Jump to content
Dogomania

Kasienkagall

Members
  • Posts

    19
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Kasienkagall

  1. Tu dodaję adresy dwóch filmików na których można obejrzeć pracę Gara z Dašického zátiš. [url=http://www.youtube.com/watch?v=4Ydt7fWH5us]YouTube - Gar - obrany VZ MSKS 2007[/url] [url=http://www.youtube.com/watch?v=cGG4lp630RI&feature=related]YouTube - Gar - poslušnost VZ MSKS 2007[/url] Ja nie mogę się na niego napatrzeć :loveu:
  2. No trochę posiedziałam nad tłumaczeniem i mogę uzupełnić informacje na temat odtwarzania rasy Chodsky Pes. Zaczęło się od tego, że w 1984r. Jan Findejs napisał artykuł do czasopisma Pes pritel cloveka, na temat starej rasy Chodsky Pes, umieszczając tam informacje jakie udało mu się znaleźć na temat wzorca tej rasy. Zaznaczył w tym artykule, że poszukuje psów najbardziej zbliżonych do podanych danych, w celu odtworzenia tej rasy. Artykuł okazał się sukcesem i zjawili się właściciele takich psów, z których wybrano wcześniej przeze mnie opisane: Dixi, Bleska i Bessy. Pięć lat później pies Brix i dwie suczki Dina i Brita zostały dodane do programu hodowlanego, dając początek kolejnej linii. W 1996 roku ostatecznym uzupełnieniem do rasy były dwa psy Alex i Harry z Pristavske basty. Rasa Chodsky Pes została po raz pierwszy zarejestrowana przez Českomoravsk kynologick unie (krajowy klub kynologiczny Republiki Czeskiej) 14 stycznia 1984. Pierwszy miot jaki zarejestrowano, to sześcioro szczeniąt urodzonych 20 października 1985.
  3. Chodsky pes to nie ONek, chociaż nie przeczę,że jest do niego trochę podobny. Jeżeli mówić o różnicach między Chodiakami a ONkami. Najważniejszą dla mnie jest ta dotycząca agresji. Z tego co doczytałam to Chodiaki są na nią mniej podatne od ONków, u których czasami nieuzasadniona agresja się zdarza. Nie chcę tu urazić miłośników ONków, bo sama bardzo lubię tę rasę i uważam, że w niektórych sytuacjach prześcigają ChP, ale są też sytuacje w których lepiej się sprawdza CHP. Selekcja pod względem charakteru u Chodiaków dała wspaniałe rezultaty, których na razie nie zepsuto przez bezmyślne rozmnażanie. Każdy miot jest przemyślany i analizowany przez hodowców. Oczywiście wpływ na to ma mała popularność tej rasy. Nie wykluczone, że jeżeli stałaby się "modna" to ważniejsza byłaby ilość a nie jakość.
  4. Kurcze. Szkoda, że tych zdjęć nie widać, chętnie bym obejrzała. Ja znalazłam kilka informacji na temat szkolenia chodiaków. Z tego co zobaczyłam na YouTobie to królują w agility, dogfrisbee i posłuszeństwie. Jeden ChP jest wyszkolony na IPO3 jest to Gar z Dašického zátiš. Chodiaki są po prostu wszechstronne:loveu:
  5. Tak. Napisano na tej stronie, że próby odtworzenia tej rasy sięgają początków XX wieku, ale napisano również, że były one bardzo trudne, ze względu na to, że brakowało jednoznacznego obrazu lub opisu wyglądu tego psa. Prócz tego, brakowało jednakowych przedstawicieli tej rasy. Ja swoją wiedzę opieram tylko na rodowodach, niestety z językiem czeskim jestem na bakier;). Znalazłam jeszcze informację o rodzicach Bessy(byli to Fox i Nera). Ja myślę, że w rodowodach, na samym początku, są uwzględnione tylko te trzy psy(plus rodzice Bessy), bo były do siebie podobne i najbardziej zbliżone do ustalonego wzorca tej rasy. Przede wszystkim ludzie pragnący odtworzyć tę rasę, musieli zdecydować się jak ona ma ostatecznie wyglądać, gdyż tak jak jest napisane nie było to wcale jasne. I chyba jest możliwe dochowanie się "tylko trzech psów"do rozpoczęcia hodowli, zwłaszcza jeżeli selekcja pod względem wyglądu i charakteru, była prowadzona z żelazną konsekwencją. Z tego co zauważyłam, bardzo wiele szczeniąt już uwzględnionych w rodowodach nie doczekało się potomstwa. Mogło to mieć związek ze słabą płodnością tej rasy, ale też wiele najprawdopodobniej nie było wzorcowych i przez to nie użyto ich do dalszej hodowli. Na razie nie umiem lepiej odpowiedzieć. Staram się obecnie tłumaczyć co nieco z czeskich stron ale trochę słabo mi idzie:oops:.
  6. Już wiem. Przebrnęłam przez te rodowody. Do odtwarzania tej rasy użyto trzech psów. Były nimi suczka Bessy i dwa psy Dixi i Blesk, są to przodkowie wszystkich obecnych chodiaków. Pierwsze szczeniaczki z pary Bessy i Dixi urodziły się 20.10.1985r., następne z pary Bessy i Blesk 28.10.1986r. Wszystkie przyszły na świat w hodowli "na Barance". To były początki:)
  7. Właśnie o czymś takim myślałam, no ale ja sama też potrzebuję wyszkolenia, dlatego pomysł z tym kursem. To będzie pierwszy krok, później właśnie myślałam o takiej możliwości zdobywania doświadczenia. Niestety wszystko może się odbywać tylko w weekendy. Jesteśmy teraz z dala od rodzin i ja siedzę z dwójką dzieci w domu. Mąż chodzi do pracy i spędza tam całe dnie. Dlatego zapadła decyzja, że nowy lokator dopiero za 2 lata, młodsza córka będzie na tyle duża, że będę mogła psu poświęcić czas. Teraz chcę coś robić, przygotować się i może znaleźć sposób na siebie, bo przyznam, że kierunek studiów które skończyłam to nie jest to co chcę robić w życiu. Może praca z psiakami to jest właśnie to? Nie wiem tak gdybam. Ale coraz bardziej się na to nakręcam. Dużym plusem tej pracy mogłoby być to, że mój pies mógłby mi towarzyszyć . Jeżeli wszystko poszłoby po mojej myśli. Teraz to wszystko rozbija się o znalezienie tego kursu. Od września spokojnie mogłabym zacząć naukę niestety weekendowo i bez psa. Taki jest na razie zarys, jeszcze nie mam dopracowanych szczegółów, bo nie bardzo wiem gdzie?, co? i jak? W tej chwili błądzę po omacku. Z PIASECZNA k. Warszawy
  8. Tak po prawdzie to powolutku zaczęłam się rozglądać za kursem dla instruktorów, ponieważ od samego początku chcę z psem pracować. Prócz tego interesuje mnie takie zajęcie i rozważam możliwość wdrożenia się bardziej w ten temat. Odezwałam się nawet do jednej fundacji, która organizuje takie kursy, ale najbliższym czasie nie będą ich prowadzić. Bardzo miła pani chce mi pomóc i napisała, ze poinformuje mnie o ciekawych kursach. Niestety mało jest takich, w których można uczestniczyć nie posiadając jeszcze psa. W końcu to będzie tylko teoria a nie praktyka, a wiadomo, że ta druga jest najważniejsza. Jeżeli mi się nie uda to od samego początku moja psina będzie miała zafundowane przedszkole i szkolenie.
  9. Mam pytanie. Czy gdy agresja osiąga już takie stadium jak u Lukasa, jest w ogóle szansa wyprowadzić go z tego samemu, bez przygotowania w zakresie szkolenia psów?.Czy tylko można pogorszyć sprawę? Czy bez szkoleniowca się w takim przypadku nie obejdzie? Mnie się wydaje, że chyba nie ma na to szans, bo pies wyczuje strach u osoby która by próbowała to zrobić. Pamiętam, że jak przyjeżdżałam ze szkoły to sama przybierałam już postawę "poddańczą". Nie patrzyłam mu w oczy i szybko przechodziłam do domu. Nie chciałam go sprowokować. I jeszcze jedno w jaki sposób przepracować z psem agresję w stosunku do nas właścicieli? Jak zareagować na te pierwsze sygnały? Nachodzi mnie teraz taka myśl, która nie daje mi spokoju. Czy jest możliwość, że gdyby Caro dorósł do tego trudnego wieku dla psa, to stałoby się tak samo? I może napiszę, bo to trochę głupio, że jadę tak po rodzicach, bo szanuję ich za wiele rzeczy. Jednak w kwestii posiadania psów, moje poglądy się znacznie różnią od ich zapatrywania na tą sprawę. Moim zdaniem nie nadają się na właścicieli psów trudnych i przez pewne zaniedbania w ich wychowaniu te mniej "odporne" psychicznie psy właśnie mogą się w ich rękach stać trudnymi. Bo kolejny pies a właściwie suczka o której napiszę później ma u nich dobrze i będzie z nimi do końca swych dni. Teraz to już staruszka. Ona będzie ich ostatnim psem. Ma dobrze i kocha swych właścicieli a oni i my wszyscy ją. Jednak ona jest niesamowicie zrównoważona. I jest pierwszą suczką w tym domu.
  10. No to nadszedł czas na burę w kierunku moim i moich rodziców. Oto pies u którego zaniedbania w wychowaniu o mało nie doprowadziły do tragedii. LUKAS owczarek niemiecki. Pies zakupiony przez moich rodziców do pilnowania ogrodu i domu. Pisałam już o nim w wątku o kupowaniu psów policyjnych. Więc tutaj trochę skrócę. Lukas miał metrykę, był kupiony od hodowcy. Jako mały szczeniak przeszedł tą samą chorobę co Caro, był przed szczepieniem. Tym razem trafiliśmy na młodego weterynarza, z powołaniem. Wyleczył psa. Piszę o chorobie, ponieważ analizując jego późniejsze zachowanie i czytając to forum zdałam sobie sprawę, że czas jaki szczeniak w jego wieku kiedy był chory, przeznacza na socjalizację, Lukas spędził pod kroplówkami i w szpitalu weterynaryjnym. Wszystko później było ok. Ja zrobiłam rodzicom tylko taką przysługę, że nauczyłam Lukasa załatwiać się po za posesją. Nie miałam czasu na pracę z psem, chodziłam do szkoły o bardzo wysokim poziomie, miałam w niej trudności, więc większość swojego czasu poświęcałam na naukę. Ponadto byłam w wieku kiedy wiele rzeczy przysłania inne rzeczy. Psa traktowałam z siostrą jak maskotkę, do pogłaskania. Bawiłam się z nim ale nie tak często jak z wcześniejszymi psami. To był pies moich rodziców, sami zdecydowali o jego kupnie. Na efekty braku pracy z ONkiem nie trzeba było długo czekać. Minęły dwa lata. Rodzice w między czasie dokupili suczkę ON. Pies zdominował ją. Ale teraz gdy nad tym się zastanawiam problemy zaczęły się właśnie od zakupu suczki. Problemem była nasilająca się agresja psa. Teraz czytając to forum widzę jak wiele rzeczy na jego zachowanie miało wpływ. Kiedy suczka miała cieczkę, był zamykany w kojcu, przecież to go musiało maksymalnie frustrować. Pierwsze zachowania agresywne, były przemilczane, lub też pies był za to skrzyczany., przez tatę. Pomijam fakt że pies był w wieku kiedy agresja może wystąpić, ale nad nią trzeba był wtedy pracować a nie wrzeszczeć na psa. Mnie już wtedy w domu nie było, gdyż wyjechałam na studia. Efektem takiego "wychowywania" psa, był w ostatecznym rozrachunku atak na moją babcię, która została sama z psem i wyszła na podwórko, musiała czymś go zdenerwować ale wtedy denerwowało go już wszystko, tylko dzięki interwencji suczki, jest jeszcze z nami, bo zdążyła uciec do domu. To rozdrażnienie Lukasa nasilało się powoli. Wszyscy się go bali, ale nikt nic z tym nie zrobił tylko proszono mnie jak byłam, lub moją siostrę o zamykanie psa w kojcu. Ja też zaczęłam się psa bać. Nie widziałam go na co dzień i za każdym razem jak przyjeżdżałam, nie wiedziałam co tym razem może już psa zdenerwować. Ostatnia skapitulowała moja siostra, kiedy i ona zaczęła się psa pać, a ponadto zaatakował jeszcze moją mamę. Moi rodzice zrobili to co najłatwiejsze... wydali go. I ten ruch był baaaardzo "odpowiedzialny". Tłumaczenie rodziców: "No przecież nie mieliśmy sumienia go uśpić tak to chociaż żyje". Ani słowa o pracy, szkoleniu:shake: Przecież to fanaberie dla tych co nie mają co z czasem zrobić. Pytam tylko gdzie odpowiedzialność. Achhh szkoda gadać. Z resztą ja nie miałam z siostrą nic w tej sprawie do gadania:shake:
  11. Tak był. Ale choroba zaatakowała chyba zaraz po tym szczepieniu. Jakoś tak.Teraz nie pamiętam dokładnie, bo to było 13 lat temu, ale jestem pewna, że wszystkie szczepienia zawsze były dopilnowane u każdego z psów. Może inaczej, wszystkie zalecane przez weterynarza szczepienia były wykonane.
  12. No nie będę dłużej tego odwlekać. Opisywanie historii tego psa jest dla mnie bardzo trudne i bolesne ponieważ to był MÓJ PIES w każdym znaczeniu tego słowa. Z nim nie było problemów, ale zasługuje na to by go opisać. Drugi pies rottweiler CARO(wymawialiśmy KARO). Zacznę od początku. Miałam wtedy ok. 15lat. Tym razem mama zgodziła się na psa ponieważ mieliśmy za cztery miesiące przenieść się do domku z ogrodem. Dostaliśmy więc zielone światło na zakup psa. Poszliśmy z tatą na wystawę psów odbywającą się u nas w mieście. Jak zawsze koło wystawy sprzedawane są psiaki. Tym razem zdecydowaliśmy się na psa z metryką, bo i takie można tam kupić. Tata pozwolił mi samej wybrać psa. Szukałam długo i nagle koło gościa z małymi rottkami, przystanęłam. Pamiętam to bardzo dobrze, były tam cztery szczeniaki. Dwa pieski i dwie suczki. Od taty otrzymałam wskazówki, że pies ma być z rasy dużej i ma być to chłopak. Chociaż wtedy była nagonka na rottweilery, to coś przyciągnęło mnie do tych psiaków. I stało się coś nie do opisania. Między mną a jednym ze szczeniaków coś zaiskrzyło. Niby bawiły się ze mną wszystkie ale ten jeden spojrzał mi w oczy i wiedziałam, że ten albo żaden. Kupiliśmy go. Był początek wakacji. Oddałam temu psu cały swój czas. Był radosny, bawił się ze wszystkimi, jednocześnie miał w sobie taki majestat jak kroczył koło mnie. Staliśmy się nierozłączni. Zabierałam go wszędzie. Do miasta, na imprezy organizowane na głównym rynku, na imprezy organizowane przez moich przyjaciół na działkach i w domu. Ostatecznie znajomi zaczęli się śmiać, że jakby wysyłali zaproszenia to musieliby uwzględniać na nich nas oboje. Mnie i psa podczas wakacji zaznali w domu tylko w nocy i na posiłkach, tak to zawsze byliśmy gdzieś. Skrupulatnie korzystałam z tego że będąc z Caruskiem, rodzice pozwalają mi wracać o późnych godzinach wcześniej zakazanych;).Kiedy zaczęła się szkoła nasze rytuały uległy pewnym zmianom ale nieznacznym. Wczesnym rankiem wyprowadzał Carusa tata, bo szedł wcześniej do pracy. Przed szkołą był spacer ze mną, i w czasie gdy ja stawałam się osobą wykształconą;), pies spokojnie na mnie czekał. Po szkole był nasz czas. Potrafiłam bawić się z nim udając psa i przepychając się. Kiedy jednak zauważyłam, że robi się silniejszy a ja bardziej zmęczona po takiej zabawie zrezygnowałam z niej, ponieważ nie chciałam aby poczuł swą przewagę siłową w stosunku do mnie. Ale to był już czas kiedy zaczęliśmy się porozumiewać bez słów. Czytaliśmy sobie na wzajem w myślach. Caro wiedział czego ja oczekuję w danym momencie a ja patrząc w jego ślepia też wiedziałam czego on chce. Nie pamiętam żebym go czegokolwiek uczyła a szkolenie było wtedy dla mnie czymś o czym nie miałam zielonego pojęcia i wydawało mi się nie potrzebne. Zawsze do psów podchodziłam emocjonalnie i szkolenie wydawało mi się taki pozbawione emocji. Teraz wiem, ze wcale nie musi takie być. W każdym razie nie uczyłam Carusa niczego, przynajmniej nie pamiętam. A psiak chodził przy nodze od samego początku. Nie ciągnął, nie wyrywał się, wręcz przeciwnie. Kiedyś zrobiłam eksperyment. Kiedy Caro szedł przy nodze, na smyczy, przewiesiłam ją przez palec i wiecie co? Nie przesunęła się ani o kawałek. Z całą rodziną jeździliśmy nad jezioro. Bawił się z nami w wodzie, był niezmordowanym pływakiem. No i stało się. Paskudna , przebiegła, okrutna choroba zaatakowała Carusa. Weterynarz powiedział, że ta choroba dziurawi jelita, nie chcę tu przytaczać nazwy bo nie pamiętam i nie chcę nikogo wprowadzać w błąd. Mam żal do weterynarza, ponieważ nie podał żadnego lekarstwa tylko dawał mu kroplówki, kasował za nie i przedłużał tylko jego cierpienia. Później inny lekarz innego naszego psa wyleczył z tej choroby i powiedział na samym początku, że zapłacimy mu wtedy gdy pies wyzdrowieje. Więc jednak można było uratować Carusa. Caro odszedł mając 7 miesięcy. Był jeszcze szczeniakiem, pełnym życia. Byliśmy z nim do końca. Jego śmierć spowodowała rozpacz całej rodziny. Ale nikt nie rozumiał mnie, kiedy ja płakałam przez cały tydzień. Coś się we mnie wypaliło, nie chciałam innego psa, ponieważ czułam, że nie zastąpi mi Carusa, tej więzi jaką z nim miałam. Nie byłam gotowa na kolejnego psa. Jeżeli mam być szczera to dopiero w lipcu zeszłego roku stało się coś co to zmieniło. Ale o tym później. Wracając do tematu. Ja nie chciałam psa, ale moim rodzicom teraz się psa zachciało, ponieważ był już ogród i pies mógł tam być a nie w domu. Szczerze powiedziawszy taka postawa też mi nie odpowiada, bo zauważyłam, ze psy będące w domu z człowiekiem, bardziej się do niego "dostosowują" lepiej człowieka rozumieją. King i Caro byli w mieszkaniu . Caro spał ze mną i siostrą w łóżku. Pociesznie spał, tylne nogi wysunięte do tyłu i łeb koniecznie na poduszce. Był jak człowiek tylko w psim przebraniu. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa po prostu był cuuudownym towarzyszem. Ale problemy dopiero nadchodziły, ponieważ rodzice uważali, ze skoro jest ogród, to psu wystarczy dać jeść, pić. Wybiega się na dworze. Ja jak już mówiłam mniej wtrącałam się w wychowanie psów. Miałam swoje sprawy okres dorastania, pierwsze miłości i takie tam. Nie było w tym wszystkim miejsca dla psa, tylko Caro mógłby wtedy być ze mną. Dlatego ja psa nie chciałam, wiedziałam że nie będę mieć dla niego wystarczająco dużo czasu. Stało się inaczej i wtedy zaczęły się prawdziwe problemy. Ale o tym później...
  13. Azir bardzo dziękuję za odpowiedź. Właśnie o coś takiego mi chodzi. Teraz dzięki Tobie wiem jak zachować się w takiej sytuacji jak z tym chłopakiem (oczywiście mam nadzieję, że nigdy się zdarzy tfu..tfu..;)). Chciałabym coś zaznaczyć od samego początku. Opisuję psy, które żyły w domu moich rodziców i to oni podejmowali wszelkie decyzje dotyczące psów. Wychowałam się w rodzinie gdzie dzieci i ryby głosu nie mają, a decyzje podejmują rodzice. Nie miałyśmy z siostrą na nie wpływu. Teraz mam swój dom i swoją rodzinę. Jeżeli będę mieć psa, to nigdy, przenigdy go nie oddam. Nie chciałabym aby moje dzieci straciły do mnie zaufanie i czuły wobec mnie żal, tak jak stało się ze mną i moimi rodzicami. A tak poza tym sumienie nie pozwoliłoby mi oddać psa. PS. Za link również bardzo dziękuję, na pewno się przyda bo mam 2 małych dzieci 3lata i 4 miesiące. Co prawda młodsza będzie miała 2,5 roku, gdy będziemy się przymierzać do zakupu psa, ale wiele rzeczy może się przydać nawet wtedy.
  14. Witam wszystkich. Nie dawno trafiłam na to forum,gdyż przygotowuję się do zakupu psa. Nowy członek mojej rodziny zawita do nas najwcześniej za dwa lata, więc mam trochę czasu na przygotowanie się do odpowiedzialnego, jego posiadania. Chciałabym wyciągnąć wnioski z tego jak "prowadzili" swoje psy moi rodzice, gdyż "przewinęło" się ich trochę przez nasz dom, kiedy jeszcze byłam dzieckiem. Teraz, gdy czytam to forum, wiem że wychowanie tych psów, to nie było wychowanie, tylko jałowe ich posiadanie. Ja chcę tego uniknąć. Opiszę kolejne psy ich zachowanie i nasze postępowanie w stosunku do nich. I tu proszę u uwagi co robiliśmy źle? A co dobrze? Dzięki temu będę mogła wyeliminować pewne błędy, mogące się pojawić podczas pobytu psa u mnie. Wszystkie uwagi i sugestie będą skrzętnie zapisywane w kajeciku;) Z pokorą przyjmę każdą konstruktywną krytykę. Co prawda zaopatrzyłam się w polecaną na forum literaturę, a blog pani Zofii jest w tej chwili dla mnie czymś w rodzaju biblii ale chciałabym jeszcze "wyłapać" te błędy, które wystąpiły na tak zwanego "żywca". Ja mogę tylko powiedzieć, że pomimo tych psów będących u moich rodziców, jestem kompletny laik w kwestii wychowawczej( to forum mi to uświadomiło) A teraz historia(Myślę, że najlepiej bym opisywała psy po kolei, bo było ich 5 licząc obecnego i może się zrobić bałagan): Pierwszym naszym psem był KING mieszaniec owczarka niemieckiego. Miałam chyba 11lat a moja siostra 6, jak tata go przyniósł do domu. Mała kochana kuleczka. Wspaniały pies i mój przyjaciel. Pies, który kierował się zasadą, że rodzina to jego stado. Przywódcą był tata, następna w kolejności mama, która dawała jeść, później ja=zabawa i spacer. Następny był on i na końcu moja siostra. Potrafił się uwalić na progu drzwi do pokoju i przepuścił wszystkich, a gdy chciała go przekroczyć moja siostra to na nią warczał. Wtedy tata kazał mu się odsunąć i przeprowadzał siostrę. Pomimo tego pokazywania jej, że to on jest ważniejszy, to tylko ona mogła sobie pozwolić na bardziej "natarczywe" zabawy. Pies spokojnie to znosił. Raz przesadziła i King obrócił się aby ją skarcić, bo go zabolało, ale w ostatniej chwili sam się wstrzymał i na rączce nie było nawet draśnięcia. Tata nie dostrzegł, że mała przegina. Została po tym zdarzeniu poinformowana, że tak nie wolno i dalsze ich stosunki były ok. Z psem był jeden problem. Chociaż kochał naszą rodzinę i my nie mieliśmy się czego z jego strony obawiać, to z obcymi już było gorzej. Nie lubił mężczyzn, a zwłaszcza chłopców. Podejrzewam( powiedzcie czy słusznie?), że miało na to wpływ jedno zdarzenie. Otóż, kiedy wyszłam z nim na pierwszy space, jeden z moich kolegów wystraszył psa. Chyba na niego krzyknął lub zaczął szurać nogami w jego stronę, nie pamiętam. Nie zdążyłam zareagować, bo nie wiedziałam, że taki głupi pomysł mu się roi w głowie, zrobił to z nienacka. King uciekł i skulił się w bramie. Pobiegłam za nim, przytuliłam i płacząc zabrałam do domu. Kiedy King podrósł, ten chłopak nie miał szans przejść obok psa, bez jego pieklenia się. Przejawy agresji występowały również w stosunku do innych chłopców. Kiedyś tata wyszedł z psem na spacer i spotkał podpitego sąsiada. Pies był na smyczy, siedział przy nodze. tata świadomy reakcji Kinga na mężczyzn trzymał go krótko( normalnie to wczesnym rankiem, gdy nie było na dworze ludzi pies biegał bez smyczy, bo się słuchał). Sąsiad zapragnął się z tatą przywitać i poklepać go po ramieniu i... Tata mówi, że poczuł tylko delikatne szarpnięcie i sąsiad został "pouczony" przez Kinga, że w takim stanie to się do pana nie powinien raczej zbliżać. Przytoczę jeszcze jedną sytuację, gdyż było to 17lat temu i nie wszystko pamiętam. Kiedyś, gdy rankiem tata wyszedł z Kingiem na spacer i go spuścił ze smyczy, pies jak to miał w zwyczaju wytarzał się w ptasich odchodach. Oduczaliśmy go tego, więc miał świadomość nieprzyjemnych konsekwencji. Tak wyminął zaspanego tak wcześnie tatę, że ten go nie zauważył i popędził do domu. My z mamą tam byłyśmy i w pewnym momencie usłyszałyśmy drapanie do drzwi. Otwieramy a tam pies bez taty. Dopiero po 2 godzinach wrócił tata. Szukał psa bardzo daleko gdzie tylko słyszał szczekanie, bo myślał, że King usiekł. I tak pies przechytrzył pana;)). No i stał się. Rodzice go wydali:-(. Nigdy im tego nie wybaczyłam. Była to porostu fanaberia mojej mamy, która uważała, że skoro tata kupił psa bez jej zgody, to zatruje mu życie ciągłymi narzekaniami na psa. W końcu tata się poddał. Szczęściem dla psa, trafił do kolegi taty. Zaakceptował całą rodzinę. Córka tego pana mówiła, że tylko z Kingiem nie boi się zostawać sama w domu. Był tylko jeden incydent. Kiedy ten facet przyszedł do domu po imprezie zakrapianej alkoholem, pies nie chciał go wpuścić do domu. Musiał wołać żonę, aby zabrała psa i go wpuściła. Mam na to swoją teorię, być może błędną. King był kupiony na rynku od jakiegoś typka. Może pies ze szczenięcych lat pamiętał jakieś burdy "organizowane" w domu przez pierwotnego pana i "zakodowało" mu się że tych których kocha należy przed pijanymi bronić? To możliwe? Kolega taty wraz z rodziną uwielbiali tego psa i gdy był już stary pytali taty czy nie może im zorganizować takiego samego;). King był moim ukochanym psem. Mądry i oddany, ale też miał "czarne plamki" w charakterze. Proszę o pytania aby uściślić pewne sprawy, bo to wszystko napisałam trochę ogólnie a i tak dużo wyszło;). Sugestie baardzo mile widziane;). W przypadku mojego nowego psa, to mógby być klonem charakterowym Kinga ale bez agresji wobec obcych i bez tego "ustawiania" najmłodszych członków rodziny. Jak to wypracować z psem?
  15. "Ty zostałas "uszczesliwona" na siłe cudzymi obowiazkami a to nie jest dobry sposób na zycie z psem." To nie do końca tak.Cieszyłam się z posiadania psa,kochałam go,zresztą nadal jestem miłośniczką zwierząt, jednak z perspektywy czasu widzę, że kompletnie do tego wtedy nie dojrzałam. Pies to była dla mnie maskotka i przyjaciel ale taki co w moim mniemaniu wie co ma robić sam z siebie i wystarczy mu głaskanie,cmokanie jaki on piękny;), zabawa(kiedy mi się zachciało),spacer, jedzenie i woda. Do posiadania psa trzeba "dorosnąć". Jednemu zajmuje to 10, 11 lat innemu 20 i więcej. Czasem w ogóle ludzie nie osiągają tej dojrzałości, a jednak decydują się na posiadanie czworonoga i stąd te wszystkie nieszczęścia, o które później obwiniane są psy. Swoją drogą jak moi znajomi i rodzina słyszą określenia takie jak "psi psycholog, szkolenie", na twarzy gości im pobłażający uśmiech, w stylu "co ona znowu wymyśliła?, chyba ma za dużo czasu":puppydog:. To smutna ale nadal prawdziwa rzeczywistość, wśród, podkreślam, posiadaczy psów.
  16. Jak najbardziej masz rację. Jednak 17lat nic nie znaczy kiedy nie ma się o tym pojęcia. Dopiero zaczynam czytać to forum, na które trafiłam, bo przygotowuję się do posiadania psa. Na mojego wymarzonego psa poczekam jeszcze dwa lata zanim zacznę się przymierzać do zakupu.Przede wszystkim muszą podrosnąć moje dzieci, abym mogła psu poświęcić wystarczającą ilość czasu i pracy. Uwierzcie mi o wieeeelu rzeczach po prostu nie miałam pojęcia. Stałam się zagorzałą przeciwniczką posiadania psa przez osoby, bez chociażby teoretycznego do tego przygotowania, bo niestety takich jest przerażająca większość. I hyle czoła wszystkim młodym ludziom którzy roztropnie podchodzą do posiadania czworonoga i potrafią się temu poświęcić.
  17. Przede wszystkim zakup takiego a nie innego psa był pomysłem moich rodziców. Ja i moja młodsza siostra byłyśmy jeszcze dziećmi. Cieszyłyśmy się z psa. I opieka nad nim ostatecznie spadła na nas. Pies od początku był przeznaczony do pilnowania ale nikt nawet nie próbował w nim "wyostrzyć" zachowań agresywnych. My z siostrą traktowałyśmy go raczej jak psa domowego i maskotkę. Podkreślam byłyśmy dziećmi. Nie twierdzę, że kupowanie ONków było odpowiedzialne, wręcz przeciwnie i nie pozwoliłabym teraz zakupić takiego psa rodzicom bo wiem że nie nadają się do posiadania jakiegokolwiek psa, ale teraz jestem już dorosła i mogę wpłynąć na pewne decyzje. A i nie zmyłam się na studia zostawiając psa tylko zostawiłam psa tak naprawdę jego właścicielom. Wychowanie tych psów to nie było wychowanie bo nikt nie miał na to czasu. Było prawdopodobne a wręcz pewne, że coś takiego może się zdarzyć(teraz to wiem) I teraz podumiowanie. Nigdy JA nie kupię psa jeżeli nie będę w stanie poświęcić mu czasu. Ale wiele osób kupuje psa tak naprawdę za jego wygląd, chęć pochwalenia się lub jakichkolwiek innych względów nie licząc się z tym, że trzeba ze zwierzęciem pracować. Nie tylko dać jeść i pić. W naszym przypadku, przypuszczam, że tylko dobra psychika suki uchroniła takich laików jakimi byliśmy od powtórki tego co stało się z Lukasem. Na podstawie tego co przeczytałam w tym wątku, stwierdzam, że mama autora pierwszego postu podchodzi do sprawy zakupu psa bardzo odpowiedzialnie nie spełniając tylko zachcianki dziecka. W moim przypadku było odwrotnie, bo psy były zachcianką rodziców nieprzygotowanych do posiadania psa pracującego i skończyło się delikatnie mówiąc niewesoło. PS. W sprawie oddania psa nie miałam nic do gadania.
  18. Może ja się wypowiem. Zaznaczam od razu że nie jestem ekspertem w dziedzinie hodowli psów ale kilka się już przewinęło przez dom moich rodziców;) Ostatnimi psami jakie zamieszkały u nas jak byłam nastolatką to były dwa ONki. Pierwszy był pies LUKAS, zakupiony w hodowli z wszystkimi papierami. Piękny z czarną maską, podpalany,kątowany, nadający się na wystawy. Po roku zakupiliśmy suczkę BIANĘ od hodowcy (również z papierami), od którego psy bierze policja. Reszta szczeniaków, gdy jest ich za dużo (bo policja bierze tylko kilka sztuk), jest sprzedawana. Pan na wstępie uprzedził nas, że suka nie będzie się nadawać na wystawy i faktycznie nie jest najpiękniejsza, niekątowana i zbyt jasna. Jednakże my od początku nie zamierzaliśmy psów wystawiać ani rozmnażać, więc poprzestaliśmy na metrykach, które poniekąd gwarantują "rasowy" wygląd psa. A teraz wyniki obserwacji: LUKAS na początku był bardzo dobrym i miłym psem. Opiekowałam się nim razem z siostrą. Był usłuchany i łatwy w prowadzeniu ale.. Po dwóch latach zaczęły z nim być problemy. Stał się agresywny. Mnie już nie było ponieważ wyjechałam na studia. Została moja siostra a tylko ona i ja miałyśmy ostatecznie jako taki posłuch u psa. Reszta rodziny zaczęła się go bać. Biana, która była kupiona rok po psie, była kompletnie przez niego zdominowana, nawet staraliśmy się nie okazywać jej takiego zainteresowania aby nie narażać na "gniew" Lukasa. BIANA od początku była usłuchana, inteligentna (bardzo szybko uczyła się nowych sztuczek, uwielbiała i uwielbia nadal aportować), pod wszystkimi względami prócz wyglądu przewyższała Lukasa. Pewnego dnia wydarzyła się tragedia. Moja babcia została sama w domu z psami. Lukas zaatakował ją na podwórku(babcia ma 70 lat.). Gdy rzucił się na nią, Biana chociaż sama bała się go, rzuciła się na niego, narażając się na dotkliwe pogryzienia. Babcia w tym czasie zdążyła uciec do domu i wezwać nas na pomoc. Gdyby nie ta suczka już pewnie nie byłoby jej z nami. Biana przeżyła a Lukas po kolejnym ataku, tym razem na moją mamę, został wydany. Bianka jest z nami do teraz, ma 8 lat. Jest wspaniałym i mądrym psem. Moim zdaniem to dzięki temu iż szczeniaki po jej rodzicach są zrównoważone psychicznie. Dlatego od tego hodowcy policja kupuje szczeniaki, chociaż nie są najpiękniejsze eksterietowo. Nie mówię że inne, o dobrej reputacji hodowle ON, nastawione na wygląd, mają psy o złym charakterze, bo to nie prawda. Ale czasami jeżeli nie zależy nam na wystawianiu psa, warto poszukać hodowli z której szczeniaki są przeznaczone dla wojska lub policji i poczekać czy jakiś szczeniak nie zostanie. Zaznaczam jednak, że piszę o szczeniakach a nie psach dorosłych, gdyż opieka nad dorosłym psem pracującym to już wyższa szkoła jazdy.
  19. Byłam latem w hodowli COYOACAN i miałam okazję podziwiać te wspaniałe psy w realu. Podbiły serca całej mojej rodziny swoją inteligencją i wdziękiem. Pies tej rasy jest moim marzeniem i kiedy tylko warunki lokalowe pozwolą na to, zamieszka z nami :-)
×
×
  • Create New...