Jump to content
Dogomania

Ela B.

Members
  • Posts

    27
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Ela B.

  1. Bardzo smutno - Sabcia już biega po drugiej stronie tęczy... :( Odeszła w moje urodziny 19 maja. Wieczorem zaczęła nagle skomlić, wymiotować, słabnąć z chwili na chwilę. Pojechałyśmy szybko z Anią na dyżur weterynaryjny, bo byłą niedziela późny wieczór. Po badaniach okazało się, że Sabcia miała skręt żołądka z objawami wstrząsu septycznego, jej stan pogorszył się bardzo szybko i nie dawał wielkich szans na przeżycie zabiegu. Sabcia bardzo cierpiała... Każda chwila była okropna. Dodatkowo w badaniach wyszedł też nawrót nowotworu listwy mlecznej i podejrzenie przerzutów. Konsultowałyśmy się jeszcze telefonicznie ze znajomym wetem, który też poradził, by pozwolić psu odejść i skrócić jej cierpienia... Ale decyzja i tak była straszna... W dodatku Pan Sabci, którego bardzo pokochała pomimo początkowej awersji do facetów też jest bardzo chory - niecały miesiąc po operacji nowotworu nerki, dopiero zaczął trochę dochodzić do siebie. Myślałam, że Sabcia będzie z nim chodzić na spokojne spacery, gdyż była taka zrównoważona, uważna na człowieka i nigdy nie ciągnęła za smycz... Nie możemy też mieć następnego pieska, gdyż czeka nas sprzedaż domu i przeprowadzka. Mamy nadal trzy koty - one szukały przez ponad tydzień psa, zaglądały na miejsce posłania... Saba ostatnio była bardzo fajna, wesoła, chętnie bawiła się na trawie, nawet burzy nie bała się już tak bardzo. Myślałam, że będzie z nami jeszcze trochę, miała pewnie z 11 lat. Była bardzo spokojna, grzeczna i niekłopotliwa. Coraz bardziej okazywała, że nas kocha... :( Ale cieszę się, że była z nami...
  2. Dawno nie zaglądałam tu - bo też u nas wszystko dobrze, a przeważnie wyżalałam się i szukałam pomocy przy problemach. Sabcia ma się bardzo dobrze, jest całkiem zdrowa, ma czasami te swoje strachy, np. zdjęcia nie da się jej zrobić, bo w panice ucieka. Ale jest kochana i bardzo, bardzo przywiązana. Najfajniejsza jest jak jesteśmy sami z mężem, podchodzi do głaskania, "uśmiecha się" po psiemu, no i jest (jak wszystkie nasze zwierzaki łakoma i w tym względzie rozpuszczona. Z obcych akceptuje najbliższych znajomych, w razie czego chowa się po prostu do swojej "budy" pod schodami. Mieszka u nas ta zwariowana kocica - Skierka, po początkowych problemach, przeżyciu ataków paniki i furii, jednak nikomu krzywdy nie zrobiła. Teraz jest fajna i "ukochana" mojego męża, siedzi albo obok niego, albo na nim ;), "ataki" minęły ,acz jest "charakterna", jak coś jej się nie podoba to "paca", ale miękka łapą, kocury- kastraty podporządkowała sobie szybko. Oczywiście nie ma mowy byśmy ją oddali. Zachowuje się jakby była od zawsze. A Sabcia, kochany piesek akceptuje wszystkich i wszystko, co najwyżej się usuwa. Ale w ogródku spełnia swoje zadanie obszczekując groźnie zza płotu. Postaram się jakoś z ukrycia zrobić zdjęcie - no i serdecznie zapraszam do oglądnięcia naszej menażerii w Gliwicach - kontakt na mail [email][email protected][/email]
  3. Saba wyzdrowiała w pełni, po roku już wiadomo, że nowotwór był niezłośliwy. Jest w pełni sił i zdrowia. Ma apetyt, przytyła - nie nadmiernie, tak akurat. Dalej jest trochę dziwna i strachliwa, np. zdjęcia nie da się jej zrobić ani aparatem, ani komórką, ucieka w panice i nie wyłazi przez pól dnia z budy, ma też jakieś schizy, czasami jakby nie poznaje domowników lub nagle boi się nie wiadomo czego, ale widać, że jest bardzo przywiązana, nawet po tych przejściach zdrowotnych jakby bardziej, nigdy zębów nie pokaże, nawet przy tej chorobie, zmianie opatrunków, zastrzykach była bardzo pokorna, co najwyżej ucieka i chowa się (a niestety robi to często). U nas przybędzie zwierząt - znów w nieplanowany sposób. Jutro bierzemy po długiej walce wewnętrznej kotkę bezdomną "na trzeciego" kota, też chyba trudna, bo podrapała i pogryzła dotkliwie swoją pierwszą panią (za to dostała wymówienie z domu niestety)- podobno zaatakowała po nadepnięciu przypadkowym w nocy. Nie wiem, jak to jest, bo jeszcze nigdy nie nadepnęłam kota, raczej mocno uważamy, bo też nie wiem, co by nasze zrobiły. One zresztą wrzeszczą prewencyjnie, dziś prawie siadłam na jednego i wydarł się strasznie zanim się dobrze z tyłkiem przybliżyłam, więc podskoczyłam jak oparzona - oczywiście podsiadł mnie przy laptopie na wygrzanym miejscu. Saba powinna zaakceptować nową, gdyż dwa nasze "rezydencjonalne" koty nawet lubi.Ale nie wiemy jak będzie z naszymi kocurami. Nieplanowane to wszystko, bo mamy już zwierząt pod dostatkiem, a nawet niekiedy zanadto, bo towarzystwo rozpuszczone i absorbujące i czasu w sumie nie ma nawet dla tych co są. No ale kicia potrzebuje pilnej pomocy przed zimą, zamarznie w altance, nie ma żadnych chętnych na taką gryzącą i drapiącą wariatkę, więc choćby tymczasowo. Mniej się boję, że nas zaatakuje, w końcu mamy pewną przewagę wielkości, jeszcze nie słyszałam, by kot jakoś groźnie uszkodził człowieka (no chyba, że to jakiś gigantyczny kocur, albo małe dziecko), ale o te nasze koty. Nie bardzo chciałabym rozdzielać walczące minitygrysy... Mamy jednak wsparcie profesjonalne - kotka przyjedzie z behawiorystką.
  4. U mojej suni on-ki było to pierwszą oznaką choroby ! Zwalaliśmy na nerwowość, traumę związaną z wyprowadzką mojej córki - ulubionej przez sunię, suchą karma, piciem wody itp. Tylko, że nawyki żywieniowe i rytm spacerkowy był taki sam, a piesia była u nas od 2 i poł roku i nie sikała. Sikała tak ponad trzy miesiące i zauważyliśmy guz na brzuchu. Zaczęła też pod koniec pokrwawiać - taka niby-cieczka. 10 dni temu miała udaną operację usunięcia guza oraz sterylizację i nie zsikała się ani razu po zabiegu, nawet w ten sam dzień po wybudzeniu z narkozy ! Aha - badanie moczu wyszło akurat OK, ale była cysta na jajniku i to powodowało te zaburzenia.
  5. Dzięki za porady - rzeczywiście wokół suni za dużo się ostatnio dzieje i to ją pewnie przerasta. Dzisiejsza wizyta o doktora o dziwo przebiegła dużo lepiej - a nawet jakby jej pomogła. Trzeba ją było znowu położyć na stole na boku i przytrzymać, ale leżała dość spokojnie i nie robiła wrażenia takiej przerażonej jak poprzednio. Nie trzęsła się tak i nie chowała, tylko po zejściu ze stołu i po zakończeniu wizyty dostała nagle wigoru i z wielką werwą rwała do samochodu, jakby wiedziała, że to ostatnia na razie, bo wszystkie szwy zdjęte i pięknie się goi. Tylko antybiotyk ma wybrać do końca, jeszcze 5 dni. Po przyjeździe do domu poszłam z nią na spacer i zachowywała się praktycznie normalnie. Do tabletki niestety wieczorem musiałam ją wywlec z "budy" - czyli schowka pod schodami, gdzie ma posłanie - dzielnie się zapierała, tabletkę wsadziłam do pyska na siłę pokonując "szczękościsk". Nie warczy i nie gryzie tylko ściska pysk ile sił. Na szczęście ona biedaczka nie ma zębów z przodu tylko takie pniaczki i potem kły z boku, więc jest jak ją rozdziawić (nie wiadomo dlaczego tak ma, wyłamała w "starym" życiu, starła ? uszko też ma klapnięte po zaniedbanym ropniu :(). Małpa jedna wie jakoś, że w tym konkretnym kawałku pasztetu jest ta tabletka, bo jak już połknęła "paskudztwo", to następne kawałki paszteciku rąbała dobrowolnie i sama podchodziła po następny :). Michę też wcięła wreszcie bez problemu. Teraz łatwiej nam będzie wrócić na normalne tory, bo piesek w sumie zdrowy, musi tylko nabrać sil i nieco przytyć, bo jakaś chudzinka się zrobiła, waży niecałe 28 kg, kości sterczą, nie tylko tak "rasowo" żebra, ale i miednica. :( Ona za chętna do jedzenia nigdy nie była, łasować ludzkie, to tak, ale ilościowo to je raczej mało i byle co pozbawia ją apetytu. Jakiś czas jadła głównie suche i jakieś smaczne resztki z rosołu itp., ale w tej chorobie zastrajkowała i za radą weta wróciłam do kuchni "domowej". Sabcia mimo swoich "dziwactw" jest bardzo kochanym i bardzo niekłopotliwym pieskiem, w domu bardzo spokojna, na spacerze fajny towarzysz, nigdy nie ciągnie, dostosowuje tempo, szybko oduczyła się atakować rowery i inne psy, patrzy tylko za mną, po puszczeniu wolno biega, ale się bardzo pilnuje i wraca na wołanie - ma jakby taką "niewidzialną" smycz. Co ciekawe ona bardzo lubi być na smyczy ! Chodzi idealnie przy lewej nodze, jakby była szkolona. Nie przepada wychodzić sama i na ogrodzie nie zostaje bez nas, chyba, że jej każemy, szybko prosi łapą o wpuszczenie (drzwi balkonowe dość zdrapane niestety). Ale potrafi pilnować i szczeka i groźnie zachowuje się do obcych za płotem, akceptuje tylko, gdy samemu się wprowadzi gościa. W domu nigdy nie szczeka, nawet na komendę głos, nie potrafimy ją tego nauczyć. Z kolei na początku nie robiła wrażenia jakby znała dom - to potwierdzał także Domek Tymczasowy, początkowo podobno w ogóle nie chciała wchodzić do domu. Jednak teraz dąży do wejścia do domu, choć w domu jest aż za bardzo spokojna, przeważnie leży "u siebie" i czasem zagląda do kuchni, zwłaszcza, gdy są smakowite zapachy :) Nie lubi mężczyzn w strojach roboczych, boi się i reaguje agresywnie. W stosunku do domowników oraz gości wprowadzonych przez nas jest pokorna i nigdy nawet nie warknęła, mojego męża lubi i przyjaciół - panów też nie boi się, choć zachowuje dystans. Lubi jeździć samochodem, chętnie wsiada, grzecznie leży, nie szczeka, jak moja poprzednia Saba. Szkoda, że historia Saby jest w sumie nieznana, skąd przybyła, co jej się przydarzyło, co przeżyła. Może łatwiej byłoby ją zrozumieć.
  6. Spróbuję, choć nie wiem, jak to będzie. Z nami mieszka moja starsza niepełnosprawna mama, która od początku ignoruje psa - i pies ją, tak już dwa lata... Już myslalam, że powinien był ktoś inny jechać z Sabcią do weta, ale pewnie wtedy sunia pewnie dostałaby zawału, a jeszcze jest tak, że do osób "spoza" ona wcale nie jest taka łagodna, wszystkich obcych obszczekuje i warczy, a pana który wszedł bez naszej wiedzy za furtkę po jakieś narzędzia ogrodowe pogoniła i uszczypiła ! W sumie dobrze, bo pilnuje i teraz boją się i nie włażą bez pytania.:) U nas w domu od początku nigdy nie zachowała się agresywnie, do mnie jest taka najbardziej pokorna, a ja aż taka straszna nie jestem, nigdy nie krzyczę na pieska, o rękoczynach nie wspominając, poprzednią sunię, też on-ke przygarnietą (ale nie ze schronu) rozpuściłam niemożliwie. Najbardziej to jeszcze szła na żarcie - a ja "rządzę jedzonkiem" w domu, no a teraz szlak to trafił... IDE JUŻ DO WETA !!!
  7. [IMG]http://www.dogomania.pl/images/ranks/0amator.gif[/IMG] [IMG]http://www.dogomania.pl/images/reputation/reputation_pos.png[/IMG] DołączyłJul 2011Mieszka wGliwicePostów19 Sunia jest u nas od ponad dwóch lat, została wzięta z Domu Tymczasowego, po schronisku, w którym inne psy chciały ją zagryźć - tak była wycofująca i słaba psychicznie. Historia Saby tu: [URL="http://www.dogomania.pl/threads/128091-OWCZARKOWATA-sunia-nied%C5%82ugo-B%C4%98DZIE-OFIAR%C4%84-PS%C3%93W-MA-DOM"]www.dogomania.pl/threads/128091-OWCZARKOWATA-sunia-niedługo-BĘDZIE-OFIARĄ-PSÓW-MA-DOM[/URL] U nas Sabcia pomału doszła do siebie, choć nigdy nie była zbyt spontaniczna, jednak przybiegała na wołanie, dawała łapę, żebrała o smakołyki, bardzo lubi spacery i grzecznie chodzi na smyczy. Niczego w domu nie niszczy, posłuszna aż za bardzo, jedynie czasami kradnie jedzenie ;) Przestała bać się mężczyzn - poprzednio panicznie - tzn, akceptuje męża (nawet bardzo, gdyż on dzieli się z nią jedzonkiem) i naszych znajomych, ale facetów zza płotu nienawidzi ! Niestety przyszła choroba - nowotwór gruczolak, który zaczął się raptownie powiększać i konieczność szybkiej operacji, która odbyła się w zeszłą środę. Operacja była długa i ciężka, piesek stracił ponad litr krwi, jednak szybko się pozbierał, teraz Saba ma się zdrowotnie chyba dobrze, jutro zdjęcie szwów. Biega, nie widać, żeby ją coś bolało, nie liże się po ranie, rana jest sucha i nie spuchnięta, piesek je dość chętnie. Ale jest kłopot, gdyż zdziczała mi kompletnie przez tą operację i leczenie. Zawsze pozostała po wcześniejszych swoich przejściach dość nieufna i lękliwa, ale ostatnio było już całkiem dobrze. W ogóle niekorzystnie stało się z tą chorobą, gdyż w tym samym czasie moja córka Ania, do której Saba była najbardziej przywiązana, bo Ania poświęcała jej kiedyś dużo czasu po przywiezieniu z DT z Jaworzna, przy niej sunia była bardziej swobodna, ale Ania najpierw wyjechała na wakacje, a potem wyprowadziła się "na swoje". Przychodzi tylko od czasu do czasu, rozbawia, pies ożywia się wtedy, niestety na krótko - a nawet mam wrażenie, że potem jest jeszcze bardziej wycofany. Ze mną Sabcia przed operacją już zaczęła łapać coraz lepszy kontakt, chodziłam na spacery, przekupywałam łakociami, a teraz wszystko szlak trafia.:angryy: Nawet na początku, te parę dni po operacji nie było to tak widoczne, może miała mniej siły. Dawałam jej w domu kroplówki i zastrzyki do wenflona, przy których była bardzo grzeczna, nawet sama dawała łapkę... Teraz muszę jej oglądać i przemywać brzuch, czego ona nie cierpi, a najgorzej znosi podawanie tabletek. Najpierw jadła w pasztecie, raz rozgryzła i zraziła się, teraz nie chce już ode mnie z ręki jedzenia, ucieka, zaciska pysk, muszę tę tabletkę wciskać na siłę - bo przecież jest konieczna. I do weta to ja ją wożę i muszę trzymać. W sumie jest pokorna, aż za bardzo - nie warczy, nie próbuje ugryźć, nawet jak wsadzam rękę między zęby (ja bym chyba ugryzła :diabloti:), nie stawia się, nawet tak bardzo nie ucieka, tylko taki bierny opór, ogon pod brzuch, przypada do ziemi i jest przerażona coraz bardziej moją osobą, nie patrzy na mnie, tylko w bok :-( . Zachowuje się teraz niewiele lepiej niż po przyjściu do nas, a było to 2 i pól roku temu... Jeszcze jutro rano idę z nią na zdjęcie szwów... Nie wiem czy sobie da to zrobić i jak to będzie wyglądało. Ostatnio przy oglądaniu rany razem z panią wet musiałyśmy psa podnieść i położyć do góry nogami na wysokim stole i Pani popryskała ją zimnym sprajem po brzuszku ! - Sabcia oniemiała, wytrzeszczyła oczy... I mam wrażenie, że od tego czasu bardzo się boi i to głównie mnie... :oops::placz: [B]CO ROBIĆ ?! [/B] [B][U]Ten pies mnie znienawidzi[/U][/B] !!! :shake: Już późno, a ja nie mogę spać przez to, jak pomyślę o jutrzejszym dniu - jak Sabci pomóc, bo bardzo ją kocham ! :-( Czy ta trauma w ogóle jej przejdzie ?! Zapomni ? Jak mam się zachowywać ? [B] [IMG]http://www.dogomania.pl/images/icons/icon1.png[/IMG] [/B]
  8. [IMG]http://www.dogomania.pl/images/ranks/0amator.gif[/IMG] [IMG]http://www.dogomania.pl/images/reputation/reputation_pos.png[/IMG] DołączyłJul 2011Mieszka wGliwicePostów19 [B] [IMG]http://www.dogomania.pl/images/icons/icon1.png[/IMG] [/B] [INDENT] Sunia jest u nas od ponad dwóch lat, została wzięta z Domu Tymczasowego, po schronisku, w którym inne psy chciały ją zagryźć - tak była wycofująca i słaba psychicznie. U nas pomału doszła do siebie, choć nigdy nie była zbyt spontaniczna, jednak przybiegała na wołanie, dawała łapę, żebrała o smakołyki. Niestety przyszła choroba - nowotwór i konieczność szybkiej operacji, która odbyła się w zeszłą środę. Operacja była długa i ciężka, piesek stracił ponad litr krwi, jednak szybko się pozbierał, teraz Saba ma się zdrowotnie chyba dobrze, jutro zdjęcie szwów. Biega, nie widać, żeby ją coś bolało, nie liże się po ranie, rana jest sucha i nie spuchnięta, piesek je dość chętnie. Ale jest kłopot, gdyż zdziczała mi kompletnie przez tą operację i leczenie. Zawsze pozostała po wcześniejszych swoich przejściach dość nieufna i lękliwa, ale ostatnio było już całkiem dobrze. W ogóle niekorzystnie stało się z tą chorobą, gdyż w tym samym czasie moja córka Ania, do której Saba była najbardziej przywiązana, bo Ania poświęcała jej kiedyś dużo czasu po przywiezieniu z DT z Jaworzna, przy niej sunia była bardziej swobodna, ale Ania najpierw wyjechała na wakacje, a potem wyprowadziła się, przychodzi tylko od czasu do czasu pobawić się z Sabcią, pies ożywia się wtedy, niestety na krótko. Ze mną Sabcia przed operacją już zaczęła łapać coraz lepszy kontakt, chodziłam na spacery, przekupywałam łakociami, a teraz wszystko szlak trafia.:angryy: Nawet na początku, te parę dni po operacji nie było to tak widoczne, może miała mniej siły. Dawałam kroplówki, przy których była bardzo grzeczna, nawet sama dawała łapkę. Teraz muszę jej oglądać i przemywać brzuch, czego ona nie cierpi, a najgorzej znosi podawanie tabletek. Najpierw jadła w pasztecie, raz rozgryzła i zraziła się, teraz nie chce już ode mnie jedzenia, ucieka, zaciska pysk, muszę tę tabletkę wciskać na siłę - bo jest konieczna. I do weta to ja ją wożę i muszę ją trzymać. W sumie jest pokorna, nie warczy, nie próbuje ugryźć, nawet jak wsadzam rękę między zęby (ja bym chyba ugryzła :diabloti:), nie stawia się, nawet tak bardzo nie ucieka, tylko taki bierny opór, ogon pod brzuch, przypada do ziemi i jest przerażona coraz bardziej moją osobą, nie patrzy na mnie, tylko w bok :-( . Zachowuje się teraz niewiele lepiej niż po przyjściu do nas, a było to 2 i pól roku temu... Jeszcze jutro rano idę z nią na zdjęcie szwów... Nie wiem czy sobie da to zrobić i jak to będzie wyglądało. Ostatnio przy oglądaniu rany razem z panią wet musiałysmy psa podnieść i położyć do góry nogami na wysokim stole i Pani popryskała ją zimnym sprajem po brzuszku ! - Sabcia oniemiała, wytrzeszczyła oczy... I mam wrażenie, że od tego czasu bardzo się boi i to głównie mnie... :oops::placz: [B]CO ROBIĆ ?! [/B] [B][U]Ten pies mnie znienawidzi[/U][/B] !!! :shake: Już późno, a ja nie mogę spać przez to,jak pomyślę o jutrzejszym dniu - jak pieskowi pomóc, bo bardzo ją kocham ? :-( Czy ta trauma w ogóle jej przejdzie ?! [/INDENT]
  9. Saba ma się zdrowotnie chyba dobrze, jutro zdjęcie szwów. Biega, nie liże się po ranie, je dość chętnie. Ale jest kłopot, gdyż zdziczała mi kompletnie przez tą operację i leczenie. Zawsze pozostała po wcześniejszych swoich przejściach dość nieufna i lękliwa, ale ostatnio było już całkiem dobrze. W ogóle niekorzystnie stało się z tą chorobą, gdyż w tym samym czasie moja córka Ania, do której Saba była najbardziej przywiązana, bo Ania poświęcała jej kiedyś dużo czasu po przywiezieniu z DT z Jaworzna, przy niej sunia była bardziej swobodna, ale Ania wyjechała na wakacje, a potem wyprowadziła się, przychodzi tylko od czasu do czasu pobawić się, pies ożywia się wtedy, niestety na krótko. Ze mną Sabcia już zaczęła łapać coraz lepszy kontakt, chodziłam na spacery, przekupywałam łakociami, a teraz wszystko szlak trafia. Nawet na początku, te parę dni po operacji nie było to tak widoczne, może miała mniej siły. Dawałam kroplówki,teraz muszę jej oglądać i przemywać brzuch, czego ona nie cierpi, a najgorzej znosi podawanie tabletek. Najpierw jadła w pasztecie, raz rozgryzła i zraziła się, teraz nie chce już ode mnie jedzenia, ucieka, zaciska pysk, muszę tabletkę wciskać na siłę. I do weta to ja ją wożę i muszę ją trzymać. W sumie jest pokorna, nie warczy, nie stawia się, nawet tak bardzo nie ucieka, tylko taki bierny opór, ogon pod brzuch, przypada do ziemi i jest przerażona coraz bardziej moją osobą, nie patrzy na mnie, tylko w bok :( . Zachowuje się niewiele lepiej niż po przyjściu do nas, a było to 2 i pól roku temu... Jeszcze jutro rano idę z nią na zdjęcie szwów... Nie wiem czy sobie da to zrobić i jak to będzie wyglądało. Ostatnio przy oglądaniu rany razem z panią wet musiałysmy psa podnieść i położyć do góry nogami na stole i Pani popryskała ją zimnym sprajem po brzuszku ! - Sabcia oniemiała, wytrzeszczyła oczy... [B]CO ROBIĆ ?! [/B] [B][U]Ten pies mnie znienawidzi[/U][/B] !!! :( Nie mogę spać przez to,jak pomyślę o jutrzejszym dniu - jak pieskowi pomóc ?
  10. Dziękuję za mądre rady :) Z tym winem, to oczywiście żart ;)
  11. [quote name='molosmolos']royala convalescent support - po konsultacji z wetem - po usunięciu guzów niektóre pokarmy/substancje mogą być niewskazane.[/QUOTE] No właśnie - mi wet powiedział, że najlepiej domowe jedzenie gotowane (typu ryż z mięsem i warzywami i "nie przesadzać - jak pies ma się pozbierać, to się pozbiera...". Może faktycznie zbyt intensywne białkowe jedzenie pobudza wzrost guza. Więc na razie gotuję j.w.. chciałam dawać wątróbkę tradycyjnie "na krew", bo straciła dużo krwi w czasie operacji, ale znów wyczytałam, że nie bardzo wskazana dla psa. Czerwonego wina też pewnie nie wypije ;) ;) ;)
  12. W lutym 2009 odeszła nasza "stara" Saba - ON-ka nie do końca rasowa. Pozostawiła wielką pustkę, wpisałam za kilka dni w google Saba owczarek i pojawiła się informacja o Sabie szukającej domu (Temat: [URL="http://www.dogomania.pl/threads/128091-OWCZARKOWATA-sunia-nied%C5%82ugo-B%C4%98DZIE-OFIAR%C4%84-PS%C3%93W-MA-DOM"]OWCZARKOWATA sunia niedługo BĘDZIE OFIARĄ PSÓW-MA DOM). [/URL] W ten sposób w naszym domu pojawiła się ponad 6-letnia biedna Sabcia z klapniętym uszkiem, bez przednich zębów, zastraszona, wycofana - przeciwieństwo naszej rozpuszczonej, nadaktywnej, pewnej siebie psiuni. Teraz przeszliśmy ciężkie chwile - operacja nowotworu, lecz Sabcia dzielnie daje sobie radę i wraca do zdrowia. To stara Sabcia znalazła jej dom !
  13. Czyli - trochę jak w pięknej pieśni Okudżawy: [I]Panie, ofiaruj w dobroci swej czego nam w życiu brak...[/I]
  14. Saba pomimo swoich poschroniskowych przejść to bardzo posłuszny i mądry piesek. jak miała kroplówkę, to pokazałam jej rurkę i że jest przymocowana do łapki, ona traktowała to jak taką inną smycz i grzecznie leżała aż odepnę, mogłam wszystko zrobić w tym czasie w domu w ciągu ponad dwóch godzin. Opatrunek pokazuję jej i mówię, ze nie wolno i to wystarcza, staram się mieć ją na oku, ale do tej pory nie zerwała domowo zrobionej opaski z frotowego prześcieradła. Byłam dziś z nią na dłuższym spacerze - trochę słaba, ale chętnie szła, je dobrze. Chyba będzie zdrowa :) Operacja(i badania przed) była dość droga - 500 zł, może gdzieś jest taniej, podobno dr Kokoc w Rudzie też jest polecany, ale ja wolę bliżej, mam doktora na telefon w każdej chwili no i uważam, że taka długi i ciężki zabieg był na pewno wart tej ceny.
  15. Dzięki za dobre życzenia. Saba po środowej operacji (bardzo ciężkiej, jak się okazało i długiej - ponad 2 godziny) szybko dochodzi do siebie. Już dziś chodziłyśmy na spacer, zaczęła jeść, wydaje się, że nie boli ją specjalnie. Doktor Spólnicki z przychodni w Gliwicach ma złote ręce - i takież serce ...
  16. Moja sunia przeszła operację - guza gruczolaka i usunięcia macicy, wykrwawiła się mocno w czasie zabiegu. Guzek wpierw mały i do obserwacji i ewentualnego planowego wycięcia po cieczce wraz ze sterylizacją urósł blyskawicznie, zropiał, powiekszył się w ciągu tygodnia, dwóch do wielkości pomarańczy ! Zbiegło się to z powaznymi problemami zdrowotnymi mojej 92-letniej mamy i dużymi innymi problemami, także finansowymi, żylam jak w amoku, w efekcie zaniedbałam pieska, nie kontrolowałam wzrostu guza :oops::placz: A wzięłam ją przez Forum ponad dwa lata temu.Ma chyba teraz ok. 9 lat. Sunia zbyt cierpliwa, spokojna, nie dająca znać o sobie - ale moja wielka wina :oops::oops::oops: Na usprawiedliwienie ja też w tym czasie zaniedbałam też własne sprawy zdrowotne i okazało się, że mam od co najmniej kilku miesięcy krawiące nadżerki na żoładku :-( Operacja pieska przeszła jednak na szczęście dobrze, ale sunia jest osłabiona, doszło do krwotoku w trakcie zabiegu, straciła ponad litr krwi. To było w środę rano, najpierw było dużo kroplówek, robiłam jej w domu, teraz Sabcia jest już wesoła, chce jeść, pije wodę, nie ma gorączki i rana wygląda dobrze. Przedtem jadła przeważnie suche, bo mało czasu na gotowanie, ale zwsze była dość chuda. Teraz gotuję jej kurczaka i indyka z ryżem i warzywami, wcina aż się uszy trzęsą, nawet za dużo, więcej niż przed zabiegiem. Co jej dawać, żeby doszła do siebie ? Wet mówił tak ogólnie i żeby jej gotować, więc gotuję. Dawać surową wątróbkę na krew ? Daję jej też zółtko, ile można tygodniowo ? Słyszałam, że są preparaty, które zapobiegają wznowie nowotworowej - jakieś wyciągi z migdała czy coś.
  17. Może metafizycznie, może psychicznie. Może jedno i drugie. Ja miałam poczucie, że po odejściu pierwszego psa Saby powstała pustka oraz pewne zobowiązanie - dług otrzymanej miłości od psiego przyjaciela. Dług można spłacić zadośćuczynieniem, a pustka to oznacza także miejsce wolne, a to stwarza nadzieję - nadzieję na uratowanie życia innego zwierzęcia i danie mu szansy, a także sobie. Ludzkie życie jest dłuższe niż psie, jest w nim miejsce na więcej niż jedno zwierzę, a każde znajdzie swoje miejsce w sercu dobrego czlowieka. Przyjaciele nie są zastępowani, oni dołączają. My po śmierci pierwszej Saby wpisaliśmy prawie nieświadomie na komputerze "Saba Sabcia" - i pojawiło się ogłoszenie z tego forum - o Sabci owczarkowtaej suni, która może paść ofiarą psów. Jest z nami od 2 i pół roku. :)
  18. Mnie to spotkało - powrót ukochanego psa - tylko w pewnym stopniu "na odwrót". [B]Opowieść o dwóch Sabach.[/B] Nasza pierwsza Sabcia znalazła sie u nas przypadkiem - wzięliśmy ją od znajomego właściciela hurtowni. Młoda 10-miesięczna on-ka nie nadawała się do pilnowania: szczekała i wyła, gdy była sama, a z wielką radością witała każdego, kto naruszał teren. Gdy mąż przyjechał w interesach do kolegi natychmiast przypadła do niego, weszła do samochodu i nie chciała wyjść - wprosiła się wprost nachalnie i tak przybyła do naszego domu. Była psem nieslychanie żywiołowym, takie psie ADHD, kochała wszystkich, nie tolerowała być sama, dużo szczekała, witała przesadnie - wyjąc, szczekając, skacząc, liżąc, nie bała się niczego, co dziwne uwielbiała burzę, szczekała i cieszyła się na petardy sylwestrowe (kiedyś o mało nie aportowała petardy !), na spacerze ciągnęła niemożliwie mimo szkolenia, ale była eksplozją uczuć i spontaniczności, wołana przybiegała omalże przewracając się o własne łapy, zamęczała wszystkich o aportowanie, pięknie pozowała do zdjęć, miała charakter i zęby też potrafiła pokazać. Jej nadmiar miłości i ekspresji oraz nieustanna aktywność bywały męczące... Nieraz marzyliśmy o spokojniejszym. bardziej zrównoważonym i nie wymagającym aż tyle uwagi psie ;) ;) Żyła Sabcia z nami 12 lat, odeszła uśpiona, bo strasznie cierpiała - miała sparaliżowane tylne nogi, które tak ją bolały, że gryzła je do kości, wyła z bólu, nie jadła. Odeszła spokojnie, Pan Doktor przyszedł do domu i rozmawiając z nami jak znajomy, pogłaskał i zrobił jej pożegnalny zastrzyk... Zasnęła mocno, jak co wieczór po długim spacerze. Pochowaliśmy Sabcię za domem, tam gdzie lubiła biegać. :( Po jej śmierci zapanowała pustka. Nie było dnia, żebyśmy nie myśleli o niej. Po tygodniu siadłam przed kompem i tak prawie machinalnie wpisałyśmy z córką: "[I]Saba[/I] [I]Sabcia owczarek[/I]" i wyskoczyło: "[I]Sabcia, owczarkowata... grzeczna sunia domowa...będzie zagryziona przez psy...szuka domu".[/I] To Saba z tego forum - 2009 r. Było zdjęcie bidy z klapniętym uszkiem, wystraszonej, nie najmłodszej. Po krótkiej dyskusji mąż z córką (ja nie moglam, bo nie miałam wolnego w pracy) pojechali do Jaworzna do DT (Dzięki Ci Lunarmermaid za Sabcię !) i przywieźli Sabę II. Nie bardzo chciała się przystosować, musieliśmy bardzo długo zabiegać o jej względy i dać poczucie bezpieczeństwa - nasza stara Saba od razu sama zdobywała nasze uczucia i uznała nowe terytorium za swoje. Poza wyglądem owczarkowatym - kompletne[U] psychiczne przeciwieństwo ;)[/U]: starsza wiekiem (ok. 6 lat), uciekająca przed ludźmi, zero spontaniczności, taki "niewidzialny pies" leżący w kąciku, z zablokowaną aż nadmiernie agresją, poddający się, nie walczący o siebie, ma ogromny strach przed burzą, a także aparatem fotograficznym, różne inne fobie, sunia bardzo nadwrażliwa i delikatna - ze złamaną, zahamowaną psychiką. Ale w głębi, pod otoczką strachu kryło się dobre, choć dżące ze strachu psie serduszko, pragnące miłości i mocno kochające - ale tak cichutko, machając tylko końcem ogonka, patrząc ukradkiem, liżąc szybko końcem jęzorka. Nie chce nadal za nic aportować, łapę zaczęła podawać po dwóch latach, jednak rozumie mowę, bo reaguje odpowiednio na wiele komend i wypowiedzi (a najlepiej na "daj to psu" ;) ), wita powściągliwie, albo wcale, nie potrafi dać głosu na polecenie, czasem coś próbuje bezgłośnie, (szczekać zza płotu na szczęście zaczęła dość szybko), ale za to przepięknie chodzi na smyczy, choć pewnie nie była szkolona, zawsze bardzo zgodna i pokorna - taki psi aniołek (ale ma też jeden grzeszek - kradnie jedzonko, gdy nikt nie widzi i bywa uparta - taki bierny opór, udaje, że nie słyszy ;) ). Jest niekłopotliwa, w swojej chorobie pozwala wszystko zrobić, podaje łapę na kroplówkę, wącha strzykawke i liże rękę robiącą zastrzyk. Mam wrażenie, że poddaje się z coraz większym zaufaniem i oddaniem, a mniejszym strachem. Mamy po prostu jednego psa w dwóch.:) To chyba nasza stara Sabcia pamiętając nasze narzekania zrobiłam nam takiego psikusa :) ;) ) Tak poważnie - uważam, że odbierając w pewnym sensie życie jednemu pieskowi, którego nie potrafiliśmy uratować, a zdecydowaliśmy się wziąć na siebie ciężar skrócenia mu cierpień - mamy dług i spłacimy go ratując życie innemu psu, skazanemu na śmierć nie przez chorobę, ale przez bezdusznych ludzi... A Saba nam go wskazała... Teraz przeżyliśmy wielki stres - Saba przeszła w środę ciężką operację - usunięcie nowotwora - gruczolaka zropiałego i penetrującego do jamy brzusznej oraz jednoczesne usunięcie macicy, prawie się wykrwawiła, operacja trwała 2 i pół godziny, ale Doktor miał złote ręce i Sabcia przeżyła, dziś już zjadła sporo i czuje się lepiej ! :) :) Walczyliśmy o nią i udało się, to jeszcze nie jej czas, by odejść. Po tej chorobie jest nawet jakby weselsza i bardziej okazująca uczucia. Na pewno zauważylismy, że bardzo uradowała się na nasz widok i wie, że wróciła do swojego domu ! My nawet jako rodzina staliśmy się lepsi - mamy spory temperament, ale od czasu przyjścia nowej Saby unikamy głośnej wymiany zdań, bo ona zaraz się boi i chowa (stara przeszczekiwała się wraz z nami ;) ;) )
  19. Ela B.

    psia eutanazja

    [quote name='Marta1990']współczuje z całego serca to straszne stracić przyjaciela[/QUOTE] Też to przeżylismy żegnajac naszą pierwszą Sabę. Nadal pamiętam każdą chwilę. Pojawienie się drugiej Saby w naszym życiu uznałam za znak - to że tak samo się nazywa i że też była skazana na śmierć, tylko nie przez chorobę, ale przez ludzi, a jeszcze gorsze od smierci odtrącenie. Uznałam, że mam w sercu dość miejsca, by pomieścić w nim jeszcze jednego pieska, takiego najbardziej potrzebującego i to właśnie pierwsza Sabcia nas tego nauczyła - że w życiu człowieka jest miejsce dla niekochanych, "mało wartościowych użytkowo",bez medali i rodowodów, czasem nawet niepięknych piesków, takich, które nie zawsze potrafią (na początku) okazać miłość, według naszych ludzkich, próżnych oczekiwań. A czasem takich psich przyjaciół, o których wiemy, że trzeba ich będzie szybko pożegnać - najwiekszy szacunek dla takich osób, które to udżwigną i adpotują starszego i chorego psa. Na naszą drugą Sabę jeszcze nie nadszedł czas, jeszcze skorzysta z życia - czuje się lepiej, operacja się udała, zaczęła jeść, robi się wesoła, a nawet jakby bardziej spontaniczna niż przed chorobą. Czasem mam poczucie, że mam dwa pieski, lub jakby "dwa w jednym", coraz mniej bolało, a teraz wzrusza. jednemu pieskowi musiałam w pewnym sensie odebrać życie - aby nie skazywać go na dalsze okropne cierpienia, więc powinnam pomóc ocalić życie innemu - to był mój dług wobec Saby. Może Bella też Wam wskaże drogę ?
  20. Ela B.

    psia eutanazja

    Sabcia już po operacji - bardzo ciężkiej jak się okazało i długiej (aż 2 i pół godziny !), ale przeżyła i znowu jest z nami. Przerzutów nie było, ale guz głęboko wrastał i był zropiały i bardzo ukrwiony, przez co doszło do krwotoku i piesek stracił ponad litr krwi. usunięto macicę, która byla bardzo krucha i też stworzyła problemy przy wycinaniu, inne guzki gruczołowe wielkości orzecha laskowego, wykonano tylko częściową mastektomię, gdyż piesek już by nie przetrzymał tak rozległego zabiegu. Saba jednak jest bardzo dzielna i odporna. Zabieg skończył się przed 12-tą, a o 15-tej sama wstała na nogi i pomalutku poszła z nami do auta. Widać, że jest całkiem nasza i wie, gdzie jest jej dom i jej ludzie. W domu poleżała godzinę i podeszła do drzwi prosząc o spacer, wyszła pomaleńku, wysiusiała się i zrobiła kupę ! To chyba dobry znak. Pije wodę, jeść na razie nie dostaje, ma wenflon i trzy duże kroplówki do zrobienia w domu - dziś jedna, jutro dwie i zastrzyk przeciwbólowy do wenflona. Damy radę, bo już płukałam kroplówkami "zatkanego" kocura - to dopiero było wyzwanie ! :) Doktor powiedział, że ma duże szanse dojść do siebie, tylko trzeba ją odżywić, więc wracamy do gotowania dla pieska, mamy zacząć od rosołku z kurczaka i ryżu, następnie z gotowanym mięskiem. Chyba z Sabą będziemy jadły razem, gdyż ja ostatnio mam problemy z żołądkiem, mam jakieś nadżerki i też mi zalecają takie jedzonko ;) Tak się cieszę, że się udało - oby dalej wszystko poszło dobrze. Bardzo przywiązaliśmy się do Sabci. Pomogła nam przetrwać bardzo trudne chwile. Jest bardzo wrażliwa, specyficzna w zachowaniu, taki trochę "niewidzialny" pies - tak bywa po traumie (bo Sabcia jest ze schroniska i była objęta pomocą wspaniałych osób z tego forum), ale w tej jej chorobie coraz bardziej widać, że ona wie, że jest nasza i kocha - tak po cichutku, ale mocno.
  21. Sabcia już po operacji - bardzo ciężkiej jak się okazało i długiej (aż 2 i pół godziny !), ale przeżyła i znowu jest z nami. Przerzutów nie było, ale guz głęboko wrastał i był zropiały i bardzo ukrwiony, przez co doszło do krwotoku i piesek stracił ponad litr krwi. usunięto macicę, która byla bardzo krucha i też stworzyła problemy przy wycinaniu, inne guzki gruczołowe wielkości orzecha laskowego, wykonano tylko częściową mastektomię, gdyż piesek już by nie przetrzymał tak rozległego zabiegu. Saba jednak jest bardzo dzielna i odporna. Zabieg skończył się przed 12-tą, a o 15-tej sama wstała na nogi i pomalutku poszła z nami do auta. Widać, że jest całkiem nasza i wie, gdzie jest jej dom i jej ludzie. W domu poleżała godzinę i podeszła do drzwi prosząc o spacer, wyszła pomaleńku, wysiusiała się i zrobiła kupę ! To chyba dobry znak. Pije wodę, jeść na razie nie dostaje, ma wenflon i trzy duże kroplówki do zrobienia w domu - dziś jedna, jutro dwie i zastrzyk przeciwbólowy do wenflona. Damy radę, bo już płukałam kroplówkami "zatkanego" kocura - to dopiero było wyzwanie ! :) Doktor powiedział, że ma duże szanse dojść do siebie, tylko trzeba ją odżywić, więc wracamy do gotowania dla pieska, mamy zacząć od rosołku z kurczaka i ryżu, następnie z gotowanym mięskiem. Chyba z Sabą będziemy jadły razem, gdyż ja ostatnio mam problemy z żołądkiem, mam jakieś nadżerki i też mi zalecają takie jedzonko ;) Tak się cieszę, że się udało - oby dalej wszystko poszło dobrze. Bardzo przywiązaliśmy się do Sabci. Pomogła nam przetrwać bardzo trudne chwile. Jest bardzo wrażliwa, specyficzna w zachowaniu, taki trochę "niewidzialny" pies - tak bywa po traumie, ale w tej jej chorobie coraz bardziej widać, że ona wie, że jest nasza i kocha - tak po cichutku, ale mocno.
  22. Ela B.

    psia eutanazja

    Saba właśnie na operacji ! Na szczęście nie było przerzutów, pan Doktor ma dobrą rękę i serce, więc powinno być dobrze. Sabcia ma jeszcze czas z nami się pożegnać, przecież dopiero od niedawna zaznaje radości życia. Jednak gdyby były przerzuty do płuc i pieska czekały tylko męczarnie - a już nacierpiała się z tym obrzydliwstwem na brzuchu - to pozwoliłabym jej zasnąć. Człowiek jeszcze znajdzie sens w cierpieniu, ale zwierzę tylko pragnie pomocy i ulgi - to więc powinien właściciel dla swojego przyjaciela zrobić.
  23. Wlaśnie doktor Spólnicki z tej przychodni operuje moją sukę z nowotworem na brzuchu. Na szczęście nie ma przerzutów w płucach, więc jest szansa, a Saba jest w dobrych rękach.
  24. Ja chodzę z moimi zwierzętami (koty i pies) w Gliwicach do przychodni na ul. Ku Dołom, ok. ul. Wójtowskiej. Wszyscy lekarze trzymają poziom, Bardzo cenię dr Kręczyńską, poza tym jeszcze bylam u dra Spólnickiego i dra Hałuna, są też bardzo dobrzy. Spólnicki uratował mi ostatnio "zatkanego" kocura, kiedyś przyjechał do domu uspić nieuleczalnie chorego psa - przy czym zachowywał się bardzo kulturalnie i delikatnie i pomógł nam przejść przez to. Teraz czekam na operację suki planowaną na środę, jest to nowotwór, ale może jest szansa. Będzie wycinany guz i jednocześnie sterylizacja. Przed samym zabiegiem będą jeszcze badania - rentgen czy nie ma przerzutów (aby oszczędzić dwukrotnej narkozy), dokładnie mi Pani Doktor wyjasniła co i jak. Czasami żałuję, że nie jestem zwierzątkiem porównując traktowanie w gabinetach "ludzkich" doktorów, a i ceny zdecydowanie przystępniejsze. Mają tam RTG, badają na miejscu krew, udzielają dokładnych informacji.
  25. Ela B.

    psia eutanazja

    Mój pierwszy piesek usnął 2 i pół roku temu - w marcu 2009. To była owczarkowata suczka, żyła 11 lat. Pod koniec miała już całkowicie bezwładne tylne nogi z powodu zmian kręgosłupa, bolały ją bardzo, tak, że je gryzła do krwi, ciągnęła je po ziemi zostawiając krwawe ślady. Męczyła się tak, że za radą weta skróciliśmy jej cierpienia... Doktor przyszedł do domu, nasza Saba usnęła spokojnie i lezy w ogrodzie, który tak lubiła. Najpierw myśleliśmy, że już nie chcemy więcej psa, ale dom był tak pusty. Wpisałam tak jakoś nie wiem dlaczego w google "Saba owczarek" i znalazłam "Saba grzeczna sunia domowa owczarkowata - będzie ofiarą psów !" i na zdjęciu taka bida ze zdeformowanym uchem, śmiertelnie przestraszona (tutejszy stary wątek OWCZARKOWATA sunia niedługo BĘDZIE OFIARĄ PSÓW-MA DOM). Poczuliśmy, że to jakiś znak - wyglądała jak nasza Saba (prócz tego ucha) i czekała ją śmierć, jednak nie od choroby Na szczeście dobrzy ludzie przygarnęli ją do domu tymczasowego - na pewno też nie dali by jej zginąć, ale zajmowałaby miejsce dla innych piesków w potrzebie. Nie udało nam się uratować naszej Sabci, to może drugą się uda. Nasza stara Sabcia też byla "z odzysku", nie potrafiła pilnować hurtowni i mieszkać w kojcu, wyla bardzo,gdy byla sama, a każdego przybysza witała radośnie ;)Po Sabę II pojechał mój mąż z córką, ja nie mogłam zwolnić się z pracy, ale już byłam zdecydowana. Saba bardzo długo adaptowała się, nie chciała jeść, była przerażona, ale stopniowo pokochała nas, zaczęła pilnować ogrodu, podawać łapę, witać, okazała się, że to bardzo spokojny i grzeczny piesek, jednak nadal pozostała strachliwa, mało spontaniczna, choć bardzo przywiązana i z jej spojrzenia widać wszystko... TO NIE JEST TAK, ŻE ZASTĘPUJE SIĘ JEDNEGO PSA DRUGIM, TYLKO JEDEN ROBI MIEJSCE DLA NASTEPNEGO. Niektórzy pytali, dlaczego nazwaliśmy drugiego psa tak jak pierwszego i czemu ta sama rasa, że podobny - ale przecież myśmy nie wybierali - on BYŁ i czekał na nas ! Niestety teraz smutniejsza wiadomość - Sabcia z kłapciatym uszkiem jest poważnie chora - ma nowotwór, chyba gruczolak. W środę będzie zabieg, wcześniej rentgen, jeśli nie ma przerzutów to jest szansa. Saba je chętnie, chyba nic ją nie boli, ale widzę, że jest słaba. Trzymajcie kciuki, Sabcia ma pewnie ok. 9 lat, ale może jeszcze trochę będzie z nami, nieważne koszty leczenia, choc niemałe, operacja z badaniami prawie 500 zł i efekt niepewny, ale trzeba próbować ! - jednak, gdy pies będzie cierpieć pozostanie jedna decyzja, którą trzeba wziąć na siebie... :( Tym bardziej się martwię, gdyż obecnie nie będziemy przez jakiś czas wziąć pieska, czeka nas sprzedaż domu i przeprowadzka - z 90 babcią i dwoma kotami ! A piesek musi mieć spokój, szczególnie taki po przejściach, a pewnie taki jest nam przeznaczony.
×
×
  • Create New...