Wiem o tym że klapsy i pyszczek w siuśki to nie jest dobra metoda, ale nie mam takich warunków żeby uczyć psa siusiać na dworze pół roku, a kompletnie nie mam pojęcia co z nim zrobić, a na takich metodach mój ojciec wychowywał swoje psy (teraz to jest nasz rodzinny pierwszy piesek, bo tamte miał jak jeszcze nie założył rodziny)... Mieszkam w wieżowcu, a wokół są zasrane trawniki (KAŻDY TRAWNIK! nie ma czegoś takiego jak "ustronne miejsce", więc jedyne takie miejsce znajduję na chodniku, gdzie nie żre mi nic z ziemi), gdzie bez kompletu szczepień boję się go zanosić, a najbliższy trawnik z zakazem wstępu dla psów jest osiedle obok, czyli stanowczo za daleko jak na cogodzinne wychodzenie. A mój malec wczoraj zrobił 2x siusiu i raz kupkę na chodniku, ale siedziałam z nim wtedy prawie godzinę na dworze (czyli w sumie wyszło jakieś 2.5h przebywania na dworze i czekania aż pies po prostu nie wytrzyma i popuści), a on się wił i piszczał nieprzeciętnie jakby to był jakiś dla niego dyskomfort siuśnąć na dworze... Bo wychodzę dosłownie po każdej aktywności psa, już biorę jego zabawki na dwór i z gazetą też wychodziłam, ale wiatr wiał to zwiewał lub szeleściła i wolał się nią bawić. Na trawnik raz go puściłam, bo myślałam że jak powącha sobie to może mu się zachce, ale on wąchał kilka minut i albo zaczynał coś jeść (kamienie, liście i jakieś paskudztwa) albo się na trawę kładł. Co mam robić? Jak piesek zje to od razu go wynosić? (Jak tak zrobiłam to po 1.5h stania na dworze zrobił siusiu, bo już nie mógł wytrzymać) A może odczekać? Jeśli tak to ile czasu? A jeśli go przyłapię na siusianiu czy kupkaniu w domu, to podnieść bez słowa, czy skarcić "Fe!"? I później po takiej mojej interwencji od razu wynieść na dwór czy odczekać? KOMPLETNIE nie mam pojęcia co robić.