Jump to content
Dogomania

hatameni

Members
  • Posts

    6
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by hatameni

  1. Claudunia nie ma słów w żadnym języka świata, które mogłyby przynieść Ci pocieszenie w tak bolesnych chwilach. Mam nadzieje, że jakoś się trzymasz. Ciężko jest pozwolić odejść ukochanemu przyjacielowi chociaż nadziei już brak. Można skrócić jedynie cierpienie, chociaż we własnym sercu cierpienie skrywać się będzie jeszcze bardzo długi czas. Ja żyje bez swojego przyjaciela 3miesiące i 7dni i wcale nie jest łatwiej. Na przemian w głowie mam wspomnienia z tych bajecznych chwil jak i ostatniego, tragicznego czasu jego choroby. Chociaż wiem, że miał niesamowite przygody, wyjeżdżał na wakacje to i tak mam żal do siebie o to, że mogłam jeszcze więcej czasu mu poświęcać przez te ponad 15lat. Mam też ogromny żal do świata, że jest tak skonstruowany. ukochane psy powinny żyć tyle co my, dokładnie co do sekundy. Czuję, że razem z Nim straciłam cząstkę siebie, kawałek beztroski z dzieciństwa, z Nim byłam niezniszczalna, teraz jestem tylko kruchą powłoką ze złamanym sercem. Puszek był niesamowity, w dzieciństwie zawsze robił to co ja, wspinał się po drabinkach, zeskakiwał z z nich zaraz za mną. Wszystkie dzieciaki z osiedla się zlatywały jak zjeżdżałam na stojąco ze ślizgawki a on zaraz za mną na czterech łapkach. łowił z jeziora śmieci i wyławiał w jedno miejsce na brzegu (nawet mam zdjęcia :) ) ratował dżdżownice z kałuży zanurzając pyszczek, delikatnie chwytał je zębami i odkładał na trawę ( oczywiście podglądając wcześniej mnie i moją koleżankę, miałam wtedy jakieś 10lat). Wspinaliśmy się w późniejszych latach po górach, pływaliśmy w jeziorach i rzekach. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego i dobrze, że nie potrafiłam tego zrobić bo obraz życia bez niego jest wręcz okrutny, Codziennie budził się i zasypiał na poduszkach przy moim łózko, teraz wiem, że już nigdy go nie zobaczę a mimo to, sprawdzam czy tam nie leży. Często mi się śni, czasem mogę go pogłaskać, przytulic, poczuć jego zapach. Innym razem biegnie w moją stronę a jak już mam go dotknąć nagle znika, wtedy sobie uświadamiam, że przecież już nigdy go nie dotknę, nie przytulę. Psa nowego mieć nie będę przemyślałam to dokładnie, Puszek był niezastąpiony, nie mam też warunków, żeby przygarnąć kolejne zwierzę. Mieszkam w mieszkaniu 18m2 w 2osoby z dwoma kotami (jeden chory), jeszcze studiuję,sama się nie utrzymuję, do tego dochodzą praktyki (nie mogłabym podrzucić komuś psa na miesiące). Kiedyś zarobie na działkę poza miastem to przygarnę całe stado różnych zwierząt, w tym uratowane przed śmiercią zwierzęta hodowlane. PJ. bardzo dobrze, że kontrolujesz stan zdrowia Baksia, lepiej wiedzieć wcześniej czy coś się złego dzieje i od razu reagować albo żyć spokojnie ze świadomością, że nie ma żadnych niebezpiecznych zmian w organach.
  2. Wsparcie od bliskich mam ogromne. Cokolwiek robię, gdziekolwiek jestem myślę o Nim, o tych wszystkich latach, o moich błędach, o tym jak odszedł, o tym jaki był mądry i wspaniały. Przyjaciołom nie powiedziałam, nie przejdzie mi to przez gardło, chociaż już pytali, dzwonili, po prostu ich unikałam. Niedługo minie miesiąc odkąd już nie ma go w moim życiu, ten czas nic nie zmienił, nie jest lżej i długo nie będzie. To jest taka strata, że nie wypełni jej nowy pies, już i tak przygarnęłam dwa bezdomne koty. Brata nie zastąpiłabym, Puszka też nie. On od mojego dzieciństwa był dla mnie wszystkim, z nim umarła cząstka mnie. 3 lata temu jak poznałam mojego chłopaka, na wstępie zakomunikowałam mu, że psa kocham najbardziej na świecie a wszyscy inni mogą ustawiać się w kolejce za nim. W przyszłości jak będę miała warunki pewnie przygarnę weteranów. Na razie żadnego nie chce bo w sercu mam tego jedynego, Śni mi się często, zawsze w snach się dziwie, czemu myślałam, że on odszedł skoro tu jest i go przytulam, mogę znowu poczuć dotyk jego sierści, ciepełko ciała. Przepraszam, że tak truje, po prostu nie wyobrażałam sobie, że może być tak ciężko, a wielu forumowiczów także musiało się z tym zmierzyć
  3. Nawet nie spodziewałam się, że może być aż tak ciężko. To tak strasznie boli, wyrwało mi serce. Codziennie chodziłam na jego grób, siadałam obok rozpaczałam i go wołałam. Nie mogę w to uwierzyć, że go już nie ma. Ciągle wyobrażam sobie,że idzie obok mnie, odwracam się za siebie z nadzieją, że go zobaczę, chociaż wiem, że to niemożliwe.Z przyzwyczajenia przytrzymuje dłużej drzwi, bo przecież dla niego się je podtrzymywało. Czasem mogę się z nim spotkać w moich snach, mogę wtedy znów go przytulić, patrzeć jak do mnie biegnie. Tylko to zostało, oprócz setek zdjęć i filmików. Totalnie sobie nie radze, ciągle otępiam się lekami przeciwbólowymi i winem, na uczelnie w innym stanie iśc nie mogę bo bym się tam rozkleiła. Nie mogłam już dłużej siedzieć w domu wróciłam do Krakowa. Na zajęciach ciężko mi funkcjonować, robię co mam do zrobienia jak jakiś robot. Nie mogę malować, nie mogę nawet złapać za pędzel, totalny bezsens
  4. Pisałam rok temu (sama zdziwiłam się, że tyle czasu już minęło) o moim największym przyjacielu, iskierce mojego życia, pięknej duszyczce Puszku. Towarzyszył mi od 9roku życia. Był największym szczęściem jakie mnie w życiu spotkało. Ciężko doświadczył go los, od kwietnia rokowania były bardzo złe. Nie zdecydowałam się rok temu na operacje wycięcia śledziony, nie chciałam ryzykować i tak po prostu go stracić, chciałam, żeby spokojnie dożył swych dni otoczony miłością. Decyzja ta była najlepsza jaką mogłam podjąć, miał złośliwego raka, z przerzutami do wątroby. Miał nie dożyć wakacji, a on jak zwykle na przekór lekarzom i losowi postanowił poszaleć dłużej niż mu dawano. Mój bohater:) W wakacje istne szaleństwo do czasu aż mu się pogorszyło. Wysiadły nerki, był w takim stanie, że przygotowywałam się na najgorsze, dostawał kroplówki, leki, wyniki się nie poprawiły. Wysoki mocznik i kreatynina. Rzuciłam prace i zabrałam go na jego ostatnie wakacje w życiu. Co kilka dni sama podawałam mu kroplówki, żeby wypłukać nerki. Puszek biegał jak szalony, ganiał listonosza, świadków jehowych. Kąpaliśmy się w rzece, leżeliśmy na trawce, wstawaliśmy oglądać wschód słońca nad łąkami usnutymi mgłami Na miejscu poszliśmy do weterynarza i o dziwo (jak zwykle waleczny Puszek zaskakuje cały świat) nerka pracuje, wyniki o niebo lepsze, praktycznie zdrów. Oprócz tej jednej nerki, która już umarła, druga pracowała doskonale. Takim sposobem na wakacjach byliśmy 1,5mies! Najpiękniejsze wakacje w życiu. Zadziwiające jest to jak dwie odrębne dusze mogą się połączyć i rozumieć się bez słów. Kocham go jak nikogo i nic na świecie. Mimo przerzutów dosłownie wszędzie: nerki, wątroba, śledziona, we wszystkich węzłach chłonnych ogromne guzy, w mózgu pewnie też, bo główkę na spacerach zaczął nieznacznie przechylać w prawo. Mimo tych wszystkich przeciwności losu Puszek nie zważał na chorobę, zachowywał się jakby nic mu nie było brał życie garściami, kompan na wieki. Ale rak nie dał mu spokoju, zabrał to do czego dążył, 2 dni temu Puszkowi się pogorszyło, krócej chodził na spacery, stracił apetyt. Przyjechałam od razu z Krakowa do Kielc ( studiuje w Krk, Puszek mieszkał z rodzicami w Kielcach) widziałam, że zbliża się moment pożegnania. Obiecałam mu, że nie pozwole mu cierpieć, a dostrzegłam, że nie jest z nim najlepiej. Umówiłam się więc z naszymi weterynarzami. Wczoraj Puszkowi jeszcze bardziej się pogorszyło, nie mógł stawać na tylne nózki, robił tylko siku i chciał wracać do domu. Nie spałam całą noc musiałam się nim nacieszyć, Puszek mimo bólu ciągle okazywał mi miłość, przytulał się, ufnie kładł pyszczek w moje dłonie. o 10 miał przyjść weterynarz więc do tego czasu ciągle go przytulałam, głaskałam i szkicowałam( ogólnie maluje). Przed samym wejściem weterynarza Puszek się ożywił zrobił zmasowany atak na moją twarz, wody pić nie miał już siły ale na obcałowanie mnie za wszystkie czasy znalazł jej resztki. Poczuł, że się żegnamy. Puszek zasnął o 10.35 dożył 15lat 3miesięcy 22dni. To był najpiękniejszy czas w moim życiu. Najlepszy pies na świecie, niezastąpiony. Może kiedyś jak będe miała córke w wieku 9lat podaruje jej psa, żeby przeżyła tak piękną przygodę jak ja. Czuję ogromny ból, ale też ulgę Pusio już nie cierpi. Bliscy odchodzą a my musimy nauczyć się bez nich życ. Puszek wyciągnął z życia ile się dało, mimo chorób, wypadków a nawet porwania (żule go porwały dla okupu) cieszył się życiem, był szalony i niesamowicie kochany, taki wiek u średniego psa to dużo. Na zawsze zapamiętam spojrzenie jego cudownych, wiernych oczu, dotyk, miękkość jego sierci, dzwięk jego oddechu i stukanie łapek na spacerze, zapach i ciepło jego ciała. Jego zawadiackie spojrzenie przed robieniem fikołków, uśmiechniętą pysie podczas snu, i mruczenie przy przeciąganiu się. Moje serce wydaję się takie ciężkie, całe ciało mam ociężałe, żal przelewa mi się w żyłach. Wiem, że z czasem przyzwyczaję się do cierpienia i straty ale nigdy się z nią nie pogodzę. Puszek wciąż żyje w moim sercu i na zawsze tam pozostanie, Psy, które znalazły bratnią dusze przy właścicielu powinny żyć tyle samo co on.
  5. Gdy miałam 9lat spełniło się moje największe marzenie, a niczego innego tak nie pragnęłam, jak tego żeby mieć przyjaciela na całe życie. Pamiętam jak dziś upalny dzień sierpniowy 1999rok spacerowalam z rodzicami a moim oczom ukazało się psie rodzeństwo, a w nim czarno-biały piesek skaczący jak sarenka. Puszek od tej chwili był ze mną zawsze, naszych licznych przygód nie potrafię zliczyć, wędrówki po lesie, pływanie w stawach, wspinanie się po skałach, ratowanie dżdżownic z kałuży- wszystko razem. Codziennie czekał na mnie pod szkoła, jeśli za długo to trwało szukał mnie po korytarzach i salach wśród dzikiego tłumu dzieci:. Tak oto wspólnie dorastalismy, rozumiejąc się bez słów, towarzyszył mi przy każdym załamaniu, każdym smutki i każdej radości. Od zawsze jest dla mnie najwazniejsza osoba w moim życiu. Przeszedl wiele, raz inny pies rozszarpal mu jadra, prawie umarl, innym razem zostal porwany przez żuli i rządali okupu, 2lata temu jak był przywiązany do miejsca dla piesków pod biedronka najechał na niego jakiś idiota samochodem, miał zmiażdżona miednice. Przeszedl wiele ale jak superbohater zawsze dawał rade. Teraz po 14latach wspólnego życia Puszek jest ciężko chory. Ma 3 guzy w wątrobie, jeden w śledzionie. Wyszło to przypadkiem przy kontrolnym badaniu krwi AP aż 1315, dzisiaj usg. Ostatnio więcej śpi i pije, przez wypadek zle interpretowalam problemy z nozkami (drganie, problemy z podnoszeniem się, z wchodzeniem po schodach). Narazie bierze leki na watrobe, gdyby lekarz proponował operacje, raczej nie zgodzę się. Nie chce go męczyć dodatkowo operacjami i bolem pooperacyjnym. Wiadomo, ze chce by towarzyszył mi jak najdłużej o niczym tak nie marze, ale skazywanie go na dodatkowe cierpienie byłoby egoistyczne z mojej strony. Będę przy nim trwać, leczyć watrobe dopoki nie będzie pierwszych oznak cierpienia. Narazie jest dobrze, nawet weterynarz zdziwił się ze nie widać po jego zachowaniu choroby. Nie wyobrażam sobie życia bez niego.
×
×
  • Create New...