Jump to content
Dogomania

pienikoira

Members
  • Posts

    32
  • Joined

  • Last visited

pienikoira's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. do kawy czytam oto taki post na fb dotyczący ARKI: zastanawia mnie za co pan doktor Derkowski dostaje pieniądze od schroniska skoro NIE MA GO NA DYŻURZE NOCNYM?! Opiszę coś , co nie przestaje mnie napawać oburzeniem , pogardą , zgrozą , i ... nie wiem już sama jakich słów użyć . Rzecz miała miejsce w nocy , z czwartku na piątek , w ubiegłym tygodniu , koło Wielickiej , na wysokości dawnego obozu . Ok 3h szłam tamtędy z psami , które zaczęły ujadać i coś obskakiwać w trawie . Podchodzę , patrzę przerażony kot leży na ziemi i ... nie ucieka ! Pomyślałam : dziwne , dlaczego on nie ucieka ? No , ale nie ucieka , to nie ucieka - pewno za bardzo się boi . Postanowiłam więc wziąć go na ręce i wystawić gdzieś wyżej , na coś , żeby moje suki go nie straszyły . Biorę dziada na ręce , a ten zaczyna mnie tak okropnie gryźć w rękę , że nie dałam rady go utrzymać , wypadł ( czy zeskoczył , już nie wiem ? ) mi z rąk . Myślę sobie : zwariował , czy co , że tak mnie gryzie ? I miałam go tak już zostawić i pójść , ale że one znowu zaczęły skakać , a jedna - widząc , że coś jest nie tak , próbowała go tarmosić koło mnie , tak jak tarmoszą swojskiego kota , to złapałam go za kark , unieruchomiłam jakoś , żeby mnie nie dał rady już pogryźć i niosę . Idę sobie tak , rozglądam się na boki - jak na złość nie ma nic wysokiego na co można by było go wysadzić , uszłam niewielki kawałek i w pewnej chwili zdaję sobie sprawę , że czuję na ręku coś dziwnego . Mówię do niego na głos : coś Ty się posikał , bracie , czy co ? Patrzę w dół i widzę ... HORROR !!! Istny horror . Z kota wiszą flaki , a ja , to wilgotne i ciepłe co czuję , a co myślałam , że to są siki , to trzymam w ręku pod nim jego jelita . Nie potrafię opisać swojego stanu w tej chwili . Nie wiem co robić . Mam świadomość , że mam na rękach stworzenie które potwornie cierpi , jest godz. 3 w nocy , nikogo dookoła , ani komórki , ani pieniędzy przy sobie , do tego ze mną 3 psy , z którymi nie wiadomo co w tej sytuacji zrobić - bo w pierwszym amoku przyszło mi do głowy iść z nim na piechotę na Chłopską do Arki na dyżur , no ale przy Wielickiej psy luzem nie mogę puścić bo 2 z nich nie chodzą grzecznie przy nodze , a jak nieść rozprutego kota i trzymać 2 smycze - impossible . Taksówką na kredyt może by mnie taksiarz wziął , podejrzewam , że nikt by nie odmówił - jeśli by miał sumienie - no ale znowu psy , co z nimi zrobić ? Pomyślałam nawet przez chwilę w tym szoku , że przywiążę je gdzieś , pojadę szybko taksówką , zostawię tylko kota i szybko wrócę tą samą taksówką po psy , no ale potem , myślę : duże ryzyko dla nich . Z drugiej strony dla kota każda minuta droga . Nie wiem co robić . Idę i na głos powtarzam w przerażeniu : Jezu , co robić ? Jezu , co robić ? Jezu , co robić ? I tak w kółko . W końcu przypomniało mi się , że na przeciwko Dworcowej jest Planeta 24h . Więc idę tam spiesznie , a jest to kawałek od miejsca gdzie wówczas byłam , ja wiem ... jakieś 300 - 400 m , myślę . Cały czas powtarzałam kotu : " Już Żabko , już niedaleko . Już , już " Byłam przerażona , nie wiedziałam już jak mam stawiać kroki , żeby mu sprawić jak najmniej cierpienia , i cały czas trzymam te kiszki w ręku , żeby się bardziej nie wysuwały . I tak ich było potem więcej , niż w pierwszej chwili . Przyszłam wreszcie . Mówię do ekspedientki , że ją błagam , żeby dała szybko jakieś pudełko i ręcznik papierowy do wyścielenia bo mam tu takiego kota , etc ... Kobita ( młodziutka dziewczyna ) wychyliła się przez okienko , pobladła , powiedziała tylko : niech mi go pani nie pokazuje . Znalazła pudełko jakimś cudem , choć wszystko wskazywało , że pudełka nie ma . Szukała 2 razy . Jest pudełko . Wsadziłam kota . Nie wiem jak to się stało , że on nie krzyczał ? Dychał tylko tak strasznie i robił bidny bokami jak tam leżał , widziałam . I nie dał się nawet palcem pogłaskać po głowie bo chciał gryźć . Po krótkiej naradzie z ekspedientką co robić , zadzwoniłyśmy z jej telefonu najpierw na straż miejską , a oni podali nam nr. do schroniska - nie wiedziałam , że tam są nocne interwencje , tak swoją drogą . No dobra ! Po jakichś 20 min ( ona mówiła potem , że patrzyła na zegarek ) przyjechał chłop z tego TOZ- u po kota . Zaznaczę , że rzuciło mi się natychmiast w oczy , że podchodzi do tego bez wielkiej ceremonii , nawet mu powiedziałam , żeby pudełko chwycił może od spodu , bo nie wiadomo czy dno mocne i czy kot nie wypadnie , a w jego stanie to ostatnia rzecz jakiej mu potrzeba . A skąd ! Na szczęście tylko ze 3 m , ale niósł kota za ścianę pudełka , a na dodatek pod kątem , tak , że kot nie leżał równo lecz był przekrzywiony . Osuwał się tak na dnie w bok - wiecie o co chodzi . W każdym razie cudowna wiadomość była taka - a tak (na pozór)dobrej wieści się nie spodziewałam !!! - że zabiera kota na Chłopską właśnie , bo oni mają podpisaną jakąś umowę z Arką na okoliczność tego , że u nich lekarza w nocy nie ma , więc nocnych pacjentów , gdy jest potrzeba nagłej pomocy lekarskiej , wiozą właśnie tam . Wtedy UFFF ... Zeszła ze mnie para . Ogarnął mnie spokój . Pomyślałam : Dzięki Bogu ! W takim razie kot uratowany lub ma przynajmniej OGROMNE SZANSE bo tam go od razu zoperują skoro jest w tak ciężkim stanie . Mają przecież dyżur ! Jest w dobrych rękach . A nawet pomyślałam , że w lepszych być nie może ! Nie mógł lepiej trafić ! Zaznaczam ( bo wydaje mi się to istotne ) , że jelita z tego co widziałam , BYŁY CAŁE . Wydaje się , że tylko powłoki brzuszne były rozprute ( nie wiem jak ??? Zagadka . ) . W każdym razie , co ciekawe - nie było krwi ! Ja mam ubrudzoną kurtkę 2 - oma plamami z wsiąkniętej krwi , takimi gdzieś na 3, 4 cm - ale to jest moja krew ! Z pogryzionej ręki ! Jeszcze w domu mi się lała , przez dłuższy czas , a tą rękę trzymałam pod nim i dotykała do kurtki . To moja krew wsiąknęła w gruby materiał ! Tam w pudełku miał grubo wysłane białym ręcznikiem papierowym , i tylko takie blado zaróżowione było tam gdzie te kiszki leżały na ręczniku . Więc wydaje mi się , że kot był do uratowania gdyby szybko brzuch zaszyć . CHOCIAŻ , k**wa , SPRÓBOWAĆ ! Tym bardziej , że - jak wcześniej wspomniałam - ja go w pewnym momencie wzięłam za kark , żeby mnie nie gryzł . I wtedy kot zwisał . Było wprawdzie ciemno jak w dupie w tym miejscu , ale z boku akurat dochodziła mnie taka , blada bo blada , ale poświata latarni , i kot kiszek wtedy na wierzchu nie miał , tylko jeszcze w brzuchu - jak sobie później uświadomiłam . Więc one musiały z niego wyjść dopiero na moich rękach , jak był w pionie . No , i teraz właśnie dochodzę do sedna opowieści . Otóż , zaraz po powrocie stamtąd do domu , na skróty na Wolę Duchacką , co zajęło mi ok. godziny , może ze 40 min ( wracałam niespiesznie , z wielką lekkością w sercu , spokojna w miarę o los kota , w przekonaniu , że co w ludzkiej mocy , to zostało i ZOSTANIE zrobione ) , zadzwoniłam do Arki żeby zasięgnąć wieści co tam z kotem . Byłam przekonana , że usłyszę , że operacja trwa , albo nawet , że już jest po ! Dzwonię więc , a tu pani technik mówi mi , że tak , jest kotek , nawet jej pan z TOZ-u pomagał go przez ręcznik wyjmować z tego pudełka bo kot chciał ją pogryźć , sama nie dałaby rady , a musiała mu zmierzyć temperaturę i tętno ( pytanie 1 : czy jest naprawdę konieczność wsadzać ZUPEŁNIE ŚWIADOMEMU kotu z flakami na wierzchu termometr do dupy ? ) , poza tym podała leki przeciwbólowe i uspokajające , kot jest w stanie krytycznym , rokowania są złe i teraz ( UWAGA ) czeka do rana , aż przyjdą lekarze . Ja się jej pytam : jak to ? To nie ma lekarza na dyżurze ??? A ona na to , że nie ma . Ona jest sama , a ona jest tylko technikiem i nic więcej zrobić nie może . Na moje pytanie kiedy ci lekarze będą ( a mamy wtedy ok. 4: 30 h ,przed 5h rano w każdym razie ) , mówi : myślę , że tak o 9h , 10h może pani dzwonić . Już coś powinno być wiadomo . Dodała jeszcze , że cyt . : " zwierzętami z TOZ-owych ( nocnych) interwencji zajmuje się dr . Derkowski , który jednocześnie jest chirurgiem ; czyli on nad tym dyżuruje , ale fizycznie go na dyżurze nie ma " . Ja byłam jeszcze na tyle w szoku po wszystkim co się stało , że w tamtej chwili i tak dość bezkrytycznie i bezrefleksyjnie przyjmowałam wszystko co się do mnie mówi ! Dopiero jak powrócił mi zmysł myślenia analitycznego , jakiś czas po tej rozmowie , zrozumiałam co najwyraźniej jest grane ! Ano to , że niemożliwe jest , żeby na dyżurze nocnym nie było lekarza , bo to chuj nie dyżur ! Ona mi wyraźnie powiedziała , że JEST SAMA . Ludzie z którymi potem na ten temat rozmawiałam , wszyscy mówią od razu to samo - BZDURA ! Nie wierzę , że gdyby tam przyjechał w nocy ktoś z psem z wypadku , czy coś , to nic by nie zrobili . Absolutnie nic ! Tak jak tu ! Nie sądzę , by narazili na szwank swoją wspaniałą renomę . Jasne jest dla mnie w tej chwili jak słońce na niebie , że gdybym tam pojechała sama z tym kotem i Z GRUBĄ KASĄ !!!!! TO RATUNEK BY BYŁ . Kosztowałoby mnie to to pewnie minimum ze 2 000 tys. w nocy na samo dzień dobry w Arce , ale ratunek dla cierpiącego tak , że aż nie mam odwagi sobie tego wyobrazić stworzenia , by się znalazł ! Oni nie zrobili nic , a Bogu ducha winnej dziewczynie pewnie kazali mówić , że nie ma lekarza , bo chujowo tak powiedzieć prawdę kawę na ławę . Prawdę , taką mianowicie , że to jest pacjent drugiej czy nawet trzeciej kategorii , bo nie ma z nim właściciela gotowego wyskoczyć z grubej kasy za " robociznę " i dlatego dla niego nie ma lekarza na dyżurze . Cóż ... on się napracuje , jeszcze noc zarwie , nie wiadomo czy kot przeżyje , a ZAPŁACI GODNIE ZA TEN CAŁY TRUD I WYSIŁEK KTO ??? Taki pacjent , to leży z flakami na wierzchu i czeka . Nie wiadomo na co ? Na dopust boski . chyba . Gnoje to są . Dla mnie to są ostatnie gnoje i skurwysyny . To są lekarze ??? To są szmaty ! Nigdy nie miałam wysokiego mniemania o poziomie etycznym w Arce ( o technicznym , czy praktycznym , tak - ale nie o etycznym ) , no ale teraz to już w ogóle nie ma o czym mówić . Oni biorą kasę zapewne od gminy za te usługi ( 100 % więcej w nocy normalnie ) - pewnie za mało . Ratowanie nierentowne ? Tfu !!! Żeby ich , k**wa , szlag trafił !!! Tyle powiem . Jak zadzwoniłam po 9h rano - bo już nie spałam , nie mogłabym - żeby się dowiedzieć , zgodnie z jej wcześniejszymi wskazówkami , to powiedziała mi już tylko , że nie ma niestety dobrych wieści ; kotek zmarł ok. 7h rano, pan kierowca z TOZ-u już był po ciałko . Wie pani - powiedziała - on był w stanie krytycznym ,a - dodała - to jest wtedy tak jak u ludzi , każda minuta się liczy ! Noszszsz . k**wa , Pani wie ! Ale te konowały , to niech szlag trafi . A , żeby była jasność w sprawie jeśli chodzi o wagę kasy w tym przypadku i rozdźwięk pomiędzy wagą kasy , a wagą życia - usłyszałam również wcześniej , tylko już nie pamiętam czy ona mi to mówiła ( ale chyba tak ) , czy ten kierowca jeszcze pod Planetą , że jak lekarze ocenią , że ten zabieg będzie bardzo kosztowny , to kota się przewiezie na operację z powrotem do schroniska , jak już łaskawie będzie tam za dnia lekarz , i ten ich lekarz dopiero będzie go " ratował " ( tzn . w ramach swoich obowiązków = pensji , czego o Arce powiedzieć nie można ) . Nie skomentuję . W każdym razie , tam JEST DYŻUR ! A , z rozmowy z technikiem wiem , że lekarz nawet tego kota NIE WIDZIAŁ NA OCZY ! Nie taki pacjent jak trzeba ! Nieopłacalny . BIEDNY ..... Musiałam Wam to opowiedzieć . Niech wszyscy wiedzą jaka Arka wspaniała . Kot sam nie opowie jakie łajdactwo go spotkało ze strony tych bestii w kitlach . I tak ciśnienie mi nie mija . Gdybym tylko miała co zrobić wtedy z psami ... gdyby tylko . Wzięłabym go na Sanocką , no , chuj ... na własny koszt . Może byłby Orzeł na dyżurze ... albo Kobiałka . Wątpię , żeby tak go zostawili . Przynajmniej nie chcę w to wierzyć . Nie mogę się otrząsnąć od piątku i nie wiem kiedy mi przejdzie . To co oni zrobili , a ściślej mówiąc , to że nie zrobili ABSOLUTNIE NIC , nawet nie spróbowali nic zrobić , zabija mnie wewnętrznie , emocjonalnie . Nie mogę się z tym pogodzić . Nie mogę się ogarnąć . Cały czas czuję te jego ciepłe , wilgotne kiszki w ręku . Nie mogę zapomnieć tych jego maleńkich oczków które na mnie patrzyły z dołu , z nadzieją , jak szliśmy . Nie mogę zapomnieć , jak widziałam cały czas z góry , jak z bólu gryzł ząbkami ten taki metalowy dzyndzel od zamka błyskawicznego od kurtki , który mi zwisał na wysokości obojczyków , bo był unieruchomiony i nic innego nie mógł dosięgnąć i gryźć . Z bólu też się na pewno nie mógł bardziej ruszyć , uciekać , walczyć ze mną ... Nie mógł się bronić . Cały czas widzę te cudowne , niewinne oczy . Oczy które chciały żyć . Oczy , które niemo pytały : dlaczego tak mnie boli ??? Boli ! Boli ! Boooli ! Dlaczego i co mi robisz ??? Puść mnie !!! Puść !!! Czekał bidny na ratunek . Na pomoc . Nie doczekał się . Byłam za niego odpowiedzialna . Trzymałam jego życie w rękach . Wydałam go tym , którzy mają psi obowiązek ( 2 : czasem powołanie ) nieść ulgę w cierpieniu . Ci pierwsi niosą ją za kasę . Wydałam go łajdakom . Mea culpa . Tyle tylko , że nieodwracalna .... A ich , niech trafi szlag .
  2. [quote name='caha']jakie cudo, i już tyle przeszło :( mam nadzieję, że uda się znaleźć dla niego najlepszy dom próbowaliście może ogłaszać go na fb?[/QUOTE] link do wydarzenia [url]https://www.facebook.com/events/818172631567296/818179738233252/?notif_t=event_mall_reply[/url]
  3. To CUDO szuka kochającego domu :iloveyou: [URL="http://imageshack.com/f/eydYnzsAj"][IMG]http://imagizer.imageshack.us/v2/150x100q90/538/dYnzsA.jpg[/IMG][/URL] [QUOTE]Poturbowane,zszokowane szczenię trafiło do lecznicy w stanie ciężkim. Miał silny obrzęk lewej strony głowy i pyska, przekrwione spojówki obu oczu, ślepotę (bardzo słaba reakcja na światło), odgryzioną końcówkę języka. Wiemy, że miał właścicieli ale o niego zaczęli pytać 3 dni po zajściu. Śledztwo policyjne trwa. Piesek prawdopodobnie został poturbowany przez człowieka ale na wyrok musimy poczekać. Psie dziecko stoczyło walkę o życie. Wygrało ale niestety skutki obrażeń są opłakane. Najgorsze, że nie będzie widział. Ma też połamane żebra i nóżkę. Nasza fundacja wzieła rachunek na siebie, nie robiliśmy w trakcie wydarzenia bo chcieliśmy zaoszczędzić wszystkim rozczarowania-gdyby piesek przegrał. Szanse na przeżycie były znikome. Ale udało się. Prosimy Was o pomoc w znalezieniu dla niego najwspanialszego domu na ziemi. Będziemy wdzięczni jak pomożecie nam chociaż częściowo pokryć koszty leczenia. Mamy fakturę na 563 zł. Piesek przebywa w dt, gdzie odzyskuje zaufanie do człowieka. W pierwszych chwilach gryzł na oślep. Ludzką dłoń kojarzył tylko z cierpieniem. W tej chwili zasypia na kolanach i nawet próbuje się bawić. Ale łamie serce widok jak idąc obija sie o ściany :( Kochani prosimy Was pomóżcie nam wynagrodzić mu to zło. Zasługuje na najlepszy dom na świecie! Kontak 796648771 dopisek "szczeniak" FUNDACJA OBRONY PRAW ZWIERZĄT ANACONDA 66-400 GORZÓW UL MIODOWA 1 KRS 0000400810 NORDEA BP S.A. PL38144012860000000015546287 KONTO NA PAYPAL : [EMAIL="[email protected]"][email protected][/EMAIL][/QUOTE]
  4. [quote name='Koszmaria']na ul.Gabrieli Zapolskiej 22 jest Alvet,polecam. z poważniejszymi rzeczami lecę do nich.[/QUOTE] z Alvetu ufam tylko i wyłącznie pani Gałganek:cool1:
  5. [quote name='lea_mala']A dobry weterynarz na Bronowicach?Ktoś coś wie? I czy ktoś się orientuje jakimi specjalistkami są panie Barabaś i Kowalik na Balickiej?[/QUOTE] Zdecydowanie polecam pania Kowalik!!! Uratowała mojemu psu życie, po tym jak niedoświadczona weterynarka "zapomniała" mu przepisać furosemid... gdyby nie pani Kowalik tego dnia, to moja psinka zdechłaby. Pani Kowalik ma naprawdę dużą wiedzę popartą doświadczeniem.
  6. [COLOR=#ff0000][B]Przestrzegam[/B][/COLOR] przed kliniką na [B][COLOR=#ff0000]Centralnej[/COLOR][/B]. Opiekuję się kotką (tak, wiem, że to forum o psach ale mimo wszystko chciałam Was przestrzec przed tym miejscem) po amputacji ogona w owej klinice. Na papierkach (zwykle karteluszki papieru 20 cm X 20 cm z byle jak wypisana ręcznie informacją o podanych lekach i problemie zdrowotnym - problem z ogonem) widnieje podpis dr Bakowskiej, więc przypuszczam, że zabieg mógł zostać wykonany przez nią. Kotce grozi martwica okolicy odbytu i gnicie po tym zabiegu (kotka była badana przez dwóch innych weterynarzy po zabiegu) a w efekcie końcowym uśpienie, ponieważ ogon został amputowany za wysoko i doszło do przecięcia nerwa. Oglądając kotkę i sierść wokół ogona, odnosi się wrażenie, ze przed zabiegiem amputacji sierść została nawet nie wycięta nożyczkami (o wygoleniu nie ma mowy) a wyszarpana! :shake: Mi Ciśnie mi się na usta tylko jedno słowo: PARTACTWO, na które żaden weterynarz, tym bardziej związany z dr Bakowskim, który ma tak dobre opinie w internecie, w ogóle nie powinien sobie pozwolić :roll: Odnoszę wrażenie, ze niektórym weterynarzom przestało się już chcieć i jadą na pozytywnych opiniach w sieci, ale nie dajcie się zwieść, bo nigdy nie wiadomo, czy przy Waszej wizycie nie padnie akurat na Was.[URL="http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ae9e14748574c0de.html"] http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ae9e14748574c0de.html[/URL]
  7. Dzisiaj dzowniła do mnie mama: ok 9.00 rano miała nalot SM i straży pożarnej: oczywiście jakaś sąsiadka zgłosiła, że pies szczeka... z tym, że pies ma 19 lat, endokardiozę zastawek (czuję się w miarę dobrze, jest pod kontrolą weterynarza i na lekarstwach). Szczekenie mu się czasem zdarzy, ale rzadko, nigdy w nocy! dodam, że ledwo podniósł się z legowiska na widok SM i pożarnej. Co zaniepokoiło moją mamę to fakt, że SM zaczęła wypytywać, dlaczego pies nie jest UŚPIONY skoro choruje na serce :-o, wręcz postraszyli moją mamę, że następna interwencja może spotkać się z odbiorem psa do azylu...JA NIE WIEM CZY TO W OGÓLE MOŻLIWE? dodam na koniec, że mama nie pracuje, jest na emeryturze i spędza czas w mieszkaniu. Prosiła mnie, by skoczyć jutro do weta po jakieś zaświadczenie o jego stanie zdrowia, oczywiście panowie nie mogli podać danych osobowych, osoby która wezwała ich do interwencji, ale czy można się jakoś bronić przed takimi sąsiadami, jak to się będzie powtarzać? Co jak pies szczeknie akurat jak mamy nie będzie? wyważą jej drzwi do mieszkania i zabiorą psa? Czy takie 'gadki' SM są w ogóle legalne? Mama strasznie się tym zajściem przejeła:roll:
  8. Mam pytanie: czy dostepne na rynku preparaty przeciw kleszczom sa bezpieczne dla psiaka chorujacego na endokardioze? Moj pies ma 19 lat, do tej pory jeszcze nigdy nie mial problemu z kleszcami, niestety w ciagu tygodnia juz zlapal dwa :roll:
  9. [quote name='Kyu']Tutaj masz ulotke informacyjną Vetmedinu [URL]http://www.boehringer-ingelheim.pl/content/dam/internet/opu/pl_PL/documents/Animal Health/ULOTKA INFORMACYJNA vetmedin 5 mg.pdf[/URL][/QUOTE] dzięki! wet zaprponował zmniejsze nie dawki z 1/4 na 1/8. Dałam 1/12 i pies powoli zaczął jeść. Chyba to jakiś ewenement, że stracił apetyt po obydwóch lekach :/
  10. [quote name='Kyu']Tutaj masz ulotke informacyjną Vetmedinu [URL]http://www.boehringer-ingelheim.pl/content/dam/internet/opu/pl_PL/documents/Animal Health/ULOTKA INFORMACYJNA vetmedin 5 mg.pdf[/URL][/QUOTE] dzięki! wet zaproonował zmniejsze nie dawki z 1/4 na 1/8. Dałam 1/12 i pies powoli zaczął jeść. Chyba to jakiś ewenement, że stracił apetyt po obydwóch lekach :/
  11. [quote name='gryf80']nie kazdy oranizm jest taki sam,jest masa leków (przewaznie zaczerpnietych z" ludzkiej "apteki)działajacych podobnie zapytaj weta[/QUOTE] No mam eksperymentowac do jutra i dać wetowi znać. Weterynarz właśnie nie chciał nic z ludzkich przepisac od poczatku :roll: ps. jakie są skutki uboczne obu leków? Niestety nie mam ulotki, dostałam kilka tabletek od weterynarza :/
  12. Niestety mój po obydwóch czuje się fatalnie :shake: mam nadzieję, że istnieje jeszcze cos, bo nie wiem co będziemy mu podawać :-(
  13. w sumie mój wymiotował po tym jak zaczął przyjmować lekarstwa 3 razy i mu przeszło. Może to jakaś reakcja organizmu na któryś z leków? Nie wiem :roll: Trochę to dziwne było, bo w tym okresie nic nie jadł i nic nie pił przez 2 dni stąd trochę się dziwiliśmy skąd wymioty. Jak wspomniałam na chwilę obecną już nie wymiotuje.
  14. [quote name='rudy125']Czy Prilenal 5 mg - dwa razy dziennie - jest dobry jako pierwszy lek? Czym można go zastąpić? Mój pies wymiotuje, co jak sądzę jest związane z przyjmowaniem leku i pewnie (być może) jednym z objawów choroby. Na tydzień odstawiłem lek, ale znowu zaczyna kasłać. Czy i czym można wspomagać leczenie, wydolność serca, jakimi środkami, które nie są prochami, tzn odpowiednią dietą, suplementami itd? Czy można mu dawać krople na serce? Czy to ma sens? Albo jakieś proszki bez recepty. Wiem, że na którymś etapie wejdzie pewnie Vetmedin (to już niestety mój drugi pies z tą chorobą), ale wolałbym nie przesadzać z prochami, bo pieski niestety często po nich wymiotują , tzn. takie są skutki uboczne. Mój poprzedni pies najpierw brał Vetmedin, a potem Furosemid, propranonol, digoxin.[/QUOTE] Mojemu przepisano: Furosemid 2x 1/2 Prilacton 2x1 tabletka Karsivan 2x 1/2 tabletki Benecor 3/4 tabletki na noc Po dniu zażywania tych leków, pies przestał jeść i pić :( najpier zasugerowano odłożenie Karsivanu ze względu na jego rzekomo gorzki smak, 2 dni pies nic nie jadł i nie pił. Kolejna sugestia: zostawić tylko Furosemid i Prilacton. Pies dostaje syrop na przywrócenie apetytu. Dziubie trochę jedzenia, zaczął pić. Wizyta u weterynarza wczoraj i próba zrezygnowania z Cardisure i przejście na Vetmedin. Niestety nocy prawie nie przespał po Vetmedinie. Czy istnieje jeszcze inne lekarstwo poza Cardisure i Vetmedin?
  15. [quote name='xxxjaxxx']Przebiliśmy chyba wszystkich. Wizyty u ponad dwudziestu weterynarzy i tyle samo diagnoz ilu weterynarzy. Przykre ale prawdziwe.[/QUOTE] witam w klubie! Moje doświadczenia z weterynarzami z ostatnich dwóch miesięcy [url]http://www.dogomania.pl/forum/threads/29057-Lecznice-w-Krakowie/page6[/url] stopniowo będę dopisywać, bo to jeszcze nie wszystko! :shake: Mogę tylko pogratulować tym, którzy trafili na weterynarza z prawdziwego zdarzenia!
×
×
  • Create New...