Kochani.
Dzieki forumowiczom pół roku temu przygarnełam wspaniałego wyżła niemieckiego, który nie wiadomo dlaczego znalazł sie w schronisku we Wrocławiu. Może go ktos z Was pamięta... Nazywali go Ramirez. Ze schroniska trafił do hoteliku tymczasowego w W-wie do wspaniałej kobiety Tatiany.
Kiedy go zobaczyłam od razu go pokochałam i ma u mnie wszystko o czym marzą duże pieski.
Niestety Bandos (bo tak go nazwałam) ciągle choruje.
Kiedy go przygarnełam miał zagrzybione uszy i odnawiało się to przez dwa miesiące, wychodziły z niego tasiemce, miał powiększone węzły chłonne i zapalenie oczu. Kiedy tylko poczuł sie lepiej to złapał kleszcza i zachorował na babeszję, ma ciągle niedoleczone zatoki, robią mu sie wrzody na odbytnicy. Uzbierałam kasę na operację, a dzisiaj nie wiadomo z jakiego powodu skręcił mu się żołądek. Na szczęście byłam w domu i zauwazyłam, że coś się dzieje. Zanim dojechałam do weterynarza to spuchł jakby połknął piłkę. Prawdopodobnie do wieczora by nie przeżył.
Straszna chorebzda mi sie trafiła. Kochamy go i nigdy go nikomu nie oddamy, ale oboje z mężem trzymamy sie za kieszenie.
Czy wyżły sa wszystkie takie chorowite? Poradźcie coś, bo ja już nie mam siły [IMG]http://www.wyzly.pl//modules/Forums/images/smiles/icon_cry.gif[/IMG]