[COLOR=#141823][FONT=Helvetica]Dopiero znalazłem chwilę żeby wyjaśnić czemu nazwałem Jadźkę mendą [I]Z góry przepraszam za to, że ostatnio nic nie piszę i za możliwe błędy, które popełnię, ale ostatnio żyję na wysokich obrotach i jestem "nieprzytomny". Pora na krótką historię o szarej niedzieli i wrednych "babach" [I].[/I][/I][/FONT][/COLOR]
[COLOR=#141823][FONT=Helvetica][I][I]Otóż dnia wczorajszego złożyliśmy niespodziewaną wizytę naszym kochanym psiakom. Wpadliśmy dosłownie na chwilę, ale oczywiście nie mogło się obejść bez uwielbianych, zwłaszcza przez Jadzię, prezentów [I]. Miałem dla nich czerwone szeleczki i czerwoną obróżkę po hasiorce mojej cioci. Niestety prezenty nie przypadły psiakom do gustu i w sumie były za duże, ale o tym napiszę za chwilę... Standardowo maluchy powitały nas tak jak zawsze - euforia i szaleństwo [I]. Po przywitaniu dostały trochę "smakołyków" w wersji dla psów bezdomnych - czyli kurzych serduszek, które Kapeć pochłania z prędkością światła. Robi to tak żeby zjeść swoje i od razu zabrać drugie przeznaczone dla Jadzi [I]. Następnym punktem wizyty było drapanie psiaków. Tu Jadzia pokazała swój charakterek odganiając Lopka, który podszedł żeby go też pogłaskać. Mała zazdrośnica[I]. Na szczęście 5 razy większy pies nie za bardzo bierze ją do głowy [I]. Wygląda to na zasadzie "niech se baba szczeka i warczy, zaraz jej przejdzie". Po krótkim drapanku nadeszła pora przymierzyć "prezenty". Uznaliśmy, że tym razem Kapciolo dostanie szelki, a Jadzia obróżkę. Udało się je "ubrać" w miarę bezproblemowo, jednak wszystko okazało się trochę za luźne. Znając charakter Jadzi, nie ściągaliśmy obróżki od razu, bo wiemy, że nie za bardzo lubi, gdy się przy niej "majstruje". Nic nie wskazywało na to, że wydarzy się to co się wydarzyło. To była cisza przed burzą.... Jadźka się obraziła i to śmiertelnie. To był najprawdziwszy babski "foch". Nagle jakby z niczego uznała, że zrobiliśmy jej wielką krzywdę, po czym demonstracyjnie odwróciła się do nas tyłkiem i poszła się schować w takie miejsce, do którego człowiek nie ma szans się dostać. Ona jest mistrzynią w takich zagrywkach. Jednak wiedzieliśmy, że u Jadzi takie zachowanie jest chwilowe, więc postanowiliśmy poczekać aż jej przejdzie. Dobrą metodą jest "wysłanie" po nią Kapcia. Już się wydawało, że to może poskutkować, bo Jadźka wyłoniła się ze swojej kryjówki merdając radośnie ogonkiem, ale za chwilę się opamiętała, tak jakby doszła do wniosku, że "foch" był zbyt krótki i musimy jeszcze pocierpieć [I]. Po raz kolejny odwróciła się do nas tyłkiem i zademonstrowała, że jednak nie chce nas widzieć [I]. Niestety nie mieliśmy czasu na przeczekanie jej "humorów", więc zabraliśmy samego Kapcia na spacer. Szeleczki musieliśmy mu ściągnąć, bo czuł się nieswojo i już jest pewne, że najlepiej przypinać je do obróżek, które dostały od Pani Aliny i noszą je cały czas na sobie. Jak już kiedyś wspominałem, Kapeć bez Jadzi traci prawie całą swoją "odwagę" i na początku spaceru wyglądał jakby go ktoś skrzywdził, ale po chwili się uspokoił i biegł szczęśliwy z merdającym ogonkiem [I]. Jak się można było spodziewać, Jadzia pod naszą nieobecność wyszła "na powierzchnię ziemi" i czekała na swojego Kapciuszka. Powitała nas z wielką radością i pomyślałem, że pora zdjąć "nieszczęsną" obróżkę z jej szyi, co poskutkowało kolejnym "fochem" z jej strony [I]. Założyłem obróżkę to źle, zdjąłem też niedobrze... Skąd, my mężczyźni, znamy takie zachowanie? [I]Niestety musieliśmy się już zbierać i mała wredota wyszła dopiero, gdy odjeżdżaliśmy...[/I][/I][/I][/I][/I][/I][/I][/I][/I][/I][/I][/I][/FONT][/COLOR]
[COLOR=#141823][FONT=Helvetica][I][I][I][I][I][I]Teraz zacząłem się zastanawiać czy wybór polskiego, charakterystycznego imienia był dobrą decyzją [I]. Trochę za dużo tej Jadzi w Jadzi [I].[/I][/I][/I][/I][/I][/I][/I][/I][/FONT][/COLOR]