Jump to content
Dogomania

Kajasz

Members
  • Posts

    56
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Kajasz

  1. :)pewnie jutro będzie, zanim trafi do sieci, przejdzie pewnie przez parękomputerów i kabelków. No i najpierw musi powstać, a na to nie mam wplywu
  2. [quote name='joaaa']Czyżby to miały być obiecane zdjęcia?! Chyba Garett brał udział w wstawianiu. :diabloti:[/quote] :lol: no to akurat dowód na to, że mamy problemy ze wstawianiem zdjęć;) Garet woli ciekawsze zajęcia, np. patroszenie ludzi (mnie:/), ale o tym może w następnym odcinku opowieści....
  3. Witam :) Po pierwsze: wiedzialyśmy, że tak będzie, bo zdjęcia są elegancko dobrane.... przeciwko nam:mad:, więc jak tylko posiądziemy umiejętność wklejania zdjęć (której narazie brak) przedstawimy dowody rzeczowe świadczące o naszej prawdomówności. Po drugie: kolejny odcinek poniżęj wklejam... I po trzecie: serdeczne pozdrowienia dla wszystkich milośni(cze)k(ów) Gareta [FONT=Georgia]10.5.2006 środa[/FONT] [FONT=Georgia] Ponieważ mam urlop, chodzę do pracy tylko dwa razy w tygodniu, co, nie ukrywam, budzi we mnie frustrację, poczucie krzywdy i tęsknotę za czasami, kiedy pracę można było sobie wybierać, a już na pewno nie mieli problemów z jej zdobyciem ludzie wykształceni. Wracając do domu we wtorek późnym popołudniem, poprawiałam sobie humor przeżuwaniem myśli, że gdybym była po zawodówce, miałabym teraz nie tylko większy staż pracy, ale i wyższą grupę.[/FONT] [FONT=Georgia] Gareta zastałam przy czytaniu „Łuku Triumfalnego”, który naznaczył sobie już kilka dni wcześniej odrywając grzbiet i kawałek okładki. Na mój widok tak się ucieszył, że dał go sobie bez protestu odebrać. Był tak rozradowany, że zjadł nawet swoje żarcie i to przeznaczone na dwa dni, co oznaczało, że w nocy, po powrocie z Krakowa, znowu będę musiała gotować. [/FONT] [FONT=Georgia] Mój zachwyt nad spacerem majową nocą zakłóciły sygnały świadczące o tym, że jedno z moich jąder miażdżystych rozpoczęło wędrówkę w niewłaściwym kierunku. A czekało mnie jeszcze wywleczenie pełnego pojemnika ze śmieciami z podjazdu na chodnik. Było kamieniście i pod górę. Do domu wczołgałam się resztkami sił przeklinając paskudnie przy każdym nieostrożnym ruchu. Atak radosnego powitania Gareta zniosłam wczepiona pazurami i zębami w ścianę. [/FONT] [FONT=Georgia] -Przecież ten pies będzie kompletnie głupi, ty go w ogóle nie karcisz! – zganiła mnie moja matka, która, o dziwo, mimo późnej pory była jeszcze na nogach. [/FONT] [FONT=Georgia] -Mam dyskopatię – warknęłam ponuro czołgając się do kuchni. Ból bólem, ale coś trzeba zjeść, a w naszym domu, jak zwykle, od razu dostępne było tylko żarcie dla zwierząt, a ja jestem wegetarianką. Zaaplikowałam sobie lekarstwo i szybko przygotowałam naszą ulubioną sałatkę z sosem czosnkowym. Garet czekał z wywieszonym ozorem i wzrokiem pełnym nadziei. Pierwszy popędził do pokoju, usłużnie porwał z fotela wełnianą poduszkę, którą zamierzałam sobie podeprzeć plecy, wyniósł ją na korytarz i pospiesznie wrócił. Przekrzywiając głowę przeczekał kilka minut, które poświęciłam na próby przybrania pozycji siedzącej, jęki oraz długie, treściwe i pełne emocji przemówienie, którego nie da się przytoczyć w najmniejszej nawet części. Zaraz potem wyskoczył na mnie, uścisnął mnie, polizał, podrapał i ugryzł, po czym wyczekująco wycelował nosem w miskę z sałatą, którą zasłoniłam ramieniem chcąc ocalić chociaż trochę, bo nie było mowy, żebym się schyliła i jadła z podłogi. Nie tego dnia. [/FONT] [FONT=Georgia] Moja matka przywędrowała za nami i z potępieniem patrzyła na mnie wczepioną w fotel i psa wczepionego we mnie. Myślałam, że nastąpiła w niej jakaś przemiana charakterologiczna i przygnała ją troska o mnie, ale już w drugim zdaniu rozwiała moje złudzenia. [/FONT] [FONT=Georgia] -Jak możesz pozwolić, żeby pies siedział na tobie i wtykał ci łeb do talerza? [/FONT] [FONT=Georgia]Garet łypnął na nią z niechęcią i podczołgał się bliżej. [/FONT] [FONT=Georgia] -Boli mnie, nie mam siły się bronić![/FONT] [FONT=Georgia] -To pewnie jutro nie pójdziesz do urzędu? Ja już znowu całą noc nie będę spała... wszystko zawsze na mojej głowie... [/FONT] [FONT=Georgia] Te manipulacje polegające na wzbudzaniu poczucia winy już dawno przestały robić na mnie wrażenie, ale zapewniłam ją, że do urzędu pójdę, bo dopiero wtedy mogliśmy spokojnie zjeść kolację. Moja koordynacja ruchów była jeszcze gorsza, niż zwykle, toteż pod koniec Garet cały był usiany ziarnami gorczycy. Z pyska ziało mu czosnkiem tak samo jak mnie, więc nie narzekaliśmy na siebie w łóżku. Ponadto znosił ze stoicką cierpliwością soczyste przekleństwa, które towarzyszyły każdemu mojemu ruchowi. [/FONT] [FONT=Georgia] Rano traktował mnie wyjątkowo łagodnie, dopóki nie zorientował się, że znowu wychodzę. Chętnie bym została, ale widocznie los przeznaczył mi taki pracowity urlop. Zanosiło się na to, że do cholernego urzędu będę chodziła równie systematycznie jak jego pracownicy, żeby wreszcie odkręcić pomyłkę, jaką moja matka popełniła przy wpisywaniu metrażu pomieszczeń gospodarczych, a którą wyjątkowo antypatyczna urzędniczka pomnożyła przez dwa, co stworzyło węzeł nie do rozwikłania. Głównie dlatego, że urzędniczka najwyraźniej żywiła do mnie tyleż samo ciepłych uczuć, co ja do niej i powietrze w pokoju aż wibrowało od wrogości. [/FONT] [FONT=Georgia] Do naszego lekarza rodzinnego dotarłam rozżarzona do czerwoności. Jego dla odmiany kocham, chociaż sprawia wrażenie cholerycznego gbura. W gruncie rzeczy to słodki człowiek o złotym sercu, chociaż nieprzywykli do jego sposobu bycia leją po nogach ze strachu. Jako pierwsza w kolejce uprzywilejowanych zostałam przyjęta na tyle szybko, że nie zdążyłam jeszcze ochłonąć po koszmarnym sadowieniu się na krześle w poczekalni, a już musiałam się pozbierać.[/FONT] [FONT=Georgia] -Dzień dobry, kochany doktorze![/FONT] [FONT=Georgia] Spojrzał na mnie groźnie spode łba i warknął:[/FONT] [FONT=Georgia] -Co tam słychać, pani S.? Proszę siadać![/FONT] [FONT=Georgia] -Dziękuję, wolałabym postać. Siadanie to bardzo bolesny proces i paskudnie przy tym mówię. [/FONT] [FONT=Georgia] -Korzonki? To co piszemy? [/FONT] [FONT=Georgia] Pod koniec wizyty poprosiłam jeszcze o receptę na leki odczulające. [/FONT] [FONT=Georgia] -Mam znowu psa alergika – wyjaśniłam. Posiniał z lekka na twarzy i fuknął pod nosem.[/FONT] [FONT=Georgia] -Znaczy, ma pani alergię?[/FONT] [FONT=Georgia] -No właśnie – ucieszyłam się. –Jak cholera. Wszystko mnie swędzi i sierść mi kępkami wypada. [/FONT] [FONT=Georgia] Na pożegnanie obrzucił mnie przekrwionym, pełnym pasji wzrokiem i wycharczał serdecznie:[/FONT] [FONT=Georgia] -Wszystkiego dobrego. Proszę pozdrowić mamusię![/FONT] [FONT=Georgia] Co też uczyniłam rozczulona tym, że Irena, widocznie z wdzięczności za moje użeranie się z urzędniczką, pozbierała sprzed domu nasze pantofle i wełniane poduszki. [/FONT] [FONT=Georgia] -W twoim pokoju znowu coś poszarpał, ale już nie ruszałam. [/FONT] [FONT=Georgia] To coś poszarpane, to był „Kubuś Fatalista...”. Poznałam po strzępach okładki. „Łuk Triumfalny” musiał go znudzić. Garet zakończywszy powitalny taniec zawlókł resztki książki pod moje łóżko, na co mogłam tylko bezsilnie patrzeć, bo próba schylenia się skończyła się fiaskiem. Muszę mu przyznać, że wkładka z napisem „Nagroda dla uczennicy Kai S. za bardzo dobre wyniki w nauce i wzorowe zachowanie” leżała na podłodze nietknięta. Prawie się wzruszyłam, że ją oszczędził. Wsunęłam ją stopą głęboko pod fotel i zabrałam się za przygotowanie obiadu. Oczywiście sałatka i ukochane przez Gareta kotlety sojowe. W międzyczasie schrupał trochę puriny, płatków kukurydzianych i rozwlókł po pokoju kilka kawałków mięsa, które po moich umizgach zjadł z największą niechęcią i miną mówiącą, że robi to tylko na moją usilną prośbę. [/FONT] [FONT=Georgia] Za to w nagrodę dostał wielką kość cielęcą. Dwie takie kości złapałam jak wampir w jedynym sklepie, gdzie jeszcze czasami można dostać cielęcinę. [/FONT] [FONT=Georgia] -Dwadzieścia złotych – powiedziała ekspedientka uśmiechając się na widok mojego pożądliwego wzroku.[/FONT] [FONT=Georgia] -Co?!! – zdębiałam. [/FONT] [FONT=Georgia] -Ponad dwa kilo. Będzie pani miała wspaniałą zupę – zapewniła. – Miała pani szczęście, dopiero je dostałam, teraz cieląt nie ma.[/FONT] [FONT=Georgia]-To nie dla mnie, to dla psa.[/FONT] [FONT=Georgia]-Co?!! - zawołała ze zgrozą. – Ale zupa...[/FONT] [FONT=Georgia]Garet na widok kości oniemiał. Szybko jednak się otrząsnął, otworzył paszczę, załapał, szarpnął i zastygł. Nie spodziewał się takiego ciężaru. Wypuścił kość z gęby, przyjrzał jej się nieufnie i zaatakował ponownie. Kość oparła się tak samo energicznie. Podumał chwilę i postanowił spożyć ją na miejscu. Przez dłuższą chwilę obgryzał z niej kawałki cielęcia słusznie mniemając, że dzięki temu będzie lżejsza. W międzyczasie postanowił ćwiczyć podnoszenie ciężarów. Osiągnął w tym duży sukces, bo już po południu zdołał ją wywlec na dwór, a do wieczora trzy razy szorowałam ją z piasku.[/FONT] [FONT=Georgia] W międzyczasie, korzystając z mojego kalectwa, zaadaptował przestrzeń pod moim łóżkiem na tymczasowy schowek. Spostrzegł bowiem, że cokolwiek tam ukryje, pozostaje bezpieczne, a na moje groźby nie zwracał najmniejszej uwagi. [/FONT] [FONT=Georgia] [/FONT] [FONT=Georgia]11.05.2006 czwartek[/FONT] [FONT=Georgia] Leczenie poskutkowało na tyle, że mogłam już ostrożnie się schylać, co prawda musiałam przy tym wykonać skomplikowaną pozycję baletową używając wyciągniętej do tyłu prawej nogi jako przeciwwagi, ale jakoś szło. Garet z fascynacją przyglądał się mojej stopie wędrującej w kierunku sufitu. Gwałtowna poprawa nastąpiła dopiero po moim powrocie z urzędu, gdzie niespodziewanie wszystko załatwiłam. Nie znaczy to, że wredna urzędniczka zamieniła się w moją wielbicielkę czy vice versa. Po prostu była na urlopie, więc zlitowała się nade mną jej bardzo miła koleżanka, którą z wdzięczności obdarowałam potem bukietem tulipanów. [/FONT] [FONT=Georgia] Do domu wróciłam w dobrym nastroju. W progu powitali mnie Garet i moja matka, z tą różnicą, że pies naprawdę na mój widok się ucieszył, zaś uśmiech na twarzy mojej matki wzbudził we mnie jedynie niepokój, i słusznie. Okazało się, że czekała na mnie wyłącznie po to, aby pokazać, jakie nasz rozpuszczony pies uwił sobie gniazdo. [/FONT] [FONT=Georgia] Uwielbiam męskie marynarki, bo mają prosty, elegancki krój. Szczególnie lubię marynarki od Hugo Bossa. Ta linia, ta delikatna, cieniutka wełna... Garet też je docenił. Przewrócił stojący wieszak i uwił sobie gniazdo nie gdzie indziej, tylko w rozesłanych na podłodze marynarkach. W nowym legowisku umieścił nieznośnie zapiaszczoną, wciąż lekko krwawiącą kość. Zawyłam i zapomniawszy o korzonkach rzuciłam się ratować ulubione ubrania. Towarzyszył temu złośliwy chichot mojej matki i pełne rozczarowania trąbienie Gareta. [/FONT] [FONT=Georgia] -Wynoście się stąd. Oboje – jęknęłam usiłując oskubać granatowy kaszmir z pokrywy kłaków, piasku i innych czepliwych śmieci. Oczywiście granatowa musiała znaleźć się na spodzie... W końcu machnęłam beznadziejnie ręką. I tak już zrobiło się za ciepło na wełnę...[/FONT] [FONT=Georgia] Korzystając z tak skutecznego rozgimnastykowania, wyszczotkowałam bardzo solidnie, na mokro, Gareta. Mieliśmy dzień przerwy i wyglądał już jak zużyta zmiotka do podłogi. Martwi mnie jego szorstka sierść. Nigdy nie miałam szorstkiego psa, briardy są jedwabiste. Nie wiem, czy taka jego uroda, czy też jest to połączenie alergii i piasku. Główkę ma gładziutką, a mordkę miękką jak jedwabna rękawiczka, więc czemu reszta jest inna? Zaczęłam mu podawać tran w kapsułkach, żółtka je, witaminy dostaje, calcium pantothenicum też wpływa na regenerację skóry i włosów, jakiś efekt powinien być... Kapsułki z tranem traktuje tak samo jak winogrona. Najpierw musi je zabić łapą, potem zagryźć, dopiero później je zjada. Przez jakiś czas ma rybi chuch, ale to nic w porównaniu z tym, jakim mnie uraczył po akcji wpuszczania do domu Perły. Zawsze odbywa się to dramatycznie, ponieważ ta szurnięta kotka wielkości lekko przerośniętej myszy nic nie robi normalnie. Aż dziw, że jeszcze żyje. Urodziła się ostatnia, urosła najmniejsza, żyje praktycznie samą śmietanką, pierwsza zaczęła się włóczyć i znikać na kilka dni. Do domu wpada jak szalona, czasami przelatuje na przestrzał nie zatrzymując się ani na chwilę, jakby w międzyczasie zdążyła zapomnieć, że powinna coś zjeść. Perłą została nazwana nieco złośliwie, raz z uwagi na wielkość, dwa, ponieważ natura pomalowała ją od spodu na biało, na tyle niedbale, że objęła też część mordki, na tle której czarny nos wygląda jak koralik. Perlica w mikrym ciele ma niezwykle silne wzmacniacze. Mruczy z hukiem startującego helikoptera, jako jedyny z naszych kotów wyraźnie artykułuje „miał!” z wyraźnym „ł” na końcu, a głos ma tak potężny i przeraźliwy, że słychać ją z odległości kilometra. Gdyby ją zamontować na karetce pogotowia, współużytkownicy drogi gremialnie lądowaliby na poboczu, jeden na drugim. Jeśli już uda jej się zatrzymać, jest urocza i bardzo przymilna. Wciąż wygląda na małe kocię i podejrzewam, że wcale nie urosły jej drugie zęby. Pozostałe koty traktowały ją od początku z duża rezerwą, co wzmocniło się po tym, jak w starciu z samochodem uszkodziła sobie oko, a w dwa tygodnie później doznała ponownego urazu i niestety, nie obeszło się bez operacji. Jednooka Perła jest jeszcze bardziej szalona i kompletnie niereformowalna. Do domu nie wchodzi, jak reszta kotów, drzwiami od ogrodu, tylko przez balkon pierwszego piętra albo wejściowymi, od ulicy. Swoje nadejście obwieszcza stentorowym głosem, a jeśli nie daj Boże, pierwszego zobaczy psa, wyskakuje jak obłąkana na ulicę i podejmuje próbę dopiero następnego dnia. [/FONT] [FONT=Georgia] Tego popołudnia potężne - MIAŁ!!! zastało nas z Garetem w kuchni. Natychmiast porwałam psa pod pachę i wrzuciłam do pokoju babci.[/FONT] [FONT=Georgia] -Wypuść go do ogródka, bo ta wariatka idzie! – krzyknęłam i popędziłam, żeby łagodnym głosem zachęcić Perłę do wejścia. Zwabiłam ją do kuchni i nakarmiłam. Gareta wpuściłam potem przez piwnicę. Przyleciał promiennie radosny i rzucił mi się w objęcia. Zawsze, kiedy zarzuca mi łapy na ramiona, najpierw trafia w wargi, toteż niedługo będę wyglądać, jakby mi ktoś jadaczkę niedbale zeszył, a potem rozpruł tępym nożem. Nic nie mówię, bo rozumiem, że to przejaw uczuć. Tym razem przy serdecznych pocałunkach zaprotestowałam ostro.[/FONT] [FONT=Georgia] -Chłopie, jak ty cuchniesz! Zabierz ode mnie tę kloakę! – smród był tak potężny, że omal nie urwałam sobie głowy. Domyśliłam się, gdzie się tak wyperfumował. Otóż moja matka przeczytała gdzieś przed laty, że woda z moczonych pokrzyw nie tylko stanowi doskonały nawóz, ale i zwalcza szkodniki na roślinach. W to ostatnie wierzę bez trudu, bo odór rozchodzący się w promieniu dwudziestu metrów od wiadra z tym specyfikiem potrafiłby zabić nawet dywizję pancerną szczelnie zamkniętą w czołgach. Widocznie Garet postanowił uzupełnić sobie składniki mineralne.[/FONT] [IMG]file:///D:/Kj/%BFniaste/p.jpg[/IMG][IMG]file:///D:/Kj/%BFniaste/p.jpg[/IMG][IMG]file:///D:/Kj/%BFniaste/p.jpg[/IMG][IMG]file:///D:/Kj/%BFniaste/p.jpg[/IMG] [IMG]http://D:%5CKj%5C%C3%85%C2%BCniaste%5Cp[/IMG]
  4. [quote name='kinga'] - kazałaś trzymać psa do zdjęcia i promiennie sie usmiechac, bez względu na to, co moze nastąpić za chwilę... :shake:[/quote] Wlaśnie, dokladnie tak! Jakbysmy nie byly takie ugodowe, to kto wie... może nawet::mad: za niewlaściwe pozowanie by bylo... Jak patrzę na te zdjęcia, to o malo sama się nie nabieram... ale jedno zdjęcie z Gareta aniola nie czyni
  5. Witam i przesylam świeże wieści od Gareta;) Póki forum sprawne... Milego czytania :) [FONT=Georgia]Z pamiętnika Gareta[/FONT] [FONT=Georgia]8.5.2006 pon.[/FONT] [FONT=Georgia] Niedziela minęła stosunkowo spokojnie, to znaczy jak co dzień powiększyła się nasza konstelacja szram i sińców, z tym że część moich ran pochodzi od Kocurka, który znowu dopadł mnie przy opalaniu i nadmiernie się roznamiętnił. Najpierw pluł, a potem pluł i drapał. [/FONT] [FONT=Georgia] Garet najsilniejszego ataku szału dostał przy moim obiedzie. Jak zwykle z powodu sosu czosnkowego. Zdaje się, że zmiażdżony czosnek działa na niego tak, jak kozłek na koty. Nie zdążyłam jeszcze dobrze usiąść w fotelu, a już miałam na twarzy psa. Potem zręcznie zjechał na moje kolana i wsadził dziób do talerza. Zeżarł mi całą sałatę. Dobrze, że zrobiłam dużą salaterkę. Okazało się, że uwielbia też kotlety sojowe. To wybałuszone w rozkoszy oko... Czysty odjazd! [/FONT] [FONT=Georgia]Przy całym rozhukaniu jego maniery przy jedzeniu z talerza pozostają nienaganne. Nie utrzyma jeszcze własnoręcznie czy własnołapnie widelca, ale zdejmuje z niego porcje z niezwykłą gracją i mniej mu z gęby wypada, niż mnie. Widać stworzony jest do tego, żeby jadać z talerza siedząc na fotelu albo na opiekunie. Wyraźnie to manifestuje, bo gdy musi jeść z miski, czuje się poniżony. Łapie z niechęcią kawał mięsa i wlecze go przez cały pokój zostawiając za sobą ślad jak wielki, pijany ślimak. Konsumuje tę porcję na swojej skórze, starannie wdeptuje w nią resztki, po czym wraca po kolejny kawałek. Czasami, gdy coś go zdekoncentruje, porzuca taką oślizłą pułapkę na środku pokoju. Działa lepiej, niż skórka od banana. W pierwszej chwili człowiek z przerażania lewituje, bo nie wiadomo, na co się wlazło. Dopiero po paru sekundach odzyskuje się oddech stwierdziwszy, że to coś nie krzyczy, znaczy, nie żyje. [/FONT] [FONT=Georgia] Gdy Kaja pakowała się przed wyjazdem, Garet zaczął wykazywać nadmierną nerwowość. Biegał jak szalony wpadając w liczne i skomplikowane poślizgi oraz wchodząc w kolizje z meblami, drzwiami i kaloryferem w korytarzu, który tak bezczelnie odstaje od ściany. W pewnym momencie zastygł na środku pokoju i zerknął za siebie. Usiłując wyjść z karkołomnego zeza skupił wzrok na swoim ogonie. Przyczaił się i nagłym, zręcznym skrętem ciała rzucił się do tyłu. Sukces za pierwszym razem, złapał sukinsyna! Warcząc tryumfalnie ruszył taszcząc wroga w kierunku drzwi. Niestety, ponieważ posuwali się bokiem i nieco na oślep, wpadł na fotel i chwost wypadł mu z paszczy. Mariola mówiła, że pogoń za ogonem to objaw nerwicy. Znaczy, u psów, bo u ludzi zapewne byłby to objaw szaleństwa. Ja w tym raczej postrzegam poznawanie własnego ciała i próby zapanowania nad jego zdumiewającymi, nieposkromionymi częściami. Zacznę się niepokoić, jeśli będzie się kręcił w kółko jak bąk. Na razie tylko próbuje zaznaczyć swoją dominację nad tym długim, czarnym czymś z białą kitką na czubku. [/FONT] [FONT=Georgia] Wieczorem Garet przeszedł sam siebie w wynoszeniu różnych przedmiotów przed dom. Zanim zdołałam odzyskać jedno, on już zdążył wynieść dwie inne rzeczy. Przechodnie nawet w mojej obecności wybałuszali gały na to wysypisko śmieci tak zapamiętale, że zaczęłam poważnie rozważać rozciągnięcie żyłki w poprzek ulicy. Wreszcie ta gonitwa doprowadziła mnie do takiej pasji, że zebrałam i wyrzuciłam do kosza dwie pary pantofli, półtorej tenisówki, dwie butelki, dwie pojedyncze skarpetki i resztki rajstop. Zabawki i stanik od stroju kąpielowego przyniosłam do domu. [/FONT] [FONT=Georgia] Dziś jest pierwszy dzień mojego trzytygodniowego urlopu. Urlop w moim przypadku oznacza to, że nie bywam w pracy codziennie, tylko co drugi dzień. Zamiast wypocząć, wpadam w fatalny humor i frustrację. Tego ranka, obudziwszy się po krwawym koszmarze z Baki w roli głównej, byłam groźna dla otoczenia. Gareta w łóżku już nie było, za to dobiegał mnie z głębi domu przytłumiony tętent. Dotarło do mnie, dlaczego przytłumiony – babcia wychodząc z domu nie zamknęła drzwi do swojego pokoju i Garet zapewne był właśnie w trakcie przemeblowywania go. Wizja porozwłóczonych wszędzie włóczek poderwała mnie na równe nogi. Na szczęście było lepiej, niż się spodziewałam. Widocznie dopiero zaczął. Wyekspediowałam go do ogródka i zabrałam się do prania wykładziny w pokoju babci. Z rozpędu wyprałam też futrzaki, a na końcu siebie. Dopiero potem poszłam odzyskać psa. Na wołanie nie przyszedł. Obleciałam cały ogródek – nie było go. Rzuciłam się do bramy wjazdowej przerzucając w myślach makabryczne scenariusze jak kartki pasjonującej książki. Brama co prawda jest uszczelniona płytami paździerzowymi, ale dla naszego psa podfrunięcie na dowolną wysokość to pestka. Zanim w niekompletnym stroju wyskoczyłam na ulicę, obejrzałam się. Garet właśnie wytoczył się z piwnicy i uśmiechnął się do mnie na tyle, na ile pozwalał mu wleczony w zębach worek z segregowanymi odpadami. Odetchnęłam z ulgą. Oderwałam jedno od drugiego, worek wrócił do piwnicy, a Garet do domu, gdzie został bezlitośnie zamknięty, miałam bowiem trochę załatwień w mieście. [/FONT] [FONT=Georgia]Może przesądni mają rację, żeby w poniedziałek sobie odpuścić, bo wszystko szło mi jak po grudzie. W dodatku, pewnie z powodu niezdecydowanej pogody, dopadły mnie takie zawroty głowy, że wpadłam na szybę wystawową w aptece. Natychmiast oparłam się na niej obiema rękami i dawałam, że czytam listę tanich leków. A co, ślepa jestem trochę, może muszę brajlem... [/FONT] [FONT=Georgia] Po powrocie do domu moje ciśnienie natychmiast się podniosło. Ten mały diabeł zrzucił i wywlókł z doniczki calanchoe, rozsiewając grudy ziemi po korytarzu i po pokoju. Ale nie o kwiatek mu chodziło. Zdjął z doniczki wiklinową osłonkę i zrobił z niej makaron nitki. W całym tym świństwie tarzała się moja ulubiona poduszka. Zauważyłam, że ilekroć przeciwko czemuś protestuje, złośliwie i z rozmysłem wysupłuje ją spod narzuty i kołdry i poniewiera. Właściwie jest to poduszka ozdobna, którą kupiłam dwa lata temu na Boże Narodzenie. Czerwono-biała, z aplikacją liści ostrokrzewu i głowy łosia, wydała mi się zabawna, a okazała się tak mięciutka, że mam trudności z zaśnięciem bez niej. Od kiedy Garet odkrył moją słabość do niej, poduszka częściej ma kontakt z pralką niż ze mną. [/FONT] [FONT=Georgia] -Ty złośliwy, czarny, paskudny, perfidny szakalu! Nie – wolno – ruszać – mojej – poduszki!! Kapujesz? FE!!! – piekliłam się nad kwiczącymi i tańczącym ze szczęścia małym potworem. Korzystając z jego radosnego uniesienia podałam mu wapno w kulce masła. Połknął bez protestu. Ale jak mu wlać syrop? Zrezygnowałam z nasączenia nim poduszki i najpierw sama spróbowałam. Faktycznie, Jacek miał rację. Niezły. Wlałam łyżeczkę płynu na stuloną dłoń. Garet posmakował z namysłem, otrząsnął się, pomachał ogonem i zlizał wszystko, po czym bez zbędnych przerw zakleszczył się na moim palcu. Następny okorowany. Może te zwroty głowy to pierwsze objawy tężca? Albo jakiejś innej, nieznanej medycynie zarazy?[/FONT] [FONT=Georgia] Wieczorem przygotowałam psu kąpiel. Nie miałam pojęcia, jak poradzę sobie sama, ale chciałam wykorzystać kopa, jakiego dostałam na widok tego samego calanchoe po raz kolejny wywleczonego z doniczki i mojej poduszki unurzanej w ziemi. A wyszłam dosłownie na pięć minut sama do ogródka, żeby spróbować zwabić do domu Perłę, która rozhisteryzowana po nieoczekiwanym spotkaniu z Garetem siedziała na murze i łypała szaleńczo swoim jedynym okiem. [/FONT] [FONT=Georgia] Zalaliśmy całą łazienkę, ale udało się. Piesek zanurzony w miednicy i trzymany w żelaznym uścisku tak spotulniał, że bez przeszkód, jeśli nie liczyć konieczności operowania jedną ręką, wyczyściłam mu uszy. Po wytarciu odzyskał wigor i w dzikim pędzie, ślizgając się z wizgiem, ruszył przez wszystkie pomieszczenia. Zanim dotarłam do pokoju, wyskoczył na szafkę, poszatkował paczkę chusteczek higienicznych i napoczął dyskietkę. Rozumie się, wybrał dokładnie tę, na której miałam materiały przygotowane na konferencję prasową. Jutro muszę to odtworzyć. [/FONT] [FONT=Georgia] Postanowiłam go wypuszczać z domu tylko pod ścisłą kontrolą, żeby przynajmniej przez jedną noc pozostał czysty, miękki i lśniący. Udawało mi się aż do wizyty sąsiadki. Jako że Baśka jest mikrego wzrostu, Garet radośnie skoczył jej na piersi, a kiedy łapała równowagę, przeleciał jej między nogami, po drodze dziabnąwszy ją w łydkę. Po chwili usłyszałam łoskot przypominający betoniarkę, co oznaczało, że z wielką pasją pastwi się nad swoją butlą wybierając starannie miejsca najbardziej zapiaszczone. Machnęłam ręką. To trudniejsze, niż walka z żywiołem. Pracował długo i zawzięcie, potem poćwiczył przy przejeżdżającej karetce własną wersję arii ze „Strasznego Dworu”, a teraz, zgnębiony niemożnością bliższego zbadania ładowarki do laptopa, zasnął na moich stopach. Muszę go obudzić, bo czas na tabletkę i syrop. [/FONT]
  6. Jako że moja mama chyba oszalala i postanowila spędzić ten tydzień z Garetem w domu (sama:evil_lol:) tym razem ja zamieszczę kolejną część Garetowych Opowieści. O ile autorka przeżyje to sam-na-sam z Garetem, nie będzie to ostatni odcinek..... Pozdrawiam w imieniu calej Garetowej rodziny8-) :) [FONT=Georgia] [/FONT] [FONT=Georgia]Garet u lekarza[/FONT] [FONT=Georgia]6.5.2006 sob.[/FONT] [FONT=Georgia] Wczoraj mieliśmy ciężkie przejścia. Gareta czekała wizyta u lekarza. Rano jeszcze nic nie przeczuwał, budził się powoli i nawet niespecjalnie przeszkadzał mi przy gimnastyce, pewnie miał wyrzuty sumienia po wieczornych wyczynach. Jego spokój zwiódł mnie do tego stopnia, że zapomniałam zamknąć drzwi do pokoju babci. Kaja po wstaniu z łóżka przez godzinę wyplątywała włóczkę z krzaków przed domem. Oprócz dziergania piesek z powodzeniem wydepilował szczotkę ryżową oraz skończył czytać jedną powieść i zaczął następną. [/FONT] [FONT=Georgia] Do lekarza zawiózł nas ten sam wspaniałomyślny kolega Kai, co poprzednio. Kiedy podjechali po mnie do pracy, Garet był już po dwukrotnym rzyganiu. Wyglądał jednak rześko, chociaż pluł się tak obficie, że Kaja miała mokre całe ramiona. Ostatnie kilka kilometrów do przychodni przetrwał bardzo dzielnie. Kaja z kolegą złapali go już po kilku minutach i bez przeszkód weszliśmy do gabinetu. [/FONT] [FONT=Georgia] -Urósł – zauważył flegmatycznie Jacek. Garet na stole do badań zamienił się w czarnego anioła. Stał i mrugał długimi rzęsami, bez protestu pozwolił się dokładnie zbadać i obejrzeć, łącznie z podwoziem. Jacek upewnił się, czy w ciągu ostatnich dni nie miał żadnych niepożądanych objawów, po czym zaszczepił go tak delikatnie, że maluch nawet się nie obejrzał. Nie wiem, czy zachowywałby się tak samo u każdego lekarza, czy działa tak na niego hipnotyzujący spokój Jacka. Na mnie działa. Gdybym spędziła w gabinecie pół godziny, musiałby mnie potem wystawić za drzwi, a zanim otrząsnęłabym się z transu, porosłabym trawą. [/FONT] [FONT=Georgia] -Macie... jakieś... pytania?... Coś was... niepokoi? Jakieś... dolegliwości?...[/FONT] [FONT=Georgia] -Nic oprócz obłędu – zapewniłam. –Aha, no i straszliwie się drapie. Wszędzie. A nie zauważyłyśmy żadnych zmian na skórze. [/FONT] [FONT=Georgia] Jacek powoli i uważnie obejrzał zahipnotyzowanego pacjenta przewracając go jak pluszową zabawkę. [/FONT] [FONT=Georgia] -Widzisz... ma... drobny łupież. Coś go... uczula. Może trawy... Może... pchełki – wymamrotał drapiąc Gareta po grzbiecie. –Tu, nad nasadą ogona... to jest... charakterystyczne... miejsce. Pchełki...[/FONT] [FONT=Georgia] -Ależ on nie ma pcheł – zaprotestowałam. –Ani żadnych śladów.[/FONT] [FONT=Georgia] -Nie musi... mieć. Wystarczy, że ma kontakt...[/FONT] [FONT=Georgia] -Chcesz powiedzieć, że przelecą po nim, zeskoczą i on dostaje alergii? – zapytałam niedowierzająco. [/FONT] [FONT=Georgia] -Właśnie – zaprezentował nam uśmiech Shreka. –Spróbujemy ... coś... Ketotifen... syrop. Jest smaczny... i Calcium Pantothenicum... zapiszę ci.... – zdecydował widząc mój barani wzrok. Gdyby nie spadł mi na nogę potwornie ciężki plecak Kai, pewnie bym popadła w katatonię. Ocknęłam się.[/FONT] [FONT=Georgia] -A, jeszcze uszy. Nie możemy mu wyczyścić uszu. Po prostu sobie nie pozwoli – poskarżyłam się. – Nie możemy go utrzymać we dwie, jest potwornie agresywny![/FONT] [FONT=Georgia] Jacek spojrzał w zadumie na stojącego bez ruchu Gareta, potem niedowierzająco na nas i poczłapał po watę i Otosol. Wymieniłam z Kają bezradne wzruszenie ramionami czując, że jeszcze moment, a zawyję z frustracji. Dlaczego ten mały potwór nam to robi?! Nikt nam nie wierzy! Kamera, musimy zdobyć dowody! [/FONT] [FONT=Georgia] Jacek spokojnie i dokładnie wyczyścił dekoracyjne zwisy czarnego aniołka. Prawe, zaczerwienione, posmarował Atecortinem. Popatrzył na nas z wyrzutem.[/FONT] [FONT=Georgia] -Musicie... mu je czyścić... przynajmniej raz... w tygodniu. [/FONT] [FONT=Georgia] Załkałam boleśnie w duchu. Ciekawe, jak?! Chyba przez trąbkę Eustachiusza od strony gardła, kiedy pożera nasze ręce... [/FONT] [FONT=Georgia] Po wyciśnięciu gruczołów okołoodbytniczych zawołałyśmy zgodnie – O, fuuu!...[/FONT] [FONT=Georgia] -Nie martwcie się... jeśli dziś, po szczepionce... będzie trochę smutny... czy ospały...[/FONT] [FONT=Georgia] -To nas jedynie ucieszy – zapewniłam go.[/FONT] [FONT=Georgia] Wyszłam zataczając się lekko. Garet odzyskał werwę natychmiast, gdy dotknął łapami trawy. Kaja z Mariuszem złapali go przy bramie wjazdowej. Zapakowaliśmy się z powrotem do samochodu. Młodzież z przodu. Garet wystawił nos przez okno. Nie wyglądał na faceta, który cierpi na chorobę lokomocyjną. Jednak w połowie drogi zręcznie wychylił się poza zasięg dużych arkuszy ligniny, które moja córka trzymała mu pod brodą, wyciągnął głowę w kierunku przedniej szyby, po czym swobodnie i obficie zwymiotował. Rzadsze spłynęło do schowka i na podłogę. Reszta, która została, wyglądała tak, jakby ktoś po miesiącu sprzątania opróżnił worek odkurzacza. Mariusz zatrzymał samochód, Kaja zażądała więcej ligniny. [/FONT] [FONT=Georgia] -Boże drogi, co on żarł?! – przeraziłam się.[/FONT] [FONT=Georgia] -Lepiej się nie wpatruj – poradziła ponuro moja córka. [/FONT] [FONT=Georgia] -Przecież to niebieskie to jest pałeczka do czyszczenia uszu! Koleś się nią bawił wczoraj w nocy![/FONT] [FONT=Georgia] -A Garet znalazł dzisiaj rano... [/FONT] [FONT=Georgia] -To może lepiej, że zwymiotował. Mariusz, przepraszam cię bardzo – zreflektowałam się.[/FONT] [FONT=Georgia] -Nic nie szkodzi, jestem przyzwyczajony. [/FONT] [FONT=Georgia] Kaja rzuciła mi posępne spojrzenie wpychając kłąb ligniny do papierowej torby. Mam nadzieję, że dziewczyna Mariusza nadal pozostanie jej przyjaciółką. [/FONT] [FONT=Georgia] Po powrocie do domu Garet poleciał do miski, a Kaja z wiadrem pełnym wody z płynem i pianką do czyszczenia kokpitu z powrotem na parking. [/FONT] [FONT=Georgia] Wieczorem okazało się, że to my jesteśmy wyczerpane i osowiałe. Garet prezentował znakomitą formę. Jego ulubioną rozrywką stało się ostatnio wyskakiwanie nam z fotela na plecy albo na brzuch. Kai częściej włazi na plecy, mnie wskakuje na klatkę piersiową, zarzuca łapy na ramiona i obsypuje entuzjastycznymi pocałunkami. Nie wiem, co zasłaniać – okulary czy szyję, bo a nuż zawadzi zębem... Chwyt ma nie do rozerwania, jak się czegoś uczepi, trzeba go pracowicie odhaczać. Można nim spinać bieliznę podczas huraganu. [/FONT] [FONT=Georgia] [/FONT] [FONT=Georgia] Sobotni ranek rozpoczęłam od pogoni za moją ulubioną poduszką. A tak dokładnie zawinęłam ją w kołdrę! Dopadłam ją pod furtką. [/FONT] [FONT=Georgia] -Co, wyrwał spod głowy? – zawołał z przeciwnej strony ulicy nasz sąsiad-pasjonat, tym razem wyraźnie rozbawiony. [/FONT] [FONT=Georgia] -Prawie! – odkrzyknęłam uśmiechając się fałszywie i obciągając koszulę nocną. –Musisz mnie kompromitować, prawda? – wysyczałam do rozpromienionego Gareta. [/FONT] [FONT=Georgia] Ponieważ babcia wybrała się do fryzjera, wypuściłyśmy psa do ogródka, żeby się wyszalał. Zaczął od przyprawienia wszystkich kotów o stan przedzawałowy. Korzystając ze spokoju w domu umyłam i wypastowałam podłogi. Co jakiś czas wyglądałyśmy przez okno. [/FONT] [FONT=Georgia] -Oszalał – raportowała Kaja. – Podwinął ogon pod siebie i biega na oślep jak wariat. [/FONT] [FONT=Georgia] -Coś wykopał spod magnolii i pożera ze smakiem – poinformowałam po chwili. –W ogóle cały czas gębą rusza, nie chcę wiedzieć, co on zjada...[/FONT] [FONT=Georgia] Po godzinie zamieniliśmy się. Garet miał chwilowo dość, więc ja wyszłam poopalać się trochę. Zaraz przydreptał piwniczny kocurek i wplątał mi się we włosy mrucząc serdecznie. Tak się rozczulił, że opluł mi całą szyję. W tym czasie jego nieśmiała siostrzyczka chwytała mnie miękkimi łapkami za palce u nogi. Potem kocurek upolował moją rękę i zaczął ćwiczyć rozrywanie szczura. Zapiszczałam jak prawdziwy szczur i odebrałam mu poranioną kończynę. Na to pojawiła się Gacia i dręczona zazdrością syczała jak przekłuty balon. [/FONT] [FONT=Georgia]Nasze domowe koty nie tolerują w pobliżu żadnych innych. Nawet tych piwnicznych, które sprowadziły się z sąsiedniej dzielnicy pół roku temu. Właściwie przyniosła je matka, bo jeszcze słabo chodziły. Musiała się jakoś dowiedzieć, że pod tym adresem jest darmowa, luksusowa stołówka. W ten sposób liczba stałych kotów wzrosła do dziewięciu. Sześć rozpieszczonych domowych i te trzy, które zamieszkały w piwnicy. Najpierw sypiały w pudełku wyścielonym swetrami z angory, potem na wełnianych kocach. Gdy z trudem i niechętnie nadeszła wiosna, nasze opuściły dom i zaczęły się włóczyć, a trójka z piwnicy nie odeszła od domu dalej, niż do granic ogrodu. Najczęściej wygrzewają się w słońcu na balkonie albo śpią na wełnianej poduszce na parapecie. Nasze rozbestwione pieszczochy na ich widok syczą, prychają i plują. Trójka szarych, cętkowanych ocelotów przyjmuje to ze stoickim spokojem i łagodną obojętnością. Kocica z desperackim uporem każdym możliwym otworem dostaje się do domu, a wtedy nasze koty uciekają w histerycznym popłochu. Bez protestu daje się wynieść, po czym wraca innymi drzwiami, na przykład przez balkon pierwszego piętra. Moja matka dostaje histerii jeszcze większej, niż nasze koty i kilka razy dziennie ogłasza upadłość finansową, w czym jest sporo prawdy, bo żywienie takiej ilości kotów znacznie przekracza wydatki na nasze jedzenie, koty bowiem mają to do siebie, że byle czego nie zjedzą... [/FONT] [FONT=Georgia] Słońce grzało, ptaki ćwierkały, sąsiad za płotem klął jak szalony i cichł tylko wtedy, kiedy uruchamiał piłę tarczową. Kocurek przeniósł się pod moje kolana. Zasnęłam. Śniło mi się, że Baki wróciła i siedzi wśród pędów wiciokrzewu. Zerwałam się. Oczywiście Baki nie było. Już nie wróci. Tylko Marchew wygrzewała swoje niegdyś białe futro na kupie węgla, którą moja córka miała znieść do piwnicy kilka dni temu. Myśląc o Baki odruchowo spojrzałam na grób Funiaczka. Na razie przesadziłam tam czerwoną brzozę, za kilka dni posadzimy floksy. Jego futro miało taki sam słodki, ciepły zapach. Dlaczego wciąż trzeba kogoś opłakiwać? Pozbierałam rzeczy i postanowiłam wyszczotkować Gareta. Rany ciała będą najlepszym antidotum na rany duszy.[/FONT] [FONT=Georgia] Na kolację robiłyśmy pizzę. Garet brykał po kuchni, Kaja tarła pieczarki, ja przygotowywałam całą resztę. [/FONT] [FONT=Georgia] -O, popatrz – wskazałam za okno. -To jest to, o czym mówiłam. Każdy przechodzący odwraca głowę i tak mu już zostaje. Widzisz? ci też. Zęby sobie wybiją, a nie oderwą wzroku od tej wystawy, którą Garet porozkładał wzdłuż ogrodzenia. Wiesz, co tam leży? Dwie pary naszych starych pantofli, moje czarne tenisówki, w tym jedna spruta do podeszwy, biały misiek, żyrafa, osiołek, futrzana poduszka, i jeszcze ta zielona z taboretu.[/FONT] [FONT=Georgia] -I piłka i butelka – uzupełniła Kaja. – No i gryzaki, jeżyka też widziałam. Ciekawe, dlaczego on to wynosi?[/FONT] [FONT=Georgia] -Pewnie przez tego kundla, który mu znosi te wielkie gnaty i układa za furtką. Garet wynosi swoje i mówi: „-widzisz, ja mam więcej!” Musimy to posprzątać – zdecydowałam.[/FONT] [FONT=Georgia] Kaja zgodnie pokiwała głową, co oznaczało, że w dogodnej chwili mogę sobie iść i sprzątać. [/FONT] [FONT=Georgia] Garet właśnie przydreptał z pokoju babci i rzucił nam do stóp futrzany pantofel.[/FONT] [FONT=Georgia] -Fe! Znowu nie zamknęłaś drzwi! Skąd on to wziął? W ogóle tego pantofla nie kojarzę...[/FONT] [FONT=Georgia] Ja kojarzyłam, bo któregoś roku kupiłam takie babci na Mikołaja.[/FONT] [FONT=Georgia] -Lepiej to odnieś – poradziłam – bo babcia za chwilę wróci z ogródka.[/FONT] [FONT=Georgia] Kaja wróciła z nachmurzoną miną.[/FONT] [FONT=Georgia] -Zlał się przy drzwiach balkonowych. Znowu babcia będzie się darła.[/FONT] [FONT=Georgia] -Może nie zauważy? Mogłaś to czymś przykryć. [/FONT] [FONT=Georgia] -Niby czym? Ona wszystko zauważa.[/FONT] [FONT=Georgia] -Jasne, wzrok szpiega – powiedziałam zjadliwie. – Ja bym nie zauważyła.[/FONT] [FONT=Georgia] -Bo babcia jest normalnie spostrzegawcza, a ty jesteś nienormalnie gapiowata.[/FONT] [FONT=Georgia] -A ty jesteś dłubak! Babrzesz się z tymi pieczarkami od pół godziny! Skończ to wreszcie, bo szlag mnie trafi![/FONT] [FONT=Georgia] -Ale przynajmniej nie ucieram swoich palców. [/FONT] [FONT=Georgia] -Ała! – zawołałam w odpowiedzi.[/FONT] [FONT=Georgia] -Nie mówiłam? Co sobie zrobiłaś?[/FONT] [FONT=Georgia] -To ta pieprzona puszka z kukurydzą! – warknęłam ssąc mały palec. – I posiekaj wreszcie ten szczypiorek, bo piekarnik się przepali! Idź no stąd – zniecierpliwiłam się. [/FONT] [FONT=Georgia] Szybko skończyłam pizzę, trochę przyprawy nasypało mi się do kubka z herbatą Kai. Ups. Może nie zauważy... [/FONT] [FONT=Georgia] W pokoju Garet niecierpliwie czekał na ulubione danie. [/FONT] [FONT=Georgia] -Stary, ty się opanuj. Tyjesz kilogram dziennie – upomniałam go. Kaja ważyła go po południu i wyszło na to, że mamy już dwanaście kilo szczeniaka, podczas gdy poprzedniego dnia było jedenaście... Wyrwałam mu z gęby liść begonii i resztki włóczki.[/FONT] [FONT=Georgia] -O, zobacz, Kaja, ten welurowy kwiatek wypuścił drugi pęd![/FONT] [FONT=Georgia] -Sądząc po ilości liści parę miesięcy temu. Mówisz i masz! – ucieszyło się moje dziecko. –Gapiowata to mało.[/FONT] [FONT=Georgia] Zjedliśmy pizzę i zamówiłam sobie masaż u Kai. Garet powędrował na dwór. Wrócił z ubłoconymi łapami w samą porę, żeby radośnie wskoczyć mi na plecy i galopować tam i z powrotem. [/FONT] [FONT=Georgia] -Cholera, weź go ze mnie! Umrę w tym domu na tężec![/FONT] [FONT=Georgia] -A mówiłam ci, żebyś się zaszczepiła – Kaja z grubsza otrzepała mnie z piasku. – Strasznie ci się te podkoszulki brudzą, nie myjesz się, czy co? Garecik, zejdź z mamusi... nie mogę, jak on śmiesznie wygląda taki uchachany![/FONT] [FONT=Georgia] -Ja też się świetnie bawię – wymamrotałam w szparę od podłogi. –Garet, to nie są skróty, zapewniam cię![/FONT] [FONT=Georgia] -Ależ są, kompletnie się nie znasz – rechotało moje dziecko.[/FONT] [FONT=Georgia] Ręka sprawiedliwości dosięgła ją wkrótce potem. Garet napadł ją, kiedy jadła pomarańczę i używając wszystkich brutalnych metod domagał się ulubionego pożywienia. [/FONT] [FONT=Georgia] -Garet, FE!!! – darła się Kaja usiłując odczepić go od swojej twarzy.[/FONT] [FONT=Georgia] -Nie drzyj się, usiłuję oglądać film! – upomniałam ją.[/FONT] [FONT=Georgia] -Fe!!! To sobie przygłośnij![/FONT] [FONT=Georgia] -Nie mogę, skala się skończyła! Nie musisz wrzeszczeć jak juhas, myślisz, że to tak jak z cudzoziemcem, jeśli głośniej, to zrozumie?![/FONT] [FONT=Georgia] Wieczór miałyśmy zapowietrzony. [/FONT] [FONT=Georgia] -Co tu tak okropnie śmierdzi? – pociągnęłam nosem patrząc podejrzliwie na Kaję.[/FONT] [FONT=Georgia] -Nie wiem, myślałam, że to ty...[/FONT] [FONT=Georgia] Spojrzałyśmy równocześnie na Gareta, który wyjątkowo spokojnie spał na moich stopach. [/FONT] [FONT=Georgia] -Rany, to on takie smrodliwe bąki puszcza? Jak nic dostanie sraczki. Co on dzisiaj jadł?[/FONT] [FONT=Georgia] -Trzy albo cztery razy swoje mięso – przypomniała Kaja.[/FONT] [FONT=Georgia] -Banana, pomarańcze, rodzynki, migdały i pizzę. I pierogi ze śliwkami. I kanapkę z żółtym serem. Tyle pamiętam....[/FONT] [FONT=Georgia] -Tyle widziałaś... [/FONT] [FONT=Georgia] Zapach był nie do zniesienia. Nic nie pomógł nawet przeciąg. Ale kupa, którą zrobił u Kai w łazience, była normalna. Doszłyśmy do wniosku, że podczas zabawy w masażystę musiał sobie jeszcze coś wycisnąć z gruczołów. To już mnie więcej wiem, jakby to było mieć skunksa.[/FONT]
×
×
  • Create New...