Witam,
Mam ponad 3 letniego kundelka, który od małego jest z nami. Pies został wykastrowany, natomiast podejrzewam, że zostałem oszukany przez weterynarza - mianowicie pies był wnętrem i mimo wykonanego zabiegu i otwarcia jamy brzusznej w celu znalezienie jądra podejrzewam, że nie zostało wycięte. Raz podczas zabawy z psem, gdy położył się na brzuchu ewidentnie było widać jąderko....
Problem tak na prawde zaczął się w okolicach pierwszego roku życia, piec miał dużą swobodę w domu. Mieszkam z mamą i babcią w domku na wsi. Podczas gdy ja i mama byliśmy w pracy pies zaczął dominować babcie. Warczał na nią, nie pozwalał się przemieszczać, gryzł i atakował. Babcia ma 87lat i jest już ,,niefortunna'' Poszliśmy na szkolenie z posłuszeństwa - podstawy załapał ale, pies ma problemy z samo kontrolą do dzisiaj.
Pewnego razu śpiąc na łóżku, gdy mama chciała coś położyć na łóżku (poduszkę czy coś) pies ugryzł ja dotkliwie, do krwi, ręka bardzo ja bolała przez kilka tygodni. Mama straciła do niego zaufanie. Atak był nagły, bez ostrzeżenia.... wprowadziłem izolację. Pies przebywa razem ze mną w pokoju, jest odgrodzony do reszty bramką.
Izolacja pomogła na pewien czas, problem jest taki, że czuje się w moim pokoju jak na swoim terenie, np. gdy mama chciała usiąść na moim fotelu również ją zaatakował. teraz nikt nie wchodzi do mojego pokoju... Pies nauczony był komendy ,,na miejsce'' - po spacerze przychodził do pokoju, zamykałem bramkę i go nagradzałem.
Ostatnio w pokoju wymieniłem biurko ( nowy mebel na jego terenie, może być przyczyną?), pies w tym czasie przebywał na podwórku - ponieważ znalazł sobie jakąś śmierdząca kość, a odbieranie mu zdobyczy kończy się warczeniem to nie pozwoliłem wejść mu do domu. Po wszystkim wpuściłem go, mama chcąc przesunąć fotel pod nowe biurko znowu ją zaatakował bez ostrzeżenia (na szczęście bez ugryzienia). W takiej sytuacji zawsze zapinałem mu smycz i wyprowadzałem go do drewnianej komórki na godzinę lub dwie (tak polecił behawiorysta, miał to być znak, kara dla psa i nauczka, wykluczenie ze strada za złe zachowanie), ale oczywiście schował się pod stół i jak próbowałem go zapiąć w smycz to na mnie warczał i szczerzył kły. W nocy tego samego dnia pies chciał wyjść na dwór (bardzo często chce wychodzić ok 2:00), jak go zawołałem wrócił do domu, ale nie chciał wrócić ,,na miejsce'', nawet przekąski za nim nie przemawiały.... ignorował mnie, odwrócił się i poszedł kuchni, wiec chcąc go zawrócił złapałem za obrożę, ale mnie ugryzł.... ponownie poszedłem po smycz, tym razem ostrożnie chcąc go zapiać znowu chciał mnie zaatakować, ale na szczęście smycz załapała i odciągnąłem go ręką od siebie.... wyprowadziłem go na dwór i resztę nocy spędził tam.
Kolejnego dnia widział, że jestem na niego zły i raczej mnie unikał, ale zaatakował babcie w kuchni....
Dzisiaj spędziliśmy dzień normalnie, jak zwykle po spacerze wracał na miejsce i nagrodzony został przekąską. Problem wrócił wieczorem, gdy na ostatnim ,,szybkim siku'' znowu nie chciał wrócić na miejsce. Żadna przekąska, propozycja zabawy za nim nie przemawiała. Stanął w kuchni i nie chciał się ruszyć. Nie mogę go tam zostawić, bo babcia mogłaby na tym ucierpieć. Widać było, że próba założenia smyczy mogłaby skończyć się ugryzieniem mnie, wiec spędziłem ponad godzinę na proszeniu i przekupowaniu, aż przyszedł.
Pies ma fazy... przez miesiąc może być dobrze - normalnie żyje wśród nas, a niekiedy przychodzą chwile, jakby problem psychiczny i problem nawraca. Po ostatnim ugryzieniu, nie mam do niego zaufania. Nie dopuszczam do siebie też myśli, że mógłbym go oddać lub uśpić.
Pies jest typem stróża, jest bardzo zazdrosny o inne psy, a nawet o dzieci. Gdy mama pojawia się na horyzoncie ze swoją wnuczką pies skomle przy bramce i skacze byleby tylko być przy nich. Nie odstępuje ich na krok, boje się, że może ugryźć dziecko ( a takie sytuacje też miały miejsce, dwukrotnie z 8 letnim siostrzeńcem, który bardzo szanuje zwierzęta i podchodzi do nich z uczuciem).
Czy jest jeszcze szansa na naprostowanie psa?
Pozdrawiam,