Jump to content
Dogomania

Lila2006

Members
  • Posts

    23
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Lila2006

  1. Witam. Po stracie ukochanej suni, dojrzałam do adopcji schroniskowego psa. Oglądałam psy na stronie schroniska i zakochałam się w Fajce. Niestety dowiedziałam się, że nie ma jej już w schronisku ale jest jej siostra Whisky. Czy ktoś mógłby mi coś więcej o niej napisać? Zdaję sobie sprawę, że jest to pies trudny, ale ja miałam już do czynienia z takim wycofanym psem i dogadaliśmy się. Mieszkam z mamą w domku jednorodzinnym, ogrodzonym, z dużym ogrodem, w spokojnym miejscu przy samym lesie z dala od ruchliwych ulic i miejskiego zgiełku. Pies mieszkałby w domu ale w każdej chwili mógłby wyjść na podwórko. Raz dziennie wychodziłby na dłuższy spacer do lasu, niestety na smyczy bo musiałabym być jej całkowicie pewna, żeby mogła biegać luzem. Jeśli spacer ze mną byłby niewystarczający to mogę oczywiście zaoferować bieg przy rowerze, choć osobiście wydaje mi się to dość okrutne wobec psa. Najważniejsze dla mnie jest, żeby Whisky nie była agresywna wobec ludzi i wobec kotów. Ja pracuję i w tygodniu sunia większość czasu spędzałaby z moją mamą emerytką. Chciałabym być w tym czasie spokojna o obie, jak również o dwie moje kotki. Oczywiście mama nie będzie jej się na siłę narzucać, a koty mieszkają w innej części domu razem z 14 letnią Norką, prawie dobermanką specjalnej troski. Norka jest psem bardzo trudnym i nie wiem czy dziewczyny by się dogadały, ale to nie stanowi problemu bo jeśli się nie zgodzą, to nie będą się spotykać. Mamy taką opcję opanowaną gdyż z Dianą też się nie dogadały a mieszkały razem przez 10 lat. Przepraszam, ze tak się rozpisałam ale zależy mi, żeby zarówno nowy członek naszej rodziny jak i rodzina były szczęśliwe. Bardzo chętnie porozmawiałabym z wolontariuszką, która zajmuje się Whisky. I jeszcze jedno pytanie. Wybieram się do schroniska we wtorek po pracy, tak ok 14-15-tej. Czy jest wtedy szansa na spotkanie z kimś kto zna te psy i może coś o nich powiedzieć? Jeśli nie uda mi się adoptować Whisky to mam na oku jeszcze inne suczki ale chciałabym przed zabraniem ich do domu dowiedzieć się czegoś więcej niż jest na stronach adopcyjnych. Pozdrawiam. Lidka
  2. Wspaniałe wieści :laola: Teraz trzymamy kciuki za szybką rekonwalescencję i dojście do pełnej sprawności. Mila miała ogromne szczęście, że trafiła do takiego domku. Dzięki takim ludziom jak Wy ten świat jest piękniejszy. PS. Dopiero zobaczyłam fotki. Dziewczyny są fantastyczne. A jaka zgoda i miłość między nimi panuje. Mogłabym patrzeć na nie bez końca. Od razu staje mi przed oczami mój nieodżałowany Ikarek. Kocham wszystkie swoje psy ale muszę stwierdzić, że Ikar vel Gucio, kochany białasek był psem wyjątkowym. Przesyłam uściski i proszę wytarmoś ode mnie te białe piękności.
  3. Wysłane ale szczerze mówiąc zbytnią optymistką to ja też nie jestem :shake:. Lecę jeszcze na tą stronę TOZ.
  4. Ja również bardzo mocno trzymam kciuki :kciuki::kciuki::kciuki:
  5. Uwielbiam czytać takie wątki, gdzie wszystko dobrze się kończy a posty są pełne humoru i takiej pozytywnej energii. Jestem pewna,że operacja Milusi się uda i szczęśliwie będzie sobie żyła w kochającej i wspaniałej rodzinie. Mocno za to trzymam kciuki. PS. Stokrotko chyba pora zmienić awatar ;)
  6. Tak bardzo mi żal biednej suni. Żałuję bardzo, że nie mogę zabrać jej do siebie. Nie wyobrażam sobie jak można przy byle problemie pozbyć się członka rodziny. Czy gdyby dzieci tej pani sprawiały kłopoty to również by je oddała? Takie mam odczucie czytając ten wątek, że ona nie myslała o Koszi zabierajac ją do siebie ale sama chciała się dowartościować jej kosztem stąd to oczekiwanie na wdzięczność. :shake: Mam nadzieję na kochający i odpowiedzialny domek dla Koszi i bardzo mocno trzymam kciuki.
  7. Przeczytałam cały wątek, jestem wstrząśnięta. Trzymam mocno kciuki za sunię, bardzo bym chciała, żeby zaznała teraz w swoim życiu tyle miłości i ciepła ile wcześniej cierpienia i głodu. Jeśli chodzi o polską wieś to potwierdzam to co pisałyście wczesniej. Nie jest dobrze a nawet jest bardzo źle. Ja również kilkanascie lat temu przeprowadziłam się na wieś. Z jednej strony wspaniale, natura, piekne widoki, las na spacerki z psami a z drugiej strony ludzie.....lepiej nie mówić. Też jestem traktowana jak wariatka, a z drugiej strony zdarzały się przypadki podrzucania mi szczeniąt i kociąt. Pracuję na poczcie również na wsi i już nie raz przechowywałam w urzędzie biegajace po szosie psy czy koty (mam nadzieję, że nie przeczyta tego nikt z moich szefów). Tak jak pisałyscie na wsi zwierzę jest "tylko" zwierzęciem. Często jednak to ciężkie życie zwierzaków nie wynika ze złej woli ich właścicieli ale z ich wielkiej nieświadomości. Tak sobie myślę, że cała nadzieja w młodzieży i dzieciach, do nich trzeba dotrzeć i uświadamiać, edukować itp, itd. Chciałam tylko dodać, że i wśród gospodarzy zdarzają się wyjątki. Moi wujostwo np. mieszkajacy na naprawdę wsi "zabitej dechami" mieli bardzo zadbane zwierzęta. Psy nigdy nie były na łańcuchu, biegały luzem po podwórku, mieszkały w domu. Koń żył 30 lat, był zadbany, codziennie czyszczony, nigdy nie pracował ponad siły. Jak była cięższa praca to wujek pożyczał drugiego konia od sąsiada. Nawet krowy czyścił przed wyprowadzeniem na łąkę. A w czasie świniobicia uciekał z domu na cały dzień tak przeżywał. Nie potrafił zabić nawet kury. Mam to po nim. Szkoda, że nie widziałyscie miny weterynarza kiedy poprosiłam go o uśpienie kury, której nie mozna było inaczej pomóc. :crazyeye:
  8. Stokrotko, myślę, że jakaś skarpeta się dla Miluni znajdzie a wtedy grosik do grosika i damy radę.
  9. Witajcie, przeczytałam cały wątek (takie to czytam z przyjemnością jako przeciwwagę tych wszystkich smutnych), Imbirek jest fantastyczny i bardzo wyprzystojniał od pierwszego postu. Ja podobnie jak Wy nie wyobrażam sobie co mogłoby mnie zmusic do oddania psa. Moje zwierzaki są pełnoprawnymi członkami rodziny bez względu na to ile i jakie kłopoty sprawiają. Bardzo proszę wytarmosić ode mnie Imbirka i wycałować te jego urocze fafle. Pozdrawiam.
  10. Mój Maksio kaszlał i przez dwóch wetów przez 3 miesiące był leczony na zapalenie krtani. M.in. dostawał sterydy, po których sie polepszało. Dopiero trzeci weterynarz zaraz po osłuchaniu stwierdził, że to serce. Dodam, że tamci dwaj też go osłuchiwali. Niestety rentgen potwierdził ogromnie powiększone serce i mój ukochany Maksio wkrótce umarł. Wiem, że to była wada serca od urodzenia ale myślę, że gdyby diagnoza była dobra od razu to mógłby pozyć dłużej a tak tylko 8 lat. Dlatego lepiej skonsultować diagnozę z innym wetem i mieć pewność. Zyczę psince duuużo zdrówka, pozdrawiam.
  11. Witam, ja chciałabym polecić Gabinet Weterynaryjny Agaty i Marcina Klimczaków. Tu na dogomanii znalazłam ich adres Łubinowa 25 ŁÓDŹ Wcześniej przyjmowali w Białych Błotach pod Bydgoszczą i leczyli moje liczne zwierzaki. To młodzi ludzie, dla których to co robią jest pasją. Jeśli czegoś nie wiedzą nie wstydzą się zapytać innych lekarzy lub skierować do specjalisty. Do mojej suni chorej na mocznicę przyjeżdżali kilka razy dziennie z poświęceniem ratując jej życie. Ceny też były bardzo przystępne, w przeciwnym razie przy ilości zwierząt, którą posiadam już dawno bym zbankrutowała. Bardzo, bardzo mi ich brakuje. Teraz moim zwierzyńcem opiekuje się lekarz z Łochowa Rafał Bernacki Dębowa 32 Łochowo Również w/g mnie godny polecenia. Wiem, że pracuje też w bydgoskim schronisku. Mam nadzieję, że dziewczyny, które są tam wolontariuszkami potwierdzą moją opinię.
  12. Mam ogromną prośbę o wystawienie potrzebującego psa na Allegro. Wątek Borysa jest w innym miejscu ale niestety narazie bez odzewu. Mogę pokryć koszty wystawienia ale niestety nie mam doświadczenia w przeprowadzaniu takich aukcji. W imieniu Boryska bardzo prosimy o pomoc. Dajmy mu szanse na Życie. [URL]http://dogomania.pl/forum/showthread.php?t=33473&highight=Borys[/URL]
  13. Stokrotko, nie poddawaj się. Oczywiście nie wiem dokładnie jaki jest uraz Mili ale uwierz mi, że nasza Leda miała naprawdę bardzo poważne zerwanie więzadła z przemieszczeniem rzepki. Naprawdę bardzo dobry bydgoski chirurg ortopeda miał z tym przypadkiem nie lada kłopot i musiał sie dokształcić. Mimo to rekonwalescencja suni trwała niecały miesiąc i nie było wcale tak źle. Miała łapkę włożona w specjalną szynę, mogła normalnie chodzić i wprawdzie nie 1 piętro ale kilka schodków musiała pokonać. z początku trzeba było tylko troszkę ją podtrzymać. To też był spory pies bo ON-kowaty więc wkładalismy jej pod brzuszek ręcznik i w ten sposób trzymając oba końce w ręku podtrzymywalismy ją jak szła po schodach i to tylko na początku. Po miesiącu biegała jak dawniej a nawet próbowała skakać przez niższe płoty. Człowiek zawsze boi się co to będzie a potem i tak sobie jakoś radzi. A może ktoś z rodziny albo sąsiadów mógłby pomóc? Trzymam mocno kciuki żeby się udało, pozdrawiam.
  14. Najgorsze, że ta osoba wcale nie uważa, że zrobiła coś złego, nie wypiera sie i mówi o tym tak lekko. To okropne. Jak tak wychowa dzieci to może ją na starośc też wywiozą do lasu czego jej serdecznie życzę.
  15. Stokrotko, przeczytałam cały wątek Mili i bardzo się wzruszyłam. Jesteś wspaniałą osobą i bardzo się cieszę, że Milusia właśnie do Ciebie trafiła. Ja kiedyś też miałam psa samoyeda i wiem jak wspaniałe i kochane są to istoty. Jeśli chodzi o zerwane więzadło to nasza sunia też miała kiedyś ten problem i miała zrobioną operację, po której wróciła do pełnej sprawności (nawet skakała przez płoty). Jej przypadek był wyjątkowo trudny bo rzepka kolanowa przesunęła jej się o kilkanaście cm. i nawet specjalista ortopeda musiał przed zabiegiem się konsultować i dokształcać. Ale wszystko się udało i wierzę, że Milce też się uda. Niech tylko szybko się wzmocni i nabierze sił a będzie dobrze. Pozdrawiamy serdecznie moje stado i ja i specjalne uściski dla Mili.
  16. Diana nie boi się niczego....może z wyjątkiem taty kapcia, ale to chyba strach udawany. Jak za bardzo dokucza to tata zdejmuje kapcia i wtedy ona wpada w szał zaczyna niby uciekać, potem atakuje, potem znów ucieka i tak w kółko. A my zamiast zareagować pokładamy się ze śmiechu. Natomiast fizia ma na punkcie wszystkiego co lata, począwszy od muszek przez sikorki , śmigłowce a skończywszy na samolotach odrzutowych, które ledwo widać tak wysoko latają. Po za tymi samolotami wszystko inne próbuje złapać. Najsmieszniej jest jak łapie heikoptery :lol: Norcia i Toffi boją się huku, tzn np. burzy, strzałów fajerwerków itp. Najgorzej, że czasem słychać odgłosy z jakiejś strzelnicy i wtedy jest niewesoło.
  17. Ja właściwie rozdzielałam tylko swoje psy. Miałam kiedyś cztery psy: dobermanopodobną sukę Korę, samoyeda Ikara, ogromnego nierasowega psa w typie molosa Maksa i małego kundelka Toffika. Do kłótni dochodziło najczęściej między Ikarem i Maksem. Ikar miał bardzo silny, dominujący charakter i zaczepiał Maksa o byle co. Maksio zaś był bardzo dobrotliwy i najczęściej schodził Ikarowi z drogi ale czasem albo nie wytrzymywał albo nie miał gdzie odejść i dochodziło do walk. Teraz wydaje mi się, że robiłam błąd wtrącając się i rozdzielając psy ale różnica wag była tak duża, że bałam się o Ikara, tym bardziej, że zawsze przegrywał (a mimo to rządził nadal). Teraz mam dwa psy, wspomnianego juz Toffika i dobermanopodobną sukę Norę (jej przypadek kwalifikuje się na osobny wątek). Ponieważ Nora jest bardzo niezrównoważona psychicznie, często z różnych powodów rzuca się na Toffika. Po pierwsze staram się nie dopuszczać do sytuacji konfliktowych choć czasem trudno je przewidzieć. A jak już dojdzie do walki to wychodzę z pokoju lub jak bójka ma miejsce na podwórku to wchodzę do domu. Prawie natychmiast jest spokój. Natomiast kiedy próbuję je rozdzielać gryzą się bardziej zaciekle i często leje sie krew. Nie wiem czy zawsze to skutkuje ale w moim przypadku to najlepsze rozwiązanie.
×
×
  • Create New...