Mnie zawsze rozbawia sytuacja kiedy idę ze swoim psem i kulturalnie przy nodze, na smyczy. A idzie babcia z małym psiakiem Yorkiem i patrzy już krzywo i z niesmakiem. Automatycznie na ustach wykwita mi wielki uśmiech. Jednego razu szła jedna starsza pani właśnie z takim małym psiakiem, jak to wiadomo małe psiaki wyszczekane są jak się boją i taki nagle mały podlatuje do mojego i zaczyna ujadać. A mój tak tylko spojrzał i idzie dalej, a mały cały czas ujada. Aż w końcu mały się można powiedzieć rzucił. Wtedy cóż Atos nie wytrzymał i lekko pokazał ząbki. W tym momencie zareagowałam, uspokoiłam i znów jest spokój już chcę isć dalej, kiedy babcia do mnie podlatuje z krzykaczem na rękach i ma do mnie pretensje, że powinnam kaganiec zakładać tej bestii, jak to nazwała mego kompana. Powiedziałam, co myślałam i poszłam dalej, bo akurat na końcu ulicy czekał mąż z córką. Która jak podeszłam przytuliła Atosa. W tym momencie się odwróciłam i jak zobaczyłam wyraz twarzy starszej pani, to nie mogłam ze śmiechu.