Jump to content
Dogomania

wenia41

Members
  • Posts

    486
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by wenia41

  1. Gdy chodziłam z moim Donkiem 12 letnim na grzyby on z racji wieku polegiwał sobie pod chojkami, a ja okrążałam je szukając grzybów.Jak szłam dalej on dopiero wstawał i się przeflansowywał pod inne drzewko. W pewnym chwili usłyszałam krzyk kobiety - wilk! Serce mało nie wyskoczyło mi ze strachu przez gardło, ja tu a mój obrońca gdzieś tam pod jakimś drzewem w kagańcu. Oglądałam się na wszystkie strony za wilkiem gdy usłyszałam drugi głos innej kobiety coś ty głupia widziałaś kiedyś wilka w kagańcu, to przecież pies. Wówczas i ja zauważylam kobitki. Które za grzybami podniósłwszy gałęzie drzewa zauważyły chroniacego się przed słońcem mojego DONKA -wilka w kagańcu.
  2. [FONT=Tahoma][SIZE=3]Jeśli chodzi o wątek, kupić dziecku psa czy nie to nie miałam z tym nigdy problemu. U mnie w domu rodzinnym jak tylko sięgam swoją pamięcią zawsze były zwierzęta: psy, koty, rybki, myszki białe, nawet leczyliśmy jeża i wiewiórkę. Nie wyobrażam sobie domu bez tupotu łapek jakiegoś pupila. Tak mnie uczyli moi rodzice odpowiedzialności za zdrowie i kondycję podopiecznego. Kochałam to. Dzisiaj wiem, że moja mama miała anielską cierpliwość. To ona wieczorami wychodziła z nimi na spacery jak taty nie było, a nieobecny bywał bardzo często - przecież maluch nie pójdzie nocą po ciemku na dwór. Przygotowywała jedzenie itd. Z wiekiem przejmowałam coraz więcej obowiązków od niej. Ja również moje dzieci tak uczę odpowiedzialności za innych. Również ponoszę tego konsekwencje ale przecież po to ludzie dorośli mają dzieci. Często są pyskówki ze strony córci ale w końcu jej przechodzi i robi to co powinna, bo przecież ja też mogę odmówić zaspakajania jej potrzeb skoro ona nie musi to i mnie zwolnia z tego obowiązku. Syn tak jak ja ma rozsądnego bzika na punkcie psów i nie ma z nim żadnych problemów. Czym skorupka za młodu nasiąknie - święte słowa. Ja nie żałuję, że moje dzieci wychowywały się z psami. Może nie miałam w domu przez to sterylnie, ale wiem, że ich serca nie pozwolą skrzywdzić uzależnionego od człowieka, bezbronnego stworzenia. I tak powinno być jak się zdecydowało to na dobre i na złe do końca życia i nie ma, że boli. Tylko alergia jednego z domowników może być usprawiedliwieniem oddania stworzenia, wybiera się zawsze mniejsze zło. Ja moim dzieciom zrobiłam testy i wiedziałam, że nie będzie to stanowiło dla nich problemu. [/SIZE][/FONT]
  3. Macie rację różnie to bywa z tym męczeniem się. Moje piesy nigdy nie miały powodów do narzekania. Obecny fircyk również. Mieszkanie dla nich to tylko taki duży, wygodny, cieplutki kojec. Lepszy i dużo, dużo większy od tych przydomowych. A na dokładkę ja z nimi zawsze tam mieszkałam i z obecnym również mieszkam prawie 24 godz na dobę. Nie pracuję, byłam, jestem dla mojego psa na codzień. Ja zaspakajam potrzeby piesa ( spacery do upadłego, czasem zmęczenie spowalnia nam powrót do domu, a potem to mu jest wszystko jedno czy to dom czy buda w kojcu bo i tak leży i nabiera sił na następny spacer, ale my to lubimy), a on zaspakaja moje oczekiwania. A jeśli nawet na wsi pies nie jest na łańcuchu tylko np. w kojcu zamykany, to co komu po psie, który nie może spełnić postawionego przed nim zadania. Komu pomoże pies na uwięzi? Kogo taki obroni? Pies musi pracować z człowiekiem być przy nim. Sam ani pies, ani człowiek nie poradzi sobie w potrzebie. Pies jedynie może szczekać i zaalarmować jegomościa, że coś jest nie tak. To tak jak w opowiadaniu; - Panie muszę z Panem porozmawiać, mam bardzo ważną sprawę . - To mów Pan. - Ale ja się boję tego psa. - On Panu nic nie zrobi. - Ale ja się bardzo boję zamknij go Pan, sprawa jest bardzo ważna. Proszę Pana, bardzo się boję. No i facet dał się namówić, zamknął psa w kojcu. Ciekawość wygrała z rozumem. No i o zgrozo stało się. Facet wiedział dlaczego tak bardzo bał się psa. Zabił i okradł Pana, który nie ufał swojemu psu lecz obcemu. I co mu dało, że miał psa, obroncę skoro nie mógł mu pomóc siedząc w kojcu. Tak samo psy na łańcuch co one biedne komu zrobiły, że mają tak dobrze ciągle na powietrzu, załatwiać moga się kiedy tylko chcą itd, itp. Znam te śpiewki mój teść też mnie takimi raczy. Jego pieski mają lepiej i mój też ma tak dobrze jak jesteśmy u niego. Ale mój nie siedzi dniami zamknięty w kojcu, nie czeka na mnie żebym się mu pokazała wychodząc z domu. My stanowimy jedno stado. Jak chce jest ze mną, a jak mu się podoba idzie do ogrodu, ale woli jednak z kimś bo co to za przyjemność samemy latać dookoła drzew. Ile można. To tak jakby pies latał za własnym ogonem, można dostać w głowę - choroba sieroca - samotność. Teść twierdzi, że ma tam dla siebie 0,5 ha do biegania, ale ja wiem, że psu nie potrzeba tyle przestrzeni jesli nie ma z kim po niej biegać.
  4. Mój uwielbia marcheweczkę i chrupie ją codziennie, a jaki był taki jest. Umaszczenie nie zmieniło sie wcale. Nasilenie pigmentu jest takie samo. Może dlatego, że podpalanie miał zawsze bardzo ciemne . Ale nawet mi wydaje się że czasami jakby był jaśniejszy. Moje przewidzenia!
  5. Witam wszystkich. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś zagląda na te stronę. Moje pieso roczny DONK również walczy z zapaleniem spojówek. Wet. przepisywał leki, ale nie pomagały, no to niby alergia (alergen miesiąc w organiźmie) czekaliśmy. I nic. Teraz kolejne zmiany jedzonka i oczekiwania. Już rozpoczął się trzeci tydzień, a poprawy tak naprawdę to nie widać. Wydzieliny nie ma żadnej. Ale jak odychli się dolną powiekę to czerwone jest okropnie. Dostawał już tyle kropli najróżniejszych, że żeby podać musiałaby sięgnąć listę. Zmian skórnych nie ma żadnych, nie drapie się i innych objawów alergii nie ma. Poprzedni pies również chrował na oczy ale tylko po przyjeździe do miasta na zimę i po krótkim leczeniu przechodziło mu mimo iż był alergikiem. Ten też obiawy zapalenia dostał po miesiącu ok. od powrotu do miasta, ale mu nie przechodzi. Jak minie miesią kolejna wizyta u weta. jesli i ta zmiana jedzonka nie poskutkuje. Co mi byście poradzili?
  6. 9 lutego 2009 roku odszedeszła moja psia miłość - BARRY - owczarek długowłosy. Nic nie mogliśmy zrobić lało się z niego górą i dołem, miał słabe już ścianki jelita (po 2 operacjach zachyłku) i pekło. Jest już jego następca. Można powiedzieć raczej, że mamy teraz dwa w jedny. NOWY DONK - Dasko wnętrze odziedziczył po spanielce Ecie, która odeszła 2001 roku, a wygląd jak to owczarek niemiecki po Barrym. Chciałam dodać zdjęcie mojego Barrego ale nie udaje mi się dlaczego???:placz:
  7. Wiem, masz rację. Mama podejmuje decyzję. Moi tez tak uważali, że decyzja należy tylko do mnie. My mamy jeszcze dwa darmozjadki ale nie w domu, a ten młody kuncfot jast w mieszkaniu i czy chcemy czy nie zmusza nas do zwracania na niego uwagi. Wymyśla sposoby przeróżne aby nas zmusić do zabawy. Sam sobie też wymyśla w chwilach braku zainteresowania różne pocieszne zabawy. Co to za klaun i cyrkowiec. Dziwimy się jak to możliwe, że jeszcze nie zawiązał się w słupeł, lub nie skręcił karku. Co on wyprawia ze swoimi zabawkami. Nikt nie wierzy dopóki nie zobaczy na własne oczy. Mawiają, że on ma coś z człowieka w spojrzeniu. Mi przypomina wilka klasycznego, jak się czai, szykuje do szybkiego wykonania komendy. Jakby był przyczajony na sprężynach, które mają go w sekundę wysadzić w powietrze. Mówię Ci nagrać go tylko. W święta nuda w telewizji, więć my telewizorek cyk wyłączyliśmy i na piesa się gapiliśmy jak sroki w gnat, zanosząc się śmiechem. Uważam, iż taki właśnie pies nadaje się idealnie dla dzieci, ludzi starszych lub dogoterapię. Mnie leczy cały czas z deprechy po Barrym. To właśnie lekarstwo z nieba dla mnie. A mawiałam, że już nigdy, przenigdy po Barrusiu żaden inny. Koniec, kropka i już. tamte dwa miały mi wystarczyć choć też są wiekowe - teraz bedą miały po 13 lat w 2010 roku. Równo przyszły do nas wszystkie trzy. Jak żegnałam spanielkę - ETĘ, Barry miał pięć lat i on też ją odchorował mimo, iż był jak to się mówi tylko psem. Po powrocie do domu bez suni nie wiedzieliśmy, gdzie on jest, a on siedział schowany w kącik tak mały dla niego, że nie można go było z niego wydostać. Nie chciał wychodzić z nami na spacery z domu, gdy szliśmy z mężem razem. bał się, że i on nie wróci gdy pójdzie z nami razem. Psia logika. Przez ponad rok zachowywał się jak stary pies, smutas. Jak widział spaniele głupiał, gdy jakiś pies szczekał podobnie do Etki on wariował. Aż raz przez moją głupotę - zapomnienie puściłam film, gdzie była i Etka, która szczekała. I dopiero się zaczęło. Mało telewizora nie rozwalił, latał od balkonu do okien i telewizora. Kociokwiku dostał. Ale przeszło mu po tym. Odżył. Był znowu sobą.
  8. Witaj Marto. Zryczałam się, a właściwie ryczę cały czas jeszcze nawet teraz pisząc. ! Ja mojego DONKA pożegnałam 9 lutego tego roku po 12 cudownych latach. Odszedł od nas dokładnie w pierwsza rocznicę śmierci mojego ojca. Ryczę po nim do dzisi. Serce pęka mi nie mniej niż w dniu jego zejścia. Pożegnał się z nami cudownie, wiedział że na niego już czas lepiej niż my. On się z tym pogodził - my nie. Byliśmy z nim do samiutkiego końca głaskając go i szeptając mu do uszka. Było nam bezgranicznie źle ale to my musieliśmy podjąć tę decyzję - chyba na jego też prośbę. Kondycję miał super jak na swoje lata, serce jak dzwon ale, no właśnie ale to ale!!!! Był po dwóch operacjach zachyłku (uchyłku) ścianki jelita miał bardzo słabiutkie i cieńkie. No i pękło mu doprowadzając do ogólnego zatrucia całego organizmu. Nic nie pomogło. Wet. rozłożył z bezsilności ręce. A nasz Barry pożegnał się z każdym z nas pokolei, ze swoim terytoriu - obszedł każde drzewo, każdy krzaczek, powochał swoje kijki i wyprowadził nas z domu. Sam nie dał sie podnieść ledwie się poruszał w oczach było widać tylko ból. Do weta. wszedł i nie odwrócił się tym razem łbem w stronę drzwi tylko położył się koło niego i podał mu łapę z wenflonem. Mi położył głowę na kolanach i patrząc w oczy lizał mnie po ręce. W jego ślepiach widziałam pożegnanie i ulgę. Wierz mi wiele w moim życiu już psów żegnałam, ale nigdy nie jest łatwo. Chociaż ten zrobił to wyjątkowo być może że był wyjątkowy ze wszystkich moich psów. Śmieją się ze mnie niektórzy, że kochałam go bardziej niż ludzi. Być może. Nie kłamię, był moja psią miłością. Nie dziwię się dlatego Twojej mamie. Ja kupiłan nowego wilkołaka 4 marca. Czyli po 23 dniach. Wiedziałam doskonale, że to już nigdy nie będzie Barry, ale pustka i rozpacz pochłaniała mnie całą. Nie było dnia, ani nocy żebym nie ryczała. (Od chyba urodzenia byłam psia mamką, w domu też zawsze były psy-moje psy). Rodzinka miała dosyć wozili mnie po hodowlach, aż wybrałam obecnego już rocznego fircyka. Też DONKA. Co ten pies wnosi radości i śmiechu w moje życie tego nikt nie wie. Nie jest już pięknością ani wyjatkowa inteligencją ale jest i kocha nas. Zapełnił klejną pustkę. Tam u góry wiedzieli jaki ma być kolej nasz pies - ma w sobie psychikę i charakter po mojej złatej spanielce, a wygląd Barrego - owczarka długowłosego. Rodość posiadania jego nie zagłusza całkowicie smutku po jego poprzedniku, ale jest łatwiej - dużo łatwiej, mimo, iż wiem że i on odejdzie od nas, a serce będzie krwawić równie mocno, to i tak warto. Naprawdę warto. Wierz mi!!!!
  9. wenia41

    Arkadia

    Witam. Jako, że 9 lutego odszedł mój DONEK byłam również zainteresowana hodowlą Arkadia. Jednak nie mogłam zdobyć się na odwagę i dokonać przedpłaty za stworzenie którego nie widziałam na oczy. Odnalazlam z listów opublikowanych na stronie hodowli właścicielke zakupionego tam psa mieszkajacą w moim mieście, umówiłam się z nią i z jej pupilem na spotkanie. Zgodziła się. Pies był ładniusi. Hodowlę chwaliła sobie, piesek kupiony był zdrowy i zadbany. Planowała kupić jeszcze jednego - sunię tylko po innych rodzicach. Jak go widziałam miał rok i był akurat po ukończonym i zdanym na bdb egzaminie z PT.
×
×
  • Create New...