Jump to content
Dogomania

Discus

Members
  • Posts

    29
  • Joined

  • Last visited

Discus's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. Bardzo się cieszę, że Pinia zaakceptowała dzieci, bo bałam się, że wyląduje w kojcu. To jak zareagowała na tych, których w domu zastała, to nie jest dla niej najważniejszy test. Mnie też zaakceptowała od pierwszej sekundy. Prawdziwym testem będzie wizyta obcych ludzi. Wtedy będzie można coś na jej temat powiedzieć. Jak już pisałam po ponad dwumiesięcznej obserwacji Pini u mnie, moim zdaniem nie nadaje się na cito do adopcji. Czy popełniłam błędy? Pewnie jakieś tak, nie jestem behawiorystą. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że u mnie już w kilka godzin po przybyciu do mnie do domu ugryzła pierwszego gościa, a drugiego dnia rano ugryzła faceta na spacerze. Nie sądzę więc, aby moje "ewidentne błędy" w tak krótkim czasie ją "spaczyły". Przykro jest mi też czytać, że według niektórych Pini nie było u mnie dobrze, bo tak się cieszyła, że już ze mną nie jest. NIKT poza Zdrojką nie pofatygował się kiedykolwiek psa zobaczyć, w jakikolwiek sposób pomóc, mimo że prosiłam o pomoc kilkakrotnie. Cały czas Pinia była pod opieką weterynaryjną. I tu uwaga do DIF, która wczoraj stwierdziła, że Pinia jest za chuda. Zszokowałaś mnie tym komentarzem, szczerze powiedziawszy. Podczas szczepienia wirusówek pytałam weta co sądzi o jej wyglądzie i wadze. Powiedział, że wygląda tak jak powinna i nie powinna przytyć, a wręcz trzeba bardzo uważać, bo jako pies po sterylce może łatwo się utuczyć (wiadomo). Dostawała jedzenie gotowane dwa razy dziennie lub suche (Bosch, RC według dawek producentów). Kawałek parówki dostała tylko na podanie leku. Zdziwiona jestem, że rzygała bo ja przewoziłam ją dwa razy i też dostawała parówkę z lekiem (nie była na czczo) i nie wymiotowała. Może to było częściowo nerwowe? O psa dbałam tak jak potrafiłam. Miała dobre jedzonko, ciepłe spanie, dużo miłości i spacerków. Skoro uważacie, że nadaję się tylko do hodowli rzodkiewek, przykro mi. Nie poddaję się i nie oddaję zwierząt dlatego, że coś im dolega i z jakiegoś powodu mi nie odpowiadają. Wydaję każde pieniądze na ich leczenie i właściwe jedzenie (na leczenie chociażby palet, które hoduję, wydałam już prawie tysiąc złotych a wielu mówi, że to tylko ryby...). U Pini ujawniło się zbyt dużo rzeczy, z którymi nie byłam sobie w stanie poradzić. Gdyby nie akceptowała np. tylko mężczyzn czy dzieci i powiedzmy się przed nimi chowała i nie podchodziłaby do nich, nie byłby to problem i wówczas nie myślałabym o jej oddaniu. Ale gdy na wszystko się rzucała, to był problem. I proszę nie porównywać tego, że czyjś pies rzuca się za samochodami, bo to naprawdę nie jest problem porównywalny do problemu Pinki. Nie szukałam sama dla niej domu, bo w umowie było wyraźnie napisane, że w razie problemów Pinia ma wrócić do DIF. A poza ja bym jej do adopcji po prostu w tej chwili nie dała. Takie jest moje zdanie i go nie zmienię bez dowodu, że Pinia się zmieniła. Szkoda tylko w tym wszystkim, że Pinia nie została przed adopcją sprawdzona w prosty sposób - poprzez wzięcie jej na spacer, żeby zobaczyć jak sie zachowuje w kontakcie z ludźmi i psami oraz zaproszenie kogoś do domu na wizytę. To moim zdaniem powinno być zrobione. Nie zostało, trudno i teraz już nic się na to nie poradzi. Bardzo trudno było mi ją oddać, gdy podpisywałam zrzeczenie się praw trzęsły mi się ręce. Po wyjściu Pini płakałam i cały czas o niej myślę. Bardzo chętnie pomogę w każdy sposób, zależy mi tylko na dobrej przyszłości Pinezki. Karolina
  2. Witam! Jak już DIF napisała jestem zmuszona do oddania psa. Powody, dla których zdecydowałam się na ten wcale nie łatwy dla mnie krok opisane są już na kilkunastu stronach więc nie będę się powtarzać. Pokrótce: pies nie akceptuje NIKOGO poza mną. Kobieta, mężczyzna, dziecko. NIKOGO!! Na każdego się rzuca, bez względu na to jak wiele razy tę osobę widziała. W efekcie znajomi i również rodzina praktycznie przestali przychodzić lub mocno ograniczyli wizyty. Z nią też nie można nigdzie pójść, bo u obcych akceptuje w miarę niektóre kobiety (nie wszystkie), mężczyzn i dzieci nie. Przez dwa tygodnie byłam chora i poprosiłam, żeby wyszły z nią dwie moje babcie, mieszkające najbliżej (przy okazji Pinia je znała już dużo wcześniej). Nie wyszła z żadną, szarpała się, warczała, wyrywała, szczekała i w efekcie musiałam sama z nią wyjść. Niedługo idę na operację. Nie wiem kto i jak miałby się zajmować Pinią, podczas gdy ja będę leżała w szpitalu?? I to samo dotyczyłoby wyjazdów... Nie oddaję psa dlatego, że mi się nie spodobał, ale dlatego że pies jest po prostu coraz bardziej agresywny. Agresja się pogłębia. Nie zrezygnowałam po tygodniu, dwóch czy trzech a po ponad dwóch miesiącach nieustającej walki z Pinią. I jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale nie jestem w stanie przymknąć oko na takie zachowanie. Można nie zważać na wiele rzeczy u psa, np. że jest chorowity (bo mnie taki rzeczy nie obchodzą, mojego jamnika leczyłam przez 5 lat na wątrobę - leki, super karma, wet) ale nie można akceptować agresji do wszystkiego co się rusza. Osoby tak mnie atakujące na forum niech sobie wyobrażą własnego psa gryzącego wszystko co się rusza i nie rusza i siebie w tej sytuacji. Bardzo łatwo jest ferować wyroki zza swojego komputera. Dwukrotnie prosiłam o pomoc, finansową i nie tylko. Pomogła jedynie Zdrojka, której w tym miejscu chcę bardzo serdecznie podziękować za to, że przyjeżdżała i pożyczyła książkę. Po jej przeczytaniu wcieliłam w życie zasadę ignorowania psa, ale niestety nie odniosło to skutku. Jeszcze raz bardzo Ci Zdrojka dziękuję. Wczoraj Pinia pogryzła moją 3 letnią siostrzyczkę. Nie mogę na to pozwolić, przykro mi bardzo. I myślę że mimo wszystko lepiej jest ją oddać teraz niż trzymać jeszcze przez kolejne miesiące i łudzić się, że zmieni się w kochającego wszystkich ludzi psa. Moim zdaniem się nie zmieni. I po kolejnych miesiącach, po pół roku czy nawet dłużej byłoby wszystkim dużo trudniej ją oddać, i jej i mi. Decyzja była bardzo trudna i teraz dopóki nie przyjedzie DIF też jest mi bardzo ciężko... Co dalej? Nie wiem. Moim zdaniem na dzień dzisiejszy Pinia absolutnie nie nadaje się do adopcji do normalnego domu. Być może na jakąś sporą posesję, choć nie wiem. Najgorszą sytuacją byłoby oddanie jej komuś nieuświadomionemu w problemie, bo wówczas sytuacja może się powtórzyć... Karolina
  3. Aha, jeszcze jedno. Co myślicie o tym, żeby ją zabrać do mojej mamy w sobotę? Zastanawiam się, czy to nie będzie dla Pinki zbyt duży stres. Tam są małe dzieci, a wiadomo jak to małe dzieci, biegają, krzyczą itp. Oczywiście gdyby tam pojechała, to w kagańcu, na kilka godzin. Warto spróbować, czy na razie dać jej trochę spokoju z wizytami, a tym bardziej do dzieci (w dodatku z ADHD...)?? EDIT: Przed chwilą wpadł na moment tata. Pinka od razu miała założony kaganiec. Na wejściu warczała, a gdy ukucnął lub nawet pochylił się nad nią, pozwalała się głaskać i nawet mruczała z zadowolenia. Gdy zaczynał chodzić, ona warczała i rzucała się do nóg. Gdy ponownie stanął, ona znów podawała łeb do głaskania. I tak w kółko...
  4. Pinka wczoraj udała się z wizytą do mojego taty. Wpakowałam dziewuchę do samochodu (po zaaplikowaniu dwóch tabletek Lokomotivu) i pojechaliśmy. W samochodzie w ogóle nie reagowała na tatę (i na szczęście też nie wymiotowała). Spała sobie w najlepsze. Jak weszłyśmy do domu (tata już był w środku) najpierw była niepewna, potem zaczęła na niego delikatnie powarkiwać. Okazało się że został tam po moim jamniorku kaganiec, który na szczęście pasował na Pinkę. Siedziała więc w tym kagańcu i dalej powarkiwała albo wręcz startowała do nóg. Po jakichś dwóch godzinach, gdy tata usiadł, Pinka podeszła do niego. Tata powoli wysunął rękę i zaczął ją głaskać. Nadstawiała mordę do głaskania. Bardzo jej się podobało i próbowała się nawet dostać bliżej ręki :) Jak tylko wstał i chodził natychmiast robiła się niespokojna. Gdy siadał, podchodziła do niego. Wniosek więc z tego taki, że Pinka naprawdę chce się "zaprzyjaźnić", tylko się po prostu boi ruchu (co było też zauważalne podczas wizyty Zdrojki, choć nie w takim stopniu). Mam nadzieję, że po kilku miesiącach odwiedzania mężczyzn i przyjmowania ich w kagańcu nauczy się wreszcie, że ruch człowieka to nie jest potencjalny ból dla Nietoperza... I może nawet zapomni o złych chwilach z przeszłości... Co o tym myślicie?? A gdy wracaliśmy do domu i zdjęłam jej w samochodzie kaganiec znowu było dobrze, spała i w ogóle nie zwracała uwagi na tatę. A przy pożegnaniu, gdy wysiedliśmy z samochodu, Pinka znów na niego warknęła (chodził). Aa... a przedwoczraj byłyśmy z wizytą u drugiej babci, która ma suczkę jamniczkę. Na początku Pinka podchodziła do koleżanki z rezerwą, unosiła wargi i siedziała tylko przy moich nogach. Ale po kilkunastu minutach zaczęły się bawić jak szalone i końca nie było widać :) Wizytę można więc uznać za udaną. W zasadzie chyba obie można uznać za udane. Ja chyba za dużo się spodziewałam po pierwszej wizycie u taty, myśląc że od razu będzie wielka miłość... Miałam nadzieję, że będzie można ją zabrać na Wigilię do taty, ale to jednak nie jest dobry pomysł i Pinka samotnie powita pierwszą gwiazdkę :( A poza tym u Nietoperza bez zmian, łobuzuje, gryzie kostki, chodzi z kapciami w pysku i nie traci nadziei na zabawę z królikiem (choć on niestety nie wykazuje najmniejszej ochoty do wspólnego figlowania). :D Pozdrawiam, K.
  5. Zdrojka, rozmawiałyśmy o tym z DIF i okazało się, że do DIF w tym czasie, gdy Pinia u niej była, po prostu nikt nie przychodził. A listonosza ponoć pogoniła... Dziś Pinia 20 minut bawiła się z "koleżanką", 14 miesięczną sunią, trochę mniejszą od Pinezki. Biegały jak szalone, choć Pinia oczywiście na smyczy. Goniły się, przewracały, "podgryzały" itp. Wielka psia radocha :D A dosłownie chwilę potem Pinka praktycznie rzuciła się na kilkuletnią dziewczynkę :( Dosłownie w ostatniej chwili ją przytrzymałam, Pinka miała zęby na kilka centymetrów od nogi dziecka. Moja wina, że po tej zabawie jeszcze nie skróciłam smyczy ale smuci mnie to... żeby nawet dzieci gryźć :shake: A poza tym, u Pinki bez zmian. A ja czytam pożyczoną od ciebie książkę i wprowadzam pewne zmiany w swoim zachowaniu ale szkoda że niektóre aspekty nie są szerzej opisane (wiadomo o jakie chodzi :)) Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za pożyczenie książki (a Pinka dziękuje za kabanosiki!) Karola
  6. Byłoby super! W czwartek możemy się umówić do wczesnego popołudnia. Do 15 jestem w zasadzie wolna. Chcesz przyjechać do Pineczki i z nią "pogadać" czy spotkamy się na mieście? Jak ci wygodnie i jak wolisz, bo wiem że mieszkam dość daleko od ciebie, ale my Cię z Pinią serdecznie zapraszamy. Możemy się też spotkać wieczorem, po 20. Umówmy się jutro telefonicznie, bo ja jutro pewnie znów nie będę siedziała przy kompie. Zadzwonię jutro do Ciebie :) Pozdrawiam serdecznie, K.
  7. A dlaczego miało się coś stać?? Nie miałam po prostu czasu i przez kilka dni nawet nie włączałam kompa :( Chciałabym, żeby kwestia gryzienia i warczenia została już rozwiązana, bo jest to szczerze powiedziawszy męczące, gdy nikt nie może do mnie przyjść i wyjść "w całości". Mam nadzieję, że behawiorysta będzie w stanie nam szybko pomóc. Pilnuję bowiem kwestii kolejności jedzenia, wychodzenia i witania po przyjściu do domu, a zmian jak nie było tak nie ma. Poza tym nie sądzę by była to kwestia dominacji. Przecież ugryzła pierwszego gościa już pierwszego dnia pobytu u mnie, gdy nie było mowy o jakiejkolwiek dominacji...
  8. U Pinki nie ma większych zmian jeśli chodzi o zachowanie. Odnośnie "obcych" zachowuje się tak samo, to znaczy warczy i gryzie. Na spacerach próbuje bawić się z niektórymi psami, ale wygląda to trochę tak jakby chciała a jednocześnie trochę się bała i nie bardzo wiedziała jak to zrobić... :) Jeśli chodzi o zachowanie w domu to generalnie każda okazja do zabawy jest dobra. Bawi się swoimi kośćmi ale też "zbiera" moje rzeczy i znosi je na dywan. Tam je kładzie (buty, kapcie, rajstopy, ścierkę do wycierania brzucha po spacerach, siano królika - jednym słowem co się da), chwilę poprzekłada z miejsca w miejsce i zostawia. Zajmuje się swoją kością albo idzie się położyć. Nie śpi na tym dywanie. Cały czas zaczepia królika do zabawy, mimo że on nie wykazuje żadnej chęci do zabawy z Pinką. Pinka wyznaje też chyba zasadę, że dobry ptak to martwy ptak, bo żadnemu nie przepuści i kilkakrotnie była bardzo bliska upolowania delikwenta. Dosłownie przed godziną gdy rozmawiałam z DIF, Pinia wzięła "w obroty" zaślepkę od listwy podłogowej i ją pogryzła, a gdy powiedziałam jej co o tym myślę zrobiła słodką minę i popatrzyła mi się w oczy z miną słodkiego urwisa... Bardzo frapuje ją też odkurzacz. Próbuje się z nim oczywiście bawić. Raz próbuje złapać "łobuza" łapami za rurę a po chwili próbuje chwycić końcówkę odkurzacza. Przysiada też i uderza łapami o podłogę jako znak do zabawy. I wcale się nie zniechęca brakiem reakcji ze strony odkurzacza :D Jednym słowem zachowuje się jak podrośnięty szczeniak... W styczniu skorzystamy też z pomocy behawiorysty w kwestii gryzienia (gości) i warczenia (bo na spacerach każdy facet to wróg a facet na rowerze to wróg absolutny!). Gdyby ktoś z Was mógł jakkolwiek pomóc finansowo to będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam, K.
  9. Witam! Długo się nie odzywałam :( Jakoś tak się złożyło... Pinia dostaje jedzenie zawsze po mnie. Na dzień dzisiejszy staram się zapewnić jej dużo uczucia (bez przesady), żeby poczuła się pewnie i może wtedy zaakceptuje też przychodzących, bez strachu że się ją odda. Była w poniedziałek z wizytą u babci! I zachowywała się pięknie:loveu: Była swobodna, chodziła po całym mieszkaniu z uniesionym ogonem i je obwąchiwała, wchodziła do kuchni i czekała pod lodówką na jakieś "obrywy" (zawsze czeka choć ja jej nie daję żadnych obrywów z mojego jedzenia więc musiała być chyba do tego przyzwyczajona). Po jakimś czasie przyszła do nas do pokoju (babcia sama z siebie nie próbowała zmusić Pinki do kontaktu), położyła się najpierw koło moich nóg, potem wskoczyła mi na kolana. Co jakiś czas wstawała i znowu obwąchiwała mieszkanie. Wreszcie podeszła do babci. Zaczęła ją obwąchiwać, potem dała się pogłaskać, a po chwili już ją lizała po rękach (chyba wam nie mówiłam, że ma zwyczaj oblizywania mnie po czym się da - nawet moje nogi liże po moim wyjściu z wanny; bo ona oczywiście leży na dywaniku pod ową wanną). Zjadła też babci z ręki kawałek mięska (a dokładniej serduszko kurze, bo babcia oczywiście przygotowała się do odwiedzin psa od strony kulinarnej :evil_lol: ). Dziś idziemy znowu z wizytą i myślę że to jest niezły pomysł, żeby poznała członków rodziny przychodząc do nich. Może jak już będzie ich znała i pamiętała, to gdy przyjdą do nas nie będzie "świrować". Byłyśmy też w poniedziałek u weterynarza. Trafiłyśmy akurat na bardzo dobrą babkę, która prowadziła mojego jamniorka. Zaszczepiłyśmy się i rozmawiałyśmy o tym gryzieniu. Wet też uważała, żeby dać jej jeszcze trochę czasu, do końca roku. Jak nie będzie poprawy to zgłosić się do behawiorysty. Krople mi odradzała, bo powiedziała że owszem, poprawi się gdy będzie brała leki ale co potem?? Po odstawieniu lekarstw problem prawdopodobnie wróci. Postaram się więc na razie jeździć z Pinią do rodziny. Gorzej że np. tata mieszka kawałek pod W-wą a Pineczka ma przecież chorobę lokomocyjną :( Musimy zakupić jakieś dobre tabletki i jazda! :) U weta Pinka mało nie wyszła z siebie jak zobaczyła w poczekalni kota. Co gorsza zeskoczył na podłogę i chodził sobie. Myślałam, że oczy jej wyjdą z orbit :D Ale poza tym była bardzo grzeczna. Tak się też zastanawiam (a zapomniałam oczywiście zapytać o to lekarkę) czy Pinezka aby na pewno ma dwa lata... Może ma mniej?? Wiem że czasem zęby mogą mylić. Mówię tak dlatego, że ona zachowuje się jak podrośnięty szczeniak. Na spacerach uwielbia skakać do mojej ręki, robi to niemal non-stop. Poza tym lubi gryźć różne rzeczy. W domu zajmuje się moimi butami czy kapciami. Wczoraj zaciągnęła na "swój" biały dywan (na który znosi wszystkie swoje trofea) także moje rajstopy, które gryzła. Gdy próbowałam je jej zabrać, oczywiście się ze mną "siłowała", machała przednimi łapami, żeby je złapać, trzymała mocno zębami. Próbowała też podgryzać nogę od stołu podczas wizyty u babci :D Ubóstwia też wyjmować korę z doniczek i oczywiście zanosi ją na biały dywan, gdzie ją gryzie. Albo więc jest taka zabawowa albo nie ma dwóch latek :) A z drugiej strony jest strasznym pieszczochem. Ubóstwia spać mi na rękach, kładzie głowę tuż pod moją szyją i może tak spać dwie godziny bez ruchu (ona by pewnie pospała dłużej ale mi już wszystko drętwieje i się ruszam)... P.S. Jeszcze jedno pytanko. Jak często można podawać psom te prasowane kości?? Żeby nie było problemów żołądkowych? (Po dropsach z piątku, których nażarła się podczas wizyty Zdrojki kupę zrobiła dopiero w niedzielę wieczorem) Muszę jej coś dawać do gryzienia a kości gumowe nie bardzo jej leżą i dość szybko traci nimi zainteresowanie. A może kupić jej te naturalne kości?? Co o tym myślicie? Zabaweczki z cienkiej gumy, wszelkiego rodzaju piszczące kury, kości itp. załatwia w minutę :D Pozdrawiam serdecznie, Karola
  10. Dziękuję za wszystkie rady. Zacznę od końca. Staram się nie przesadzać w tej miłości. Ale normalnie ją głaszczę, bawię się z nią. Po przyjściu owszem, witam się z nią. Nie sposób się chyba nie witać :), bo Pinka popiskuje z radości, skacze i merda ogonem. Aż się prosi o pogłaskanie i ja to robię. A nie powinnam?? Razem z DIF doszłyśmy do wniosku, że u DIF zaakceptowała wszystkich, bo gdy przyszła, ci "wszyscy" już byli. Musiała ich więc zaakceptować, bo to ona była nowa, "obca". U mnie natomiast, gdy Pinia przyszła byłam ja i królik i zarówno ja jak i królik zostaliśmy od razu zaakceptowani (wczoraj się bawiła z królikiem mimo że np. ptakom i kotom nie przepuszcza, każdego pogoni). Może źle rozumowałyśmy?? Co do leków... hmmm... nie znam się za bardzo. Zwykle (zajmuję się akwarystyką i "przerabiałam" przy moich paletkach wiele chorób) lekarstwa traktuję jako ostateczność i staram się bez nich obyć jeśli nie są niezbędne. A czy w tym przypadku są?? Nie mam pojęcia! :( Czy te krople są sprzedawane też w lecznicach weterynaryjnych? W poniedziałek idziemy z Pineczką zaszczepić się na wirusówki i przy okazji będziemy rozmawiały o jej zachowaniu. Ciekawa jestem co weterynarz na to powie... Ale jeśli krople nie mają skutków ubocznych to może warto zaryzykować?? Nie wiem sama, zobaczymy co powie wet. Pineczka karmiona jest na zmianę: Royal Canin dla małych psów, z gotowanym mięsem (serce, ozorki itp.) pomieszanym z makaronem, ryżem i warzywami. Dostaje dwa razy dziennie mniejsze porcje. Kaganiec powinien być w poniedziałek w sklepie (sprzedawca sprowadzał metalowy na taki mały pyszczek a do dalszych sklepów nie chcę jechać żeby jej nie stresować tłokiem w autobusach, a poza tym ma chorobę lokomocyjną). Będziemy się więc przyzwyczajać (bo Pinka na 100% nigdy nie widziała kagańca i nie spodobał jej się ten skórzany, który załatwiła w pięć minut) i chodzić na spacerki w kagańcu. Kosteczki ciąg dalszy (dosłownie sprzed chwili): [URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images24.fotosik.pl/120/a378a8f797cb9889.jpg[/IMG][/URL] Zwróćcie uwagę na jeden czarny pazurek, wszystkie inne ma białe a ten jeden się czarny przyplątał :D [URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images34.fotosik.pl/66/ca791c560cd85bd1.jpg[/IMG][/URL] I przegryziony kaganiec: [URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images27.fotosik.pl/119/bb37025bf926bfff.jpg[/IMG][/URL] Pozdrawiam, K.
  11. Zdrojeczka była i niestety Pinezka ją dziabnęła kilka razy :( Tak naprawdę Pineczka jest nieobliczalna, nieprzekupna i baaaaardzo nieufna. Wyciągała szyję jak żyrafa próbując wziąć dropsika jednocześnie nie ruszając się ze swojego miejsca. Wzięła i znów się cofnęła. Jak Zdrojka wstawała i chodziła po mieszkaniu to Pinka przez większość czasu za nią. Oczywiście skulona, jak to ona. I łapała za spodnie :angryy: Kilka razy złapała chyba dość mocno! Nażarła się mnóstwo dropsów a i tak się nie przekonała i daleko jej do przyjaźni ze Zdrojką :( Odprowadziłyśmy Zdrojkę do samochodu. Pinka bardzo się ucieszyła jak zobaczyła że idzie na spacer. Na dworze biegała, podskakiwała, merdała ogonem. Ale dziabnęła Zdrojkę jeszcze ze trzy razy :placz: Stwierdziłyśmy, że dam jej jeszcze trochę czasu, a jeśli przez kilka tygodni nic się nie zmieni, to będzie niezbędny behawiorysta. Zdrojka uwieczniła Pinezkę, więc jeśli zamieści zdjęcia, zobaczycie jak Mała wygląda jak przychodzą goście. P.S. To prawda, że mam lekkiego świra na punkcie Pineczki, ale jak można się przy tej cudnej Nietoperzycy uchować zdrowym na umyśle?? :D Pozdrawiam, Karolina
  12. Na początek zdjęcie: [URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images32.fotosik.pl/57/34bf852f4773e112.jpg[/IMG][/URL] Metoda jest być może nieco kontrowersyjna, ale po pierwszym zastosowaniu widać było efekty. Jako że Pinia po pierwszym założeniu przegryzła kaganiec skórzany (a teraz czekamy aż sprowadzą nam do sklepu małe kagańce metalowe), trzeba było podjąć jakieś kroki żeby nie gryzła więcej moich gości. Gdy więc w czwartek przyszła do mnie babcia, a Pinia standardowo warczała a potem schowała się pod fotel, postanowiłam nieco przymusić ją do kontaktu... Wzięłam ją na ręce i powoli podeszłam z nią do babci. Potem usiadłam obok niej z Pinką na rękach. Po jakimś czasie położyłam Pinkę między nami. Oczywiście początkowo Pince nie bardzo się babcia podobała, łypała na nią spode łba a gdy tylko wstawałam powarkiwała cichutko. Z czasem jednak obwąchała babcię, potem szturchnęła ją nosem w rękę a po jakimś czasie dała się pogłaskać i przytuliła łeb do nogi babci. Babcia dała jej dropsiki mleczne, które Pinka oczywiście skonsumowała (bo jeśli chodzi o jedzenie, to lubi praktycznie wszystko :)). Gdy przyszło co do czego i babcia chciała wyjść, wstała powoli, ja razem z nią i poszłyśmy do przedpokoju a Pinka po chwili zeskoczyła z łóżka i patrzyła na nas z pokoju. Babcia spokojnie wyszła i tym samym zapisała się na kartach historii jako pierwsza, której Pinka nie ugryzła :D Pinka nie była trzymana na łóżku na siłę i gdyby chciała zeskoczyć to miałaby taką możliwość, w ogóle nie była do niczego przymuszana, ani do głaskania, ani jedzenia. Początkowo siedząc obok babci trzęsła się, z czasem przestała i uspokoiła się na tyle, że nawet zmrużyła oczy. Nie wiem czy to dobry sposób (bo jakby nie było przymusiłam psa do kontaktu, bo sama z siebie na pewno by nie wskoczyła na łóżko koło babci). Postanowiłam jednak popraktykować go przez najbliższy tydzień, a dopiero potem ewentualnie wezwać behawiorystę. Dziś kolejna próba, więc trzymajcie kciuki! U samej Nietoperzycy wszystko ok. Uwielbia się bawić (próbuje się bawić nawet z odkurzaczem :crazyeye:), a gdy po przyjściu do domu wychodzę z nią od razu na dwór prawie w ogóle się nie załatwia bo cały czas spędza na skakaniu do mnie (a potrafi podskoczyć powyżej pasa), gryzieniu smyczy i bieganiu w te i z powrotem na smyczy... Lubi gryźć kości (co widać na zdjęciu - jedna kość w zębach a druga pod łapą), nie lubi uszu świńskich. Podobał się jej też śnieg, choć za deszczem nie przepada. Wydaje się też trochę spokojniejsza na spacerach. Rzadziej warczy na psy i ludzi (choć dotyczy to tylko osiedla, bo gdy się ją zabierze w bardziej ruchliwe miejsce staje się nerwowa i łapie za łydki). Większości suk nie lubi, ale za to z psami i szczeniakami potrafi się pobawić, jeszcze bardzo ostrożnie, ale wykazuje zainteresowanie, więc myślę że ma się ku lepszemu. No i niestety zaczyna się znów pakować do łóżka... Strasznie żal jest mi ją wyganiać :( Pozdrawiam serdecznie!
  13. Najnowsze zdjęcia Pineczki: [URL=www.fotosik.pl][IMG]http://images29.fotosik.pl/116/67e4fc62561f7c43.jpg[/IMG][/URL] [URL=www.fotosik.pl][IMG]http://images26.fotosik.pl/115/57b55c3e5f0772f2.jpg[/IMG][/URL] Przepraszam za te oczy... ale to od flesza takie zielone (zamiast czerwonych po redukcji czerwonych oczu... :)) Pineczka była dziś znowu w lesie na spacerze i już się go przestała bać. Chodziła z merdającym ogonem, biegała i goniła ptaki :) Dzwonię dziś do behawiorysty, żeby pomógł Pini. Na razie nie wiem jak to będzie wyglądało i ile dokładnie kosztowało, ale gdyby ktoś mógł się "dorzucić" do pomocy Pinusi, to będę zobowiązana... :) Pozdrawiam, Karolina
  14. Witam! Na początku sunia nie była karcona żadnym klapsem (bo to są klapsy a nie bicie, o którym mówicie, bo NIGDY żadnego ze swoich psów nie biłam!!!!!) . A miałam przez 17 lat jamnika i wcześniej kundelka i żaden z tych psów nigdy nie były uderzony!! Ponieważ jednak było coraz gorzej i sunia stawała się coraz bardziej agresywna, to poradzono mi właśnie tę formę skarcenia psa. Jest wynagradzana za dobre rzeczy (głaskana, chwalona i dostaje dropsa dla psów), a karcona (najczęściej słownie lub, gdy gryzie, tym klapsem) za złe rzeczy. Staram się uprzedzać gryzienie ale naprawdę nie zawsze jest to możliwe. Gdy ktoś wchodzi do mieszkania a ja podchodzę do drzwi, sunia podchodzi za mną i od razu warczy, na wejściu. Wówczas mówię, że nie wolno i ma iść na miejsce i ona idzie do pokoju. Tam leży i jeśli bym nie była z gościem i nie pilnowała Pinki (czyli gdy wstaje z zamiarem gryzienia, cały czas warcząc i patrząc się spode łba a ja nie reagowałabym mówiąc jej że nie wolno i ma leżeć na swoim miejscu) od razu by gryzła. Zostało to już sprawdzone! Niestety pies gryzie gości, a potrafi dość mocno capnąć. Gdy pies do mnie przyjechał, warczał i lekko łapał za łydki, głównie facetów. Gdy poczuła się w dom pewniej, przestała być zestresowana, zaczęła gryźć także kobiety. Teraz nie akceptuje w domu absolutnie nikogo, każdego "capnie". Poza mną. Mam pewne doświadczenie z psami i wiem że zwierzęcia do miłości się nie zmusi, więc nikt kto przychodzi do niczego jej nie zmusza, nie mówi do niej, nie wyciąga ręki, nie próbuje głaskać i nie patrzy na nią. Udajemy że psa nie ma i zachowujemy się normalnie. Nie bardzo rozumiem jak niby stresuję psa przez podawanie mu jedzenia po mnie... Wychodzenie psa za właścicielem przez drzwi, a nie przed nim też jest opisywane we wszystkich książkach o zachowaniu psów i nie uważam, żeby pies się tym denerwował. Zresztą widzę po psie, który już się tego nauczył i nie ma z tym problemu. Suczka przez cały czas ze mną jest bardzo wesoła, bawi się i uwielbia pieszczoty. Ogon jest w górze, merda nim, skacze i biega. Jest wesoła i nie jest zestresowana. Problem jest tylko gdy ktoś przychodzi oraz na spacerach (nie zawsze i nie każdego ugryzie). Kaganiec już ma kupiony. Na razie jednak go ściąga (muszę dorobić dziurki). Jeśli znacie w Warszawie jakiegoś dobrego behawiorystę to poproszę o kontakt. Bardzo dziękuję za link do strony, na której jest opisane jak postępować z psem agresywnym w stosunku do gości. Przeczytałam uważnie i od dziś wcielam w życie, dopóki nie przyjedzie behawiorysta i "na żywo" nie oceni zachowania Pini. Pozdrawiam, K.
  15. Witam! Napisałam już w dziale Wychowanie o mojej Nietoperzyczce :D Jeśli chodzi o aktualności, to Pineczka oczywiści zachowuje się okropnie względem innych ludzi a w stosunku do mnie jest tak kochana, że to się w głowie nie mieści, żeby pies tak różnie się zachowywał. Pozwala mi oczywiście na wszystko - zabieranie miski a nawet wyjmowanie z pyska kości. Lubi się też bawić, na spacerach i w domu. Jest wesoła. Dziś kupiłam kaganiec, ale na razie cały czas go ściąga (muszę dorobić dziurki) i bardzo jej się ta koncepcja nie podoba. Poza tym oczywiście gryzie, zarówno w domu (wtedy dostaje gazetą w pupę) jak i na dworze (choćby dziś ugryzła mijającą nas kobietę). Na spacerach też sporo szczeka na ludzi albo warczy. Nie bardzo lubi też inne psy. Albo się ich boi i chowa się za moje nogi (odważna!! :lol:) albo na nie warczy i się jeży już z daleka. O zabawie z innymi psami nie ma mowy. Choć nie śpi już w moim łóżku podczas gdy ja jestem w domu, to widzę, że gdy nie ma mnie w domu Pineczka w najlepsze buszuje po łóżku. Dziś chyba była też na parapecie (nie mam pojęcia czego tam szukała), sądząc po przewróconych kwiatach i poodwracanych żaluzjach... :-o No i bardzo lubi rozwijanie rolki papieru toaletowego... Z innych psot, to zauważyłam, że lubi znosić wszystkie swoje "trofea" na mój biały dywan!! Była tam już kora, mech ze storczyków i oczywiście papier toaletowy (już kilka razy). Na dworze poluje na ptaki i nieraz była już całkiem blisko sukcesu, bo robi to znienacka. Nie szczeka zwykle z daleka ale podchodzi blisko i wtedy nagle "cap"!! Ma widać przemyślaną metodę :D Pozdrawiam, Karolina
×
×
  • Create New...