Jump to content
Dogomania

kotavenusa

Members
  • Posts

    98
  • Joined

  • Last visited

kotavenusa's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. [quote name='róża35']...No tak,trudno , jak tak się sprawy mają ,czyli kocurek przenosi się do nowego domku ,czy jest jakiś transport już na widoku?Sam sobie winien,że taki gryzoń z niego:mad::roll:,nie można ryzykować bezpieczeństwa malutkiego dziecka.[/QUOTE] Gdybym jeszcze sama czuła się pewnie przy nim, ale no nie daję rady...
  2. Jak mam tu wkleić zdjęcie? Chce Wam pokazać efekty ugryzienia Kołtuna i nie mogę dodać zdjęcia o przyzwoitym rozmiarze.
  3. [quote name='róża35']To dobre wieści o kociambrze:lol:,jeśli uważasz ,że dasz radę ,zatrzymaj kota,zobaczysz,dojdziecie do porozumienia:roll: ,to ,że jesteś w ciąży wpłynie na dziecko tym,że będzie odporne na sierść kota:cool3:,nie mówiąc o innych pozytywnych rzeczach,trzeba tylko uważać i mieć cały czas na uwadze relacje dziecko-kot(koty lubią wchodzć do łóżeczka dziecka:mad:),ja na noc zamykałam koty w osobnym pomieszczeniu,niestety bez protestów miałków się nia obyło,ale przyzwyczaiły się,póżniej ,gdy dziecko ciut podrosło ,zlikwidowałam areszt:evil_lol:.Pierwsza kotka znalazła się u mnie ,gdy byłam gdzieś w czwartym miesiącu ciąży,gdy siedziałam na fotelu ,sama wskakiwała mi na kolana i tak w trójkę wypoczywałyśmy, obalając wszystkie mity o złym wpływie kotów na ciążę:razz:.Póżniej dołączały następne znajdy w potrzebie,tak ,że w pewnym czasie było ich siedem:p.CZy można prosić o jakąś focię sierściucha;)?[/QUOTE] Ze względu na dobro Kołtuna nie chcę wstawiać zdjęć, dopóki nie trafi dalej. Jeśli dowie się właścicielka poprzednia o co biega będzie robić problemy, czym i tak nic już nie wskóra, bo skontaktowałam się z hodowcą kota. Okazało się, że nielegalnie Pani mi kota oddała i do tego w takim stanie, więc hodowca przekazał kota pełnoprawnie mi, ale wolę na razie utrzymać to tak jak jest. Przyjdzie pora na raban, jeśli będzie trzeba (oby nie:)). Nie boję się kota, bo jestem w ciąży, to nie o to chodzi. Mam dwa koty, ale Kołtun przerasta moje doświadczenie z takimi kotami (zerowe). To pierwszy Maine Coon, więc nie poznałam ich zachowań w normalnych relacjach, a co dopiero z takim Kołtuniskiem:). Pogłębiam jedynie jego złe nawyki i przede wszystkim nie umiem się go nie bać, a udawać nie ma co, bo i tak wyczuwa mój strach. Robię tylko krzywdę jemu i sobie. Nie mam drugiego pomieszczenia, żeby go zamykać, zresztą jego nie wolno nigdzie zamykać samego, bo przeżył w ten sposób kilka lat życia. To też może źle na niego wpływać. Do tego małe dziecko nie rozumie, że kota można czasami podrapać wyłącznie po głowie, bo inaczej mocno gryzie. A Kołtun naprawdę jak złapie zębami to nie jest to w żadnej mierze porównywalne z przeciętnym dachowcem. Ten ma ogrom siły. Nie mogę narazić na to dziecka i kota biorąc pod uwagę, że nie umiem dobrze się z Kołtunem obchodzić, co tylko może pogłębiać jego "agresję". Każdy lekarz powie, że przy takich głębokich zmianach to nie będzie ten sam kot, co za młodu, nawet po kastracji, gdy hormony już opadną. Na razie czekam na transport i zobaczymy co będzie do tego czasu.
  4. [quote name='róża35']Czyli kocio znalazł już domek?Hura!!! tylko ten transport....musi się znależć,na pewno ktoś odpowie na miau....[/QUOTE] Z tym jest bardzo kiepsko, nikt się nie odzywa, a nie wiem, czy dotrę do Torunia w razie czego, bo 10 kilo to dla mnie za dużo do taszczenia (8 miesiąc ciąży). Niby DT ma szukać transportu i jest duża szansa, że znajdzie, ale na razie też cisza... Zaczynam się martwić - dobrze, że Kołtunek się trochę uspokoił, bo chyba z nerwów już bym urodziła;)
  5. Podpytam dziś lekarza, co z tym kurczakiem - może pozwoli, po zakończeniu karmienia Hills'em (jeszcze jakiś tydzień) i przejściu na Royala dla nerkowców, podawać mu drób i jakoś te tabletki przemycać. Jeszcze ich nie bierze, na razie lekarz kazał skończyć opakowanie tej pierwszej karmy i dopiero. Poza tym mówi, że skoro ma trafić do nowego weta to niech tamten zdecyduje jaki lek podawać. Ok, to chyba wszystko, co chciałam napisać:)
  6. Zaczęłam się wahać, czy Kołtunka oddać... Szkoda mi go jak pomyślę o kolejnych stresach. Okazało się, że ma niewydolność nerek, a wiem, że u mnie nie zabraknie mu niezbędnego lekarstwa, ani specjalnej karmy, jednocześnie wiem, że tam gdzie trafi jest odpowiedzialna kobieta, która od lat zajmuje się rasą.. Jak pomyślę o podawaniu mu do pyszczka lekarstwa to też przebiegają mi ciarki po plecach. Z czasem trzeba będzie znaleźć inny sposób, ale z tym ciężko, bo od je drobniuteńkie kawałeczki gotowanego drobiu i zapewne wyczuje gorzki smak sproszkowanego leku... Poza tym od kilku dni je już specjalną suchą karmę i zabroniono podawać mu czegokolwiek innego. Poinformowałam o tym DT i dalej wyraża chęć opieki (wyprostowania) nad kocurem. Sam zaczął zachowywać się o niebo lepiej, nie chodzi już za mną jak schizofrenik ;) z głośnym dziwnym miaukiem i wielkimi oczyskami. Widzę, że kastracja dobrze mu zrobiła, już jest mniej nerwowy, a to dopiero tydzień po. Będę Was informować, co z Kołtunem:) Pozdrawiam i dzięki za rady i wsparcie! Z bólem serca, ale sądzę, że wyadoptuję go..
  7. Nowe koce i pościel od Kociego Świata:)FINISZUJEMY:)

    http://www.dogomania.pl/forum/threads/232728-Znowu-kocowo-po%C5%9Bcielowy-na-plaskate-z-k%C5%9A-do-10-10-2012

    Plaskate zapraszają.Przepraszamy jeżeli nie życzysz sobie tej informacji.

  8. BŁAGAM O POMOC W SZUKANIU TRANSPORTU!!!!! [url]http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=146515&p=9255051#p9255051[/url]
  9. Tak, tak zgadzam się z Wami poza tym, że kota nie lubię!!! Takie chore rady dostałam od wielkiej hodowczyni i posłuchałam jak głupia choć mi to też nie pasowało. Teraz jestem już w kontakcie z odpowiednią osobą i wiem już co mam robić. Proszę, żeby mnie le nie rozumiano, bo nie po to tu piszę szczerze, żeby oceniać, czy lubię kota, czy nie. Zapraszam do Inowrocławia na herbatę i zobaczymy jak ja go nie lubię;). Widziałam, że poprzednie działania rozjątrzyły kota toteż odezwałam się tu, ażeby samej nie robić nic więcej skoro to nie idzie jakbym chciała, więc może tak jakaś pochwała;)? Pozdrawiam
  10. [quote name='róża35']W jakiej sytuacji przytrzymujesz kota za kark?A ta właścicielka ,która ma patronat nad kotem ,co mówi o takim zachowaniu,czy też u niej tak się zachowywał?[/QUOTE] Np. kiedy jemy pierwsi i kot chce bezapelacyjnie natychmiast coś wycyganić, wtedy go przytrzymuję i po skończeniu posiłku karmię koty. Czasami gdy go głaszczę dostałam radę by lekko złapać go za kark i delikatnie pchnąć tym karkiem w dół. Ale naprawdę bardzo subtelnie i wrócić do głaskania. Kiedy chce ugryźć, lub ugryzie trzymam go przy podłożu dopóki się nie uspokoi, lub gdy jest nachalny też "dostaje" po karku. Po próbach ugryzienia "obrażam" się na niego - ignoruję. Robiłam kilka błędów - to pewne. Na początku nie rozpoznałam jego ostrzeżenia i dalej podsunęłam mu rękę pod pysk, więc ją po prostu ugryzł. Wczoraj wskoczył na kanapę i zaczął ocierać się o ramię głośno przy tym miaucząc, a ja nie zwracałam na niego uwagi, wtedy rzucił się na ramię, ale złapał bluzę. Gdy się podnosiłam on niemalże się uwiesił na rękawie. Czasem ułożony kot gdy przestaje się go głaskać i podkłada mu się rękę przed pyszczek to ten łasi się z prośbą o dalsze pieszczoty, a ten chce wtedy gryźć. W ogóle głaszcząc go po głowie (co niby lubi) podnosi łeb wysoko i za chwile chce złapać, a gdy złapie dogryza, czeka i dopiero jak zareaguje to ucieka, lub od razu. Czasem przejmująco mrauczy i wtedy ma tę taką dziwną "agresywną" minę (wiem, bo po takiej zdarzała mu się próba ugryzienia) i łazi jakby szukał zaczepki. Wtedy go całkiem ignoruję i staram się nie drażnić. Weterynarz wspominał też, że może to być kot wymagający jedynego, oddanego tylko jemu właściciela. Po części na to by wyglądało, choć sądzę, że to nie jedyny jego problem. Rady mogę pozbierać dla przyszłego właściciela, a Was proszę też o to byście dały znać, czy ktoś nie miałby chęci zajęcia się problemami Kołtuna. Właścicielka mówiła, że kot podgryzał przy pieszczotach. Tutaj zaczął robić to dopiero po jakimś czasie. Zapewne ich również atakował, bo nie sądzę, by trzymali go w osobnym pomieszczeniu - składziku. Prawdy nie mówili do końca. Mieli też dwie dorosłe kotki tej rasy, które go atakowały. Widzę w nim też strach w stosunku do człowieka (nic dziwnego). Nie daj Boże, żeby ktoś szedł w jego kierunku z większym przedmiotem w dłoni. Boi się, choć to już zaczyna mu mijać. Kiedy dawał się jeszcze bez tego gryzienia tak częstego głaskać wykręcał się czasami brzuchem do góry, którego oczywiście tknąć się nie dało i nawet nikt nie miałby odwagi spróbować (poza tym nie chcieliśmy go zbytnio maltretować i wychodzimy z założenia, że wszystko w swoim czasie), bo już zjeżdżając poniżej szyi zaczynać się bardzo spinać. I właśnie, gdy czasem tak sobie leżał, czy to przy nas, czy na podłodze z pitolem do góry zawsze miał podkurczone łapy i wydawał się cały napinać i łapiąc się czasem sam na okazaniu zbytniego zaufania zaczynał lekko podrygiwać w dwie strony ogonem. Bardzo przykro mi na to patrzeć...
  11. [quote name='aleola']Czytając Twoją wypowiedź nie mogę nie mieć wrażenia, że nadużywasz słów "mściwy", "mścić". Zwierzętom obce jest takie zachowanie jak zemsta. Jesli piszesz, że "korygujesz" kota, a jego atak w kilkanaście godzin później odbierasz jako akt zemsty, to najpierw musisz zmienić swoje podejście. Kołtun z pewnością nie mści się za Twoje wcześniejsze postępowanie. Wydaje mi się, że jednak zwierzęta są bardziej skomplikowane niż piszesz (nie zrozum mnie źle). Mściwy to rzeczywiście nieodpowiednie określenie, ale obserwując zwierzaki widzę, że ich działania są również planowane. Poza tym, żeby coś powiedzieć na temat konkretnego osobnika trzeba z nim dłużej przebywać. Nie neguję go, czy nie nienawidzę, bo to zwierzę, jakim byłabym człowiekiem, gdybym obwiniała zwierzę o cokolwiek? To skrzywdzony kot, bardzo skrzywdzony. Chciałam go wyratować i zająć się nim, ale takiego zachowania nie brałam pod uwagę. To nie jest typowe.. nawet w przypadku takich doświadczeń. Jak pisałam wyżej: kastracja i wykluczenie chorób jest teraz najważniejsze, a później zobaczymy, co dalej. Wiem tylko, że do końca listopada muszę mu znaleźć dom. Później, jeśli go nie znajdę to przecież nie wyrzucę kota, ani nie oddam do schronu. Jeśli jednak kastracja i leczenie nie pomoże to już lekarz będzie go opiniował, a decyzja pozostanie do podjęcia dla mnie. Będę walczyć do końca i tak.
  12. Ok, może zbytnio nadużywałam słowa "mściwy", bo sama też uważam podobnie iż żadne zwierze nie ma w sobie zła. To i tak długi post, a nie miałam już siły dokładnie rozpisywać się jak rozumiem jego zachowanie, ale ufam, że bierzecie poprawkę na słowo "mściwy" - to był najłatwiejszy opis. Jednak wiem dobrze co piszę, że kot nawet po kilkunastu godzinach ma w planach ukarać mnie za korygowanie (ignorowanie kota, lekkie przytrzymanie go za kark, lub w zależności od sytuacji - kiedy tylko mnie dziko obserwuje - podanie mu smakołyku. Oczywiście zaraz dostanę reprymendę, ale ilu behawiorystów tyle szkół). Widzę to i obserwuję go od miesiąca. Zmienia się mowa jego ciała i mimika, z którą tak łazi kilka godzin, aż sobie przyjdzie mraucząc niby nic i sieka. Później mu mija, aż do następnego razu, gdy albo sam z siebie ugryzie, albo na jakieś moje zachowanie, które inne koty szanują. Nie mogę go zatrzymać jak już pisałam, bo to jak dotąd niebezpieczny zwierz i zaawansowana ciąża nie pozwala mi na ryzyko zrobienia krzywdy dziecku. Nikt nie przypuszczał, że zmiany w jego psychice zaszły aż tak głęboko, a teraz wszystko wychodzi na jaw. Zresztą tak do końca też nie wiadomo jak to z nim jest. Chcę po prostu by wątek był żywy i gdy już będę wiedzieć dokładnie na czym polega jego problem może będziecie w stanie mi pomóc. Rozmawiałam z weterynarzem przed chwilą i jesteśmy umówieni jutro na badania moczu i krwi, a także kastrację. Wykluczymy choroby, wykastrujemy i będziemy obserwować go dalej. Na pewno szukam domu bez zwierząt, oraz z podwórkiem, a także dla właściciela, który ma czas i naprawdę spore doświadczenie w o"obsłudze" takiego łobuza;).
  13. Witam, Zacznę od tego iż kocham zwierzęta i staram się im praktycznie pomagać. Na swoim "koncie" mam kilka udanych pomocy w adopcji, a sama wszystkie zwierzaki, które są pod moją stałą opieką adoptowałam, w tym pies (Zahirek - na dogo jest wątek), dwa koty (Kołtun - o nim mowa w tym poście, Szakirka) i trzy szczury (Niunia, Pudzia i Dymka). Pasujące do siebie stadko;). Około miesiąc temu adoptowałam 6-letniego kota rasy Maine Coon (Kołtun) od drugiej właścicielki. Kot był od początku źle prowadzony. Mieszkał w odosobnieniu, brał udział w wystawach, a przygotowywany był do nich w przymusie (łapany w rękawicach, na siłe kąpany itd.). Typowy rozpłodowy kocur :(. Imię zawdzięcza tragicznemu stanu w jakim kota odbierałam tj. kołtun na kołtunie do tego stopnia, że kocurek nie mógł się wyprostować, aż skórę miał w te kołtuny wkręconą, wygłodzony i tulący łebek w ramiona koleżanki, która była ze mną. Już wtedy można było zauważyć jego dzikość (nie chciał się dobrowolnie wtaszczyć do transportera, a jak przyszedł moment kiedy to trzeba było już wychodzić z mieszkania poprzednich właścicieli - ci mieli nietęgą minę zwiastującą trudności). Ale skąd człowiek miał wiedzieć.. Od razu pojechałyśmy do weta, żeby go doprowadzić do kultury. Później podróż do mojego miejsca zamieszkania. Pierwsze pogryzienie, kolejne pogryzienie i kolejne.. i to nie jakieś tam fiu, fiu.. Miałam w życiu kupę kotów, ale ten wymaga specjalnej opieki, lub niestety będę zmuszona dla dobra jego i ludzi przebywających wraz z nim uśpić kocurka. Kot jest i będzie ciężki do wyprowadzenia, jeśli to w ogóle możliwe. Z tego, co mi wiadomo, był kiedyś kotem wychodzącym - może to dla niego ratunek?! Tylko dziś przylazł do mnie na łaszenie z głośnym miaukiem i niestety chwilę później (nie zwróciłam dłużej na niego uwagi) rzucił się na mnie z wielką wściekłością - trzeba to zobaczyć na własne oczy. To nie jest zwykły chwilowy napad humorków, tylko wściekłość z chęcią dogryzienia, jeśli nie było wystarczająco mocno. Kot waży około 7 kilo! Na szczęście złapał tylko bluzę. Wcześniejsze pogryzienia nie były już takie nieinwazyjne.. Drugie o mało nie skończyło się skomplikowanym zabiegiem chirurgicznym. Tu nie chodzi o jego siłę, ale o to, że Kołtun jest niebezpiecznym zwierzakiem dla kogoś, kto nie umie postępować z takimi. Z żalu i zaprzeczania konieczności uśpienia go mogę się przyznać do tego iż nie potrafię może się z nim dobrze obchodzić i chcę opisać wszystko szczerze i bez ogródek, żeby jeśli się ktoś znajdzie chętny na opiekę nad nim miał świadomość zagrożenia. Sądzę jednak, że umiem zająć się nawet trudnym zwierzęciem. Ten jest SUPER zdegenerowany.. Dodam dla zachęty, że zajęłabym się nim trochę dłużej sama, ale jestem w prawie ósmym miesiącu ciąży i nie mogę dłużej czekać, aż zrobi krzywdę dziecku, bo te dwa miesiące to na pewno stanowczo za mało na wyprowadzenie Kołtuna na ludzi. Szkoda, że poprzedni właściciele nie byli już tacy szczerzy.. [U]Kocur jest niewykastrowany[/U], co też dużo może zmienić po dokonaniu zabiegu. Do tej pory robiłam niezbędne szczepienia, a najsampierw musiałam go troszkę podtyć i odrobaczyć, także ten miesiąc od adopcji był przeznaczony na te zabiegi. Nie robiłabym sobie jednak wiele nadziei w związku z kastracją.. W porozumieniu z doświadczonym hodowcą tej rasy dopuszczamy jednak możliwość zmiany na lepsze, do tego stopnia by kot mógł funkcjonować na wybiegu na podwórku. Będę szczera: to mściwy, agresywny rasowy kocur:). Kocham go, ale nie dam sobie z nim rady w dwa miesiące. Jest mi coraz ciężej i nie chce źle dla Kołtuna, jednak zdaje sobie sprawę, że gdy sama nie dam mu tego, co chciałabym aby otrzymał, nie mogę wymagać tego od innych. Kocurek wymaga dużej uwagi, a i tak z doświadczenia wiem, że nigdy nie będzie kotkiem na kolanka. Przejawia pozytywne cechy (w końcu żadne zwierze nie ma w sobie zła) i potrafi być ujmujący, jednak jego zębów w ciele, gdy już wraca do swojego świata nie jest w stanie tenże urok wyklarować. To silny i charakterny kocur wymagający baaaaardzo doświadczonej ręki. Jeśli taka osoba nie znajdzie się w przeciągu kilku dni, będę zmuszona do... sama nie wiem. Do uśpienia go? Obawiam się, ponieważ każdy kolejny jego występek muszę korygować (pozytywnie), a on nie daje się niczemu i po nawet kilkunastu godzinach mści się za te korygowanie gryząc i rzucając się bez najmniejszego ostrzeżenia. Nie daję sobie z nim rady, a nie chcę go coraz bardziej demoralizować swoim, być może nieodpowiednim dla tego akurat przypadku, postępowaniem. Nie będę go zamykać jak poprzedni właściciele, jednak bardzo obawiam się nocy, gdyż jw. potrafi atakować bez ostrzeżenia, a czasem nawet w najmilszej atmosferze jaką potrafimy dla niego stworzyć. Zaznaczę również, że podobno nie nadaje się do mieszkania z innymi dorosłymi kotami (ale to też może być kwestią kastracji). Z moją 5 miesięczną koteczką się dogaduje jak ta lala. Będę informować na bieżąco co się dzieje z Kołtunem. W niedzielę pojedziemy do weta skonsultować co dalej. Być może od razu poddamy go kastracji, aby do końca walczyć o jego i tak zmarnowane przez poprzednich właścicieli życie. Tak więc proszę o pomoc. Może jakieś rady? Odpowiem na każde pytanie. Decyzję już podjęłam - chcę kota oddać do świadomej adopcji. Nie mogę go zatrzymać. Ciesze się jednak, że nie musi już dłużej męczyć się w zamknięciu. Proszę o jak najszybszą interwencję i pomoc!! Pozdrawiam POZOSTAJE TEŻ KWESTIA POPRZEDNIEJ WŁAŚCICIELKI, KTÓRA MA JAKBY PATRONAT NAD KOTEM W PRZYPADKU GDYBYM CHCIAŁA KOTA DALEJ WYADOPTOWAĆ, ALE DOWIEM SIĘ WSZYSTKIEGO, BY NIC NIE STAŁO NA PRZESZKODZIE POMOCY KOTU. NA PEWNO NIE ZWRÓCĘ GO TYM LUDZIOM!! BĘDĘ DZIAŁAĆ, ALE POTRZEBUJĘ WASZEJ POMOCY!
  14. W sumie zwiał mi 4 razy (osobiście dwa) i zawsze wraca. To oczywiście nie powód, żebym miała go wypuszczać itd. nie, nie. Wiem, że ma na przymusowych wakacjach dobrze i to najważniejsze. To młody pies, więc spędzi z nami swoje długie lata już niebawem.
  15. Jeśli masz jakieś ciekawe porady w w/w przez Ciebie temacie to podrzuć coś, chętnie poczytam. Wiem, że małe dzieci Zahir bardzo dobrze znosi, a nawet staje w ich obronie. Raz jeden ze szwagrów bawił się ze swoją 2 letnią siostrzenicą i zaczęła piszczeć, to biedny Zahir nie wiedział, co ma robić, stał tuż obok i nie pozwalał na zabawy:). Termin mam dopiero na początku grudnia, ale całe 5 dni i nocy w tygodniu spędzam sama, więc same rozumiecie.. Upały jakoś znoszę, po prostu robię przeciągi w mieszkaniu i staram się wychodzić, albo wcześnie rano z domu, albo dopiero na wieczór, żeby nie oszaleć z gorąca, tym bardziej, że nie należę do szczuplaczków:) Buziaki i pamiętajcie o tym transporcie z Ina do Wawy
×
×
  • Create New...