Jump to content
Dogomania

retro2

New members
  • Posts

    2
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by retro2

  1. Brakuje nam Łobuza... i z perspektywy czasu to chyba wolelibyśmy żeby spokojnie zasnął niż męczył się po operacji ale czasu nie da się cofnąć. Baliśmy się strasznie operacji ale dopiero po niej przyszło to najgorsze. Po prostu okropnie było na to patrzeć i przykro, że nie ma go już z nami. Chcieliśmy mu jakoś pomóc, ale nie udało się pokonać tej choroby. Z opisów innych przypadków na tym forum wiemy teraz, że niestety oznaki, że coś jest nie tak ze zwierzakiem są przy takim guzie bardzo późno zauważalne. Łobuz był zawsze dużym psem, ważącym około 40 kilo, z dużą ilością futra, dlatego nie podejrzewaliśmy że w jego sporym brzuchu śledziona tak się rozrosła. Miał co prawda ostatnio bardziej chude boczki i obwisły brzuch ale myśleliśmy, że to uregulowanie posiłków i podawanie raz dziennie o stałej porze (bez podjadania w ciągu dnia) spowodowało że trochę wyszczuplał, no i że wiek robi swoje. Czasami zjadał ziemię w ogródku albo korę sosnową. A do samej operacji miał apetyt, nie wymiotował. Pojawiła się tylko biegunka - pomyśleliśmy że to niestrawność, która w końcu minie.Nie spodziewaliśmy się tak poważnej choroby. Mamy jeszcze jednego psiaka, który teraz stracił towarzysza zabaw i spacerów - to mama Łobuza, 12-letnia suczka rasy husky, zrobimy jej profilaktyczne badania żeby sprawdzić czy jej stan zdrowia jest rzeczywiście w porządku. Trzymamy kciuki za inne chore pieski, żeby walczyły z całej siły!
  2. Witam, u naszego psa też wykryto guza na śledzionie. Łobuz to 11-letni mieszaniec husky + chyba wilczur. Tak jak dużo wypowiadających się tutaj osób, nie zorientowaliśmy się wcześniej że dzieje się coś tak niedobrego. Od kilku tygodni był osowiały, chodził wolno na spacerach, a wcześniej był bardzo energiczny i uwielbiał długie spacery. Miał też częste rozwolnienie, ale jadł chętnie. Myśleliśmy że może się czymś zatruł. Pojechaliśmy 27 kwietnia do weterynarza, który obejrzał psa i stwierdził bolesność podbrzusza być może z powodu zjedzenia kości z kurczaka. Piesek dostał antybiotyk ale po kilku dniach nie było poprawy. We wtorek 2 maja znowu pojechaliśmy do weterynarza, który tym razem zrobił badanie krwi oraz usg i prześwietlenie brzucha. Okazało się że Łobuz ma dużą anemię, płyny w brzuchu i guza na śledzionie. Decyzja należała do nas czy operujemy czy musimy uśpić. Na następny dzień zrobiliśmy jeszcze prześwietlenie klatki piersiowej żeby wykluczyć przerzuty na płuca. Weterynarz powiedziała nam że dopiero podczas operacji okaże się tak na prawdę czy nie ma innych guzów. 4 maja zawieźliśmy Łobuza na operację. Siedzieliśmy jak na szpilkach czy nie będzie telefonu że są przerzuty. Ale nie było. Po 6 godzinach mogliśmy odebrać Łobuza. Okazało się że śledziona była naprawdę olbrzymia - ważyła 2,7 kg. Po powrocie do domu Łobuz nie miał siły chodzić, leżał i ciężko oddychał, wymiotował co kilka godzin, podawaliśmy mu wodę w niewielkich ilościach ale po niej też wymiotował. Na następny dzień nie miał siły wstać więc weterynarz przyjechał do domu, podał mu kroplówkę i leki przeciwbólowe. Łobuz trochę się ożywił, znowu miał normalne spojrzenie, ale nie miał nadal siły wstać na 4 łapy. W nocy pojękiwał, więc co jakiś czas podawaliśmy mu wodę. W sobotę zawieźliśmy go do lecznicy gdzie dostał kilka kroplówek i całą serię zastrzyków przeciwbólowych, przeciwzapalnych, przeciwwstrząsowych, przeciwwymiotnych, ranigast. Już w drodze do domu próbował się podnosić i po powrocie zaczął chwiejnie sam chodzić po podwórku w poszukiwaniu wody. Wieczorem osłabł i musieliśmy mu pomóc wejść do domu. Nadal nie chciał nic jeść tylko pić. W nocy znowu nie spał tylko jęczał. Rano w niedzielę nie miał siły się podnieść. Znowu wizyta w lecznicy i leki. Po powrocie do domu nie miał siły chodzić tylko od razu się położył na podwórku, ale leżał spokojnie, miał smutne oczy. Weterynarz dał nam wysokoenergetyczne jedzenie w puszce żeby rozrobić z wodą i podać strzykawką niewielkie ilości. Zalecił żeby podawać wodę w małych porcjach. Wieczorem wnieśliśmy Łobuza do domu i podaliśmy lek przeciwbólowy. Zaczął bardzo ciężko oddychać, pił tylko wodę a po jakimś czasie nie miał nawet siły podnieść głowy do picia. Telefon do weterynarza – została tylko transfuzja krwi w klinice we Wrocławiu, to aż pół godziny drogi. Wyruszyliśmy ale w trakcie drogi Łobuz przestał oddychać. Nie zdążyliśmy. Cały czas myślę czy gdyby ta transfuzja była zrobiona po południu to czy miałby szansę przeżyć. Nie miał zrobionych badań krwi po operacji więc nie wiemy czy anemia mocno się pogłębiła czy może były jakieś inne przyczyny pogorszenia jego stanu. Nie chcieliśmy aby nasz piesek cierpiał. Nie możemy już mu pomóc.
×
×
  • Create New...