeniami jak zwracano sie dawno temu? bez szacunku? tylko dlatego że takie słowo w słowniku jest przeznaczone do zwierząt?
  22. [quote name='Arwilla']Pani Arwilla nie przyszła wcześniej, bo zajęta była łapaniem muszek owocówek dla bojownika... taka franca wybredna, że suchej karmy do pyska... ups... do "ust" nie weźmie... :diabloti:[/QUOTE] Chyba wątek o psiej anatomii już się zakończył, więc nie musisz tak bardzo tego podkreślać i samej siebie poprawiać, skoro prosiłaś żeby ktoś tego za Ciebie nie robił :) swoją drogą to ciekawe, czemu "pies" czy "suka" został sprowadzony do dna, z kolei "ogier" jest synonimem mężnego pana a "klacz" w ludzkim kontekście nie występuje... tak jak "pieskie" życie"... czemu nie "robacze" na przykład?! kurcze, zastanawia mnie fakt, czemu mimo udzielania się na innych forach dotyczących psów ani razu nie widziałam żeby padło słowo "zdechł" na temat zmarłego przyjaciela jakim jest pies, to forum rzeczywiście jest wyjątkowe, z racji wielkich "miłośników" psów jak również uszczypliwości od większości forumowiczów... [B][SIZE=1]("miłośników" zaznaczam, że nikogo konkretnego na myśli nie mam.) [/SIZE][/B][SIZE=1][SIZE=2][B]kavala[/B] jedna literka została zastąpiona, żeby nie krzywdzić kogoś komu takowe słówko przeszkadza w jego estetyce. czy to jest jasne? krzywdzi to moje poczucie przyzwoitości, ale nie zamierzam nikogo poprawiać jak tak napisze, bo to jego sprawa. w moim osobistym odczuciu krzywdzi też zwierze o którym tak napisano, ale każdy pies ma swojego pana, a jaki ten pan ma do niego stosunek to nie moja sprawa. [/SIZE] [/SIZE]
  23. ojej, nie wiedziałam, że słowo g*wno jest przekleństwem, myślałam że normalnym słowem w mowie potocznej jak dupa i zdychać... [QUOTE]Myślę, że jeśli ktoś udziela się na dogo, to [U][B]raczej[/B][/U] jest psiarzem z zamiłowania[/QUOTE]raczej może nim być, a że tak się określa, nie znaczy że jest nim w rzeczywistości. raczej nie każdy, kto sprzedaje szczeniaki jest pseudohodowcą, bo bywają też wpadki. raczej nie każdy zarejestrowany hodowca musi kochać psy, mimo wszystko to całkiem łatwy biznes. raczej nie każdy kto uderzy psa od razu się nad nim znęca. [QUOTE] To pierwsze jest szkodliwe, to drugie nie. [/QUOTE]szkodliwe może i nie jest ale jak dla mnie jest krzywdzące. jak już pisałam wcześniej, może jakby te konkretne słowo nie miało takiego wydźwięku negatywnego to nie wykluczone, że sama bym go używała. [QUOTE]Ale "ciapy" zamiast "papcie" to już chyba znasz? (W moich rodzinnych stronach "ciapy" oznaczały osoby mocno nierozgarnięte). [/QUOTE]u mnie ciapy mają takie samo znaczenie widocznie jak u ciebie;) ale może dlatego, że każdy wschodni rejon ma jednak swoją trochę odrębną gwarę, ale fakt, że sama jak jeździłam w dzieciństwie na wieś do rodziny to wcale nie rozumiałam o czym rozmawiają...
  24. omg. tak, pies ma pysk, tak jak człowiek ma twarz, a nie mordę i to chyba jest jasne i logiczne i nikt nie będzie się o to sprzeczał... tylko tu nie chodzi o nazewnictwo psiej czy ludzkiej anatomii. tak jak napisałam wyżej, żeby wyraz "zdechł" nie był nacechowany negatywnie przez osoby, które używają ich w kontekście negatywnym, to pewnie i ja bym takiego słowa używała wobec śmierci moich zwierząt, pod warunkiem, że byłoby używane właśnie w celu określania tego co ma określać, tak jak łapy, pysk czy morda. czy to jest jasne teraz? skoro ludzie zaczęli używać wyrazu "zdechł" do określania nim śmierci zwyrodnialców, to ja nie będę go używać do określania śmierci najbliższych mi istot. wyrażenie "obyś zdechł" jest kierowane zazwyczaj do ludzi których nie trawimy, nie lubimy, nienawidzimy itp, jest bardzo negatywny w odniesieniu do człowieka, bo niejako ten proces "uzwierzęca", a ja się pytam, czemu śmierć zwierząt ma być uznawana za gorszą niż człowieka. zaraz ktoś taki jak pani Arwilla powie, że zwierze to zwierze, a ja powiem że g*no prawda. każda istota ma prawo do godnego życia i godnej śmierci, czy to pies, krowa, czy mrówka, więc ja osobiście sprzeciwiam się obraźliwemu nazywaniu. ale to ja, jak komuś to słowo nie kojarzy się negatywnie to niech go sobie używa, ja tego nie zrobie nigdy, właśnie ze względu na to co napisałam w ostatnich dwóch postach.
  25. hm, jakiś czas tu nie zaglądałam, a tu taki fajny wątek się rozwinął dzięki mojemu jednemu wyrażeniu, i chyba dobrze, bo jest o niebo ciekawszy i bardziej rozwijający dyskusję niż temat o ratowaniu żyć psich i ludzkich... ale do rzeczy. "to nie psy zdychają tylko źli ludzie" może najpierw trzeba było by się mnie zapytać kogo uważam za złego człowieka, a nie od razu wkładać mi określenia i słowa w me usta tylko dlatego, że dla kogoś z was złym człowiekiem jest każdy to ma jakieś tam swoje małe grzeszki. a jeśli już chodzi o nazewnictwo typu pies zdechł, człowiek umarł, bo jest człowiekiem a takie określenie jest przypisane tej zacnej naturze, mam pytanie do tych, którzy takowego zwrotu jak "człowiek zdechł" by nie użyli, mianowicie: jeśli zejdzie z tego świata człowiek, który zamordował ci matkę/ zgwałcił ci córkę, to powiesz och ten łajdak umarł (idąc tropem że przecież zwrot "zdechł" jest przypisywany wyłącznie nieżyjącym zwierzętom), a pies, który uratował cię z pożaru/ wyciągnął z wody zdycha? mnie nie obchodzą znaczenia przypisywane danym słowom w słowniku, bo ten słownik pisał człowiek/ ludzie, którzy mieli również swoje własne zdanie na temat znaczenia konkretnego słowa, i w sumie nie wiadomo czy np przypisanie słowa "zdechł" do zwierząt odbyło się za ogólną aprobatą czy też po wielu sprzeczkach, i tego chyba nikt się nie dowie. i błędem też jest uogólnianie, że ten, który powie że mu pies, czy mysz umarła również wierzy w tęczowy most... bo mimo, że nigdy żadnego zwierzęcia nie nazwę zdechłym nie uwierzę też w tęczowy most, chyba że jako metaforę życia po życiu, bo skoro człowiek ma duszę a jego dusza po śmierci idzie gdzieś do lepszego świata, to zwierzę, które też duszę posiada też musi mieć jakieś miejsce po śmierci dla swojej duszy. ale to, że w moim słowniku nigdy żadne zwierzę nie zdechnie, nie oznacza, że gdyby ten zwrot nie byłby tak nacechowany negatywnie i przez lata nadużywany przez ludzi dla których zwierzę nie ma żadnego znaczenia, nie używałabym go, tylko w obecnych czasach ja nie zgadzam się tym i moje przekonania nie pozwalają mi godzić się na określanie śmierci zwierząt, które są dla mnie wszystkim, takim samym językiem, który określa śmierć zwyrodnialców, morderców itp.[SIZE=1] (dla niedomyślnych [U]<ironia>[/U] - [B][SIZE=2]ZŁYCH LUDZI[/SIZE][/B]).[/SIZE] a jeśli chodzi o słowo pysk, morda, łapy to są to naturalne określenia zwierzęcych części ciała, więc jak dla mnie nie ma to wydźwięku obraźliwego, choć mimo wszystko pysk mi nie pasuje, i o swoich psach nigdy nie mówię, że mają pyski, tylko [U]mordki[/U], bo morda też chamsko mi się kojarzy, choć zwroty takie jak "mordo ty moja", "dawaj pyska" u mnie są na porządku dziennym, bo do swego psa zwracam się również per debilu, idioto, łajzo... ale moja koleżanka np ma taki szacunek do ludzi i zwierząt, mimo że sama zwierząt nie posiada, ze względu na brak takowej potrzeby, że nie powie "morda" ani "pysk" a właśnie twarz, co i mnie dziwi... ale tak kiedyś określiła mojego psa, że ma dziwną twarz heh, ale co ja na to poradzę, każdy sobie gada jak chce. [B]filodendron[/B] ja jestem ze "ściany wschodniej" i nie spotkałam się nigdy w życiu z nazywaniem czegokolwiek "cipulką" oprócz damskich narządów rozrodczych u małych dziewczynek w "cipulinkowych" miejscowościach :)
×
×
  • Create New...