Jump to content
Dogomania

Wisienka

Members
  • Posts

    20
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Wisienka

  1. Ja niestety nr nie posiadam więc nie mogę pomóc. Ale mam nadzieję, że numer jest potrzebny tak po prostu a nie w związku z jakąś chorobą? Kate-80 co u Smerfisia? mam nadzieję, że skoro nie piszesz, wszystko w porządku? Co słychać u Varia? Jak się miewa nasz ulubieniec? Moja Milka jak przystało na Najdzielniejszą Suczkę Świata 9 lutego skończyła chemię. Miałyśmy od tego czasu trochę przejściowych kłopotów - a to z wątrobą, a to z wirusowymi zapaleniami jelit, przyplątała się nam też niestety wstrętna babeszjoza :-? 11 kwietnia byłyśmy u naszego onkologa na wizycie kontrolnej i jak na razie (tfu, tfu, tfu przez lewe ramię!) nie ma wznowy. Już tyle czasu minęło od początków naszej choroby, tyle wątpliwości, smutnych dni i płaczu z bezsilności, które dzięki wsparciu wszystkich tutaj na forum udało nam się przetrwać... dziękujemy, jesteśmy z Milką bardzo wdzięczne za wsparcie :Rose: Milka żyje bez śledziony już 8 i pół miesiąca. Były chwile smutne, o których już pisałam, ale zdecydowanie więcej było pięknych dni, wesołego szczekania, merdania ogonkiem, biegania razem, tarzania się, głaskania i przytulania. I to jest najlepszy dowód, że psy bez śledziony mogą żyć normalnie. Warto dopytywać o wszystko weterynarzy, szukać rozwiązania problemów. I przede wszystkim - warto wierzyć, że wszystko się uda i walczyć z chorobą :mad: My wierzymy, walczymy, ściskamy kciuki za Wasze psiaki. A dla Varia specjalne podrapania za uszkiem!
  2. Jakiś czas tu nie zaglądałam; miałam nadzieję, że wszystko dobrze się układa... Ogromnie mi przykro, naprawdę :-( Na nic zdadzą tu się słowa, nawet czas nie zagoi tej rany, którą masz w sercu, ale pamiętaj - kochałaś go najmocniej i robiłaś wszystko, co mogłaś. On odchodząc wiedział o tym, zapewniam Cię. To najważniejsze. Pamiętaj, że teraz jest mu dobrze i że chociaż Tobie może wydawać się inaczej - jest wszędzie tam, gdzie Ty jesteś. Bo przecież na pewno nasze psy odchodząc nie zostawiają nas zupełnie, ale czuwają nad nami do momentu, kiedy się spotkamy. Ona, trzymaj się. Życzę Ci dużo siły i mocno ściskam :-(
  3. Ona strasznie mi przykro...:-( U mojej Milki przed zrobieniem badań też podejrzewano guzy na wątrobie... Teraz chociaż walczymy z chorobą podświadomie w każdej chwili towarzyszy mi myśl o tym, że przed nami już mało czasu. Za mało. :shake: Nie mogę sobie wyobrazić tych chwil, które Ty teraz przeżywasz. Tak bardzo Ci współczuję, tak bardzo chciałabym napisać tu coś, co Cię pocieszy, sprawi, że poczujesz się lepiej... a jednocześnie wiem, że nie ma słów, które mogą ukoić tak ogromny ból i bezradność... Jedyne co mogę zrobić, to polecić Ci klinikę na Białobrzeskiej (jeśli jesteś z Warszawy czy okolic). Tam lekarze dają nadzieję, nawet jeśli wszyscy dookoła twierdzą, że nie ma szans i co najważniejsze, jeśli tylko mogą robią wszystko by zwierzak poczuł się lepiej i nie cierpiał. Spróbujcie, może warto. Będę trzymała za Was kciuki, bądź dzielna. Pamiętaj, że Twój piesek Cię teraz potrzebuje i na pewno nie chce, żebyś przez niego płakała. I pamiętaj - są rzeczy, o których nie śniło sie nawet filozofom. Ja głęboko wierzę, że cuda się zdarzają. Nie trać nadziei. Koniecznie daj znać jak czuje się psinka :*
  4. W takim razie cieszymy się z polepszenia! :multi: I zgadzam się z tobą - lepiej chuchać na zimne, nie ma co ryzykować, bo po co? Najważniejsze, że wszystko jest w porządku :lol: Chemie mamy do lutego/marca, pan doktor mówił, że za 9 tygodni planuje podać ostatnią dawkę... A później? Później jak powiedział pan doktor - na klęczkach do Częstochowy... Właśnie tego boję się najmocniej - dni po chemii - czasu kiedy już tylko od Tych W Górze zależy ile będziemy cieszyć się sobą. Nowotwory nie atakują w czasie chemii (zazwyczaj, choć i od tej reguły są wyjątki). Kiedy chemia się kończy zaczyna się loteria...:shake: Na te święta i na Nadchodzący Rok mam jedno życzenie. Nie wypowiem, bo się nie spełni. Mamy mnóstwo nadziei w sercu i nie mamy zamiaru się poddać :mad: :-x:lmaa: Troszkę spóźnione, ale chciałybyśmy z Milosławą życzyć Wam na te święta i Nowy Rok zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Niech wyniki krwi zawsze będą dobre, usg nigdy nie pokazuje nawet najmniejszego guza, apetyt dopisuje a ogonek codziennie wesoło merda (jakby śmigiełko małego helikoptera ;)). Obyśmy wszyscy potrafili docenić urok każdego dnia i spieszyli się kochać nie tylko ludzi, ale i naszych malutkich przyjaciół. Niech tych wesołych dni razem będzie jak najwięcej. Tego sobie i Wam serdecznie życzymy :Rose: Mocne i cieplutkie uściski dla Varia i Gusi! :calus:
  5. W ostatnim czasie Milka się zatruła (jakieś paskudztwo rozprzestrzeniło się po naszym osiedlu, wszystkie psy chorowały) :cool1: Całe szczęście szybko dostała antybiotyki więc nie trzeba było przerywać chemii . Tyle tylko, że badania krwi wykazały podwyższony poziom mocznika, kreatyniny i białka; badanie moczu też nie za bardzo podobało się panu doktorowi więc dostałyśmy do domu nawadniające kroplówki na tydzień. Niestety Milka w domu nie była tak grzeczna jak w klinice i robiła wszystko żeby kroplówek uniknąć, ciężko było utrzymać ją w miejscu. :eviltong: Szczerze mówiąc, mocno mnie te wyniki wystraszyły, bo trochę się już naczytałam o problemach z nerkami w czasie chemii :shake: brrr, na samą myśl cierpnie mi skóra...stresowałam się przez cały tydzień, w ostatni czwartek powtórzyłyśmy wszystkie badania, w piątek rozmawiałam z panem doktorem, który orzekł, ze wszystko wróciło do normy i nie mamy się czym przejmować :multi: Widać poprzednie wyniki były rezultatem chwilowych zawirowań...naprawdę odetchnęłam z ulgą, że wszystko jest w jako-takim porządku, moje Maleństwo spisuje się na medal :loveu: Co nowego u Varia? Jak jego wyniki i samopoczucie? Ściskamy ciepło i przedświątecznie :*
  6. Jejku jakim cudem w ogóle coś takiego mogło sie wydarzyć?:crazyeye: Aż nie chce mi się wierzyć, żeby takie rzeczy są możliwe w naszym "cywilizowanym" świecie...:shake: Najbardziej zastanawia mnie jak coś takiego może być w ogóle uznawane za sztukę. Ciekawe jak daleko przesuną się granice dobrego smaku i rozsądku za kilka lat...czy powtórzy się historia opisana w książce "Kiedy byłem dziełem sztuki"?:shake: Coś potwornego... My z Milką też poszukujemy kubraczka. Boimy się mroźnej zimy i przeziębień. Zaraz obejrzę te reklamowane na dogomanii :p Ostatnio obserwując Milkę mam wrażenie, że poza kubraczkiem przydałyby się jej buciki, bo wcale nie chce wejść na mokrą trawę...nie mówiąc już o błocie :eviltong: No cóż, damą się nie bywa, ale jest przez cały rok :loveu: Dzisiaj znowu chemia. I idę na nią trochę wystraszona, bo chorowałam przez ostatnie dwa tygodnie i boję się, że zaraziłam Milkę :oops: Co prawda nie widzę, żeby była osowiała czy kasłała, ale kto wie, kiedy ujawni się choroba... :shake: Jak lekarstwa Varia? Mam nadzieję, że pomogły i sytuacja się ustabilizowała? Całujemy i ściskamy cieplutko! :*
  7. Strasznie Was przepraszam, że tak długo nie dawałam znać :splat: To przez nawał nauki, zajęć, obowiązków...Naprawdę, tak mi wstyd :Rose: Milka całe szczęście nadal dzielnie walczy z chorobą. Co trzy tygodnie odwiedzamy pana weterynarza i dostaje kroplówkę z chemią. Pomiędzy wizytami w lecznicy w piątki podajemy Endoxan i w kółko dajemy pić, biegamy na spacer (aby uniknąć zapalenia pęcherza). Poza piątkami, które są dla mnie naprawdę ciężkie pod względem psychicznym, zdarza mi się zapomnieć, że toczymy tę Najważniejszą Walkę. Milcia jest radosna, dzielnie broni domu przed każdym kto przechodzi korytarzem pod naszymi drzwiami, ma niesamowity apetyt (co pewnie po części jest skutkiem odstawienia ryżu i makaronu - je właściwie tylko piersi kurczaka i warzywa), ciagle kręci się pod nogami i co najważniejsze - nosi ogonek nadal wesoło zadarty do góry :multi: Bardzo Wam wszystkim dziękujemy za wsparcie i zainteresowanie. Jeszcze raz przepraszam, że tyle się nie odzywałam. :oops: Dziękujemy Wam ogromnie, bo wierzymy, że także dzięki Wam i Waszym kciukom i łapkom, codziennie dostajemy piękny prezent, bez wątpienia najlepszy - kolejny dzień razem. I nie mamy zamiaru się poddać. Będziemy walczyć. Bo naprawdę jest o co. :mad: Jak się miewają Wasze psiaki? Jak samopoczucie i wyniki Varia?
  8. Niestety miałyśmy troszkę problemów i szczerze mówiąc nie miałam czasu żeby o tym pisać... Niestety po drugiej chemii podanej dożylnie (czyli w sumie trzeciej, bo dajemy jeszcze tabletki w domu) Milka bardzo źle się czuła. W drugiej dobie od podania leku zaczęła być bardzo niespokojna, biegała na przykurczonych łapkach, nie chciała jeść ani pić, zaczęła wymiotować. Ponieważ nasza klinika była nieczynna pojechałyśmy na SGGW, gdzie dostała kroplówkę i środek przeciwwymiotny. Przyniosło to chwilową ulgę, ale następnego dnia rano znowu zaczęły się kłopoty. :shake: Odwiedziłyśmy naszą lecznicę, Milusi zrobiono USG, pobrano krew do badania i sytuacja powoli zaczęła się wyjaśniać - USG pokazało powiększoną wątrobę a morfologia wynik: leukocyty 2,0 G/l (norma 6,0-12,0) ALP (czyli enzymy wątrobowe) 1389,0 U/l (norma 20-155). Efekty uboczne chemii. :shake: Przez cały tydzień codziennie byłyśmy u weterynarza po jakieś 5 godzin. Milka dostawała antybiotyk, środki przeciwbólowe, przeciwwymiotne, jedzonko i picie - wszystko w kroplówce. Po tym tygodniu moja dzielna Kruszynka powolutku zaczęła wracać do siebie. :p W niedzielę nasz pan onkolog zdecydował się na zmianę chemii. Konieczne okazało się odstawienie leku Vincristine. Zamiast tego co 3 tygodnie Milcia będzie dostawała kroplówkę z Mitoxantrone, dodatkowo będziemy jak dotychczas stosować Endoxan w tabletkach. Teraz nasza chemia ma trwać przez 15-18 tygodni. Niestety rezygnacja z Vincristine i obniżone dawki Mitoxantrone, konieczne ze względu na reakcję po poprzednich chemiach, powodują, że mamy mniejsze szanse. :-( Pan doktor mówi jednak, że nie ma innego wyjścia. Nie możemy ryzykować, że historia się powtórzy, bo to byłoby niebezpieczne dla życia Milki. Nie pytam ile mamy szans procentowo na długą remisję. Tłumaczę sobie, że ta choroba jest nieprzewidywalna (chociaż tak naprawdę boję się usłyszeć jak bardzo zmieniły się nasze rokowania). Żyję przywołując w myślach, usłyszaną w ciągu kroplówkowego tygodnia, historię pieska, któremu dawano 3% na przeżycie 6 miesięcy po chemii. Piesek żyje już 2 lata i na razie choroba nie zaatakowała. Nie ma co kalkulować, my i tak się nie poddamy. Milka doszła do siebie po tym strasznym tygodniu a to oznacza, że chce żyć. Pokazała wszystkim, że jest Najdzielniejszą Suczką Świata :loveu: A przecież Najdzielniejsze Suczki Świata się nie poddają tak łatwo, prawda? ;)
  9. Nasza chemia potrwa 25 tygodni. Przez pierwsze 4 tygodnie jeździmy na chemię podawaną dożylnie raz w tygodniu, potem co 3 tygodnie. Poza tym Milka dostała Endoxan w tabletkach, który podaje się w domu raz na 13 dni. Taki jest plan, mam nadzieję, że uda się go zrealizować bez opóźnień. We wtorek Milusia dostała pierwszy Endoxan, który na szczęście zniosła dobrze. Ja też byłam mądrzejsza, bo co 30-40 min. strzykawką dawałam jej do pysia wodę i rozwadniałam jedzenie. No i udało się - obeszłyśmy się bez kroplówki. Jedyne co było nietypowe to fakt, że po podaniu leku, zgodnie z zaleceniami pana doktora, częściej wychodziłyśmy na spacer. Chyba troszkę przesadziłam, bo co godzinę byłyśmy na dworku :lol: No ale lepiej częściej niż rzadziej, czyż nie? ;) Dzisiaj idziemy na kolejną chemię... Ja jak zwykle mam stracha, za to Milka wydaje się zupełnie spokojna... Dzielna bestia :loveu: Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Rozwalimy tego drania :olympic: Dzisiaj znowu mu się nieźle oberwie, no ale w końcu wybrał sobie dzielnego przeciwnika, czego innego można się tu spodziewać? :mad: :lmaa: :mad: A jak tam samopoczucie Varia i Jego Pani? Niezmiennie przesyłamy buziaki i uściski :calus: :calus: :buzi: :buzi:
  10. Milka wczoraj miała pierwszą chemię. Była baaaardzo dzielna :loveu: Kochane Maleństwo, bardzo jestem z niej dumna :loveu: Dzisiaj czuje się troszkę gorzej, jest nieco osowiała, kiepsko z apetytem. Byłyśmy na kroplówce podskórnej, bo mało piła. Teraz wygląda jak mały wielbłądzik :iloveyou: Najważniejsze, że kolejny etapik za nami i ciągle walczymy z tym wstrętnym chłoniakiem :mad: Mam tylko nadzieję, że jutro Milusia poczuje się lepiej, bo naprawdę nie chciałabym, żeby się męczyła...:shake:
  11. Dzisiaj byłam u dr Jagielskiego skonsultować wyniki morfologii (niestety wczoraj nie było go w klinice)... od jutra zaczynamy chemię. Z jednej strony cieszę się, że udało nam się zakwalfikować na chemię (bałam się, że chora wątroba może pokrzyżować nam plany), z drugiej strony potwornie się boję, że Milusia będzie cierpiała...:shake: Wierzę tylko, że pan doktor wie co robi i gdyby nie było sensu nie doradzałby nam chemii. Wiem, że to nasza jedyna szansa i że musimy walczyć. Nie poddamy się tak łatwo :mad: Trzymajcie za nas kciuki. Jutro zaczynamy wlaczyć na dobre :mad: Hippies mi też wydaje się, że Milka rozumie co mówimy. Kiedy martwimy się, że coś ją boli wstaje i przynosi zabawkę jakby chciała pokazać, że jest ok. Przed operacją nie reagowała na nasze rozmowy o jej bólu, leżała tylko i smętnie na nas patrzyła... Wiem, że Milka jest bardzo dzielna i będzie walczyła. Ja jej w tym pomogę i postaram się wspierać tak długo, jak tylko ona sama będzie chciała żyć. Głęboko wierzę, że przed nami jeszcze wiele pięknych chwil. Ucałowania dla Varia :buzi: :buzi:
  12. Nawet nie masz pojęcia jak strasznie mi przykro :-( Sama kilka dni temu dowiedziałam się, że moja sunia ma chłoniaka limfocytarnego (u nas zaatakował śledzionę). Straszna choroba :shake: Tak dobrze rozumiem Twój ból...i podziwiam Cię, bo teraz doskonale zdaję sobie sprawę jak ciężko jest podjąć decyzję o tym, że nasz piesek powinien odejść spokojnie, bez bólu, kiedy egoizm i nieskończona miłość do zwierzaka podpowiada żeby walczyć za każdą cenę...:shake: Podjęłaś odważną decyzję, która świadczy o ogromnej miłości. Zrobiłaś wszystko, żeby jemu było lepiej, nie myśląc o swoim bólu, z którym przyjdzie Ci się zmierzyć. I Twój Faust jest Ci za to wdzięczny. Jestem pewna. Trzymaj się cieplutko :glaszcze: :calus:
  13. Byłyśmy dzisiaj u dr Jagielskiego. Wszystko nam spokojnie wytłumaczył. Powiedział, że powinniśmy zdecydować się na chemioterapię. W sumie tego się spodziewałam. Zrobiłyśmy dzisiaj już część badań - ponieważ Milcia ciężko oddycha miałyśmy prześwietlenie płuc. Potem trafiłyśmy do pani kardiolog, która zrobiła EKG. Miąższ w płuckach jest nieco zagęszczony. Serduszko troszkę powiększone i niedotlenione. Dostałyśmy leki i będziemy obserwować czy coś się zmienia. Jutro badanie krwi i z wynikiem morfologii do dr Jagielskiego. Wtedy zdecyduje co i jak z dalszym leczeniem. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie atmosfera w lecznicy. Jeszcze nigdy nie byłyśmy tak "obsłużone". Wszystko trwało jakąś godzinkę a byłyśmy u dwóch lekarzy i miałyśmy dwa badania. Wszystko szybciutko a jednocześnie mogłyśmy wyjaśnić swoje wątpliwości. Zobaczymy co okaże się jutro. Trzymajcie kciuki. Wierzę, że mamy szanse. Pan doktor powiedział, że ok. 10% przypadków udaje się wyleczyć.Wiara czyni cuda, prawda? Więc wierzę. Tak mocno jak chyba nigdy dotąd. Wierzę, że jeszcze dostaniemy trochę czasu. Uczę się cieszyć tym, co mamy. Tym, że jesteśmy razem dzisiaj. Już nie myślę o przyszłości. Ważne jest to, że dziś Milka zjadła z apetytem, że była taka dzielna na badaniach (moja malutka bohaterka :loveu: ), że podskakuje i merda ogonkiem. Nie rozmawiam z nią o tym, co ją czeka. Mówię jej tylko, że bardzo ją kocham i zawsze będziemy razem. Bo tak właśnie będzie. I kropka. A jak tam miewa się Vario? Przesyłamy podrapanie za uszkiem i całusy (względnie liźnięcia) w nosek :calus: Mamy nadzieję, że jego wyniki morfologii będą dobre :kciuki: :kciuki: :kciuki: :kciuki: :kciuki: :kciuki:
  14. Milka czuje się (chyba) dobrze - ma apetyt, wieczorami jak zrobi się chłodniej wszystkich zaczepia i zaprasza do zabawy. Dzisiaj nawet zażądała żeby wyjąć wszystkie jej zabawki z pudełka i chyba z 30 min zastanawiała się czy woli żeby rzucać jej piłeczkę, kostkę czy może gumowego dinozaura ;) Nie za bardzo chce chodzić na spacery, ale nigdy tego nie lubiła - zawsze wolała być w domu, dlatego nie przejmujemy się tym za bardzo. Szczeka, chce skakać, dziwi się, że nie pozwalamy jej samej wskakiwać na fotel i schodzić po schodach. Patrzy wtedy na nas jak na wariatów i zdaje się mówić: " No cóż, chyba zwariowaliście, ale mogę przystać na te wasze dziwactwa skoro to was uszczęśliwi." :loveu: Moje kochane Maleństwo... A ja? No cóż...dzisiaj zawalił się mój świat. Dopiero jak odebrałam wyniki zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę cały czas wierzyłam, że nasza historia skończy się dobrze. Miałam nadzieję, że usunięcie śledziony to koniec naszej walki. Niestety, to dopiero początek :-( Przed Milką udaję, że wszystko jest ok. Ona tak strasznie się martwi, kiedy płacze się z jej powodu. Umie to wyczuć. Nawet kiedy zamknę drzwi od pokoju i płaczę najciszej jak umiem ona zaraz drapie łapką prosząc żeby ją wpuścić. Spuszcza ogonek i uszka, kładzie się przy stopach i pokazuje ten swój pocięty brzusio...:-( Będę silna dla Niej. Muszę być. Jestem gotowa na walkę :mad: Już powiedziałam - mój pies będzie machał ogonkiem Panu Bogu stąd, z ziemi. A ja nie rzucam słów na wiatr.:mad: Dzisiaj nie było żadnego onkologa w klinice. Ani onkologa ani nawet chirurga. Jesteśmy zapisane na 22 sierpnia do dr Jagielskiego, podobno miałyśmy szczęście, bo akurat zwolniło się miejsce. Nie wiem jak wytrzymam...jeszcze tyle godzin zanim usłyszę jakie mamy szanse, ile dni jeszcze przed nami...dni, tygodni, a może miesięcy...:shake: Weszłam w stan kompletnego zawieszenia. Moje internetowe poszukiwania zakonczyłam kiedy znalazłam informację, że nie powinnam Milce podawać węglowodanów (od razu biszkopciki i ryż poszły w odstawkę) i że ten typ chłoniaka należy do mało złośliwych. Boję się robić sobie nadzieję, boję się przeczytać, że nie mamy szans. Poczekam do środy na fachową diagnozę, a teraz...no cóż... teraz staram się żyć jakbym nie wiedziała o chorobie Milki...tylko jeszcze nie wymyśliłam jak powstrzymać łzy, które cisną mi się do oczu jak tylko wyjdę z domu (w domu przecież płacz jest całkowicie zakazany!) i pozbyć się tego ogromnego kamienia z serca, który sprawia, że nie chce się jeść, pić, spać a także w jakiś dziwny sposób spowodował, że wszystko na świecie straciło kolory i sens...:-(
  15. Dziś odebrałam wyniki badań histopatologicznych... chłoniak limfocytarny :placz:
  16. Bardzo mi przykro z powodu Twojego pieska :placz: 1,5 miesiąca to przecież maleństwo...:shake: Nigdy nie słyszałam podobnej historii. Nie wiem co to mogło być, ale może faktycznie skręt żołądka :shake: Są choroby, którym nie można zapobiec i to jest chyba w tym wszystkim najgorsze... Nie obwiniaj się. Najważniejsze, że zrobiłaś wszystko, co w Twojej mocy, żeby wyzdrowiał. Twój piesek doskonale o tym wie. Na pewno biega po Tęczowych Łąkach i martwi się, że płaczesz. Nie obwiniaj się, naprawdę, trzymaj się cieplutko :calus: :glaszcze:
  17. Walczcie dzielnie :mad: Ira, nie poddawaj się! :mad: :mad: Przy okazji - napisałaś, że mimo guzów w płuckach, Ira nie ma powiększonych węzłów chłonnych. Troszkę mnie to zdziwiło, bo zawsze miałam wrażenie, że to jest powiązane...Pytałaś może swojego weterynarza czy przekonanie, że jeśli jest nowotwór węzły są zawsze powiększone jest błędne, czy to u Iry jest nietypowo?
  18. Milka wraca do zdrowia. Aż trochę się boję czy nie za szybko, czy to nie jest jakiś podstęp wstrętnej choroby (tfu tfu tfu)... Ma ogromny apetyt, szczeka, chce się bawić, biegać, skakać...jest radośniejsza i ma więcej wigoru niż przed operacją :multi: Rana goi się dobrze (chirurg odradził nam smarowanie rivanolem, ogromnie nas to zdziwiło, no ale grzecznie stosujemy się do zaleceń pana doktora ;) ), w poniedziałek wybieramy się na zdjęcie szwów. Jedyny niepokojący objaw to dyszenie bez powodu (niekoniecznie po wysiłku), które pojawia się i znika, zarówno w ciągu dnia, jak i wieczorami. No i wieczorami Milka wyraźnie czegoś się boi :-( Mam wrażenie, że przypomina jej się jak oddaliśmy ją na operację i potem zostawiliśmy samą w szpitalu... :-( Mam nadzieję, że z czasem strach minie i powróci przekonanie, że nigdy jej nie zostawimy :p Ciągle jeszcze przed nami najważniejsze - w czwartek wyniki badania guzka. Bardzo się boję i chociaż staram się o tym nie myśleć, ciągle się nad tym zastanawiam... Na razie cieszę się każdą chwilą, każdym merdnięciem ogonka i wesołym warknięciem :loveu: A jak miewa się Vario?? Jak jego samopoczucie i kręgosłup? Trzymamy za niego mocno kciuki:kciuki: :kciuki: :kciuki: :kciuki: :kciuki: :kciuki: Coś mi mówi, że skoro tyle już przeszedł i wykazał tak wielką wolę życia to żadne krwiotworzenie pozaszpikowe nie stanowi dla niego problemu i jest nie tyle niepokojącym objawem, co przypadkową reakcją jego organizmu. Vario, wierzymy w Ciebie, pamiętaj! :calus: :buzi:
  19. Milka dzielnie się trzyma :) Wczoraj pojawiły się zasinienia na brzuszku więc po tych wszystkich krwotokowych sprawach strasznie się zdenerwowałam, ale na szczęście okazało się, że to nic groźnego - pomogły zwykłe zimne okłady :razz: Dzisiaj nasza trzecia doba. Oby wszystko było dobrze... Na razie najważniejsze, że ogonek jest wesoło podniesiony do góry i dopisuje apetyt :multi: Co prawda Milce humor mocno psuje kubraczek, z którego co chwila wyciąga którąś łapkę, ale już troszkę przywykła i nie panikuje jak na początku :lol: Razem z Milką bardzo dziękujemy za Wasze wsparcie i kciuki :buzi: To bardzo pomaga :buzi: My też trzymamy kciuki i łapki za Wasze pieski. Trzymajcie się cieplutko. Musi się nam udać. Nasi mali bohaterowie się nie poddadzą tak łatwo :mad:
  20. Moja Milka (10 lat) od wczoraj nie ma śledziony tak, jak Wasze pieski... Dwa tygodnie temu odebraliśmy badania krwi, które pokazały, że poziom fosfatazy alkaicznej jest 10-cio krotnie przekroczony. Po badaniu usg okazało się, że na śledzionie zaczyna rosnąć guzek, który na razie ma 1,6cm średnicy. Onkolog zdecydował o usunięciu śledziony. Byłam przerażona, bo nie mam przyjemnych wspomnień związanych z operacjami. Kiedy Milka miała 2 latka została wysterylizowana z powodu ropomacicza. Szew następnego dnia po operacji zaczął się rozłazić tak, że Milcia miała dziurę w brzuchu. Lekarz twierdził, że to normalne, dawał zastrzyki. Po antybiotyku rana się zasklepiała, na wieczór była otwarta. Koszmar. W końcu inny wet podjął się kolejnej operacji, usunął ogromną już martwicę i w końcu zaczęłyśmy wychodzić na prostą. Może to głupie i naiwne, ale zawsze wierzyłam, że jeśli tyle wycierpiała w młodości, na starość nie będzie musiała przechodzić tego kolejny raz. Niestety. Wczoraj Milka miała usuwaną śledzionę. Lekarze mimo, że zostali uprzedzeni o wcześniejszych kłopotach bardzo szybko kazali jej wstać. Kiedy była już półprzytomna pozwolili nam z nią posiedzieć. Od początku czułam, że coś jest nie tak - Milcia miała dziwny wzrok. Myślałam, że przesadzam, że tylko mi się zdaje... Chociaż nadal psinka się przewracała lekarze powiedzieli, że możemy jechać do domu. Pojechaliśmy. Po 30 min w domu pies wstał, pisnął cichutko i upadł. Oczy były kompletnie nieprzytomne, pies zupełnie nie reagował na wołanie, a dziąsła, język i wszystkie śluzówki były białe jak papier. Po telefonie na blok operacyjny zawiozłyśmy psa z powrotem do kliniki. W samochodzie Milce oczka zaczęły zachodzić mgłą, oddech stał się płytki a ciałko dziwnie się zmniejszyło. Czułam, że mnie opuszcza.:-( Całe szczęście zdążyłyśmy, kiedy gwałtownie położyłam Milkę na stół spojrzała przytomniej i już wiedziałam, że się nie poddamy. Okazało się, że Milka miała krwotok wewnętrzny, przeszła kolejną operację, przetoczono jej krew a na noc została w szpitaliku. Skąd krwotok - nie wiadomo. Może gdzieś puściła przewiązka, może za wcześnie Micia wstała. Nigdy się nie dowiemy. Wiem za to, że nigdy nie zapomnę swojego biegu na salę operacyjną i tego przeraźliwie zimnego ciałka mojej Milki, która odpływa gdzieś daleko i wysoko... Dziś pozwolono ją nam odebrać. Jest już w domku. Ciągle się martwię - tak jak pisano już - jak ziaje, to martwię się, że ziaje, jak za długo leży to czemu się nie rusza, jak się rusza, to czy to znaczy,że ją boli itd.itp. I jeszcze te podróże na zastrzyki i wynoszenie na spacer :shake: Jak wynosiliście Wasze pieski na spacer? Czy znacie jakiś sposób podniesienia, żeby sprawić jak najmniej bólu? Wiem, że przed nami jeszcze długa droga-zastrzyki, zdjęcie szwów, wynik badania guzka- ale ciągle ufam, że wszystko będzie dobrze. Trzymajcie za nas kciuki, proszę.
×
×
  • Create New...