Jump to content
Dogomania

berni

Members
  • Posts

    359
  • Joined

  • Last visited

Recent Profile Visitors

The recent visitors block is disabled and is not being shown to other users.

berni's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

19

Reputation

  1. dziewczyny ja nadal bez kompa w domu a w pracy urwanie głowy, także tylko z doskoku Bardzo dziękuję za propozycję pomocy dla moich tymczasików, niemniej - daję sobie radę i myślę, że nadmiary gotówki należy przeznaczyć na psiaki w większej potrzebie niż moje koty. Takie dla których każda złotówka się liczy. Mam obecnie 4 tymczasy, które są zdrowe, za sobą mają już sterylki i kastrację, szczepienia podstawowe etc. także tylko trzeba im dawać jeść i głaskać a z tym sobie radzę. No i szukać fajnych domków - jakby ktoś chciał fajnego kociastego to zapraszam do mojego wątku na miau - chyba mogę trochę prywaty??? http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=169436&start=315 Ja mogę tylko skromnie zaprosić Was na moje bazarki - w wolnych chwilach dłubię coś z biżu http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=20&t=177267 - jakby się komuś coś spodobało to serdecznie zapraszam. Także na pewno dziewczyny będzie jakiś psiak w potrzebie dla którego uzbierane pieniądze się bardzo przydadzą - np. piesek Pani Wandy. Moje koty już wybrzydzają przy karmach a mu boroczkowi na pewno by się jedzenie dobre przydało. Ciągle myślę o Lusi, taka szkoda.....
  2. ja znów tak na szybko tylko, bo z pracy piszę, bo komp prywatny dalej się naprawia. Najprawdopodobniej bezpośrednio zabił Lusię zator. Jak pisała Elik, Lusia przespała spokojnie całą noc, nie denerwowała się, nie piszczała, spokojnie sobie spała na kocyku. Rano była kontaktowa, przytomna. Ok. 13-stej nagle ją wyprostowało, otwarła pyszczek i przestała oddychać. To była chwila. Tak zrelacjonowała mi to jej opiekunka. Rozmawiając z wetem przekazałam opis sytuacji i na tej podstawie wet powiedział że to mógł być zator. Nie wiem czy dałoby się cokolwiek więcej zrobić w tej sytuacji. Może też serce nie wytrzymało...nie było sensu robić sekcji zwłok. Dzisiaj odbiorę fakturę z lecznicy. Lusia odeszła w swoim domu, wiecie jakie są psy, dla niej to był Jej dom, Jej opiekunka, Jej znane otoczenie. Chyba lepiej że umarła w domu niż w obcym miejscu, zdezorientowana gdzie jest. Dłużej tak żyć nie mogła. Ledwo chodziła, nigdy nie bawiła się już, nie biegała. Wiele z nas (ja też mam 11-letniego pieska u rodziców) ma starsze psy i wiemy jakie pełne radości życia potrafią być. Lusia z tym ogromnym ciężarem dzień po dniu wstawała, chodziła, spała, leżała. To nie jest życie. Gdyby miała przerzuty do płuc to wtedy operacji by nie było. Jednak wyniki badań oraz czyste płuca zdecydowały o podjęciu ryzyka operacji. Żeby poprawić jej komfort życia. Nie udało się... Mimo to drugi raz podjęłabym taka samą decyzję. Trzeba było spróbować przywrócić Lusi normalne, psie życie na stare lata. Jak pisałyście - teraz już nie cierpi, biega zapewne zdrowa, bez guza, wreszcie wolna od tego ciężaru za Tęczowym Mostem. Bardzo chciałam wszystkim podziękować za to co zrobiliście dla Lusi.... Elik, za motywacyjnego kopa i nawiązanie współpracy z Fundacją ZEA. To był to dla mnie znaczny motywator, bo mogłam skupić się tylko na organizowaniu wizyt u weta, jeżdżenia z Lusią. Odpadły kwestie organizacji zbiórek, rozliczania wpłat a to jest znaczne obciążenia. Mnie organizowanie wszystkiego po prostu by przerosło czasowo. A dzięki Elik zadania zostały rozdzielone i byłoby mi dużo, dużo łatwiej. Elik - dzięki! Fundacji ZEA - że udostępniła konto na wpłaty, że nadzorowała wpłaty. Za telefony do lecznicy i za podnoszące na duchy rozmowy. Dzięki. Usiatej - za wsparcie telefoniczne. Myszy2 - za chęć poświęcenia wolnego czasu i przyjeżdżania do Lusi w razie potrzeby jak mnie miało nie być, chociaż jest z innego miasta. Wszystkim, których nie zdołam wymienić, ale Wszystkim i każdemu z osobna chciałam podziękować. Za obecność na wątku, za kciuki, za wpłaty, za dobre myśli, za to że byliście. Lusia zostawiła po sobie kawałek Dobra - solidarność w niesieniu pomocy bezinteresownej oraz dla mnie osobiście, nowe znajomości - bez Lusi by nie powstały. Żegnaj Lusiu - byłaś słodkim, kochanym psem. Będę pamiętać te jazdy z Tobą samochodem jak się wygodnie układałaś na kocyku i spokojnie, grzecznie jechałaś, patrząc na mnie tymi swoimi oczkami, niestety bardzo smutnymi. Bardzo chciałam dla Ciebie jak najlepiej. [']
  3. Nie udało się....dziś koło 13-stej Lusia przebiegła za Tęczowy Most. Napiszę więcej później, jak będę w stanie....
  4. Dziewczyny ja na szybko z pracy piszę, bo nadal prywatny komp w naprawie. to Lusia po operacji, pod kroplówką. w drodze do domu. Rana jest ogromna, guz wazył 2,5 kg. Nie udało się Lusi wysterylizować, bo niestety to była rozległa operacja. Dodatkowo Lusia ma już guzy na listwach mlecznych. Pan doktor mówi że o ewentualnej następnej operacji można będzie mówić za 3 miesiące. Ale wesoło nie jest, bo tak naprawdę to Lusię trzeba by i wysterylizować i wyciąć listwy a to już znów rozległe operacje a ona ma 14 lat. I mimo dobrych wyników miała kłopoty krążeniowo oddechowe. Doktor powiedział że niestety ryzyko że będą kolejne guzy jest dość duże :( Dopiero dzisiaj po pracy podjadę do babki spytać jak Lusia. Jeśli będzie kiepsko to zabieram ją do weta, jeśli ok to jutro mamy umówioną wizytę kontrolną. Dzisiaj wykupię Lusi antybiotyk który ma dostawać w tabletkach. Wczoraj w domu u pani Lusia położyła się na kocyku i po jakimś czasie uspokoiła i zasnęła. Jest zaopatrzona we wszystko - leki przeciwbólowe w kroplówce dostała, antybiotyki, nawadnianie. W lecznicy wpadała w panikę - obce miejsce, ludzie, kroplówki etc. Pan doktor powiedział że teraz potrzebuje dużo spokoju i ma w domu się porządnie wyspać. Kupiłam dla niej takie podkłady senni, żeby babka nie wychodziła z nią na dwór tylko żeby mogła się załatwić w mieszkaniu. Sama już nie wiem gdzie jej byłoby lepiej - wiadomo w lecznicy miałaby opiekę w razie czego, ale z drugiej strony dla niej chyba większy stres obce miejsce. Mi już wieczorem padł telefon i ja sama padłam - nerwowo mnie ta sytuacja całkiem wykończyła. Dzisiaj jak tylko się dowiem co z sunią dam znać. Trzymajcie nadal kciuki, to taka cudna sunia, szkoda że nie trafiła na lepszych opiekunów- nawet niecelowo można przysporzyć psu cierpienia którego mogła unikąć :(
  5. Zostałam bez kompa - jest na odzyskiwaniu zdjęć. miałam kłopot z zalogowaniem na Dogo z telefonu,ale w końcu się udało. niestety nie umiem na telefonie znaleźć pw a tam był kontakt do Myszy2. obiecałam do niej dziś przedzwonic, ale nr spisałem na szybko w pracy na kartce która została w pracy. pani była dziś pod sklepem, bez Lusi. przypomniałam że dziś już Lusia ma nic nie jeść i jutro o 11.30 zjawiam się pod blokiem. kciuki będą bardzo potrzebne!
  6. tak, to do osób z Katowic i najbliższych okolic np. Tychy. Nie wiem na ile będzie potrzebna zmiana opatrunków, może leki sunia też dostanie w tabletkach i będzie ładnie łykać, ale wolałabym w razie czego zabezpieczyć sunię na okoliczność mojego wyjazdu. Nie znam nikogo z Katowic z dogo do kogo mogłabym się zwrócić z prośbą o taką pomoc. W sumie to najlepiej jakby ktoś ze mną podjechał w przyszłym tygodniu żeby pani mogła poznać tego kogoś a ja pokazać gdzie panią szukać w razie jakby nie chciało się jej znów przyjść. Od operacji będzie to dopiero 3 dzień.
  7. Jeszcze jedna bardzo, bardzo ważna rzecz. Sunia ma operację 14 lutego. Pani nie chce oddać suni na opiekę pooperacyjną do fundacji o której wspominała pani doktor z lecznicy. Poniekąd rozumiem Panią. Oczywiście będę z sunią jeździła codziennie na zmiany opatrunków, podawanie leków etc jeśli tylko będzie taka konieczność. Ale w piątek 17 -stego lutego wyjeżdżam do Warszawy. Pociąg mam koło 14-stej, więc w razie czego rano powinnam zdążyć z sunią. Niemniej nie będzie mnie aż do niedzieli, wracam późnym popołudniem. Czy jest ktoś z okolic (Katowice, Kostuchna) kto mógłby mnie w razie czego zastąpić w transporcie suni z panią do lecznicy?
  8. brakło mi słów...naprawdę dziękuję, z całego serca. To wprost niewiarygodne jakie Anioły chodzą po świecie i chcą pomóc biednej suni. Dziękuję.... Tak, pytałam od razu weta o możliwość sterylizacji. Jak pisała elik na razie wet był na nie, że zbyt rozległa operacja. Ale będę drążyła temat bo moim zdaniem warto Lusię wysterylizować - ma bardzo dobre wyniki krwi a młodsza już nie będzie. Przy okazji usuwania guza będzie miała przegląd paszczy - to już uzgodniono z wetami, tzn. sama wetka od razu powiedziała że to zrobią. Pomyślałam że może by tak zakupić karmę dla suni? Padła tu już propozycja żeby kupiła Fundacja, ale myślę że to możemy zorganizować już poza Fundacją,żeby ich nie obciążać, bo już i tak rozliczenia finansowe wzięli na siebie. Pomyślałam że mogłabym pozbierać na moje konto i kupić karmę z opcją wysyłki na mój adres - wiem gdzie Pani dokładnie mieszka to mogłabym podrzucić. Nie znam się za bardzo na karmach, szczególnie mokrych, bo mój psiak jada mięso i mokrej karmy mu w ogóle nie kupuję. Ale jakaś dobra (wcale nie musi być prima sort) karma dla seniorków? Obecnie sunia jada najczęściej gotowaną wątróbkę z chlebem i pewnie jakieś najtańsze chrupki. Z opcją faktycznie zmiany diety na po operacji, żeby jakiś sensacji żołądkowych nie dokładać. Co Wy Cioteczki na to? Może jeśli ktoś ma na zbyciu jakąś karmę to też mogę podać adres do siebie i podrzucę Pani. .
  9. na pierwszej stronie wpisałam informację o wpłatach na konto Fundacji Zea oraz o zaplanowanej operacji suni i jej przewidywanych kosztach. Na miau także zaraz to wpiszę. Bardzo dziękuję Nadziejko za bazarek!!!
  10. Nie obyło się bez początkowych komplikacji (pani nie pojawiła się o umówionej godzinie), ale ostatecznie udało się i sunia pojechała do lecznicy. tu grzecznie czeka na swoją kolej w poczekalni troszkę się bała, w tle jej brat sobowtór!!! w fachowych i troskliwych rękach pana dr Gierka w oczekiwaniu na wyniki badań krwi, Lusia zmęczona po przeżyciach dzisiejszego dnia Elik już w sumie wszystko napisała. Dzisiejsza wizyta to jakby odbyła się w zupełnie innym gabinecie. Lekarze cudowni, zainteresowani, fachowi. Przez to mają faktycznie niezłą kolejkę pacjentów, ale warto było poczekać. Dziękuję TZ Toli że zadzwonił o 10-tej - akurat już byłyśmy w poczekalni i wszystko się wyjaśniło. Lusia miała wykonane rtg i badania krwi. Nie ma przerzutów do płuc a wyniki ma bardzo dobre, wręcz idealne. Aż dziwne zważywszy że ma tego guza i nie ja karm super premium. Dzisiaj się dowiedziałam że jakieś chrupki (pewnie najtańsze) i chleb z gotowaną wątróbką. Pani doktor sama była zdziwiona i chyba mile zaskoczona. Ja również! Dr Gierek powiedział że guz nie może tak zostać, będzie rósł i będzie coraz gorzej i należy operować. Operacja zaplanowana i umówiona na 12-stą 14-stego lutego. Koszty dzisiejszej wizyty będą na fakturze na fundację Zea, której ogromnie dziękuję za pomoc w zbieraniu funduszy. Takie wyjście, jak dla mnie, jest najlepsze. Oczywiście jeśli ktoś woli na moje konto to podam i potem przeleję na konto fundacji, ale to zbędne komplikacje moim zdaniem. Elik napisała już, ale powtórzę - pieniądze na dzisiejszą diagnostykę oraz operację proszę przelewać na konto fundacji z dopiskiem: nick - sunia z guzem. konto Fundacji ZEA. Bardzo ważne jest, aby tytuł przelewu brzmiał: nick - sunia z guzem. Np: elik - sunia z guzem. Jeszcze raz proszę o nie wysyłanie środków na moje konto. Zbieramy na konto Fundacji ZEA. ZAMOJSKA FUNDACJA DLA ZWIERZĄT I ŚRODOWISKA ZEA Konto: 97 2030 0045 1110 0000 0200 1700 BGŻ S.A. O/Zamość To link do internetowej strony Fundacji, gdyby ktoś chciał się bliżej zapoznać z działalnością Fundacji http://fundacjazea.mmknet.pl/
  11. Bardzo dziękuję za pomoc!!! To ogromna pomoc że Lusia może liczyć na sfinansowanie diagnostyki i potem zobaczymy co dalej. Jutro jestem umówiona z panią że odbieram je o 9.30 spod jej bloku i jedziemy do lecznicy. Lecznica jest czynna od 10-tej, mam nadzieję że już jutro wszystko pójdzie gładko. Dr Gierek ma dobre opinie, więc myślę że Lusia się znajdzie w dobrych rękach.
  12. gdyby weci wtedy powiedzieli że zrobią rtg na miejscu to zawsze mogłam zapłacić kartą, nie miałam tylko pieniędzy z forum. W ogóle dyskusja bez sensu, gdyby weci wtedy nie powiedzieli że tylko doktor którego nie ma może zrobić rtg to bym przecież zapłaciła. Trudna sytuacja, każdy chce pomóc suni, fundacja nie jest stąd, ja nie znam tych wetów, weci nie znają mnie,pani jest jaka jest. Gdzieś coś nie do końca zagrało, ale przy takiej pokręconej akcji zdarza się. Moim zdaniem nie ma co bić piany tylko zaciskać kciuki żeby jutro Lusię obejrzał wet i zdecydował co dalej.
  13. tak poszłam bez pieniędzy, bo była uzgodniona faktura na przelew, więc nie rozumiem czemu to ma być paranoja?? Wiecie co, nie dość że sama sytuacja jest trudna, pani od suni jest trudna to jeszcze tu na wątku zaczyna być trudno w ogóle coś pisać. Zaszło jakieś niefajne nieporozumienie, mam nadzieję że jutro wszystko się wyjaśni i będzie wiadomo co dalej z Lusią, bo to najważniejsze. Pani nie widziałam ani dzisiaj ani jutro, oby jutro nie zapomniała że mamy wizytę.
  14. Weci po "obmacaniu" guza stwierdzili że szanse że to tłuszczak są w sumie żadne, raczej jakieś inne cholerstwo...i chyba perspektywy Lusi kiepskie. Z fundacją sie skontaktuje jak już będzie wiadomo co dalej, bo nie wiem czy przy tak wielkim guzie zdecydują się w ogóle operować. No i czy nie wyjdą jakieś już przerzuty na płuca np. Wtedy też operacja chyba byłaby tylko niepotrzebnym cierpieniem dla suni. Mnie najbardziej martwi to co mowili weci, że ten guz może się rozsypać - albo pęknąć na zewnątrz albo do wewnątrz. A babka nie ma nawet telefonu żeby wtedy gdzieś zadzwonić...
  15. W gabinecie była pani i pan doktor. Oboje mówili że o niczym nie wiedzą, o żadnej suni, że musimy przyjść jak będzie dr Gierek. Lekarze nie wykazali jakiejś chęci do zrobienia rtg (że własnie tylko dr Gierek robi), usg też nie bardzo - sugerowałam to badania skoro rtg nie, ale jakoś też wyszło że w sumie będzie na rtg wszystko widać.... , badania krwi to potem jak wrócimy bo mogą zrobić na miejscu. Trochę to wszystko było dziwne. Oni nic w sumie nie chcieli zrobić, bo dr Gierek musi zobaczyć, musi zdecydować, musi zbadać bo tylko on wie na co się umawiał z fundacją (na jakie koszty chyba chodziło). Także niestety wtedy się nic nie udało załatwić. Ja nie znam w ogóle tych lekarzy w tej lecznicy, więc trudno mi powiedzieć kto nas przyjmował.Teraz w środę mam nadzieję że się uda, nie ukrywam że zła jestem bo muszę brać urlop żeby to załatwić, no ale suni żal. Guz tylko pomacali, widać że sunia zareagowała bólem... W ogóle to Pani oczywiscie, tak jak pisała elik, przyszła bez suni. Tak mi wytłumaczyła gdzie mieszka że w życiu bym nie trafiła, ale na szczęście czekała na przystanku. Znów stwierdziła że sunia nie chciała wyjść, ale teraz już nie odpuściłam i mówiłam że w takim razie jedziemy po nią bo z mieszkania do auta pod blokiem - tyle przejdzie. Pani po nią poszła, przyszła z Lusią, nie zabrała obroży ani smyczy. musiała się wracać. W trakcie wizyty strasznie mieszała w odpowiedziach: raz że sunia ma apetyt, potem że nic nie je. Że ten guz urósł w MIESIĄC!!! nie była w stanie odpowiedź na pytanie czy tamten guz sunia miała usuwany rok temu, 5 czy w ogóle kiedy. Nie umiała powiedzieć gdzie była ta operacja ani jaka fundacją ją finansowała (bo mówiła że jakaś fundacja jej pokryła koszty tej operacji). Jednym słowem niezła jazda, do tego ta historia z wetami - ja już nic nie rozumiem... a Lusi w czasie drogi była mega grzeczna, jest naprawdę kochana. Lusia na początku wycieczki do lekarza (niestety nie mam lepszych zdjęć, bo trochę się wierciła a i moja komórka robi kiepskie zdjęcia).
×
×
  • Create New...