Witam
2 tygodnie temu znalazłam gołąbka. Ptaszyna chyba "walczył" z kotem, bo brakowało mu ogona i połowy upierzenia na grzbiecie. Do poruszania się używał skrzydeł.
Wzięłam go do siebie na balkon, mieszka w dużym pudle. Uwielbia słonecznik łuskany , pije wodę. Piórka zaczynają odrastać, ale jest problem z łapkami. Są spuchnięte i nie rusza "palcami" wyglądają jak by były martwe. Byłam dzisiaj u swojej weterynarz, niestety nie umiała mu pomóc (nie zna sie na ptakach). Dzwoniłam do ptasiego azylu - powiedzieli , że mogę przywieź ptaszynę a oni zobaczą czy można ja uratować, gdy sie okaże , że niestety nie będzie chodzić, to podadzą go eutanazji. Na moje pytanie czy w takim razie gdy sie okaże , że nic nie mogą pomóc, to mogę go z stamtąd zabrać z powrotem do domu. Odpowiedzieli, że NIE. Kurcze nie chcę , by umarł. Widać, że ptaszyna chce żyć. Czy ktoś mógłby mi polecić jakiegoś ptasiego weterynarza w Warszawie? Może ktoś z Was miał podobny problem z gołąbkiem?