Jump to content
Dogomania

kasiamaga

Members
  • Posts

    24
  • Joined

  • Last visited

kasiamaga's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. Kochani, wielka prośba o pomoc dla siedmioletniej bernardynki!!! Jej właściciel cieżko zachorował, musi przeprowadzić się do rodziny w bloku i nie ma co zrobić z sunią. To wierne, łagodne psisko, przyzwyczajone do dzieci, ułożone. Od zawsze mieszka w ogrodzie, otoczona miłością i czułością. Właściciel bardzo cierpi, musząc ją opuścić i marzy o jak najlepszym domu dla swojej podopiecznej. Za żadne skarby nie chce jej oddać do schroniska, bo to dla niej wyrok śmierci!!! Psiak jest do wzięcia natychmiast, zostało już bardzo mało czasu - ten człowiek idzie do szpitala w przyszłym tygodniu! Pomóżcie, proszę!!!! Pies obecnie mieszka pod Krakowem, podaję telefon do właściciela: 0 665 611 764.
  2. Kofee, to znaczy, że Berta jest u Ciebie?! Nie masz pojęcia, jak się cieszę :multi: No i jak się sprawuje? Mam nadzieję, że jesteś z niej zadowolona. I dobrze, że nie mieszka już w schronisku. Pozdrawiam cieplutko, Kaśka
  3. Weterynarza mamy naprawdę dobrego. To jeden z najlepszych specjalistów w Krakowie - ortopeda w dodatku. Nie wiem, dlaczego to tak się ciągnie, ale chyba zaczynamy wychodzić na prostą. Nie do końca zastosowałam się do jego ostatnich zaleceń:oops: i pies nie leżał, choć mocno ograniczyliśmy ruch i szaleństwa z innymi psami (po sąsiedzku). Pomogło. Ćwiczymy mniej i bardziej statycznie, ale nie jest tak źle, jak mi się parę dni temu jeszcze wydawało. Wiele komend można wykonywać, nie forsując się zbytnio ;) Toffi na razie nie kuleje, ale częste wizyty u weterynarza będą chyba (przynajmniej na razie) smutną koniecznością. Pozdrawiam, Kaśka
  4. Co się dzieje z łapami? Ba, sama chciałabym to wiedzieć. Od zawsze były z nimi problemy (gdzieś już o tym pisałam na tym forum). Jak tylko Toffi zaczęła rosnąć, zaczeła też utykać na przednią łapkę. Kolejne wizyty u weterynarza niewiele dawały - zastrzyki przeciwbólowe, leki na stawy, to wszystko tylko chwilowa poprawa. W lipcu robilismy jej prześwietlenie w pełnej narkozie - nic nie wykazało. Ani dysplazji, ani urazów, ani zapalenia. Tylko niewielkie zmiany świadczące o złym zmineralizowaniu kości. Dostała witaminy i artroflex, i zalecenia co do diety. Stosowałam co do joty i od kilku dni znów starszliwie utyka. Szybka wizyta u lekarza, prześwietlenie na szybko i fatalny stan zapalny. Czym spowodowany? Już teraz nie wiem :angryy: Robiłam, co kazał lekarz. A teraz nie wolno jej nie tylko biegać, ale i chodzić. Ma po prostu l e ż e ć. Czy to w ogóle jest możliwe? Czy po dwóch miesiącach bezruchu stanie jeszcze na łapy? I jak pokazać jej, że pomimo tego, że nie ćwiczymy, nie bawimy się razem, nie chodzimy na spacery - że nadal ją kochamy?! :shake: Dziecku trudno wytłumaczyć nagłą zmianę zachowania dorosłych - a można z nim rozmawiać. A co z psem? Kaśka.
  5. No i stało się. Łapy mojej Toffi (siedmiomiesięczny berneńczyk) są w opłakanym stanie (pomimo ciągłych wizyt u weterynarza). Ostatnie zalecenia lekarza to bezwzględny nakaz ograniczenia ruchu - właściwie całkowite zamknięcie w domu na dwa miesiące, wyjście tylko na smyczy - na siusiu - i z powrotem. I co tu robić z takim psiakiem? Toffi ma dopiero siedem miesiecy, energia ją rozpiera, szkolę ją od maleńkości - a tu taki klops! Odpadają ćwiczenia, odpada bieganie, odpada właściwie wszystko. Jak tu wychować psa w takich warunkach? Jak nie stracić z nim kontaktu? Przecież nie będę leżeć z nią na posłaniu i głaskać jej godzinami :placz: Czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Podpowiedzcie coś, proszę. Toffi od maleńkości wychowywana była w ogrodzie - z dziećmi, psami, kotami i wielką rodziną. Teraz ma zostać tego wszystkiego pozbawiona, żadnych zabaw z psami, żadnych gonitw za kotami, zero szaleństw z dziećmi. Co można robić z takim psem, żeby nie zdziczał? Pozdrawiam, kaśka
  6. Jest jeszcze "sam wychowasz swego psa" -autorzy Z. Mrzewińska i B. Górny . Zamówiłam ją w wydawnictwie ze dwa tygodnie temu i wciąż czekam :mad: Zaraz wyjeżdżam na wakacje, a mój pies jak był niewychowany, tak jest nadal :lol: No przesadzam, coś tam umie - najlepiej pożerać świeżo rozkwitnięte kwiaty w ogrodzie (co wieczór razem podlewamy wszystkie rabaty, w zasadzie nie wiem po co, jeśli sterczą na nich same łodygi:angryy: ) Tak - teraz wiem, co to jest "praca" z psem, dziękuję bardzo wszystkim. Okazało się, że całkiem dużo pracujemy :lol: Pani Zofio, ja prawo jazdy zrobiłam, żeby wozić do przedszkola moje dzieci, ale teraz głównie jeżdżę z psem, czy wprawiam w zdumienie moją rodzinę (głównie teściową;) )- bo Toffi zabieram prawie wszędzie. Ostatnio "cywilizowałyśmy" się na rynku w Krakowie, co dla takiego pieciomiesięcznego szczeniaka wychowywanego w ogrodzie było nie lada szokiem! Tramwaje, dorożki no i ... gołębie! I tłumy ludzi:shake: Ale że wcześniej ćwiczyłyśmy chodzenie po naszym osiedlu, to szybko opanowałyśmy zasady przeżycia na rynku w samym środku sezonu turystycznego. A teściowa - przyzwyczaiła się, że zjawiam się w jej ogrodzie z psem i nawet dziwi się, kiedy jestem sama (teściwoa ma młodą sunię bernardynkę i to jest główny powód moich częstych tam wizyt). Pozdrawiam serdecznie, Kaśka
  7. To ja jeszcze wrócę do tego, co napisała Pani Zofia. Czyli - jeśli właściciel nie jest wystarczająco atrakcyjny dla swego psa (z różnych powodów: brak czasu, złe odczytanie charakteru i umiejętności psa etc. - pomijam obojętność, tu nie wchodzi w grę, bo to już zupełnie inny układ), to wówczas metoda "marchewki" jest nieskuteczna. Czy dobrze zrozumiałam? Wówczas, jeśli właściciel pragnie mieć ułożonego psa, musi zastosować niekiedy metodę kija (nie mówię o laniu brrr..., ale o tych wszystkich łańcuszkach rzutowych i lekkich klapsach), czy tak? I co to właściwie znaczy dla psa "praca". Ja wiem - jest wiele osób, które uprawiają ze swoim psem sporty albo wiele trenują. Ale dla tych wszystkich pozostałych - co to jest "praca". Bo przecież nie sam spacer, nawet długi i z zabawą. A właśnie większość tak spędza ze swym psem czas (dla wielu to i tak za dużo). I jak tu mówić o nagrodzie, kiedy właściwie nie ma za co nagradzać? Pani metody są wspaniałe - ale dla p a s j o n a t ó w. A co ze zwykłymi zjadaczami chleba? Co powiedzieć ludziom, którzy psa wyprowadzają na spacer trzy razy dziennie i na tym kończą swoją działalność? Znam wiele psów (wszyscy znamy), które żyjąc przy rodzinie, bez specjalnej pracy, są mądre, posłuszne i ułożone. Jakoś tak same z siebie. Dla nich największą nagrodą - za wszystko - jest chyba sama obecność właściciela, tak myślę. Pytam o to wszystko tak po prostu, z ciekawości (poza pytaniem o pracę z psem). Nie sypcie na moją głowę gromów, że wychodzę z psem tylko trzy razy dziennie na spacer, nie, to nie ja. Nie wiem, co to jest praca z psem, ale spędzam z nim wiele czasu. I wiem już, że nade wszystko uwielbia być pieszczony i dokarmiany smakołykami. A że ponad moje towarzystwo przedkłada zabawę z innymi psami - to chyba jednak normalne. Toffi ma przecież dopiero 5 miesięcy i zabawa z innymi psami jest dla niej szczytem szczęścia. Pozdrawiam serdecznie, Kasia
  8. Jesli nagradza sie psa ustawicznie za nic czulosciami i pieszczotami - pies bedzie nas lekcewazyc, zmeczony nadmiarem czulosci. (...) Prawdziwa wiez tworzy sie podczas wspolnej zakonczonej sukcesem pracy. To pies ma byc przekonany, ze praca zakonczyla sie sukcesem. Zofia[/quote] Taak, teraz troszkę się pogubiłam:-( Czyli jeśli mój psiak leży sobie spokojnie obok mnie i nagle zapragnę go "poczochrać" i "wypieścić" - to znaczy źle robię? Czy psa należy dopieszczać tylko w czasie pracy z nim? To chyba nie jest możliwe, przecież psa ma się głównie do kochania i to są takie naturalne odruchy miłości ;) Przyznaję się bez bicia, że ja z moim psem nie pracuję wiele - ot, kilka minut dziennie (codziennie). Zazwyczaj ćwiczymy jedną, góra dwie komendy - potem zabawa. A potem normalne życie - z pracą, obiadem, dziećmi, psem i tysiącem innych spraw. I pies w tym wszystkim jest co i rusz głaskany i dopieszczany, głównie przez dzieci. Czy my go tym możemy "zagłaskać" lub zmanierować? Pozdrawiam, kaśka
  9. Kofee, tak bardzo się cieszę, nie masz pojęcia! Ja nawet nie wiem po co i w jakim celu otworzeyłam strony schroniska dla zwierząt w Bydgoszczy :roll: Z ciekawości zajrzałam na adopcje - i proszę, Berta, cudo, nie pies!!! I tak widać musiało być - ja, potem inni pomogli, potem Ty i psiak znajdzie dom. Ot, przypadek, ale takie jest przecież życie. Napisz jak potoczyły się Wasze losy, z niecierpliwością czekam na wieści. I mam nadzieję, że będziecie mieli cudnego psiego przyjaciela :multi: Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, Kasia P.S. A swoją drogą - ile to się trzeba nad tymi mężami napracować, co? ;) Faceci jakoś inaczej myślą:diabloti: Pa, Pa, Kaśka
  10. Witaj! Berta zauroczyła mnie od razu, dlatego o niej napisałam. Myślałam, żeby wziąć ją dla rodziców, ale mnie dzieli z nią zdecydowanie więcej niż 250 km. Ale postanowiłam jej pomóc i podać informację o niej dalej. Zadzwon do schroniska, ja z nimi rozmawiałam, pracują tam bardzo mili i kompetentni ludzie. Udzielą Ci wielu informacji, choć zawsze ostatecznie dowiesz się, że psiaka najlepiej przyjść samemu zobaczyć, wziąć go na spcer, pobawić się i dopiero wtedy zdecydować. Myślę jednak, że Berta jest tego warta :-) Pomóżcie jej! Kasia
  11. [quote name='lon_cia']ten psiak chyba bardziej border collie przypomina:roll:[/quote] Z umaszczenia - na pewno (choć tego białego mało) - ale z mordki :lol: berneńczyk jak się patrzy
  12. W schronisku w Bydgoszczy czeka na właściciela śliczna sunia Berta (nr katalogowy 428), bardzo podobna do berneńczyka, lecz bez rudych podpalań. Dzwoniłam, rozmawiałam, jest młoda i podobno grzeczna i łagodna, resztę informacji trzeba zebrać samemu, na miejscu. To naprawdę piękny pies, szkoda go to TAKIEGO miejsca (zresztą, jak każdego psa :cool1: ) Pozdrawiam, Kaśka adres strony: [URL="http://www.schronisko.org.pl/index.php?option=com_adopcje&Itemid=52"]http://www.schronisko.org.pl/index.php?option=com_adopcje&Itemid=52[/URL]
  13. Nasza znajoma, co to posiada briarda, po prostu go ogoliła. Nie tak do skóry, ale krótko. Rozwiązanie drastyczne, ale bardzo skuteczne - psu zdecydowanie lepiej - i podpowiedział jej to weterynarz. Pozdrawiam, Kaśka
  14. Zawsze lubię, kiedy na forum wypowiada się Pani Zofia :-) Od razu psi świat wyglada lepiej... Mnie również trapiła od pewnego czasu ta myśl, o tych psach wychowywanych "batem". Moi sąsiedzi (cztrey psy: dwa kundle, jeden ogar polski i jeden labrador 6 miesięcy) uważają, że nasza bernenka jest źle wychowana i że powinnam ją kijem potraktować. Nie mam sąsiadom nic do zarzucenia - o psiaki dbają bardzo, są super wykarmione, utrzymane i bardzo kochane (naprawdę). Jednak wyznają zasdę "twardej ręki" (sąsiedzi oczywiście) i za każde przewinienie psiaki dostają cienkim kijaszkiem świszczące lanie. Tzn. zdarzyło się to zaledwie kilka razy - więcej nie trzeba. Przychodzą na każde zawołanie, nie szwędają się, a jeden to nawet kapcie przynosi (sam, z własnej inicjatywy). Moja sunia (5 miesięcy) jak tylko może biegnie do sąsiadów pobawić się z ich psiakami (mamy wspólny oooolbrzymi ogród). Często stoi pod ich drzwiami i szczeka, zeby psiaki wyszy przed dom. Oczywiście, nie pozwalam jej tam łazić samej, ale czasem jest szybsza. I mogę wołać i wołać... Biorę wtedy smycz i robię tak, jak radziła w swojej książce Pani Zofia - za pomocą smakołyków powoli odchodzimy w naszą cześć ogrodu i bawimy się już razem. I wtedy słyszę najczęściej: "nie ciasteczek jej trzeba, ale kija". I myślę wtedy z przykrością, że ich labradorka już dawno nauczyła się nie przybiegać do nas... a nasza co? A potem myślę, że nasza na widok patyka to cieszy się jak głupia, bo będzie zabawa i to jest jej jedyne skojarzenie z patolem, na szczęście :-)
×
×
  • Create New...