Jump to content
Dogomania

Barson1990

Members
  • Posts

    9
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Barson1990

  1. [quote name='vicvictoria']pies dostał gotowane kości drobiowe .[/QUOTE] Wszędzie trąbią, że kości drobiowych zwierzętom się nie daje. To tak, jakby pies połknął opakowanie szpilek. Ehhh...
  2. Jeżeli do jutra nie będzie chciał pić, idź do weta, niech mu zrobi kroplówkę. Powiększenie prostaty akurat nie ma zbyt dużego znaczenia, najczęściej jej przerost jest związany z tym, że pies nie jest wykastrowany (mój Ben tak miał, po kastracji prostata wróciła do normalnych rozmiarów). Jak wspomniał/a xxxx52 - powinno mu się wykonać RTG lub USG, które wskaże ewentualną przyczynę. Niestety, jest ich mnóstwo. W przypadku Benka, okazało się, że jest guz na śledzionie. Potrzebna była operacja. Daj jutro koniecznie znać, co z psiakiem.
  3. Witajcie. Byłam dzisiaj u mojego weta z Benkiem. Po drugiej stronie zrobiło mu się to samo, tylko jeszcze nie podeszło ropą... Wet stwierdził, że to choroba autoimmunologiczna i zalecił zastrzyki ze sterydów. Faktycznie, kiepsko to wygląda... Wiecie, jak wygląda skóra po oparzeniu słonecznym? Jak zaczyna schodzić po kilku dniach? Benek ma podobnie. Właśnie dzisiaj Wet postanowił ogolić mu miejsce, gdzie powstał nowy krwiak... Złapał za sierść, w miejscu, gdzie krwiak się znajdował, żeby trochę skórę naprężyć przed goleniem i... (ueh...) ściągnął sierść razem z kawałkiem skóry (obumarła), zanim zdążył przyłożyć maszynkę do golenia... Jako że Benek jest cukrzykiem, sterydów nie powinno mu się podawać (steryd blokuje działanie insuliny), ale przez 5 dni będzie dostawał zastrzyki. Jeżeli nastąpi poprawa to dobrze, jeżeli nie... no cóż, będę musiała mu ulżyć.
  4. Jakie kości pies dostawał? Jeżeli z kurczaka to istnieje prawdopodobieństwo, że kawałek kości wbił mu się gdzieś w przewodzie pokarmowym. Kości z kurczaka łamią się na ostre "igiełki" i absolutnie nie wolno ich dawać psom. Szukaj w internecie jakiejś lecznicy weterynaryjnej w pobliżu, która będzie otwarta, może to kwestia dojazdu kilku kilometrów.
  5. W swoim życiu, niestety, przeżyłam już kilka eutanazji zwierząt. 1) Jaga - miała 16 lat, siusiała pod siebie, nie chciała już jeść, ledwo chodziła, bo miała starcze zwyrodnienie stawów. Miałam wtedy 5 lat i nie zapomnę, jak siedziałam i tuliłam Jagę, zanim Mama ją zabrała i wróciła bez niej. Dla dziecka w tym wieku to była straszna tragedia. 2) Jajo - jamnior weteran. 17 lat przeżył, wredzioch jakich mało, wyjątkowo mnie nie lubił, ale w dniu, kiedy Ciocia postanowiła wybrać się z nim na ostatni spacer, ściskałam go i płakałam jak bóbr. 3) Saba - kocica moja ukochana, miała 10 lat, więc w sumie niewiele, jak na kota. Była chora na mocznicę, kroplówki pobudzające pracę nerek nic nie pomagały... :( Pamiętam ten dzień, Saba zaczęła straszliwie wymiotować (zatrucie mocznikiem), a z wycieńczenia pyszczkiem przewróciła się w to, co zwróciła. To był impuls z mojej strony... Wytarłam ją, zapakowałam do transporterka i zaniosłam do weterynarza. Pani Weterynarz namawiała, aby jeszcze "dać jej szansę", ale ja czułam, że Sabina będzie się tylko męczyć. Byłam z nią do jej ostatniego oddechu, niestety pod koniec strasznie mną wstrząsnęło i wpadłam w okropną histerię. To była moja Kocinka, jak chorowałam to mnie grzała, jak płakałam to pyszczkiem wycierała łzy z policzków. Zawsze czuła, kiedy jej potrzebuję. Łączyła nas niesamowita więź. Przez tydzień, gdy była leczona, co noc przychodziła do mnie do łóżka i patrzyła mi prosto w oczy a ja wiedziałam, że zbliża się koniec. Czułam, że się ze mną żegna i prosi, aby jej ulżyć, chociaż tak straszliwie tego się bałam. 4) W grudniu zeszłego roku, Ciocia uśpiła konia. Płakałam przeokropnie, bo był niesamowitym zwierzakiem, wyjątkowo mądrym... Teraz obawiam się, że mój Benio kieruje się w stronę Tęczowego Mostu. Nawet nie chcę o tym myśleć, bo to niewyobrażalne dla mnie:(
  6. Z tego, co pamiętam, Ben miał założone opatrunki żelowe, dwa razy. Potem je wyjęto i miałam mu w domu wpuszczać Rivanol i Balsam Szostakowskiego. Na wizycie kontrolnej się okazało, że się nie goi i właśnie wtedy Wet postanowił rozciąć całość, oczyścić porządnie i złapać szwami. Podejrzenie jest takie, że podczas noszenia sączka dostał się jakiś paciorkowiec, gronkowiec czy inne świństwo, dlatego tak się to słabo goi. Przez 5-7 dni jeszcze będzie miał szwy, a potem się okaże, co dalej. Najbardziej mnie martwi ten krwiak po drugiej stronie :|
  7. Po ostatnim zabiegu (tym, gdzie miał nacinane na całej długości) nie czuł się zbyt dobrze, bo miał jedynie znieczulenie miejscowe, które za bardzo nie pomogło. Odwodnił się, bo co się napił wody, zaraz ją zwracał z nawiązką, w postaci żółci i spienionej śliny. Oczywiście mój stres był przeogromny, ale wet mnie uspokoił, że to reakcja na ból i stres związany z zabiegiem. Nie można było mu zapodać "głupiego jasia" lub innego znieczulenia całkowitego, bo jego serduszko mogłoby nie wytrzymać, dlatego wszelkie zabiegi tego typu, wykonywane ma na żywca, ze znieczuleniem miejscowym :( Po tych kilku dniach czuje się już lepiej, z tym, że nie za bardzo chce cokolwiek jeść. Schudł już około 1 kilograma i dodatkowo dostaje tabsy wzmagające apetyt. Antybiotyk z zastrzyków, zmieniono też na tabletki, na kolejne 5 dni. Wet mówi, że on z tego powinien wyjść, ale mam czarne myśli, bo dzisiaj z drugiej strony brzucha wyczułam podobną gulę... Pani Wet powiedziała, że mogło mu spłynąć po prostu i jak się nie wchłonie to pomyślimy, co dalej. Naświetlam go tą lampą, poczytałam na forach, że to na prawdę skutkuje i liczę, że pieniądze wydane na leczenie i lampę nie pójdą w błoto... Ehhh, zaczęłam już szukać Cmentarza dla Zwierząt, gdzieś w pobliżu Warszawy i znalazłam takowy w Koniku Nowym. Na pewno nie zdecyduję się zostawić Benkowego ciałka na pastwę krematorium, z którym Wet ma podpisaną umowę. Słyszałam, w jaki sposób takie krematoria traktują ciała i na samą myśl, że z moim Benkiem mogliby tak postępować, budzi się we mnie diabeł. Cały czas dzielnie czekam na opinie kogoś, kto miał podobny problem ze swoim przyjacielem. Na googlach można zobaczyć jak to świństwo wygląda. Wystarczy wpisać "martwica skóry u psa". Zdjęcia drastyczne, dlatego nie polecam młodszym użytkownikom.
  8. Witam. Mój pies - Benek - jest cukrzykiem. W styczniu zaobserwowałam u niego powiększającą się gulę między miednicą a łopatką (tak jakby na żebrach). Gula była miękka i ciepła, czułam, że wypełniona jest płynem. Zabrałam Benka do weterynarza, który zgolił mu sierść, zmacał i powiedział, że prawdopodobnie był to krwiak, który się nie wchłonął (np. po ugryzieniu; mam drugiego psa i mogłam nie zauważyć, że go uszczypnęła). Oczywiście przeprowadzono zabieg, rozcięto ową gulę, odsączono zawartość (o brzy dli we! ropa zmieszana z krwią), oczyszczono z martwej tkanki, wsadzono sączek i zapodano kilka zastrzyków (antybiotyk, przeciwbólowe i wspomagające gojenie). Wizyty trwały przez 5 dni, za każdym razem sączek był zmieniany, a rana była czyszczona (Rivanolem i Balsamem Szostakowskiego). Wet powiedział, że powinno się zagoić, chociaż w przypadku cukrzyków rany goją się wolniej. Teraz przejdę do sedna całej sprawy. Zabieg wykonano 18 stycznia, CODZIENNIE od dnia zabiegu rany miał czyszczone, ale niestety, zamiast się poprawiać, stan się pogorszył. Skóra nie chce "przywierać" do tkanki podskórnej, tworzy się pusta przestrzeń (taka kieszeń). Dodam, że początkowo całość była wielkości cytryny. Ostatnio weterynarz oznajmił nam, że martwica postępuje i "idzie" w stronę kręgosłupa. Tak więc na tę chwilę Benek ma zgoloną sierść od brzucha, aż za kręgosłup. Weterynarz zrobił nacięcie całości (wcześniej to były dwie ranki, przez które przełożony był sączek, teraz jest to długa rana, około 25 cm), oczyścił oraz potraktował szwami. Powiedział również, że jak nie nastąpi poprawa, trzeba się zastanowić nad tym co dalej (na myśli miał eutanazję). Benek ma około 10-14 lat. Jest znajdą, był dorosły, kiedy do mnie trafił. Jest moim ukochanym od 2005 roku, a wtedy wet jego wiek określił na 3-5 lat. Nie wyobrażam sobie, abym miała go uśpić przez nie gojącą się ranę, gdyż jest wesoły, codziennie pokazuje mi swoją wdzięczność i, mimo że trochę lat już ma, zachowuje się jak młody pies. Doszło już do tego, że kupiłam Lampę Bioptron, która podobno pomaga na wiele schorzeń (od wczoraj systematycznie Benka nią naświetlam, licząc że to pomoże). Chciałabym się dowiedzieć, czy ktoś z Was, miał kiedykolwiek podobny problem ze swoim psem? Co może mu pomóc? Może macie jakieś sugestie, jak mam dalej postępować? Dodam, że weterynarzowi ufam. Gdyby nie On, Benka już dawno nie byłoby ze mną... Uratował Benkowi kręgosłup, usunął śledzionę, gdy się tylko okazało, że ma na niej guza, który może pęknąć, leczy Benkowe serduszko, które jest powiększone oraz cukrzycę, która wyszła po usunięciu śledziony. Bardzo Was proszę o pomoc, już nie wiem, co dalej robić. Pozdrawiam, Ola.
×
×
  • Create New...