Jump to content
Dogomania

Alusia55

Members
  • Posts

    3
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Alusia55

  1. Z natury jestem osobą bardzo spokojną i nie dam się sprowokować nawet w tym temacie, zniżając się do poziomu co poniektórych osób tu piszących. [B]Skala pomówień i insynuacji przekroczyła próg bezszczelności i arogancji. KŁAMSTWO NA KŁAMSTWIE I KŁAMSTWEM POGANIA - tak najkrócej można wszystko to skomentować.[/B] Dywagacje Elżbiety Piotrowskiej, Resurgam czy Asiaczka na temat tego, co napisałam i nie tylko, są po prostu żałosne… Elżbieto Piotrowska, tak, trzeba mieć dobre, a nawet znakomite samopoczucie, żeby tak kłamać i brnąć dalej w tych kłamstwach!!!!! A skoro piszesz o filmikach, to spytam się wprost - jakie filmiki, kto i kiedy je kręcił? Rozumiem, że oglądałaś je, czy możesz więc opisać chociaż słowami, co na nich takiego widziałaś? Ja niestety sobie nie przypominam, aby taki fakt miał miejsce - widocznie robiono je nielegalnie z ukrytej kamery. A może jakieś filmy spreparowano na potrzeby “waszej sprawy” - tutaj już wszystko jest możliwe!!! W każdym bądź razie nie mogę doczekać się na ich publikację. Jak dalece można być zakłamanym w swoich bezszczelnościach, widać nawet na przykładzie chihuahua!!! Nie znając faktów i prawdy, pisze się bzdury, które następnie wtyka mi się w usta!!! ZGROZA!!!
  2. [B]Resurgam[/B] - zapewne dużo osób od chartów polskich i nie tylko wiele o niej by powiedziało. Utrzymywałam z nią kontakt dlatego, że do niedawna była właścicielką whippeta ode mnie (dostała go za darmo, od wlaściciela reproduktora, który wziął go w rozliczeniu za krycie). Nie jest członkiem związku (sprytne posunięcie jak się ma taki charakter), a psy ma zarejestrowane na swojego męża, który w życiu kynologicznym nie uczestniczy. Ja cóż, miałam z nią kilka przygód, których bym nie życzyła nikomu. Jedna z nich to wyprawa do Budapesztu. Proszę porównajcie to co ona napisała: [I]Wtedy po raz ostatni pojechałam z nią wspólnie na europejską do Budapesztu. Podobno wówczas ją okradli. Nie kwestionuję tego, ale po latach dowidziałam się, że to była moja wina.[/I] [I]Zapomniała też p. Agnieszka, że wówczas w Budapeszcie, w hotelu pomyłkowo zabrakło dla niej pokoju za 35 euro/ noc i dzięki mojej interwencji, dwie noce spała za darmo w pomieszczeniu przysposobionym na magazynek pościeli. Miała do dyspozycji łazienkę, ręczniki, pomieszczenie było bez wygód ale za 4, czy 5 psy nie zapłaciła ani euro. A myśmy płacili 5 czy 8 euro/doba.[/I] [I]Już nie wspomnę, że przed wystawą, kiedy poprosiłam, aby pospieszyła się, wydarła na mnie tak głośno mordę, że spakowałam się i pojechałam sama. Byłyśmy w dwa samochody, uprzedzam by nikt nie pomyślał, że złośliwie zostawiłam ją w hotelu i pojechałam na wystawę sama.[/I] z tym, co ja napiszę: na wystawę do Budapesztu byłam z nią umówiona dużo wcześniej, ona rezerwowała hotele, miałyśmy jechać wspólnie jej samochodem. 2 dni przed wyjazdem moja suka dostała cieczkę, powiedziałam jej o tym, na co ona, że absolutnie w tej sytuacji nie weźmie jej do samochodu nawet w klatce, bo jej Ural nie może się "nakręcać". Nie miałam wyjścia, musiałam pojechać swoim samochodem, który niestety po nockach z przymrozkami miał problem z odpalaniem. Pojechałyśmy na 2 auta. Po przybyciu do hotelu okazało się, że jej rezerwacji nie ma, a wszystkie pokoje są zajęte. Takiej awantury, jak ona wtedy zrobiła pani z recepcji, to jeszcze nie widziałam! Tak bardzo było mi wstyd za nią (ona jakiś tam formalności nie dopełniła), bluzgała, wykrzykiwała, straszyła policją, żądając natychmiast pokoju. Wystraszona kobieta zaczęła wydzwaniać po okolicznych pensjonatach, znalazła wreszcie jakieś pokoje. Pojechałyśmy, tam okazało się, że jest tylko jeden wolny pokój, Renata złapała klucze, zrobiła kolejną awanturę tym razem o lodówkę, którą chciała mieć natychmiast (bo ponoć w tamtym hotelu rezerwowała), na moje pytanie, a co ja mam zrobić, odpowiedziała nie wiem, po czym sobie poszła. Pani z recepcji była bardzo miła, widząć zachowanie mojej "koleżanki", nie chciała zostawić mnie w potrzebie (było juz bardzo późno, ok. północy). Zaproponowała mi pomieszczenie gospodarcze, przyniosła mi pościel, ręczniki itp. nie chcąc za to pieniędzy. Pierwszego dnia wspólnie pojechałyśmy na wystawę i wróciłyśmy, horror zaczął się dopiero dnia następnego. W nocy był przymrozek, mówiłam Renacie, że mogę mieć problem z odpaleniem, by na mnie chwilkę poczekała (ona miała nawigację, a wiadomo jaki jest Budapeszt) Niestety, Renata głośno wydarła się na mnie, że ona nie będzie na mnie czekać, bo się spóźni na wystawę i odjechała. Po paru próbach odpaliłam samochód, niestety po niej już nie było śladu. Trochę błądząc, udało mi się dojechać, wtedy były te gigantyczne, wielogodzinne korki, stanęłam w jednym z nich. Po ok. 2 godzinach stania będąc już bardzo blisko terenu wystawy, padł mi akumulator. Zepchnęłam samochód i szukałam kogoś z kim mogłabym podjechać pod hale. Znalazłam, ale niestety w tym momencie ukradziono mi z przedniego siedzenia plecak, w którym miałam dosłownie wszystko, łącznie z pieniędzmi, dokumentami i telefonem. To co przeszłam nie chcę opowiadać, ten dzień zamiast na wystawie, spędziłam na policji. Na wystawę dotarłam już po ocenie whippetów, organizatorzy umożliwili mi ocenę moich psów poza konkurencją. Znaleźli się też znajomi, którzy w tym trudnym momencie mi pomogli, za co im jeszcze raz dziękuję. Dodam jeszcze tylko tyle, że Renata nie odzywała sie do mnie ani tego dnia, ani następnego, ani w hotelu, ani przez wiele miesięcy później. Wnioski sami wyciągnijcie... Choć poznałam już kim tak naprawdę jest, utrzymywałam z nią kontakt ze względu na psa, którego miała z mojej hodowli. Jego tak wczesną śmierć w czerwcu tego roku bardzo przeżyłam i nie mogę się z nią pogodzić. Jakiś czas temu pojawił się u niego niedowład przedniej kończyny. Renata wielokrotnie się mnie radziła co robić, jak postępować, co może być tego powodem. Przegadywałyśmy wiele godzin przez telefon (napomknę tylko, że zawsze na mój koszt - ona dawała sygnał, albo przysyłała smsa typu "zadzwoń"). Mówiłam jej, że zapewne jest to sprawa neurologiczna np. ucisk na nerw, spowodowany np. uszkodzeniem kręgów w części szyjno-piersiowej. Sugerowałam rentgen kręgosłupa. Renata chodziła z tym do lekarzy, wprawdzie prześwietlenia wówczas nie zrobiono, ale podawano psu m.in. sterydy. Mimo to łapa nadal nie była całkowicie sprawna i nieco różniła się od tej zdrowej (miała mniejsze mięśnie). Renata postanowiła zgłosić psa na wystawy do Nitry w czerwcu tego roku (zależało jej na dokończeniu tytułu championa ). Chcąc zniwelować różnicę w łapach postanowiła poddać go serii masażów. Poinstruowana przez jakiegoś psiego fachowca zrobiła mu pierwszy któregoś wieczoru ok. 23. Następnego dnia rano ok. 8 zadzwoniła do mnie zdenerwowana, że z Neo coś się stało. Obudził on ją wyciem w nocy cały sparaliżowany. Mówiłam jej, że zapewne ten masaż pogłębił uszkodzenie kręgosłupa, Renata wyzwała mnie od idiotek, krzyczała, że to niemożliwe itp. Udała się do specjalistów, którzy podjęli leczenie (jak mówiła nie wiedząc cały czas co mu jest). Poprawy nie było przez kolejnych kilka dni, w końcu zrobiono rentgen kręgosłupa, moje przypuszczenia potwierdziły się, pies został usztywniony gorsetem. Potem już było coraz gorzej, będąc w opatrunku, pies zaczął piszczeć, dostał temperatury, zaczął odmawiać jedzenia, zaczął mieć problemy z wypróżnianiem się, wciąż dostając wiele zastrzyków. Kiedy pocieszałam ją opowiadając jej swoje doświadczenia, ona wykszykiwała, że jego przypadek jest beznadziejny i ona nie będzie trzymać sparaliżowanego psa. Zadałam jej wprost pytanie, czy chce go uśpić, odpowiedziała, że tak. Wówczas poprosiłam ją, aby mu dała jeszcze szansę, chciałam się nim zaopiekować. Niestety, kategorycznie odmówiła. Prosiłam ją, aby jeszcze zawalczyła o niego, niestety w efekcie zaprzestała ze mną kontaktów. Czułam, że uśpiła tego psa. Odezwała się do mnie dopiero w sierpniu, z pytaniem, czy siostra Neo będzie mieć szczeniaki, bo ona chce pieska (wiedziała, że planowałam ją kryć). Znów zaczęła utrzymywać ze mną kontakt (starałam sie nie wracać do tematu Neo, aby nie mieć awantur z jej strony, tym bardziej, że zaczęła wymyślać teorię, że to był najprawdopodobniej nowotwór rdzenia kręgowego, którego nie dało się zdiagnozować!!!), kazała wysyłać sobie zdjęcia szczeniąt, stawiała wymagania, że ma on mieć taką głowę jak Neo, nie być przerośnięty, bezbłędnie zbudowany, bo ona będzie jeździła z nim na wystawy. Jednocześnie mówiła mi, że ona nie chce z innej hodowli, bo jej się inne whippety tak nie podobają, poza tym w innych hodowlach są przerosty. Wybrała sobie wstępnie 2 pieski, z których to miała dokonać wyboru. Kiedy poprosiłam ją o przysłanie zadatku w wysokości 500 zł, to, co usłyszałam w odpowiedzi w słuchawce, po prostu mnie zatkało - dowiedziałam się po raz kolejny, że jestem naiwną idiotką, że ona mi nie zapłaci ani złotówki za psa, bo ja jej powinnam dać go za darmo, ponieważ ona będzie z nim jeździła na wystawy i reklamowała moją hodowlę, dodatkowym argumentem jej było to, że ona ma wszystkie swoje psy za darmo - charcika włoskiego i charta polskiego, no i wcześniejszego whippeta ode mnie. Szantażowała mnie, że jeśli ja jej nie dam, to ona ma takie osoby, co nawet z Ameryki jej za darmo whippeta przywiozą. Jak się poczułam, możecie się domyśleć, zachowałam jednak spokój, odpowiedziałam jej, że nie widzę powodu, abym taki prezent jej miała robić, że mi na utrzymanie moich psów nikt nie daje, że ja na to ciężko pracuję, że jakoś przeżyję bez jej reklamy, że na pewno inni hodowcy się ucieszą i jeśli ma takie oferty, to niech skorzysta. To, z jaką siłą wówczas wybuchła nie przebierając w słowach wstyd nawet cytować. Jednocześnie sama zaproponowała mi ewentualne pożyczenie pieniędzy, jeśli są mi tak bardzo potrzebne i z dziwną ochotą je przelała z tytułem "pożyczka" - wszystko to wydawało mi się bardzo podejrzane i dziwne, tym bardziej, że [B]wiedziała, że pieniądze będę miała pod koniec października[/B], a mimo to wysłała mi meila z wyznaczonym terminem spłaty do końca września. Teraz wiem, że był to podstęp knuty z Elżbietą, by zrobić ze mnie oszustkę (wykorzystały fakt, że miałam trudny finansowo okres). Jedną z ostatnich rozmów, w której podtrzymałam decyzję, że psa jej mogę sprzedać, a nie oddać, zakończyła stwierdzeniem, że pożałuję tego, że ona zrobi wszystko, abym nie sprzedała tych szczeniąt... i jak widać słowa dotrzymuje. Pieniądze ma już zwrócone, ale czy o tym napisze? Zapewne NIE, skoro nie zrobiła tego do tej pory. Powstrzymam się od komentowania tego, co napisała na temat mojego stosunku do zwierząt, a to, co napisała, będzie z pewnością, podobnie jak Elżbieta, udowadniała w sądzie. [B]Adamant[/B] napisała, że miała swoje 5 minut ze mną, że nie rozliczyłam się z nią za podróż do Krakowa, to może ja wyjaśnię okoliczności tego wyjazdu, bo są one w tym wszystkim ogromnie istotne. Otóz ogłaszała się ona, że ma wolne miejca w samochodzie na tę wystawę, zadzwoniłam więc do niej, powiedziała mi, że kogoś już zabiera, ale powinnam się jeszcze zmieścić, w bagażniku miał jechać transporter z moimi psami. Umówiłyśmy się, że dosiądę się w Radomiu, spotkałyśmy się w umówionym miejscu i co się okazało, że tak naprawdę nie ma dla mnie miejsca, bo w bagażniku jedzie bloundhound, który nie toleruje obcych psów, z przodu osoba z psem, a z tyłu kolejna pasażerka i spaniele Adamant z klatkami. Zostałam postawiona w sytuacji, której nikomu nie życzę, z uśmiechem na ustach zaproponowano mi pociąg, albo popytanie na stacji kierowców, czy ktoś nie zabrałby mnie do Krakowa. Zrezygnowałam z zabrania jakichkolwiek bagaży, zgodziłam się na takie warunki jakie były, nie chce mi się szczegółów podróży opisywać, bo zwyczajnie są przykre. To, jak zostałam upchnięta ze swoimi psami również przemilczę. Na wystawie spotkały mnie kolejne niespodzianki, ponieważ dosyć wcześnie wystawione zostały wszystkie psy tzn. Adamant i współpasażerek, już ok. godz. 13 otrzymałam smsa, że za 5 minut odjazd - ja czekałam wciąż na ocenę swoich psów. Napastowana telefonami w spokoju nie mogłam ich wystawić. W końcu odjechano beze mnie. Ciekawa jestem jak Ty Adamant poczułabyś się na moim miejcu, gdybym to ja zafundowała Ci taką podróż? Jestem pewna, że nie tylko nie dałabyś mi złotówki, to jeszcze trąbiłabyś następnego dnia na forum, ostrzegając innych. Być może w ogóle byś nie pojechała, tylko kazała sobie zwracać koszty zgłoszenia nie wystawionych psów. A ja nawet nie powiedziałam Ci słowa krytyki!!! A za tę podróż jak miałam się z Tobą rozliczyć jak odjechałaś z wystawy i nie miałyśmy ze sobą kontaktu? Jeśli tak bardzo chodzi Ci o te 15 czy 20 zł przeleję Ci, tylko podaj mi swoje konto. Jasne, najłatwiej kogoś oczernić, nie widząc w tym żadnej swojej winy. Przykro mi bardzo Adamant... [B]Do wypowiedzi kolejnych osób będę ustosunkowywać się w miarę jak mi czas na to pozwoli.[/B] [B]Do usłyszenia! Pozdrawiam wszystkich[/B] [B]Agnieszka[/B]
  3. [B]Chciałam wszystkich poinformować, że ten temat dotyczący mojej osoby jest perfidnie zaplanowanym i uknutym zmasowanym atakiem, który ma na celu zdyskredytowanie mnie jako człowieka i hodowcy w oczach jak największej liczby osób i instytucji, i co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości (zresztą już nie po raz pierwszy). Jestem nękana i pomawiana już od dłuższego czasu (te "mrożące krew w żyłach opowieści!"), a ten STALKING (piszę i nazywam już to oficjalnie) przybiera coraz bardziej zorganizowane formy. No cóż, im więcej sukcesów człowiek odnosi, tym więcej ma wrogów - święte słowa. Szkoda, że na tym świecie nie brakuje ludzi tak bezwzględnych, nie wahających posunąć się do najgorszych oszczerstw, okrutnych, zawistnych i mściwych w stosunku do innych ludzi, zastanawia mnie wobec tego ich prawdziwy stosunek do zwierząt... Kim tak naprawdę są, w ten sposób właśnie pokazują. Ubolewam, że wciąż na mojej drodze stają tak fałszywi znajomi, co więcej, znajdują się osoby, które zupełnie mnie nie znając do tej wyrafinowanej gry dołączają.[/B] Wątek zainicjowały trzy osoby: Elżbieta Piotrowska, Resurgam i Asiaczek, które znają i przyjaźnią się od lat, choć z tą przyjaźnią miały rózne wzloty i upadki, dodatkowo Resurgam i Asiaczek to bliskie przyjaciółki z pracy. No cóż, mają ku temu swe powody, Elżbiecie ukróciły sie przejazdy ze mną, gdzie robiłam nawet 250 km dodatkowo, by pojechać pod jej blok, zabrać na wystawę, a potem odwieźć, Resurgam, której wydawało sie, że całe życie będzie dostawała prezenty od hodowców w postaci wystawowych szczeniąt, a Asiaczek - bardzo aktywna dogomaniaczka, no cóż, nie mogła odmówić przyjaciółkom pomocy i musi wtrącać stale swoje pięć groszy dla podkręcania akcji (a że troszkę poznałyśmy się swego czasu wspólnie podróżujac na wystawy i niestety nie mamy zbyt miłych wspomnień, więc...). Powiem więcej, te osoby przygotowywały się do tej akcji już od pewnego czasu i wybrały precyzyjnie najlepszy do tego moment, kiedy pojechałam na dwudniową wystawę do Poznania i w momencie, kiedy mam w swojej hodowli bardzo obiecujące szczeniaki do sprzedania, aby zrobić szeroką kampanię przeciwko mnie i mojej hodowli. Nie mam też wątpliwości, że zrobiły to ze wcześniejszym porozumieniem z MaDi poprzez wątek założony przez nią w ubiegłym roku, [B]za którą kryją się kolejne osoby z oddziału w Lublinie, które nie mogą pogodzić się z goryczą porażki, ale tak to jest jak preparuje się i fałszuje fakty[/B]. Wszystkie te osoby napuściły na mnie kolejną prywatną organizację VIVA PUŁAWY, która mając tylu "wiarygodnych świadków", w znakomitej większości takich, którzy nigdy u mnie nie byli, ale słyszeli.... w łatwy sposób została sprowokowana do działania, mając w tym swój interes. W przypadku odniesionego "sukcesu", jej autorytet społeczny znacznie wzrośnie i ludzie na tak szczytny cel, jak niesienie pomocy zwierzętom będą duzo chętniej i więcej wpłacać pieniędzy, o co właśnie w tym wszystkim chodzi. I aby sobie ten sukces zapewnić do akcji angażuje... policję, a ta inne instytucje...! Zostawiam to bez komentarza. Do tematu przypadkowo dołączyły: Adamant, bo miała wprawdzie powierzchowny, ale jednak, kontakt ze mną (choć muszę przyznać, że napisała wiele wyważonych merytorycznie postów), Karadhars - no cóż, znajduje każdą sposobność, by od lat niszczyć konkurencję, to zapewne ją miała na mysli Resurgam szantażując mnie o szczeniaka i mówiąc, że jak ja jej nie dam whippeta to ona jej sprowadzi z Ameryki i da w prezencie..., Juta - brak słów po prostu !!!, Gorvin, po której, nigdy bym się tego nie spodziewała, ale dziękuję za wyjaśnienia..., Assam75 i Donald - wyraźnie poproszone o wsparcie, ta pierwsza nie przebierająca w słowach i nie wahająca się przed najgorszymi oszczerstwami, wyłudziła ode mnie 3 whippety, za które po dziś dzień nie zapłaciła mi pieniędzy, sprzedając je w Niemczech (tę historię wszystkie te 3 panie doskonale znały i nawet mi "współczuły"), ta druga, owszem zwróciła psa, ale nie z powodu nużycy (jak wymyśla Elżbieta), czy plackowatych wyłysień, jak sama pisze, lecz własnej odnowionej alergii, na którą leczyła się po zakupie pierwszego psa, o czym mnie wcześniej nie uprzedziła (Elżbieta o tym doskonale wiedziała, bo właśnie po odwiezieniu jej do domu po niego jechałam). Nie mogło wreszcie zabraknąć niezwykle wiarygodnych anonimów dla udramatyzowania jeszcze bardziej całej sytuacji. Ot i cała tajemnica... [B]Wspaniali doprawdy i godni siebie sojusznicy!!![/B] Nasuwa się pytanie, na które pragnę zwrócic uwagę, dlaczego sprawą nie zajmuje się Zwiazek Kynologiczny, którego jestem członkiem, który ma prawo do kontroli i szeroki wachlarz kar, łącznie z wykluczeniem członka i skierowaniem sprawy do Sądu? Pozwolę sobie odpowiedzieć, bo Zwiazek zażądał oficjalnych pism (i słusznie), a nie anonimowych telefonów, a niestety nikt do tej pory nic nie napisał, podpisując się z imienia i nazwiska. Dlaczego? Bo zwyczajnie osoby pomawiające boja się, zasłaniając się kolesiostwem i "zamiataniem wszystkiego pod dywan", oczerniając przy tym Związek. Pewnie, tak chyba najwygodniej! Niestety, nie we wszystkich oddziałach są narwani pieniacze, i całe szczęście! O przygodzie z każdą z tych osób najkrócej jak tylko będę mogła, postaram się napisać. Zacznę od [B]Elżbiety Piotrowskiej[/B], bo to ona rozpoczęła ten wątek. Znam ją od bardzo dawna, swego czasu organizowała przejazdy busem na wystawy, różnie się one układały, potem jeździła pociągami, ale wiadomo podróże takim środkiem lokomocji są uciążliwe, dogodnych połączeń coraz mniej, do tego z dużym psem, którego trzeba wtaszczać. Ze mną wielokrotnie podróżowała od maja 2010 r. Pamiętam nasz wspólny pierwszy wyjazd na 2 wystawy w jeden weekend Klubową i myśliwskich do Poznania, gdzie zabrałam ją spod domu i pod dom odwiozłam, przemierzając potwornie zakorkowaną W-wę. Była ogromnie zdziwiona, że tak tanio chcę za podróż, dorzucając mi dodatkowo od siebie, bo jak stwierdziła dużo więcej wydałaby na pociągi i taksówki. Wspólnych wyjazdów było bardzo wiele (najwyraźniej jej b.odpowiadały) i zawsze koszty były podobne, proporcjonalne do odległości. Propozycje noclegów wychodziły z jej strony i w znakomitej większości nie rózniły się znacząco od tych, jakie by poniosła śpiąc sama (często miała wymagania, aby dzień wcześniej byc już na wystawie). Elżbieta z wielu wspólnych wystaw wspomniała tylko o 2, i słusznie, bo wszystkie wcześniejsze odbywały się bez większych zakłóceń. Wyjazdy do Vielkiej Idy i Druskiennik rzeczywiście wymagają dokładniejszego omówienia. Kilka dni przed wyjazdem do Velkiej Idy poinformowałam Elżbietę, że aktualne moje finanse nie pozwolą mi na uczestnictwo w tej wystawie, bo mam albo tylko na opłaty, albo tylko na podróż. Jednocześnie powiedziałam jej, że skoro byłam z nią wcześniej umówiona, to czuję się w obowiązku zapewnić jej transport i po prostu zawiozę ją, tylko niestety będzie musiała pokryć koszt w całości (200 zł w jedna stronę). Elżbieta przystała na to, proponując, abym mimo wszystko zabrała ze sobą swoje psy. Ze swej strony w ramach rewanżu zaproponowałam jej jeden z kolejnych wspólnych wyjazdów w podobnej odległości gratis. Wszystko wydawało się omówione. Początkowo nic nie wskazywało żadnych problemów, Elżbieta dała mi połowę na podróż. Wiedziała też, że za równowartość opłaty za 1 psa, zatankowałam samochód przed wyjazdem, równowartość tego czyli 25 euro dała mi więc na wystawie. Problem zaczął się dopiero w drodze powrotnej, już po polskiej stronie. Najpierw stanęłam w korku, bo był wypadek, potem ok. godz. 3 w nocy zwyczajnie "złapałam gumę". Było ciemno i mgliście, w takich warunkach zmiana koła była wręcz niemożliwa, musiałam poczekać, aż się rozwidni. Obudziłam się rano, Najpierw wyprowadziłam psy, dałam im wody, potem wzięłam się za wymianę koła. Ponieważ nie mogłam sobie poradzić poprosiłam jednego z pracowników pobliskiego tartaku o pomoc. Elzbieta w tym czasie spokojnie paliła sobie papierosy i siedziała z Fiodorem na pobliskim przystanku. Ruszyłyśmy dalej, trzeba było zatankować po raz ostatni samochód, Elżbieta miała dać ostatnie uzgodnione wcześniej 100 zł, niestety zaczęła się awanturować (zapewne było to spowodowane tym, że jej pies przegrał, a moje wszystko wygrały). Byłam zmuszona stanąć na stacji, bo kończyło się paliwo, aby potem nie utknąć gdzieś w polu. Elżbieta łaskawie dopiero wtedy wyjęła pieniądze. Zatankowałam i pojechałyśmy dalej. 40 km przed Puławami pech chciał, że pękła druga opona. Trzeba było w wulkanizacji naprawić koło, do warsztatu jak się zorientowałam, było kilkanaście km, niestety Elżbieta nie chciała pożyczyć 10-20 zł na naprawę, które mój ojciec oddałby jej zaraz jak przyjedziemy. Musiałam poczekać na pomoc rodziców. Ta podróż z nią była dla mnie tak potwornie upokarzająca, ale niestety tym razem po prostu nie miałam pieniędzy, a ona zwyczajnie pastwiła się nade mną. W duchu obiecywałam sobie, że to już koniec, ale niestety wcześniej byłam jeszcze z nią umówiona, że zawiozę ją do Druskiennik. Druskienniki Tym wyjazdem od samego początku, absolutnie nie byłam zainteresowana. Elżbeta wielokrotnie do mnie dzwoniła i smsowała, aby mnie nakłonić. Odmawiałam wiedząc, że na chwilę obecną finansowo nie podołam, tym bardziej, że gromadziłam środki na dużo wcześniej zaplanowaną wystawę do Vielkiej Idy. Druskienniki były poza wszelkimi moimi wystawowymi planami. Elżbieta nie odpuszczała (zapewne miała ze mnie wygodny i tani środek transportu, ewentualnie pojawiające się problemy były tak naprawdę zawsze poza nią). Argumentowała, że to bardzo ważny dla niej wyjazd, bo ona ma tam załatwionego CACIBa, że ona tam musi jechać za wszelką cenę (wówczas nie traktowałam tego poważnie, myślałam ot kobieta ma fantazję, ale jak się później okazało miało to swe potwierdzenie w faktach, o czym napiszę dalej). Co raz to kusiła mnie nowymi propozycjami, a to pokryje całość podróży, na co odpowiedziałam, że to mi się nie kalkuluje, bo to wyjazd na 5 dni (czwartek-poniedziałek), potem, że dodatkowo dopłaci mi różnicę w cenie zgłoszenia za 1 psa, między pierwszym a ostatnim terminem zgłoszenia, czyli dokładnie 60 euro, na co ja jej również odmówiłam, ponieważ w tym momencie musiałabym już zapłacić,(przyjmowano tylko zgłoszenia opłacone), wreszcie pozostała jeszcze klubowa wystawa, za którą można było zapłacić na miejscu. Ustaliłyśmy więc, że ja zgłoszę ewentualnie tylko na tę wystawę, a ona da mi te 60 euro, które deklarowała. Podczas wyjazdu do Vielkiej Idy Elżbieta pokazała na co ją stać, moje spojrzenie na nią całkowicie się zmieniło. Kiedy czakałyśmy na pomoc mojego ojca, ona zasypywała mnie tekstami, że nie mogę teraz zostawic ją "na lodzie" i muszę pojechać, bo ona w opłaty zainwestowała bardzo dużo pieniędzy, wręcz mnie szantażowała, że chyba nie popsuję sobie w taki sposób opinii. Co czułam w środku, tylko ja wiem. Wtedy jeszcze raz dla jasności powiedziałyśmy sobie warunki tego wyjazdu - 200 zł w jedną stronę i 60 euro jako rekompensata za podróż. Odstępu w czasie było 9 dni. Elżbieta wydzwaniała do mnie, co pewien czas z pytaniem, czy mam opony, czy auto już sprawne. Mówiłam jej, że robię co mogę - szukam tańszego kompletu opon (musiały być te same bieżniki). Udało się, mój ojciec pokrył ich zakup. Wyjechałam, obiecując sobie, że to ostatni wyjazd z Elżbietą. Wyjechałam w czwartek, najpierw do Warszawy po Elżbietę (jak wygląda wyjazd popołudniem ze stolicy chyba nie muszę tłumaczyć), potem w trasę. Ok. 100 km od W-wy podjechałam na stację po paliwo. Poprosiłam Elżbietę o pieniądze, a ona na to, że mi nie da - ona będzie regulowała za tankowanie, bo to tyle nie wyniesie. Zdenerwowałam się, bo już miałam dość takiego mnie traktowania, mój samochód, robię jej przysługę, wiozę, poświęcam czas, przecież wszystko było wcześniej uzgodnione. Problem pojawił się również z opłatą za wystawę, usłyszałam, że opłaci mi tylko za jednego psa, czyli 30 euro. W tym momencie zrozumiałam, że stałam się jej ofiarą. Poinformowałam ją, że w takiej sytuacji zawracam do domu i zrobiłam to. Elżbieta kazała mi zatrzymać się, abyśmy mogły porozmawiać. Zaczęła mi mówić, że przecież zawsze tak super i miło nam się jeździło, że jestem jej wspaniałą koleżanką... Wówczas coś we mnie pękło, powiedziałam jej, że wcale tak nie było, zaczęłam wygarniać jej wszystko, co do tej pory z nią przeszłam, że tylko widzi siebie i swój interes, że mam dosyć ustawicznego palenia papierosów w samochodzie i otwierania okna (bo ona musi, a ja przecież nie mogę co kilkanaście minut przystawać) - przepłacałam to wiecznie piekącymi oczami i bólem gardła (po podróży na Rumunię przyjechałam z zapaleniem płuc - ponad 2 tygodnie się leczyłam), że mam dosyć fruwającej sierści jej psa w całym samochodzie dosłownie wszędzie (na siedzeniach z przodu i z tyłu, na tapicerce, na kołdrach i kocach, na moich ubraniach, w torbach a nawet jedzeniu - niestety, pies nigdy nie był czesany, co więcej NIGDY ona nie sprzątała po nim), że wstydzę się jej zachowania na wystawach, jej kłótni i awantur na ringu, kiedy pies dostawał dyskwalifikacje, oceny bdb lub zwyczajnie przegrywał, że mam dosyć pakowania i wypakowywania jej bagaży, uprzątania po niej śmieci, pilnowania jej psa itp. itd. Tłumaczyła mi, że Pan Wiesio, którego wynajmowała na przejazdy wziąłby od niej maksymalnie 100 zł w jedną stronę (jak to możliwe - wynajęty bus??? jechałby 2 razy czy nocowałby 4 dni???). Mówiła, abym nie robiła jej przykrości i pojechała, ona zapłaci mi 400 zł, ale na opłatę ma tylko 30 euro (ma wyliczone pieniądze). Mając na uwadze jeszcze zabranie po drodze psa kolegi (dodam, że o tym, dowiedziałam się dopiero podczas wyjazdu, kiedy przyjechałam po Elżbietę do W-wy) zdecydowałam się jechać. Okazało się,jednak, że wcześniej uprzedzony przeze mnie o tym zdarzeniu zawrócił z drogi (podkreślę, że nadal jesteśmy w b.dobrych kontaktach, a nie tak jak to suguje Elzbieta). Wyniki wystawowe jej psa potwierdziły to, o czym mówiła, pierwszego i trzeciego dnia jej Fiodor dostał oceny bdb, drugiego CACIB, pamiętam przeogromne zdziwienie Finów, to zwycięstwo odbiło się szerokim echem, drugiego dnia na klubowej głośno je komentowano (podczas podróży padło nawet nazwisko osoby, która tego CACIBA załatwiła!!!!). I co wy kochani na to powiecie???? Czas spędzony przez te kilka dni w jej "towarzystwie" i droga powrotna to też opowieść, daruję ją jednak sobie. Elżbieta oczerniła mnie, zarzucając mi znęcanie się nad psami w podróży!!! Do czego ludzie są w stanie się posunąć i dlaczego są tak wredni!!! Szkoda, że psy nie potrafią mówić, mają jednak inny dar -potrafią uczucia okazywać. i na pewno nie robią tego fałszywie. Moje psy te uczucia na pewno okazują i to bardzo wyraźnie. Każde jej słowo to ohydna bzdura!!!!!!! Nie chcę tego nawet komentować. Elżbieta kłamie nawet w takiej kwestii: [I]"W drodze okazało się, że jeszcze ktoś na nią czeka i przez te wycieraczki musi wziąć nocleg w hotelu. Było to starsze małżeństwo (chyba z Poznania), które jechało z suką do Warszawy, bo wypadało krycie. Miało się odbyć w okolicy mojego domu. Do spotkania doszło na drugi dzień, bo przyjechałyśmy z opóźnieniem ok. 1 dnia". [/I] Nikt nie czekał, tylko również jechał. W Koninie tych państwa zatrzymała burza, zadzwonili do mnie, że ze względu na fatalne warunki pogodowe zatrzymują się w hotelu. Umówiliśmy się na następny dzień, bo od strony, której jechałam, również nadciągała nawałnica, czyżby ona tego nie pamiętała? Zapewne musiała nawet w tym pokazać moją winę! To, że piszę prawdę, te osoby w każdej chwili mogą potwierdzić. [I]"Poprosiłam, by pożyczyła mi 10 zł (słownie dziesięć złotych!!!) na papierosy (cóż, w jeden dzień nie rzucę, a nie paliłam już 10 godzin)" [/I] Sami widzicie jak to jest, byłam Elżbiecie winna pieniądze, a chciała ode mnie je pożyczyć? 10 godzin nie paliła? Ona nie wytrzymuje nawet jednej! I na koniec moja dygresja. Czy wy miłośnicy psów jadąc z psem na wystawę zabieracie ze sobą kolczatki i łańcuchy, bo Was pies ciągnie i zrywa smycze? Czy karmicie je kiełbasami z grilla i ostrymi szaszłykami, nie patrząc, że pies ma roztrój żołądka i biegunkę, bo nic innego nie chce jeść? Czy w momencie kiedy pies staje się nieposłuszny uderzacie go owym łańcuchem, aby was nie przewrócił? Czy jeśli Wasz pies ma zaczerwienione spojówki z powodu trzeciej powieki, nie robicie z tym nic, tylko miesiącami zakraplacie sterydowe krople kiedy Wam się podoba? Elżbieta Piotrowska właśnie tak się zachowuje, choć zwracałam jej wielokrotnie na to uwagę (to tylko nieliczne przykłady). Ale cóż ona jest miłośniczką psów, a ja się znęcam nad zwierzętami... tylko dlaczego najszczuplejszy mój whippet jest i tak grubszy od jej borzoja? No cóż przejazdy ze mną się skończyły, teraz niech szuka innego naiwnego przewoźnika, ja już nim nie będę! Jej bezwzględność i awanturniczy charakter mam okazję właśnie poznać, już nie tylko z jej opowieści (jak sama opowiadała jest skłócona z sąsiadami, wojuje z instycjami itp). Czuje się bezkarna, mam nadzieję jednak, że wszystko ma swój kres. C.d.n.
×
×
  • Create New...