Jump to content
Dogomania

Samotnia

Members
  • Posts

    11
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Samotnia

  1. Sylwiasong, wiem doskonale co czujesz i przytulam Cię mocno. Rozpacz po stracie najukochańszego psa jest nie do wytrzymania. Już prawie 2 miesiące jak musiałam rozstać się z moja psinką i uwierz,że nie ma dnia, abym o NIEJ nie myślała, abym nie wspominała,abym nie zadawała sobie pytania czy można było jeszcze coś zrobić. O łzach, które płyną na samo wspomnienie już nie wspomnę. Po pochowaniu psinki tydzień nigdzie nie wychodziłam, tylko bez przerwy płakałam. Nie muszę pisać jak wyglądałam po tygodniowym płaczu i jak bardzo schudłam. Ponieważ obecnie nie pracuję, a moja córka studiuje we Wrocławiu, a mąż pracuje to cały czas poświęcałam Pestusi. Ona była jak to określano u mnie w domu"miłością mego życia". Wcale się nie dziwię,że napisałaś, że zwierzęta kochasz bardziej niż ludzi- może smutne trochę, ale ja mam tak samo.Nie wstydzę się o tym mówić głośno, bo niejednokrotnie mamy namacalne przykłady jak"człowiek" traktuje bezbronnego zwierzaka. Życie pisze różne scenariusze.Na początku listopada w słoneczny dzień wyszłam z córka na spacer i zobaczyłam przed bramką mojej posesji kotka. Był taki przymilny, widać,że był głodny. Wróciłam do domu po jedzonko, nakarmiłam kotka i poszłyśmy na spacer. Spacer był krótki, bo nie dawała nam spokoju myśl -co z kotkiem. Kiedy przyszłyśmy pod dom kotek był w pobliżu. Ponieważ moja córka zakochana jest w kotkach zapytała czy zgodziłabym się, aby wziąć go do domu. Długo nie musiała mnie namawiać. Kotek był taki wychudzony,że właściwie były to kości obciągnięte futerkiem. Więc ja za telefon i do męża, mąż jakby wzruszony-musisz jechać z nim do weta. Wiec co ja? W samochód i już po kilku minutach byłam u mojego weterynarza. Okazało się,że to dorosły kotek, zarobaczony, w uszach miał świerzba, zaropiałe o czka, ale cóż moja decyzja-ratujemy. Weterynarz pożyczył mi transporter i tak zaczęła się walka o zdrowie kotka. Niestety smutna, bo Zbigniewa- imię które dostał od mojej córci-trzeba było usypać po tygodniu, bo był w agonii. Kotek dostał komplet lekarstw, codziennie jeździłam z nim do weta na kroplówki, bo był bardzo odwodniony. Miał zrobione wyniki krwi, prześwietlenia. Okazało się,że jest tak zarobaczony,że robale po podaniu lekarstwa "wypuściły" chyba na tyle dużo toksyn, że zabiedzony kotek nie dał rady. Nie wytrzymała trzustka, bo kiedy miał robione wyniki od razu było wiadomo,że trzustka jest w bardzo złym stanie. Kotek ważył zaledwie 2 kg, a powinien jak na dorosłego 4-5 kg. Przez ten tydzień kiedy wychodziłam z nim na podwórko i wygrzewał się na słoneczku to kiedy przemieścił się i położył w innym miejscu, a ja zaglądałam gdzie jest dawał mi znać cichutko-"miał"-tu jestem. Wiedział,że mu pomagam, bo nie odstępował mnie na chwilę.Kiedy go karmiłam jadł z apetytem, a ja cieszyłam się każdym kęsem, który brał, bo wierzyłam,że każda porcja jedzonka zbliża go do wyzdrowienia i nabrania sił, których niestety mu brakowało. Przez ten tydzień zżyłam się z kociakiem, tak to sobie tłumaczyłam,że moja Pestusia pewnie go przysłała, bo wiedziała,że nie przegonię go, a ofiaruje swoja miłość.Dużo mogłabym pisać, o tym jak wyglądała walka o zdrowie kotka, ale to takie traumatyczne przeżycie,że wole nie rozdrapywać ran. I oto po tygodniu walki trzeba było rozstać się z bidulką. Sylwiasong, masz dobre serducho więc jeśli możesz pomagaj bidulkom w schronie. One takich ludzi z wielkim sercem potrzebują.
  2. Dziękuję dwbem, wiem,że są różne szkoły na ten temat. Na pewno cierpi się równie mocno po stracie psiuni, tak czy tak. Te proszące o pomoc oczka......a kiedy nie można już nic zrobić, jest ból.Ja nie mogłam patrzeć na cierpienie, chociaż nadal jest mi ciężko i łzy płyną na klawiaturę, bo dzisiaj tydzień jak Pestki nie ma ze mną...
  3. dcz, jeszcze raz dziękuję, myślę,że rozumiesz mnie jak wielu "psiarzy".... na razie :placz: ,mam nadzieję,że i dla mnie zaświeci jeszcze słonko. Wiem,że mam bardzo wiele miłości dla psiaków / od jakiegoś czasu myślę o wolontariacie w schronie w moim mieście/ ta myśl dojrzewa. Moja córcia z mężem już dawno podsunęli mi myśl o pomocy zwierzaczkom, bo widzą jak reaguję na informacje o psiej i kociej niedoli... tylko czy dam radę, na razie musze zarzucić ta myśl i uporać się ze sobą....jeszcze raz dzięki wielkie dcz
  4. Super, tym bardziej,że zimno i byłoby źle, gdyby takie psie szczęście mieszkało na ulicy
  5. Dziękuję dcz za słowa otuchy i wsparcia, nawet nie wiesz ile znaczą.....żałoba po suni trwa, bo puste posłanko w sypialni i na parterze i przed oczami obrazy, kiedy z radością odnajdowała mnie w ogrodzie.....ja bardzo witała i cieszyła się każdym moim powrotem do domu.Nieraz droczyliśmy się z NIą, żeby zobaczyć na kogo czekała najbardziej i wtedy mimo tego,że wchodziła moja córka i mąż,ONA szukała mnie wyczekiwała,a kiedy pojawiałam się w drzwiach był śpiew radości i nieopisana radość, tych wspomnień i opowieści jest mnóstwo...ale tak bardzo bolą.....
  6. KROPI124 to prawda,że psiarz ,psiarza zrozumie dlaczego płacze po stracie swojego pupila. Nawet niektórzy ludzie posiadający pieski nie rozumieją jak można tak płakać.Nieraz słyszałam od mamy, która kocha zwierzęta, że przecież tak nie można,że trzeba wziąc innego psa. Jutro minie tydzień jak mojej ukochanej przyjaciółki nie ma, a ja nadal płacze.Dobrze,że nie pracuję, bo nie jestem w stanie wyjść z domu tak wygladając. Miotam się w poczuciu,że za wczesnie pozwoliłam jej odejść. Decyzje podjął mój mąz ,że Pestkę nalezy uspać, bo się męczy. U weta byliśmy co 2-3 dni, zastrzyki, nie było szans na poprawę. Widać było jak gasła, ale fakt,że usnęła w moich ramionach-nie wyobrażam sobie,żebym mogła ją zostawić-to trauma na całe moje życie. Kiedyś rodzice żartowali,że po ich smierci nie będę tak rozpaczała jak po stracie Pestusi. I cos w tym jest.Chociaż mam nadzieję,że bedą w zdrowiu żyli jak najdłużej, to wiem,że po stracie mojej ukochanej wierności świat mi się zawalił.Nie moge funkcjonować normalnie, bije się z myślami, czy dobrze zrobiłam,że posłuchałam męża i skróciłam jej cierpienie.To pytanie pozostanie chyba bez odpowiedzi, żyć mi sie odechciało. Przyszła mi taka myśl-zabiłam ją! Mąż twierdzi,że nie można było pozwolić,żeby cierpiała.
  7. Malagos, jak na razie tylko ból i płacz, wiąż wszystko mi przypomina moją ukochaną Pestusię...serce rozpadło się na milion kawałków.....nie mogę....nasłuchuję skąd przytupie....a tu cisza....
  8. Aga, jakbym czytała swoją opowieść.....życie mi się w poniedziałek zawaliło....moja najukochańsza pudlisia Pesteczka odeszła za TM, nie umiem sobie z tym poradzić....trzeci dzień łzy płyną, serce rozpadło się na milion kawałków... :placz:
  9. W dniu 20.10.2014r.za Tęczowy Most odeszła moja sunia Pestka. Walczyłam długo,żeby wyszła z chorby -miała nowotwór, rok temu operowana była na ropomacicze. Wiem,że podejmując decyzję, aby skrócić jej cierpienie postąpiłam dobrze, jednak pustka po NIEJ jest tak ogromna,że od 3 dni bez przerwy płaczę i nie mogę sobie z tym dać rady. Moja najmilsza przyjaciółka, wierna i najkochańsza.Już jej nie ma, serce mi pęka. Ludzie, którzy tak bardzo kochaja swoich pupili pewnie mnie rozumieją, na nic pocieszenia rodziny...śpij spokojnie Myszuniu
  10. Dwa dni temu moja Pestusia odeszła za TM, a ja nie moge się pozbierać, wszędzie jej szukam, wypatruję, jakby miała wrócić, chociaz wiem,że jest to niemożliwe. Wiem,że już nie cierpi -moja najukochańsza pudlisia miała 14,8 lat i była moją najwierniejsza przyjaciółką na dobre i na złe, wiernością nie do opisania, od 3 dni tylko płacz i nic więcej :placz:
×
×
  • Create New...