Jump to content
Dogomania

mordecai

Members
  • Posts

    17
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by mordecai

  1. Meflo bardzo przypomina mi mojego psa (pół wyżeł, którego dostałam po odejściu z tego świata mojego wcześniejszego przyjaciela), który zachowywał się prawie identycznie gdy był w wieku Meflo. Pogryzione do krwi ręce, poszarpane ubrania, agresja, niszczenie wszystkiego co stanęło na drodze, rzucanie się na ludzi na spacerze, brak jakiegokolwiek słuchania mnie... szatan nie pies. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z takim diabłem wcielonym. W pewnym momencie chciałam postąpić tak jak Ty. Oddać go komuś. Mama mnie mocno do tego namawiała a ja byłam coraz bardziej skłonna to zrobić bo cała sytuacja zaczęła mnie przerastać. Jednak żal mi było go oddawać bo bardzo się do niego przywiązałam i mimo, że Oz był w stosunku do mnie dość... trudny (?) to wiedziałam, że też się do mnie przywiązał. Był też taki moment, że pies został "wykopany" z domu na dwór bo rodzice naprawdę już mieli go dość ale to tylko pogorszyło sprawę. Im mniej miał kontaktu z człowiekiem tym gorzej się zachowywał. Nadal tonęliśmy w tym bagnie. W końcu się za przeproszeniem wk******m, bo jak się człowiek decyduje kimś/czymś zaopiekować to nie można iść na łatwiznę albo poddawać się. Postarałam się dostrzec swoje błędy i zacząć myśleć tokiem myślenia Ozzy'eo. I w końcu udało się. Jak? Zabrałam psa do domu - poświęcałam mu CAŁY swój wolny czas, starałam się nawiązać z nim jakąś więź, może to się wydawać idiotyczne patrząc z boku ale zaczęłam często go karmić z ręki, po prostu podchodziłam do miski, siadałam albo kładłam się obok psa i go z niej karmiłam, głaskałam, zaczęłam pozwalać wchodzić na łóżko i spać ze sobą (nawet na poduszce), na dłuższych spacerach rzucałam mu patyki (wcześniej pies po prostu szedł sobie a ja sobie), wołałam i zwracałam mu na siebie uwagę. I tak dalej. Najprościej mówiąc: poświęcałam mu swoją uwagę. Im więcej czasu z nim spędzałam tym więcej jego zachowań mogłam rozszyfrować i przewidzieć. I moim zdaniem to może być metoda na takiego psa. Oz zaczął bardziej mnie respektować (może po prostu bardziej lubić?). Dziś jestem z siebie naprawdę zadowolona, że go nie oddałam jak miałam okazję. Z szatana zmienił się w kochanego psa. Jest oczywiście parę niedociągnięć w jego zachowaniu (szczególnie gdy przychodzą do mnie goście) ale można sobie z tym poradzić. A agresja? Myślę, że to nie zadziała na każdego psa ale u mnie pomógł skórzany kaganiec. Gryzienie lub jakakolwiek niegrzeczność ---> kaganiec. I po miesiącu wystarczyło już tylko powiedzieć "kaganiec" albo mu go pokazać i od razu grzeczniutko szedł sobie w jakiś cichy kąt. Myślę, że wyrzucenie psa z domu do kojca, do innego "Pana", w inne środowisko wcale mu nie pomoże. Ale nie znam ani Ciebie, ani P.Andrzeja ani psa więc nie będę krytykować Twojej decyzji. Jednak uważam, że można było sobie z tym problemem inaczej poradzić. Pozdrawiam. Mordecai
  2. Do Martens już się nie zwracam bo to nie ma sensu i chyba obie już mamy dość. Tylko wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego postanowiła się akurat mnie uczepić. Bo skoro już źle zinterpretowała to co napisałam a ja sprostowałam fakty i pokazałam, że wcale nie jest tak jak może się wydawać to nie wiem po co cały czas mnie atakuje. Whatever. Cieszę się, że chociaż Litterka myśli racjonalnie i zrozumiała o co chodzi. (Jako jedyna postarała się zrozumieć?) Zgadzam się, że to chore brać psa, np. stróżującego, żeby siedział w budzie, uwiązany, sam, godzinami, dniami, niektóre nawet całe życie bo to się serce kraja patrząc na takiego biedaka, ale ludzie, nie przesadzajmy, to że pies zostanie raz na jakiś czas na godzinę czy dwie to nie jest koniec świata. Skoro poświęcam mu większość swojego czasu to naprawdę nie widzę problemu w tym, żeby np. po godzinnym czy nawet dłużej spacerze i bieganiu po polach zmęczony poleżał sobie pod budą (raz na jakiś czas). Wydaje mi się, że większa krzywda dzieje się tym rozpieszczonym kanapowcom, które zapracowani ludzie trzymają w małych kawalerkach i wychodzą z nimi 3 razy dziennie na 10 minut spaceru pod blok. P.S Czy Wy rozumiecie, że przykład "Rozumiem, że pod sklepem też nie nie można przywiązać psa na 5-10 minut." Odnosi się do ogólnej reakcji psa na przywiązanie? Przyjmując np, że w mieście wyginęli wszyscy mieszkańcy i wykluczając jakichkolwiek złodziei psów? Że przywiązanie do budy = jakiekolwiek inne przywiązanie?
  3. [quote name='ladySwallow']Nie widzę zmiany kontekstu, widzę przykład ;)[/QUOTE] Nie, to jest dokładnie zmiana znaczenia treści mojej wypowiedzi wraz z uprzednim przewidywaniem mojego zdania (które z resztą nie padło) na dany temat. Martens: Skoro piszę o przywiązywaniu mając na myśli sam fakt przywiązywania i jego wpływ na zdrowie/psychikę psa to odnieś się do tego a nie do towarzyszących temu ewentualnych sytuacji, które mogą ale nie muszą mieć miejsca ( i o których wcale się nie wypowiadam). Mam wrażenie, że piszesz już cokolwiek co da się podciągnąć pod jakikolwiek fragment mojego tekstu aby tylko pokazać, że "wiem lepiej". I nawet jeśli okazało się, że fakty wcale nie wyglądają tak jak sobie to wyobrażasz to wciąż musisz się czegoś czepnąć.
  4. [quote name='Martens']A wg Ciebie można? Wg pani z mojego osiedla też było można; teraz spamuje po naszej klasie i wiesza ogłoszenia na osiedlu, a pies już pewnie dawno sprzedany na giełdzie albo poszedł jako worek treningowy u typów spod ciemnej gwiazdy, szkolących psy do walk.[/QUOTE] specjalnie zmieniasz kontekst wypowiedzi, żeby dyskusja trwała w nieskończoność?
  5. Ja pie***** (wybaczcie)... to jest mój ostatni post na ten temat bo myślę, że nie ma sensu kontynuować off topu. Tym bardziej, że niektórzy dopowiadają sobie fakty lub je przekręcają, wyolbrzymiają niektóre rzeczy i popadają w pewnego rodzaju skrajności (kojarzy mi się z nadopiekuńczością rodziców). Rozumiem, że pod sklepem też nie nie można przywiązać psa na 5-10 minut. Tak w ogóle to rozumiem, że chodzi o to jedno zdanie które padło ("Jak zostawia się otwartą bramę bo się człowiek spieszy (pies zostaje w domu lub na łańcuchu")? Nie widzę, żeby było tu napisane ani, że ta brama zostaje codziennie, czy 3 razy w miesiącu... Po prostu chyba takie rzeczy się zdarzają każdemu. (Jak wyjeżdża się do sklepu na 15-20min to nie widzę sensu w wysiadaniu i zamykaniu/otwieraniu bramy bo zaraz wracam LUB Jak dajmy na to ojciec się spieszy do pracy i nie zamknie, zamknę dopiero ja jak wstanę i będę wychodziła z psem na siku po nocy.) Ech... Dobra. Analizując dalej... Powtarzam chyba już 2 czy 3 raz: To przykłady tego, że pies nie zostaje wtedy na dworze, że nie ucieka przez tą bramę i nie szlaja się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. Równie dobrze jest w tym czasie ze mną poza domem na spacerze, ze znajomymi, w domu czy właśnie na dworze stoi buda więc tak mi się napisało bo rzeczywiście zdarza się że tam czasem musi zostać na jakiś czas ale na pewno nie na pół dnia i nie dzień w dzień. I jeżeli nie widzę, żeby jakoś to na niego wpływało, żeby był bardziej agresywny czy chory, czy jakkolwiek zmieniło by się jego zachowanie wobec czegokolwiek to nie rozumiem, dlaczego ludzie gdzieś z drugiego końca Polski, którzy nigdy na oczy nie widzieli chociażby jednego dnia z życia tego psa zaczynają mi wmawiać jakieś wyimaginowane sytuacje, wyolbrzymiają fakty... Nie mam zamiaru z tego robić żadnej wielkiej dramy ale uważam, że to jest również pewnego rodzaju "chamstwo innych psiarzy" tak nawiązując na koniec mojej wypowiedzi do tematu. Koniec. Kropka.
  6. Nie wydaje mi się, żebym mogła całkowicie się z Tobą zgodzić. Rozumiem, że chodzi Ci o dobro psa ale z tego co widzę (pewnie też się z tym nie zgodzisz, bo masz już prawdopodobnie własne wyobrażenie na temat sytuacji ale cóż) to nie dzieje mu się ani wielka krzywda fizyczna ani psychiczna. Najogólniej jak się da: 1. Łańcuch to nie jest gruby, ciężki łańcuch. Jest jednocześnie bardzo lekki ale i mocny. I przede wszystkim bardzo długi. 2. Pies nie ma odruchu wyrywania się, nawet jak szczeka. A jeżeli nawet by się wyrywał to tak samo ciągnie na smyczy jak zauważy coś interesującego, co nie znaczy, że smycz jest zła. 3. Nie wiem, jaka mu się dzieje krzywda psychiczna po godzinnej drzemce na podwórku (podczas której przychodzi jeszcze kochająca go babcia z ciepłym jedzonkiem). 4. Buda to nie jest jego "drugi dom" tylko stoi dla jego wygody w razie deszczu, gradu czy czego tam jeszcze. Naprawdę widzę duży problem w trzymaniu psa na dwumetrowym łańcuchu puszczając go raz dziennie na góra trzygodzinny spacer w samopas i uważam, że takiemu psu to działa na zdrowie psychiczne jak i fizyczne. Oz cały czas spędza ze mną, razem chodzimy na spacery, bawimy się, uczymy sztuczek, praktycznie całymi dniami siedzi ze mną, chodzi ze mną na zakupy, śpi też ze mną. Nie rzucam go w kąt jak zabawki. Po prostu raz na jakiś czas jest taka potrzeba, żeby został tam i on całkowicie to akceptuje. Nie piszczy ani nie wyrywa się spod budy, nie traktuje tego jako kary, zostawiam go merdającego ogonem, od razu zabiera się za gryzienie kości, nie odprowadza mnie smutnym wzrokiem ani nic w tym stylu. Martenks: Jak napisałam: Czasami zostaje w budzie, czasami w domu. Jeżeli brama jest otwarta to ją zamykam albo zostawiam psa w domu. Listonosz przychodzi z rana jak jestem w domu i widzę przez okno czy zamknął czy nie. Oz zostaje w takich godzinach, w których poza babcią nikt nie przychodzi. Jeśli chodzi o kojec... Po pierwsze jestem studentką i nie stać mnie na kojec (sama też nie zbuduję) a po drugie nie wyobrażam sobie zostawić psa w jakiejś niedużej klatce 2 na 2 metry, w której zaraz wydepcze trawę i będzie się babrał w tym błocie, które zaraz się z tego zrobi. Po trzecie mogę jeszcze dodać, że naprawdę nie zostaje ani tak często ani na aż tak długo, żeby wymagało to stawiania mu kojca. Totalnie nie rozumiem tych lekkich ale jednak ataków na mnie bo naprawdę nie uważam się za kata i nie wydaje mi się, żeby mój pies miał ze mną jakieś złe życie. Z mało istotniej rzeczy o której wspomniałam ("Jak zostawia się otwartą bramę bo się człowiek spieszy (pies zostaje w domu lub na łańcuchu)") , tylko po to, żeby nie było, że zostawiam otwartą drogę ucieczki psu, zrobiło się coś na skalę np. przemocy fizycznej w formie kary za nieposłuszeństwo (której dla jasności również nigdy nie stosowałam i nie zamierzam).
  7. Evel... mam psa na łańcuchu (nie martw się - wystarczająco długim) w XXIw. ponieważ czasami zachodzi taka potrzeba, że muszę wyskoczyć na parę godzin bez psa a w domu zostaje np. ojciec, który go nie znosi i którego pies nie słucha lub najzwyczajniej w świecie jest ładna pogoda więc czemu nie. Zostaje na łańcuchu a nie luzem bo pod moją nieobecność lubi sobie poniszczyć różne rzeczy ze zwykłej szczenięcej ciekawości a i jak wspominałam listonosz bramki nie zamyka więc zostawienie go luzem to raczej kiepski pomysł. Nie widzę problemu w tym, żeby raz na 2 dni został na te 2-3 godziny przy budzie. Krzywda mu się tam nie dzieje. Na ogół i tak sobie śpi, gryzie kość albo podrzuca patyki czy coś w tym stylu. Przepraszam, że trochę długie to wyszło i niekonieczne na temat wątku ale nie chcę wyjść na jakąś osobę, która bierze psa, przywiązuje go do budy i pogoda czy nie pogoda ten pies siedzi tam sam dniami i nocami bo wcale tak nie jest. Wracając do tematu... Ja jako właściciel psa staram się pilnować, żeby mój pies nie wbiegał na cudze podwórka, nie sikał komuś na wycieraczkę, nie skakał po ludziach, nie warczał na dzieci itp. Po prostu sądzę, że to jest zasrany obowiązek właściciela żeby pilnować swoich zwierząt. Już nawet nie chodzi o bezdomne bo nie ma kto ich pilnować. Mieszkam na osiedlu na którym praktycznie każdy ma psa. I niektórzy sąsiedzi trzymają je normalnie za ogrodzeniem (nawet nie wiem jak niektóre wyglądają) a niektórzy (zdecydowana większość) je nazwą i puszczają "wolno". Parę razy w miesiącu usłyszę jak taki "właściciel" swojego woła i tyle. Biegają w samopas, robią co chcą, rozmnażają się ze sobą nawzajem itp. Uważam, że mimo wszystko to nie na miejscu, i że jednak jest to przejaw chamstwa i braku odpowiedzialności ze strony ludzi, którzy są właścicielami tych psów.
  8. Ja absolutnie nigdy nic nie miałam do takich bezdomnych psów, nawet agresywnych, które kręcą się po osiedlu bo rozumiem, że one są wszędzie. Wszędzie są bezdomne psy i trzeba ten fakt zaakceptować. Ale teraz jest inna sytuacja bo one nie kręcą się tu i tam tylko non stop pod moim domem. Kiedy nie wyjdę to one po prostu są. Jak zostawia się otwartą bramę bo się człowiek spieszy (pies zostaje w domu lub na łańcuchu) to też włażą, srają, wyżerają jedzenie z budy itp. Policja nie załatwi sprawy, SM najwyżej jak już będzie musiało to przyjedzie i się rozejrzy. Nie wiem jak u Was ale u mnie jest coś takiego, że miasto ma podpisaną umowę z jakimś schroniskiem ileś tam miast dalej (bo w najbliższej okolicy nie ma), które wyłapuje te psy ale najpierw trzeba wysłać konkretne pismo do miasta, gdzie, który pies itp. Problem w tym, że często na te pisma nie dostaje się nawet odpowiedzi. Nie robię z tego wielkiej afery, po prostu opisałam to tu bo uważam, że to pewien przejaw chamstwa ze strony sąsiadki miłośniczki bezdomnych psów.
  9. Ozzy akurat może nie schodzi z łóżka po prośbie ale jak go zepchnę ręką na krawędź łóżka to najpierw zrobi wielce obrażoną minę, spojrzy na mnie spode łba (jak ja mogę mu coś takiego zrobić, no za co...) a potem pójdzie gdzieś w kąt, odwróci się do mnie tyłkiem i kontynuuje drzemkę. Nie pcha się jak cham tam gdzie go nie chcą xD
  10. Ale ja go wcale nie zmuszam, żeby siedział sam w ogrodzie, on po prostu nie chce wracać do domu. Już wcześniej napisałam, że po prostu drapie w drzwi, żebym otworzyła i wtedy stoi i czeka aż ja założę kurtkę i buty i wyjdę. A z tymi spacerami to też wcale nie tak łatwo go czymś zainteresować, on ma swój świat - cały czas idzie z nosem przy ziemi. Jak go wołam i pokazuję patyk albo zabawkę to tylko podniesie łeb, spojrzy pomacha ogonem jakby mówił "eee... no fajnie..." i dalej wraca do swojego zajęcia. W ogrodzie normalnie się ze mną bawi ale na spacerze najzwyczajniej mnie olewa. Reaguje tylko jak go wołam. No to na razie będę razem z nim wychodzić.
  11. Nie wydaje mi się, żeby brakowało mu ruchu, zabawy, a już na pewno nie mojego towarzystwa. Po pierwsze to nie jest tak, że wypuszczam go na 10 min na podwórko 3 razy dziennie. wychodzę z nim na każde zawołanie, jak wychodzę gdzieś pieszo na miasto to na ogół biorę go ze sobą. często zabieram gdzieś do sadu albo na pola gdzie biega bez smyczy do woli, rzucam mu patyki (czym i tak nie jest na ogół zainteresowany), itp. Po prostu czasami zachodzi taka potrzeba, że nie mogę z nim wyjść bo jestem zajęta więc wypuszczam go przed dom, żeby pobiegał, poszczekał sobie itp. Po drugie Oz to nie labrador tylko kundel.
  12. [quote name='engelina_88']Nie przesadzacie z tym gazem trochę? Rozumiem obrona przed agresorem, psem, którego właściciel nie jest w stanie mu dać rady, ale bezdomne pzy to chyba inna bajka. One zachowują się zgodnie z własną naturą a ich bezdomność jest ich problemem przy okazji uciążliwym dla otoczenia. Od tego są schroniska, TOZ, SM, czy inne organizacje. mordecai zgłosiłaś to gdzieś?[/QUOTE] moja mama gadała ze znajomym bo pracuje w radzie miasta i powiedział, że się tym zajmie ale na razie nie widać efektów. póki co nie potraktowałam żadnego psa gazem ani kijem bo rozumiem, że taka ich natura, że bronią swojego terytorium (które wcale nie jest ich). mimo wszystko uważam, że mniejsza krzywda się stanie gdyby parę razy dostały gazem i omijały nas z daleka niż jak w końcu rzucą się i zagryzą mi drugiego psa (tak, nie wiem które dokładniej ale rozszarpały mojego poprzedniego psa, nie miał żadnych szans bo był mniej więcej wzrostu jamnika) albo rzucą się na mnie.
  13. [quote name='evel']Jeżeli psy biegają sobie luzem, posiadają oznaki zaniedbania czy porzucenia, to ja bym na Twoim miejscu dzwoniła na SM albo na policję, żeby je odłowili do najbliższego schroniska, jako, że zagrażają bezpieczeństwu i koniec.[/QUOTE] Podobna sytuacja była już jakiś niedawno u mnie na osiedlu. Sąsiadka (przewodnicząca rady osiedla) zwróciła się do rady miasta czy burmistrza, żeby coś z tym zrobili, to nawet nie dostała żadnej odpowiedzi. Psy są na 100% bezpańskie bo łażą tu od pół roku i nikt się nimi nie interesuje. Latają z nimi 2 psy sąsiadów ale akurat nie są groźne więc tak mnie nie drażnią (mimo, że uważam, że jak ma się psa to się go pilnuje: trzyma w mieszkaniu albo za ogrodzeniem. mi nawet przez myśl by nie przeszło, żeby mój tak biegał, mało tego , jak już go zabieram na spacer to często zakładam kaganiec bo wiem, że z nim to różnie bywa. i chociaż tyle mogliby zrobić kochani sąsiedzi: zakładać tym psom kagańce).
  14. Dla mnie chamstwo to jest to co robi sąsiadka z domu naprzeciwko. Sama nie weźmie psa ale wszystkie bezpańskie to dokarmia. Potem jedzie do pracy i ma w czterech literach to, że ta sfora bydlaków (sporo ich się nazbierało w tym 3 takie duże wilczurowate kundle) NON STOP siedzi/łazi/leży pod moim ogrodzeniem i nie mogę wyjść z psem bo tamte już pierwsze do bójki z zębami się pchają. Ze mną to ze mną, nie patrzę czy kłapią paszczą czy nie i warknę żeby spier****** nam z drogi. Nie powiem, że się nie boję bo już na paru ludzi się chyba rzuciły ale co mam zrobić. A jak Oz sam parę razy wyszedł (bo listonoszowi zawsze strasznie ciężko zamknąć za sobą bramkę) to największy bydlak oczywiście się na niego rzucił i przygwoździł do ziemi. Ech... Ja rozumiem, że dobrze, że ktoś dokarmia bezdomne psy ale BEZ PRZESADY. Jak je tak lubi to niech sobie ogrodzi podwórko i tam je zamknie bo mnie już szlag jasny trafia ://////
  15. Mam problem, z którym nie potrafię sobie poradzić. Problem polega na tym, że gdy wypuszczam Oza na podwórko, żeby sobie pobiegał to on po jakimś czasie przyłazi na ganek i skacze/drapie drzwi. Rozumiem, że może chce już wrócić do domu ale nie. Ja otwieram drzwi a on stoi i się gapi. No to zamykam a on po chwili znowu to samo. Jak go zachęcam, żeby przyszedł albo chcę go złapać za obrożę to ucieka i też zaraz wraca i sytuacja się powtarza. Przez jakiś czas zachęcałam go jedzeniem albo zabawką, którą rzucałam gdzieś do mieszkania ale niestety coraz słabiej to skutkuje :/ Mówię mu że nie wolno ale nie reaguje :/ Oz doskonale rozumie "nie wolno" i stosuje się szybko do tego gdy szczeka/piszczy w nocy, sępi jedzenie, włazi z łapami na stół/ kanapę rodziców. Wystarczy jedno "nie wolno" żeby przestał więc wiem, że doskonale wie o co mi chodzi. Po prostu jest wredny. Domyślam się, że dla niego to może być pewien rodzaj zabawy albo często zachęta żebym ja wyszła do niego ale jak mam np. mokrą głowę a on niszczy drzwi to raczej nie jest fajnie :/ Jesteście w stanie coś poradzić? Ktoś mi już poradził, żeby wychodzić z nim na smyczy ale ja uważam, że to nie jest rozwiązanie.
  16. Mój psiak wabi się Ozzy, ale często skracamy do Oz. Znajomi mówią na niego też Louis (tak na niego mówiłyśmy z koleżanką pierwszego dnia jak go wzięłam i jeszcze nie miał imienia. Do dziś jakoś tak zostało, że dla niej to taki słodki Lui;)). Na początku chciałam go nazwać Chico ale moja mama uznała, że mu nie pasuje i ochrzciła go Ozzy na cześć Ozzy'ego Osbourne'a :D
  17. Oz śpi ze mną w łóżku. Oczywiście on nie może w nogach, on musi koniecznie obok mnie na poduszce najlepiej się położyć. Czasami jak mi nie wygodnie to go spycham z niej, wtedy kładzie się gdzieś obok. Ogólnie lubi się przytulić, im bliżej kogoś tym lepiej. Nie uważam, żeby to było jakoś strasznie nie higieniczne, są gorsze rzeczy. Wiem, że nie powinno się pozwalać psu leżeć na miejscu pani/pana bo pies traci poczucie tego kto jest liderem itp ale o dziwo ta zmiana wpłynęła na to, że pies przestał mnie gryźć z rana jak chciał wyjść (ogólnie Ozzy był od szczeniaka bardzo agresywny i nieposłuszny). Kiedyś zawsze z rana i tak wpadał mi do łóżka i zaczynał gryźć a teraz wstaje, siada, trochę się porozgląda, zacznie mnie trącać łapą po ramieniu, jak nie reaguję zaczyna kłaść łeb na przeciw mojej twarzy i zaglądać w oczy, obserwować, jak dalej nie reaguję to dostaję łapą przez łeb. Odkąd ze mną śpi w ogóle mnie nie gryzie w łóżku. W najgorszym przypadku przynosi jakąś maskotkę i zaczyna się bawić, skakać po mnie itp, wtedy już rozumiem że spanie się skończyło i trzeba z nim wyjść.
×
×
  • Create New...